Piractwo to kradzież?

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Dziwne, że jakiś Ursus nie chce wejść ze swoimi otwartoźródłowymi ciągnikami na ten lukratywny rynek...
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
EU paid for a report that concluded piracy isn’t harmful — and tried to hide the findings
by Már Másson Maack — in Europe
Back in 2014, the European Commission paid the Dutch consulting firm Ecorys 360,000 euros (about $428,000) to research the effect piracy had on sales of copyrighted content. The final report was finished in May 2015, but for some reason it was never published– according to Julia Reda’s blog, the only Pirate in the EU Parliament.

What the @EU_Commission found out about #copyright infringement but ‘forgot’ to tell us https://t.co/Sxshdxy3KZ pic.twitter.com/Vk4Q74k1Hv
— Julia Reda (@Senficon) September 20, 2017

The 300-page report seems to suggest that there’s no evidence that supports the idea that piracy has a negative effect on sales of copyrighted content (with some exceptions for recently released blockbusters). The report states:

In general, the results do not show robust statistical evidence of displacement of sales by online copyright infringements. That does not necessarily mean that piracy has no effect but only that the statistical analysis does not prove with sufficient reliability that there is an effect. An exception is the displacement of recent top films. The results show a displacement rate of 40 per cent which means that for every ten recent top films watched illegally, four fewer films are consumed legally.

The report doesn’t settle the debate definitely for all “online copyright infringements” (piracy) but it points to similar conclusions as previous studies have done. It’s therefore not known whether the study will have a big impact on the current debate, but its publication delay raises serious questions.

On her blog, Julia Reda says that a report like this is fundamental to discussions about copyright policies — where the general assumption is usually that piracy has a negative effect on rightsholders’ revenues. She also criticizes the Commissions reluctance to publish the report and says it probably wouldn’t have released it for several more years if it wasn’t for the access to documents request she filed in July.

TNW reached out Reda to ask her why she thought the Commission hadn’t published the earlier. In a written response Reda said:

At first I was willing to give the Commission the benefit of the doubt that the study had simply fallen through the cracks, since the responsible department underwent significant restructuring in 2014, after the study was commissioned.

However, now all available evidence suggests that the Commission actively chose to ignore the study except for the part that suited their agenda: In an academic article published in 2016, two European Commission officials reported a link between lost sales for blockbusters and illegal downloads of those films. They failed to disclose, however, that the study this was based on also looked at music, ebooks and games, where it found no such connection. On the contrary, in the case of video games, the study found the opposite link, indicating a positive influence of illegal game downloads on legal sales.

That demonstrates that the study wasn’t forgotten by the Commission altogether.

They also failed twice to meet the deadline for responding to my freedom of information request.


One cannot avoid the suspicion that the Commission intentionally suppressed the publication of publicly-funded research because the facts discovered were inconvenient to their political agenda.

The report could’ve provided valuable grounding for any debate regarding copyright issues. This especially serious when considering the EU’s upcoming copyright reform. The reform is extremely disputed, with some even flat out calling it a ‘dysfunctional proposal.’ But does Reda believe that the report would’ve affected the controversial copyright overhaul?


It’s hard to say whether this study would have affected the upcoming copyright reform. It’s not the first study that calls into question the conventional wisdom that copyright infringement is always bad for business, and sadly, academic evidence doesn’t always impact policy making as directly as one would hope.

This is currently being demonstrated in the debate about the Commission’s plans for upload filters for internet platforms and an extra copyright for news sites: Too many politicians are ignoring the overwhelming academic consensus that these plans would do much more harm than good.

Despite all lip-service paid to supposedly evidence-based “better regulation”, industry lobbying and ideology appears to still have an outsized influence on the Commission’s lawmaking.
TNW also reached out to the authors of the report and its contact person at the EU Commission. Those who we reached declined to comment. The story will be updated if any of the contacted persons decide to comment.
 

ZupaJeziorowa

Member
33
7
Niektórzy uważają, że rozpowszechnianie czyichś prywatnych informacji bez jego zgody jest złamaniem zasady nieagresji. Gdybyśmy twórcy stwierdzali, że informacja jest ich tajemnicą, powierzaną tylko wybranym osobom (tym, którzy zapłacili), osoby trzecie nie mogłyby jej rozpowszechniać. Jednak nie dotyczyłoby to np. piosenek w radiu i filmów w telewizji, o ile dostęp do nich nie wymagałby podpisania umowy zabraniającej kopiowania. Patenty też by nie obowiązywały, bo zastrzeżenie np. wynalazku wymaga upublicznienia szczegółów dotyczących jego budowy.
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 932
Wielki Brat się mną zainteresował.

Kiedyś przeszukałem polski internet w poszukiwaniu tekstów Rothbarda i skopiowałem je na blog murrayrothbard.blogspot.com.

Jednym z tekstów był: "Darrell Falconburg - Wiadomość od Rona Paula i Murray’a Rothbarda".

Z jakiegoś powodu autor zdecydował się usunąć nie tylko oryginał z lewrockwell.com, ale i odnalazł tłumaczenie umieszczone na moim blogu (już nie pamiętam skąd je wziąłem) i zażądał jego usunięcia!

Dostałem taki piękny komunikat:
W odpowiedzi na skargę, którą otrzymaliśmy w związku z amerykańską ustawą Digital Millennium Copyright Act, usunęliśmy wyniki (1) z tej strony. Jeśli chcesz, możesz przeczytać tę skargę na stronie LumenDatabase.org.

A notka została przeniesiona do roboczych.
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Książka została przetłumaczona na kilka języków, jednak według Tolkien Estate jej komercyjna publikacja stanowi naruszenie praw autorskich[1]. Powieść wydano również w języku polskim (w latach 2000, 2002 i w 2007, ostatnie wydanie pod tytułem: Ostatni powiernik Pierścienia).
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ostatni_władca_Pierścienia

Zdarzyło się, że w Zakopcu wynajmowałem pokój i tam była bibioteczka a biblioteczce było trochę książek a wśród nich "Ostatni władca Pierścienia". Do poduszki jak znalazł. Bardzo fajna wariacja skłaniająca do refleksji nad rolą propagandy, a poza tym czyta się całkiem przyjemnie.
Roszczenie sobie praw do pastiszu, nawiązań i satyry to niezły popierdolizm.
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Niektórzy uważają, że rozpowszechnianie czyichś prywatnych informacji bez jego zgody jest złamaniem zasady nieagresji. Gdybyśmy twórcy stwierdzali, że informacja jest ich tajemnicą, powierzaną tylko wybranym osobom (tym, którzy zapłacili), osoby trzecie nie mogłyby jej rozpowszechniać. Jednak nie dotyczyłoby to np. piosenek w radiu i filmów w telewizji, o ile dostęp do nich nie wymagałby podpisania umowy zabraniającej kopiowania. Patenty też by nie obowiązywały, bo zastrzeżenie np. wynalazku wymaga upublicznienia szczegółów dotyczących jego budowy.

Nie przewidziałeś szpiegostwa przemysłowego. Ktoś trzyma technologię w tajemnicy, a jego pomysł zostaje wykradziony. I co? Nie masz na złodzieja bata. Zainwestowałeś lata badań, kapitał, a jakiś chujek przekupił pracownika i zaczyna trzepać hajs mając koszty pomniejszone o R&D.
Patenty i prawa autorskie to moim zdaniem nie taki głupi pomysł. po prostu w obecnej formie to jest przesadzone.
 

tolep

five miles out
8 585
15 483
No jak nie masz? Póki informacja jest nieopublikowana i trzymana tylko np. w twoim sejfie to wykradzenie jej jest złamaniem NAPu.

Informację można ukraść?
Załóżmy że jesteś Henrykiem Kwinto i potrafisz otworzyć sejf bez jego niszczenia. Następnie skopiować informację i zamknąć sejf z powrotem, nie uszkadzajjąc go. Czym się różni w takim wypadku włożenie nośników do sejfu od pozostawnienia na widoku aktówki z nośnikami, związanej sznurkiem na kokardkę?
 

Hitch

3 220
4 877
Tym że możesz nie chcieć się z nikim podzielić informacją i nikt nie ma prawa cię do tego zmusić. Kiedy postanawiasz ją opublikować to już inna sprawa. Nie masz wpływu na to, kto postanowi skopiować i udostępniać. Chyba, że z każdym kupującym będziesz podpisywał osobną umowę.
 

inho

Well-Known Member
1 635
4 516
Załóżmy że jesteś Henrykiem Kwinto i potrafisz otworzyć sejf bez jego niszczenia. Następnie skopiować informację i zamknąć sejf z powrotem, nie uszkadzajjąc go. Czym się różni w takim wypadku włożenie nośników do sejfu od pozostawnienia na widoku aktówki z nośnikami, związanej sznurkiem na kokardkę?
Sposób zabezpieczenia nie zmienia prawa własności. Sejfu nie wolno otwierać bez pozwolenia właściciela, tak samo jak aktówki zawiązanej na sznurek. Zabezpieczenie jest tylko próbą uniemożliwienia działania komuś, kto mimo wszystko zdecyduje się naruszyć czyjąś własność. Podobnie kradzieżą jest odjechanie - bez zgody właściciela - nieprzypiętym rowerem czy samochodem z zostawionymi kluczykami.
 

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
Sposób zabezpieczenia nie zmienia prawa własności. Sejfu nie wolno otwierać bez pozwolenia właściciela, tak samo jak aktówki zawiązanej na sznurek. Zabezpieczenie jest tylko próbą uniemożliwienia działania komuś, kto mimo wszystko zdecyduje się naruszyć czyjąś własność. Podobnie kradzieżą jest odjechanie - bez zgody właściciela - nieprzypiętym rowerem czy samochodem z zostawionymi kluczykami.

No to co najwyżej sprawa może być o kradzież papieru, a nie o kradzież informacji.
 
  • Like
Reactions: Alu

Hitch

3 220
4 877
Nieważne. To twoja sprawa, na jakim nośniku przechowujesz dane, i od jego rodzaju nie zależy to, czy ktoś może to dotykać czy nie bez twojej zgody. Jeśli sobie zapisujesz coś na kartce, bo boisz się zapomnieć i wsadzasz tę kartkę do sejfu czy teczki to nikt nie ma prawa do nich zaglądać bez pozwolenia. Nic w tym skomplikowanego.
 

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
Jeśli sobie zapisujesz coś na kartce, bo boisz się zapomnieć i wsadzasz tę kartkę do sejfu czy teczki to nikt nie ma prawa do nich zaglądać bez pozwolenia. Nic w tym skomplikowanego.

A gdzie ja napisałem, że ktoś bez pozwolenia może sobie zaglądać do czyjegoś sejfu albo teczki? I co ma fakt istnienia "informacji" z tym wspólnego?

Jak ktoś kradnie np. laptopa, to kradnie laptopa, a nie informacje na nim zawarte.
 

Hitch

3 220
4 877
A ja od początku mówię o czymś zamkniętym w sejfie, i że otwieranie go bez wiedzy i zgody właściciela jest złamaniem NAPu. Resztę sobie dośpiewaliście, bo zawsze ktoś musi pofilozofować.

[mina Gargamela z otwartym bezzębnym ryjem]
"Ale, Hicz, nie da się przecież ukraść informacji! Ueueueue!"

Tak, kurwa, wiem i nie o tym od paru postów jest rozmowa.
 

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
A ja od początku mówię o czymś zamkniętym w sejfie, i że otwieranie go bez wiedzy i zgody właściciela jest złamaniem NAPu. Resztę sobie dośpiewaliście, bo zawsze ktoś musi pofilozofować.

[mina Gargamela z otwartym bezzębnym ryjem]
"Ale, Hicz, nie da się przecież ukraść informacji! Ueueueue!"

Tak, kurwa, wiem i nie o tym od paru postów jest rozmowa.

A ja na początku nawet nie pisałem do ciebie, więc nie wiem po co się przyczepiłeś/przyczepiasz.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Powrót BitTorrenta: piractwo odpowiedzią internautów na fragmentację rynku streamingu
30.09.2018 21:30
Adam Golański
@eimi
Mogłoby się wydawać, że w 2018 roku BitTorrent jest reliktem przeszłości, z którego nie ma po co korzystać. W końcu ludzkość uprawiająca życie towarzyskie poprzez Tindera, przy pizzy, Netflixie i Spotify, oczekuje wyłącznie idiotoodpornych rozwiązań w stylu kliknij i graj (a przy okazji zapłać). Ten idealny obrazek nie do końca jednak przystaje do danych o ruchu sieciowym, jakie niedawno ujawniła firma Sandvine, jako zajawkę swojego raportu Global Internet Phenomena. Mówiąc w skrócie: ludzie znów coraz częściej wymieniają się plikami. Czyżby rosła popularność spiraconych mediów dystrybucji Linuksa?

W ostatnich latach raporty tego typu jednogłośnie deklarowały spadek udziału BitTorrenta w łącznym ruchu internetowym. Wraz z rozwojem przystępnych cenowo usług streamingowych, na czele z Netflixem, wymiana plików przez sieci P2P przestała być atrakcyjna dla internautów. Coś się jednak w tym roku zaczęło zmieniać. Ruch związany z wymianą plików, w szczególności poprzez BitTorrenta, zaczął rosnąć.

Donosi o tym kanadyjska firma Sandvine, od ponad 10 lat analizująca rozwój szerokopasmowego Internetu. Szczegółowe dane opublikuje w październiku, w raporcie Global Internet Phenomena, ale już teraz ujawnia, że internauci wracają do torrentów, szczególnie w regionie EMEA (Europa, Bliski Wschód, Afryka).

Obecnie globalnie sieci wymiany plików odpowiadają za 3% przychodzącego i 22% wychodzącego ruchu. Jednak w regionie EMEA udostępniane przez P2P pliki odpowiadają już za 32% całego wychodzącego ruchu sieciowego. 97% z niego przypada na BitTorrenta, który praktycznie nie ma dziś konkurentów wśród sieci P2P.

We wziętych łącznie obu Amerykach BitTorrent stanowi drugie co do popularności źródło udostępnianych danych, przegrywając jedynie ze strumieniami MPEG-TS z kamer systemów bezpieczeństwa. W regionie Azji i Pacyfiku procentowy udział BitTorrenta w ruchu miał nieco spaść, do poziomu 19%, ale pod względem wielkości pozostał on bez większych zmian.

Wygląda na to, że operatorzy usług streamingowych po prostu przechytrzyli samych siebie. Cam Cullen, wiceprezes Sandvine ds. marketingu, uważa że to efekt fragmentacji rynku. Więcej niż kiedykolwiek operatorów produkuje dziś treści na wyłączność dla swoich usług: na HBO znajdziemy „Game of Thrones”, na Netflixie „House of Cards”, na Hulu „The Handmaid's Tale”, zaś na Amazonie „Jacka Ryana”. Uzyskanie dostępu do wszystkich tych usług staje się bardzo kosztowne dla konsumenta, więc płacą oni za jedną lub dwie, a resztę piracą – twierdzi menedżer.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię, a mianowice jakości dostępnego wideo, zarówno w legalnych usługach streamingowych jak i w tych pirackich. Nie po to przecież ludzie kupili sobie telewizory 4K, by oglądać na nich treści wideo w 480p czy nawet 720p. Tymczasem dostęp do treści 1080p i lepszych jest w podstawowych abonamentach streamingowych ograniczony, nie mówiąc już o tym, że nie każdy ma łącze internetowe pozwalające na płynne oglądanie wideo w takiej rozdzielczości.

Tymczasem grupy wydające na bieżąco najnowsze produkcje filmowe i telewizyjne nie oszczędzają na niczym. Bez problemu można na torrentach znaleźć ripy tak popularnych seriali jak „Better Call Saul” w rozdzielczości 2160p (4K), 10-bitowym kolorze, z sześciokanałowym dźwięku – w pliku dzięki cudom kodeka HEVC nie przekraczającym rozmiarami 1 gigabajta. Ripy takie pojawiają się na torrentach często 2-3 godziny po oficjalnej premierze, więc czy można się dziwić, że ruch P2P znów rośnie?

A na koniec ciekawostka: najstarszy torrent na świecie, The Fanimatrix, czyli fanowska produkcja w świecie Matrixa, wciąż żyje i jest wysiewany przez grupkę ludzi. Wgrano ten 128-megabajtowy plik do BitTorrenta 28 września 2003 roku, już ponad 15 lat temu. Nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że średni czas życia torrenta nie przekracza pół roku.
 
Do góry Bottom