- Moderator
- #281
- 8 902
- 25 790
Jasne. Zwierząt można bronić w ramach każdej własnościowej doktryny, dysponując odpowiednio swoimi środkami - organizując banicje towarzyskie, bojkoty czy inaczej ostracyzmować sadystów, współdziałając z innymi, którym los zwierząt jest drogi. Ale to jest działanie już w ramach wytyczonych przez doktrynę, bez pretensjonalnego naginania jej do swoich postulatów światopoglądowych, całego tego wyjeżdżania z osobistymi ansami i interesami, jakie miałyby być normatywnie zabezpieczone na najwyższym szczeblu abstrakcji.Oczywiście, to nie oznacza, że libertarianizm jest niezgodny z ruchami dotyczącymi animal welfare (nie animal rights). Istnieje cała gama rynkowych mechanizmów, których celem jest wywarcie presji na właścicieli zwierząt, aby je lepiej traktowali.
Tego rodzaju zanieczyszczanie czystości myśli zawsze mnie najbardziej irytowało, bez względu na to, kto się go dopuszczał. To może jeszcze niech libertarianizm będzie za ruchem lewostronnym i swetrami z reniferami, co? Inaczej ich zwolennicy, nie otrzymując gwarancji wynikłych z aksjomatów, obrażą się i zostaną elektoratem etatystów...
To, czy libertarianie będą dbać o zwierzęta, czy nie, jest wypadkową ich preferencji i tyle - dla samej doktryny zwierzęta nie istnieją.
https://libertarianizm.net/threads/czy-dzieci-sa-wlasnoscia.1159/ - masz, baw się dobrze, mnie się znudziło wałkowanie tego w kółko.Świetnie, rozumiem. W takim razie co w przypadku niemowlaków?
Obawiam się, że nie znasz mojego stanowiska, wiec nie możesz nawet ocenić, jak ja z tą pułapką sobie radzę.Szach mat! Niestety wpadłeś w pułapkę argumentu marginalnych istot ludzkich.
Pewnie przeczytasz, ale nie u mnie, bo ja jestem propertarianinem. Wg mnie dzieci się nie samoposiadają, tylko stanowią własność swoich rodziców. Samoposiadanie mogą osiągnąć dopiero, gdy rodzice zrzekną się swych uprawnień do nich, czyli de facto władzy rodzicielskiej, lub gdy ona samoistnie wygaśnie - na przykład, gdy rodzice zginą.Pewnie zaraz przeczytam, iż to są oczywiście istoty, które są zawieszone w pełni praw do momentu uzyskania prawa o samostanowienia o sobie i będą rozumieć zasady oraz ideę prawa własności.
Właśnie.Ale załóżmy, że niemowlę ma wyrok śmierci z powodu choroby, pożyje z sześć miesięcy, albo urodziło się z trwałym uszkodzeniem mózgu i jego zdolności kognitywne nigdy się nie rozwiną, ergo nigdy nie pojmie libertariańskiego aksjomatu, nie będzie w stanie nawiązywać umów. Według tej logiki, z takim dzieciakiem można zrobić absolutnie wszystko, od gwałtu po akt kanibalizmu, bowiem stanowi wieczystą własność rodziców/opiekunów.
Ale co mnie obchodzą jacyś mniej radykalni myśliciele? Jeszcze inni mogliby uznawać, że należy zapewnić comiesięczną dostawę balonów i wiatraczków z odpustu. No i fajnie, ale jak to miałoby wynikać z doktryny? To jest zwykłe humanitariańskie chciejstwo i przemycanie swoich standardów moralnych, chociaż doktryna milczy odnośnie tego, jakie te standardy powinny być w różnych sytuacjach. Tak samo jak z prawami zwierząt. Zwyczajna nieuczciwość intelektualna i lobbing za pewną klasą wrażliwości kosztem innych, chociaż sama idea przez swoją nieokreśloność dopuszcza znacznie szersze spektrum dopuszczalnych zachowań.Rothbard by pewnie powiedział, że nie trzeba utrzymywać szczawia i może go wywalić, ale jednak byli i mniej radykalni myśliciele, którzy uznawali, że należy zapewnić minimalną egzystencję dziecku do momentu aż będzie mogło o sobie samostanowić.
No. I na tym polega drugi człon testu koszerności Madlocka - dotyczy właśnie dzieci. Ale Ty się wyłożyłeś już na pierwszym, o zwierzętach, a zwłaszcza pewnie tych futerkowych, które są urocze i miłe, w przeciwieństwie do karaluchów, więc nie było potrzeby dalszego zadawania pytań.Oczywiście znajdą się osoby, które konsekwentnie będą się trzymały stanowiska i zrównają niemowlaki czy osoby upośledzone ze zwierzętami, ale nie spodziewałbym się, poparcia myśli, że legitne jest dzieciobójstwo z następującą po niej kanibalizacją (czy tam odwrotnie).
Ostatnia edycja: