Fronda, Polonia Christiana i inne prawackie przypały

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Także w dawniejszych wiekach, Magisterium Kościoła wzywało rządzących, by nie szanowali „prawa” do dobrowolnego niszczenia własnego lub cudzego życia i zdrowia. Sobór Trydencki na przykład nałożył ekskomunikę na wszystkich władców, którzy w swych granicach tolerowaliby zwyczaj pojedynków. I tym razem tradycyjne chrześcijaństwo nie zdało testu na libertarianizm. Czy libertariańskimi można bowiem nazwać apele o karalność obustronnie dobrowolnych zachowań? Przecież, by doszło do pojedynku druga strona musiał wyrazić na to zgodę. Tradycyjne nauczanie Kościoła nie zgadza się z libertariańskim kanonem również w sferze ekonomicznej. Z pewnością rację mają ci, spośród libertarian, którzy próbując wykorzystać katolicką doktrynę społeczną podkreślają, że odrzuciła ona komunizm i socjalizm. Istotnie, Magisterium kościelne nieraz piętnowało nadmierną ingerencję państwa w gospodarkę, dążenie do likwidacji własności prywatnej lub też krępowanie jej licznymi oraz uciążliwymi przepisami, tłamszenie swobody działalności ekonomicznej przez nadmierny centralizm, rozrost biurokracji, etc. Można więc powiedzieć, iż wolny rynek opierający się na prężnie rozwijającej się własności prywatnej, niskich podatkach, skromnej biurokracji jest bliski tradycyjnemu chrześcijaństwu. Odrzucenie „nadmiernej” ingerencji państwa nie oznacza jednak jej negacji jako takiej. Sprzeciw wobec likwidowania lub krępowania własności prywatnej licznymi przepisami nie jest jeszcze tym samym, co proklamacja jej „świętego”, „nienaruszalnego” i „absolutnego” charakteru. Słowem: sprzeciw wobec herezji komunizmu i socjalizmu nie musi jeszcze oznaczać imprimatur dla skrajnego ekonomicznego liberalizmu. Gdy przyjrzymy się z bliska katolickiemu nauczaniu o wolnym rynku dostrzeżmy jak na dłoni, że nie może ono zadowolić żadnego libertarianina. Popatrzmy chociażby na wiekopomną encyklikę Leona XIII „Rerum Novarum”. Papież ów wprost odrzuca pogląd, jakoby państwo miało prawo interweniować tylko w wypadku, gdy złamana zostaje obustronnie zawarta pomiędzy pracodawcą a pracownikiem umowa. Leon XIII stwierdza tam, iż sam fakt zawarcia takiej umowy nie wystarcza, by mówić o sprawiedliwych warunkach pracy. Encyklika „Rerum Novarum” wymienia otwarcie szereg przypadków, w których uprawniona jest interwencja państwa w relacje pomiędzy pracodawcą, a pracownikami, nawet wówczas, gdy z punktu widzenia zawartej między nimi umowy wszystko wydaje się przebiegać prawowicie. Leon XIII pośród przypadków takiej uprawnionej interwencji władz cywilnych w życie ekonomiczne wymienia między innymi:

  • rozluźnianie naturalnych związków rodzinnych wśród robotników,
  • zadawanie gwałtu religijności robotników przez odmawianie im sposobności do spełniania obowiązków względem Boga,
  • zagrożenia dla moralności, wynikające z pomieszania osób różnej płci lub z innych pokus do grzechu,
  • obarczanie pracowników nadmiernymi ciężarami lub narzucanie innych, niegodnych człowieka warunków pracy,
  • szkodzenie zdrowiu przez pracę nad siły lub zmuszanie do pracy niestosownej dla wieku lub płci,
  • zbyt niskie w stosunku do włożonej pracy płace (tamże: n. 29-35)
„Rerum Novarum” naucza też:

„Chociaż więc pracownik i pracodawca wolną z sobą zawrą umowę, a w szczególności ugodzą się co do wysokości płacy, mimo to jednak ponad ich wolą zawsze pozostanie do spełniania prawo sprawiedliwości naturalnej, ważniejsze i dawniejsze od wolnej woli układających się stron, które powiada, że płaca winna pracownikowi rządnemu i uczciwemu wystarczyć na utrzymanie życia”.

Encyklika ta dodaje przy tym, iż również za parawanem obustronnie zawartej umowy może kryć się gwałt zadawany sprawiedliwości, przeciw któremu należy wykorzystać powagą praw państwowych (tamże n. 34 – 35). To nauczanie Leona XIII zostało potwierdzone w innych późniejszych dokumentach Magisterium.W Kompendium Katolickiej Nauki Społecznej czytamy poza tym, że własność prywatna nie jest ani „nienaruszalna”, ani „absolutna”, zaś władze cywilne co prawda nie powinny interweniować w zakresie ekonomii, natrętnie, ale również winny się strzec czynienia tego w sposób „znikomy” (tamże, n. 177, 351). Czy „ortodoksyjny” liberał może przystać na to, by władze cywilne ingerowały w treść zawieranych przez strony umów? Czy z libertariańskim myśleniem o ekonomii ewidentnie nie kłócą się postulaty sprowadzające się do tego, by to nie tylko umowy o pracę, ale również państwo ustalało warunki sprawiedliwej pracy i płacy?

TOLERANCJA MNIEJSZEGO ZŁA

Ważnym dopowiedzeniem do katolickiej nauki o prawie i obowiązku władz cywilnych do karania i zakazywania zła, jest przypomnienie, iż wolno jest niekiedy tolerować mniejsze zło. Jest to dozwolone wówczas, by zapobiec większemu złu lub ocalić jakieś większe dobro. Tradycyjne rozumienie tolerancji zakłada zawieszenie aktywnego przeciwstawienia (karania czy nawet upominania grzechu) się jakiemuś złu, w imię zachowania jakiegoś większego dobra lub zapobieżenia większemu złu. Przekładając takie rozumienie tolerancji na sferę stricte prawną: władza może zrezygnować z karania nieprawości, która w normalnych warunkach winna być zakazana i tępiona, jeśli groziłoby to powstaniem większego zła lub można by było w ten sposób utracić większe dobro. Tolerancja oznacza więc uwarunkowane okolicznościami i warunkami zawieszenie karania zła, ale nie przyznanie nieprawościom rzekomego prawa do bycia wyjętymi spod represji. Kiedy jednak okoliczności na to pozwolą grzech winien być prawnie karany i zakazany. Powiedzenie: „Na razie lepiej tego nie karać” nie jest tym samym, co: „Nic mi do tego, nie mam prawa tego karać„. Pierwsze jest wyrazem tradycyjnie chrześcijańskiej roztropności i tolerancji, drugie: libertariańskiej herezji.


NIE WSZYSTKIE GRZECHY MUSZĄ BYĆ KARANE

Warto jest również zastrzec, iż prawo oraz obowiązek władz cywilnych do represjonowania nieprawości, nie oznacza bynajmniej, iż dokładnie wszystkie ze złych uczynków winny być prawnie karane i zakazywane. Różny jest stopień szkodliwości społecznej poszczególnych nieprawości. Pewne złe czyny bezpośrednio szkodzą jedynie ich sprawcom, inne z kolei polegają na wciąganiu w to swych bliźnich. Część z nieprawości zagraża zaś wręcz całemu porządkowi społecznemu. Bardzo wątpliwym byłby pomysł karania ludzi, którzy dokonują swych złych uczynków zupełnie potajemnie i w całkowitym odosobnieniu. W końcu przecież nie można powiedzieć, by w ten sposób bezpośrednio szkodzili komuś poza sobą. Czym innym jest już jednak namawianie, pobudzanie, inspirowanie swego bliźniego do zła (co ma miejsce choćby w przypadku grzechów, do których dokonania potrzebne są dwie osoby) i podobnego rodzaju nieprawości, jako działania wymierzone w dobro innych osób powinny stać się przedmiotem prawnych zakazów i kar.

Swego rodzaju podsumowaniem tradycyjnego nauczania Kościoła na temat karania zła, mogą być dwa kazania wygłoszone przez wybitnych polskich kaznodziejów, gdzie w wyrazisty sposób ukazany jest z jednej strony obowiązek represjonowania nieprawości, z drugiej zaś konieczność wstrzymywania się od realizowania tej powinności, z powodu wglądu na roztropną i mądrą tolerancją mniejszego zła:

„(…) Mówią, iż je karać każem słowem Bożym, upominaniem i wyklinaniem. A jeśli oni o to nie dbają i z tego sięśmieją, to im żadnego karania nie masz. Śmiech z siebie czyni, kto czeladnika słowy karze, na które nic nie dba, i na cudzołożnika albo złodzieja, którego w domu swoim masz, takie penowanie a nie inne nań ustaw, aby inaczej karany nie był; ujrzę, jaki dom swój mieć będziesz, a jako cię do innego karania będzie tęskno i szukać go musisz.Mówią, iż tu Pan Jezus nie kazał wyrywać kąkolu, ależniwa czekać. Nie zganił wielki gospodarz, Pan Jezus, dobrej czeladki swojej, którzy Mu chęć swoję na plewidło ofiarowali, z miłości ku pożytkom Jego, z żałości ku szkodzie Jego, z gniewu ku nieprzyjaciołom Jego. I owszem to im rozkazuje, gdy je posyła do winnice swojej na robotę, która jest najpierwsza: kamienie wybierać i złe ziele wyrywać. To siał diabeł, to nasienie i rodzaj jego; wyrzućcie, mówi przez Apostoła, złe z pośrodku was, aby się inni nie psowali. Trocha kwasu wszystkę dzieżę zaraża); i psują dobre obyczaje rozmowy złe, jako są bardzo jadowite heretyckie. Zelus Boży, to jest żarliwość i gniew o krzywdę Bożą i o zelżywość i szkodę czci świętych Jego, wielce się w Piśmie zaleca, w Mojżeszu, w Phineesie, w Eliaszu, w Ezechiaszu, Matatiaszu i innych. Miłości jednej odrobiny ku Bogu nie ma, kto się o krzywdę Boską nie gniewa. Miłości ku bliźniemu nie ma, kto się nad zgubą dusze jego nie użali.
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Na grzech się nie gniewa i owszem przyjaźń czartu pokazuje, kto grzechu, gdy może być, nie wymiata ani karze, ponieważ jest nasienie diabelskie.Toby taki cudzołożnikom i mężobójcom i złodziejom i rozbójnikom, którzy się też kąkolem zwać mogą, Pan Jezus wolność w tej Ewangeliej dał, a karać ich urzędem nie kazał. Niewczesnego i niepogodnego plewidła zakazał gospodarz Pan Jezus, takiego, które jest z szkodą Jego i drogiej pszenice Jego; i przeto przydał przyczynę: aby wyrywając kąkol, pszenica się nie wykorzeniała. Ale gdy jest czas, a bez szkody być może, kto i pomyślić ma, aby tego miał kto mądry zakazować? Chyba by ten, co rozumu nie ma, abo się w szkodzie i zelżywości Bożej i w utracie zbawienia ludzkiego i swego kocha. Coby było szatańskie a nie ludzkie serce.Znosić heretyki i ścierpieć, gdy się bez wojny i rozruchów domowych i wszystkiego królestwa karać nie mogą, to każdy rozum przypuścić musi. Boby wiele dobrych poginęło, boby szkodę wielką niewinni podjęli. Uchowaj Boże tego! Toż się o innych grzechach mówi: ktoby wszystkie lichwiarze zaraz wykorzenić chciał, szkodę by tym, którzy pożyczków potrzebują, uczynił. Na dzień sądny, na ono ostatnie żniwo, wszystko się i zaraz ukarze, ale tu na ziemi i najpilniejsze urzędy nie mogą zaraz i wszystkiego złego wykorzenić. Ale złe ganić i wolności im bronić a roztropnie je karać, to powinien urząd każdy „ – Ks. Piotr Skarga, (.Ks. Piotr Skarga, „Kazania na niedziele i święta całego roku„, Tom I. Kraków 1938, s. 144-149).

Gdzie nie tak to masz rozumieć: żebyśmy mieli milczeć, albo przez szpary patrzeć, kiedy kto źle uczy albo czyni. Albowiem chce to mieć Pan Bóg na świecie, aby przełożeni urzędu swego pilni przestrzegali, aby sprawiedliwość była, aby źli byli karani, a dobrzy obronieni (…) A tak niezakazuje Pan Bóg, i owszem rozkazuje złoczyńców hamować, i karać ich. Ale jako sam cierpi złe nasienie na roli swojej, jedno przez to, aby się pospoły pszenica nie wyrwała: ponieważ wiele takich , którzy dziś są kąkolem, a jutro pszenicą być mogą: tak też rozkazuje urzędom i sługom swoim, aby w tej mierze, i w tym karaniu złych ludzi, skwapliwi nie byli, aby niewinnych przy winnych nie wygładzali. Ale gdzie tej trudności nie masz, tam ma ważyć owa sentencja Pańska: Kto mieczem zabije, ten od miecza zginie (Mt 26). I ona druga: Wyrzućcie złość z pośrodku waszego” – ks. Jakub Wujek (Cytat za: „Wykład Pisma świętego. Postilla Catholica”, cz. I, Komorów 1997, s. 178 – 179).

ŚW. TOMASZ Z AKWINU ZWOLENNIKIEM LEGALNOŚCI PROSTYTUCJI?

Poplecznicy libertarianizmu nie składają jednak broni i próbują wykazać, iż również w ramach tradycyjnego prawowiernego chrześcijaństwa istniały nurty libertariańskiego myślenia o państwie i prawie. Niezwykle częstym argumentem libertarian jest np. powoływanie się na św. Augustyna oraz św. Tomasza z Akwinu, jako będących zwolennikami bezkarności prostytucji. W ślad za tymi doktorami Kościoła, brak karalności oraz legalność prostytucji miała zaś wspierać nawet cała nauka katolicka oraz wszyscy władcy katoliccy. Takie stawianie sprawy jest jednak mitem oraz przekłamaniem. Po pierwsze bowiem: to nie doktryna katolicka, ale niektórzy teologowie katoliccy twierdzili, że w ściśle zakreślonych granicach prostytucja powinna pozostać niekaralna. Prawda, że pośród tych teologów znajdowała się tak wybitna postać, jak św. Augustyn. Nie bez znaczenia jest jednak fakt, iż sformułował on ten pogląd, gdy był jeszcze katechumenem nie obeznanym dość mocno z doktryną chrześcijańską. Apologeci bezkarnej prostytucji powołują się także na św. Tomasza z Akwinu. Tymczasem, wiele wskazuje na to, że tak naprawdę Akwinata nie jest autorem zdań opowiadających się za – choćby cząstkową – legalnością tego procederu. Część jego dzieła pt. „De regimine principium”, w której jest mowa o potrzebie pozostawienia bezkarną prostytucji, nie została tak naprawdę napisana przez św. Tomasza z Akwinu, lecz przez jego ucznia – Ptolomeusza z Luki. Akwinata przerwał pisanie tej pracy z powodu śmierci księcia, do którego utwór był adresowany. Dokończenia tego dzieła podjął się zaś wspomniany Ptolomuesz z Luki (Patrz: Kinga Wiśniewska – Roszkowska, „Problemy współczesnego erotyzmu”, Warszawa 1986, s. 74-75). Tak czy inaczej fałszem jest sugerowanie, jakoby doktryna katolicka opowiadała się za legalnym płatnym nierządem. Jeśli ktoś, chce bronić prawdziwości tej tezy powinien wskazać, nie na opinie poszczególnych teologów (albowiem w niektórych kwestiach nawet niektórzy Święci głosili poglądy, które później były odrzucane przez Magisterium – np. św. Augustyn poddawał w wątpliwość Niepokalane Poczęcie Matki Bożej), ale na orzeczenia Papieży, Soborów i rzymskich Kongregacji. Albo przynajmniej należałoby wykazać, iż coś takiego było przedmiotem powszechnego consensusu wśród katolickich autorów. Po drugie: postawa państw katolickich względem prostytucji przejawiała się, albo w absolutnym i całkowitym zakazie, lub też w mocno ograniczonej tolerancji prawnej dla tego zjawiska. Przez długi czas handel ciałem został całkowicie zabroniony m.in. w Hiszpanii, Portugalii i Francji. Trzeba nadmienić, że nierzadko plaga ta była tępiona drakońskimi represjami. Stręczyciel mógł być zatem ścięty, pozbawiony uszu, zakuty w pręgierz, wygnany z miasta, itp. Prostytutki chłostano i zamykano w klatkach na widok publiczny. Mężczyzna korzystający z płatnych usług seksualnych mógł trafić za więzienne kraty. Ci spośród władców, którzy postanowili tolerować w swych granicach płatny nierząd, starali się zamykać go w ściśle określonych granicach, których przekroczenie niejednokrotnie surowo karano. Prostytutki często musiały praktykować swój „zawód” tylko w obrębie specjalnych domów, nierzadko nie miały wstępu w granice miast. Dbano też, by nad owym procederem unosił się silny odór obrzydzenia i ohydy. Płatne nierządnice nieraz były zobowiązane nosić specjalnie wyróżniający strój, a przed domami publicznymi mnisi głosili kazania, w których odmalowywano wiernym ohydę grzechów ciała. Nie wszyscy z tych władców, którzy w ograniczony sposób tolerowali prostytucję byli zresztą przekonani, iż czynią dobrze. Św. Ludwik IX pod koniec swego życia mocno sobie wyrzucał, iż nie wprowadził we Francji całkowitego zakazu prostytucji. Błędem jednak byłoby przypisywanie tym spośród teologów i władców katolickich, którzy optowali za częściowo bezkarną prostytucją, libertariańskiego spojrzenia na rolę Państwa w tej sferze. Bez wątpienia, nie byliby oni zachwyceni takim przedstawieniem ich stanowiska, jak gdyby wspierali oni ideę braku ingerencji rządu w prywatny obszar seksualności. Ich ujęcie tego problemu wypływało ze zdecydowanie innych przesłanek. Zakładały one, że w społeczeństwie, w którym istnieje szereg rygorów, kar i represji względem przed i pozamałżeńskich kontaktów cielesnych, winno istnieć jakieś wąskie ujście dla tłamszonej nieczystości, albowiem w przeciwnym razie zacznie się ona wszędzie pokątnie rozlewać. Św. Augustyn porównał to do kloaki, która musi znajdować się w każdym, choćby najschludniejszym domu, albowiem w przeciwnym razie całe domostwo zostanie zanieczyszczone fekaliami i uryną. Można z takim podejściem się nie zgadzać i z nim dyskutować, ale nie sposób go wpisać w liberalną tezę, iż władzom cywilnym nic do tego, co obywatele wyrabiają miedzy sobą za czterema ścianami mieszkania. Teolodzy katoliccy, którzy byli za mocno ograniczoną bezkarnością prostytucji, nie negowali bowiem wcale zasadności ustanawiania praw zakazujących rozpusty oraz cudzołóstwa, ale twierdzili, że w tym obszarze powinien istnieć bardzo wąski margines wolny od prawnych kar i represji.
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
PAN JEZUS PRZECIWNIKIEM KARALNOŚCI CUDZOŁÓSTWA?

Innym z liberalnych argumentów, jaki wysuwany jest przeciw idei karania zła jest powoływanie na ewangeliczną perykopę, w której Pan Jezus „de facto” uchronił cudzołożną niewiastę przed przewidzianą w Starym Testamencie karą ukamienowania, jaką chcieli względem niej wymierzyć faryzeusze (J, 8, 1-11). Tymczasem, jeżeli już ów fragment ma przeciw czemuś świadczyć, to co najwyżej przeciw pomysłowi karania śmiercią za cudzołóstwo. Z pewnością zaś nie jest to przekonywujący argument na rzecz zniesienia jakichkolwiek sankcji karnych wymierzonych w grzechy nieczystości. Co więcej, bardziej uważna lektura tej biblijnej historii wskazuje, iż można mieć wiele wątpliwości również co do tego, czy Pan Jezus ratując cudzołożnicę, rzeczywiście chciał w ten sposób pokazać, iż karanie śmiercią małżeńskiej niewierności jest czymś absolutnie niedopuszczalnym i zakazanym. Ważnym w próbie interpretacji tego fragmentu jest dostrzeżenie tego, iż Nowy Testament kładzie duży nacisk na konieczność prostoty i czystości intencji. Nasze dobre czyny, winny być spełniane w celu podobania się Bogu, nie zaś na pokaz, albo dla zaspokojenia własnych egoistycznych interesów. Przykładowo, sędzia powinien kierować się pragnieniem sprawiedliwości i obrony Bożego porządku, odrzucić musi zaś chęć sławy, nienawiść do bliźnich, chciwość dóbr doczesnych, etc. Jednak faryzeusze, którzy pragnęli zabić ową grzesznicę nie kierowali się dążeniem do sprawiedliwości. Biblia wyraźnie wskazuje, iż ich serca były podstępne i zdradliwe. Pierwszą tego oznaką jest to, że cudzołożnica została przyprowadzona przed Chrystusa, sama, bez wspólnika własnego grzechu – tzn. mężczyzny. Tymczasem Prawo Mojżeszowe nakazywało kamienowanie obu stron cudzołóstwa – mężczyzny i kobiety (Ks. Powt. Prawa 22, 22). Pytanie; co się stało z cudzołożnikiem? Czyżby zdołał uciec kilkunastoosobowej grupie mężczyzn? A może „sprawiedliwość” faryzeuszy była wybiórcza? Na ową wybiórczość faryzeuszowskiego poczucia sprawiedliwości wskazuje następujący fragment owej sceny: „Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieć o co Go oskarżyć” ( Jn, 8,6). Jasno tu widać, iż Prawo Mojżeszowe, było w tym konkretnym wypadku, narzędziem, które podstępni ludzie próbowali wykorzystać nie w celu obrony Bożych przykazań, ale po to by rzucić fałszywe oskarżenia na Syna Bożego. Chrystus Pan znał doskonale ludzkie serca, dlatego też postanowił uwolnić cudzołożną niewiastę. Poza tym należy przypomnieć, iż sam fakt anulowania w poszczególnych przypadkach kary za przestępstwo nie oznacza jeszcze zanegowania samej potrzeby jego karania. Przykładowo, Wszechmogący rzekł: „Kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego” (Ks. Rodzaju 9,6);jednak względem Kaina – mordercy Abla, Bóg uczynił wyjątek, dając mu specjalne znamię, aby ludzie nie uśmiercili go (Ks. Rodzaju 4, 15). Ten fakt nie oznacza jednak, że Bóg absolutnie potępił karę śmierci za morderstwo. Analogicznie rzecz biorąc: nie ukaranie śmiercią poszczególnych przypadków cudzołóstwa nie jest jeszcze równoznaczne ze stwierdzeniem, iż nigdy i nigdzie nie wolno w ten sposób karać cudzołożników i cudzołożnice. Choć brak jest przekonywujących dowodów na to, iż Pan Jezus rzeczywiście potępił karę śmierci za cudzołóstwo nie oznacza to jeszcze, że należy zawsze i wszędzie stosować tą sankcję względem osób winnych owej nieprawości. Starotestamentowe prawo karne nie jest bowiem – w ścisłym tego słowa znaczeniu – obowiązujące władców chrześcijańskich. W przeciwieństwie do przepisów obrzędowo-rytualnych Starego Zakonu tj. święcenie szabatu, zakaz spożywania krwi i wieprzowiny, ofiary całopalne, uciekanie się przez chrześcijan do sankcji karnych tam zawartych nie zostało jednak zakazane. Z pewnością ustanowione przez Pana Boga w Starym Przymierzu prawodawstwo karne może być moralnie stosowane, o ile uwzględni się przy tym inne objawione przez Wszechmocnego zasady postępowania z czyniącymi nieprawość, tj. łagodność, umiar w karaniu, chęć nawrócenia, a nie zniszczenia grzesznika, zapobieganie zgorszeniom, obrona społeczności przed złem. W zależności do sytuacji może się okazać, iż bardziej godne i sprawiedliwe będzie sięganie raz po łagodniejsze, a innym razem po surowsze środki karne. I tak w jednym wypadku może okazać się, iż bardziej zgodne z miłością i sprawiedliwością będą łagodniejsze kary, a w innym przypadku odpowiednia będzie kara śmierci.

CZY KARANIE NIEPRAWOŚCI JEST BEZCELOWE?

Istnieje jeszcze wiele wybiegów za pomoc ą których libertarianie próbują poddawać w wątpliwość słuszność tradycyjnie chrześcijańskiego stanowiska w sprawie prawnego karania i zakazywania zła. Jednym z nich jest opinia głosząca, iż państwo, które represjonuje i karze grzechy, w ten sposób odbiera swym obywatelom najcenniejszy Boży dar, jakim jest wolność wyboru pomiędzy dobrem a złem. Bez wolności wyboru nie ma zaś prawdziwie chrześcijańskiego życia. Ten argument miesza ze sobą dwie przesłanki: słuszną (winniśmy czynić dobro i unikać zła w sposób wolny) z błędną (w związku z tym nie wolno karać i zakazywać nieprawości). Przede wszystkim trzeba podkreślić, iż tak naprawdę żadne prawne zakazy i kary nie są w stanie odebrać człowiekowi wewnętrznej wolności wyboru pomiędzy dobrem a złem. Wszakże nawet, gdy z obawy przed ziemskimi karami powstrzymujemy się od dokonania jakiegoś złego uczynku, to nasze myśli i pragnienia wciąż mogą być przeciwne Bożemu prawu. Jasnym jest, iż żadne państwo nie jest w stanie zmusić kogokolwiek do bycia dobrym chrześcijaninem. Bycie dobrym chrześcijaninem zaczyna się bowiem w sercu, którego nie może przecież objąć nadzór sądów i policji. Może więc karanie grzechu faktycznie mija się z celem? Otóż nie. Traktując konsekwentnie ten argument można by zakwestionować zasadność karania choćby zgwałceń. Cóż bowiem z tego, iż potencjalny gwałciciel ze strachu przed karą nie dokona swej zbrodni? Wszak, w swym sercu i tak zgwałci kobietę. A jednak nawet, jeśli ów człowiek tak potwornie zgrzeszy w swych pragnieniach, to jednak: niedoszła ofiara nie zostanie zgwałcona; innym ludziom nie zostanie dany zły przykład do naśladowania; ów grzesznik jeśli się nie nawróci pójdzie co prawda do piekła, jednak jego potępienie nie będzie tak srogie, jak w przypadku, gdyby swe złe pragnienia zrealizował także w czynach. Podobnie, nawet jeśli dany mężczyzna nie uwiedzie młodej dziewczyny tylko z powodu obawy ukarania, to jednak: owa niewiasta nie zostanie wciągnięta przez niego w grzech; innym chłopcom i mężczyznom nie zostanie zaprezentowany kolejny zły przykład do naśladowania; ów grzesznik nie będzie odpowiadał na Bożym Sądzie za swe czyny, a jedynie za myśli i pragnienia, przez co jego potępienie będzie mniej srogie.
Św. Tomasz z Akwinu pisze:

„(…) jednak bywają ludzie krnąbrni, skłonni do złych nałogów, którzy nie łatwo dają się poruszyć słowami, dlatego zaistniała konieczność, by takich powstrzymywać od złego siłą i strachem, by przynajmniej z tego względu przestali źle postępować i pozostawili innych w spokoju… Otóż to właśnie wychowanie jest zdaniem ustawodawstwa ludzkiego” (Patrz: Św. Tomasz z Akwinu, „Suma teologiczna w skrócie„, Warszawa 2000, s. 343 – 344).

Poza tym odpowiednie represje i kary co prawda nie zmieni ą serca grzesznika, ale mogą pobudzić go do zmiany swego stylu myślenia i wartościowania. Św. Augustyn uczy o tym w następujący sposób:
 
Ostatnia edycja:

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
"Teraz widzisz, jak sądzę, iż nie należy zważać na sam fakt istnienia przymusu, ale raczej na to przez co się jest przymuszonym: czy jest to dobro czy zło. Nie jest tak, że każdy może stać się dobrym wbrew sobie, ale strach przed tym czego człowiek nie chce cierpieć kładzie kres uporowi, który stanowił przeszkodę, i przynagla go do poszukiwania prawdy, której nie znał. To sprawia, iż człowiek odrzuca kłamstwo, które wcześniej dopuszczał, szuka prawdy, której nie znał; dochodzi do pragnienia tego, czego nie pragnął” (List „Ad Vincentium”).

Zawsze też należy pamiętać o dwóch zasadach: zło nie ma żadnych praw; niekaranie grzechu jest jednym z dziewięciu grzechów cudzych.Jeśli zło nie ma żadnych praw to oznacza to, iż nadużyciem jest domagać się dla niego prawnej ochrony, bezkarności czy legalności. Nieprawości są jak rak. Tylko głupiec uzna, iż nowotwory należy ochraniać, że przysługują im jakiekolwiek prawa. Niekaranie grzechu jest tradycyjnie wymieniane w katalogu tak zwanych grzechów cudzych. Jeżeli nie karzemy grzechu, mimo, że mamy ku temu możliwości i uprawnienia, a za powstrzymaniem się od represjonowania zła nie przemawia chęć uniknięcia większego zła bądź ocalenia większego dobra, to wówczas nasz brak działania w tej mierze, czyni nas współodpowiedzialnymi za nieprawość, której nie ukarzemy.

Czy chcącemu nie dzieje się krzywda?

Stara zasada prawa rzymskiego mówi: „Chcącemu nie dzieje się krzywda”. Człowiek, który wybiera zło sam sobie szkodzi, dlatego też nie jest sprawą rządu próbować sprowadzać go na dobrą drogę. Myśl ta jest następną wykorzystywaną w libertariańskim arsenale. Zasada głosząca, iż „Chcącemu nie dzieje się krzywda”, jeśli jest rozumiana w swym nie-dosłownym, ale metaforycznym sensie, może być po części słuszna. Oczywistym jest wszak, że nawet, jeśli dobrowolnie decydujemy się na jakąś nieprawość, fakt ów nie przemienia zachowania szkodliwego w nieszkodliwe. Jeżeli postanawiamy dla zabawy uciąć sobie rękę, to przecież sama dobrowolność tego zachowania nie sprawia, iż nie wyrządziliśmy sobie tym samym krzywdy. Częściowa słuszność tej zasady może jednak zasadzać się na stwierdzeniu, iż wiemy co czynimy, a jeśli tak, to będziemy odczuwać skutki swego złego postępowania na własnej skórze. Z tego rodzaju postawieniem sprawy wiąże się jednak niejedna wątpliwość i zastrzeżenie. Po pierwsze: każda nieprawość choćby, w mniejszym bądź większym stopniu, pośrednio lub bezpośrednio, szkodzi innym bliźnim, a nawet całemu społeczeństwu. Taka jest po prostu natura zła. Jest ono destrukcyjne, niszczące, zaraźliwe i niebezpieczne nie tylko dla jego sprawców, ale również dla osób postronnych. Oczywiście nie każdy grzech szkodzi w bezpośredni sposób innym ludziom. Przykładowo, jeśli onanista dokonuje swych wstrętnych czynów w tajemnicy i całkowitym odosobnieniu, to nie można powiedzieć, by w sensie właściwym szkodził on swym bliźnim. Nie daje on wszak innym złego przykładu, nie namawia, ani nie inspiruje swych bliźnich do czynów, które sam popełnia. Cudzołożnik z pewnością jednak krzywdzi już nie tylko siebie, ale choćby wspólniczkę swego grzechu, jej zdradzanego męża oraz dzieci. Na przykładzie cudzołóstwa widać więc, iż niemała część nieprawości wiąże się z licznymi szkodami wyrządzanymi nie tylko ich bezpośrednim uczestnikom, ale również osobom postronnym, a nawet całemu społeczeństwu. Bez problemu można by wykazać, jak bardzo niszcząca dla społeczeństwa jest część grzechów, których bezkarności i legalności domagają się libertarianie.

JAK GRZECH NISZCZY SPOŁECZEŃSTWO?

Pijaństwo wiąże się z ogromem mordów, wypadków samochodowych, pobić, kłótni, i zgwałceń, które dokonywane są pod jego wpływem. Większość przestępstw popełniana jest w stanie nadużycia alkoholu. Przyczyną sporej części rozwodów jest pijaństwo. Żony i dzieci pijaków przeżywają nieustanną mękę, będąc w większości wypadków przedmiotem agresji psychicznej lub fizycznej, a czasami też molestowania seksualnego.Narkomania często napędza przestępczość.Nałogowi narkomani nierzadko dokonują kradzieży, włamań, pobić i napadów, czyniąc to w celu zdobycia pieniędzy na swą ulubioną rozrywkę. Nierząd i cudzołóstwo owocują niszczeniem tradycyjnej rodziny i małżeństwa, które to z kolei są podstawami normalnego i zdrowego społeczeństwa. Dzieci zamordowane przed narodzeniem, oddawane do przytułków po narodzeniu, wychowujące się w rozbitych, przeważnie pozbawionych ojca rodzinach – to tylko niektóre z nieszczęsnych skutków tych nieprawości. Ciężki kryzys tradycyjnej rodziny i małżeństwa w dalszej rodzi takie patologie jak: przestępczość, narkomania, bezdomność. Wedle badań przeprowadzonych w USA prawdopodobieństwo popełnienia samobójstwa jest o 30 proc. wyższa wśród nastolatków, które wychowały się bez ojca. Podobnie 90 proc. dzieci bezdomnych i uciekających z domu, 3/4 nastoletnich narkomanów i 85 proc. młodocianych przestępców (w tym 72 proc. nieletnich morderców i 60 proc. gwałcicieli), wzrastało w rodzinie pozbawionej ojca (Patrz: „Ameryka bez ojców„, „Newsweek”, 10. 03. 2002, s. 82). Z grzechami nierządu i cudzołóstwa połączona jest też niemała liczba morderstw, pobić, samobójstw (dokonywanych np. przez zazdrosnych mężów, konkubentów, kochanków, etc).

Jaskrawym przykładem tego do jakich konsekwencji prowadzą nierząd i cudzołóstwo może być rzeczywistość czarnej społeczności w USA. Obecnie 69 proc. czarnych dzieci nie pochodzi ze związku małżeńskiego, a 57 proc. nastolatków wychowywanych jest przez jednego z rodziców (najczęściej przez matkę). Szacuje się też, iż odpowiednio 43 proc. czarnych mężczyzn i 42 proc. kobiet nie żyło nigdy w małżeństwie. Ponad połowa morderstw i 42 proc. innych ciężkich przestępstw jest dokonywanych przez kryminalistów wywodzących się z 13 – procentowej czarnej społeczności. Ocenia się, iż 28, 5 proc. czarnych chłopców trafi do aresztów i więzień. W dużych miastach 4 na 10 czarnoskórych mężczyzn w wieku od 17 do 35 lat przebywa w więzieniach ( Por. Patrick J. Buchanan, „Śmierć Zachodu”, Wrocław 2005, s. 93-95).

Homoseksualizm wiąże się ze zwiększoną częstotliwością dokonywania aktów pedofilii, molestowania nieletnich, przemocy i tym podobnych przestępstw. Około 2 procentowa społeczność homoseksualistów jest odpowiedzialna za od 30 proc. do 50 proc. wszystkich przypadków seksualnego wykorzystywania dzieci. Z szeroko zakrojonych badań wynika, iż przeciętny homoseksualista wykorzystuje 7, 5 razy więcej chłopców, aniżeli heteroseksualny pedofil dziewczynek ( Patrz: Dave Hunt, „Co nam szkodzą homoseksualiści?”, Tymoteusz, nr 9/1997, s. 12). Zbadanie spraw 518 masowych morderców, którzy zabijali na tle seksualnym w USA w l. 1966 – 1983 ujawniło, że 350 (68 %) ofiar zostało zamordowanych przez sprawców będących homoseksualistami oraz że 19 (44%) z 43 morderców było biseksualnych lub homoseksualnych. Prostytucja i pornografia owocują nierządem, cudzołóstwem, zgwałceniami, molestowaniem seksualnym, pedofilią. Przeważnie grzechy te powiązane są też ze światem kryminalnym. Prawie zawsze domy publiczne, kluby ze striptizem i innymi tańcami erotycznymi znajdują się pod kontrolą organizacji przestępczych. Przybytki takowe są też ulubionymi miejscami rozrywki kryminalistów. W centrach seksbiznesu notuje się zwiększoną ilość przestępstw. Badania przeprowadzone przez amerykańskie FBI wykazały, iż na 36 notorycznych zabójców, aż 29 było fanami materiałów pornograficznych. Inne analizy, którym poddawani byli przestępcy seksualni, wykazywały zaś, że 64 proc. homoseksualnych pedofilów oraz 86 proc. gwałcicieli permanentnie korzystało z pornografii ( Patrz: David A. Scott, „Pornografia – jej wpływ na rodzinę, społeczeństwo, kulturę„, Gdańsk 1995, s. 24 – 25). Ted Bundy, człowiek, który zgwałcił i zamordował co najmniej 28 niewiast i dzieci (podejrzewany był zaś o ok. 100 takich czynów), w wywiadzie jaki udzielił znanemu psychologowi Jamesowi Dobsonowi, wyznał:„ Spędziłem wiele czasu w więzieniu. Spotkałem wielu mężczyzn, którzy stosowali przemoc z takich samych motywów, co ja. Każdy z nich – i to co do jednego! – pogrążony był po uszy w pornografii. Każdy był pod jej wpływem i od niej uzależniony. To jedno nie ulega wątpliwości!” (. Cytat za: Alfred J. Palla, „Poradnik walki duchowej„, Rybnik 1999, s. 186 – 187).
 
Ostatnia edycja:

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Można by podawać jeszcze wiele przykładów złych skutków czynów w istocie swej nie naruszających cudzej wolności, które jednak szkodzą nie tylko osobom je popełniającym, ale również innym bliźnim. Sugestia więc, jakoby złe czyny szkodziły tylko ich sprawcom jest po prostu fałszywa i nieprawdziwa. Oczywiście można powiedzieć, iż mimo złych owoców dla całego porządku, które rodzą owe nieprawości, to i tak nie powinny być one represjonowane, póki nie przekraczają granic wolności innych ludzi. Tego rodzaju myślenie przypomina jednak działanie na zasadzie: „Nie zapobiegajmy, ale dopiero jak pojawi się choroba, to ją leczmy”. Tradycyjnie powiada się jednak: „Lepiej zapobiegać, niż leczyć”. Tkwi w tym przysłowiu wiele mądrości. Po co zmagać się z rakiem, jeśli przez odpowiedni styl życia, można znacznie zminimalizować ryzyko jego wystąpienia? Po co przyszywać uciętą dłoń, jeśli można jej nie ucinać? Idąc traktem libertariańskiego myślenia równie dobrze należałoby się domagać utrzymania karalności jedynie spowodowania wypadków samochodowych pod wpływem alkoholu, ale zalegalizować trzeba było samą jazdą w stanie nietrzeźwym. O ile bowiem spowodowanie wypadku na drodze jest już naruszeniem czyjejś wolności (wszak nie pytamy się drugiego kierowcy, czy życzy on sobie, by w niego uderzać), to sama jazda w stanie nietrzeźwości nie stanowi jeszcze gwałtu zadanego swobodzie innych kierowców. Zdrowy rozsądek podpowiada jednak, by karać nie tylko same sprawstwo wypadków, ale także to, co do nich bezpośrednio prowadzi, a więc jazdę pod wpływem alkoholu, nadmierną prędkość, itp. Właściwie pojęte dobro porządku społecznego wymaga więc, by część z nieprawości, które są popełniane dobrowolnie i bez przymusu, była mimo to represjonowana przez władze cywilne, również za pomocą kar i zakazów. Wiele z negatywnych zjawisk społecznych mogłoby być znacznie ograniczonych poprzez dobrze działające prawa wymierzone w zło.

ZAKAZANY OWOC SMAKUJE LEPIEJ?

Być może najczęściej używanym przez libertarian argumentem przeciw jest twierdzenie mówiące, jakoby prawne kary, zakazy i represje powodowały tak naprawdę narastanie zjawisk, które za ich pomocą pragnie się zwalczyć. Nie od dziś wszak ma być wiadomo, iż „zakazany owoc smakuje lepiej”. Prawne represjonowanie pewnych zjawisk potęguje tylko ich szkodliwość, w skutek czego okazuje się ono „lekarstwem gorszym od choroby”. Jeden z żarliwych obrońców liberalizmu, publicysta Tomasz Cukiernik, pisze o tym w następujący sposób:

„ (…) niepotrzebne zakazy państwowe powodują przede wszystkim powstawanie i rozwój zorganizowanej przestępczości, tworzenie się czarnego rynku, a nie rozwiązujążadnego z problemów. Przeciwnie – sytuacja jest gorsza, niż gdyby zakazów nie było”.

Libertarianie utrzymują zatem, iż najlepszym sposobem walki z jakimś złem jest uczynienie go bezkarnym i zgodnym z prawem. I tak np. zwolennicy legalności pornografii przekonują, iż zakaz tej obrzydliwości nic nie daje, albowiem nielegalnie czy legalnie ludzie zawsze korzystali i będą korzystać z pornografii. Apologeci bezkarności przerywania ciąży przekonują, iż prawa zabraniające aborcji powodują tylko zepchnięcie jej do podziemia, co nie wiąże się jednak ze zmniejszeniem skali dokonywanych „skrobanek”. Koronnym argumentem przeciw sensowności prawnych zakazów ma być historycznych przykład prohibicji w USA, która miała skończyć się jedynie ośmieszeniem tego prawa, napędzając przestępczość i nie zmniejszając przy tym poziomu używania przez Amerykanów alkoholu. Czy rzeczywiście receptą na zło jest jego legalizacja, a nie penalizacja? Czy karanie zła, jedynie je wzmacnia, a przynajmniej w ogóle go nie ogranicza? Zanim odpowiem na te pytania, pozwolę sobie na pewną ważną w tym kontekście uwagę. Jeśli rzeczywiście sprawy mają się tej sferze, tak jak je liberałowie prezentują, to konsekwentnie należałoby zakwestionować celowość jakichkolwiek kar, zakazów i ograniczeń. Po co represjonować kradzieże, morderstwa, pobicia, rabunki i gwałty, jeśli wedle libertarian zakazy tylko wzmacniają to co jest zwalczane ? Przecież „zakazany owoc lepiej smakuje”, a więc zapisanie kradzieży w kodeksie karnym sprawia jedynie, iż przybywa śmiałków chcących zakosztować rozkoszy owego czynu. Wizja dożywotniego więzienia albo krzesła elektrycznego za morderstwo napędzałaby w tej perspektywie tylko liczbę zabójstw. Najlepszym rozwiązaniem tego problemu, byłaby więc legalizacja wszelkich przestępstw oraz likwidacja kodeksu karnego, albowiem w myśl libertariańskiej logiki nie ma mądrzejszego sposobu na wytępienie jakiegoś zjawiska, niż uczynienie go bezkarnym i zgodnym z prawem. Albo będziemy więc logiczni oraz konsekwentni i przyznamy, że owocem zakazów i kar jest ograniczenie zjawiska, w które są one wymierzone. Albo też kierując się przekonaniem, iż zabroniony owoc smakuje posuniemy się do pomysłu likwidacji wszelkich kodeksów karnych. Libertariańskie dywagacje o „zakazanych owocach” opierają się tak naprawdę na powierzchownej obserwacji rzeczywistości i wyciąganiu pochopnych wniosków w tendencyjnie dobranych przykładów. Owszem, prawdą jest, iż bywają sytuacje, w których zakazy i kary nic nie pomagają, a czasami nawet bardziej szkodzą. Wielkim błędem jest jednak twierdzić, iż owe zakazy i kary, ze swej natury, nie są pomocne w zwalczaniu zła, a co najwyżej sprzyjają jego szerzeniu. Rzeczywistość jest dokładnie odwrotna: mądrze i właściwie wprowadzane kary i zakazy wydatnie pomagają ograniczyć zło. To bezkarność zaś stanowi jeden z największych sprzymierzeńców w procesie rozprzestrzeniania się nieprawości. Jeżeli zaś, kary i zakazy nie pomagają, a szkodzą, to nie jest to winą ich wewnętrznej natury, ale pewnych, szczególnych okoliczności, które im towarzyszą.

Biblijnym przykładem tego, na czym powinno polegać właściwe karanie nieprawości jest historia Helego i jego synów. Heli, jeden z izraelskich arcykapłanów, chociaż napominał swych synów z powodu złego życia, które prowadzili (kradzieży ofiar i rozpusty), to jednak nie potrafił on sięgnąć po narzędzie kary. Zamiast stanowczo ukarać grzechy synów, Heli ograniczał się tylko do ich napominania i wzywania by się nawrócili (1 Sm 2, 12 – 29). Do dziś postępowanie Helego jest ukazywane w chrześcijaństwie jako obraz grzechu niekarania zła. Aby prawne zakazy i kary skutecznie ograniczały zło, potrzebnych jest więc wypełnienie kilku warunków (wszystkich albo przynajmniej większości z nich):


zakazy i kary powinny być egzekwowane stanowczo i konsekwentnie. Pismo święte mówiąc o takim sposobie karania zła stwierdza: „Cały lud słysząc to ulęknie się i już więcej nie będzie się unosił pychą” ( Ks. Powt. Prawa 17, 13). Prawa egzekwowane w tym duchu powstrzymują więc wielu od popełniania złych czynów. Gdy brakuje jednak owej stanowczości i konsekwencji, autorytet prawa jest narażony na szwank, a zło coraz śmielej zaczyna podnosić swą głowę. Złoczyńcy coraz mniej lękają się kary i bardziej zuchwale popełniają swe nieprawości. Biblia mówi o tym tak: „Ponieważ wyroku nad czynem złym nie wykonuje się zaraz, dlatego serce synów ludzkich bardzo jest skore do czynów złych”(Ks. Koheleta 8, 11). Przykładem tego są choćby dzieje zakazu pornografii w naszym kraju. Na naszym rodzinnym podwórku mogliśmy obserwować, jak to od początku lat 90 – tych ub. wieku, mimo prawnego zakazu, pornografia de facto była w Polsce legalna. Wbrew prawu zabraniającemu rozpowszechniania pornografii, które obowiązywało u nas, aż do 1997 r., przez kilka lat materiały tego były sprzedawane jawnie i bez żadnych sankcji karnych. Czy w tym wypadku zawinił zakaz pornografii? Nie. Albowiem przez dziesiątki lat nie działały w Polsce jawnie otwierane sex schopy. W kioskach i sklepach nie wystawiano pornografii. Stacje telewizyjnego nie umieszczały w swych ramówkach programów o tym charakterze. Owszem, w drugim obiegu krążyła pornografia, jednak z pewnością nie było tak łatwo się z nią zetknąć jak obecnie. Zmieniło to się z początkiem lat 90., kiedy to z praktycznego wyciągania wniosków z istniejących zakazów prawnych, powszechnie zrezygnowała policja oraz wymiar sprawiedliwości. Ten stan doprowadził do istnego wylewu pornografii na Polskę. Przyczyną tego nie był jednak zakaz pornografii, ale brak chęci do jego wcielania w życie. Coś podobnego można zaobserwować odnośnie wielu innych nieprawości. W Holandii np., zanim zdepenalizowano eutanazję, przez wiele lat zwolennicy tej ohydnej zbrodni, uprawiali swą propagandę, której owocem było przekonanie większości społeczeństwa do „dobrej śmierci”. W skutek tego wielu lekarzy coraz bardziej ochoczo mordowało chorych starców, co z kolei spotykało się z przyzwoleniem społecznym oraz tolerancją prokuratorów i sędziów. „Uczy grzechu, kto go nie karze” – te słowa św. Grzegorza z Nazjanzu już nieraz okazały się boleśnie prawdziwe i realne (Cytat za: „Nauki katechizmowe ułożone na podstawie nauk różnych autorów. Tom V. O Przykazaniach”, Poznań 1910, s. 335).
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
władza ustanawiająca kary i zakazy powinna cieszyć się moralnym autorytetem. Małego posłuchu mogą się spodziewać zdemoralizowani i skorumpowani rządzący. Jedna z tradycyjnych powiedzeń mówi: „Ryba psuje się od głowy”.
społeczeństwo powinno być pod różnymi względami gotowe na wprowadzenie określonych zakazów. Przykładowo, choć prawna karalność nierządu i cudzołóstwa jest sama w sobie czymś słusznym, to jednak nie wydaje się, by rozsądne byłoby nagłe ustanawianie takiego prawa w społeczeństwie, w którym zdecydowana większość nie tylko, że popełnia owe czyny, ale jeszcze uważa je za objaw psychicznego zdrowia, normalności i właściwego korzystania z życiowych przyjemności. Tak jak ciasto wymaga odpowiedniego przygotowania, by wyrósł z niego chleb, tak nieraz potrzeba by zanim wprowadzi się zakazy, społeczeństwa zmieniły swą mentalność. Oczywiście, odpowiednie prawa także mają wpływać na zmianę mentalności, jednak przy zbyt wysokim stopniu demoralizacji społeczeństwa, ustanawianie pewnych prawnych zakazów może okazać się zbyt wczesne. Po prostu musi istnieć pewna warstwa zdrowej tkanki społecznej, by było to możliwe. Powodem niskiej efektywności przepisów prawa może być fakt, iż pewne dobre kary i represje są „obcym ciałem” w całokształcie praw i obyczajów danego społeczeństwa. Przykład amerykańskiej prohibicji także jest bardziej dowodem na to, iż pewne szczególne okoliczności mogą zniweczyć owocność prawnych zakazów, nie zaś, że są one, same w sobie bezsensowne. Oczywiście, odpowiednie prawa także mają wpływać na zmianę mentalności, jednak przy zbyt wysokim stopniu demoralizacji społeczeństwa, ustanawianie pewnych prawnych zakazów może okazać się zbyt wczesne.

A CO Z AMERYKAŃSKĄ PROHIBICJĄ?

Przykład amerykańskiej prohibicji także jest ciągle przywoływany przez liberałów i libertarian, jako koronny argument przeciw sensowności prawnych zakazów i kar. Pomijając już fakt, iż na ów jeden przykład domniemanego fiaska państwowych represji można by podać jakichś dziesięć kontrprzykładów pokazujących, iż prawne zakazy i kary wydatnie wpływały na ograniczenie dotkniętych nimi zjawisk, historia prohibicji wcale nie jest tak jasna i bezdyskusyjna, jak to się zwykło przedstawiać. Antyprohibicyjni fanatycy zapominają np. o tym, że zanim prohibicja objęła cały obszar Stanów Zjednoczonych, ( tzn. w 1920 r.), w miarę skutecznie, obowiązywała ona w części stanów (np., w Maine od 1852 roku) a na jej fiasko w skali ogólnokrajowej złożyło się skumulowanie wielu czynników, takich jak: potężny kryzys gospodarczy oraz demoralizacja setek tysięcy Amerykanów wracających z I wojny światowej, połączona z niemożnością znalezienia dla nich prac. Czynniki te wpłynęły na ogromny rozrost gangów i różnorakich organizacji mafijnych, dla których ponętnym kąskiem był handel alkoholem. W czasie obowiązywania prohibicji, w Stanach Zjednoczonych zmniejszył się poziom spożywania alkoholu oraz spadła ilość przyjęć w szpitalach spowodowanych alkoholizmem, a także liczba zgonów związanych z praktykowaniem pijaństwa (Patrz: Iwona Niewiadomska/ Marta Sikorska – Głodowicz, „Alkohol. Uzależnienia. Fakty i mity”, Lublin 2004, s. 37). Warto wiedzieć, że po zniesieniu prohibicji w 1933 roku, wskaźniki spożywania napojów alkoholowych jeszcze przez ok. 30 lat utrzymywały się na niższym poziomie niż miało to miejsce przed jej wprowadzeniem. Można też powiedzieć, iż w perspektywie długofalowej prohibicja przyczyniła się do większej kultury picia wśród Amerykanów. W USA wszak bardzo ściśle jest przestrzegany zakaz sprzedaży alkoholu osobom poniżej 21 roku życia, jest tam też więcej abstynentów niż w innych krajach, zaś pijaków jest mniej niż w Polsce, Wielkiej Brytanii czy Irlandii (nie wspominając już o Rosji czy Finlandii). Sam nie jestem zwolennikiem prohibicji, ale w powyższy sposób próbuję jedynie pokazać, iż twierdzenie zatem, iż amerykańska prohibicja skończyła się totalnym fiaskiem nie jest więc wcale aż tak bezdyskusyjne jak to się wielu wydaje. Generalnie rzecz biorąc więc, to nie kary, ale bezkarność umacniają i rozszerzają zło. W normalnych okolicznościach prawne zakazy ograniczają występowanie nieprawości. Można by cytować wiele statystyk, które wykazują z jednej strony pozytywne oddziaływanie zakazów i kar, z drugiej zaś związki zachodzące pomiędzy bezkarnością i legalnością zła, a jego natężeniem. W Szwecji np. prostytucja uliczna w ciągu 2 lat od wprowadzenia zakazu korzystania z płatnych usług seksualnych zmniejszyła się o 50 proc (Por. Christine Ockrent/Sandrine Treiner, „Czarna Księga Kobiet„, Warszawa 2007, s. 414). Z kolei w Francji prawo ustanowione przez obecnego prezydenta tego kraju, a wówczas jeszcze ministra spraw wewnętrznych, Nicolasa Sarkozy’ego, które było wymierzone w uliczną prostytucję, spowodowało jej spadek w Paryżu o 40 proc.

Co ciekawe, w tych rejonach USA, gdzie powrócono do pewnych restrykcji względem seks-biznesu, ilość przestępstw seksualnych zmalała. Dowodem tego jest chociażby Oklahoma City, gdzie w 1984 roku zamknięto 150 klubów „peep schow”, kin porno, księgarni pornograficznych dla dorosłych. W tym okresie liczba gwałtów zmalała w mieście o przeszło jedną czwartą, gdy tymczasem w całym stanie liczba tych przestępstw wzrosła o 21 proc (Por. Michał Dylewski, „Seks analny i klopsiki„, „Fronda”, nr 27 – 26/2002, s. 275). Badania nad przestępczością seksualną (to znaczy zgwałceniami, molestowaniem seksualnym, pedofilią), chorobami wenerycznymi, rozwodami, aborcjami, ciążami nastolatków, niepełnymi i rozbitymi rodzinami pokazują z kolei, iż w ciągu ostatnich 50 lat rosną one w zastraszającym tempie, nierzadko o 300, 400, 500, a czasami nawet ponad 1000 procent. Wszystkie te zjawiska powiązane są bardzo mocno z rozwiązłością seksualną, która jeszcze 50-60 lat temu, była w naszym kręgu cywilizacyjnym mocno ograniczana przez istniejące jeszcze wówczas prawne zakazy i kary (prawie wszędzie wówczas zabroniona była np. pornografia, w części krajów karano niewierność małżeńską). Czy to tylko przypadek, czy też może logiczna prawidłowość zachodząca pomiędzy legalizacją występków przeciw cnocie czystości, a natężeniem patologii z nimi związanych?

BIG BROTHER?

Być może część z Czytelników przekonała się już do niesłuszności głównych założeń libertarianizmu. Mimo to wciąż można mieć wątpliwości do celowości tradycyjnie chrześcijańskich postulatów wzywających do penalizacji również tych spośród złych uczynków, które dokonywane są jedynie „w czterech ścianach domu”. Ktoś może zapytać się, czy prawo zakazujące i karzące takowych czynów nie mijało by się całkowicie z celem? Czy nie byłyby to całkowicie martwe przepisy, których praktyczna realizacja wymagałaby montowania kamer w domostwach, albo też jakiś metodycznych najazdów policji na mieszkania obywateli? Czyż życie społeczne nie przypominałoby wówczas programu „Big Brother”, w którym wszyscy są podglądani i podsłuchiwani? Z pewnością każdy ma prawo do ochrony życia prywatnego. Czy jednak prawo to ma charakter absolutny? Wiele złych czynów, które dokonywane są w „czterech ścianach domu” jest współcześnie prawnie zakazanych. W domach dokonywane są mordy, masakry, pobicia, zgwałcenia, pedofilia, poligamia, kazirodztwo, zoofilia. Nikt jednak nie twierdzi, iż póki zachowania te nie wykraczają poza „cztery ściany mieszkania” bezsensowne byłoby ich karanie. Co więcej fakt, iż czyny te praktykowane są właśnie w taki „prywatny” sposób wydatnie utrudnia ich wykrycie i ściganie.

Poza morderstwem, masakrami i poligamią, których sama specyfika, sprawia, iż zazwyczaj wychodzą one na jaw, pozostałe z wymienionych wyżej zachowań nie są łatwe do praktycznego karania. Szacuje się, iż np. tylko 10 proc. zgwałceń jest wykrywanych przez policję, albowiem reszta ofiar wstydzi się przyznać do bycia obiektem tego przestępstwa, a poza tym jego przeważnie niepubliczny charakter utrudnia udowodnienie sprawcom winy. Podobnie sprawa wygląda z pedofilią. Z kolei, odnośnie kazirodztwa (gdy jest ono dokonywane przez obie strony dobrowolnie) i zoofilii, możliwość ich wykrycia oraz udowodnienia jest jeszcze bardziej nikła. Poza jakimiś naprawdę ekstremalnymi wypadkami w walce z tymi przestępstwami nie używa się też takich metod jak zakładanie podsłuchów i kamer w prywatnych domach.
 
Ostatnia edycja:

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Mimo to raczej nie słyszy się postulatów legalizacji tych nieprawości. Najzwyczajniej w świecie przyjmuje się, iż takie czyny jak kazirodztwo czy zoofilia zostaną ukarane wówczas, gdy wyjdą one na jaw. W pewnym sensie przyjmuje się z góry założenie, że poza jakimiś wyjątkowymi sytuacjami, zachowania w rodzaju seksu z krewnymi lub zwierzętami, nie wyjdą na jaw, gdyż taka jest ich specyfika. Nie mówi się jednak: w takim razie wykreślamy te czyny z katalogu przestępstw. Powód tego jest prosty. Nawet, jeśli przeciętny kazirodca czy zoofil wie, iż istnieje mała szansa na to, by jego czyny zostały wykryte i ukarane, to z drugiej strony ma świadomość tego, że może to nastąpić. Nie czuje się więc całkowicie bezkarny. Zniesienie karalności takowych czynów, sprawiłoby zaś, iż amatorzy stosunków seksualnych z własnymi krewnymi i czworonogami, poczuli by się zupełnie bezpieczni i bezkarni, dopóty swe obrzydliwości czynili by w domu. A tak zawsze mają przed oczyma, iż może spotkać ich za to kara. Świadomość ta sprawia, że nawet zło, które jest praktykowane wyłącznie w granicach prywatności, ma swe hamulce i nie rozprzestrzenia się w taki sposób, jakby to się działo, gdyby nie istniały przeciw niemu żadne zakazy i prawa. Warto też dodać, iż wiele z nieprawości, które dziś roszczą sobie prawa i przywileje, zaczynało swą drogę właśnie od realizacji postulatu zniesienia karalności wówczas, gdy dokonywane są one w sferze prywatnej. Klasycznym tego przykładem jest historia ruchu wojujących homoseksualistów. Jakieś 50 lat temu, nikomu by do głowy nie przyszło, iż zwolennicy sodomii będą domagać się „praw” do zawierania oficjalnych „małżeństw” czy też adopcji dzieci. Wojujący homoseksualizm zaczynał właśnie od żądania uznania go za bezkarnym i legalnym „zaledwie” w obszarze prywatności. Nie będzie chyba ani odrobiną przesady stwierdzić, iż publiczna propaganda grzechu, zawsze jest poprzedzona jego bezkarnością w sferze prywatnej. Z tych to powodów, głęboki sens mają zakazy i kary wymierzone w „prywatny” nierząd i cudzołóstwo.

Czy prawowierny chrześcijanin może być libertarianinem?

Zapewne jeszcze nie raz, jako chrześcijanie będziemy stawać przed pytaniem: czy libertarianizm może być dobry i chrześcijański? I niejednokrotnie usłyszymy na nie odpowiedź twierdzącą. Nie negując jednak tego, iż w pewnych szczegółowych postulatach libertarianie czasami mogą mieć rację, a nawet reprezentować stanowisko bliskie chrześcijańskiemu, to nie ulega też wątpliwości, iż podstawowe założenia ideologii libertariańskiej są po prostu złe i niezgodne z Bożym porządkiem. Idea, by państwo i prawo delegalizowały jedynie te zachowania, które naruszają czyjąś wolność, ze zdroworozsądkowego punktu widzenia jest absurdalna, a w perspektywie tradycyjnie chrześcijańskiej najzwyczajniej stanowi herezję. Pogląd ten, gdyby był realizowany w praktyce, czyniłby życie w społeczeństwie całkowicie nieznośnym, przypominającym życie na beczce prochu lub jazdę na autostradzie, na której dwie trzecie kierowców jest pijanych. Podpieranie się zaś libertarianizmu niektórymi fragmentami z Biblii czy też faktami z historii chrześcijaństwa jest zaś po prostu skrajnie naciągane. Konsekwentnie liberalne maksymy po głębszej analizie okazują się sprzeczne z podstawowymi zasadami chrześcijańskiego postępowania. Na przykład. cały wysiłek, jaki libertarianie wkładają w przekonywanie, jak to bardzo bezsensowną i niepotrzebną rzeczą jest karanie zła, zderza się z tradycyjną chrześcijańską zasadą, która umieszcza niekaranie grzechu pośród grzechów cudzych, a więc zachowań moralnie napiętnowanych. Niemożliwy jest więc chrześcijański libertarianizm. Niemożliwe jest to nawet, gdybyśmy zacieśnili libertarianizm jedynie do jego ekonomicznego wymiaru. Chociaż postulaty liberalizmu gospodarczego mogą wydawać się w dużej mierze zgodne z doktryną katolicką, to i tu jego rdzeń okazuje się być nie do zaakceptowania.

Jakikolwiek więc możliwy do zaaprobowania przez prawowierne chrześcijaństwo libertarianizm musiałby bowiem pozbyć się swych podstawowych założeń, pozostawiając co najwyżej swe przypadłości. W ten sposób libertarianizm przestałby być jednak libertarianizmem.


Powiem tak: facet jest bardzo niekonsekwentny w tym swoim wywodzie. Powołuje się na na św. Piotra, jakoby ten wskazywał na "moralną" misję państwa Rzymskiego. I tu jest ukryta cholerna manipulacja, bo aż do IV w. rzymskie prawo nie miało wiele wspólnego z etyką chrześcijańską. Zezwalało na prostytucję, na wykorzystywanie seksualne niewolników, na aborcję a nawet dzieciobójstwo. Rzymianie i Grecy nie uważali noworodka w pierwszych tygodniach życia za człowieka - o jego życiu i śmierci decydował pan domu. Podczas wykopalisk w Bejrucie, w warstwie z czasów rzymskich znaleziono studnię pełną szczątków niemowląt! O zakazie lub ograniczeniu spożywania alkoholu i innych środków odurzających też nikt wtedy nie słyszał. Prawo rzymskie dopuszczało też np. rozwody i homoseksualizm. Paweł zapewne świetnie zdawał sobie sprawę z tych wszystkich zjawisk, mimo to nigdzie nie zasugerował żeby wobec tego chrześcijanie się zbuntowali i próbowali dostosować prawo do swojego kodeksu moralnego. Z kolei w 2 Liście św. Pawła do Tessaloniczan pojawia się pojęcie "katechon" ("ten który powstrzymuje" nadejście Antychrysta). Późniejsi teologowie i część Ojców Kościoła uważała, że jest nim właśnie Cesarstwo Rzymskie - choć czasami radykalnie antychrześcijańskie i brutalnie mordujące chrześcijan, spełnia zadanie pozytywne, ponieważ w Imperium nie istnieją granice wewnętrzne. To zaś umożliwia szerzenie się chrześcijaństwa od Gibraltaru, po Porta Nigra w Trewirze i granice imperium Partów na Wschodzie (tak twierdził np. Orygenes). Poza tym, Cesarstwo Rzymskie było tym ludziom jedyną znaną i jedyną wyobrażalną rzeczywistością polityczną. W tej sytuacji pojawiła się myśl, że upadek Cesarstwa byłby tym samym, co upadek świata jako takiego. Logicznie więc zwycięstwo hord germańskich nad Rzymem postrzegano jako ewentualne zwycięstwo Antychrysta. Wobec tego Cesarstwo Rzymskie dostało podbudowę ontologiczną i zaczęto je postrzegać jako katechon. Tak postrzega je min. św. Ireneusz z Lyonu, choć nie posługuje się terminem katechon. Termin taki, odnośnie Rzymu, znajdziemy u św. Hipolita Rzymskiego. Jak widać, wczesnym chrześcijanom zupełnie obca była wizja "państwa wyznaniowego", w którym chrześcijaństwo siłą ustalało by zasady współżycia społecznego, a taką właśnie wizję prezentuje Salwowski.
 
Ostatnia edycja:

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Zabawne jest to, w jaki sposób pan Salwowski godzi żądanie "moralnego prawa" z tezą o posłuszeństwie władzy cywilnej. Tu fragment jego recenzji filmu "Patriota" Gibsona:

(...) Niestety nie do zaakceptowania jest główna linia tego filmu, a więc faktyczna gloryfikacja buntu amerykańskich kolonistów przeciwko legalnej władzy, jaką dzierżyła w owym czasie nad nimi brytyjska Korona. Tak naprawdę, powody dla których wybuchła „rewolucja amerykańska” były błahe, a nazywanie przez ówczesnych jej protagonistów zwierzchnictwa Wielkiej Brytanii mianem „tyranii” było histeryczną przesadą. Po prostu nie godziło się w imię sprzeciwu względem podnoszenia podatków wywoływać zbrojnej rebelii przeciw legalnym władzom. Ba, nawet, gdyby ucisk brytyjskiej Korony nad jej amerykańskimi koloniami był znacznie bardziej dokuczliwy, to i tak nie usprawiedliwiałoby to sięgania po krwawe środki oporu przeciwko takowym. Taki sposób walki nawet z tymi rządami, które rzeczywiście są złe i niesprawiedliwe jest jednak zasadniczo niemoralny. Jakże inaczej postępowali starożytni chrześcijanie, którzy mimo, że też byli uciskani przez rządzących, to jednak – jak uczył papież Leon XIII w swej encyklice „Diuturnum illud”: „Inna sprawa była, gdy cesarze przez swoje dekrety lub pretorzy przez swoje groźby chcieli ich zmusić do sprzeniewierzenia się wierze chrześcijańskiej lub innym obowiązkom: w takich chwilach woleli zaiste odmówić posłuszeństwa ludziom niż Bogu.Wszakże i w podobnych okolicznościach dalecy byli od tego, aby jakikolwiek wszczynać bunt i majestat cesarski obrażać, a jednego tylko żądali, aby wolno im było swoją wiarę otwarcie wyznawać i być jej niezachwianie wiernymi. Poza tym nie myśleli o żadnym buncie, a na tortury szli tak spokojnie i ochoczo, że wielkość ich ducha brała górę nad wielkością zadawanych im mąk„. Nie kwestionujemy tego, iż Stany Zjednoczone przez większą część swego istnienia były w wielu ważnych aspektach porządnym, a czasem nawet wielkim, krajem i państwem, jednak nie możemy pochwalać niemoralnego sposobu powołania ich do życia. Cóż, nawet nieślubne dzieci mogą wyrosnąć na dobrych i przykładnych chrześcijan…

Poza apoteozą zbrojnej rebelii, niepokój budzi też dwuznaczny sposób pokazania tu prywatnej zemsty. W kilku momentach tego filmu jest bowiem wyraźnie zasygnalizowane, iż Benjamin Martin pragnie się po prostu zemścić na okrutnym pułkowniku Tavingtonie i ostatecznie nie spotyka się to z żadną wyraźniejszą sugestią, iż ten jego zamiar był moralnie naganny. Tak też „Patriota” to film ze złym głównym przesłaniem otoczony dobrymi pobocznymi wątkami. Na płaszczyźnie wizualnej i emocjonalnej, owszem całkiem dobrze się go ogląda – kostiumy, sceny walk, charakter postaci i relacji zachodzących pomiędzy nimi – nieraz mocno przyciągają uwagę widza. Pod powierzchnią tej atrakcyjnej otoczki, kryje się jednak niebezpieczny (szczególnie dla nas Polaków) robak – a jest nimi apoteoza zbrojnych rokoszy przeciw legalnej władzy.

http://kulturadobra.pl/patriota/


Czyli tak: musimy być posłuszni państwu, nawet jeśli to złe państwo, a zarazem państwo powinno dbać o moralność swoich obywateli. Jak można godzić ze sobą dwa kompletnie sprzeczne poglądy?
 
Ostatnia edycja:

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
Salwowski jest przeciez psychopata. Bylem wstanie tylko pobierze przeleciec przez ten jego artykul. Wciaz przedstawia te same poglady i przyklady. Jego interpretacja fragmentu u cudzoloznicy jest polowiczna. O fragmencie Biblii, w ktorym zacheca chrzescijan do napominania a potem zostawiania samemu sobie grzesznika tez nie napisal. Albo o tym, ze fragment o posluszenstwie 'wladzy' mam zupelnie inny wymiar jesli wezmie sie pod uwage, ze oryginalne slowo 'wladza' nie oznacza rzadu, tylko wszelka wladze np. szefa nad pracownikiem w firmie albo wierzyciela nad dluznikiem tudziez nauczyciela nad uczniem. Do okreslenia slowa ''rzad/panstwo' uzywa sie w Biblii innego slowa.

Noi jak sie Papieze zmieniali to i ich interpretacja Katolicyzmu sie zmieniala. Jeden Papiez zakazywal tolerancji religijnej, a inny nakazywal. Ktorego Salwowski uzna za tego ktorego mamy sluchac a ktory to jakis ''anty-Chryst''?

A powolywanie sie na ST to tez niezle przegiecie. Kary ze ST nie byly forsowane nawet przez najzagorzalszych Papiezy i biskupow przez wiele lat (kiedy ostatnio zyl Papiez, ktory proponowal kamieniowanie za homoseksualizm albo cudzolustwo??). Czyli nie sa oni chrzescijanami?
Salwowski zapomnial, ze Jezus przyszedl aby ''wypelnic Prawo" i tym samym ustanowil nowe prawo. Nowe prawo jest oparte o wolnosc dzieci Bozych i milosci blizniego. Dlatego zaden zjebany Salwowski (wiem, wiem, jestem na bakier z miloscia blizniego...) nie ma zadnego prawa do kamieniowac dziwek albo batowania bluzniercow chocby i byl samym cesrzem. Jak pomysle, ze takie debile uwazaja sie za chrzescijan to az boje sie przyznawac do bycia jednym z nich. No ale coz, Chomsky uwaza sie za libertarianina, wiec...
 

T.M.

antyhumanista, anarchista bez flagi
1 412
4 448
Te i inne libertariańskie hasła wydają się zdobywać popularność na prawicy. W istocie rzeczy dla niejednego prawicowca libertarianizm zaczyna się wręcz jawić jako jedyna prawdziwie dobra alternatywa dla lewicowości, etatyzmu i socjalizmu.

Taaak, bójcie się, kuhwa. Córki wasze przesiąkniemy, a synów przy wódce czystej logiką naszą żelazną przekonamy.
 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
on uzywa starego znaczenia libertarianizmu i jak najbardziej ma racje, "anarchisci" zle sie kojarzylo wiec anarchosocialisci czyli 99% procent anarchistow owczesnych przeszli na plakietke "libertarianie"

No a ja jestem chrzescijaninem wedlug starego znaczenia. Takim co to panstwa nie znosi, nikogo do swoich przekonan nie zmusza, Jezusa ma za akapa, i do kondomow nic nie ma. Czyli z wiekszoscia wspolczesnych chrzescijan nie mam wiele wspolnego, tak samo jak Chomsky nie ma nic wspolnego z obecnymi libertarianami, a Obama i Clinton nie maja nic wspolnego z klasycznymi liberalami.
 
D

Deleted member 4683

Guest
Albo o tym, ze fragment o posluszenstwie 'wladzy' mam zupelnie inny wymiar jesli wezmie sie pod uwage, ze oryginalne slowo 'wladza' nie oznacza rzadu, tylko wszelka wladze np. szefa nad pracownikiem w firmie albo wierzyciela nad dluznikiem tudziez nauczyciela nad uczniem. Do okreslenia slowa ''rzad/panstwo' uzywa sie w Biblii innego slowa.

Słowo "eksusia" oznacza władzę, moc, zwierzchność. Jest oczywistym, że w liście do Rzymian mowa własnie o posłuszeństwie wobec władzy państwowej a nie o jakichś ogólnych "autorytetach". Wynika to wyraźnie z dalszej części 13 rozdziału Listu do Rzymian: "Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno nosi miecz", "z tego samego też powodu płacicie podatki. Bo ci, którzy się tym zajmują, z woli Boga pełnią swój urząd". Zresztą również św. Piotr wypowiedział to wyraźnie: "Bądźcie poddani każdej ludzkiej zwierzchności ze względu na Pana: czy to królowi jako mającemu władzę, czy to namiestnikom jako przez niego posłanym celem karania złoczyńców, udzielania zaś pochwały tym, którzy dobrze czynią." ( 1 list 2:13). Rozumiem, że taki przekaz nie jest zbyt atrakcyjny ale lepiej zmierzyć się z rzeczywistym problemem jaki on stanowi dla chrześcijańskiego libertarianina zamiast uspokajać się fałszywymi przesłankami.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
Słowo "eksusia" oznacza władzę, moc, zwierzchność. Jest oczywistym, że w liście do Rzymian mowa własnie o posłuszeństwie wobec władzy państwowej a nie o jakichś ogólnych "autorytetach". Wynika to wyraźnie z dalszej części 13 rozdziału Listu do Rzymian: "Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno nosi miecz", "z tego samego też powodu płacicie podatki. Bo ci, którzy się tym zajmują, z woli Boga pełnią swój urząd". Zresztą również św. Piotr wypowiedział to wyraźnie: "Bądźcie poddani każdej ludzkiej zwierzchności ze względu na Pana: czy to królowi jako mającemu władzę, czy to namiestnikom jako przez niego posłanym celem karania złoczyńców, udzielania zaś pochwały tym, którzy dobrze czynią." ( 1 list 2:13). Rozumiem, że taki przekaz nie jest zbyt atrakcyjny ale lepiej zmierzyć się z rzeczywistym problemem jaki on stanowi dla chrześcijańskiego libertarianina zamiast uspokajać się fałszywymi przesłankami.

Centres of Authority

In fact, the word often translated "authorities" or "powers" in verse 1 is not the equivalent of the State. The meaning, according to Thayer’s and Vine’s, is firstly the "liberty, the power to do as one pleases," which a person has over their person, property or domain. It might even be translated "Everyone respect primary rights and liberties…" In 1 Cor 8:9 it is translated "this liberty of yours."

Also, the word often translated "rulers" in verse 3 is not the direct equivalent of State officials. It is used elsewhere in the Bible to denote "rulers" of a synagogue, judges, elders — anyone in charge of a social function. The Bible even refers to a "ruler of the feast" and a "governor of the feast."

In fact, there are multiple legitimate centres of authority described in the Bible and which are ordained and set in place by God. Each one is violated by the lawless State when it claims authority it does not have over these domains. For example:

A father is to "rule his own house" and bear arms in its defence:

"When a strong man, fully armed, guards his own palace, his goods are in peace"

A father has the duty to serve for the good of his household, guests and visitors. This authority is clearly limited, yet in the case of trespassers and armed robbers, a head of household has every right to use force and violators should be very afraid of incurring his wrath.

A landlord or landowner has every right to control and protect his property by force —

Jesus taught the parable of the landowner, who leased his vineyard to tenants, who killed first the landowner’s employees and then his son. Jesus asked the disciples what the landowner should do. The answer, fully accepted by Jesus, was that the owner should destroy the tenants.

A church leader is ordained to serve the congregation, but also to direct church affairs and should have security measures in place. But limitations are clear — when a leader starts assuming authority over the life, household and money of members, it becomes a cult.

A business proprietor exists to serve his customers, but also to direct the business and guard against thieves. Customers will be valued and served; but thieves and troublemakers should be ejected — by force if necessary.

To uphold all of these rights, liberties and centres of authority, there is a legitimate place for third-party public judicial resolution of grievances and enforced punishment for those who are violators. This is included specifically in verse 6 of the passage.

But this function does not extend to making up new laws or creating new centres of authority; only respecting those already given by God. Assumed authority just does not exist — no one has the right to institute a new authority or domain in order to dominate others.

(wiecej tutaj: https://www.lewrockwell.com/2010/09/paul-green/does-romans-13-oppose-liberty/)
 
D

Deleted member 4683

Guest
Kwestia relacji chrześcijanin-władza jest przecież w NT poruszana wielokrotnie.

Interpretacja wykluczająca władzę publiczną z kręgu "zwierzchności" którym należny jest szacunek o których mowa w rozdziale 13 listu do Rzymian byłaby sprzeczna z wszystkimi innymi wypowiedziami apostołów na ten temat, na przykład:

"Zalecam więc przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władze, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością.( 1 TM 2:1-2)"

Albo: "Bądźcie poddani każdej ludzkiej zwierzchności ze względu na Pana: czy to królowi jako mającemu władzę, czy to namiestnikom (1 List św Piotra 2:13)."

Nawet z samym listem do Rzymian 13:6-7 "Oddajcie każdemu to, mu się należy: komu podatek - podatek, komu cło - cło, komu uległość - uległość, komu cześć - cześć."

Kwestia granic posłuszeństwa chrześcijanina wobec władzy publicznej to inna sprawa ( również wyjaśniona przez Jezusa i apostołów ) podobnie jak cechy którymi władza musi się legitymować - ale zasadniczy przekaz jest oczywisty.
Natomiast naginając Pismo do swoich poglądów można skończyć jak ci goście nakładający podatki "bo Jezus kazał się dzielić".

Jak wspomniałem - obowiązek posłuszeństwa nie ma charakteru bezwzględnego ( Dz.5 :29 ) Apokalipsa przedstawia na przecież także drugą twarz państwa - czyli Bestię. Kto odda jej pokłon ten zostanie unicestwiony razem z nią. Jedną z cech Bestii jest nadanie ludziom numerów. Może to przypadek ale tak się składa, że wszyscy już mamy nadane numery :)
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
Kwestia relacji chrześcijanin-władza jest przecież w NT poruszana wielokrotnie.

Interpretacja wykluczająca władzę publiczną z kręgu "zwierzchności" którym należny jest szacunek o których mowa w rozdziale 13 listu do Rzymian byłaby sprzeczna z wszystkimi innymi wypowiedziami apostołów na ten temat, na przykład:

"Zalecam więc przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władze, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością.( 1 TM 2:1-2)"

Albo: "Bądźcie poddani każdej ludzkiej zwierzchności ze względu na Pana: czy to królowi jako mającemu władzę, czy to namiestnikom (1 List św Piotra 2:13)."

Nawet z samym listem do Rzymian 13:6-7 "Oddajcie każdemu to, mu się należy: komu podatek - podatek, komu cło - cło, komu uległość - uległość, komu cześć - cześć."

Kwestia granic posłuszeństwa chrześcijanina wobec władzy publicznej to inna sprawa ( również wyjaśniona przez Jezusa i apostołów ) podobnie jak cechy którymi władza musi się legitymować - ale zasadniczy przekaz jest oczywisty.
Natomiast naginając Pismo do swoich poglądów można skończyć jak ci goście nakładający podatki "bo Jezus kazał się dzielić".

Jak wspomniałem - obowiązek posłuszeństwa nie ma charakteru bezwzględnego ( Dz.5 :29 ) Apokalipsa przedstawia na przecież także drugą twarz państwa - czyli Bestię. Kto odda jej pokłon ten zostanie unicestwiony razem z nią. Jedną z cech Bestii jest nadanie ludziom numerów. Może to przypadek ale tak się składa, że wszyscy już mamy nadane numery :)

Interpretacja NT nie moze co do zasady zniesc podstaw Prawa Bozego, czyli Dekalogu. Zgodnie z Dekalogiem kradziez jest grzechem. Skoro tak to Prawo broni wlasnosci prywatnej. Zmuszanie kogos do placenia podatku mimo, iz ten siedzi sobie spokojnie na swojej ziemi to kradziez. Dlatego przytoczone fragmenty musza oznaczac, ze najemca ma obowiazek placic rente gruntowa wlascicielowi, podrozny placic myto za przejscie przez prywatny teren, itp. Jesli kazdy podatek bylby z zasady sprawiedliwy to jakby ktos nam wjechal na chate z giwera, rozgoscil sie w twojej sypialni i zarzadal od ciebie placenia podatku, to zgodnie z twoja interpretacja Biblii ten bandzior ma do tego prawo bo ma nad toba wladze (on ma kalacha a ty nie❩. Oznaczaloby to, ze zakaz kradziezy nie istnieje, a liczy sie tylko to kto ma wiecej naboi albo silniejsze lapy.

Zreszta nie ma sie co podniecac nazwami typu "krol" albo "podatek". Rownie dobrze moge homesteadowac ziemie, nazwac sie krolem i mowic o oplacie za wynajem per "podatek". To tylko nazwy.

Oczywiscie wiele lat pozniej (po spisaniu Biblii) Papieze wymyslili sobie, ze legitymowani krole to ci co dostana akredytacje KK, a innych mozna olac. Oczywiscie nie ma to nic wspolnego z prawdziwym chrzescijanstwem.

Posluszenstwo wobec prawowitej wladzy czyniacej dobro dotyczy kazdej formy wladzy, ktora karze przestepce, np. jesli jestes zlodziejem albo morderca i ida po ciebie przedstawiciele PAO, sasiedzka samoobrona, jak i panstwowy policjant, to jako chrzescijanin powinienes poddac sie sprawiedliwej karze za swoje przestepstwo, a nie uciekac. Poddac sie karze za zlo.

P.S. a modlitwa za rzadzacych o niczym nie swiadczy bo Biblia zacheca do modlitwy za wszystkich, szczegolnie naszych wrogow. Wiec co w tym dziwnego, ze Biblia zacheca do modlitwy za naszych ciemiezcow aby ci sie nawrocili i przestali nas gnebic.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 111
Interpretacja NT nie moze co do zasady zniesc podstaw Prawa Bozego, czyli Dekalogu. Zgodnie z Dekalogiem kradziez jest grzechem. Skoro tak to Prawo broni wlasnosci prywatnej. Zmuszanie kogos do placenia podatku mimo, iz ten siedzi sobie spokojnie na swojej ziemi to kradziez.
OK, jest przykazanie "nie kradnij" i nawet niech będzie, że znaczy to też "nie opodatkowywuj". Tylko to nie oznacza, że inni nie mogą cię opodatkować. Nadstaw drugi policzek, nie osądzaj innych. Opodatkowują cię? Widocznie Bóg dał im takie prawo, ale ty masz tego nie robić.
Dodatkowo w Liście do Rzymian pisze:
Albowiem rządzący nie są postrachem dla uczynku dobrego, ale dla złego. A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę. Jest ona bowiem dla ciebie narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu. Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno nosi miecz. Jest bowiem narzędziem Boga do wymierzenia sprawiedliwej kary temu, który czyni źle.
Tu nie ma nic w stylu "jeśli władza jest sprawiedliwa, to znaczy, że pochodzi od Boga". Tu jest po prostu, że władza pochodzi od Boga, jest sprawiedliwa i koniec.
 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
OK, jest przykazanie "nie kradnij" i nawet niech będzie, że znaczy to też "nie opodatkowywuj". Tylko to nie oznacza, że inni nie mogą cię opodatkować. Nadstaw drugi policzek, nie osądzaj innych. Opodatkowują cię? Widocznie Bóg dał im takie prawo, ale ty masz tego nie robić.
Dodatkowo w Liście do Rzymian pisze:
Albowiem rządzący nie są postrachem dla uczynku dobrego, ale dla złego. A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę. Jest ona bowiem dla ciebie narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu. Jeżeli jednak czynisz źle, lękaj się, bo nie na próżno nosi miecz. Jest bowiem narzędziem Boga do wymierzenia sprawiedliwej kary temu, który czyni źle.
Tu nie ma nic w stylu "jeśli władza jest sprawiedliwa, to znaczy, że pochodzi od Boga". Tu jest po prostu, że władza pochodzi od Boga, jest sprawiedliwa i koniec.

Nadstawianie drugiego policzka to Jezusowe przykazanie aby nigdy nie kierowac sie zemsta i nienawiscia do przestepcy. Przestepstwo powinno byc przez nas nienawidzone, a nie sama osoba.
Nie powinnismy kierowac sie pycha, tylko poczuciem sprawiedliwosci.
Przykazanie to nie ma nic wspolnego z uleganiem zlu i mu ustepowaniem. Dlatego w Biblii jest fragment o noszeniu przez Pana domu miecza do obrony siebie, rodziny i wlasnosci. Biblia bynajmniej nie zabrania samoobrony.

A ten list do Rzymian dotyczy dobrej wladzy, czyli np. scigajacego zlodzieja policjanta, albo komornika sciagajacego nalezny dlug. W takich wypadkach nie mamy co sie ich bac jesli nie jestesmy bandytami. Tylko tyle mowi ten list.

Sprawiedliwa wladza pochodzi od Boga, ale nie kazda wladza pochodzi od Boga.

W czasach kiedy pisano ten list mogles zostac przez panstwo sciety za wierzenie w Jezusa. Czyli zostac ukarany mimo braku winy. Czyli albo moja interpretacja jest wlasciwa, albo autor listu uwaza, ze Bog daje panstwu sprawiedliwa wladze do scinania glow...ludziom ktorzy wierza w Boga, bo wiara w Boga jest zlem. Brak sensu, czyz nie? To tez ja mam tutaj racje, a calujace dupe panstwa konserwy jak Wielomski i Salwowski to pozyteczni idioci Lucyfera.
 

T.M.

antyhumanista, anarchista bez flagi
1 412
4 448
Myślę, że należy rozróżnić pomiędzy prawem boskim, rozumianym kiedyś jako obowiązujące również suwerena (król nie stał ponad prawem [o ile, oczywiście, władza zawsze deprawuje, ale pisze o konstrukcie myślowym]), a prawem ludzkim, zwyczajowym. Zapędy władców w dawnych wiekach "pozaziemskie" pochodzenie ich władzy hamowało, a nie usprawiedliwiało. Chodzi o rzymskie fas i jus, ale też o intuicje obserwowane nawet w bardzo prymitywnych społecznościach.

Swoją drogą, skoro wg Listu do Rzymian rządzący nie są postrachem dla uczynku dobrego, ale dla złego. A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę. Jest ona bowiem dla ciebie narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu. - wychodzi na to, że Jeszua zginął sprawiedliwie, bo czynił zło.
 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
Swoją drogą, skoro wg Listu do Rzymian rządzący nie są postrachem dla uczynku dobrego, ale dla złego. A chcesz nie bać się władzy? Czyń dobrze, a otrzymasz od niej pochwałę. Jest ona bowiem dla ciebie narzędziem Boga, [prowadzącym] ku dobremu. - wychodzi na to, że Jeszua zginął sprawiedliwie, bo czynił zło.

To tez pisalem powyzej, ze taka interpretacja wogole nie trzyma sie kupy. Wychodzilo by z niej, ze ofiary Holocaustu, wiezniowie Sowieckich lagrow, ofiary czystek Mao i Pol Pota czynily zlo, a Hitler, Beria, Mao i Pol Pot to narzedzia w rekach Boga.

To tez sw. Augustyn zaczal kombinowac od kiedy nalezy uznac, ze wladza juz jednak od Boga nie pochodzi i mozna ja obalic. Dobrze kombinowal ale polowiczne efekty to przynioslo. Cos jak gdybanie, czy jak rzad kradnie 67% dochodu ludzi to juz jest anty-Boski rzad, czy jednak 66.99% wystarczy? Niestety od czasow Augustyna KK nie zrobil postepu. Trzeba czekac az wreszcie zaakceptuja, ze kazda kradziez i kazde pozbawianie ludzi wolnosci bez powodu czyni dana "wladze" zwyklym bandytyzmem.
 
Do góry Bottom