Piractwo to kradzież?

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
Nie zmienia to faktu, że same gry były jakoś tam zabezpieczone przed kopiowaniem, o ile pamiętam. To, czy wówczas istniała ochrona prawna, czy nie, nie ma znaczenia w obliczu tego, że stan faktyczny zabezpieczał interesy wydawcy i autorów (zabezpieczenia nie do przejścia dla zwyczajnego gracza).

No właśnie. Jak sobie zabezpieczysz, to będziesz mógł kontrolować jak inni używają soft. Nie potrzeba do tego instytucji IP. Jeszcze lepiej, jak będziesz uruchamiał soft na swoim fizycznym serwerze, do którego ma dostęp tylko właściciel (fizycznej maszyny). Proszę bardzo. Choć do czasu, aż ktoś tego zabezpieczenia nie przełamie.

Proponuję ożywić temat i stąd prośba: napisz o tych nowych modelach biznesowych, które jak twierdziłeś wcześniej, nie opierają się o IP, a gwarantują twórcy wyższe dochody.

Podałem już jeden przykład - Spotify. Dla wielu małych i niezależnych to jest obecnie źródło dochodów, którego kiedyś nie mieli. Dla Taylor Swift już nie, bo ona jest przedstawicielem tej jakże wąskiej grupy prawdziwych beneficjentów IP.

Modele biznesowe funkcjonujące w świecie FOSS (pomijając oparcie części licencji FOSS na copyrightach).

Wszystkie komplementarne sposoby zarabiania na tym, że jest się znamy/lubianym/sławnym - opierające się o dobrowolne umowy, a nie sztuczny monopol prawny.

Wszystko, czego jeszcze nie wymyślili różni przedsiębiorcy, którzy chcieliby odnaleźć się w nowej sytuacji. Krytyka IP (czy abolicjonizm wręcz) to nie jest coś w rodzaju "konstruktywnego wotum nieufności", gdzie moja racja zostanie uznana wtedy, gdy zaproponuję jakieś alternatywne rozwiązania do obecnie obowiązujących (tutaj przykład abolicji niewolnictwa - był to słuszny ruch niezależnie od tego, czy abolicjoniści znali nowe sposoby uprawy i zbioru bawełny bez niewolników).
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
W obecnym modelu-masz rację.
To działa w każdym modelu. Pirat typu 1 zawsze robi darmową promocję.

Pytanie, czy więcej niż wtedy, gdyby ziomek sprawdził promo stuff, wystawiony na Myspace, bandcampie, soundforge itd. Przecież to już niemal standard, że kapele wsuwają tam praktycznie pełne płyty.
Piraci nie lubią reklam i stron zajebanych JavaScriptem. Model P2P jest lepszy pod każdym względem. Prawie zero reklam i zero JS.
A fetysz w postaci oryginalnej płyty, czy kontakt z wykonawcą na koncercie był, jest i będzie zawsze w cenie.

Te parę minut nuty więcej robi mu taką różnicę, że nie może się powstrzymać?
Słuchanie kawałka urwanego w jakimś momencie, to tak jak przerwany stosunek płciowy z powodu nadchodzącego małżonka.

ostatnio parę kapel (chyba Aerosmith) zaczęło się rzucać do Trumpa, że wykorzystuje ich muzykę w swoich spotach.
Ale im nie chodzi o kasę, oni po prostu nie lubią Trumpa.

Tyle, że akurat wartość muzyki jest z reguły odwrotnie proporcjonalna do wyników sprzedaży.
W obecnym modelu biznesowym - TAK!

Przy efekcie skali kapele niszowe nie mają szans się dłużej utrzymać, bo z definicji ich grono fanów jest niewielkie, jeśli oni piracą, to kapela nie ma komu sprzedawać.
Niszowe kapele żyją z koncertów, a nie z płyt. Problem niszy był, jest i będzie w każdej materii i nie ma się co tym przejmować. W przypadku zniesienia majątkowych praw autorskich, dobre kapele będące w niszy, będą miały większą szansę wypłynąć na szerokie wody.
 

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
http://di.com.pl/wolnosc-linkowania-w-ue-jest-zagrozona-ostrzega-europoslanka-53759

Wolność linkowania w UE jest zagrożona - ostrzega europosłanka
Marcin Maj, Wczoraj, 15:53

Dziś nie musisz mieć zgody, żeby linkować do treści chronionych prawem autorskim. Komisja Europejska najwyraźniej pragnie, aby to się zmieniło, a konsekwencje wprowadzania "podatku od linków" mogą być katastrofalne.


"Komisja Europejska przygotowuje frontalny atak na hiperłącza, podstawowy budulec internetu jaki znamy" - takie ostrzeżenie znalazło się na blogu Julii Redy, przedstawicielki Partii Piratów w Parlamencie Europejskim.

To ostrzeżenie należy potraktować poważnie. Wygląda bowiem na to, że Komisja Europejska będzie próbowała wprowadzić w europie tzw. prawa pomocnicze (ang. ancillary copyright), nazywane również "podatkiem od linków". Chodzi o takie prawo, które pozwoli np. wydawcom gazet domagać się pieniędzy za to, że wyszukiwarka lub agregator opublikowały fragment tekstu z linkiem do gazety.

Aby wyjaśnić problem dokładnie, musimy się nieco cofnąć w czasie.

Ancillary copyright - historia pomyłek
Czytelnicy Dziennika Internautów zapewne pamiętają, jak w Niemczech wprowadzono prawo, które wymaga od wyszukiwarek odprowadzania opłat licencyjnych za wykorzystanie fragmentów tekstów dłuższych niż "pojedyncze słowa lub krótkie fragmenty". Wydawcy sądzili, że dzięki temu prawu Google będzie musiała płacić im za fragmenty tekstów w wyszukiwarce. Niestety firma Google nie chciała płacić, ale ograniczyła widoczność tekstów z gazet w wyszukiwarce. Wydawcy szybko się poddali.

Mimo tej porażki Hiszpania również wprowadziła podobne prawo. Czy Google zaczęła płacić wydawcom? Wcale nie. Firma zamknęła usługę Google News w Hiszpanii. Przeprowadzone później badania wykazały, że nowe prawo generalnie zaszkodziło rynkowi hiszpańskiemu.

Mimo porażek w Hiszpanii i Niemczech politycy nie porzucili pomysłu "podatku od linków". Günther Oettinger - unijny komisarz ds. gospodarki cyfrowej - uważa ideę "podatku od linków" za genialną. Jego zdaniem ona zadziała jak trzeba, jeśli tylko wprowadzimy takie prawo na poziomie całej UE. Jest w tym coś niezwykłego. Dwukrotnie nieudany eksperyment ma się udać, jeśli tylko wdrożymy go na większą skalę...

Pierwsze nieudane próby
Pierwsze próby wprowadzania ancillary copyright miały miejsce przy okazji prac nad tzw. raportem Redy w Parlamencie Europejskim. Wówczas niemiecka europosłanka Angelika Niebler zaproponowała poprawkę, która wzywała Komisję Europejską do przeanalizowania kwestii praw pokrewnych dla wydawców prasy. Poprawka nie przeszła w komisji ds. prawnych (JURI), ale Angelika Niebler zaproponowała kolejną poprawkę zorientowaną na wprowadzenie praw pomocniczych. Wtedy również się nie udało.

Najnowszy "atak na linkowanie"
Teraz Julia Reda donosi o poważnym ataku na wolność linkowania. Europosłanka wskazuje przy tym na dokument Komisji Europejskiej będący projektem komunikatu w sprawie "nowoczesnych, bardziej europejskich ram praw autorskich". Dokument ten został ujawniony przez blog IPKitten. Kopię znajdziecie pod tym tekstem.

W dokumencie możemy przeczytać o tym, że...

Z perspektywy praw autorskich ważnym aspektem jest definicja prawa do komunikowania (czegoś) publiczności i udostępniania. Te prawa obejmują korzystanie z treści chronionych prawem autorskim w przekazie cyfrowym (...) Istnieją kontrowersyjne szare obszary i niepewność odnośnie sposobu definiowania tych koncepcji w prawie unijnym, a w szczególności, które działania są uważane za "komunikowanie publiczności" (i tym samym wymagają zgody posiadaczy praw) i na jakich warunkach.

Brzmi to niepokojąco. Komisja Europejska dostrzega problem w "komunikowaniu komuś", że gdzieś w internecie jest dzieło chronione.

Julia Reda zauważa, że Komisja Europejska wydaje się nawiązywać do wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie C‑466/12. Uznano wówczas, że można linkować do utworów na innych stronach bez zgody posiadacza praw autorskich. Wyrok niewątpliwie pasował do tego jak działa internet, ale Komisja Europejska najwyraźniej ma wątpliwości co do tego, czy komunikowanie czegoś ludziom nie powinno podlegać innym zasadom.

Julia Reda uważa, że Komisja Europejska w niebezpieczny sposób myli pojęcia. Kwestia ancillary copyright nie jest bowiem rozważaniem dylematów pomiędzy prawem autorskim, a możliwością komunikowania się. Tak naprawdę "prawa pomocnicze" mają zapewnić finansowanie wydawców przez firmy internetowe. Chodzi o wprowadzenie Google-podatku. Problem w tym, że jednocześnie złamiemy pewną istotną regułę - wolność linkowania. Wyobraźmy sobie co będzie jeśli ustalimy, że linkowanie wymaga zgody, że trzeba za nie płacić, że jest ono czymś podobnym do udostępniania. Konsekwencje wprowadzania takich zasad mogą być bardzo poważne i ostatecznie będą dotyczyć nie tylko relacji pomiędzy Google i wydawcami.

Zdaniem Julii Redy już teraz trzeba podjąć działania przeciwko tym propozycjom, aby nie pozwolić "zepsuć internetu". Czy obywatelom uda się wygrać z lobbingiem wydawców?

Poniżej kopia dokumentu ujawnionego przez IPKitten.
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
Piraci ze Szwecji częściej kupują legalne oprogramowanie, niż ci, którzy nie ściągają plików

http://www.conowego.pl/aktualnosci/...anie-niz-ci-ktorzy-nie-sciagaja-plikow-15376/

"Raport ten pokazuje więc dość dobrze zasadę, że zjawisko „piractwa” w pewnym sensie wpływa pozytywnie i ożywia rynek filmów, gier i muzyki. Wielu z piratów korzysta bowiem z nielegalnych źródeł, by móc wypróbować, czy sprawdzić dany materiał przed wydawaniem na niego pieniędzy"

Nieprawda. Jest to nieuprawniony wniosek, ponieważ oparty na błędnym założeniu że piraci są reprezentatywni dla społeczeństwa.
Jest oczywiste, że piractwo obniża sprzedaż licencjonowanych kopii utworów.
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
Citation needed.
Nie widzę potrzeby (ani dobrego sposobu) robienia takich badań.

Moje tezy - nie mające bliskiego związku z tematem wątku - są następujące:
  1. Mając do wyboru bezpłatną nielicencjonowaną kopię utworu i płatną licencjonowaną, w ogromnej większości przypadków konsument wybierze tę pierwszą.
  2. Uzyskawszy bezpłatną nielicencjonowaną kopię utworu, w ogromnej większości przypadków konsument nie dokona późniejszego zakupu kopii licencjonowanej.
Nie widzę potrzeby przedstawiania badań wspierających te tezy, a ewentualne badania im przeczące traktowałbym z agresywną podejrzliwością.
 
Ostatnia edycja:

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 377
Nie widzę potrzeby (ani dobrego sposobu) robienia takich badań.

Moje tezy - nie mające bliskiego związku z tematem wątku - są następujące:
  1. Mając do wyboru bezpłatną nielicencjonowaną kopię utworu i płatną licencjonowaną, w ogromnej większości przypadków konsument wybierze tę pierwszą.
  2. Uzyskawszy bezpłatną nielicencjonowaną kopię utworu, w ogromnej większości przypadków konsument nie dokona późniejszego zakupu kopii licencjonowanej.
Nie widzę potrzeby przedstawiania badań wspierających te tezy, a ewentualne badania im przeczące traktowałbym z agresywną podejrzliwością.
Zaraz, zaraz... Twoja teza, którą zacytował @tosiabunio brzmiała inaczej. Odnieś się do niej, a nie dodajesz dwie następne.

[Edit] Zawsze w takich przypadkach sięgam do dialektyki erystycznej Schopenhauera. Wykonałaś manewr 23:
" Widząc, że zaczynamy przegrywać, rozpoczynamy mówić zupełnie o czymś innym, jak gdyby to było argumentem przeciwnym (bezczelne, kiedy nie dotyczy to w ogóle tematu dyskusji)."
 
Ostatnia edycja:

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
Nie widzę potrzeby (ani dobrego sposobu) robienia takich badań.

Nie widzę więc potrzeby taktowania poważnie tego, co piszesz. Ale spróbuję.

Postawiłeś dwie tezy (że wpływa i że oczywiście), które wymagają udowodnienia, a nie wywodu "na chłopski rozum", bo dawno temu nauczyłem się, że nie wszystkie rzeczy oczywiste na chłopski rozum są faktycznie takie.

Choć na "chłopski rozum" wydaje mi się, że piractwo obniża, ale nie jestem tego pewien, a już na pewno nie jest to "oczywiste". Dodanie słowa "oczywiste" nie jest argumentem wygrywającym.

Natomiast mniej kontrowersyjny fakt, że wpływa, może faktycznie być niwelowany zbadanym już faktem, że piraci kupują więcej. Są możliwe wszystkie opcji - ten zwiększony popyt przez piratów może przewyższać "straty", może wyrównywać, a może być niewystarczający. Ale ja tego nie wiem i nie wiesz tego ty.
 

Hitch

3 220
4 872
  • Mając do wyboru bezpłatną nielicencjonowaną kopię utworu i płatną licencjonowaną, w ogromnej większości przypadków konsument wybierze tę pierwszą.
  • Uzyskawszy bezpłatną nielicencjonowaną kopię utworu, w ogromnej większości przypadków konsument nie dokona późniejszego zakupu kopii licencjonowanej.

Ale podajesz teraz wnioski z jakichś badań, czy swoje wyobrażenia? W rzeczowej dyskusji nie ma miejsca na emocje, co-się-komu-wydaje i anegdotki. Wiele razy było to poruszane przy chociażby broni palnej. Ja mógłbym się chełpić tym, że w ostatnich 10 latach większość spiraconych gier kupiłem potem, ale to nie ma nic do rzeczy. Moje działania w żaden sposób nie muszą odzwierciedlać trendów globalnych. Nie jestem reprezentatywną próbką dla żadnej większej grupy.

Piszesz o jakimś mitycznym konsumencie, ale kto to jest? Twój wujek, koledzy z podwórka, sąsiad? Przebadałeś kilkaset milionów graczy na świecie, że wysnuwasz takie teorie? Z takiej pozycji startujesz jako ktoś, kto w dupie był i gówno widział, co z miejsca skreśla cię jako poważnego rozmówcę.

Żeby było śmieszniej, Uniwersytet Columbia przeprowadził rzetelne badania na tym polu i wyszło im, że w najgorszym wypadku nie zachodzi żadna korelacja między skalą piractwa a spadkiem sprzedaży. Odnotowali wręcz odwrotny trend - najlepiej zarabiające tytuły były jednocześnie najczęściej piracone.

No i czemu do swoich rojeń wybrałeś akurat dwie takie sytuacje? Co w przypadku, kiedy nie ma możliwości skołowania pirackiej wersji? Była taka sytuacja chociażby z Diablo 3 na PC i paroma innymi tytułami usianymi bzdurnymi zabezpieczeniami. Blizzard stracił w chuj kasy przez to, że ich gra mogła działać tylko po weryfikacji on-line. Odkuli się dopiero przy wersji konsolowej, która takiego zabezpieczenia nie ma i była piracona na potęgę na PS3 i X360.

Używaj faktycznych argumentów, a gdybanie zostaw tanim filozofom.
 

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
Choć na "chłopski rozum" wydaje mi się, że piractwo obniża, ale nie jestem tego pewien, a już na pewno nie jest to "oczywiste". Dodanie słowa "oczywiste" nie jest argumentem wygrywającym.

Prakseologicznie można wywnioskować że obniża, tak samo jak to, że płaca minimalna powoduje bezrobocie.

Jeżeli masz jednego dostawcę jakiegoś dobra i dołożysz na rynek drugiego dostawcę tego samego dobra, z taką samą ceną, to logicznie należy przyjąć że przy niezmiennym popycie temu pierwszemu spadną wpływy. Nie mówiąc już o sytuacji w której ten drugi daje niższą cenę, albo w ogóle rozdaje za darmo.

Żeby było śmieszniej, Uniwersytet Columbia przeprowadził rzetelne badania na tym polu i wyszło im, że w najgorszym wypadku nie zachodzi żadna korelacja między skalą piractwa a spadkiem sprzedaży. Odnotowali wręcz odwrotny trend - najlepiej zarabiające tytuły były jednocześnie najczęściej piracone.

I to w jakiś sposób ma udowodnić że najlepiej zarabiające tytuły nie zarobiłyby jeszcze więcej gdyby nie były piracone?
 
Ostatnia edycja:

tolep

five miles out
8 555
15 441
Jeżeli masz jednego dostawcę jakiegoś dobra i dołożysz na rynek drugiego dostawcę tego samego dobra, z taką samą ceną, to logicznie należy przyjąć że przy niezmiennym popycie temu pierwszemu spadną wpływy. Nie mówiąc już o sytuacji w której ten drugi daje niższą cenę, albo w ogóle rozdaje za darmo.

Właśnie. Nie wiem dlaczego w ogóle próbuje się z czymś takim dyskutować. Ubezpieczająco napisałem o "ogromnej większości" przypadków mając na uwadze wyjątki w rodzaju snobowania się na pudełko z hologramem czy inne tam odpowiedniki paradoksów Veblena itp.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
Dyskutuje się, bo akurat to zjawisko jest odmienne od sprzedaży ziemniaka. I od razu przykrawasz temat do zakresu, który rzekomo ma udowadniać (w sposób "oczywisty") twoje tezy, odrzucając przypadki, które temu nie służą, a który wpływu i rozmiaru nie znasz. Dodam, że pewnie to nie są jedyne sytuacje, bo znany jest efekt, gdy piraci kupują to, co spiracili (nawet mnie się to zdarzyło) i robią to jedynie dlatego, że mogli poznać piracką wersję.

Ubezpieczająco lepiej pisz, że "wydaje mi się, że piractwo wpływa na spadek sprzedaży, ale jak i czy na pewno, to nie mam zielonego pojęcia".
 
Do góry Bottom