Redrum
Active Member
- 705
- 183
^No w drugiej części powtórzono wielokrotnie obalane mity do których się zdążyłem nawet odnieść i które łatwo zweryfikować w Google'u - jaką wartość ma wprowadzić ta rozmowa do tematu?
Na tym rynku bowiem jest podobnie jak przy handlu ropą naftową. Najbardziej aktywni nie są ci, którzy chcą kupić lub sprzedać uprawnienia do emisji dwutlenku węgla. Głównymi graczami są banki, różne fundusze finansowe, które posiadając ogromne pieniądze wchodzą na rynek („wtórny”), by – jak to się mówi, „zapewnić mu płynność”.
Raczej kogo, a konkretnie - ludzi gardlujących przeciw GO.Na wiarygodnosc czego? Rozwin prosze wypowiedz.
Dzięki! To będzie kolejny argument do orania zielonych hipokrytów na mojej liście po bezsensownych niszczących naszą planetę wycieczkach zagranicznych, szczególnie do egzotycznych krajów.Prosty test na wiarygodność - czy jesteś gotowy zrezygnować z pieska i kotka, które przyczyniają się do niszczenia klimatu?
Jak nasze zwierzęta niszczą środowisko
Gigantyczna emisja gazów cieplarnianych, degradujące środowisko kopalnie odkrywkowe i pasożyty, przez które chorują morskie ssaki. Domowe czworonogi zostawiają w środowisku wielkie odciski łap.
Gdyby amerykańskie psy i koty założyły osobne państwo, zajęłoby ono piąte miejsce na świecie pod względem emisji gazów cieplarnianych wynikających z diety, tuż po Rosji, Chinach, USA i Brazylii. Wyliczyli to w 2017 r. naukowcy z University of California. Rok później podobne dane doszły z Japonii: tamtejsze psy i koty odpowiadają za emisję nawet 10,7 mln ton dwutlenku węgla, czyli więcej niż takie kraje jak Łotwa czy Kambodża.
My, Polacy, chętnie dzielimy życie z kotami i psami: tych pierwszych mamy jakieś 6 mln, a drugich aż 7,5 mln, co plasuje nas w europejskiej czołówce (na pierwszym miejscu są Niemcy). Pożytków duchowo-sercowych z posiadania Reksia czy Mruczka łatwo sklasyfikować się nie da, ale z badań wynika, że głębokie spojrzenia w oczy psa powodują u ludzi wydzielanie oksytocyny, hormonu miłości. Domowe czworonogi mogą też ukoić poczucie samotności, sprzyjają ruchowi fizycznemu, a dzieciom pomagają uniknąć alergii. Niestety obok wielu zalet te udomowione stworzenia mają pewną zasadniczą wadę: przyczyniają się do ocieplenia klimatu i niszczą środowisko naturalne.
Kłopot z kupą
W San Francisco psie odchody zajmują na wysypiskach już niemal tyle samo miejsca co zużyte pieluchy. Amerykańskie Reksie produkują około 10,6 mln ton nieczystości rocznie, czyli mniej więcej tyle ile waży 228 statków rozmiaru „Titanica”. Gdyby przełożyć to na warunki polskie, wyszłoby jakieś 0,9 mln ton (prawie 20 „Titaniców”). Spora część ląduje w plastikowych torebkach na odchody. Duże polskie miasta rozdają ich nawet po milion rocznie. To, że niektóre są biodegradowalne, wiele nie zmienia. Kiedy taka torebka kończy na zwykłym wysypisku przywalona innymi śmieciami, nie może się rozłożyć, bo do tego potrzeba tlenu. Zaczyna natomiast produkować metan, gaz cieplarniany o dwudziestopięciokrotnie silniejszym działaniu od dwutlenku węgla.
Aby rozwiązać problem kup czworonogów, niektóre miasta, jak choćby Toronto, inwestują w specjalne kompostownie, w których można utylizować te w biodegradowalnych torebkach. W przemysłowych, w których – w przeciwieństwie do domowych – wytwarza się wysoka temperatura, wszelkie szkodliwe bakterie ulegają zniszczeniu, pozostawiając czysty nawóz. Bardziej kreatywnym pomysłem są lampy uliczne rozświetlane dzięki odchodom. Właściciel psa wrzuca je do specjalnego „przetrawiacza” (ang. digester) – szczelnego pojemnika, w którym bakterie anaerobowe przetwarzają je na metan.
Kocie odchody to również spore wyzwanie. Po pierwsze, przez żwirki. Te popularne, bentonitowe, produkowane są z glinki wydobywanej w niszczycielskich dla środowiska kopalniach odkrywkowych. W samych Stanach Zjednoczonych 11 takich kopalni produkuje co roku 2,4 mln ton przeznaczonych na ten cel – tyle co śmieci wytwarzane rocznie przez 8 mln Polaków. Do tego dochodzi jeszcze energochłonna produkcja, transport oraz chemikalia, którymi nasączanych jest wiele żwirków – m.in. teflon (żeby żwirek nie lepił się w bryły).
Drugim problemem związanym z nieczystościami kotów są pasożytyToxoplasma gondii wywołujące toksoplazmozę. Mogą one być niebezpieczne nie tylko dla kobiet w ciąży, lecz także dla dzikich zwierząt. Kanadyjscy naukowcy wskazują chociażby na spowodowane nimi problemy zdrowotne u białuch arktycznych – gatunku walenia zagrożonego wyginięciem. – Najbardziej prawdopodobnym źródłem infekcji są koty – mówi Brent Dixon, mikrobiolog z University of Ottawa. Kocie odchody z Toxoplasma gondii, które z miejskich parków i ogrodów spływają do rzek i mórz, przyczyniają się również do infekcji u rzadkiego gatunku wydr z Kalifornii.
Kłopot z miską
Reksie i Mruczki mają też sporo na sumieniu z powodu tego, co jedzą. A konkretnie zawartego w tym mięsa. Jego produkcja jest ściśle powiązana ze zmianami klimatu. 14,5 proc. wszystkich gazów cieplarnianych powstałych w wyniku działalności człowieka pochodzi od zwierząt hodowlanych. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to dużo. Ale problem jest niebagatelny – podobną ilość emitują wszystkie środki transportu: samochody osobowe, ciężarówki, statki, samoloty itd. Amerykańskie zwierzaki domowe zjadają aż 30 proc. mięsa spożywanego w tym kraju. Szczególnie duży wpływ na klimat ma dieta psów dużych ras, wszelakich dogów i wilczurów.
Można argumentować, że mięso, które jedzą psy i koty pod postacią suchych karm czy puszek, i tak w dużym stopniu nie nadaje się do spożycia przez ludzi, że są to zwykłe odpadki. To tylko część prawdy, bo bardzo szybko rośnie popyt na karmy premium, zawierające składniki godne ludzkich żołądków. Niektóre mają w składzie nawet takie luksusowe produkty, jak argentyńska wołowina, pochodząca z krów ras mięsnych wypasanych na rozległych łąkach, reklamowana jako bardzo naturalna i smaczna. Według danych Euromonitor International wartość światowej sprzedaży takich karm w latach 2013–18 wzrosła aż o 25 proc.
Pojawiają się głosy, by w związku z zagrożeniem klimatu przestawiać psy i koty na dietę bezmięsną. W sklepach, również w Polsce, można już nabyć wegańskie przysmaki i karmy dla domowych czworonogów – np. karmę z baobabem i olejem kokosowym (ich podstawą jest soja i kukurydza). Pomysły takie często spotykają się jednak z protestami miłośników psów i kotów. Kiedy w marcu Ryan Bethencourt, założyciel start-upu Wild Earth produkującego wegańskie jedzenie dla czworonogów, wystąpił w popularnym amerykańskim programie telewizyjnym, został zlinczowany w mediach społecznościowych za „znęcanie się nad zwierzętami”, którym jest jakoby odmawianie psom mięsa. Internauci argumentowali, że psy nie tak dawno były wilkami, a więc mięsożercami. Tymczasem dieta dzikich wilków zawiera nawet 50 proc. pokarmów roślinnych. Ponadto badania genetyczne wykazują, że w procesie udomowienia jedną z głównych zmian w organizmie psów było przystosowanie do pożywienia bogatego w węglowodany. Naukowcy ze Szwecji odnaleźli aż 10 kluczowych genów odpowiedzialnych za trawienie skrobi i tłuszczów. A eksperymenty z przestawianiem psów na diety bezmięsne potwierdzają, że można to istotnie zrobić bez uszczerbku na zdrowiu pupili.
W 2009 r. w piśmie „British Journal of Nutrition” opublikowano wyniki badania, w którym uczestniczyły husky syberyjskie biorące udział w wyścigach psich zaprzęgów. Część trzymano na diecie tradycyjnej, a część przestawiono na bezmięsną. Po 16 tygodniach w stanie zdrowia obu grup nie było żadnych różnic. – Nie ma ryzyka związanego z podawaniem psom kompletnej i zrównoważonej diety bezmięsnej – mówi Sarah Dodd, autorka badań nad dietami psów z Ontario Veterinary College w Kanadzie. I dodaje, że ważne jest to, aby dieta zapewniała konkretne składniki odżywcze, a nie produkty.
Z kotami jest dużo trudniej – jako bezwzględni mięsożercy, w odróżnieniu od psów, nie są w stanie z diet bezmięsnych uzyskać wszelkich niezbędnych substancji odżywczych. Na pytanie, czy można z kota zrobić zdrowego wegetarianina, Lisa Freeman, profesor weterynarii z Tufts University w USA, odpowiada: – Zdecydowanie nie. Rozwiązaniem może być reduktarianizm. –Pokutuje taka dychotomia: albo twój kot jest w zupełności mięsożercą, albo je dietę wegańską. Moim zdaniem najzdrowsze podejście leży gdzieś pośrodku. Uważam, że rozsądne jest karmienie ich mniejszą ilością mięsa – mówi prof. Cailin Heinze, specjalistka od żywienia małych zwierząt z Tufts University. Jak określić tę mniejszą ilość? Badań na ten temat jeszcze nie ma, wygląda więc na to, że zmieniając dietę, trzeba po prostu monitorować samopoczucie Mruczka.
...
Oto pewna gazeta wybija dziś: "Pogoda zwariowała. Mróz w lipcu w Polsce. Termometry pokazały -1,5 stopnia Celsjusza."
(idzie Madmax czy nie)
Zamist pasywnie walczyć z efektem szklarniowym należy dopompować CO2 do 800, może 1000 ppm dla poprawienia fotosyntezy
przyblokować odrobinę podczerwieni (ze dwa procent) ze Słońca, np. umieszczając panele blokujące ten fragment spektrum w punkcie L1
ak czy siak musimy rozwinąć zdolność poważnej manipulacji światłem słonecznym docierającym do Ziemi, na wypadek Wielkiego Pierda z Kaldery Yellowstone
Słońce nigdy nie było i nie będzie problemem w zmianach klimatu,