- Moderator
- #301
- 8 902
- 25 790
Tak!Wynika to z tego, że niektórym bardzo podoba się teoria libertariańska, ale tak na prawdę nie potrzebują wolności.
Albo uznają, że w zasadzie ten cały libertarianizm byłby do przyjęcia, gdyby tylko zechciał pochylić się i rozstrzygnąć kilka palących spraw po ich myśli.Mają swoje jakieś upodobania, na gruncie których nie są w stanie stworzyć równie imponującej teorii, więc przyjmują libertariańską teorię, udając przed samymi sobą, że chcą wolności podczas gdy w rzeczywistości chcą czegoś innego.
Posiadanie preferencji nie jest grzechem, ale grzechem jest forsowanie ich w doktrynie, która, gdy idzie o tego rodzaju osobiste wartości ma być przezroczysta i bezstronna oraz poza wytyczeniem pewnych stałych, uniwersalnych warunków ograniczenia w dozwolonym działaniu, nie ma wcale określać jakie cele winny być przez wszystkich realizowane, a jakie nie. Bo to jest już sprawa podmiotów i właśnie ich preferencji.Posiadanie jakiś tam preferencji nie jest jakimś grzechem. Z tego, że ktoś ma jakieś tam swoje oczekiwania nie wynika od razu, że jest na jakiejś drodze do etatyzmu. Póki te różne wartości nie są ważniejsze od samej wolności to jest ok. I ja bym proponował na to kłaść nacisk.
Doktryna ma być jak zestaw zasad do gry w szachy. Zasady gry w szachy nie rozstrzygają, że każdą partię powinny wygrywać białe bierki czy czarne i w którym dokładnie ruchu. Określają z kolei prawidłową proceduralność, na przykład w formie naprzemienności wykonywania ruchów przez graczy, wykluczającą przesunięcie dwa razy pod rząd bierek przez jednego z nich. Przypisują też reguły poruszania się owych bierek. Definiują również pole gry. Ale nie mówią, że w swoim trzecim ruchu, gracz bezwzględnie musi ruszyć koniem czy osiągnąć inny, narzucony cel. Pod tym względem gracz ma kompletną swobodę, może poruszać czymkolwiek chce, o ile robi to zgodnie z regułami, no chyba, że właśnie te reguły wymagają, aby poruszył konkretną figurę (na przykład przy szachu).
Tymczasem, gdy ktoś podpina pod wolnościową doktrynę jakieś swoje interesiki światopoglądowe, domagając się ich spełnienia, to z miejsca w takim zakresie ta doktryna przestaje być wolnościowa - wyklucza bowiem interes przeciwny. Jeżeli libertarianizm ma nagle stawać po stronie obrońców zwierząt, to siłą rzeczy stanie przeciwko krzywdzicielom zwierząt. Jeżeli libertarianizm ma zapobiegać ociepleniu klimatu, to stanie przeciwko potencjalnej frakcji zwolenników ocieplenia. Przestanie być wolnościowy, bo będzie narzucał wszystkim z góry wytyczone cele. Stanie się narzędziem osiągania tych celów, a nie bezstronnym gwarantem zabezpieczającym podstawowe uprawnienia każdego, bez względu na to, do jakich celów osobistych ten chciałby dążyć.
Doktryna jak wódka, ma być czysta. Od koloryzowania w tę czy inną stronę jest już samo życie, praktyka i dokonywane przez nas wybory. Doktryna nie ma nam ich, ani ułatwiać, ani utrudniać i należy odeprzeć pokusę zawierania w niej swoich osobistych preferencji, bo ma to już jakieś znamiona stronniczej kontroli społecznej i faworyzowania jednych celów nad innymi. A to my, podmioty, mamy faworyzować jedne cele nad innymi a nie doktryna za nas.
No właśnie taki ideologiczny minimalizm raczej ludzi odstrasza, bo nie uzyskują od niego gwarancji, że ich opcja światopoglądowa będzie dominować i dostaną pozwolenie, aby ją przeforsować. Przecież już to przerabialiśmy z widżylantystami i pampalinim, który zadeklarował, że wbijałby Fritzlowi na chatę, chociaż sam przecież nie chciałby, aby ktoś mógł kwestionować jego własne metody wychowawcze i odbierać mu dzieci.Z jednej strony dodawanie jakiś mało istotnych elementów ideologicznych stanowi przeszkodę do stworzenia zwartego, dużego ruchu wolnościowego, ale z drugiej pluralizm zwiększa zakres potencjalnego oddziaływania na społeczeństwo. Może fajny byłby jakiś ideologiczny minimalizm, który pozwalałby zjednoczyć wolnościowców, ale w praktyce ludzie jednak mają wiele jakiś naleciałości i często nawet nie zdają sobie sprawy, że tak na serio to coś tam dorzucają od siebie.
Tu nie chodzi wyłącznie o estetykę. Rzecz się rozbija również o stabilność. Teorię koherentną łatwiej bronić przed przeciwnikami ideologicznymi, bo siłą rzeczy będzie miała mniej luk niż teoria niekoherentna, łatana na poczekaniu dziesiątkami poprawek ad hoc.Ale czy o wartości teorii decyduje tylko jej spójność? Dla Fatbanthy jest ważne jakieś piękno teorii i przerabia sobie ją tak by bardziej zadawalała poczucie estetyki intelektualnej.
Do tego dochodzi aspekt czysto anarchistyczny. Oprócz tego, że teoria składająca się z jakichś nieprzystających części wchodzących na pewnych polach ze sobą w konflikty może zostać zaatakowana z zewnątrz, równie dobrze może zostać rozsadzona od środka. Jak?
Prosto: jeżeli jakieś części tej teorii mogą znajdować się ze sobą w pewnych sytuacjach w konflikcie, to prędzej czy później wyłoni się jakaś Rada Starszych Autorytetów, która weźmie na siebie zadanie ich uzgadniania lub dyktowania pozostałym, kiedy zasadnym jest podporządkowywać się danej części teorii lub jej aspektom, a kiedy innej. Krótko mówiąc, da im to pewną władzę nad resztą. Pomijając już sam problem legitymacji ich władzy i tego, dlaczego to ich interpretacjom ludzie powinni się podporządkowywać, otwiera to niebezpiecznie furtkę do powrotu centralnej władzy.
Jeżeli jesteś anarchistą, to tym bardziej ciąży na Tobie obowiązek zaprezentowania spójnej teorii. Każda niespójność bowiem powoduje dylematy w wykładni, a każdy dylemat ostatecznie prosi się w społecznej praktyce o wytworzenie ciała politycznego, które mogłoby go rozstrzygnąć.
Im więcej niespójności, tym więcej dylematów. Im więcej dylematów, tym większy ciąg do wytworzenia władzy, która by je własnoręcznie rozstrzygała.
Dlatego nie, to nie tylko estetyka. To coś znacznie więcej: być albo nie być dla całej anarchii. Jeżeli anarchista zadowala się niespójną teorią, to niespecjalnie mu na tej anarchii zależy i równie dobrze mógłby sobie całkowicie dać z nią siana, bo efekt w gruncie rzeczy będzie ten sam a strata czasu mniejsza.
A mnie się w zasadzie podoba, zwłaszcza jeśli z tego niewolnika człowiek staje się wolnym. Piękny emancypacyjny łuk fabularny, dotyczący dorastania, wchodzenia w dorosłość, inicjacji. W dodatku zgodny z rzeczywistością.Ja tak samo jestem zainteresowany wolnością, a jak ktoś mi podsuwa teorię według której człowiek powinien już od narodzin być niewolnikiem, czyjąś własnością a nie swoją, mi nie odpowiada.
Dobry pomysł. Ale najpierw i tak muszę zebrać to wszystko do kupy i zrobić niejako coś w rodzaju podręcznika jak do języka programowania, gdzie wyłożę od podstaw założenia, cele, części składowe i całą "składnię", wyjaśniając krok po kroku, jak to miałoby w praktyce działać. Bo na razie cała teoria funkcjonuje w rozproszonej formie tu na forum, co jest problematyczne jak z całą wiedzą, która nie jest skondensowana.To ich poszukaj. Znów, gdyby tam robił testy swoich gier, to byłby do dupy. Pokazujesz swoje dzieło znajomym i rodzinie, którzy klepią po plecach i mówią, że jest zajebiście. Masz paru fanów w miejscu, gdzie stopień pojebania jest mocno poza średnią.
Wyzwij Sierpa na polemiczny pojedynek. Poproś Jakuba Bożydara Wiśniewskiego o krytykę i test. Stań w szranki z Kinsellą. Pokaż, że ich teorie to niespójny bałagan, a Ty masz coś, co rozwiązuje wszystkie problem i jest piękne (a nie, problemów nie rozwiązuje, bo piękno i spójność to jest cel tej teorii).
W sumie mogę zrobić wykłady z propertarianizmu, stworzyć jakieś skrypty dla adeptów odjebywania śpiochów na swoim, coby się dokształcili, poznali dokładnie swoje prawa i wiedzieli z czego one dokładnie wynikają.
Hehehe, to idę robić swoje. Hehehe...
Ostatnia edycja: