Król Julian
Well-Known Member
- 962
- 2 123
Także w dawniejszych wiekach, Magisterium Kościoła wzywało rządzących, by nie szanowali „prawa” do dobrowolnego niszczenia własnego lub cudzego życia i zdrowia. Sobór Trydencki na przykład nałożył ekskomunikę na wszystkich władców, którzy w swych granicach tolerowaliby zwyczaj pojedynków. I tym razem tradycyjne chrześcijaństwo nie zdało testu na libertarianizm. Czy libertariańskimi można bowiem nazwać apele o karalność obustronnie dobrowolnych zachowań? Przecież, by doszło do pojedynku druga strona musiał wyrazić na to zgodę. Tradycyjne nauczanie Kościoła nie zgadza się z libertariańskim kanonem również w sferze ekonomicznej. Z pewnością rację mają ci, spośród libertarian, którzy próbując wykorzystać katolicką doktrynę społeczną podkreślają, że odrzuciła ona komunizm i socjalizm. Istotnie, Magisterium kościelne nieraz piętnowało nadmierną ingerencję państwa w gospodarkę, dążenie do likwidacji własności prywatnej lub też krępowanie jej licznymi oraz uciążliwymi przepisami, tłamszenie swobody działalności ekonomicznej przez nadmierny centralizm, rozrost biurokracji, etc. Można więc powiedzieć, iż wolny rynek opierający się na prężnie rozwijającej się własności prywatnej, niskich podatkach, skromnej biurokracji jest bliski tradycyjnemu chrześcijaństwu. Odrzucenie „nadmiernej” ingerencji państwa nie oznacza jednak jej negacji jako takiej. Sprzeciw wobec likwidowania lub krępowania własności prywatnej licznymi przepisami nie jest jeszcze tym samym, co proklamacja jej „świętego”, „nienaruszalnego” i „absolutnego” charakteru. Słowem: sprzeciw wobec herezji komunizmu i socjalizmu nie musi jeszcze oznaczać imprimatur dla skrajnego ekonomicznego liberalizmu. Gdy przyjrzymy się z bliska katolickiemu nauczaniu o wolnym rynku dostrzeżmy jak na dłoni, że nie może ono zadowolić żadnego libertarianina. Popatrzmy chociażby na wiekopomną encyklikę Leona XIII „Rerum Novarum”. Papież ów wprost odrzuca pogląd, jakoby państwo miało prawo interweniować tylko w wypadku, gdy złamana zostaje obustronnie zawarta pomiędzy pracodawcą a pracownikiem umowa. Leon XIII stwierdza tam, iż sam fakt zawarcia takiej umowy nie wystarcza, by mówić o sprawiedliwych warunkach pracy. Encyklika „Rerum Novarum” wymienia otwarcie szereg przypadków, w których uprawniona jest interwencja państwa w relacje pomiędzy pracodawcą, a pracownikami, nawet wówczas, gdy z punktu widzenia zawartej między nimi umowy wszystko wydaje się przebiegać prawowicie. Leon XIII pośród przypadków takiej uprawnionej interwencji władz cywilnych w życie ekonomiczne wymienia między innymi:
„Chociaż więc pracownik i pracodawca wolną z sobą zawrą umowę, a w szczególności ugodzą się co do wysokości płacy, mimo to jednak ponad ich wolą zawsze pozostanie do spełniania prawo sprawiedliwości naturalnej, ważniejsze i dawniejsze od wolnej woli układających się stron, które powiada, że płaca winna pracownikowi rządnemu i uczciwemu wystarczyć na utrzymanie życia”.
Encyklika ta dodaje przy tym, iż również za parawanem obustronnie zawartej umowy może kryć się gwałt zadawany sprawiedliwości, przeciw któremu należy wykorzystać powagą praw państwowych (tamże n. 34 – 35). To nauczanie Leona XIII zostało potwierdzone w innych późniejszych dokumentach Magisterium.W Kompendium Katolickiej Nauki Społecznej czytamy poza tym, że własność prywatna nie jest ani „nienaruszalna”, ani „absolutna”, zaś władze cywilne co prawda nie powinny interweniować w zakresie ekonomii, natrętnie, ale również winny się strzec czynienia tego w sposób „znikomy” (tamże, n. 177, 351). Czy „ortodoksyjny” liberał może przystać na to, by władze cywilne ingerowały w treść zawieranych przez strony umów? Czy z libertariańskim myśleniem o ekonomii ewidentnie nie kłócą się postulaty sprowadzające się do tego, by to nie tylko umowy o pracę, ale również państwo ustalało warunki sprawiedliwej pracy i płacy?
TOLERANCJA MNIEJSZEGO ZŁA
Ważnym dopowiedzeniem do katolickiej nauki o prawie i obowiązku władz cywilnych do karania i zakazywania zła, jest przypomnienie, iż wolno jest niekiedy tolerować mniejsze zło. Jest to dozwolone wówczas, by zapobiec większemu złu lub ocalić jakieś większe dobro. Tradycyjne rozumienie tolerancji zakłada zawieszenie aktywnego przeciwstawienia (karania czy nawet upominania grzechu) się jakiemuś złu, w imię zachowania jakiegoś większego dobra lub zapobieżenia większemu złu. Przekładając takie rozumienie tolerancji na sferę stricte prawną: władza może zrezygnować z karania nieprawości, która w normalnych warunkach winna być zakazana i tępiona, jeśli groziłoby to powstaniem większego zła lub można by było w ten sposób utracić większe dobro. Tolerancja oznacza więc uwarunkowane okolicznościami i warunkami zawieszenie karania zła, ale nie przyznanie nieprawościom rzekomego prawa do bycia wyjętymi spod represji. Kiedy jednak okoliczności na to pozwolą grzech winien być prawnie karany i zakazany. Powiedzenie: „Na razie lepiej tego nie karać” nie jest tym samym, co: „Nic mi do tego, nie mam prawa tego karać„. Pierwsze jest wyrazem tradycyjnie chrześcijańskiej roztropności i tolerancji, drugie: libertariańskiej herezji.
NIE WSZYSTKIE GRZECHY MUSZĄ BYĆ KARANE
Warto jest również zastrzec, iż prawo oraz obowiązek władz cywilnych do represjonowania nieprawości, nie oznacza bynajmniej, iż dokładnie wszystkie ze złych uczynków winny być prawnie karane i zakazywane. Różny jest stopień szkodliwości społecznej poszczególnych nieprawości. Pewne złe czyny bezpośrednio szkodzą jedynie ich sprawcom, inne z kolei polegają na wciąganiu w to swych bliźnich. Część z nieprawości zagraża zaś wręcz całemu porządkowi społecznemu. Bardzo wątpliwym byłby pomysł karania ludzi, którzy dokonują swych złych uczynków zupełnie potajemnie i w całkowitym odosobnieniu. W końcu przecież nie można powiedzieć, by w ten sposób bezpośrednio szkodzili komuś poza sobą. Czym innym jest już jednak namawianie, pobudzanie, inspirowanie swego bliźniego do zła (co ma miejsce choćby w przypadku grzechów, do których dokonania potrzebne są dwie osoby) i podobnego rodzaju nieprawości, jako działania wymierzone w dobro innych osób powinny stać się przedmiotem prawnych zakazów i kar.
Swego rodzaju podsumowaniem tradycyjnego nauczania Kościoła na temat karania zła, mogą być dwa kazania wygłoszone przez wybitnych polskich kaznodziejów, gdzie w wyrazisty sposób ukazany jest z jednej strony obowiązek represjonowania nieprawości, z drugiej zaś konieczność wstrzymywania się od realizowania tej powinności, z powodu wglądu na roztropną i mądrą tolerancją mniejszego zła:
„(…) Mówią, iż je karać każem słowem Bożym, upominaniem i wyklinaniem. A jeśli oni o to nie dbają i z tego sięśmieją, to im żadnego karania nie masz. Śmiech z siebie czyni, kto czeladnika słowy karze, na które nic nie dba, i na cudzołożnika albo złodzieja, którego w domu swoim masz, takie penowanie a nie inne nań ustaw, aby inaczej karany nie był; ujrzę, jaki dom swój mieć będziesz, a jako cię do innego karania będzie tęskno i szukać go musisz.Mówią, iż tu Pan Jezus nie kazał wyrywać kąkolu, ależniwa czekać. Nie zganił wielki gospodarz, Pan Jezus, dobrej czeladki swojej, którzy Mu chęć swoję na plewidło ofiarowali, z miłości ku pożytkom Jego, z żałości ku szkodzie Jego, z gniewu ku nieprzyjaciołom Jego. I owszem to im rozkazuje, gdy je posyła do winnice swojej na robotę, która jest najpierwsza: kamienie wybierać i złe ziele wyrywać. To siał diabeł, to nasienie i rodzaj jego; wyrzućcie, mówi przez Apostoła, złe z pośrodku was, aby się inni nie psowali. Trocha kwasu wszystkę dzieżę zaraża); i psują dobre obyczaje rozmowy złe, jako są bardzo jadowite heretyckie. Zelus Boży, to jest żarliwość i gniew o krzywdę Bożą i o zelżywość i szkodę czci świętych Jego, wielce się w Piśmie zaleca, w Mojżeszu, w Phineesie, w Eliaszu, w Ezechiaszu, Matatiaszu i innych. Miłości jednej odrobiny ku Bogu nie ma, kto się o krzywdę Boską nie gniewa. Miłości ku bliźniemu nie ma, kto się nad zgubą dusze jego nie użali.
- rozluźnianie naturalnych związków rodzinnych wśród robotników,
- zadawanie gwałtu religijności robotników przez odmawianie im sposobności do spełniania obowiązków względem Boga,
- zagrożenia dla moralności, wynikające z pomieszania osób różnej płci lub z innych pokus do grzechu,
- obarczanie pracowników nadmiernymi ciężarami lub narzucanie innych, niegodnych człowieka warunków pracy,
- szkodzenie zdrowiu przez pracę nad siły lub zmuszanie do pracy niestosownej dla wieku lub płci,
- zbyt niskie w stosunku do włożonej pracy płace (tamże: n. 29-35)
„Chociaż więc pracownik i pracodawca wolną z sobą zawrą umowę, a w szczególności ugodzą się co do wysokości płacy, mimo to jednak ponad ich wolą zawsze pozostanie do spełniania prawo sprawiedliwości naturalnej, ważniejsze i dawniejsze od wolnej woli układających się stron, które powiada, że płaca winna pracownikowi rządnemu i uczciwemu wystarczyć na utrzymanie życia”.
Encyklika ta dodaje przy tym, iż również za parawanem obustronnie zawartej umowy może kryć się gwałt zadawany sprawiedliwości, przeciw któremu należy wykorzystać powagą praw państwowych (tamże n. 34 – 35). To nauczanie Leona XIII zostało potwierdzone w innych późniejszych dokumentach Magisterium.W Kompendium Katolickiej Nauki Społecznej czytamy poza tym, że własność prywatna nie jest ani „nienaruszalna”, ani „absolutna”, zaś władze cywilne co prawda nie powinny interweniować w zakresie ekonomii, natrętnie, ale również winny się strzec czynienia tego w sposób „znikomy” (tamże, n. 177, 351). Czy „ortodoksyjny” liberał może przystać na to, by władze cywilne ingerowały w treść zawieranych przez strony umów? Czy z libertariańskim myśleniem o ekonomii ewidentnie nie kłócą się postulaty sprowadzające się do tego, by to nie tylko umowy o pracę, ale również państwo ustalało warunki sprawiedliwej pracy i płacy?
TOLERANCJA MNIEJSZEGO ZŁA
Ważnym dopowiedzeniem do katolickiej nauki o prawie i obowiązku władz cywilnych do karania i zakazywania zła, jest przypomnienie, iż wolno jest niekiedy tolerować mniejsze zło. Jest to dozwolone wówczas, by zapobiec większemu złu lub ocalić jakieś większe dobro. Tradycyjne rozumienie tolerancji zakłada zawieszenie aktywnego przeciwstawienia (karania czy nawet upominania grzechu) się jakiemuś złu, w imię zachowania jakiegoś większego dobra lub zapobieżenia większemu złu. Przekładając takie rozumienie tolerancji na sferę stricte prawną: władza może zrezygnować z karania nieprawości, która w normalnych warunkach winna być zakazana i tępiona, jeśli groziłoby to powstaniem większego zła lub można by było w ten sposób utracić większe dobro. Tolerancja oznacza więc uwarunkowane okolicznościami i warunkami zawieszenie karania zła, ale nie przyznanie nieprawościom rzekomego prawa do bycia wyjętymi spod represji. Kiedy jednak okoliczności na to pozwolą grzech winien być prawnie karany i zakazany. Powiedzenie: „Na razie lepiej tego nie karać” nie jest tym samym, co: „Nic mi do tego, nie mam prawa tego karać„. Pierwsze jest wyrazem tradycyjnie chrześcijańskiej roztropności i tolerancji, drugie: libertariańskiej herezji.
NIE WSZYSTKIE GRZECHY MUSZĄ BYĆ KARANE
Warto jest również zastrzec, iż prawo oraz obowiązek władz cywilnych do represjonowania nieprawości, nie oznacza bynajmniej, iż dokładnie wszystkie ze złych uczynków winny być prawnie karane i zakazywane. Różny jest stopień szkodliwości społecznej poszczególnych nieprawości. Pewne złe czyny bezpośrednio szkodzą jedynie ich sprawcom, inne z kolei polegają na wciąganiu w to swych bliźnich. Część z nieprawości zagraża zaś wręcz całemu porządkowi społecznemu. Bardzo wątpliwym byłby pomysł karania ludzi, którzy dokonują swych złych uczynków zupełnie potajemnie i w całkowitym odosobnieniu. W końcu przecież nie można powiedzieć, by w ten sposób bezpośrednio szkodzili komuś poza sobą. Czym innym jest już jednak namawianie, pobudzanie, inspirowanie swego bliźniego do zła (co ma miejsce choćby w przypadku grzechów, do których dokonania potrzebne są dwie osoby) i podobnego rodzaju nieprawości, jako działania wymierzone w dobro innych osób powinny stać się przedmiotem prawnych zakazów i kar.
Swego rodzaju podsumowaniem tradycyjnego nauczania Kościoła na temat karania zła, mogą być dwa kazania wygłoszone przez wybitnych polskich kaznodziejów, gdzie w wyrazisty sposób ukazany jest z jednej strony obowiązek represjonowania nieprawości, z drugiej zaś konieczność wstrzymywania się od realizowania tej powinności, z powodu wglądu na roztropną i mądrą tolerancją mniejszego zła:
„(…) Mówią, iż je karać każem słowem Bożym, upominaniem i wyklinaniem. A jeśli oni o to nie dbają i z tego sięśmieją, to im żadnego karania nie masz. Śmiech z siebie czyni, kto czeladnika słowy karze, na które nic nie dba, i na cudzołożnika albo złodzieja, którego w domu swoim masz, takie penowanie a nie inne nań ustaw, aby inaczej karany nie był; ujrzę, jaki dom swój mieć będziesz, a jako cię do innego karania będzie tęskno i szukać go musisz.Mówią, iż tu Pan Jezus nie kazał wyrywać kąkolu, ależniwa czekać. Nie zganił wielki gospodarz, Pan Jezus, dobrej czeladki swojej, którzy Mu chęć swoję na plewidło ofiarowali, z miłości ku pożytkom Jego, z żałości ku szkodzie Jego, z gniewu ku nieprzyjaciołom Jego. I owszem to im rozkazuje, gdy je posyła do winnice swojej na robotę, która jest najpierwsza: kamienie wybierać i złe ziele wyrywać. To siał diabeł, to nasienie i rodzaj jego; wyrzućcie, mówi przez Apostoła, złe z pośrodku was, aby się inni nie psowali. Trocha kwasu wszystkę dzieżę zaraża); i psują dobre obyczaje rozmowy złe, jako są bardzo jadowite heretyckie. Zelus Boży, to jest żarliwość i gniew o krzywdę Bożą i o zelżywość i szkodę czci świętych Jego, wielce się w Piśmie zaleca, w Mojżeszu, w Phineesie, w Eliaszu, w Ezechiaszu, Matatiaszu i innych. Miłości jednej odrobiny ku Bogu nie ma, kto się o krzywdę Boską nie gniewa. Miłości ku bliźniemu nie ma, kto się nad zgubą dusze jego nie użali.