- Moderator
- #81
- 8 902
- 25 794
Marksistowska teokratyczna despotia, ale bez dziedziczenia władzy, więc nie monarchia w klasycznym tego słowa znaczeniu.
Marksistowska teokratyczna despotia, ale bez dziedziczenia władzy, więc nie monarchia w klasycznym tego słowa znaczeniu.
I to właśnie jest największą zaletą monarchii. Jest się w stanie oprzeć rozhisteryzowanemu tłumowi podejmującego impulsywne decyzje, dla dobra swoich dzieci.Rattlesnake napisał:Różnica jest dość istotna: monarcha może zdecydować pstrykając palcami, wbrew większości i wbrew mniejszości. Referendum decyduje z dużym opoźnieniem, z debatą, wbrew mniejszości, ale już nie wbrew większości.
prawie jak: FatBanthowy monarchistyczny zamordystan Dobrze sobie dobrałeś sygnaturkę.Marksistowska teokratyczna despotia, ale bez dziedziczenia władzy, więc nie monarchia w klasycznym tego słowa znaczeniu.
No. Oficjalnie od sierpnia, o czym zresztą już pisałem. Co "dziwnym trafem" wiąże się odchodzeniem od marksistowskiej ideologii.Korea Północna ma już dziedziczenie, więc wada usunięta.
To akurat było zakulisową robotą Kościoła Rzymskokatolickiego zleconą przez Watykan. W interesie Watykanu były (i nadal są!) silne Niemcy, w interesie Watykanu było wynarodowienie Polaków i niedobitków Słowian mieszkających na zachód od Odry... Watykan miał dość Austrii, w której był spacyfikowany konkordatem (w brew pozorom, wtedy konkordat był ukróceniem władzy KRK)....przymusowe ubezpieczenia społeczne, jeden z największych współczesnych problemów etatyzmu, wdrożyło Cesarstwo Niemieckie, to monarchiści mówią: nie, nie, to nie jest właściwie monarchia. Przymusowa edukacja wdrożona w Prusach też pewnie nie ma nic wspólnego z monarchizmem...
I nie była to ani inicjatywa, ani robota jakiegoś monarchy, a demokratycznie wybranych przydupasów, w tym kanclerza Bismarcka.
A ja sądzę, że bez silnie oddziałującego ośrodka propagandy wolnościowej, zdanie się na demokrację bezpośrednią, skończyłoby się, w dzisiejszych, polskich realiach, utworzeniem państwa ideałów solidarnościowych, jakiejś Kurońlandii.No tak. Więc sumując dyskusję: nie wszyscy libertarianie chcieliby żyć w dziedzicznej despotii Korei Północnej, która właśnie osiągnęła ostatni szlif w drodze do ideału.
Część libertarian uważa, że demokracja bezpośrednia może być lepszym rozwiązaniem niż te północnokoreańskie. Nie uważam, żeby droga szwajcarska była gorsza.
Masowość, obowiązek edukacji i ustalanie kanonu nauczania oraz demokratyzacja od dłuższego czasu jadą na jednym wozie.
Jeśli poglądy wolnościowe nie są popularne w społeczeństwie, tym bardziej nie należy się spodziewać, że gdy jego zdanie będzie wiernie reprezentowane przez władzę, wyniknie z tego coś dobrego dla wolności.
Czym się w końcu unicestwiła i otworzyła drogę "nowoczesnej", demokratycznej Rzeszy. Podobnie było przecież zresztą z monarchią brytyjską. Co jest przecież podnoszone przez dzisiejszych reformatorów systemu edukacji, którzy zauważają, że powszechność edukacji i jej wystandardyzowany charakter były spowodowane koniecznością ujednolicenia i rekrutacji aparatu urzędniczego w Imperium Brytyjskim. Aby ludzie, jak trybiki w maszynie, do siebie pasowali i można było ich łatwo i dowolnie zastępować.Dodajmy, że obowiązek edukacji na wóz załadowała monarchia pruska, absolutna oczywiście.
To oczywiście zależy od skali interwencji władzy w życie poddanych. Jeśli władca będzie sądził, że zrobi ludziom dobrze, regulując każdy aspekt ich życia i uda mu się to zrobić, to jasne, że wolności się nie nauczą. Ale równie dobrze, może tego nie robić, pozostawiając ich samym sobie - a wtedy nauczą się tego lepiej, niż gdyby mieli pokusę poddawania się swojej władzy wzajemnie przez głosowanie nad jakimiś głupotami i wymuszanie posłuszeństwa zwycięskiej opcji, jak jest w przypadku demokracji bezpośredniej. Paradoskalnie, najbardziej niebezpieczni dla wolności monarchowie to tacy, którzy sympatyzują z ludem i jego potrzebami, starający się je swoją władzą jakoś im zadośćuczynić, planując jakoś "racjonalnie" jak powinno to wyglądać. To jest właśnie przypadek komunistycznych despotii, których ideały były jak najbardziej równościowe, egalitarne i demokratyczne. To ja już wolę takich, którzy na to leją, lud traktują jak zasób w pewnej grze na poziomie makro, mają swoje cele, jakie chcą osiągnąć na międzynarodowej scenie i na tym się skupiają, a nie na kierowaniu naszym życiem.A mówiąc poważnie - myślę, że głosowanie i poddawanie się skutkom tego głosowania jest jakimś narzędziem, być może ułomnym, ale pozwalającym na popularyzację zdrowego rozsądku. Sprowadzenie ludzi do biernego poddaństwa wolności nie nauczy ich nigdy.
Zrobił to, bo na tym etapie dziejów nie miał już wyjścia. Ale oszust, hazardzista i awanturnik Bismarck wpierw dostał się do parlamentu demokratycznie.A nie było przypadkiem tak, że to król pruski rozwiązał parlament i mianował premierem Bismarcka?
A jak mieli głosować? Dali im do wyboru: tak, nie, nie wiem. No logiczne, że chcą, żeby im pracodawca bulił na emeryturę.Dajcie im demokrację bezpośrednią, mówią... A zobaczycie wolność, mówią...
Taa, bo pracodawca wyjmie ze swoich oszczędności i będzie bulił im na emerytury... Pracodawca odejmie koszt składek od sumy na jaką wycenia pracownika, a tym samym pracownik, po oskładkowaniu omawianych umów, otrzyma mniejsze wynagrodzenie netto.No logiczne, że chcą, żeby im pracodawca bulił na emeryturę.
Owszem, ale możemy zapytać, skąd się bierze dzisiejszy monizm współczesnego państwa i dlaczego niełatwo jest go dziś obalić?Ci, którzy odczuwają jakieś resentymenty do monarchii, powinni wziąć poprawkę na zjawisko opisywane w książce Alfreda F. Pollarda "Church and State in Sixteenth-Century England":
W średniowieczu czy w epoce wczesnych monarchii absolutnych władza była rozproszona nie dlatego, że dzielili ją między siebie różni ludzie, ale dlatego, że pochodziła z różnych źródeł. (...) Istniały zasady oparte na "odwiecznym" zwyczaju miejscowym i feudalnym, które przewidywały różnorodność jurysdykcji i przeciwdziałały narzucaniu woli jednego człowieka. (...) Współczesne państwo jest monistyczne. Tzw. immunitet dyplomatyczny jest ostatnią pozostałością większej liczby immunitetów, którymi dawniej cieszyli się przedstawiciele licznych grup wyznaniowych, gospodarczych i mniejszości narodowych. (...) Ta niezwykła jednorodność relacji we współczesnych państwach w połączeniu z olbrzymim nagromadzeniem sprawowanych przez nie funkcji sprawia, że możliwość wpływania na państwo stanowi obecnie najważniejszy cel i największe osiągniecie w walce o władzę. Organizacje gospodarcze, mniejszości etniczne i narodowościowe oraz wszelkie inne stowarzyszenia nie mają na celu zachowania immunitetu w stosunku do państwa, lecz samo przejęcie władzy lub wpływanie na władze polityczną.
Nie wyobrażam sobie monarchii w sytuacji, gdy wszystko ukierunkowane jest na państwo.
Taa, bo pracodawca wyjmie ze swoich oszczędności i będzie bulił im na emerytury... Pracodawca odejmie koszt składek od sumy na jaką wycenia pracownika, a tym samym pracownik, po oskładkowaniu omawianych umów, otrzyma mniejsze wynagrodzenie netto.
A więc ta przepytana większość chce, by to państwo zaopiekowało się ich emeryturami (jednocześnie zdając sobie sprawę, że będą one głodowe - ale zawsze), zamiast ruszyć głową i samemu odłożyć i zainwestować. Owa większość pragnie również zawęzić wybór umów (w zasadzie, zatrzeć między nimi różnice) na jakie mogą się zdecydować z pracodawcą - przecież nikt nie zabrania dziś pracownikom zatrudnić się na oskładkowanej umowie o pracę, a to, że często pracy na takich warunkach nie ma, ma swój powód, którym nie jest "chciwość" przedsiębiorców. Cytowana większość chce również większego bezrobocia (jeżeli aktualnie ktoś zarabia nie więcej niż 1000 zł na śmieciówce, to po oskładkowaniu najprawdopodobniej straci pracę).