Libertarianizm normalny - czyli doktryna polityczna

kompowiec

freetard
2 579
2 645
Szkoda marnować czasu i życia na czerwonych bęcwałów. Ich się do niczego nie przekona. To są ludzkie odpady. Równie dobrze możesz przekonywać wariatów z domu wariatów. Lepiej robić swoje, a tę zarazę wyizolować.
potwierdzam. Żeby przekonać jakiegokolwiek komucha, sam musi się zderzyć z rzeczywistością twarzą w twarz (albo raczej twarzą w ścianę z kuleczką w potylicę...) jednak czasem i to nie wystarcza.

Już Fat wyjaśnił, że właśność terenu triumfuje nad samoposiadaniem, "bo tak", bo to jego aksjomat, bo tego aksjomatu potrzeba mu do budowania jego teorii. Ale pytanie "właściwie dlaczego tak"? pozostaje w mocy i pewnie będzie musiał się z nim kiedyś zmierzyć broniąc swojej teorii. Mnie łatwiej przekonać do aksjomatu samoposiadania nie aksjomatu wyższości własności ziemskiej.
To już było wyjaśniane w wątku "teoria własności".
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Ten cytat rzeczywiscie mocny. Rozumiem, ze jak w poradni ginekologicznej bede podawal nieswiadomym kobietom tabletki poronne, to konsekwencja dla mnie bedzie wyplacenie odszkodowania w rownowartosci rynkowej ceny spermy I komorki jajowej?
A przeczytałeś całość tego cytatu wraz z kontekstem, w jakim się znajdował tam w komentarzach na blogu?

Sytuacja, w której ktoś podstępem abortuje cudze dzieci, bez wiedzy i zgody rodziców, znacząco różni się od tej opisanej powyżej, bo tam problem polega po prostu na nieuregulowaniu statusu własnościowego dziecka, powstałego w ramach zmieszania surowców należących do jednej i drugiej strony. Ostatecznie jednak w opisanym kazusie to kobieta ma przewagę terytorialną. Z podobnym przypadkiem mielibyśmy do czynienia, gdyby sąsiad wsypał Ci do stawu kilka ton kiślu w proszku, mieszając bez uprzednich uzgodnień swój proszek wraz z Twoją wodą. Do kogo i w jakich proporcjach należałby ostateczny produkt powstały w efekcie takiego działania? Czy trzeba byłoby w ogóle to rozstrzygać, czy mógłbyś zdecydować, że nie chcesz mieć kiślu w stawie, bo wolisz zwykłą wodę a następnie bez zgody drugiej strony zabrać cały produkt i go zutylizować?

Mógłbyś, a w zależności od okoliczności, możliwe byłoby nawet obciążenie kosztami drugiej strony, zwłaszcza w przypadku zaniedbania [ale to wynika już z jakiegoś uprzednio istniejącego kontraktu]. Nie mogłaby wymusić na Tobie rezygnacji z kontroli nad swoim terenem, tylko dlatego, że coś na nim umieściła. Inaczej można byłoby podrzucając ludziom jakieś przedmioty, uniemożliwiać im z korzystania z ich własności, zyskując nad nią kontrolę.

I to jest mniej więcej ten przypadek: chytry pro-lifer zapładniający cichaczem, bez żadnych ustaleń pro-choicerkę, działający metodą faktów dokonanych a następnie domagający się utrzymania przez nią ciąży, powołujący się na własność swojej spermy, mimo częściowej słuszności roszczeń, wynikających z prawa surowca, ostatecznie może zostać przez nią odesłany z kwitkiem a jego oczekiwania zignorowane. W innym wypadku zapłodnienie dziewczyny dawałoby facetowi możliwość nawet jeśli nie jej przejęcia i dopilnowania, by doprowadziła ciążę bezpośrednio do końca, zdrowo się odżywiała, nie podejmowała ryzykownych działań, skutkujących poronieniem, czyli zniszczeniem częściowo męskiej własności, to przynajmniej sądzenia się z nią, gdy tego wszystkiego nie uczyni a facet poniesie jakikolwiek uszczerbek. Oczywiście, możliwe jest zawarcie odpowiedniego kontraktu, który to wymusi, ale kobieta musi zrezygnować wtedy świadomie na rzecz mężczyzny ze swoich uprawnień w tym zakresie, chociażby wkraczając na teren z prywatnym prawem, które coś takiego zakłada w przypadku ciąż. Rozpatrywany tam był jednak inny przypadek.

Dlatego gość maksymalnie może domagać się odszkodowania za zmarnowaną spermę, ale to też raczej w przypadku, w którym zostałby wprowadzony w błąd i przez postępowanie drugiej strony, mógł żywić jakieś oczekiwania, że jego nasienie na coś się przyda a z pełną wiedzą o intencjach kobiety, nigdy nie przejawiałby zamiaru się w niej nie spuszczać, wydatkując tak cenny dla siebie surowiec. Ale tym bardziej, skoro ten surowiec taki cenny, to gdzie zawarta umowa likwidująca wszelkie niedopowiedzenia? Jeśli dla kogoś jego sperma jest cenna, to nie miota jej gdzie popadnie, licząc, że a nuż się uda coś zagnieździć, tylko uzgadnia takie sprawy i odpowiedzialność, przykładając nieco uwagi.

Z racji trudnej dowodliwości tego rodzaju przypadków mężczyźni w takich scenariuszach zapewnie nie uzyskiwaliby nawet takiego ekwiwalentu, który byłby maksymalnie tym, co mogłoby im się należeć w najbardziej optymistycznym wariancie, ściśle wiążącym się z prawami własności. Cała reszta roszczeń, wynikłych z etyki i osobistego światopoglądu, jako czysto subiektywne, w zasadzie się nie liczy, zwłaszcza jeśli nie zostały zawarte w jakimś istotnym dla sprawy kontrakcie.

W przypadku podstępnego abortowania cudzych dzieci, raczej nie ma problemu z ustaleniem słuszności roszczeń rodziców, bo wiadomo do kogo te płody należą i czy ludzie ci, życzyli sobie tego rodzaju usług - wiadomo, że nie. Stąd ten kazus jest nawet nie z macicy a z dupy. To, jakie konsekwencje mogą Cię spotkać za takie czyny zależy od prywatnego prawa przyjętego przez właściciela kliniki. Jeżeli pozostawi swoim klientom swobodę światopoglądową we względzie stawiania roszczeń, a ludzie Ci wyjdą z założenia, że płód jest dla nich człowiekiem, to możesz przed nimi nawet odpowiadać jak za zabójstwo.

Nie wiem też skąd przekonanie, że skomplikowany system da się sprowadzić do 3 prostych reguł? A jak się nie da? To akapu nie będzie? I rzucimy ręcznik?
To się ewakuujemy na pozycję klasycznego liberalizmu z jego państwem minimum, jako najbliższemu niedostępnemu ideałowi.

A jeżeli da się sprowadzić do 15 reguł, to może należy zainwestować w transhumanizm i wszczepy zwiększające inteligencję u społeczeństwa, pozwalający tym samym sprostać nieco bardziej wyśrubowanym wymaganiom minimalnym akapu. To jest druga opcja. Ale tak czy owak, do ilukolwiek reguł byśmy nie doszli, muszą one eliminować konieczność stosowania mechanizmów centralizujących władzę.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Wulgaryzmy chujom przeszkadzają, a nam dodają bonusa +10 na osi wolności obyczajowej, więc Krzysio ma najwyraźniej rację i żeby być dobrym libem cza kląć, zwłaszcza służby mundurowe!
Śmichy chichami, ale słuszność krzysiowego brutalizmu werbalnego została właśnie potwierdzona:

Dużo przeklinasz? To znak, że można ci ufać
Styl życia
Czwartek, 12 stycznia (17:50)
Ostry język to twój znak rozpoznawczy? Mamy dla ciebie dobre wieści.

Przeklinanie jest oznaką szczerości - tak wynika z badań przeprowadzonych na uniwersytetach w Cambridge, Maastricht i Hong Kongu. W czasie ich trwania przepytano 276 osób o powody, dla których przeklinają.

Wśród najpopularniejszych odpowiedzi znalazły się między innymi:

- aby dać upust emocjom
- aby podkreślić niezadowolenie
- aby szczerze określić swój stan emocjonalny

Wyniki badania porównano z zawierającymi przekleństwa interakcjami z portalu społecznościowego Facebook (wygenerowanymi przez nieco ponad 73 tysiące różnych użytkowników), a następnie skorelowano z tak zwanym wskaźnikiem uczciwości dla każdego ze stanów USA osobno.

Rezultat był taki, jak zakładali uczeni. Im więcej przeklinamy, tym częściej mówimy to, co naprawdę leży nam sercu.

W rozmowie z serwisem Independent jeden z badaczy, David Stilwell z University of Cambridge, powiedział:

- Jeśli staramy się filtrować słowa, których używamy, to filtrujemy również to, co naprawdę myślimy. Zaczynamy wtedy mówić w taki sposób, aby przypodobać się osobom nas słuchającym. Przeklinający są szczerzy i prawdziwi w swoich wypowiedziach.

I już wiadomo dlaczego czasami trzeba powiedzieć coś w prostych, żołnierskich słowach...

Spokojnie... Możesz mi przecież zaufać... ty skurwiały, w dupę pchany, obesrany pojebańcu! Nie widzisz, cioto prysznicowa, jak wzbudzam zaufanie? To wypierdalaj!
 
Do góry Bottom