D
Deleted member 427
Guest
Super, dzięki
wolnościowiec i socjalista niekoniecznie muszą być (nie są?) przeciwnymi krańcami jakiegoś spektrum. Jasne, jeśli przyjmiesz takie postrzeganie, jakie zarysowałeś w swoim poście, to w rzeczy samej Carson może wydać Ci się kimś w rodzaju Jeckylla i Hyde'a - jak zresztą określił go Reisman. Moim zdaniem będzie to niesłuszne - wolnościowy socjalizm to pełnowartościowe stanowisko filozoficzne/polityczne/ekonomiczne, z ugruntowaną pozycją, mającą swoją, całkiem długą historię, a także szereg przedstawicieli, spośród których na szczególne uznanie zasługują Proudhon i Tucker.
Carson zwraca uwagę, że kapitalizm nie powstał na zasadach sprawiedliwej wymiany czy sprawiedliwego zawłaszczenia, niezależnie czy przyjmiemy kryteria Rothbarda, Nozicka czy innego zwolennika Locke'owskiej teorii własności. To, że sposób, w jaki dystrybucja zachodzi, będzie się różnić na przestrzeni czasu - na co Ty zwracasz uwagę - nie stanowi w ogóle przedmiotu zainteresowania Carsona, gdyż w jego książce mało jest rozważań tak abstrakcyjnych, jak u Nozicka (to nie zarzut czy do Carsona, czy do Nozicka). Inna sprawa jest taka, że Carson uważa, iż kapitalizm w rozumieniu podanym przez Carsona wynika bezpośrednio z tego niesprawiedliwego zawłaszczenia, co ma taką implikację, że nie mógłby bez niego powstać (innymi słowy, niesprawiedliwe zawłaszczenie jest warunkiem kapitalizmu). Porządek, który powstałby, gdyby sytuacja nie potoczyłaby się tak, jak się potoczyła, byłby bardziej równościowy - takie jest twierdzenie Carsona, a nie - jak mu imputujesz - że trzeba "zaprowadzić" równość, bowiem ona w systemie kapitalistycznym jest niemożliwa. Dla Carsona na kapitalizm trzeba spojrzeć z szerszej perspektywy, holistycznie, a więc historycznie i politycznie. Wtedy dopiero zdasz sobie sprawę, że Carson nie postuluje zniesienia jakiejkolwiek relacji zależności między dwoma podmiotami, lecz że relacja zależności między kapitalistą a robotnikiem jest presuponowana przez "subsydium historii", jakie państwo zapewniło kapitalistom. Chodzi mi o to, że pozycja kapitalisty nie jest pochodną wyłącznie nieuczciwego uzyskania kapitału, ale także innych czynników, o których Carson pisze w książce i w artykułach, które przetłumaczyłem, oraz że możliwość wykorzystywania przez kapitalistę pracy robotnika sama jest nieodłączną częścią systemu i nie może być analizowana od niego oddzielnie.
Szczerze mówiąc, nie interesuje mnie Twoje podejście do wolności czy własności.
nie tylko Ty i nie tylko libertarianie uznają wolność za jedną z kluczowych wartości; weź anarchistów, liberałów, nawet socjalistów.
Ba, każda z tych grup - libertarianie, anarchiści, liberałowie, socjaliści - jest bardzo zróżnicowana, w ramach każdej z nich występuje multum stanowisk, które mimo tej samej plakietki opowiadają się za czym innym. Spójrz nawet na libertarian, tych od Rothbarda, i porównaj sobie wolność u Blankertza, Michella, Longa i Blocka - wyjdzie Ci coś zdeczka innego za każdym razem; chociaż każdy z nich odwołuje się do tego samego zespołu wartości, który można określić jako libertariańskie, wartości te usytuowane są w obrębie innych przekonań, przez co zajmowana pozycja będzie w większym czy mniejszym stopniu unikalna.
Co więcej, wychodzą oni z paradygmatu Locke'a w Rothbardowskiej wersji (czyli bez proviso).
libertariański socjalizm w wersji Tuckera czy Carsona w równym stopniu obstaje przy własności, chociaż inaczej ją rozumie
winą kapitalizmu jest to, że państwo uniemożliwiało swobodne zawłaszczenie ziemi.
dla mnie kapitalizmem jest to i to, dla Carsona to i tamto, definicja Carsona jest niewspółmierna z moją, więc Carson nie ma racji. Ja na to odpowiadam: nie ma racji z Twojej perspektywy, z perspektywy Carsona nadal rację ma, nie udowodniłeś mu tego, że się myli. Klu moim zdaniem jest taki, że "kapitalizm" można by uznać za coś w stylu definicji finalnej, czyli takiej, która stanowi podstawowy składnik czyjegoś języka. Przez to mutualiści i Locke'owcy nie dojdą do porozumienia, które polegać by miało wypracowaniu jednego stanowiska. Jednakże, pomimo powyżej wskazanej różnicy, mogą osiągnąć porozumienie, jeśli będą skłonni spojrzeć z perspektywy drugiej strony. Carsonowi udaje się to w całkiem dużym stopniu; raz za razem pisze: "Jeśli przyjmie się definicję oferowaną przez tego a tego (np. Machana), to dojdzie się do takich samych (albo podobnych) wniosków, co ja". Libertarianie nie mogą się przemóc - Ty jesteś kolejnym przykładem tego zjawiska
Dla mnie idea forum polega na dyskusji. Ty tę dyskusję uniemożliwiasz, bo sprowadzasz wszystko do sporu definicyjnego. Co to oznacza, wyjaśniłem powyżej. Z tego też względu, Twoje zdanie, że "Socjaliści nie są za wolnością" zawierające właściwą Tobie i libertarianom definicję wolności (nie ma w tym nic złego, po prostu stwierdzam fakt) uniemożliwia dyskusję ze mną, który nie ma takich przekonań jak Twoje. Bo ja powiem: "Dla mnie są", Ty zaś: "Dla mnie nie", itd. Ten poziom mnie nie interesuje. Moim zdaniem mogę odpowiedzieć tylko: okej, takie jest Twoje zdanie, ale ja mam zupełnie inną definicję wolności, według której socjaliści - przynajmniej niektórzy - są wolnościowcami. I to nie jest żaden dialektyczny trik: mam taką definicję i już (upraszczam sprawę rzecz jasna), deal with it.No chyba idea forum polega na wymianie opinii i zakłada zainteresowanie poglądami drugiej osoby
Absolutnie nie o to chodzi. Dowodziłem jedynie, że w ramach samego libertarianizmu istnieją różne stanowiska, że te stanowiska przekładają się na różne rozumienia wolności i że w ramach pewnej kategorii ludzi podpinających się pod pewną ideę stanowiska te różnić się będą czasem nie mniej niż w przypadku ludzi o odmiennych zapatrywaniach. Innymi słowy, kategoryzacje są sztuczne, między Longiem libertarianinem i Carsonem socjalistą czasem można znaleźć więcej podobieństw niż między Narvesonem i Bensonem, a obaj są libertarianami. Odnoszę się tutaj do Twojego quasi-zamordystycznego pojmowania wolności. Zatem różnice są, ale to jak na nie spojrzysz będzie mieć niebagatelne konsekwencje dla identyfikacji tych różnic.Argument z rozmycia
Jesteś pewien, że o to chodziło w proviso?Przecież przeciętny człowiek mający działkę, na której nie ma jedynego źródła wody w okolicy 100 km nikomu niczego nie odbiera.
Patrzysz w złym miejscu. Napisałeś: "nie widzę tu żadnej winy kapitalizmu", co presuponuje konkretną definicję kapitalizmu, której "wolny rynek" nie daje. Dalej robisz to samo: "jak kapitalizm (definiowany negatywnie, jako brak regulacji wymian tytułów własności". Klu jest taki, że Carson definiuje kapitalizm zupełnie inaczej. I to - Twoje użycie pojęcia "kapitalizm" w znaczeniu innym niż Carsonowe - wywołało moją replikę. Moim zdaniem, żeby sensownie dyskutując o czyjejś myśli, warto przyjąć jego siatkę pojęciowo; w przeciwnym razie balansujemy na granicy niezrozumienia.Nie widzę takiego ciągu logicznego w moim poście
Lebiediew napisał:Proudhon to chyba nie bardzo był wolnościowy, bo nie rozumiał że wolność=własność.
To nie jest takie proste. Część anarchistów z całą pewnością odpowiedziałaby, że własność to despotyzm, a despotyzm jest zaprzeczeniem wolności. Jasne, właściciel w pewnym sensie jest "wolny", ale nie oznacza to, że panuje wolność rozumiana jako stan społeczny i przede wszystkim jako relacja, jako że jedna strona tej relacji znajduje się w pozycji uprzywilejowanej w stosunku do drugiej strony. Z tego też względu anarchiści nie uznają libertarian za zwolenników wolności i moim zdaniem mają do tego dobre powody: Locke'owska teoria zawłaszczenia jest bardzo statyczna, anarchiści zaś - przynajmniej ci światlejsi, zdający sobie sprawę z nieuchronności własności - dążą do udynamicznienia własności poprzez rozproszenie jej. Własność presuponuje bowiem pewną hierarchię, w której z jednej strony mamy posiadaczy, a z drugiej zaś nieposiadaczy; hierarchię, a więc brak równości. Innymi słowy, wolność nie może istnieć w braku równości, bowiem relacji między dwoma podmiotami, w których jeden ma przewagę nad drugim, nie można określić mianem wolnych. I ja się zgodzę, że to zdeczka utopijne - wolność zdaje mi się teraz grą o sumie zerowej, ale po prostu nie uważam, że libertarianie zdobyli jakiś monopol na prawdę.Z tą tezą zgodzi się - przynajmniej tak sądzę - każdy, nawet najbardziej zajadły anarchista.
wolność zdaje mi się teraz grą o sumie zerowej, ale po prostu nie uważam, że libertarianie zdobyli jakiś monopol na prawdę.
Tylko, że ilość dóbr do zawłaszczenia jest ograniczona i z pierwotnej puli do zawłaszczenia jest coraz mniej. A tak to jest w przyrodzie, że najbardziej wartościowe dobra zawłaszczają najsilniejsi, więc dla słabszych nie zostaje wiele.
W każdym razie własność niejako sankcjonuje uprzywilejowaną pozycję wielkich posiadaczy, którzy zawłaszczyli większość dóbr, a ci zawsze stanowią zdecydowaną mniejszość, względem proletariatu, który stanowi większość społeczeństwa. Uprzywilejowana pozycja posiadaczy pozwala im na wykorzystywanie mniej uprzywilejowanych, którzy są zmuszeni swoją złą sytuacją materialną do pracy u posiadaczy. Oczywiście, posiadacze teoretycznie nikogo nie zmuszają do pracy u siebie, ale na skutek wcześniejszej alokacji dóbr, biedni ludzie nie mają żadnego wyboru. Czy dla nich własność=wolność?
oni szukają alternatywy dla własności. Alternatywy, która zapewniałaby wolność wszystkim, szukają równości - według nich kwintesencji sprawiedliwości.
Po prostu akceptuję to, że niektórzy mogą mieć inną niż libertariańską (czy może szerzej liberalną) wizję porządku społecznego, mimo przyświecania im tej samej idei wolności.
BTW: Czy moja akceptacja dla nich oznacza, że jestem komuchem?
A ci "światlejsi anarchiści" to kto na przykład?
I vice versa co?I vice versa
Nie wiem, skąd to bierzesz. Anarchiści są różni. Ja wolę tych z odłamu "post", ale przecież nie tylko, są całkiem fajni insurekcjoniści, post-lewicowi, "syntetyści", itd. Być może są też tacy, o których piszesz (nie znam; poproszę o cytat odpowiedniego autora czy źródło); jeśli są, nic mi do tego, ale nie będą przedmiotem mojego zainteresowania.Im zależy nie tyle na liczebności dostępnych jednostce celów, swobodzie działania w wybranym przez nią kierunku, co pewnej uniwersalnej równomierności ich rozłożenia