Staszek Alcatraz
Tak jak Pan Janusz powiedział
- 2 794
- 8 467
Europa może się potknąć o Zielony Ład. To osobliwa mieszanka ideologii, protekcjonizmu i nadmiaru ambicji
„To jest taki moment dla Europy jak lądowanie człowieka na księżycu” - zaznaczyła przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, gdy 11 grudnia 2019 r. przedstawiała w Strasburgu Europejski Zielony Ład, unijny plan przejścia na nisko emisyjną gospodarkę, opiewający na bilion euro (albo nawet na trzy biliony, jeśli uda się wygenerować tyle inwestycji). D marca b.r. von der Leyen chce opracować dyrektywę klimatyczną, w której zostałby zapisany obowiązek neutralności klimatycznej UE do 2050 r. A do października szefowa KE chce przedstawić zaostrzone cele klimatyczne, czyli emisje Co2 mają zostać obniżone do 2030 r. nie o 40 proc. wobec 1990, jak obecnie, ale o 50 do 55 proc. Brzmi ambitnie? Bo jest. Aż nader.
Komisja chce dokonać do 2021 r. przeglądu wszystkich unijnych regulacji w celu dopasowania ich do „zielonych celów”. Przy okazji jest także gotowa poluzować niektóre przepisy jak reguły z Maastricht. Państwa członkowskie choćby posiadające zbyt duży deficyt budżetowy (Francja, Włochy) będą mogły go dalej pogłębiać jeśli wydatki będą szły na ekologię. Podobnie ma być w przypadku (niedozwolonej obecnie) bezpośredniej pomocy publicznej. Nic nie może stanąć na drodze Zielonego Ładu, nawet traktaty, które w przypadku podatków przewidują jednomyślność w Radzie UE, bo opodatkowanie to suwerenna decyzja każdego z państw członkowskich. By móc opodatkować na poziomie UE energetykę wysokoemisyjną KE wyciągnęła z czeluści unijnych przepisów – jak pisze „Neue Zuercher Zeitung” - art. 116 traktatu o sposobie działania UE, który ma pozwolić przepchnąć reformy kwalifikowaną większością.
To wszystko siłą rzeczy będzie generowało konflikty w i tak już podzielonej Europie. Nie wiadomo też skąd wziąć 260 mld euro dodatkowych inwestycji rocznie, które według von der Leyen będą potrzebne by zrealizować jej plan. Komisja liczy tu na sektor prywatny i kredyty gwarantowane przez Europejski Bank Inwestycji (EIB). Państwa o rozbudowanej energetyce węglowej z Europy Środkowo-Wschodniej, jak Polskę, Komisja chce zwyczajnie przekupić. Do tego służy Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, opiewający na 100 mld euro, z czego Polska ma dostać większą część. Tyle, że to i tak nie wystarczy by zniwelować skutki Zielonego Ładu dla polskiej gospodarki. Konflikt grozi także z Czechami czy Węgrami, którzy chcą postawić na elektrownie atomowe. Tymczasem atom został celowo wykluczony z planu von der Leyen, jako „zbyt ryzykowny”.
A przecież pani przewodnicząca przejmując urząd od Jean-Claude Junckera mówiła o porozumieniu z naszym regionem, wyznaczyła nawet kanclerza Austrii Sebastiana Kurza do roli mediatora między Wschodem a Zachodem. Tyle, że Zielony Ład jest Komisji, a raczej Unii Europejskiej, potrzebny. A ekologia jest tu tylko narzędziem do realizacji zupełnie innych celów: po pierwsze Unia, słaba militarnie, pod rosnącą presją USA i słabnąca gospodarczo ma stać się światowym prymusem. W dziedzinie ekologii i niskoemisyjności. Inni mają następnie podążyć jej śladem. To już nie zadziałało w przypadku umowy z Kyoto czy Paryża, ale w Brukseli panuje przekonanie, że tym razem będzie inaczej. Unia uzyska wiodącą rolę. Po drugie Zielony Ład ma pomóc partiom lewicy dźwignąć się z przepaści do której wpadły w ostatnich latach. Ekologia jako lewar dla politycznych sił, które straciły w ostatnim czasie wyborcza bazę, nie mając nic do zaoferowania w dobie kryzysu globalizacji i żółtych kamizelek. W niektórych krajach, jak w Niemczech, także partie chadeckie używają ekologii jako dźwigni, co pozwala im zachować jako takie poparcie. Za pomocą Zielonego Ładu lewica ma się odrodzić niczym feniks z popiołów.
Po trzecie Unii Europejskiej nie udało się jak dotąd stworzyć wspólnej europejskiej tożsamości. Zielony Ład – jak możemy przeczytać na łamach „Carnegie Europe” ma to zmienić. Zjednoczyć szczególnie młodych Europejczyków wokół kwestii ekologii. Zielona tożsamość ma być nową europejska tożsamością. Bruksela chce wykorzystać moment silnej mobilizacji wokół ochrony klimatu w postaci „Fridays for Future” czy „Extinction Rebellion”, by wzmocnić poparcie dla siebie. Komisja Europejska widzi tu także szansę na poszerzenie własnych kompetencji, jak w przypadku praworządności. Last but not least – Zielony Ład ma rozruszać maszynę europejskiej integracji, która po kryzysie euro utknęła w miejscu. Możliwości przyspieszenia integracji są tu wręcz nieskończone: „musimy, bo klimat”. Jeśli nam się więc wydaje, że praworządność to nasz jedyny kłopot z Unią i wystarczy go jakoś wysiedzieć i będzie dobrze, to się mylimy. Czeka nas o wiele cięższa batalia. O ile bowiem powiązanie środków unijnych w przyszłych ramach finansowych na lata 2021-2027 z praworządnością wydaje się obecnie wątpliwe, to zapewne dojdzie do próby powiązania ich z zielonymi celami.
Nie oznacza to oczywiście, że plan von der Leyen wypali. Może dojść do ucieczki przemysłu z UE do sąsiednich krajów, choćby Bałkanów czy Ukrainy, a planowane przez Brukselę ekologiczne cła na importy z zewnątrz mogą nie wystarczyć by temu zapobiec. Chiny przenoszą swoja najbardziej śmierdzącą produkcję do Afryki, by obniżyć koszty własnej ekologicznej transformacji i pozostać konkurencyjnym. Unia nie ma takiej możliwości. Doprowadzi do wzrostu protekcjonizmu, także wewnątrz UE, co obserwujemy przecież już od kilku lat. Nie ma także pewności, że uda się zebrać ten bilion, a nawet 3 biliony euro potrzebne by dojść do neutralności klimatycznej w 2050 r. Cel jest, jak zawsze w przypadku Brukseli nad ambitny i wysoce zideologizowany. Ideologia bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. Odpowiednie duże jest więc ryzyko, że Unia potknie się i przewróci o Zielony Ład. Tym bardziej, że koszty przejścia na niskoemisyjność mogą się okazać zbyt duże dla zwykłych obywateli: mogą wzrosnąć ceny energii, pojawić się nowe daniny. Jaka może być na to reakcja widzieliśmy w przypadku żółtych kamizelek we Francji.
Zielony Ład może więc stać się wielkim sukcesem Europy, przyspieszając integrację europejską i wzmacniając globalną pozycję UE wobec Chin i Stanów Zjednoczonych. Albo może stać się kolejnym „kryzysem uchodźczym”, problemem, który pogłębi podział na wschód i zachód, północ i południe oraz zmobilizuje siły odśrodkowe, wrogie wobec Unii. Biorąc pod uwagę dotychczasowe osiągnięcia Brukseli nie stawiałabym nadto na tę pierwszą opcję.
„To jest taki moment dla Europy jak lądowanie człowieka na księżycu” - zaznaczyła przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, gdy 11 grudnia 2019 r. przedstawiała w Strasburgu Europejski Zielony Ład, unijny plan przejścia na nisko emisyjną gospodarkę, opiewający na bilion euro (albo nawet na trzy biliony, jeśli uda się wygenerować tyle inwestycji). D marca b.r. von der Leyen chce opracować dyrektywę klimatyczną, w której zostałby zapisany obowiązek neutralności klimatycznej UE do 2050 r. A do października szefowa KE chce przedstawić zaostrzone cele klimatyczne, czyli emisje Co2 mają zostać obniżone do 2030 r. nie o 40 proc. wobec 1990, jak obecnie, ale o 50 do 55 proc. Brzmi ambitnie? Bo jest. Aż nader.
Komisja chce dokonać do 2021 r. przeglądu wszystkich unijnych regulacji w celu dopasowania ich do „zielonych celów”. Przy okazji jest także gotowa poluzować niektóre przepisy jak reguły z Maastricht. Państwa członkowskie choćby posiadające zbyt duży deficyt budżetowy (Francja, Włochy) będą mogły go dalej pogłębiać jeśli wydatki będą szły na ekologię. Podobnie ma być w przypadku (niedozwolonej obecnie) bezpośredniej pomocy publicznej. Nic nie może stanąć na drodze Zielonego Ładu, nawet traktaty, które w przypadku podatków przewidują jednomyślność w Radzie UE, bo opodatkowanie to suwerenna decyzja każdego z państw członkowskich. By móc opodatkować na poziomie UE energetykę wysokoemisyjną KE wyciągnęła z czeluści unijnych przepisów – jak pisze „Neue Zuercher Zeitung” - art. 116 traktatu o sposobie działania UE, który ma pozwolić przepchnąć reformy kwalifikowaną większością.
To wszystko siłą rzeczy będzie generowało konflikty w i tak już podzielonej Europie. Nie wiadomo też skąd wziąć 260 mld euro dodatkowych inwestycji rocznie, które według von der Leyen będą potrzebne by zrealizować jej plan. Komisja liczy tu na sektor prywatny i kredyty gwarantowane przez Europejski Bank Inwestycji (EIB). Państwa o rozbudowanej energetyce węglowej z Europy Środkowo-Wschodniej, jak Polskę, Komisja chce zwyczajnie przekupić. Do tego służy Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, opiewający na 100 mld euro, z czego Polska ma dostać większą część. Tyle, że to i tak nie wystarczy by zniwelować skutki Zielonego Ładu dla polskiej gospodarki. Konflikt grozi także z Czechami czy Węgrami, którzy chcą postawić na elektrownie atomowe. Tymczasem atom został celowo wykluczony z planu von der Leyen, jako „zbyt ryzykowny”.
A przecież pani przewodnicząca przejmując urząd od Jean-Claude Junckera mówiła o porozumieniu z naszym regionem, wyznaczyła nawet kanclerza Austrii Sebastiana Kurza do roli mediatora między Wschodem a Zachodem. Tyle, że Zielony Ład jest Komisji, a raczej Unii Europejskiej, potrzebny. A ekologia jest tu tylko narzędziem do realizacji zupełnie innych celów: po pierwsze Unia, słaba militarnie, pod rosnącą presją USA i słabnąca gospodarczo ma stać się światowym prymusem. W dziedzinie ekologii i niskoemisyjności. Inni mają następnie podążyć jej śladem. To już nie zadziałało w przypadku umowy z Kyoto czy Paryża, ale w Brukseli panuje przekonanie, że tym razem będzie inaczej. Unia uzyska wiodącą rolę. Po drugie Zielony Ład ma pomóc partiom lewicy dźwignąć się z przepaści do której wpadły w ostatnich latach. Ekologia jako lewar dla politycznych sił, które straciły w ostatnim czasie wyborcza bazę, nie mając nic do zaoferowania w dobie kryzysu globalizacji i żółtych kamizelek. W niektórych krajach, jak w Niemczech, także partie chadeckie używają ekologii jako dźwigni, co pozwala im zachować jako takie poparcie. Za pomocą Zielonego Ładu lewica ma się odrodzić niczym feniks z popiołów.
Po trzecie Unii Europejskiej nie udało się jak dotąd stworzyć wspólnej europejskiej tożsamości. Zielony Ład – jak możemy przeczytać na łamach „Carnegie Europe” ma to zmienić. Zjednoczyć szczególnie młodych Europejczyków wokół kwestii ekologii. Zielona tożsamość ma być nową europejska tożsamością. Bruksela chce wykorzystać moment silnej mobilizacji wokół ochrony klimatu w postaci „Fridays for Future” czy „Extinction Rebellion”, by wzmocnić poparcie dla siebie. Komisja Europejska widzi tu także szansę na poszerzenie własnych kompetencji, jak w przypadku praworządności. Last but not least – Zielony Ład ma rozruszać maszynę europejskiej integracji, która po kryzysie euro utknęła w miejscu. Możliwości przyspieszenia integracji są tu wręcz nieskończone: „musimy, bo klimat”. Jeśli nam się więc wydaje, że praworządność to nasz jedyny kłopot z Unią i wystarczy go jakoś wysiedzieć i będzie dobrze, to się mylimy. Czeka nas o wiele cięższa batalia. O ile bowiem powiązanie środków unijnych w przyszłych ramach finansowych na lata 2021-2027 z praworządnością wydaje się obecnie wątpliwe, to zapewne dojdzie do próby powiązania ich z zielonymi celami.
Nie oznacza to oczywiście, że plan von der Leyen wypali. Może dojść do ucieczki przemysłu z UE do sąsiednich krajów, choćby Bałkanów czy Ukrainy, a planowane przez Brukselę ekologiczne cła na importy z zewnątrz mogą nie wystarczyć by temu zapobiec. Chiny przenoszą swoja najbardziej śmierdzącą produkcję do Afryki, by obniżyć koszty własnej ekologicznej transformacji i pozostać konkurencyjnym. Unia nie ma takiej możliwości. Doprowadzi do wzrostu protekcjonizmu, także wewnątrz UE, co obserwujemy przecież już od kilku lat. Nie ma także pewności, że uda się zebrać ten bilion, a nawet 3 biliony euro potrzebne by dojść do neutralności klimatycznej w 2050 r. Cel jest, jak zawsze w przypadku Brukseli nad ambitny i wysoce zideologizowany. Ideologia bierze górę nad zdrowym rozsądkiem. Odpowiednie duże jest więc ryzyko, że Unia potknie się i przewróci o Zielony Ład. Tym bardziej, że koszty przejścia na niskoemisyjność mogą się okazać zbyt duże dla zwykłych obywateli: mogą wzrosnąć ceny energii, pojawić się nowe daniny. Jaka może być na to reakcja widzieliśmy w przypadku żółtych kamizelek we Francji.
Zielony Ład może więc stać się wielkim sukcesem Europy, przyspieszając integrację europejską i wzmacniając globalną pozycję UE wobec Chin i Stanów Zjednoczonych. Albo może stać się kolejnym „kryzysem uchodźczym”, problemem, który pogłębi podział na wschód i zachód, północ i południe oraz zmobilizuje siły odśrodkowe, wrogie wobec Unii. Biorąc pod uwagę dotychczasowe osiągnięcia Brukseli nie stawiałabym nadto na tę pierwszą opcję.