System edukacji jest analny

Caleb

The Chosen
511
271
@Hitch ja bym zapytał, czy pani psycholog ma dzieci. Mogę domniemywać, że nie. Chyba, że u swoich stwierdziła ADHD i jadą na prochach :p
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
konserwatyzm.pl wrzucił krótki wywiad z byłym więźniem i doktorantem, Kamilem Miszewskim. Co więzienie ma wspólnego z edukacją?

Jak współwięźniowie przyjęli studenta?

Można powiedzieć, że dziwnie. Właściwie student to jest zjawisko rzadkie w kryminale. Wśród więźniów dominuje wykształcenie podstawowe. Nie do końca wiedzą jak przyjąć studenta np. jak go sprawdzać. Pomaga mu stereotyp osoby strasznie imprezowej. Nic nie robi tylko imprezuje i zażywa narkotyki, a to jest podobne do ich trybu życia i na tej bazie można szukać porozumienia.

Przejdźmy, jednak do Pańskich obserwacji na temat popkultury więziennej. Paweł Moczydłowski w "Drugim życiu więziennym" wyróżnia w polskim więziennictwie z okresu PRL-u pięć grup skazańców: grypserów (gitów, ludzi), festów,szwajcarów, frajerów (poszkodowanych) i cweli. Czy potwierdza Pan ten podział?

Nawet na tamten czas ten podział był rzadki. W typowym więzieniu mieliśmy tylko gitów, frajerów i cweli. Tylko w niektórych mieliśmy festów i szwajcarów.

Gici sami siebie nazywali elitą więzienną. To oni ustanawiali reguły. Frajera można było bezkarnie okraść i wykorzystać do sprzątania celi, ale nie można go było wykorzystać seksualnie. Natomiast cwele to pariasi więzienni, często wykorzystywani seksualnie, będący na samym dnie hierarchii więziennej. Do tego sztywnego podziału, można było dodać w niektórych więzieniach festów i szwajcarów. Fesci to była subkultura przeciwstawiająca się grypsującym. Powstanie tej subkultury było sprowokowane przez administrację więzienną, która wykorzystała fakt zdegradowania przez grypsujących innych grypsujących. Ważnym elementem tej subkultury była współpraca z administracją więzienną. Natomiast szwajcarzy to byli osobnicy, którzy wywalczyli sobie pozycję neutralną w więzieniu. Jednak bycie neutralnym było bardzo trudne i rzadko spotykane. Jak się wchodziło do więzienia, to z reguły trzeba było się opowiedzieć, czy się grypsuje czy nie, i nie było szans funkcjonowania poza trójpodziałem.

Jaką rolę pełniły u tych subkultur tatuaże?

Tatuaż niegdyś nie był prywatną sprawą więźnia. Żeby zrobić sobie tatuaż trzeba było mieć zgodę współwięźniów. Odzwierciedlał on jego rolę i pozycję w więzieniu.

Czy owe podgrupy przetrwały do dnia dzisiejszego?

Podział pozostał do dziś, jednak nie ma już dzisiaj szwajcarów, ale zajęcie pozycji neutralnej jest dużo łatwiejsze. Festów zastąpili cwaniacy. Nastąpiły podziały wśród grypsery. Pierwsza podgrupa grypserów to ci, którzy kontynuują grypserę wyglądała w więzieniu przed 1989 r. Druga grupa, to ci którzy odrzucają wszystkie normy rytualno-magiczne, a wyznają tylko zasady przedwojenne. Trzecia podgrupa to młodociani, którzy nie pamiętają, o co chodziło w grypserze, ale bardzo by chcieli ją kontynuować. Polityczna poprawna pojawiła się również w więzieniach. Na dawnych frajerów mówi się niegrypsujący. Cweli izoluje się od reszty więźniów. Stare zasady zanikają, a nowe jeszcze nie powstały i więźniowie nie wiedzą, jak mają się zachowywać.

Kiedyś doszedłem do wniosku, że podział wewnątrz więzienny jest podobny do społeczności szkolnej, a przynajmniej do tej z mojego gimnazjum. Byli popularni chuligani, którzy pastwili się nad słabszymi, czyli grypserzy; lizusy, często niemniej brutalne, czyli feści; nie biorący zbytnio udziału w życiu szkolnym outsiderzy, którzy byli nielubiani, lecz nie byli też prześladowani (byłem osobiście członkiem tej grupy) czyli szwajcarzy; osoby próbujące przedostać się do popularnych lub lizusów czyli frajerzy; i popychadła nad którymi się znęcaliśmy czyli cwele. Czy takie porównania mają zdaniem Pana sens?

Powiem Panu, że nawet bardzo . Widać duże podobieństwa, aż zdziwiony jestem. Jak wyszedłem z wiezienia to dopiero otworzyły mi się oczy na pewne zjawiska, o których myślimy, że występują tylko w wiezieniu, a naprawdę występują również na wolności.

Czy oglądał Pan film "Symetria"? Czy zgadza się Pan z wizją więzienia przedstawioną w tym filmie?

Dla niewprawionego widza ten film jest po prostu niebezpieczny. Przeplata wątki bardzo autentyczne i prawdziwe, które na pewno w więzieniu mogłyby zaistnieć, z takimi które na pewno nie mogłyby mieć dzisiaj miejsca. Jak na przykład umieszczenie pedofila w celi sztywnych dla grypsujących. Na zajęciach o subkulturze więzionej wyświetlam ten film na sam koniec kursu i proszę studentów o samodzielne wyłapywanie prawd i przekłamań. Traktowanie tego filmu, jako instruktażowego na temat grypsery jest nieporozumieniem.

W więzieniu zdobył Pan wiedzę, która teraz pomaga Panu w pracy naukowej. Czy kara izolacji przyniosła Panu jakieś inne korzyści?

Paradoksalnie więzienie spowodowało, że musiałem szybko dojrzeć, co mi się nie udawało na wolności. Wiezienie otwiera oczy na wiele rzeczy. Jest społeczeństwem w pigułce. Dopiero po wyjściu zorientowałem, się jak wiele spraw na wolności wygląda tak samo jak w więzieniu.

Dziękuję Panu za ciekawy wywiad i życzę powodzenia w pracy naukowej.

Ja też dziękuję.

Wywiad przeprowadził Marek A. Grabowski

Kamil Miszewski jest socjologiem, absolwentem UMK w Toruniu. Obecnie pisze pracę doktorską poświęconą więźniom długoterminowym. Wykłada przedmioty związane z resocjalizacją na Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie.
"Pewne zjawiska, które występują tylko w więzieniu, a naprawdę występują również na wolności", występują dlatego, że ta wasza "wolność" to również więzienie, tylko mniej uciążliwe i dotkliwe. Zwłaszcza szkoła. Ja, przy okazji, byłem w niej szwajcarem. ;) Czy w pierdlu to by się udało powtórzyć, to inna sprawa...
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 932
Polityka.pl - Jędrzej Winiecki
Korea Pd. - Najtrudniejsza matura świata
Szkoły średnie są płatne i czy to państwowe, czy prywatne, przygotowują na całkiem niezłym poziomie. Jednak by zwiększyć szanse na maturze, wiele dzieci posyłanych jest do hagwonów, wieczorowych i weekendowych akademii, oferujących kursy dodatkowe. Największe z nich notowane są na giełdzie. W całym kraju działa kilkadziesiąt tysięcy hagwonów, w samym Seulu jest ich 13 tys., najwięcej w Gangnam, zamożnej dzielnicy miasta, zamieszkanej w znacznej części przez nuworyszy, których styl życia obśmiał w zeszłym roku raper PSY w swoim ogólnoświatowym przeboju.

Te akademie tworzą edukacyjny drugi obieg, korepetytorów jest zresztą więcej niż nauczycieli, na dodatek cieszą się oni większym szacunkiem uczniów niż belfrowie zatrudnieni w zwykłych szkołach. Zdarzają się wśród nich prawdziwe gwiazdy. Jak Kim Ki-hoon, który jest rozchwytywanym nauczycielem angielskiego z rocznymi dochodami osiągającymi równowartość 12 mln zł. Trzydziestka jego asystentów organizuje wykłady i sprzedaje na nie miejsca, trzeba płacić również za oglądanie zajęć przez internet, przy czym pogadanki Kima śledzi kilkaset tysięcy osób.

Nie jest rzadkością, że hagwony oferują rodzicom pełną kontrolę, w tym esemesy informujące, czy dziecko pokazało się na zajęciach i jakie robi postępy. Zdarza się, że korepetytorzy mobilizują uczniów zastraszaniem i biciem. Akademie reklamują się kontrowersyjnymi hasłami w rodzaju: inni będą musieli się zauczyć na śmierć, by pokonać naszych absolwentów na maturze.

W 2011 r. koreańscy rodzice wydawali na płatną edukację każdego dziecka w przeliczeniu około 700 zł miesięcznie, płaciła średnio co trzecia rodzina. Dlatego położenie w pobliżu porządnej szkoły średniej, takiej z dobrymi wynikami matur, wpływa na ceny nieruchomości nawet w mało prestiżowych dzielnicach.

Amanda Ripley, dziennikarka „Wall Street Journal” i autorka książki „Najmądrzejsze dzieciaki na świecie: jak się nimi stały”, w której porównuje systemy edukacyjne różnych krajów, przytacza dane, z których wynika, że w 2012 r. Amerykanie wydali równowartość 45 mld zł na gry wideo, a w tym samym czasie Koreańczycy (jest ich 51 mln, czyli 6 razy mniej niż mieszkańców USA) przeznaczyli na korepetycje 6 mld zł więcej.

Największą cenę płacą jednak sami licealiści, których zwykły dzień wygląda mniej więcej tak: pobudka o szóstej rano, poranna nauka, na ósmą do szkoły, powrót o 17, pół godziny odpoczynku, korepetycje, nauka – bywa, że do 2 w nocy. Godziny mogą się zmieniać, ale w nocnym krajobrazie Korei nie jest rzadkim widokiem grupa nastolatków w szkolnych mundurkach w autobusie czy metrze wracających do domu tuż przed północą.

Dzieci ambitnych rodziców uczą się po kilkanaście godzin dziennie, wakacje spędzają na kursach językowych i nie mają kiedy zastanowić się nad swoją przyszłością, np. co chciałyby robić w życiu. I tak lądują na niedopasowanym do siebie kierunku studiów. Dopiero na studiach odreagowują, odpoczywają, rozwijają także swoje hobby
 

NoahWatson

Well-Known Member
1 297
3 205
Mi państwowa edukacja wybiła mi z głowy racjonalne podejście do nauki i wbiła mi, że takie nieracjonalne zachowanie jak odkładanie wszystkiego związanego z nauką na ostatnią chwilę i uczenie się wszystkiego, by tylko zdać przez wykucie a nie zrozumienie jest efektywne, przez wielokrotne chronienie od konsekwencji osób, które kompletnie olewały jakąkolwiek naukę czegokolwiek i oddawały raz po raz puste kartki z przedmiotu, który był rozszerzony w liceum (i wszystkich innych) i jednocześnie nie stawiały się w ogóle na jakąkolwiek poprawę, dodatkowo z przedmiotów z którymi wiązałem przyszłość miałem debili a nie nauczycieli, którzy gdy zrobiłem dobrze w domu banalne zadania, które zadali na 6, to mi kurwa mówili że na pewno ktoś to zrobił za mnie...
Mam nadzieję, że teraz mi się na studiach w nowym semestrze się odmieni zachowanie, ale widzę że z biegiem czasu mózg jest coraz mniej elastyczny na zmianę nawyków i poza tym po prostu mnie ta jebana państwowa edukacja wkurwia.
 
D

Deleted member 427

Guest
Brehon napisał:
http://toporzel.pl/teksty/archip.php

Dobry tytuł, dobre cytaty. Ciekawie się zapowiada.

Mega dobre.

[W przymusie szkolnym] chodziło rzecz jasna nie o powszechną edukację i powszechne oświecenie, tylko o coś zgoła innego - o kontrolę wszystkich obywateli. Obóz był miejscem programowania uczniów, tak by ślepo reagowali na piloty grubych dupków siedzących u władzy. Szkoła kojarzyła mi się nieraz z farmą bydła, w której tuczy się zwierzęta, ładuje się tony preparatów i odżywek, by w pełni rozrośnięty okaz zarżnąć i podać zalany sosem na talerzu.

Prawda że śmiertelność w sowieckich obozach pracy i niemieckich obozach koncentracyjnych była wyższa niż w szkołach; ale z drugiej strony tam trafiał tylko ułamek społeczeństwa, z czego większość zazwyczaj już w swoim wieku. Tragizm szkoły był zaś powszechny, dotyczył każdego bez wyjątku człowieka, i to ludzi w najlepszym wieku.
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
994715_415445115224883_2062247661_n.png
 

Karmazynowy Mściciel

To ja będę budował drogi w akapie
421
522
Przyznam się, iż nie zdawałem sobie sprawy, że jest tak źle. Reżimowe szkoły podstawowe, średnie, okej. Ale co do szkolnictwa wyższego miałem zawsze inne odczucia, poparte też własnymi doświadczeniami. Aż tu nagle ostatnio dostełem od koleżanki listę tematów, z których ma sobie coś wybrać i pracę na zaliczenie napisać. I trochę mną wstrząsnęło. Uczelnia prywatna, ale mówi się, że jedna z najlepszych; kierunek jest po angielsku (uczelnia polska oczywiście), większość studentów i wykładowców - z zagranicy:
1. Assess the extent to which the ‘Marshall Plan’ (European Recovery Programme) was responsible for Western Europe’s post-war economic recovery.
2. Why do nation states choose to pool their sovereignty in favour of regional economic integration?
3. Critically analyse the implications of the continued rise of the BRIC states for the EU’s political and Economic position in the world.
4. Compare and contrast the objectives of the proposed EURASIAN Union and the EU’s neighbourhood policies in Eastern Europe (ENP and Eastern Partnership); how do they differ in terms of structure, membership and objectives?
5. What factors shape the European Union’s energy policies and what strategies is the EU pursuing to ensure that its future energy needs are met?
6. Assess the strengths and weaknesses of EU Development policy.
7. Why is the EU pursuing free trade agreements with the United States and Canada.
Dodam, że w tym przypadku pisaniem pod z góry założone tezy, to tam się trzeba wykazać na studiach drugiego stopnia.

Przy okazji polecam dokument o szkołach wyższych w Ameryce. Momentami trochę prawacki, ale podobał mi się:



Indoctrinate U (2007): www.imdb.com/title/tt1137970/
 
Ostatnia edycja:

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 932
Premier przekroczył już chyba ostatni rubikon. Następny etap to pełny komunizm. Dawno tak nie kląłem, jak po tych wypowiedziach.

W ocenie premiera obowiązkowy podręcznik dla pierwszoklasistów pozwoli wyeliminować "swojego rodzaju patologie na rynku podręczników i pomocy naukowych".

- Naprawdę jest możliwe, by zamiast pakietu, który kosztuje 249 złotych dla pierwszoroczniaków, był podręcznik, który będzie kosztował maksimum 10 zł za sztukę - mówił na konferencji premier.
Będziemy musieli stworzyć system kontroli i nadzoru.
W 2015 r. nakażemy wydawcom wyczyszczenie wszystkich tych treści, które czynią te podręczniki jednorocznymi - podkreśliła.

Ministerstwo weźmie na siebie obowiązek przygotowania i dostarczenia do szkół podręcznika, zamiast skorzystać z istniejących. - Nie mamy dobrych doświadczeń współpracy z wydawcami - wyjaśniała minister i przypomniała, jak wydawcy nie przystąpili do przetargu na e-podręcznik.
 

Jack Ruby

Rezerwowy pies.
114
420
Ostatnio zastanawiałem się jak szkoła wpływa na postrzeganie cykli koniunkturalnych w ekonomii. Na języku polskim można uczyć się (a przynajmniej ja całkiem niedawno uczyłem się) o czymś takim jak sinusoida Krzyżanowskiego. Idealnie wpisuje się w marksistowską teorię cykli. Po prostu istnieje jakieś nadprzyrodzone prawo, które tak jak wymusza istnienie czasu prosperity i recesji, wymusza istnienie okresów zwróconych ku wiedzy i ku duchowości. Można by długo wypisywać debilność całej tej sinusoidy, ale trafiłem na blog, który w miarę dobrze ją przedstawia:
http://czajniczek-pana-russella.blogspot.com/2012/04/sinusoida-juliana-krzyzanowskiego.html
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
No po nic, w tym właśnie rzecz. Historię w szkole traktuje się po prostu jak patriotyczną propagandę i nic więcej: byliśmy zajebiści, rozjebywaliśmy Krzyżaków i jakichś Turasów, a potem wszyscy się na nas uwzięli i rozgrabili, ale wtedy byliśmy jeszcze bardziej zajebiści, bo się nie daliśmy, a Drzymała mieszkał w wozie kempingowym. O reszcie mówi się wspomnianymi przez Ciebie, ogólnikami. Że w Rzymie mieli Forum a w Atenach Akropol. I pięknie było.
Nawet mainstream to przyznaje:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,...zkole___Obecnie_prowadza_do_prostackiego.html
Lekcje historii w szkole. "Obecnie prowadzą do prostackiego wartościowania: kto kocha ojczyznę, ten jest dobry"
Piotr Markiewicz
24.02.2014 , aktualizacja: 27.02.2014 16:16

- Dzisiejsze lekcje historii prowadzą do infantylizmu moralnego - uważa dr Piotr Laskowski, nauczyciel historii. Jego zdaniem to, co jest przekazywane uczniom na tych lekcjach, wykształca przekonanie, że kto kocha ojczyznę i niepodległą Polskę, ten jest dobry. Kto jej nie kocha - jest zły. Innego zdania jest ekspertka MEN, która w dyskusji w TOK FM przekonywała, że jest pole do dyskusji z uczniami.


Co ma umieć uczeń po lekcjach historii? Według podstawy programowej - wskazać chronologię wydarzeń historycznych, potrafić analizować źródła historyczne i umieć "tworzyć narrację historyczną". Pytanie tylko, jak to się łączy z treściami, które uczeń poznaje na lekcjach historii. I to nie chronologią wydarzeń, lecz ich interpretacją. - Na pewno polityka historyczna morduje historię w wydaniu szkolnym. Ten przedmiot z trudem można nazwać historią. Historii w szkole po prostu nie ma - uważa dr Piotr Laskowski, nauczyciel historii.

Zdaniem gościa TOK FM, pojawiające się stereotypowo narzekanie, że kiedyś nauka historii wyglądała lepiej, jest niesłuszne. - Historia w szkołach jest taka sama - spełnia funkcję przede wszystkim ideologiczną. Przekazuje komunikat, że świat jest niezmienialny. W wydaniu polskim jest dodatkowo nasycona patriotycznym sosem: sens dziejów to powstanie wolnej Polski i od momentu, kiedy Polska jest wolna, nic nie może się zmienić - stwierdził historyk w audycji Hanny Zielińskiej.

W jego opinii takie przekazywanie historii, jak jest obecnie, prowadzi do "infantylizmu moralnego". - Pojawia się prostackie wartościowanie, że kto kocha ojczyznę i niepodległą Polskę, ten jest dobry. Kto jej nie kocha - jest zły. Ta historia szkolna nie daje uczniom i uczennicom żadnych narzędzi do mierzenia się ze światem. Nie niesie z sobą absolutnie fundamentalnej w myśleniu i prostej zarazem rzeczy: przekazu, że inni ludzie są... inni - stwierdził Laskowski.

Czego ma uczyć historia?

Podstawa programowa dostępna na stronach Ministerstwa Edukacji Narodowej dość sucho opisuje, co po każdym etapie kształcenia uczeń ma wiedzieć. Przeważnie są to fakty historyczne czy ich wpływ na przebieg wydarzeń - prawie zawsze wokół dużych wydarzeń historycznych. To jednak - zdaniem Laskowskiego - nie wyczerpuje tego, co uczniowie mogą wyciągnąć z lekcji historii.

- Historia daje nam dostęp do innych ludzi, i to nie tylko tych wielkich. To, co jest całkowicie nieobecne w programie historii Polski, to jest kondycja większości naszych przodków, którzy nie byli królami, hetmanami wielkimi koronnymi itd. W programie nie ma prawie w ogóle np. kobiet, nie ma też za dużo chłopów - wytykał w TOK FM nauczyciel. I podał konkretny przykład: 150-lecie zniesienia pańszczyzny.

- To było wydarzenie, które dotknęło ogromną większość ludzi w zaborze rosyjskim. Zniesienie pańszczyzny oznaczało wyjście z kondycji niewolniczej, skazania na darmową pracę na rzecz szlacheckiego pana. Na lekcji historii trzeba to powiedzieć. Problem w tym, że zostaje zamieszczone to w kluczu, gdzie ta informacja jest względnie nieważna - stwierdził gość Zielińskiej. I rzeczywiście - wg podstawy programowej, uczeń ma np.: "wyjaśniać cele i opisywać metody działań zaborców wobec mieszkańców ziem dawnej Rzeczypospolitej; charakteryzować i oceniać zróżnicowane postawy społeczeństwa wobec zaborców; porównywać warunki życia społeczeństwa w trzech zaborach w II połowie XIX w., uwzględniając możliwości prowadzenia działalności społecznej i rozwoju narodowego; przedstawiać główne nurty życia politycznego pod zaborami w końcu XIX w.".

Tylko czy nauczanie historii ma sens, jeżeli nie będzie oscylowało wokół "wielkich" wydarzeń historycznych? - Historia szkolna zatrzymała się na poziomie paradygmatu XIX-wiecznego - jest historią polityczno-militarną państwa i narodu - wytyka Laskowski i przywołuje słowa historyka Fernanda Braudela, według którego obecnie mamy do czynienia z historią zdarzeniową. - Czyli "pianą" historii. A powinniśmy zwracać uwagę chociażby na taką rzecz, jak rozwój kapitalizmu. Jak się zaczął, jak się zmienia - stwierdził nauczyciel.

"Szkoła jest potrzebna, ale do czegoś innego"

Z takim postrzeganiem nauczania historii nie zgadza się Małgorzata Szybalska z Departamentu Jakości Edukacji MEN. Jej zdaniem obowiązująca podstawa programowa wyczerpuje dużo z tego, o czym mówił Laskowski. - Porównując obecną podstawę programową nauczania historii z poprzednią, obszary, o których mówi dr Laskowski, są znacznie bardziej obecne. I to począwszy od klas 4-6, gdzie historia społeczna jest na pierwszym planie - odpowiadała Szybalska.

- W gimnazjum jest historia kultury i gospodarcza, a w liceum przedmiot historia i społeczeństwo ma właśnie charakter chronologiczno-problemowy. I można uczniów zapoznawać z powodzeniem z niepolitycznymi aspektami historii - dodała ekspertka MEN. Jednocześnie zaznaczyła, że prace nad obecną podstawą programową były związane ze spadkiem zainteresowania historią w szkołach. - W 2005 roku odsetek absolwentów, którzy przystępowali do matury z historii, wynosił 22 proc. W 2013 roku to już tylko 6 proc. - stwierdziła.

Szybalska dodała, że wraz ze zmieniającym się dostępem do wiedzy, zmieniać się musi rola nauczyciela w szkole i samej szkoły. - To, które wątki są akcentowane, które wydarzenia, które obszary - to wszystko obecnie zależy od nauczyciela. Jego rolą jest to, żeby zainteresować ucznia historią, pokazać różne perspektywy ocen wydarzeń historycznych. To rolą nauczyciela jest pomoc w zrozumieniu historii - zaznaczyła Szybalska w TOK FM.

- W mojej opinii ta podstawa programowa daje doskonałe narzędzia do tego, żeby uczyć samodzielności myślenia, tego krytycznego myślenia. Jestem tego przekonana - zadeklarowała gość Hanny Zielińskiej.
Z drugiej strony, może to lepiej - gdyby się zajęli historią gospodarczą, uczniowie pewnie dostaliby jakieś marksistowskie popłuczyny...
 
Do góry Bottom