Fraans

Well-Known Member
201
441
„nich”? Tzn kim sa owe elity? Przez to słowo mozna rozumiec wiele, ja mowie o tych, ktore regularnie strasza Globciem, koncem Swiata, przeludnieniem itd. Mozna z nimi (kogoz tam nie ma) chociazby wypic szampana i poutyskiwac nad losem Globu na takich spokaniach jak ten na ktorym ksiaze Harry mial ponoc biegac na bosaka.


Brytyjska rodzina krolewska jak najbardziej mowi jednym glosem. Czy to jest glos ich, czy finansiery z londynskigo City to temat na dluzsza dyskusje.

Linkow dalem kilka i jak zaznaczylem sa to pojecia uzywane praktycznie na przemian, a Charles o tym mowil, chociazby tutaj:


Prince of Wales calls for population control in developing world

https://www.telegraph.co.uk/news/uk...r-population-control-in-developing-world.html

He said more needs to be done because of the “monumental” problems that face the environment as population numbers “rocket” and traditional societies become more consumerist. There needed to be more “honesty” about the fact the “cultural” pressures keep the global birth rate high.
Pisaliśmy o Prince William a nie o ludziach którzy ci sie zdają że są z nim w zespole.
 

Mercatores

Well-Known Member
269
821
Pisales, ze Rodzina Krolewska nie mowi jednym glosem w sprawie Globcia, co nie jest prawda. Chciales zrodla, ze William, czy ten ryzawy mowia pewne kwestie to podalem.


Nic mi sie nie wydaje, skoro ksiazeta bujaja sie po okreslonych spotkaniach, z tymi samymi ludzmi i mowia o tej samej problematyce (Globcia) w ten sam sposob to uznaje ich za czesc antyglobciowych elit - czyt. wysoko postawionej finansiery, roznej masci oligarchow, szampanskich socjalistow i innych miliarderow, ktorzy za pieniadze podatnikow zamierzaja "zbawic" Swiat.
 
Ostatnia edycja:

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 206
1573668116_zm3fju_600.jpg
 

Redrum

Active Member
705
183
Bardzo poważna odezwa, oparta o wiedzę w naukach klimatycznych.
A te śmieszkowe wpisy zostały usunięte.

Jestes pewien, ze to ta sama lista?

To niewiele zmienia, każda tego typu "lista" negacjonistów jest jebanym żartem, bo jej podstawy są gówniane.

Za to lista, ktora ty tutaj przedstawiasz nie zawiera lobbystow, inzynierow oraz globciowych propagandystow, a jedynie odciete od zewnetrznego finansowania, niezalezne, apolityczne, naukowe kompasy moralne.

A ta lista jest pełna naukowców, aktywistów i innych osób których odezwa oparta jest na rzetelnej wiedzy.

Wiadomo, kaje Azji i Afryki nie zajmowaly sie niczym innym przez ostatnie 25 lat, tylko globalna walka z dziura ozonowa.

Wiedząc, że do protokoły montrealskiego podpisao 160 krajów - tak, Afryki te działania nie ominęły. Skąd fiksacja na Azji i Afryce tak w ogóle?

Większe nawet od scenariusza, w którym pijany Saszka wali flaszką wódki w nuklearny przycisk i cały glob zostaje wyjałowiony w kilka godzin? Litości.

Ja mówię o realnych, występujących zagrożeniach, a nie scenariuszach o nieoszacowalnie małym prawdopodobieństwie.

Takie teksty, czy też wykresy podlinkowane wyżej, które się nie zaczynają od zera po to by zmiana wydawała się prawie pionowa, odnoszą moim zdaniem efekt odwrotny od zamierzonego wśród ludzi z nieco większym pomyślunkiem, czyli zazwyczaj tych bardziej decyzyjnych

Dla osób z nieco większym pomyślunkiem są to wskaźniki pokazujące jak w skrajnie patologicznej chujni jesteśmy z perspektywy klimatycznej.
Dla osób z nieco większym pomyślunkiem te wykresy nie są niczym nowym przede wszystkim.

No chyba, że bierzemy pod uwagę rodzynki pokroju Trumpa - słaby biznesmen, krętacz i jeszcze gorszy prezydent działający pod korporacje/swoich ziomków - nie traktowałby mjego zdania w czymkolwiek jako wyznacznika.
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Szefowa Komisji Europejskiej chce 3 bilionów euro na walkę ze zmianami klimatycznymi do 2030 r.:


Tymczasem do oskubania jest jednak forsa nieporównywalnie większa niż te marne 3 bln. Morgan Stanley oblicza że żeby do 2050r. spełnić normy wskazane z Porozumieniu Paryskim trzeba do tego czasu zainwestować 50 bln USD w 5 sektorów (i nawet wylicza firmy jakie najbardziej na tym mogą najszybciej skorzystać):


Według w/w te 50 bln USD trzeba zainwestować łącznie w energię odnawialną, samochody elektryczne, wychwytywanie węgla, ogniwa wodorowe, biopaliwa. Jeżeli te inwestycje zostaną dokonane nastąpi gigantyczna redystrybucja profitów bynajmniej nie z krajów uprzemysłowionych do innych tylko między krajami uprzemysłowionymi lub między różnymi firmami etc.
 
D

Deleted member 427

Guest
Laleczka Chucky klimatycznej religii - autystyczna nastolatka, Greta Thunberg - tłumaczy, o co chodzi wyznawcom tej religii:

After all, the climate crisis is not just about the environment. It is a crisis of human rights, of justice, and of political will. Colonial, racist, and patriarchal systems of oppression have created and fueled it. We need to dismantle them all.

https://www.dailywire.com/news/gret...l-systems-of-oppression-fossil-fuel-literally
 

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 794
8 467
Manifest ekokomunistyczny Grety Thunberg

Podczas niedawnego Młodzieżowego Strajku Klimatycznego zbuntowana przeciw zmianom klimatu młodzież paradowała z transparentami takimi jak: „Mamy przesrane, ale gówno się recyklinguje”, „Capitalism is the enemy of the earth” („Kapitalizm to wróg ziemi”), „Nie pal węgla, pal zioło”, „Zniszcz mi pusię, nie planetę”, „Suck a dick, not a straw” („Ssij kutasa, nie słomkę”). Były też bardziej merytoryczne, takie jak „Polska bez węgla 2030”.

Greta Thunberg zaś podpisała się (bo przecież nikt rozsądny nie sądzi, że była współautorką) wraz z kilkorgiem innych klimatystycznych aktywistów pod skrajnie lewackim tekstem, w którym pojawia się m.in. teza, że zmiany klimatyczne to skutek rządów „patriarchatu”.

W tej sytuacji pojawiają się dwa oczywiste pytania.

Po pierwsze – jak opisać sytuację, w której się znaleźliśmy w związku z coraz potężniejszą klimatystyczną histerią?

Po drugie – w co grają politycy PiS w sprawie klimatyzmu? Dlaczego na wyprzódki legitymizują radykalny ruch klimatystyczny, zamiast wprost wskazywać zagrożenia, jakie z niego wypływają?

Punkt pierwszy: obecna sytuacja nie ma to nic wspólnego z racjonalną dyskusją o tym, co się dzieje i co można z tym zrobić. Pisałem o tym wiele razy, więc nie będę tutaj swoich tez rozwijał. W największym skrócie: na jednej szali mamy hipotezy, oparte na modelach, co do których nie ma żadnej pewności, że nie zawiodą ani nawet, że są trafne na choćby dekadę naprzód. Zwłaszcza że wiele przewidywań z przeszłości się nie spełniło. Na drugiej – gigantyczne koszty dla obywateli, prawdopodobną pauperyzację milionów ludzi, upadek całych gałęzi przemysłu i cywilizacyjne cofnięcie Zachodu o dziesiątki lat. Inaczej mówiąc – na jednej szali są hipotezy, przypuszczenia, modele – na drugiej całkowita pewność co do dramatycznych skutków ekonomicznych i cywilizacyjnych, jakie przyniosłoby wdrożenie postulatów klimatystycznych. To zresztą już się dzieje – nawet w Polsce nasze kieszenie są już obciążone wielkimi kosztami ekofanaberii, a będzie gorzej.


Nie ma znaczenia, ilu naukowców podpisze kolejny list, grożący nam Armagedonem. Po pierwsze dlatego, że zwykle jedynie bardzo mała część sygnatariuszy takich odezw (tak było choćby ze słynnym listem naukowców z PAN) zajmuje się zawodowo klimatologią, która jest nauką niebywale wręcz skomplikowaną. Reszta – nierzadko nie tylko nie klimatolodzy, ale przedstawiciele nauk humanistycznych, nie odróżniający pogody od klimatu – podpisuje, bo tak wypada, bo inni podpisują, bo nie ma sensu się wyłamywać. Jak wielokrotnie pisałem, naukowcy nie są nadludźmi. W większości są tacy jak wszyscy inni – są konformistami, są wygodni, myślą o pieniądzach. Ci zaś, którzy faktycznie klimatem się zajmują, nie są jednomyślni – choć klimatyści bardzo dbają, żeby wszystkich sceptyków a priori wrzucać do worka z napisem „źli lobbyści”, podczas gdy zwolennicy tezy o nadchodzącej klęsce mają być z założenia szlachetni i bezinteresowni. To oczywista bzdura. Polityka klimatyczna jest zagadnieniem nie tylko, a może nawet nie przede wszystkim naukowym, ale politycznym. Świat naukowy w XX wieku ulegał upolitycznieniu lub uczestniczył w ideologicznym sporze wielokrotnie – w kwestiach takich jak wykorzystanie atomu, ocena przydatności załogowych lotów kosmicznych i ich przygotowanie, in vitro, moment śmierci – i tak jest również w tej sprawie. Teza o jakiejś wzniosłej apolityczności nauki jest całkowicie fałszywa. Dla wielu polityków zaś ekologizm jest wygodną metodą budowania poparcia w atmosferze narastającej histerii klimatycznej, a to politycy trzymają rękę na pieniądzach zasilających naukę. Skoro zaś potrzebne są hipotezy, wspierające polityczne kampanie oparte na klimatyzmie – naukowcy ich dostarczą. Hipotezę zresztą znacznie łatwiej dostroić do politycznych potrzeb niż twarde dowody.


Po drugie – ponieważ nie ma zgody co do szczegółów rozwoju sytuacji. Warunkiem zaś jakiejkolwiek rozsądnej dyskusji musiałoby być przekalkulowanie na zimno prawdopodobieństwa danego scenariusza i zestawienie go z kosztami, jakie będziemy musieli ponieść. Klimatyści, co ciekawe, reagują alergicznie na każde wspomnienie o rachunku zysków i strat. Interesuje ich wyłącznie skrajna narracja, w której niczego nie warto kalkulować, tylko żądać kroków najdalej idących, niezależnie od ceny. „Nie ma czego tu liczyć, bo zbliża się zagłada, więc żadne liczenie nie ma sensu, trzeba działać radykalnie!” – to narracja stosowanego przez nich szantażu opartego na strachu.

Czym jest w tym wszystkim MSK i cały ruch, odpalony przez Grecię i jej mocodawców, z Extinction Rebellion oraz ekologistami, żądającymi już całkiem wprost ograniczenia produkcji rolnej? To najbardziej radykalny odłam większego nurtu. To forpoczta prymitywnej, ale skutecznej propagandy ekototalizmu, który w gruncie rzeczy jest po prostu nowym wcieleniem lewackiej agresji wobec porządku stworzonego przez człowieka. To coś jak powtórka z roku 1968, tyle że zmodyfikowana.

Spójrzmy w manifest, podpisany przez Thunberg, Luisę Neubauer (niemiecką aktywistkę klimatystyczną) i Angelę Valenzuela (klimatystkę z Chile). Czytając go, można mieć poczucie déjà vu, bo brzmi to jak wypociny Cohn-Bendita i jego kolegów, niszczących w 1968 roku „stary porządek”, czyli wszystko to, co jest fundamentem naszej zachodniej cywilizacji.

Niezliczone negocjacje przynosiły wiele szumnych, ale ostatecznie pustych zobowiązań ze strony rządów wielu krajów – tych samych rządów, które zezwalają przedsiębiorstwom wydobywczym pozyskiwać coraz większe ilości ropy i gazu i tym samym puszczać z dymem naszą przyszłość dla zysku.

Politycy i firmy pozyskujące paliwa kopalne wiedziały o zmianie klimatu już od dziesięcioleci. A jednak rządy nadal pozwalają spekulantom wykorzystywać zasoby naszej planety i niszczyć ekosystemy. Szybkie zyski okazują się ważniejsze od naszej egzystencji.


Radykalni klimatyści powtarzają jak mantrę kłamstwo, że politycy „nic nie robią”. Nieprawda – robią o wiele za dużo, już nie licząc się z kosztami, szczególnie w Europie. Cena, jaką nie tylko Polacy, ale też Niemcy czy Francuzi płacą za absurdalnie wyśrubowane cele klimatyczne, stawiane przez UE, już jest ogromna. Zarzut, że rządy pozwalają na wydobycie paliw kopalnych, to typowa dla klimatystów prymitywna demagogia. Paliw kopalnych nie da się dziś niczym zastąpić, więc oczekiwanie, że miano by zakazać albo drastycznie ograniczyć ich wydobycie (zresztą niby jak?), jest całkowicie oderwane od rzeczywistości. Ale to nie nowość – klimatyści od samego początku żądają niemożliwego.

Młodzi ludzie tacy jak my najsilniej odczują skutki błędów popełnionych przez naszych przywódców. Badania pokazują, że wszędzie na świecie zanieczyszczenia pochodzące ze spalania paliw kopalnych są największym zagrożeniem dla zdrowia dzieci. Tylko w tym miesiącu w szkołach w New Delhi, stolicy Indii, rozdano pięć milionów masek z powodu toksycznego smogu. Paliwa kopalne dosłownie nas duszą.
 

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 794
8 467
c.d.

Grecia, której „zniszczono dzieciństwo” i która w związku z tym, bidulka, musi jeździć po całym świecie, odbywać rejsy luksusowym jachtem, brać udział w konferencjach, pojawiać się na muralach i spotykać z najważniejszymi ludźmi na świecie, w życiu nie była w New Delhi. Nie ma zielonego pojęcia o tym, jak funkcjonuje indyjska stolica i co oznaczałoby wydanie tam zakazu poruszania się samochodami spalinowymi. To, co prezentuje, przypomina stalinowskie koncepcje przebudowy rzeczywistości. Rzeka płynie na południe? No to zbudujemy wysiłkiem ludu sowieckiego tamę i skierujemy ją na północ, bo tak sobie wymyślił towarzysz Stalin. A że przy budowie zginą tysiące osób, zaś setki tysięcy w wyniku odwrócenia biegu rzeki umrą potem z głodu – to już nieważne.


Wymądrzanie się przez wagarującą 16-letnią klimatystkę o zerowym doświadczeniu życiowym, mającą się jak pączek w maśle, na temat tego, jak mają żyć ludzie na świecie, jest najzwyczajniej głęboko niesmaczne.

I wreszcie fragment kluczowy:

Podjęte działania muszą być skuteczne i mieć szeroki zasięg. Kryzys klimatyczny dotyczy przecież nie tylko środowiska naturalnego. Jest to także kryzys praw człowieka, sprawiedliwości i woli politycznej. Stworzyły go, a następnie podsycały, kolonialne, rasistowskie i patriarchalne systemy ucisku. Musimy je wszystkie zdemontować. Przywódcy polityczni nie mogą już dłużej uchylać się od odpowiedzialności.

To już całkiem otwarty skrajnie lewacki manifest. Nie ma w tym nic dziwnego, jeśli od początku oceniało się realistycznie proweniencję Thunberg. To język lewicy z końca lat 60., który przetrwał to dziś w retoryce tworów takich jak Antifa czy Razem. Aczkolwiek trzeba przyznać, że powiązanie rzekomej katastrofy klimatycznej z patriarchatem jest chwytem zaiste karkołomnym, który w Polsce nie przyszedł dotąd do głowy chyba nikomu. Może poza Sylwią Spurek. Greta Thunberg – traktowana nie jako konkretna osoba, ale pewien symbol – jest właśnie taką Spurek od klimatu. Równie nieracjonalną, równie rozhisteryzowaną, choć niestety znacznie groźniejszą.

Nie trzeba wielkiej przenikliwości, żeby dostrzec, że to, co się dzieje wokół niej i wokół ruchu, któremu nadała impuls, jest rodzajem zbiorowej psychozy. Ta zbiorowa psychoza nie jest oczywiście zawieszona w próżni. Tego typu zjawiskami ktoś zwykle zarządza, stoją za nimi lobby i politycy. Przypomnijmy sobie choćby ruch sprzeciwu wobec rozmieszczania w Europie amerykańskich pocisków z głowicami jądrowymi w latach 80. Setki tysięcy pożytecznych idiotów kładło się w Niemczech Zachodnich na drodze wojskowych konwojów, przewożących uzbrojenie, którego zadaniem było skuteczne nastraszenie Sowietów i zapobieżenie wojnie. Ci pożyteczni idioci zapewne w wielkiej części wierzyli w słuszność swoich działań (jak to pożyteczni idioci), co nie zmienia postaci rzeczy, że gdzieś u początku tego antynuklearnego ruchu majaczyły wieżyczki Kremla (Wiktor Suworow się kłania).

Klimatyzm ma bardzo podobny charakter, z tym że histerię o wiele łatwiej napędzać i sterować nią dzięki mediom społecznościowym. Zarówno dzięki temu, jak rozprzestrzeniają się za ich pośrednictwem wiadomości, jak i temu, że wychowało się już na nich całe pokolenie regularnych idiotów, którzy oduczyli się uporządkowanego, linearnego myślenia, biorącego się z czytania książek, a zamiast tego skwapliwie reagujących na najprostsze, prymitywne, emocjonalne sygnały. Wykrzywiona w nienawistnym grymasie twarz szwedzkiej nastolatki jest takim sygnałem, na który masa ludzi reaguje jak psy Pawłowa.

Czas na pytanie drugie. I Emilewicz, i Kurtyka, i wreszcie sam Morawiecki muszą przecież choćby mniej więcej rozumieć, z czym mamy do czynienia. PiS nie podjął jednak najmniejszej nawet próby przeciwstawienia się tej ekobolszewickiej rewolucji. Wyjątek, z powodów czysto wewnętrznych, robi tylko dla węgla, co jest akurat kompletnie bez sensu. Trudno powiedzieć, czy całkowita indolencja PiS w kwestii budowy choćby jednej elektrowni jądrowej jest konsekwencją zapotrzebowania na wyborców ze Śląska czy po prostu immanentnej nieudolności ugrupowania Kaczyńskiego.

Jednak to jest nie tylko płynięcie w głównym nurcie, ale gorzej: to jest entuzjastyczne płynięcie w głównym nurcie, z pokrzykiwaniem hasełek, których nie powstydziłby się Justin Trudeau skrzyżowany z Macronem. Można by powiedzieć: retoryka retoryką, ale przecież liczy się, co robią. Otóż – nie robią nic. Nic, żeby powiedzieć „dość” klimatycznej histerii, jak zrobili to chociażby prezydent Brazylii Jair Bolsonaro czy wiele lat temu prezydent Czech Václav Klaus. Tymczasem – jakkolwiek większość może tego nie widzieć – to nie jest jedna z wielu przemijających dyskusji. Stoimy u progu wojny w gruncie rzeczy cywilizacyjnej, wojny przeciwko wypracowanemu przez zachodni świat dobrobytowi, stylowi życia, zamożności, porządkowi społecznemu. Słowa mają tu znaczenie nie mniejsze niż czyny, bo przekładają się na głosy wyborców. A ci w wielu krajach gotowi są dzisiaj zagłosować na kompletnego matoła, byle płakał, mówiąc o globalnym ociepleniu. Pranie mózgów okazuje się skuteczne.

Co zaś robią politycy rzekomej prawicy? Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, edycję poznańską, nawiedziła w osobie własnej minister Jadwiga Emilewicz. Bynajmniej nie po to, żeby wytłumaczyć małolatom, że zanim zaczną stawiać dorosłym ludziom żądania, powinni się czegoś nauczyć, siedząc na tyłku w szkolnej klasie. Minister klimatu Michał Kurtyka chwalił się w wywiadzie, że to on przyczynił się do wypromowania Grety Thunberg, zapraszając ją na katowicki szczyt COP 24 w ubiegłym roku. Świeżo powołany komisarz Wojciechowski stwierdza, że szansą polskiego rolnictwa jest ekologia i dobrostan zwierząt. Liczę, że wkrótce zaprosi do swojego gabinetu politycznego panią Spurek. O co tu chodzi? Czy wszyscy ci ludzie są ślepi?

Oczywiście – nie. PiS zawszy był partią lewicową, ale w ostatnim czasie jego kurs na lewo jest wyjątkowo wyraźny. Zarazem jest to już ugrupowanie – po jednej kadencji – zmęczonych władzą ludzi, którzy nie są w stanie wznieść się poza bieżące polityczne potrzeby. To było zresztą słychać w exposé premiera. W przypadku klimatyzmu kalkulacja jest bardzo prosta: jako że klimatystyczna histeria jest dzisiaj emocją głównego nurtu (czym zresztą w swoim ekobolszewickim manifeście chwali się Thunberg), PiS będzie w tym nurcie płynął, bo to jest najprostsze i zarazem jego politycy mogą sądzić, że przyniesie im to największe poparcie. A tylko to się liczy. Nie ma tu żadnej poważniejszej refleksji, żadnej głębszej myśli ani strategii. Szczególnie że mówimy o sprawach, których Naczelnik kompletnie nie ogarnia, nie rozumie, nie interesuje się nimi i pozostawia zajmowanie się nimi szefowi rządu.

PiS to nie jest partia odwagi. To nie jest partia wyrazistych konserwatywnych wartości. To dzisiaj partia neochadeckiego oportunizmu, która w żadnym wypadku nie uratuje nas przed klimatystycznym szaleństwem.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Wyszło szydło z worka i skończyło się udawanie, że chodzi o cokolwiek innego niż tylko ideolo pod następny komunizm. Tak jak już kiedyś w tym wątku napisałem:

Globalne ocieplenie jest eleganckim i bardzo wygodnym sposobem legitymizacji władzy.

Władza zawsze potrzebuje pretekstu do brania ludzi za ryj i orania społeczeństwa a teraz powód znalazła sobie w ekologii. Jeżeli ludzie akceptują ten pretekst, to już połowa sukcesu w zmuszaniu ich do uległości i poddawaniu się zabiegom rządzących.
 
D

Deleted member 4683

Guest
Ekologia to nauka. Skoro nazywanie gości po prostu broniących przyrody "ekologami" nikogo nie dziwi to pewnie protestujących w sprawie zmian klimatu zacznie się nazywać "klimatologami".
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
D

Deleted member 6564

Guest
Co do demota, w cytacie jest "ekolodzy", ale wiadomo - chodzi o enwironmentalistów.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 932
Dobry przykład jak mało wiemy o klimacie, a jak radykalne działania chcemy podejmować:
"
Do tej pory uważano, że głównymi źródłami emisji CO2 do atmosfery są regiony najbardziej uprzemysłowione - Azja, Ameryka Północna i Europa. Środkowa Afryka na mapie emisji uważana była za źródło pomijalne. Tymczasem okazało się, że Afryka emituje więcej niż Ameryka Północna, o Europie nie mówiąc. Największy antropogeniczny emitent Europy - Elektrownia Bełchatów - emituje rocznie 37 mln ton CO2. Region zachodniej Etiopii oraz Wybrzeża Kości Słoniowej wnosi do atmosfery ok. 5 mld ton CO2 rocznie, czyli tyle co 135 Elektrowni Bełchatów. Nie onacza to, że w atmosferze jest więcej CO2 niż podejrzewano. Jest tyle samo - po prostu przeszacowano znaczenie innych źródeł.

Nowe dane opierają się na badaniu szkockich naukowców z Uniwersytetu w Edynburgu na czele z Paulem Palmerem, profesorem ilościowych obserwacji Ziemi. Zespół przeanalizował wyniki obserwacji poczynionych przez dwa sztuczne satelity: japońską GOSAT i amerykańską OCO-2 należącą do NASA. Oba statki kosmiczne za pomocą specjalnych urządzeń i programów lokalizowały miejsca emisji gazów cieplarnianych na kuli ziemskiej. Wyniki opublikowano w Nature Communications.

Profesor Palmer przedstawia wyliczenia, z których wynika, że z krajów Afryki środkowej wyemitowano do atmosfery "niespodziewanie dużo": 1 mld ton węgla w 2015 roku, zaś w 2016 - 1,6 mld ton. Są to liczby netto, czyli bilans źródeł emisji i pochłaniaczy. Jako że tona węgla odpowiada ok. 3,7 ton CO2, daje to emisje odpowiednio 3,7 oraz 5,92 mld ton CO2. Dla porównania całe uprzemysłowione Stany Zjednoczone Ameryki w roku 2016 wyemitowały 5,3 mld ton CO2.



emisjanetco2.jpg

Mapa emisji węgla Afryki tropikalnej. Największe źródła emisji: okolice Etiopii zachodniej* oraz Wybrzeża Kości Słoniowej. Największe pochłaniacze: dorzecze Kongo


Zespół Palmera dokonał też analizy emisji metanu w środkowej Afryce, opierając się na danych zebranych przez satelitę Unii Europejskiej Sentinel-5P, czego wyniki opublikowano w piśmie Atmospheric Chemistry and Physics. Jego dużą obecność w atmosferze przypisuje się przede wszystkim bydłu hodowlanemu. Z obserwacji satelitarnych wynika, że największym emitentem metanu jest Afryka Wschodnia, zwłaszcza zaś Sudan Południowy, który - zdaniem naukowców z Edynburga - odpowiedzialny jest za jedną trzecią odnotowanego w latach 2010-2016 globalnego zwiększenia obecności tego gazu w atmosferze. Jego producentami nie są natomiast krowy, lecz mikroorganizmy żyjące na tamtejszych mokradłach. Na skutek podniesienia się poziomu wód w jeziorach zasilanych przez Nil oraz inne rzeki wzrosła bowiem powierzchnia terenów podmokłych, a wraz z tym ilość i aktywność wspomnianych mikroorganizmów.

Odkrycie nieznanego wcześniej wielkiego źródła emisji gazów cieplarnianych nie oznacza, że poziom globalnych emisji jest wyższy niż uważano. Jak wyjaśnia dr Pepo Canadell:

"Nasz węglowy budżet jest bilansem masy źródeł i pochłaniaczy, ograniczonym przez atmosferyczne stężenie CO2, które znamy dobrze. Jeśli zatem pojawiło się nowe źródło, którego wcześniej nie braliśmy pod uwagę, to znaczy, że przeszacowano znaczenia innego źródła lub niedoszacowano znaczenia innego pochłaniacza."

Jeśli idzie o niedoszacowywanie pochłaniaczy w obliczaniu skali emisji poszczególnych krajów, Polska zabiega o zwiększenie znaczenia roli lasów w pochłanianiu CO2. Według danych Global Carbon Atlas, Polska w 2018 wyemitowała 344 mln ton CO2, co stanowi 0,9% emisji globalnych. Polskie lasy pochłaniają obecnie ok. 35 mln ton CO2, czyli 10%. Dzięki racjonalnej gospodarce leśnej, po wdrożeniu Leśnych Gospodarstw Węglowych prof. Jana Szyszki, można znacząco zwiększyć naturalne możliwości pochłaniania CO2 lasów o dodatkowe 20 mln ton. W ten sposób gospodarka leśna mogłaby dać polskiej gospodarce ok. 4 mld zł rocznie. Swego czasu Polska zablokowała forsowaną dekarbonizację na rzecz neutralności węglowej, co pozwoliło uwzględniać znaczenie lasów w pochłanianiu emisji (częściowo bo do pewnego limitu). Obecnie Polsce udało się wpisać wyjątek, jeśli chodzi o osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050, stanowiący, że będziemy dążyć do tego celu w swoim tempie, bez konkretnych dat. Oby było z tym, jak ze zobowiązaniem do wprowadzenia euro. Polska, jako kraj na dorobku, musi korzystać ze swoich zasobów, którymi obdarzyła nas natura, a ta dała nam węgiel. Nie jest tak, że cała Europa zrezygnowała z węgla, bo jest postępowa, Polska zaś uparcie przy nim tkwi, bo jest zacofana - łatwo zrezygnować z węgla jak nie masz jego zasobów, Europa nie korzysta z węgla, ponieważ go nie posiada. Niemcy, którzy posiadają węgiel brunatny, korzystają z niego z jeszcze większą determinacją niż Polska (dlatego emitują 759 mln ton CO2 rocznie, ponad dwukrotnie tyle, co Polska). Do 2050 nasza wiedza o mechanizmach zmian klimatu oraz technologie energetyczne, mogą się znacząco różnić od 2020.
 

Tommicio

New Member
5
41
Is Climate Change Inconvenient or Existential? Only Supercomputers Can Do the Math

“We know the equations.” But we don’t know how to solve them. The many factors that affect the climate interact with one another and give rise to interconnected feedback cycles. The mathematics is so complex, the only way scientists know to handle it is by feeding the problem into computers, which then approximately solve the equations.

The root of the problem is one of the most basic assumptions of the computer simulations, the possibility of dividing up the atmosphere and oceans into a “grid” of small pieces. Computers then calculate how the pieces interact with one another in small time increments. While doing so, information that is smaller than the size of the pieces — so-called sub-grid information about clouds, ocean eddies and the capacity of soil to retain water — must be approximated

The Navier-Stokes equation, central to predicting Earth’s climate, is famously difficult to solve and has caused mathematicians and physicists headaches for 200 years. To this day, turbulences and eddies have remained challenging to understand.

Tyle cytatów, polecam całość. Z tego by wynikało, że póki co, nasze modele są niedokładne, i nawet nie wiemy jak bardzo.
 
Do góry Bottom