Śmieszne newsy z rana

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
25.07.2020 19:13
Podyktował mu nawet treść. Od tego zależało, czy zakładnicy zostaną uwolnieni. 20 zakładników zostało uwięzionych przez terrorystę w autobusie w Łucku na Ukrainie. Do zdarzenia doszło we wtorek rano.
Policja poinformowała, że mężczyzna z bronią i ładunkami wybuchowymi zabarykadował się z pasażerami w autobusie w centrum Łucka. W środku znajdowały się kobiety i dzieci.
Negocjacje trwały kilka godzin. W międzyczasie udało się wypuścić część zakładników. Po 12 godzinach od porwania zakładnik poddał się i uwolnił pozostałą część pasażerów.

Dziś już wiemy nieco więcej na temat negocjacji, w których udział brał sam prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Prezydent telefonicznie rozmawiał z terrorystą. Jak pisze Niebezpiecznik, ten zażądał, aby głowa państwa poleciła na Facebooku obywatelom film “Earthlings”.
Film dokumentalny stworzony, by uświadomić przeciętnego człowieka, w jaki sposób współczesna cywilizacja wykorzystuje zwierzęta do własnych celów - głosi jego opis na Filmwebie.
Na profilu prezydenta rzeczywiście pojawiła się rekomendacja. Przywódca Ukrainy napisał, że każdy obywatel powinien zobaczyć “Earthlings”. To właśnie po tym terrorysta zgodził się wypuścić zakładników.
Według agencji Reuters sprawca był "niezadowolony z systemu na Ukrainie" i uważał, że to państwo jest największym terrorystą.
Cała historia przypomina pierwszy odcinek "Black Mirror", kiedy to premier Wielkiej Brytanii był szantażowany przez terrorystę i zmuszony do zgwałcenia świni. Tutaj żądania porywacza były inne, ale rodzi się pytanie: jak daleko może posunąć się osoba, która decyduje się wejść w układ z terrorystami?
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Wczoraj, 29 lipca (10:46)
Rządowe wsparcie dla firm walczących o przetrwanie w dobie koronawirusa obecne jest w wielu krajach i, jak się okazuje, w niektórych pozwala nawet na spełnianie swoich motoryzacyjnych marzeń. Krótkotrwałe, ale jednak.
Pewien mieszkaniec Florydy złożył jakiś czas temu wniosek o rządowe wsparcie związane z epidemią koronawirusa. 29-latek podał w nim, że jest właścicielem czterech firm i zatrudnia w sumie 70 osób. Na ratowanie swoich biznesów chciał otrzymać 13,5 miliona dolarów! Ostatecznie otrzymał tylko 3,9 miliona, co i tak jest kwotą niebotyczną, szczególnie na polskie warunki.
Mężczyzna nie zamierzał jednak inwestować w utrzymanie na rynku swoich firm. Zamiast tego przeprowadził się do luksusowego hotelu w Miami Beach i ruszył na zakupy do markowych sklepów. Ukoronowaniem jego zakupowego szaleństwa była wizyta w salonie Lamborghini, gdzie za 320 tys. dolarów kupił niebieskiego Huracana. Na pensje dla pracowników nie wydał natomiast nic.
Długo się też nie nacieszył swoim nowym życiem. Został aresztowany i postawiono mu zarzut składania fałszywych wniosków o pomoc rządową. Władze przejęły 3,4 mln dolarów, jakich jeszcze nie zdążył roztrwonić i zajęły jego nowy samochód. Teraz grozi mu nawet 70 lat więzienia! Chyba nie było warto.

Gość wie, jak walczyć z systemem. Szkoda, że nie znalazł lepszego pomysłu na to, żeby nie odzyskali w ogóle tych pieniędzy. Chylę czoła.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Przecież im nie chodzi o to, że są filmy z udawanymi gwałtami, tylko o to, że zdarzają się przypadki automatycznego, platformowego stręczycielstwa nieletnich z racji słabej weryfikacji.

Fapowanie do materiałów z PH nie powinno być tak ważne, aby w odruchu obronnym zniekształcać motywy działania osób, które chcą podnieść rękę na ten serwis. ;)
 

kompowiec

freetard
2 567
2 622

Państwo nie umie into internet, Fat miał racje btw. ;)
WHO zakłada gorącą linię o pandemii na WhatsAppie (aplikacja Facebooka), brytyjski rząd testuje obywateli na obecność wirusa dzięki wsparciu logistycznemu Amazona, a w całej Europie aplikacje do śledzenia kontaktów korzystają z otwartego protokołu Google i Apple. Pandemia uwypukliła to, o czym już wiedzieliśmy – wielkie internetowe platformy stanowią infrastrukturę publiczną i to taką, nad którą rządy nie mają kontroli. Według Jana Zygmuntowskiego, ekonomisty z think-tanku Instrat i Akademii Koźmińskiego, monopole mają długą historię relacji z władzą, ale jeszcze nigdy państwa nie były od nich tak uzależnione: „Jeżeli radykalnie nie ograniczymy władzy platform, ta sytuacja skończy się wielkim wyrównywaczem* – wojną lub rewolucją”. Co może zatrzymać „pochód platform”? Zapraszamy na ostatni przed dłuższą przerwą odcinek podcastu Panoptykon.4.0. Słyszymy się ponownie we wrześniu.

*Termin zapożyczony od Waltera Scheidela, historyka z Uniwersytetu Stanford.

Gapple – wspólny protokół Google’a i Apple’a pozwolił państwom na rozwijanie aplikacji do monitorowania kontaktów społecznych. Protokół miał być opublikowany, ale już wiemy, że firmy nie pokażą nam „interfejsu programisty”, choć wciąż toczy się rozmowa o tym, aby zgodziły się na jego audyt. Google i Apple wykorzystują federative learning – zamiast budować wielką bazę danych wszystkich użytkowników, mogą testować pewne rozwiązanie na ich urządzeniach końcowych. Nie możemy mieć pewności, że system, który powstał by pomóc w opanowaniu pandemii, nie zostanie wkrótce wykorzystany do budowania kolejnych usług technologicznych gigantów.

Relacje między państwami a monopolistami zawsze były zażyłe, ale nigdy państwo nie było aż tak zależne od firm. Według Jana Zygmuntowicza stoimy u progu technokapitalizmu – akumulacja kapitału w ręku firm technologicznych jest tak duża, że muszą one przejąć kompetencje państwa. Choć cyfrowi giganci technologiczni nie zarządzają szpitalami ani nie zamykają nas na przymusowych kwarantannach, coraz mocniej interesują się naszym zdrowiem. Nie wiemy, jak wykorzystają gromadzone na nasz temat dane, ale możemy wyobrazić sobie sytuację, w której sprzedadzą je ubezpieczycielom i w ten sposób będą regulować dostęp poszczególnych osób do usług medycznych.

Według Jana Zygmuntowskiego ta niezdrowa zażyłość prowadzi nas wprost do powtórki z historii i „wielkiego wyrównywacza”, czyli wojny lub rewolucji, która na lata zamrozi postęp technologiczny. Jedyna bezpieczna droga wiedzie przez regulacje, a przepisy krajowe mogą być równie (jeżeli nie bardziej) ambitne, co te unijne. Jako przykład cytuje progresywne pomysły organów ds. ochrony konkurencji i konsumenta oraz wyrok włoskiego sądu, który zmusił Facebooka do zmiany swojego wprowadzającego w błąd hasła („Facebook is free and always will be” - Facebook jest darmowy i zawsze taki pozostanie).

Na poziomie europejskim widać już ogromną zmianę w myśleniu. W niedawnym głosowaniu w Parlamencie Europejskim 503 na 701 posłów zagłosowało za zakazem personalizowanej reklamy w Internecie, rzucając tym samym wyzwanie cyfrowym gigantom. W rozmowie o nadchodzących regulacjach pojawia się zupełnie nowe podejście. Obok listy czarnych praktyk, która obejmie reklamę personalizowaną, preferowanie własnych usług czy fakt narzucania reguł gry przez dominujące systemy operacyjne twórcom aplikacji, rozważane są twarde zakazy skierowane do konkretnych firm – Facebooka czy Ubera.

Nowa regulacja, według Jana Zygmuntowskiego powinna wymusić na platformach interoperacyjność oraz doprowadzić do stworzenia wspólnych przestrzeni danych. Te wspólne przestrzenie, tzw. „wspólnice”, pozwalałyby na tworzenie usług publicznych o dużej wartości. Z kolei interoperacyjność oznaczałaby, że użytkownik mógłby dostosować usługi oferowane przez platformy do swoich potrzeb. Przykładowo zamiast równolegle korzystać z sieci społecznościowej do kontaktów towarzyskich, do pracy i do kontaktów akademickich, mógłbym mieć usługę, która pozwala mi funkcjonować we wszystkich tych sieciach. Jan Zygmuntowski podkreśla, że radykalne ograniczenie władzy platform to jedyna droga. „Czas przestać się łudzić, że możemy doprowadzić do sytuacji win – win. Świat nie jest rynkiem, świat jest polem władzy”. Mamy przed sobą trzy scenariusze. W pierwszym staramy się usunąć platformy za wszelką cenę, w drugim silnie regulujemy platformy, a w trzecim pozwalamy im dalej wyzyskiwać dane. Ale to, jak wiemy z historii, prowadzi do załamania systemu i wielkiego wyrównywacza. Czy naprawdę mamy wybór?
 
D

Deleted member 6905

Guest

Centra Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) w USA alarmują, że Amerykanie zaczęli pić środki do dezynfekcji rąk. Z tego powodu zmarły już co najmniej cztery osoby. U kilkunastu innych wystąpiły zaburzenia wzroku i napady padaczkowe.

Z informacji krajowego Centrum Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) wynika, że od maja do czerwca w Arizonie i w Nowym Meksyku po wypiciu płynów do dezynfekcji rąk do szpitali trafiło 15 dorosłych osób w wieku od 21 do 65 lat. Stwierdzono u nich zatrucie metanolem.

Cóż, debili nigdzie nie brakuje, ale jeśli idzie o Amerykanów to są szczyty. Ostatnio widziałem oficjalną instrukcję CDC co do czasu mycia rąk. Według nich ręce należy szorować 20 sekund, ale jak to odmierzyć? Ano, należy zaśpiewać dwa razy "happy birthday" podczas mycia łap :) Skoro trzeba im dawać takie wskazówki to znaczy, że z poziomem intelektualnym naprawdę musi być bardzo źle.
 
D

Deleted member 6905

Guest

Daewoo Matizem, a raczej tym, co z niego zostało, jechał sobie łódzki kierowca. Miał 1,8 promila alkoholu we krwi.
Blisko 1,8 promila alkoholu w organizmie miał 25-letni mieszkaniec powiatu tomaszowskiego, którego zatrzymali do kontroli funkcjonariusze Wydziału Ruchu Drogowego tomaszowskiej komendy. Mężczyzna poruszał się po drodze publicznej samochodem, który zwrócił uwagę policjantów gdyż… nie posiadał tylnego zderzaka, pokrywy bagażnika, pokrywy silnika, tylnych świateł, tablicy rejestracyjnej ani drzwi.

9 sierpnia 2020 roku około godziny 15:00 w miejscowości Wykno policjanci z tomaszowskiej drogówki zauważyli samochód osobowy marki Daewoo Matiz, który swoim nietypowym wyglądem zwrócił ich uwagę.
Postanowili skontrolować pojazd. Na widok radiowozu kierujący Matizem wyskoczył z auta przez otwór po brakujących tylnych drzwiach i został zatrzymany. W aucie znajdował się jego 31-letni znajomy. Po sprawdzeniu stanu trzeźwości kierującego ustalono, że ma on 1,76 promila alkoholu w organizmie.
Mężczyzna nie posiadał uprawnień do kierowania pojazdami, a samochód, który prowadził, nie był dopuszczony do ruchu. Matiz miał usunięte numery VIN. Za popełnione wykroczenia 25-latek ukarany został trzema mandatami. Mężczyzna spędził noc w policyjnym areszcie. Po wytrzeźwieniu usłyszy zarzuty kierowania pojazdem w stanie nietrzeźwości oraz zarzut usunięcia znaków identyfikacyjnych pojazdu. Za popełnione przestępstwa grozi mu kara do 3 lat pozbawienia wolności

Twardziel :)
 
D

Deleted member 6610

Guest
Utknął w dziurze uciekając z więzienia.
1597160594863.png

28-latek Rafael Valadao został aresztowany za kradzież. Osadzono go w więzieniu w Ceres, w centralnej Brazylii w stanie Goias.
Razem z kolegą wykopali dziurę w ścianie celi, używając metalowej rury z więziennego prysznica. Kolega uciekł. Rafael przecisnął masywne barki i tułów przez dziurę w ścianie, ale biodra utknęły w dziurze. Okazał się zbyt gruby, by wydostać się na wolność. Co gorsza, złodziej nie mógł wrócić do celi. Znaleźli go strażnicy bo wzywał pomocy. Musieli poszerzyć otwór, by wydobyć więźnia.

1597160840279.png

 
D

Deleted member 6905

Guest

– Poleciałem z delegacją i niestety zarówno ja, jak i sprawozdawca do spraw Białorusi Petras Austrevicius z Litwy nie zostaliśmy wpuszczeni na terytorium Białorusi – poinformował w „Faktach po Faktach” Robert Biedroń.
Przewodniczący delegacji europarlamentu ds. relacji z Białorusią relacjonował, że bez powodu został „cofnięty” do Wilna. Jego towarzysz nie mógł nawet wejść na pokład samolotu. – Ja doleciałem do Mińska i mnie nie wpuszczono – opowiadał Biedroń. Stwierdził, że cała sytuacja to prawdopodobnie „prowokacja ze strony Alaksandra Łukaszenki”.
„Władze graniczne właśnie poinformowały mnie, że jako osoba niepożądana muszę natychmiast opuścić terytorium Białorusi. Panie Łukaszenka, nie powstrzyma nas to przed dalszym wspieraniem białoruskiego społeczeństwa” – napisał na Twitterze Robert Biedroń. Dodał wezwanie: „Niech żyje Białoruś”.
Plany Roberta Biedronia

Wcześniej europoseł zapowiadał, że planuje spotkania z aresztowanymi. – Odwiedzimy szpitale, w których leżą poszkodowani podczas tłumienia manifestacji. Spotkamy się również z opozycją i niezależnymi mediami – mówił Robert Biedroń na konferencji w Sejmie. – Oczekujemy stanowczej reakcji unijnych instytucji. Oczekujemy uwolnienia wszystkich więźniów politycznych. Konkretnych sankcji, które uderzą w reżim Aleksandra Łukaszenki i wszystkich, którzy współpracują z tym reżimem – postulował.
 
D

Deleted member 6905

Guest

Wielka impreza w Wuhan. Uczestnicy stłoczeni i bez maseczek
Tysiące osób wzięły udział w festiwalu muzyki elektronicznej zorganizowanym na terenie parku wodnego w chińskim Wuhan - mieście, w którym po raz pierwszy pojawił się nowy koronawirus SARS-CoV-2, który następnie rozprzestrzenił się po świecie. Jak pokazują zdjęcia z wydarzenia, uczestnicy nie nosili maseczek ochronnych ani nie utrzymywali dystansu społecznego.

W weekend park wodny Maya Beach w Wuhan odwiedziły tłumy. Ubrani w stroje kąpielowe ludzie ramię w ramię kołysali się w rytm muzyki elektronicznej, chłodząc się w wodzie sięgającej pasa. Część gości wypoczywała na dmuchanych pontonach, które szczelnie wypełniły basen przed sceną.

Impreza tej skali jest nie do pomyślenia w wielu regionach świata, wciąż walczących z koronawirusem. Jak dotąd na świecie potwierdzono ponad 21,88 milionów przypadków SARS-CoV-2, w tym 774 tys. śmiertelnych. Codziennie liczba zakażonych wzrasta o kilkadziesiąt tysięcy.

W Wuhan, w którym pierwotnie pojawił się koronawirus, życie powoli wraca do normy. W mieście nie odnotowano nowego przypadku SARS-CoV-2 od połowy maja.
Park wodny w Wuhan został ponownie otworzony pod koniec czerwca, jednak gości odstraszał deszcz. Na początku sierpnia liczba odwiedzających osiągnęła poziom ok. 50 proc. tej sprzed roku, wynika z danych wydawanego w prowincji Hubei dziennika, kontrolowanego przez Komunistyczną Partię Chin. Według gazety, obecnie w soboty i niedziele park odwiedza średnio 15 tys. osób dziennie.

Pierwszym dużym ogniskiem epidemii koronawirusa był targ z owocami morza w Wuhan, który władze zamknęły 1 stycznia w związku z rozpowszechnianiem się choroby.
Na początku stycznia władze Chin oficjalnie przyznały, że zachorowania w Chinach powoduje nowy wirus z rodziny koronawirusów - wirusów odzwierzęcych (inne znane wirusy z tej rodziny to m.in. SARS i MERS).

Istnieje hipoteza, że wirus przeniósł się ze zwierząt na człowieka w wyniku jedzenia mięsa dzikich zwierząt: nietoperzy, węży lub łuskowców.
Objawy COVID-19, choroby wywoływanej przez koronawirus to gorączka, kaszel, ból mięśni, osłabienie. W ponad 80 proc. przypadków przebieg choroby jest łagodny i przypomina przebieg grypy. WHO szacuje śmiertelność nowego koronawirusa na poziomie ok. 3,4 proc. (w przypadku grypy - 0,1 proc.).

W grupie podwyższonego ryzyka w związku z epidemią koronawirusa są osoby starsze lub cierpiące na choroby przewlekłe. Zarażenie się wirusem ma natomiast zwykle bardzo łagodny przebieg u dzieci.
Jak dotąd na świecie potwierdzono ponad 21,88 milionów przypadków koronawirusa, w tym 774 tys. śmiertelnych.

Wygląda na to, że Chińczycy mają już wywalone na tego wirusa.
 
D

Deleted member 6905

Guest

Policja zatrzymała w miejscowości Cangas de Onis na północy Hiszpanii dwóch mężczyzn spacerujących bez maseczek. Jeden z nich zaczął udawać psa i twierdził, że nie musi osłaniać twarzy - poinformował dziennik "El Comercio".

Maseczki są obowiązkowe w przestrzeni publicznej nawet wtedy, kiedy można zachować bezpieczną, dwumetrową odległość. Wydawany w Asturii "El Comercio" napisał w niedzielę, że hiszpańska policja spotyka się z wieloma wymówkami ze strony osób, które nie zakładają maseczek, takimi jak roztargnienie, chęć zapalenia papierosa czy alergia, ale sytuacja w Cangas de Onis w Asturii przeszła wszelkie ich oczekiwania.

Mężczyźni bez maseczek zostali zatrzymani na centralnej ulicy Cangas de Onis. Na wielokrotne żądanie funkcjonariuszy, aby dostosowali się do przepisów i założyli maseczki, jeden z mężczyzn rzucił się na ziemię i – ku zdumieniu policjantów - zaczął udawać psa: chodził na czworakach, szczekał, a nawet podniósł nogę jak załatwiające się zwierzę.

- Powiedział, że jest psem i nie musi zakładać maseczki - relacjonował burmistrz miasteczka Jose Manuel Gonzalez Castro.

Mężczyźni wywołali sensację wśród przechodniów, którzy nagrali incydent.

Policjanci zwrócili się o dodatkowe siły do Gwardii Cywilnej, powstrzymali razem "psi spacer" i przewieźli mężczyzn na komisariat. Oprócz braku maseczek zarzuca im się zakłócenie porządku publicznego. Każdemu z nich grozi ponad 600 euro grzywny.

Według źródeł lokalnej policji, obaj mężczyźni są mieszkańcami Asturii i w momencie incydentu byli nietrzeźwi.

Burmistrz Cangas de Onis zapewnił, że mieszkańcy w większości dostosowują się do przepisów i zakładają maseczki. Lokalne władze zatrudniły w tym celu prywatną ochronę na rynku i dwóch informatorów, którzy obserwują miejsca odwiedzane przez turystów.
 
D

Deleted member 7005

Guest
Masz kurę? Kup jej muskularne ramiona. Po założeniu będzie wyglądała dostojnie ... ...



1599991834878.png




 

myname

Active Member
307
218
Wczoraj, 29 lipca (10:46)
Rządowe wsparcie dla firm walczących o przetrwanie w dobie koronawirusa obecne jest w wielu krajach i, jak się okazuje, w niektórych pozwala nawet na spełnianie swoich motoryzacyjnych marzeń. Krótkotrwałe, ale jednak.
Pewien mieszkaniec Florydy złożył jakiś czas temu wniosek o rządowe wsparcie związane z epidemią koronawirusa. 29-latek podał w nim, że jest właścicielem czterech firm i zatrudnia w sumie 70 osób. Na ratowanie swoich biznesów chciał otrzymać 13,5 miliona dolarów! Ostatecznie otrzymał tylko 3,9 miliona, co i tak jest kwotą niebotyczną, szczególnie na polskie warunki.
Mężczyzna nie zamierzał jednak inwestować w utrzymanie na rynku swoich firm. Zamiast tego przeprowadził się do luksusowego hotelu w Miami Beach i ruszył na zakupy do markowych sklepów. Ukoronowaniem jego zakupowego szaleństwa była wizyta w salonie Lamborghini, gdzie za 320 tys. dolarów kupił niebieskiego Huracana. Na pensje dla pracowników nie wydał natomiast nic.
Długo się też nie nacieszył swoim nowym życiem. Został aresztowany i postawiono mu zarzut składania fałszywych wniosków o pomoc rządową. Władze przejęły 3,4 mln dolarów, jakich jeszcze nie zdążył roztrwonić i zajęły jego nowy samochód. Teraz grozi mu nawet 70 lat więzienia! Chyba nie było warto.

Gość wie, jak walczyć z systemem. Szkoda, że nie znalazł lepszego pomysłu na to, żeby nie odzyskali w ogóle tych pieniędzy. Chylę czoła.

Tak, a ciekawe ile mu państwo przez wszystkie lata zabrało?Kto daje i zabiera się w piekle poniewiera.Jak przyznali to niech robi sobie co chcę z pieniędzmi trzeba wprowadzić socjalizm dobrobytu i finansować jak operacje piersi w UK.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736

09.10.2020 12:52

W roku 2019 doszło do historycznego wydarzenia. Po raz pierwszy pracownikom firmy HCL America udało się stworzyć związek zawodowy (wraz z United Steelworkers). HCL America zajmuje się m.in. tzw. usługami outsourcingowymi, a więc pracują jako podwykonawcy dla dużych firm z branży technologicznej. Pracownicy firmy są zatrudnieni w firmach takich, jak Google. Narodowa Rada ds. Stosunków Pracy, czyli państwowy organ regulujący związki zawodowe dopatrzył się jednak tutaj złośliwego działania firmy HCL w odwecie za stworzenie związku. W wyniku tego kontraktorzy HCL America zostali zastąpieni pracownikami polskiego oddziału HCL w Krakowie.
Niemal dwie trzecie z 80 podwykonawców Google z Pittsburgha opowiedziało się za stworzeniem związku zawodowego. Duża z nich część to analitycy Google Shopping. Pracownicy mieli swoje powody do tego, aby zorganizować się zawodowo, a lista oskarżeń przeciwko menedżerom HCL jest bardzo długa i sięga czasów sprzed zorganizowania związku zawodowego.

Związek zawodowy zaszkodził kontraktorom Google

Amerykańska firma miała rzekomo przekazać pracownikom, że stworzenie związku zawodowego spowoduje opóźnienie podwyżek i awansów, jak również będzie ograniczać dystrybucję insygniów związku zawodowego w miejscu pracy. Co więcej, podobno padły także groźby wdrożenia surowszych zasad pracy, jeśli pracownicy opowiedzą się za stworzeniem związku zawodowego.
Warto tutaj podkreślić, że w Ameryce obowiązuje krajowa ustawa o stosunkach pracy z 1935 roku, która zabrania pracodawcom podejmowania działań w odwecie na pracowników, którzy podejmują się stworzenia związków zawodowych.

Amerykanów zastępują Polacy. Prawdopodobnie chodzi o koszty zatrudnienia

Niestety w HCL America, jakiś czas po stworzeniu związku zawodowego, doszło do wielu zwolnień osób zatrudnionych w Google. Firma HCL postanowiła przekazać te stanowiska Polakom w krakowskim oddziale firmy. Co więcej, HCL od tamtego czasu znajduje zatrudnienie dla nowych podwykonawców Google wyłącznie w swojej polskiej firmy.
Część ekipy HCL America zatrudnionej przez Google utrzymało się na swoich posadach, ale ich liczba systematycznie spada, podczas gdy HCL obecnie rekrutuje personel wyłącznie do krakowskiego oddziału. Można spekulować, że w tym wszystkim chodzi o zmniejszenie kosztów zatrudnienia. Według związkowców firma HCL w ogóle nie starała się niczego konsultować z pracownikami.
Według serwisu VICE, odkąd utworzono w HCL związek zawodowy w 2019 roku, pracownicy wchodzący w jego skład mieli trudniejszy dostęp do urlopów, firma wprowadziła także bardziej restrykcyjną etykietę ubioru bez konsultacji ze związkiem.
Ponadto jak utrzymuje Joshua Borden, jeden ze związkowców, HCL odmawia podawania informacji takich do negocjacji zbiorowych, takich jak historia podwyżek, lista pracowników i ich nadzorców, dokumentów dotyczących polityki personalnej firmy oraz listy benefitów dla pracowników.
- Jest to dla nas bardzo frustrujące. Bardzo zależy nam na negocjacjach, podczas gdy firma ciągle nas okłamuje. To dla nas oczywiste, że w ogóle nie zależy im na współpracy ze związkiem zawodowym – powiedział Borden, który skarżył się, że wiele negocjacji zostało odwołanych w ostatniej chwili.
Rozstrzygnięcie sprawy może nastąpić 9 lutego 2021 r., gdy Narodowa Rada ds. Stosunków Pracy rozpocznie postępowanie (oraz przesłuchanie) w sprawie naruszenia przez HCL krajowej ustawy o stosunkach pracy z 1935 roku.
Teraz już wiecie, dlaczego Francuzi tak bardzo obawiali się polskiego hydraulika... ;)
 

NoahWatson

Well-Known Member
1 297
3 200
Rosja chce wejść na rynek szczepionek xD
Russians spread fake news over Oxford coronavirus vaccine
The crude theme of the distorted images is that the vaccine, millions of doses of which will be manufactured by the pharmaceutical giant Astrazeneca, could turn people into monkeys because it uses a chimpanzee virus as a vector. The campaign is being targeted at countries where Russia wants to sell its own Sputnik V vaccine, as well as western nations.
 
Do góry Bottom