pawel-l
Ⓐ hultaj
- 1 915
- 7 932
Komunalna kamienica ( z wybuchem gazu i śmiercią 2 dziennikarzy w tle)
Piętra
Z zewnątrz wyglądało ładnie: elewacja, zadbany budynek. Dopiero kiedy wybuch gazu rozerwał kamienicę w centrum Katowic, odsłoniły się głęboko skrywane problemy.
Zdarzenia z tamtej czwartkowej nocy, gdy w katastrofie w kamienicy w centrum Katowic zginęła rodzina dziennikarzy i ich dziecko, zaczęły się już układać strażakom w jedną całość. To u pana P., piętro drugie, ktoś celowo rozkręcił instalację gazową. Kiedy mieszkanie wypełniło się gazem, doszło do eksplozji. Wydobywający się gaz doprowadził też do pożaru, który zniszczył dach i część kamienicy.
Piętro drugie
Niepublikowany jeszcze raport straży pożarnej nie pozostawia wątpliwości: instalacja u P. rozkręcona była intencjonalnie w dwóch miejscach – w kuchni, przy kuchence gazowej, i w łazience, pod piecykiem ogrzewającym wodę. Na dodatek zawór gazu przy tym ostatnim był otwarty. Tak jakby ktoś próbował napuścić gazu do mieszkania. Być może to miało być samobójstwo.
Nie da się jednak wykluczyć również innej hipotezy: że pan P. chciał wysadzić kamienicę. Podczas akcji ratowniczej do przedstawicieli służb podchodzili mieszkańcy, by powiedzieć, że pan P. od dawna się odgrażał, że ich „wystrzeli”. Prokuratorzy nie zdążyli przesłuchać pana P. Zmarł. W dzień po wybuchu, 24 października, mężczyzna miał zostać eksmitowany do noclegowni. Dwa dni wcześniej jego matka, z którą mieszkali razem, trafiła do domu pomocy społecznej; była w złym stanie – bez nóg, na wózku, wymagała stałej opieki, której syn nie był jej w stanie zapewnić. Rodzina miała w Komunalnym Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej ok. 60 tys. zł długu.
Tego, skąd u pana P. w ogóle wziął się ten gaz, również nie wiadomo. Oficjalnie został on odcięty w 2011 r. Protokół zdjęcia licznika podpisała matka pana P. Najwyraźniej państwo P. jakoś sobie poradzili, bo ze zdjęć zrobionych niedługo po katastrofie wynika, że w dniu wybuchu licznik w mieszkaniu był, tyle że pozbawiony liczydła. To znaczy: gaz przepływał, ale nie wiadomo, w jakich ilościach, czyli nie trzeba było płacić. Prawdopodobnie to pan P. zdobył skądś stary licznik, przerobił go i nielegalnie zamontował. Nikt nie zauważył. W każdym razie nikt nigdzie nie interweniował.
Inna sprawa, że i państwo P. zajmowali to mieszkanie nielegalnie. Żeby wyjaśnić, w czym rzecz, trzeba cofnąć się do 2005 r. Wówczas, za zgodą Urzędu Miasta w Katowicach, miało dojść do potrójnej zamiany mieszkań. Pani P., która z synem mieszkała przy ul. Dąbrowskiego w Katowicach, miała się przenieść do Dąbrowy Górniczej, do mieszkania przydzielonego panu F. On z kolei miał zamieszkać przy Chopina w Katowicach, zaraz po tym, jak przebywający tam Ryszard Sz. przeprowadził się na Dąbrowskiego, do mieszkania P. Jednak pan F., ten z Dąbrowy Górniczej, nigdy na Chopina nie zamieszkał. Zameldował za to panią P. i jej syna, i nielegalnie udostępnił im mieszkanie.Być może cała sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby prawowity lokator płacił miastu czynsz – a że nie płacił, to w końcu KZGM umowę najmu mu wypowiedział, a sąd w styczniu 2009 r. zasądził eksmisję. Tyle że pana F. nie bardzo było jak eksmitować, bo fizycznie po prostu w kamienicy przy Chopina go nie było. Wizja lokalna, przeprowadzona niespełna rok później, wykazała, że mieszkanie zajmują Małgorzata P. z synem. KZGM zaczął im naliczać opłaty za bezumowne zajmowanie lokalu. Sprawa trafiła do sądu, potrzebny był kolejny wyrok eksmisyjny. Do wykwaterowania P. już nie doszło.
Parter
W podobnej sytuacji była rodzina z parteru. Babcia (Irena S.), córka, jej troje dzieci i jeszcze dziecko drugiej córki, która mieszka w Sosnowcu. Dla tego ostatniego babcia jest rodziną zastępczą, a wszystko jest nie mniej skomplikowane niż na piętrze drugim. Biorąc pod uwagę wysokość zadłużenia, jakie pani S. i jej dwie córki mają wobec miasta, trudno nie odnieść wrażenia, że w życiu po prostu sobie nie radzą. Kwota ponad 118 tys. zł na minusie samego niepłaconego czynszu, plus odsetki. Jednak skoro nie płaci się miastu czynszu od 1993 r. i wciąż mieszka się w tym samym miejscu, to może wręcz przeciwnie – człowiek radzi sobie ponad standard?
Pierwszy wyrok eksmisji pani S. z rodziną zapadł już w 1998 r., ale nie został wykonany. Kolejny – z 2005 r. też nie. Nieoficjalnie urzędnicy twierdzą, że za każdym razem w mieszkaniu pojawiało się nowe dziecko. Komornik miał związane ręce. Dopiero ostatni wyrok, z października tego roku, z orzeczeniem lokalu socjalnego dla wszystkich członków rodziny, mógł okazać się skuteczny.
Irena S. nie chce rozmawiać o swoich problemach. Ks. Krzysztof Bąk, dyrektor Caritas Archidiecezji Katowickiej, gdzie tymczasowo zamieszkali poszkodowani w wybuchu, dodaje, że o ile z finansami pani S. być może sobie nie radzi, to wnukami zajmuje się dobrze. Widać, że dba o dzieci, a one dobrze się uczą.
Zaległości czynszowe wobec miasta mieli też państwo B. z parteru – matka rencistka z synem i córką, dorosłymi, niepracującymi. Na tle sąsiadów ich 20 tys. zł długu wydaje się jednak kwotą raczej błahą.
Piwnice
Czy to zbieg okoliczności, że w kamienicy przy Chopina zgromadziło się tyle ludzkich nieszczęść? Jednoznacznej odpowiedzi nie ma, nikt nie ukrywa jednak, że stare dzielnice mają z lokatorami poważne problemy. Z ostatnich danych wynika, że na ponad 17 tys. należących do gminy Katowice mieszkań, mniej lub bardziej zadłużonych jest 10 tys. – i większość to te położone w starych kamienicach. Suma wszystkich zaległości przekracza już 104 mln zł (nie licząc odsetek) i każdego miesiąca powiększa się o około pół miliona złotych. Przybywa też dłużników rekordzistów, takich z wielotysięcznym bagażem na plecach. 168 rodzin zalega z kwotą większą niż 80 tys. zł.
Niemal na każdej sesji radni podejmują kolejne uchwały o rozłożeniu czyichś długów na raty, choć tak naprawdę niewielu wierzy w to, że najemcy komunalnych lokali należności spłacą. Jak mówi Barbara Oborny, dyrektor KZGM w Katowicach, to że ludzie nie płacą czynszu, nie zawsze wynika z biedy. – Moim zdaniem tylko ok. 20 proc. lokatorów po prostu nie stać na mieszkanie, które zajmują. Zdecydowana większość unika ponoszenia opłat z innych powodów. Wtóruje jej Roman Buła, naczelnik wydziału budynków i dróg UM w Katowicach, który zajmuje się przydziałem mieszkań komunalnych i socjalnych. – Jakoś dziwnym trafem ludzie, którzy zajmują nasze zasoby, bardzo często mają na prąd, telefon, gaz, kablówkę i satelitę. Nie mają tylko na czynsz. Niestety, wiedzą, że zanim zostaną eksmitowani, może upłynąć wiele czasu.
I tak rzeczywiście się dzieje. To w dużej mierze wina przewlekłości postępowań w sądzie. Jak mówi naczelnik Buła, uzyskanie prawomocnego wyroku eksmisyjnego to co najmniej rok starań, a bywa, że i znacznie dłużej. Poza tym są lokatorzy, którzy rzekomo nie mają na opłaty, ale mają na adwokata. Potem trzeba zwykle znaleźć lokal socjalny – a tych nie ma. Miasto próbuje się bronić. W 2002 r. radni przegłosowali uchwałę o tym, że w ścisłym centrum nie będą wyznaczane lokale socjalne. Tyle że wcześniej powstało ich na tyle dużo, że stopniowe uwalnianie ich na inne cele ciągnie się latami. Do tego dochodzi cała masa mieszkań komunalnych, za które ludzie też często nie płacą. Za tych, którzy nie płacą, pieniądze wykłada miasto – jak na Chopina, gdzie z racji na wysoki fundusz remontowy udało się nawet uzyskać kredyt ma remont elewacji – bank pożyczył prawie 440 tys. zł, które trzeba spłacić do 2032 r. Kamienica zrobiła się elegancka. Ale tylko z wierzchu. Miastu zostało zadłużenie w banku.
...
Piętra
Z zewnątrz wyglądało ładnie: elewacja, zadbany budynek. Dopiero kiedy wybuch gazu rozerwał kamienicę w centrum Katowic, odsłoniły się głęboko skrywane problemy.
Zdarzenia z tamtej czwartkowej nocy, gdy w katastrofie w kamienicy w centrum Katowic zginęła rodzina dziennikarzy i ich dziecko, zaczęły się już układać strażakom w jedną całość. To u pana P., piętro drugie, ktoś celowo rozkręcił instalację gazową. Kiedy mieszkanie wypełniło się gazem, doszło do eksplozji. Wydobywający się gaz doprowadził też do pożaru, który zniszczył dach i część kamienicy.
Piętro drugie
Niepublikowany jeszcze raport straży pożarnej nie pozostawia wątpliwości: instalacja u P. rozkręcona była intencjonalnie w dwóch miejscach – w kuchni, przy kuchence gazowej, i w łazience, pod piecykiem ogrzewającym wodę. Na dodatek zawór gazu przy tym ostatnim był otwarty. Tak jakby ktoś próbował napuścić gazu do mieszkania. Być może to miało być samobójstwo.
Nie da się jednak wykluczyć również innej hipotezy: że pan P. chciał wysadzić kamienicę. Podczas akcji ratowniczej do przedstawicieli służb podchodzili mieszkańcy, by powiedzieć, że pan P. od dawna się odgrażał, że ich „wystrzeli”. Prokuratorzy nie zdążyli przesłuchać pana P. Zmarł. W dzień po wybuchu, 24 października, mężczyzna miał zostać eksmitowany do noclegowni. Dwa dni wcześniej jego matka, z którą mieszkali razem, trafiła do domu pomocy społecznej; była w złym stanie – bez nóg, na wózku, wymagała stałej opieki, której syn nie był jej w stanie zapewnić. Rodzina miała w Komunalnym Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej ok. 60 tys. zł długu.
Tego, skąd u pana P. w ogóle wziął się ten gaz, również nie wiadomo. Oficjalnie został on odcięty w 2011 r. Protokół zdjęcia licznika podpisała matka pana P. Najwyraźniej państwo P. jakoś sobie poradzili, bo ze zdjęć zrobionych niedługo po katastrofie wynika, że w dniu wybuchu licznik w mieszkaniu był, tyle że pozbawiony liczydła. To znaczy: gaz przepływał, ale nie wiadomo, w jakich ilościach, czyli nie trzeba było płacić. Prawdopodobnie to pan P. zdobył skądś stary licznik, przerobił go i nielegalnie zamontował. Nikt nie zauważył. W każdym razie nikt nigdzie nie interweniował.
Inna sprawa, że i państwo P. zajmowali to mieszkanie nielegalnie. Żeby wyjaśnić, w czym rzecz, trzeba cofnąć się do 2005 r. Wówczas, za zgodą Urzędu Miasta w Katowicach, miało dojść do potrójnej zamiany mieszkań. Pani P., która z synem mieszkała przy ul. Dąbrowskiego w Katowicach, miała się przenieść do Dąbrowy Górniczej, do mieszkania przydzielonego panu F. On z kolei miał zamieszkać przy Chopina w Katowicach, zaraz po tym, jak przebywający tam Ryszard Sz. przeprowadził się na Dąbrowskiego, do mieszkania P. Jednak pan F., ten z Dąbrowy Górniczej, nigdy na Chopina nie zamieszkał. Zameldował za to panią P. i jej syna, i nielegalnie udostępnił im mieszkanie.Być może cała sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby prawowity lokator płacił miastu czynsz – a że nie płacił, to w końcu KZGM umowę najmu mu wypowiedział, a sąd w styczniu 2009 r. zasądził eksmisję. Tyle że pana F. nie bardzo było jak eksmitować, bo fizycznie po prostu w kamienicy przy Chopina go nie było. Wizja lokalna, przeprowadzona niespełna rok później, wykazała, że mieszkanie zajmują Małgorzata P. z synem. KZGM zaczął im naliczać opłaty za bezumowne zajmowanie lokalu. Sprawa trafiła do sądu, potrzebny był kolejny wyrok eksmisyjny. Do wykwaterowania P. już nie doszło.
Parter
W podobnej sytuacji była rodzina z parteru. Babcia (Irena S.), córka, jej troje dzieci i jeszcze dziecko drugiej córki, która mieszka w Sosnowcu. Dla tego ostatniego babcia jest rodziną zastępczą, a wszystko jest nie mniej skomplikowane niż na piętrze drugim. Biorąc pod uwagę wysokość zadłużenia, jakie pani S. i jej dwie córki mają wobec miasta, trudno nie odnieść wrażenia, że w życiu po prostu sobie nie radzą. Kwota ponad 118 tys. zł na minusie samego niepłaconego czynszu, plus odsetki. Jednak skoro nie płaci się miastu czynszu od 1993 r. i wciąż mieszka się w tym samym miejscu, to może wręcz przeciwnie – człowiek radzi sobie ponad standard?
Pierwszy wyrok eksmisji pani S. z rodziną zapadł już w 1998 r., ale nie został wykonany. Kolejny – z 2005 r. też nie. Nieoficjalnie urzędnicy twierdzą, że za każdym razem w mieszkaniu pojawiało się nowe dziecko. Komornik miał związane ręce. Dopiero ostatni wyrok, z października tego roku, z orzeczeniem lokalu socjalnego dla wszystkich członków rodziny, mógł okazać się skuteczny.
Irena S. nie chce rozmawiać o swoich problemach. Ks. Krzysztof Bąk, dyrektor Caritas Archidiecezji Katowickiej, gdzie tymczasowo zamieszkali poszkodowani w wybuchu, dodaje, że o ile z finansami pani S. być może sobie nie radzi, to wnukami zajmuje się dobrze. Widać, że dba o dzieci, a one dobrze się uczą.
Zaległości czynszowe wobec miasta mieli też państwo B. z parteru – matka rencistka z synem i córką, dorosłymi, niepracującymi. Na tle sąsiadów ich 20 tys. zł długu wydaje się jednak kwotą raczej błahą.
Piwnice
Czy to zbieg okoliczności, że w kamienicy przy Chopina zgromadziło się tyle ludzkich nieszczęść? Jednoznacznej odpowiedzi nie ma, nikt nie ukrywa jednak, że stare dzielnice mają z lokatorami poważne problemy. Z ostatnich danych wynika, że na ponad 17 tys. należących do gminy Katowice mieszkań, mniej lub bardziej zadłużonych jest 10 tys. – i większość to te położone w starych kamienicach. Suma wszystkich zaległości przekracza już 104 mln zł (nie licząc odsetek) i każdego miesiąca powiększa się o około pół miliona złotych. Przybywa też dłużników rekordzistów, takich z wielotysięcznym bagażem na plecach. 168 rodzin zalega z kwotą większą niż 80 tys. zł.
Niemal na każdej sesji radni podejmują kolejne uchwały o rozłożeniu czyichś długów na raty, choć tak naprawdę niewielu wierzy w to, że najemcy komunalnych lokali należności spłacą. Jak mówi Barbara Oborny, dyrektor KZGM w Katowicach, to że ludzie nie płacą czynszu, nie zawsze wynika z biedy. – Moim zdaniem tylko ok. 20 proc. lokatorów po prostu nie stać na mieszkanie, które zajmują. Zdecydowana większość unika ponoszenia opłat z innych powodów. Wtóruje jej Roman Buła, naczelnik wydziału budynków i dróg UM w Katowicach, który zajmuje się przydziałem mieszkań komunalnych i socjalnych. – Jakoś dziwnym trafem ludzie, którzy zajmują nasze zasoby, bardzo często mają na prąd, telefon, gaz, kablówkę i satelitę. Nie mają tylko na czynsz. Niestety, wiedzą, że zanim zostaną eksmitowani, może upłynąć wiele czasu.
I tak rzeczywiście się dzieje. To w dużej mierze wina przewlekłości postępowań w sądzie. Jak mówi naczelnik Buła, uzyskanie prawomocnego wyroku eksmisyjnego to co najmniej rok starań, a bywa, że i znacznie dłużej. Poza tym są lokatorzy, którzy rzekomo nie mają na opłaty, ale mają na adwokata. Potem trzeba zwykle znaleźć lokal socjalny – a tych nie ma. Miasto próbuje się bronić. W 2002 r. radni przegłosowali uchwałę o tym, że w ścisłym centrum nie będą wyznaczane lokale socjalne. Tyle że wcześniej powstało ich na tyle dużo, że stopniowe uwalnianie ich na inne cele ciągnie się latami. Do tego dochodzi cała masa mieszkań komunalnych, za które ludzie też często nie płacą. Za tych, którzy nie płacą, pieniądze wykłada miasto – jak na Chopina, gdzie z racji na wysoki fundusz remontowy udało się nawet uzyskać kredyt ma remont elewacji – bank pożyczył prawie 440 tys. zł, które trzeba spłacić do 2032 r. Kamienica zrobiła się elegancka. Ale tylko z wierzchu. Miastu zostało zadłużenie w banku.
...