Redrum

Active Member
703
182
^No w drugiej części powtórzono wielokrotnie obalane mity do których się zdążyłem nawet odnieść i które łatwo zweryfikować w Google'u - jaką wartość ma wprowadzić ta rozmowa do tematu?
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
ETS wraca, proszę zapiąć pasy
http://szczesniak.pl/eu-ets-spekulacja

Na tym rynku bowiem jest podobnie jak przy handlu ropą naftową. Najbardziej aktywni nie są ci, którzy chcą kupić lub sprzedać uprawnienia do emisji dwutlenku węgla. Głównymi graczami są banki, różne fundusze finansowe, które posiadając ogromne pieniądze wchodzą na rynek („wtórny”), by – jak to się mówi, „zapewnić mu płynność”.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Na tej stronce NWO można sobie wyliczyć swój ślad węglowy, ale niestety tylko na warunki brytyjskie.

https://footprint.wwf.org.uk/#/

Mnie wyszło 7,2 tony.

Your carbon
footprint is

70%
of your target impact on the world, when measured against the 2020 target as set by the UK government
Rozumiem, że teraz ekolodzy zrobią mi laskę i złożą hołd?
 

Redrum

Active Member
703
182
Alez no problem. Zeby zycie mialo smaczek - tutaj, tutaj i tutaj.
Zreszta, jak sie zrozumialo co tutaj pisalem to wydzwiek filmu powinien byc jednoznaczny niezaleznie od powyzszego.

EDIT: I jeszcze np. to.
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 932
Prosty test na wiarygodność - czy jesteś gotowy zrezygnować z pieska i kotka, które przyczyniają się do niszczenia klimatu?
Jak nasze zwierzęta niszczą środowisko
Gigantyczna emisja gazów cieplarnianych, degradujące środowisko kopalnie odkrywkowe i pasożyty, przez które chorują morskie ssaki. Domowe czworonogi zostawiają w środowisku wielkie odciski łap.


Gdyby amerykańskie psy i koty założyły osobne państwo, zajęłoby ono piąte miejsce na świecie pod względem emisji gazów cieplarnianych wynikających z diety, tuż po Rosji, Chinach, USA i Brazylii. Wyliczyli to w 2017 r. naukowcy z University of California. Rok później podobne dane doszły z Japonii: tamtejsze psy i koty odpowiadają za emisję nawet 10,7 mln ton dwutlenku węgla, czyli więcej niż takie kraje jak Łotwa czy Kambodża.

My, Polacy, chętnie dzielimy życie z kotami i psami: tych pierwszych mamy jakieś 6 mln, a drugich aż 7,5 mln, co plasuje nas w europejskiej czołówce (na pierwszym miejscu są Niemcy). Pożytków duchowo-sercowych z posiadania Reksia czy Mruczka łatwo sklasyfikować się nie da, ale z badań wynika, że głębokie spojrzenia w oczy psa powodują u ludzi wydzielanie oksytocyny, hormonu miłości. Domowe czworonogi mogą też ukoić poczucie samotności, sprzyjają ruchowi fizycznemu, a dzieciom pomagają uniknąć alergii. Niestety obok wielu zalet te udomowione stworzenia mają pewną zasadniczą wadę: przyczyniają się do ocieplenia klimatu i niszczą środowisko naturalne.

Kłopot z kupą
W San Francisco psie odchody zajmują na wysypiskach już niemal tyle samo miejsca co zużyte pieluchy. Amerykańskie Reksie produkują około 10,6 mln ton nieczystości rocznie, czyli mniej więcej tyle ile waży 228 statków rozmiaru „Titanica”. Gdyby przełożyć to na warunki polskie, wyszłoby jakieś 0,9 mln ton (prawie 20 „Titaniców”). Spora część ląduje w plastikowych torebkach na odchody. Duże polskie miasta rozdają ich nawet po milion rocznie. To, że niektóre są biodegradowalne, wiele nie zmienia. Kiedy taka torebka kończy na zwykłym wysypisku przywalona innymi śmieciami, nie może się rozłożyć, bo do tego potrzeba tlenu. Zaczyna natomiast produkować metan, gaz cieplarniany o dwudziestopięciokrotnie silniejszym działaniu od dwutlenku węgla.

Aby rozwiązać problem kup czworonogów, niektóre miasta, jak choćby Toronto, inwestują w specjalne kompostownie, w których można utylizować te w biodegradowalnych torebkach. W przemysłowych, w których – w przeciwieństwie do domowych – wytwarza się wysoka temperatura, wszelkie szkodliwe bakterie ulegają zniszczeniu, pozostawiając czysty nawóz. Bardziej kreatywnym pomysłem są lampy uliczne rozświetlane dzięki odchodom. Właściciel psa wrzuca je do specjalnego „przetrawiacza” (ang. digester) – szczelnego pojemnika, w którym bakterie anaerobowe przetwarzają je na metan.

Kocie odchody to również spore wyzwanie. Po pierwsze, przez żwirki. Te popularne, bentonitowe, produkowane są z glinki wydobywanej w niszczycielskich dla środowiska kopalniach odkrywkowych. W samych Stanach Zjednoczonych 11 takich kopalni produkuje co roku 2,4 mln ton przeznaczonych na ten cel – tyle co śmieci wytwarzane rocznie przez 8 mln Polaków. Do tego dochodzi jeszcze energochłonna produkcja, transport oraz chemikalia, którymi nasączanych jest wiele żwirków – m.in. teflon (żeby żwirek nie lepił się w bryły).

Drugim problemem związanym z nieczystościami kotów są pasożytyToxoplasma gondii wywołujące toksoplazmozę. Mogą one być niebezpieczne nie tylko dla kobiet w ciąży, lecz także dla dzikich zwierząt. Kanadyjscy naukowcy wskazują chociażby na spowodowane nimi problemy zdrowotne u białuch arktycznych – gatunku walenia zagrożonego wyginięciem. – Najbardziej prawdopodobnym źródłem infekcji są koty – mówi Brent Dixon, mikrobiolog z University of Ottawa. Kocie odchody z Toxoplasma gondii, które z miejskich parków i ogrodów spływają do rzek i mórz, przyczyniają się również do infekcji u rzadkiego gatunku wydr z Kalifornii.

Kłopot z miską
Reksie i Mruczki mają też sporo na sumieniu z powodu tego, co jedzą. A konkretnie zawartego w tym mięsa. Jego produkcja jest ściśle powiązana ze zmianami klimatu. 14,5 proc. wszystkich gazów cieplarnianych powstałych w wyniku działalności człowieka pochodzi od zwierząt hodowlanych. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to dużo. Ale problem jest niebagatelny – podobną ilość emitują wszystkie środki transportu: samochody osobowe, ciężarówki, statki, samoloty itd. Amerykańskie zwierzaki domowe zjadają aż 30 proc. mięsa spożywanego w tym kraju. Szczególnie duży wpływ na klimat ma dieta psów dużych ras, wszelakich dogów i wilczurów.

Można argumentować, że mięso, które jedzą psy i koty pod postacią suchych karm czy puszek, i tak w dużym stopniu nie nadaje się do spożycia przez ludzi, że są to zwykłe odpadki. To tylko część prawdy, bo bardzo szybko rośnie popyt na karmy premium, zawierające składniki godne ludzkich żołądków. Niektóre mają w składzie nawet takie luksusowe produkty, jak argentyńska wołowina, pochodząca z krów ras mięsnych wypasanych na rozległych łąkach, reklamowana jako bardzo naturalna i smaczna. Według danych Euromonitor International wartość światowej sprzedaży takich karm w latach 2013–18 wzrosła aż o 25 proc.

Pojawiają się głosy, by w związku z zagrożeniem klimatu przestawiać psy i koty na dietę bezmięsną. W sklepach, również w Polsce, można już nabyć wegańskie przysmaki i karmy dla domowych czworonogów – np. karmę z baobabem i olejem kokosowym (ich podstawą jest soja i kukurydza). Pomysły takie często spotykają się jednak z protestami miłośników psów i kotów. Kiedy w marcu Ryan Bethencourt, założyciel start-upu Wild Earth produkującego wegańskie jedzenie dla czworonogów, wystąpił w popularnym amerykańskim programie telewizyjnym, został zlinczowany w mediach społecznościowych za „znęcanie się nad zwierzętami”, którym jest jakoby odmawianie psom mięsa. Internauci argumentowali, że psy nie tak dawno były wilkami, a więc mięsożercami. Tymczasem dieta dzikich wilków zawiera nawet 50 proc. pokarmów roślinnych. Ponadto badania genetyczne wykazują, że w procesie udomowienia jedną z głównych zmian w organizmie psów było przystosowanie do pożywienia bogatego w węglowodany. Naukowcy ze Szwecji odnaleźli aż 10 kluczowych genów odpowiedzialnych za trawienie skrobi i tłuszczów. A eksperymenty z przestawianiem psów na diety bezmięsne potwierdzają, że można to istotnie zrobić bez uszczerbku na zdrowiu pupili.

W 2009 r. w piśmie „British Journal of Nutrition” opublikowano wyniki badania, w którym uczestniczyły husky syberyjskie biorące udział w wyścigach psich zaprzęgów. Część trzymano na diecie tradycyjnej, a część przestawiono na bezmięsną. Po 16 tygodniach w stanie zdrowia obu grup nie było żadnych różnic. – Nie ma ryzyka związanego z podawaniem psom kompletnej i zrównoważonej diety bezmięsnej – mówi Sarah Dodd, autorka badań nad dietami psów z Ontario Veterinary College w Kanadzie. I dodaje, że ważne jest to, aby dieta zapewniała konkretne składniki odżywcze, a nie produkty.

Z kotami jest dużo trudniej – jako bezwzględni mięsożercy, w odróżnieniu od psów, nie są w stanie z diet bezmięsnych uzyskać wszelkich niezbędnych substancji odżywczych. Na pytanie, czy można z kota zrobić zdrowego wegetarianina, Lisa Freeman, profesor weterynarii z Tufts University w USA, odpowiada: – Zdecydowanie nie. Rozwiązaniem może być reduktarianizm. –Pokutuje taka dychotomia: albo twój kot jest w zupełności mięsożercą, albo je dietę wegańską. Moim zdaniem najzdrowsze podejście leży gdzieś pośrodku. Uważam, że rozsądne jest karmienie ich mniejszą ilością mięsa – mówi prof. Cailin Heinze, specjalistka od żywienia małych zwierząt z Tufts University. Jak określić tę mniejszą ilość? Badań na ten temat jeszcze nie ma, wygląda więc na to, że zmieniając dietę, trzeba po prostu monitorować samopoczucie Mruczka.
...
 

Redrum

Active Member
703
182
To znaczy, ze jezeli akceptuje dowody naukowe i uwazam, ze nalezy zmianom klimatu z oczywistych wzgledow przeciwdzialac to znaczy, ze musze zyc jak pustelnik inaczej jestem niekonsekwentny?

Dobrze rozumiem te ideologie czystoszkotyzmu?
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 932
Kłopot z gadżetami
Jednak nie tylko przewód pokarmowy naszych czworonożnych przyjaciół przyczynia się do szkód w środowisku. Wprawdzie nikt jeszcze tego oficjalnie nie policzył, ale do bilansu ekologicznego psów i kotów dochodzą też podróże do parku czy weterynarza (emisje dwutlenku węgla), wszelkiego rodzaju leki (zanieczyszczenie wód, antybiotykooporność) i środki do zwalczania pcheł czy kleszczy (mogą zawierać bardzo toksyczną dla środowiska permetrynę). No i sterty rzeczy, które kupują dla nich właściciele.

Zabawki, łóżeczka, przebrania na Halloween, sweterki na mrozy to już norma. A największe światowe targi produktów dla zwierząt domowych na Florydzie prezentują co roku około 3 tys. nowych gadżetów. Można tam wypatrzyć poduszki ortopedyczne, wózki dla psów, automatyczne wyrzucarki do piłeczek czy nawet psie trumienki wyłożone satyną. Starzejące się społeczeństwa Zachodu, cierpiące na samotność, inwestują coraz więcej w swoje czworonożne pociechy. Do 2026 r. światowy rynek akcesoriów dla psów i kotów ma wzrosnąć do 22 mld dol., czyli mniej więcej do wysokości PKB Islandii. Nie jest to obojętne dla środowiska. Światowy przemysł tekstylny jest odpowiedzialny aż za 10 proc. emisji gazów cieplarnianych, co plasuje go na drugim miejscu największych trucicieli po przemyśle naftowym.

Jak więc pogodzić miłość do czworonogów z troską o przyszłość planety, wiszącej na krawędzi klimatycznej katastrofy? Z jednej strony można pokładać nadzieję w technologii. Firmy takie jak Wild Earth pracują już nad mięsem in vitro na bazie komórek myszy dla kotów, a inne nad pokarmami z owadów – w Wielkiej Brytanii od tego roku zakupić już można psią karmę firmy Yora na bazie larw muchówki Hermetia illucens. Można też zmienić podejście i nawyki: zmniejszyć ilość mięsa w diecie psów i kotów (po konsultacji z weterynarzem), zamiast kupowania zabawek dać zwykły patyk czy kłębek włóczki (kiedyś im wystarczały). No i nie rozmnażać bez sensu. Adoptować ze schroniska. I wybierać jak najmniejsze rasy.
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 382
Prosty test na wiarygodność - czy jesteś gotowy zrezygnować z pieska i kotka, które przyczyniają się do niszczenia klimatu?
Jak nasze zwierzęta niszczą środowisko
Gigantyczna emisja gazów cieplarnianych, degradujące środowisko kopalnie odkrywkowe i pasożyty, przez które chorują morskie ssaki. Domowe czworonogi zostawiają w środowisku wielkie odciski łap.


Gdyby amerykańskie psy i koty założyły osobne państwo, zajęłoby ono piąte miejsce na świecie pod względem emisji gazów cieplarnianych wynikających z diety, tuż po Rosji, Chinach, USA i Brazylii. Wyliczyli to w 2017 r. naukowcy z University of California. Rok później podobne dane doszły z Japonii: tamtejsze psy i koty odpowiadają za emisję nawet 10,7 mln ton dwutlenku węgla, czyli więcej niż takie kraje jak Łotwa czy Kambodża.

My, Polacy, chętnie dzielimy życie z kotami i psami: tych pierwszych mamy jakieś 6 mln, a drugich aż 7,5 mln, co plasuje nas w europejskiej czołówce (na pierwszym miejscu są Niemcy). Pożytków duchowo-sercowych z posiadania Reksia czy Mruczka łatwo sklasyfikować się nie da, ale z badań wynika, że głębokie spojrzenia w oczy psa powodują u ludzi wydzielanie oksytocyny, hormonu miłości. Domowe czworonogi mogą też ukoić poczucie samotności, sprzyjają ruchowi fizycznemu, a dzieciom pomagają uniknąć alergii. Niestety obok wielu zalet te udomowione stworzenia mają pewną zasadniczą wadę: przyczyniają się do ocieplenia klimatu i niszczą środowisko naturalne.

Kłopot z kupą
W San Francisco psie odchody zajmują na wysypiskach już niemal tyle samo miejsca co zużyte pieluchy. Amerykańskie Reksie produkują około 10,6 mln ton nieczystości rocznie, czyli mniej więcej tyle ile waży 228 statków rozmiaru „Titanica”. Gdyby przełożyć to na warunki polskie, wyszłoby jakieś 0,9 mln ton (prawie 20 „Titaniców”). Spora część ląduje w plastikowych torebkach na odchody. Duże polskie miasta rozdają ich nawet po milion rocznie. To, że niektóre są biodegradowalne, wiele nie zmienia. Kiedy taka torebka kończy na zwykłym wysypisku przywalona innymi śmieciami, nie może się rozłożyć, bo do tego potrzeba tlenu. Zaczyna natomiast produkować metan, gaz cieplarniany o dwudziestopięciokrotnie silniejszym działaniu od dwutlenku węgla.

Aby rozwiązać problem kup czworonogów, niektóre miasta, jak choćby Toronto, inwestują w specjalne kompostownie, w których można utylizować te w biodegradowalnych torebkach. W przemysłowych, w których – w przeciwieństwie do domowych – wytwarza się wysoka temperatura, wszelkie szkodliwe bakterie ulegają zniszczeniu, pozostawiając czysty nawóz. Bardziej kreatywnym pomysłem są lampy uliczne rozświetlane dzięki odchodom. Właściciel psa wrzuca je do specjalnego „przetrawiacza” (ang. digester) – szczelnego pojemnika, w którym bakterie anaerobowe przetwarzają je na metan.

Kocie odchody to również spore wyzwanie. Po pierwsze, przez żwirki. Te popularne, bentonitowe, produkowane są z glinki wydobywanej w niszczycielskich dla środowiska kopalniach odkrywkowych. W samych Stanach Zjednoczonych 11 takich kopalni produkuje co roku 2,4 mln ton przeznaczonych na ten cel – tyle co śmieci wytwarzane rocznie przez 8 mln Polaków. Do tego dochodzi jeszcze energochłonna produkcja, transport oraz chemikalia, którymi nasączanych jest wiele żwirków – m.in. teflon (żeby żwirek nie lepił się w bryły).

Drugim problemem związanym z nieczystościami kotów są pasożytyToxoplasma gondii wywołujące toksoplazmozę. Mogą one być niebezpieczne nie tylko dla kobiet w ciąży, lecz także dla dzikich zwierząt. Kanadyjscy naukowcy wskazują chociażby na spowodowane nimi problemy zdrowotne u białuch arktycznych – gatunku walenia zagrożonego wyginięciem. – Najbardziej prawdopodobnym źródłem infekcji są koty – mówi Brent Dixon, mikrobiolog z University of Ottawa. Kocie odchody z Toxoplasma gondii, które z miejskich parków i ogrodów spływają do rzek i mórz, przyczyniają się również do infekcji u rzadkiego gatunku wydr z Kalifornii.

Kłopot z miską
Reksie i Mruczki mają też sporo na sumieniu z powodu tego, co jedzą. A konkretnie zawartego w tym mięsa. Jego produkcja jest ściśle powiązana ze zmianami klimatu. 14,5 proc. wszystkich gazów cieplarnianych powstałych w wyniku działalności człowieka pochodzi od zwierząt hodowlanych. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to dużo. Ale problem jest niebagatelny – podobną ilość emitują wszystkie środki transportu: samochody osobowe, ciężarówki, statki, samoloty itd. Amerykańskie zwierzaki domowe zjadają aż 30 proc. mięsa spożywanego w tym kraju. Szczególnie duży wpływ na klimat ma dieta psów dużych ras, wszelakich dogów i wilczurów.

Można argumentować, że mięso, które jedzą psy i koty pod postacią suchych karm czy puszek, i tak w dużym stopniu nie nadaje się do spożycia przez ludzi, że są to zwykłe odpadki. To tylko część prawdy, bo bardzo szybko rośnie popyt na karmy premium, zawierające składniki godne ludzkich żołądków. Niektóre mają w składzie nawet takie luksusowe produkty, jak argentyńska wołowina, pochodząca z krów ras mięsnych wypasanych na rozległych łąkach, reklamowana jako bardzo naturalna i smaczna. Według danych Euromonitor International wartość światowej sprzedaży takich karm w latach 2013–18 wzrosła aż o 25 proc.

Pojawiają się głosy, by w związku z zagrożeniem klimatu przestawiać psy i koty na dietę bezmięsną. W sklepach, również w Polsce, można już nabyć wegańskie przysmaki i karmy dla domowych czworonogów – np. karmę z baobabem i olejem kokosowym (ich podstawą jest soja i kukurydza). Pomysły takie często spotykają się jednak z protestami miłośników psów i kotów. Kiedy w marcu Ryan Bethencourt, założyciel start-upu Wild Earth produkującego wegańskie jedzenie dla czworonogów, wystąpił w popularnym amerykańskim programie telewizyjnym, został zlinczowany w mediach społecznościowych za „znęcanie się nad zwierzętami”, którym jest jakoby odmawianie psom mięsa. Internauci argumentowali, że psy nie tak dawno były wilkami, a więc mięsożercami. Tymczasem dieta dzikich wilków zawiera nawet 50 proc. pokarmów roślinnych. Ponadto badania genetyczne wykazują, że w procesie udomowienia jedną z głównych zmian w organizmie psów było przystosowanie do pożywienia bogatego w węglowodany. Naukowcy ze Szwecji odnaleźli aż 10 kluczowych genów odpowiedzialnych za trawienie skrobi i tłuszczów. A eksperymenty z przestawianiem psów na diety bezmięsne potwierdzają, że można to istotnie zrobić bez uszczerbku na zdrowiu pupili.

W 2009 r. w piśmie „British Journal of Nutrition” opublikowano wyniki badania, w którym uczestniczyły husky syberyjskie biorące udział w wyścigach psich zaprzęgów. Część trzymano na diecie tradycyjnej, a część przestawiono na bezmięsną. Po 16 tygodniach w stanie zdrowia obu grup nie było żadnych różnic. – Nie ma ryzyka związanego z podawaniem psom kompletnej i zrównoważonej diety bezmięsnej – mówi Sarah Dodd, autorka badań nad dietami psów z Ontario Veterinary College w Kanadzie. I dodaje, że ważne jest to, aby dieta zapewniała konkretne składniki odżywcze, a nie produkty.

Z kotami jest dużo trudniej – jako bezwzględni mięsożercy, w odróżnieniu od psów, nie są w stanie z diet bezmięsnych uzyskać wszelkich niezbędnych substancji odżywczych. Na pytanie, czy można z kota zrobić zdrowego wegetarianina, Lisa Freeman, profesor weterynarii z Tufts University w USA, odpowiada: – Zdecydowanie nie. Rozwiązaniem może być reduktarianizm. –Pokutuje taka dychotomia: albo twój kot jest w zupełności mięsożercą, albo je dietę wegańską. Moim zdaniem najzdrowsze podejście leży gdzieś pośrodku. Uważam, że rozsądne jest karmienie ich mniejszą ilością mięsa – mówi prof. Cailin Heinze, specjalistka od żywienia małych zwierząt z Tufts University. Jak określić tę mniejszą ilość? Badań na ten temat jeszcze nie ma, wygląda więc na to, że zmieniając dietę, trzeba po prostu monitorować samopoczucie Mruczka.
...
Dzięki! To będzie kolejny argument do orania zielonych hipokrytów na mojej liście po bezsensownych niszczących naszą planetę wycieczkach zagranicznych, szczególnie do egzotycznych krajów.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727

Można też zobaczyć inny odcinek tego samego autora o religii globalnego ocieplenia.
 
Ostatnia edycja:

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 504
Abstrahując od meritum - nieracjonalna histeria leci jak kula śniegowa.

Oto pewna gazeta wybija dziś: "Pogoda zwariowała. Mróz w lipcu w Polsce. Termometry pokazały -1,5 stopnia Celsjusza."

Tymczasem takie kejsy bywały nieraz. Np. w Lęborku w 1951 roku -3,4 stopnia.

Niezależnie od tego jak jest w rzeczywistości (idzie Madmax czy nie) - mam wrażenie, że powstał jakiś gigantyczny bąbel informacyjny. Cokolwiek by się nie działo, to jest interpretowane klimatyczno-katastroficznie.

Edit.: komentujący to nawet wyłapali:

"Jakuszyce to Góry Izerskie, 850 m. n.p.m. Przymrozek w górach nawet latem nie jest czymś bardzo dziwnym."
"Cicho. Ma być, że są zmiany klimatyczne a Ty tu że to normalne..."
 
Ostatnia edycja:

Redrum

Active Member
703
182
Oto pewna gazeta wybija dziś: "Pogoda zwariowała. Mróz w lipcu w Polsce. Termometry pokazały -1,5 stopnia Celsjusza."

Nie wiem czy w pełni zdajesz sobie sprawę z tego, że NIGDZIE w tym artykule nie jest wspomniane ANI SŁOWO o klimacie ani o ociepleniu klimatu?

(idzie Madmax czy nie)

Tak, idzie. (cokolwiek to znaczy)
Poza tym, czerwiec tego roku jest najcieplejszym czerwcem w historii i zdaje się że z lipcem będzie to samo.
 

tolep

five miles out
8 579
15 476
Zamist pasywnie walczyć z efektem szklarniowym należy dopompować CO2 do 800, może 1000 ppm dla poprawienia fotosyntezy oraz dla kompensacji przyblokować odrobinę podczerwieni (ze dwa procent) ze Słońca, np. umieszczając panele blokujące ten fragment spektrum w punkcie L1. Mam już dosyć tej pasywności i defensywności. Pierdolenia o ochronie klimatu. Trzeba zacząć działać aktywnie. Tworzyć klimat.

Tak czy siak musimy rozwinąć zdolność poważnej manipulacji światłem słonecznym docierającym do Ziemi, na wypadek Wielkiego Pierda z Kaldery Yellowstone, który może równie dobrze zdarzyć się w tym stuleciu albo następnym (albo za 1000 lub 100000 lat, lecz po co ryzykować?)

A skąd wziąć ten CO2? Mamy do skolonizowania duże połacie nieruchomości, tzn. północną połowę Azji i Ameryki Północnej, a tam hydraty metanu w tymczasowej wiecznej zmazlinie. Przecież nie wypuścimy tego do atmosfery bezużytecznie. Trzeba je spalić.
 
Ostatnia edycja:

Redrum

Active Member
703
182
Zamist pasywnie walczyć z efektem szklarniowym należy dopompować CO2 do 800, może 1000 ppm dla poprawienia fotosyntezy

....która to fotosynteza będzie chuja warta gdy rośliny będa migrować lub zwyczajnie nie będą mogły rosnąć na terenach na których obecnie są uprawiane w związku ze stałymi zmianami temperatur, suszami, cięzkimi ulewami i innymi przyjemnościami.

przyblokować odrobinę podczerwieni (ze dwa procent) ze Słońca, np. umieszczając panele blokujące ten fragment spektrum w punkcie L1

Słońce nigdy nie było i nie będzie problemem w zmianach klimatu, tym bardziej że w najbliższym czasie osiągniemy minimum aktywności słonecznej. Patrzysz na złą stronę problemu.

ak czy siak musimy rozwinąć zdolność poważnej manipulacji światłem słonecznym docierającym do Ziemi, na wypadek Wielkiego Pierda z Kaldery Yellowstone

No to powiedz proszę w jaki sposób "zwalczymy" gwałtowny spadek temperatur globalnych o parę, do nawet dziesięciu stopni celsjusza przy pomocy "manipulacji światłem" oraz emisją kolejnych gazów cieplarnianych?
 

tolep

five miles out
8 579
15 476
Słońce nigdy nie było i nie będzie problemem w zmianach klimatu,

Ależ ono jest dostawcą ciepła. I tym można manipulować. Innymi słowy, przestać się bawić w "ochronę" klimatu/przyrody/lokalnej tradycyjnej rosiczki/whatever tylko zacząć tym sterować intencjonalnie. To kwestia podejścia. Należy zrezygnować z Twojego, że zmiany klimatu sa problemem, a klimat należy chronić.

Co do superwulkanu: starałem się być precyzyjny i napisałem o poważnej możliwości sterowania, a nie tylko o ochronie przed ociepleniem. Pół Azji jest bezużyteczne dla człowieka i to samo dotyczy Kanady. Zaorać, obsiać trawnikiem i postawić szeregowce.

Jeżeli Yellowstone jest dla nas groźne, to po prostu musimy mieć więcej brute force.
 
Ostatnia edycja:
Do góry Bottom