Kevin Carson: Ekonomia polityczna mutualizmu

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 181
Ok państwo w rozważanym przypadku nie nabyło własności ani przez zawłaszczenie niczyjej ziemi ani przez dobrowolną transakcję. Ale jeśli rozważaliśmy wcześniej ziemię posiadaną przez chłopów, która weszła w ich posiadanie z nadania grabieżców to również nie spełniała ona tych warunków. Podobnie jak nie spełniało tych warunków zagrabienie ziemi chłopów przez "obszarników". Jednak wcześniej napisałeś "Własność chłopa sprzed tysiąca lat raczej nie ma znaczenia o tyle, że nie ma samego chłopa ani jego następców prawnych, którzy byliby w stanie wykazać się nieprzerwanym ciągiem własności. W takim układzie imo, nie ma powodów, dla których aktualny właściciel miałby być nielegalny". Dlatego ja się pytam: czy jest różnica pomiędzy bezprawnym zagarnięciem ziemi przez państwo "na państwowy" użytek a zagarnięciem ziemi przez państwo i oddanie jej komuś innemu i również zagarnięciem ziemi przez kogoś indywidualnego przy aprobacie (bądź bez) jakiegoś państwa? Pytam się również czy jeśli brak właściciela z zamierzchłych czasów i jego spadkobierców jest Twoim zdaniem powodem by nie podważać własności współczesnych posiadaczy to czy zlikwidowanie współczesnych właścicieli i ich spadkobierców byłoby również argumentem za niepodważaniem zdobycia ziemi drogą współczesnych grabieży?
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 503
Te dylematy dość skutecznie można rozkruszać odwołując się do zasady nieagresji. Poruszyłeś sporo kwestii, w akapie ich rozstrzyganie będzie słono płatne :D Ogranicz to, jeśli można Cię prosić, do jednej, aktualnie najistotniejszej, bo jeśli rozproszymy dyskusję to ciężko się będzie w niej połapać.
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 181
Wyszło kilka pytań, ale kręcą się one w koło tego samego i w sumie od kilku postów w różnej formie poruszam to samo, więc nie wiem czy warto jeszcze raz to pisać, bo będzie to tylko powtarzanie czy wręcz trollowanie, ale jeśli chcesz to pozbieram to do kupy bez rozjeżdżania się w różny kierunkach. Widzę po prostu, że wiele zamętu powstało za sprawą Antoniego Wiecha i Kawadora, którzy chcieli łatwo obalić podstawy mutualizmu sugerując, że własność, która prawowicie miała wg Carsona należeć do chłopów, wcale prawowita nie była i pochodziła z grabieży. Wcześniej w dyskusjach komuniści zarzucali, że jeśli właściciel może robić co chce na własnym terenie to państwo, które będzie jedynym posiadaczem ziemi na swym terytorium ma prawo robić co chce. Libertarianie wtedy mówili, że państwo nie ma takiego prawa z libertariańskiego punktu widzenia, bo ziemię zagarnęło wbrew NAP. Gdy zaczęliśmy tu dyskutować o tym co napisał A. Wiech to kilka osób napisało o grubej kresce, a Twój post wybrałem jako szczególny, ponieważ w jakiś sposób uprawomocniasz dawne grabieże tym, że nie ma już dziś poszkodowanych i trudno znaleźć ich spadkobierców. Ja to chcę zestawić z wcześniejszymi argumentami z dyskusji z komuchami. Wychodzi mi tu pewne wybiórcze stosowanie standardów. Państwo nie może być prawowitym właścicielem bo naruszyło NAP, ale prywatnemu właścicielowi darujemy to, że ma coś co kiedyś było łupem. Jeżeli argumentem na legalność posiadania pomimo "niewłaściwego" nabycia ma być brak legalnych spadkobierców, to trudno podważyć np. legalność posiadania przez państwo tych dróg, które od wieków biegły tak samo i są już dawno państwowe czy trudno było by podważyć legalność posiadania znacjonalizowanego majątku całych rodzin zabitych podczas Holocaustu, etc. Jeśli mam Ci zadać jedno pytanie to będzie ono brzmiało tak: Czy jesteś za tym by uznać legalność posiadania przez państwo czegokolwiek co weszło w jego posiadanie wbrew aksjomatowi nieagresji w przypadku gdy nie istnieją już obecnie prawowici właściciele?
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 113
Jeśli nie uznawać, to okaże się, że nic nie należy do nikogo, bo nie znany jest pierwszy właściciel.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 503
alfacentauri napisał:
Jeżeli argumentem na legalność posiadania pomimo "niewłaściwego" nabycia ma być brak legalnych spadkobierców, to trudno podważyć np. legalność posiadania przez państwo tych dróg, które od wieków biegły tak samo i są już dawno państwowe czy trudno było by podważyć legalność posiadania znacjonalizowanego majątku całych rodzin zabitych podczas Holocaustu, etc. Jeśli mam Ci zadać jedno pytanie to będzie ono brzmiało tak: Czy jesteś za tym by uznać legalność posiadania przez państwo czegokolwiek co weszło w jego posiadanie wbrew aksjomatowi nieagresji w przypadku gdy nie istnieją już obecnie prawowici właściciele?

Sam brak legalnego właściciela nie wystarcza do tego, aby aktualny posiadacz był właścicielem. Konieczne jest jeszcze spełnienie jednej z dwóch przesłanek nabycia własności. Jeśli zdarzenie, które spowodowało powstanie posiadania było agresją, późniejsza śmierć poszkodowanego nie zmienia tego faktu.

Tym samym, jeśli państwo (traktowane jako podmiot) zajumało chłopu rolę 1000 lat temu, to dzisiaj (jeśli ta rola nadal jest "państwowa") państwo nadal nie jest jej właścicielem.

Jeśli ten teren został jednak w międzyczasie nabyty przez kogoś trzeciego, to wracamy do NAP i pytamy - czy nabycie to stanowiło agresję względem właściela? I od tej odpowiedzi uzależniamy to, czy własność jest prawowita czy jej nie ma (temat zresztą bardzo szeroki). Jeśli agresji nie było - następuje pierwotne zawłaszczenie przez "nabywcę". Jeśli dzisiaj wchodzę jak właściciel w posiadanie działki, która tysiąc lat temu należała do chłopa to z przekonaniem bliskim pewności mogę wykluczyć, że postępuję agresywnie wobec niego, innymi słowy: staję się jej właścicielem.
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 181
Ale co będzie jeśli IRP zajumała komuś chałupę, potem Carska Rosja zajumała ją IRP, póżniej IIRP... No i obecnie ten teren będzie państwowy?
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 503
alfacentauri napisał:
Ale co będzie jeśli IRP zajumała komuś chałupę, potem Carska Rosja zajumała ją IRP, póżniej IIRP... No i obecnie ten teren będzie państwowy?

Trzeba ocenić cały łańcuch zdarzeń prawnych, na wyjściu może być współczesne państwo jako właściciel (np. Rosja Carska, która "jumała" coś, co nie należało do nikogo) lub niewłaściciel - w zależności od tego, czy obrabowany poprzednik był właścicielem.

Przy czym cały czas zakładamy, że państwo to osoba, podmiot obrotu - ja tak nie uważam, ale to osobny temat.

Nie wykluczam, że za chwilę zostanę zapędzony w kozi róg :)
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 181
Zapędzić to możemy się w kozi róg jak nic.
O tym łańcuchu co piszesz to trzeba by było pewnie rozpatrzeć czy jest różnica jak jedno państwo odbiera coś siłą innemu, a tym jak sprzedaje (np. jak Rosja sprzedała USA Alaskę lub RP sprzedała Telekomunikację należącemu do FR France Telecomowi). Trzeba by było rozpatrzeć czy państwo jeśli było w iluś sprawach agresorem i zabrało komuś własność, a ma inną prawowitą własność to czy rozparcelować je w całości czy zastosować zasadę proporcjonalności ;)
I wiele innych spraw należałoby rozpatrzeć.


Maciej Dudek napisał:
Przy czym cały czas zakładamy, że państwo to osoba, podmiot obrotu - ja tak nie uważam, ale to osobny temat.

A co w sytuacji jak państwo byłoby prywatną własnością jakiegoś króla - taka monarchia absolutna???
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 503
Nie no, nie przesadzajmy. Zabranie siłą czegoś, komuś, kto nie jest właścicielem ani prawowitym posiadaczem zależnym (czyli jest złodziejem) nie jest agresją. Rzeczywistych dylematów jest sporo, więc, nie ma sensu tworzyć dodatkowych. Z kolei granice egzekucji to jeszcze inny temat.

Proponuję nie mówić o państwie, bo problem historycznego splątania tytułów własności dotyczy wszystkich podmiotów, niezależnie od tego, czy są państwowe. Jest przy tym na tyle istotny, że kwestia państwa to za dużo do przedyskutowania na jeden raz.

Nawet jeśli przez 1000 lat będzie trwał akap, to ścisłe przestrzeganie reguł nabywania własności stworzyć może równie ciekawą plątaninę jak w stadium upadku państwa.

Wyjść jest kilka. Najbardziej rasowe to rezygnacja ze pewności obrotu, i założenie, że nie da się wykluczyć, że na naszą nieruchomość zawita ktoś, kto jest jej prawowitym właścicielem.

Jest też kilka sposobów na utrzymanie pewności obrotu - niektóre funkcjonują już dziś, inne mogą być efektem przyjęcia określonych, niesprzecznych z NAP założeń.

Plus za merytoryczne argumenty, Forum ich pragnie :)
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 181
Dobra ja już kończę. Chciałbym tylko finalnie zaznaczyć, że ja nie jestem zwolennikiem jakiś własnościowych rewolucji. Żeby takich dokonać trzeba by umieć udowodnić, że 1000 lat temu ktoś komuś zabrał akurat ten kawałek ziemi, może byłoby trzeba by się cofnąć do wędrówek ludów i stosować tym podobne absurdalne wybiegi . Trzeba by tak jak pisze Maciej Dudek prześledzić całą historię tej własności czy nie nastąpiła w międzyczasie zmiana właściciela. Chyba rzecz niemożliwa. A nawet jakby się udowodniło bezprawie w jakimś nielicznym przypadku to komu wtedy przyznać własność by było wolnościowo? Ja też jestem jak tu niektórzy zwolennikiem "grubej kreski" i chyba tak jak UPRowcy popieram przedawnienie roszczeń. Ale zdaję sobie sprawę, że w takim razie muszę uważać na obnoszenie się z pojęciami takimi jak "pierwotne zawłaszczenie". Takie coś byłoby najsprawiedliwszym rozwiązaniem, ale wybierając opcję "grubej kreski" należy pamiętać, że trochę się wtedy zbacza z prostej ideologicznej ścieżki.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 503
Małe sprostowanie: nie ma potrzeby cofania się tak głęboko w przeszłość, cofnięcie następuje do czasu ostatniej udowodnionej własności o ściśle wytyczonych granicach. Nie są to czasy Wędrowki Ludów :)
 
A

Anonymous

Guest
alfacentauri napisał:
Wielokrotnie różni komuniści w rozmowach z libertarianami wysuwali takie stwierdzenie, że w libertarianizmie właściciel na swoim terenie w zasadzie tworzyłby małe państwo i rzucali argument, że libertarianie powinni również uznać prawo totalitarnego państwa do dowolnego wydawania rozporządzeń w sytuacji gdy cały teren na którym znajduje się to państwo należałby do tego państwa. Libertarianie odpowiadali wtedy, że różnica jest taka, że prawowity właściciel nabył uczciwie swą ziemię i ma pełne moralne prawo do zarządzania na niej, a państwo uzyskało swą "własność" poprzez podbój. Teraz omawiamy sytuację, w której indywidualne osoby posiadają ziemię z podboju. I tu iluś libertarian opowiada się za "grubą kreską" i nie mają pretensji do tych indywidualnych osób. Czy doczekam się odpowiedzi na pytanie czy tak samo potraktujecie własność państwową jak prywatną w obu przypadkach pochodzącą z podboju?


Maciej Dudek napisał:
Własność chłopa sprzed tysiąca lat raczej nie ma znaczenia o tyle, że nie ma samego chłopa ani jego następców prawnych, którzy byliby w stanie wykazać się nieprzerwanym ciągiem własności. W takim układzie imo, nie ma powodów, dla których aktualny właściciel miałby być nielegalny.
Z tego co zauważyłem lubisz Macieju rozważać różne hipotetyczne sytuacje. Wymyśliłem zatem oto taką dla Ciebie: obecnie jedno państwo napada na inne małe państewko i morduje wszystkich obywateli, służby specjalne agresora organizują grupy terrorystyczne, które po całym świecie mordują ludzi o pochodzeniu z państwa zaatakowanego. W wyniku tego nie ma ani jednego człowieka, który mieszkał w zaatakowanym państewku i nie ma również ani jednego spadkobiercy. Państwo atakujące skonfiskowało całą własność podbitym.
Czy wówczas również własność podbitych nie ma znaczenia? Czy również nie ma wtedy powodów, dla których aktualny właściciel miałby być nielegalny?
A jeśli jest inaczej to dlaczego?

Państwo nie jest osobą sensu stricte. Państwo zostało wymyślone w celu efektywniejszego bronienia się przed agresorami, a przede wszystkim w celu pilnowania przestrzegania umów i rozstrzygania sporów. Coś w stylu super arbitra. Definicja wydaje się ok - ale o tym później. Ktoś bodajże w antycznej Grecji, wydaje mi się, że Arystoteles( nie mam jak tego teraz sprawdzić) stwierdził, że człowiek organizuje się w rodzinę w celu pomocy, a rodziny w gminę, a gminy w polis - w tym samym celu.

Interesuję się historią, ale nie znalazłem nigdy przypadku, żeby państwo powstało w wyniku kontraktu. Jeżeli ktoś znajdzie taki przypadek niech da mi znać :). Zawsze to była przemoc. Różne wykopki z ostatnich lat w Wielkopolsce ukazały, że w pierwszej połowie IX w. w tej krainie ostro się cięto, burzono stare grody, ludność przesiedlano i wznoszone nowe grody w innych miejscach - było to złamanie miejscowych elit, to tak w wielkim skrócie. I tak powstało państwo rodowe Mieszka I :). Należy zauważyć, że był to okres monarchii patrymonialnej, gdy władca czy raczej lokalny kacyk i watażka, zyskiwał militarną przewagę i odbierał innym ziemie, kraj traktował jak swoje patrymonium - czyli własność. Oczywiście niekiedy pozostawiano lokalne elity, w zmiana za zakładników, małżeństwo, kasę. Ciekawe jak to ówcześni postrzegali? Na szczęście w wyniku rozwoju feudalizmu, władca przestał być jedynym prawnym właścicielem ziemi. Władca stanął na czele drabiny społecznej - w naszej nomenklaturze był namaszczonym przez boga superarbitrem, nieraz był słabszy i biedniejszy od możnowładców - jak w średniowiecznej Francji. Przepraszam za takie skrótowe wyjaśnienia, ale wyszłoby mi kilkanaście stron... I tu należy spostrzec dwie rzeczy. Po pierwsze jak ważna jest kultura( religia), bo w Moskwie, Bizancjum i dalej na wschodzie władca jest jedynym właścicielem ziemi, a reszta możnych jest dzierżawcami. A dwa, że sam rynek rozwiązał problem monopolu. Średniowiecze cechuje gigantyczna decentralizacja. Hołd lenny to kontrakt( mniej czy bardziej wymuszony ;)). Gdyby Polska pozostałą pogańska, to nie wydaje mi się by nas dotknęły te dobrodziejstwa. Władca wsparł by się oligarchami, jak obecnie w Rosji - w której silne są wpływy Wschodu. W feudalizmie lokalny szlachcic był de facto i de iure, właścicielem swojej ziemi. Porównałbym to do spółki komandytowej:), hehe.

Stąd pomysł grubej kreski, bo nie można przedstawić kto jak nabywał dane ziemie przez tysiąclecia, czy było to słusznie. Oczywiście ktoś pokaże mapy historyczne Europy, czy wpis w Wikipedii o jakimś pałacyku i z jego historią do XIII wieku, ale co było wcześniej? Kto tym władał? Będziemy robić kosztowne badania w celu ustalenia pokrewieństwa, do kogo powinno to uczciwie należeć( gdzieś czytałem, że 16 mln ludzi ma za przodka Czyngis Chana sic!)? Oczywiście jeśli ktoś ma dowody, np. o tym wspomnianym 1989 roku, to niech odbiera co swoje!

Jeżeli ktoś coś komuś zagrabił to jest przestępcą i można mu to odebrać( mam na myśli akap). W pierwszej kolejności ma przywilej prawowity właściciel i jego spadkobiercy. I dzisiaj przede wszystkim chodzi o prywatyzację mienia państwowego, w tym instytucji publicznych, np. pałacyki w których jest jakiś urząd, sztuka z muzeów, etc. I te wywłaszczenia w których brało udział państwo, a majątek przekazano osobie prywatnej, oczywiście jeśli nie było odszkodowania - lub było ono wtedy zaniżone - taki człowiek musi przedstawić dowody. Rozumiecie o co mi chodzi? Jeżeli byśmy chcieli to zrobić jak postulują mutualiści, czy anarchosyndykaliści, to by to wyglądało jak w ZSRR w okresie kolektywizacji.

W akapie każdy ma moralne prawo napaść grabieżcę i rozdrapać jego majątek.

Z góry należy uznać, że to co teraz znajduje się w rękach prywatnych, jest sprawiedliwe. Nie zaczynamy swojej "rewolucji" od jakiegoś punktu w przeszłości, ale od terminu "dzisiaj". Rozumiecie?

To tak w skrócie :). Bodajże kawador cytował Misesa w tym temacie i on też miał na myśli to samo. Stosunki anarchokapitalistyczne w społeczeństwie dotyczą przyszłości.

Wracając do państwa. Meritum anarchokapitalizmu to właśnie prywatyzacja państwa i zastąpienie go usługami - rynkiem. Poczynając od moralności a przechodząc do efektywności gospodarczej. Takiej Belgii skoczyły ostatnio wskaźniki gospodarcze a nie mają rządu i mają kryzys polityczny :).

Państwo coś wymusza na ludziach którzy nie chcą brać udziału w państwie. Państwo siłą odbiera ludziom pieniądze i majątki, strasząc więzieniem albo śmiercią. Państwo mówi ludziom co mają robić a co nie. A przede wszystkim państwo to nie jest twór bezosobowy, tworzą go konkretni ludzie, którzy kłamią i oszukują, że robią to dla naszego dobra. Kto jest tą osobą, lub zna te osoby to zyskuje przewagę nad innymi ludźmi na rynku, bo pod jego przedsiębiorstwa pisze się ustawy, etc. Państwo nie jest dobrowolne.

Co do drugiego przypadku. To ci którzy tego dokonali są w pierwszej kolejności do utylizacji. A ziemia może być na powrót zawłaszczona. Nawet przez obywateli tego zbrodniczego państwa, ale nie przez zbrodniarzy - nawet tych którzy wykonywali tylko rozkazy, dla nich jest tylko dzień sznura. Mam prawo zabić mordercę swojej rodziny i tych którzy to zainicjowali, ale nie tego który zasiedlił majątek mojej rodziny. Przedstawiam dowody, że to moje i wtedy dopiero mam prawo wywalić nowego właściciela.
 
D

Deleted member 427

Guest
Premislaus napisał:
Takiej Belgii skoczyły ostatnio wskaźniki gospodarcze a nie mają rządu i mają kryzys polityczny Smile.

W "Uważam Rze" pisali ostatnio, że Belgowie wychodzą na ulice i protestują, bo ich politycy nie potrafią utworzyć rządu. Zapaść ludów Europy jest spektakularna. Przypuszczam, że gdyby w średniowieczu jeden władca z drugim nie mogli utworzyć rządu, co owocowałoby większą wolnością dla poddanych, to ci by się tylko cieszyli (patrz rozbicie dzielnicowe w RP). A teraz to kurwa płacz i zgrzytanie zębów.

kawador napisał:
Bodajże kawador cytował Misesa w tym temacie i on też miał na myśli to samo. Stosunki anarchokapitalistyczne w społeczeństwie dotyczą przyszłości.

Rothbard:

Zastosujmy teraz naszą libertariańską teorię własności w przypadku własności pochodzącej od aparatu Państwowego lub pozostającej w jego rękach. Dla libertarianina Państwo jest jednym wielkim gangiem zorganizowanych przestępców, którzy żyją z kradzieży zwanej „podatkami” i używają tych wpływów, by zabijać, brać w niewolę i generalnie popychać ludzi dookoła. Stąd wynika, że własność Państwowa jest w rękach złodziei i powinna zostać wyzwolona najszybciej, jak tylko można. Każda osoba lub grupa osób, która wyzwala taką własność, zawłaszcza lub konfiskuje Państwu, popełnia czyn szlachetny i wyświadcza znakomitą przysługę sprawie wolności. W przypadku Państwa, co więcej, ofiarę trudniej jest zidentyfikować niż właściciela konia. Wszyscy podatnicy, wszyscy poborowi, wszystkie ofiary Państwa zostały okantowane. Od której strony ugryźć zwracanie całej tej własności podatnikom? Jakich należy użyć proporcji w tej całej makabrycznej plątaninie rozboju i niesprawiedliwości, której wszyscy doświadczyliśmy z rąk Państwa? Zwykle najbardziej praktyczną metodą desocjalizacji jest po prostu przyznanie moralnego prawa posiadania tej osobie lub grupie, która odbierze własność Państwu. Z tej grupy najbardziej na to moralnie zasługują ci, którzy już używają tej własności, a którzy nie są współodpowiedzialni za Państwowe akty agresji. Ci stają się zatem „zadomownikami” kradzionej własności i zarazem prawowitymi właścicielami.

Weźmy za przykład Państwowe uniwersytety. Własność zbudowaną z funduszy skradzionych podatnikom. Skoro Państwo nie znalazło ani nie zastosowało sposobu zwrócenia tej własności społeczeństwu podatników, właściwymi posiadaczami uniwersytetu są „zadomownicy,” którzy już używają i w ten sposób „mieszają swą pracę” z organami. Najważniejszą przesłanką jest pozbawienie złodzieja, w tym przypadku Państwo, najszybciej jak to możliwe władania i kontroli nad owocami swej defraudacji i zwrócenie własności czystemu sektorowi prywatnemu. To oznacza studencką i/lub pracowniczą własność w uniwersytetach.

Spomiędzy tych dwóch grup, studenci mają pierwszeństwo, gdyż studenci płacą przynajmniej pewną ilość pieniędzy na wsparcie uniwersytetu, podczas gdy profesura nosi moralne znamię życia z funduszy Państwowych i w ten sposób stania się w pewnym stopniu częścią aparatu Państwowego.

Tę samą zasadę należy zastosować w przypadku nominalnie “prywatnej” własności, która w rzeczywistości pochodzi od Państwa jako efekt nieustającego lobbowania. Uniwersytet Columbia, dla przykładu, niemal dwie trzecie przychodów którego pochodzi od rządu, można nazwać „prywatnym” collegem tylko z ironicznym uśmieszkiem. Zasługuje on na podobny koniec w postaci szlachetnego czynu konfiskaty.

A jeśli Uniwersytet Columbia, co z General Dynamics? Co z gromadą korporacji, nieodłącznych części kompleksu militarno-przemysłowego, które nie tylko otrzymują ponad połowę, a czasem praktycznie całość swoich przychodów od rządu, lecz także uczestniczą w aktach masowego morderstwa? Jakie jest ich prawo do własności „prywatnej”? Mniej niż zero, bez wątpienia. Ci gorliwi lobbyści o kontrakty i subsydia, jako współzałożyciele państwa garnizonowego, zasługują na konfiskatę i przywrócenie ich własności prawdziwemu sektorowi prywatnemu z największym możliwym pośpiechem. Stwierdzić, że ich własność „prywatna” musi być respektowana to stwierdzić, że własność koniokrada i mordercy musi być „respektowana.”

Ale jak się zabrać za desocjalizację całego ogromu własności państwowej i do tego “własności prywatnej” typu General Dynamics? To wszystko wymaga skrupulatnego namysłu i dociekliwości za strony libertarian. Jednym sposobem byłoby oddanie jej w posiadanie zadomownikom, pracownikom poszczególnych zakładów; innym oddanie jaj w odpowiednich proporcjach pojedynczym podatnikom. Musimy jednak zmierzyć się z faktem, że najbardziej praktyczną drogą mogłaby się okazać nacjonalizacja poprzedzająca redystrybucję. Jak więc możnaby przekazać General Dynamics zasłużonym podatnikom nie nacjonalizując wpierw firmy? Ponadto, nawet gdyby rządowi przyszło na myśl znacjonalizować General Dynamics – bez odszkodowania rzecz jasna – per se, nie jako wstęp do rozdania go podatnikom, nie jest to niemoralne lub coś, z czym trzeba walczyć. Oznaczałoby to tyle, że jedna banda złodziei – Państwo – wywłaszcza inny, dotąd współpracujący gang, korporację, która żyła na koszt państwa. Nieczęsto zdarza mi się zgadzać z Johnem Kennethem Galbraithem, ale jego niedawna propozycja, by znacjonalizować firmy, których ponad 75% przychodów pochodzi od rządu lub od wojska, ma sporo zalet. Nie oznacza ona w końcu agresji przeciw prywatnej własności, a w dodatku moglibyśmy oczekiwać mniejszej gorliwości ze strony kompleksu militarno-przemysłowego gdyby wyciąć zysk z obrazka wojny i grabieży. Do tego uczyniłoby to amerykańską machinę wojenną mniej efektywną, w końcu rządową, a to są z pewnością dobre wieści. Czemu jednak zatrzymywać się przy 75%? Pięćdziesiąt procent zdaje się rozsądnym punktem przecięcia między organizacją w większości publiczną i w większości prywatną.

http://liberalis.pl/2007/04/02/murray-r ... omowienia/
 
A

Anonymous

Guest
Słowa nacjonalizacja i redystrybucja w ustach libertarianina, w innym kontekście niż przekleństwo, to coś nowego, zupełnie nowa jakość :p. Sensownie to brzmi co piszesz.
 
OP
OP
Trikster

Trikster

Active Member
361
26
Odnawiam temat. :)
Takie trzy teksty Carsona przetłumaczyłem:
1. "Subsydium historii" można uznać za streszczenie pewnych wątków, jakie Carson porusza w książce, m.in. historię wywłaszczeń chłopstwa i powstania kapitalizmu.
http://trikzter.blogspot.com/2013/02/kevin-carson-subsydium-historii.html

2. "Własność intelektualna. Libertariańska krytyka" to tekst poruszający, jak można się domyślać, problem własności intelektualne, głównie patentów, choć i o prawie autorskim coś się znajdzie.
http://trikzter.blogspot.com/2013/02/kevin-carson-wasnosc-intelektualna.html

3. "Wywiad z Kevinem Carsonem na Isocracy", w którym Carson odpowiada na pytania dotyczące w dużej mierze książki, którą chcę wydać.
http://trikzter.blogspot.com/2013/02/wywiad-z-kevinem-carsonem-na-isocracy.html
 

deith

Active Member
230
169
Odkopanie tego tematu to był dobry pomysł!

Tylko dlaczego premislaus stał sie anonimem?
 
D

Deleted member 427

Guest
Bo dostał bana i poprosił o usunięcie konta. Jakby co, udziela się na forum kryptoanarchizm.
 
Do góry Bottom