Ostateczne uzasadnienie etyki Rothbardowskiej

Att

Manarchista
286
495
Problem w tym, że ci ludzie już nie żyją. Mówimy o żyjących i to żyjący mogą przedstawić dowody, że coś do nich powinno należeć. I tu można zastosować aksjomaty. Ktoś przy pomocy elementu kryminalnego lub państwowego coś uzyskał czyimś kosztem (dokonał agresji), to mu się to zabiera.
No jasne, że możemy stosować NAP. Jest on bardzo prosty, praktyczny i łatwy do zaakceptowania. Natomiast wynika on z naszej umowy, tak jak i aktualne prawa własności.
Patrz moje posty wcześniej, te o fenotypie rozszerzonym i podobnym zachowaniu różnych gatunków, w celu przetrwania biologicznego.
Jasne, sam dobrze wiem, że człowiek nie jest tabula rasa, istnieje coś takiego jak natura człowieka, a chęć posiadania własności stanowi element tej natury. Nie sprawia to jednak, że prawo własności istnieje w sposób obiektywny. Tak samo jak w sposób obiektywny nie istnieje piękno. O pięknie można mówić, tylko jako o sumie subiektywnych opinij estetycznych różnych ludzi. A to, że te opinie często są zbieżne, nie jest niczym dziwnym - jesteśmy w końcu jednym gatunkiem. I to, że opinie te w kwestii własności są zbieżne nawet częściej, też nie powinno dziwić - opinie etyczne mają w końcu dla przetrwania gatunku większe znaczenie niż opinie estetyczne.
 

Lancaster

Kapłan Pustki
1 148
1 113

Ale o którym konkretnym przypadku mówisz? Świat w którym nikogo nie obowiązują zasady nie jest światem w którym obowiązuje moralność. Poza tym to, że nie obowiązują tam zasady nie zmienia to faktu, że krzywdzenie ludzi jest złe. Prawo musi się na czymś opierać i lepiej jak jest to obiektywna moralność, niż prawo silniejszego. A gdyby libertarianom udało się "narzucić" wszystkim libertariańską etykę, nie powinno przeszkadzać to tym którym nie przeszkadza prawo silniejszego.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Z ostatecznymi uzasadnieniami etyk jest dokładnie tak samo jak z dowodami na istnienie Boga - można tego tworzyć setki, a i tak w końcu oponentów się tym nie przekona, co więcej - oni sobie znajdą kontr-dowody i kontr-uzasadnienia. Jeśli kogoś jedno i drugie jest w stanie do czegoś przekonać, to znaczy, że albo działa na niego magia słów, albo nie za bardzo się orientuje w temacie i nie ma pojęcia o tym, że tego rodzaju "dowody" stanowią już tylko kwiatek w butonierce - są pustą dekoracją.

Albo przekonuje nas do siebie dana etyka i uznajemy ją za zgodną ze swoim sumieniem, przy okazji doceniając jej wartość ze względu na konsekwencje jej zastosowania w praktyce - albo nie. Dodatkowe próby uzasadnienia z jakiego powodu powinniśmy ją przyjąć, są filozoficznym marketingiem - nalepką informującą o promocji. Tyle.
 

Att

Manarchista
286
495
Ale o którym konkretnym przypadku mówisz? Świat w którym nikogo nie obowiązują zasady nie jest światem w którym obowiązuje moralność. Poza tym to, że nie obowiązują tam zasady nie zmienia to faktu, że krzywdzenie ludzi jest złe. Prawo musi się na czymś opierać i lepiej jak jest to obiektywna moralność, niż prawo silniejszego. A gdyby libertarianom udało się "narzucić" wszystkim libertariańską etykę, nie powinno przeszkadzać to tym którym nie przeszkadza prawo silniejszego.
O tych z akapitu poprzedzającego ten, który Ty przytoczyłeś.
 

Lancaster

Kapłan Pustki
1 148
1 113
Rozważmy etykę, według której ludzie są absolutnymi właścicielami połowy czasu, w którym są na nogach, oraz są zmuszeni spędzać resztę czasu, pracując dla innych; osiem godzin dziennie wystarczy na całkiem obszerne dyskusje filozoficzne. Albo rozważmy etykę, według której musimy przez cały swój czas pracować dla innych, przy czym argumentowanie za tą etyką klasyfikuje się jako praca dla innych.

Masz na myśli to? Jeśli tak to kto w tym systemie karze "pracować dla innych"? Osoba/grupa osób, które każą pracować dla innych stoją prawnie ponad tymi osobami, które są do tego zmuszane. Tak więc, ta "etyka" nie jest obiektywna, bo nie dotyczy wszystkich albo w przypadku, w którym dotyczy wszystkich jest po prostu prawem silniejszego. Na czym praca dla innych ma polegać? Czy w takim społeczeństwie mogę powiedzieć dowolnej dziewczynie, żeby pracowała dla mnie swoją dupą? Jeśli nie, to znowu taka etyka nie jest obiektywna, bo ktoś może mnie do czegoś zmuszać, a ja nie mogę zmuszać go do czegoś innego. Jak już mówiłem etyka musi być obusieczna, "cokolwiek zrobisz innym, może zostać zrobione tobie". Wtedy dopiero można mówić o moralności. Libertariańska etyka to spełnia, a jak wykazałem, nie ma tego w etyce, którą ty pokazałeś. Immoralizm to brak moralności, więc nie może on być moralnością obiektywną.
 

Att

Manarchista
286
495
Masz na myśli to? Jeśli tak to kto w tym systemie karze "pracować dla innych"? Osoba/grupa osób, które każą pracować dla innych stoją prawnie ponad tymi osobami, które są do tego zmuszane. Tak więc, ta "etyka" nie jest obiektywna, bo nie dotyczy wszystkich albo w przypadku, w którym dotyczy wszystkich jest po prostu prawem silniejszego. Na czym praca dla innych ma polegać? Czy w takim społeczeństwie mogę powiedzieć dowolnej dziewczynie, żeby pracowała dla mnie swoją dupą? Jeśli nie, to znowu taka etyka nie jest obiektywna, bo ktoś może mnie do czegoś zmuszać, a ja nie mogę zmuszać go do czegoś innego. Jak już mówiłem etyka musi być obusieczna, "cokolwiek zrobisz innym, może zostać zrobione tobie". Wtedy dopiero można mówić o moralności. Libertariańska etyka to spełnia, a jak wykazałem, nie ma tego w etyce, którą ty pokazałeś. Immoralizm to brak moralności, więc nie może on być moralnością obiektywną.
Ojj Lancaster, trochę się pospieszyłeś z tym słowem "wykazałem".
Co to w ogóle za wniosek, że jest jakaś grupa osób, która karze pracować dla innych? Skąd Ci się to wzięło?? Równie dobrze można stwierdzić, że skoro przyjmujemy NAP, to musi istnieć jakaś grupa osób, która każe stosować NAP. Etyka, w której każdy musi pracować dla innych jest jak najbardziej obusieczna i nikogo nie wyróżnia...
 

Lancaster

Kapłan Pustki
1 148
1 113
Po pierwsze taka "etyka" jest niczym nie uzasadniona. Po co każdy ma pracować dla innych i co w tym moralnego? Po drugie skoro każdy, każdego może do takiej pracy zmusić to wracamy do punktu wyjścia, jest to inna forma immoralizmu. Bo pracą można nazwać wszystko (nawet zlecenie komuś, żeby się zabił można nazwać zleceniem pracy). Po trzecie z etyką nie ma to kompletnie nic wspólnego, bo zmuszanie kogoś do czegoś jest obiektywnie nie moralne (złe jest krzywdzenie ludzi, a przymus się w to wlicza). I na koniec jest to tak absurdalne i idiotyczne, że nie chcę tego dalej komentować.
 

Att

Manarchista
286
495
Hehe, ilu pomyj nie wylałbyś na tę, swoją drogą faktycznie bezsensowną, etykę, to tak czy siak obala ona Twoje twierdzenie, że "Poza etyką libertariańską nie ma żadnej innej etyki ponieważ etyka musi dotyczyć każdego." Ta etyka dotyczy każdego, a jeśli do definicji etyki zaczniesz dokładać następne założenia typu "Nie może być obowiązku pracy dla innych", to faktycznie otrzymasz rothbardianizm i Twoje odkrywcze twierdzenie sprowadzi się do tego, że "Tylko etyka rothbardiańska spełnia kryteria etyki rothbardiańskiej" :D
 
  • Like
Reactions: Gie

Lancaster

Kapłan Pustki
1 148
1 113
Ale jak powiedziałem, ta "etyka" o której piszesz to brak etyki, bo każdy może robić wszystko, ponieważ można do wszystkiego zmuszać innych (nic nie jest zakazane). A brakiem etyki nie możesz nazwać etyki. To tak jakbyś milczenie nazwał językiem. To jest intelektualny błąd. Ja nic nie dokładam. Napisałem na początku, że etyka zabrania krzywdzenia ludzi, a zmuszanie innych do robienia tego czego nie chcą zalicza się do tego. Mógłbyś się bardziej wysilić, bo ten przykład jest na "odwal się".
 

Att

Manarchista
286
495
Nie można zmuszać innych. Można (i trzeba) pracować dla innych. A nie ich krzywdzić i zmuszać do pracy na swoją korzyść.
 
P

Przemysław Pintal

Guest
Infoanarchizuje:
Wydaje się, że polskie środowisko libertariańskie jest dość mocno zaksjomatyzowane (a la Rothbard i Spooner). Sam lubię tego rodzaju racjonalistyczno-prawnonaturalne uzasadnienia teorii etycznych, ale myślę, że warto zawsze w tym kontekście pamiętać, że dla libertarianizmu istnieją też uzasadnienia m.in. utylitarne (Friedman junior i oczywiście sam Mises), eudajmonistyczne (Roderick Long), czy intuicjonistyczne (Michael Huemer). I co najważniejsze - nie są to stojące wobec siebie w opozycji konkurencyjne alternatywy, tylko stanowiska wzajemnie się uzupełniające i wzmacniające - ich wnioski są takie same, ale wiodące do nich różne drogi można ze sobą zestawić.

Innymi słowy - łamiący zasadę nieagresji nie tylko naruszają prawo naturalne i wikłają się w sprzeczności performatywne, ale też 1) uniemożliwiają bądź utrudniają jak największe bogacenie się wszystkich warstw społeczeństwa, 2) uniemożliwiają rozwój pozytywnych przymiotów charakteru (roztropność, sprawiedliwość, dobroczynność, itd.), a tym samym realizację klasycznie (arystotelesowsko) rozumianego szczęścia, i 3) działają wbrew najbardziej elementarnym intuicjom moralnym większości ludzi, odstępstwa od których najłatwiej wyjaśniać na bazie różnych iluzorycznych racjonalizacji, takich jak syndrom sztokholmski.

Myślę, że warto o tym pamiętać zwłaszcza w kontekście dyskusji z tymi, dla których uzasadnienia aksjomatyczne i prawnonaturalne okazują się zbyt abstrakcyjne i niezrozumiałe, albo zbyt filozoficznie kontrowersyjne.

http://www.jakubw.com/2014/08/o-roznych-uzasadnieniach-libertarianizmu.html
 

piezol

Jebać życie
1 257
4 229
Szczerze mówiąc, nie za bardzo widzę sens takiego tematu na libnecie.
Być może jestem dziwnym człowiekiem (na pewno jestem), ale ja nawet nie zastanawiam się, jaką "pozycję retoryczną" przyjąć argumentując zasadność libertarianizmu w starciu ze spierdoleniem umysłowym przeciętnego człowieka.
Jestem nieoczytany, nieelokwentny, nie potrafię "ujmować słowami ładnie, o co mi chodzi" (w żargonie naukowym to się nazywa anarcho - aspergeryzm), ale jednego jestem pewien: dla mnie istnieje jedyna słuszna droga - bezkompromisowej logiki, podejrzewam, że w ten sam sposób rozumuje ogromna większość użytkowników tego forum. I taka droga absolutnie się nie sprawdza! Bo gdy już jesteś blisko wytłumaczenia dosłownie wszystkiego, to ten spierdolony człowiek się zapyta: "a dlaczego według ciebie 2+2=4, mam ci uwierzyć na słowo?".
Jak dla mnie możliwe są dwie diagnozy "przyszłości libertarianizmu":
1. Albo jesteśmy hermetycznie zamkniętym społeczeństwem ludzi takich jak ja - aspergerolibnetowców - czyli ludzi potrafiących rozmawiać jedynie z osobami, które swoje myśli są w stanie wyrazić za pomocą logiki,
2. Są wśród nas (libertarian, a nie - userów libnetu!) ludzie, którzy swoją elokwencją porwą tłumy. Ale oni nie udzielają się na libnecie! To jest strasznie zamknięte społeczeństwo, 'ludzie już przekonani'. Ktoś kto ma przekonać ludzi, nie bawi się w pisanie z ludźmi, którzy mogą się kłócić co najwyżej o to, w którym miejscu Fritzl naruszył NAP.
I, co najważniejsze - tacy ludzie nie będą się odwoływali do żadnych "opisanych dróg retoryki"- ani utalitarystycznych, ani prawonaturalnych, nie będą pierdolić o żadnych aksjomatach, po prostu będą musieli się odwołać do najbardziej podstawowych ludzkich instynktów- czyli "to, co wypracowałeś, jest twoje", "twój dom jest twój", i tak dalej i tak dalej.
Dyskutować o różnych metodach retoryki możemy w ramach bitwy ekipy libnetu z lewakami z KP. I tak wygramy, ale co z tego. Niestety, to nic sprawie wolności nie przyniesie- ludzie będą dalej tam, gdzie byli. Ludziom niestety potrzebni są janusze korwiny.


Pamiętajcie, że wszystko piszę pod wpływem alkoholu :)
 
P

Przemysław Pintal

Guest
"a dlaczego według ciebie 2+2=4, mam ci uwierzyć na słowo?".

Dlaczego nikt nie przejmuje się tym, co pisałem w kilku postach? Że prawo własności, a raczej pojęcie własności i dominowania na określonym terytorium występuje u najdzikszych zwierząt. Człowiek to takie same bydle, tylko bardziej wredne. Sam termin prawo naturalne nie wziął się z dupy.
 

piezol

Jebać życie
1 257
4 229
Disclaimer: źle przeczytałem nazwę tematu (retoryki zamiast etyki). Poniższe kilka linijek nie ma żadnego związku z tematem. Czytasz na własną odpowiedzialność, najlepiej nie czytaj.


Dlaczego nikt nie przejmuje się tym, c pisałem w kilku postach? Że prawo własności, a raczej pojęcie własności i dominowania na określonym terytorium występuje u najdzikszych zwierząt. Człowiek to takie same bydle, tylko bardziej wredne. Sam termin prawo naturalne nie wziął się z dupy.
Bo ludzie, ulegający propagandzie plankton, mają to głęboko w dupie.
Widzisz, najgorsze jest to, że istnieją skurwione gnidy, które wmawiają ludziom, że akurat te konkretne zasady, istniejące od zawsze można naruszyć, bo takie jest właściwe postępowanie dla dobrobytu społeczeństwa. Widzisz, my możemy sobie na libnecie dyskutować o tym, że własność jest moralnie usankcjonowana, że każdy człowiek jest właścicielem własnego ciała, ale to nic nie zmieni.

Przytoczę tu pewną historię ze swojego życia.
Moimi najlepszymi nauczycielami we wszystkich szkołach (i mówię to bez żadnego przekąsu) byli zawsze poloniści.
Pewnego razu (chyba przy omawianiu "Zbrodni i kary"?) polonistka zapytała się, czy ktokolwiek z nas myśli, że mógłby "zabić człowieka". Było jakieś pierdololo o tym, jak to ludzkie instynkty hamują takie zachowania i tak dalej i tak dalej. Ja jedyny podniosłem rękę. Miałem w umyśle miliony istnień ludzkich, które mógłbym "od tak" za przyciśnięciem magicznego przycisku zepchnąć do grobu. I gdy tłumaczyłem polonistce, o co mi chodzi, to podniósł się z jej strony pieprzony communist alert, że "JAK TO TAK". Ale gdybym był elokwentnym człowiekiem umiejącym wytłumaczyć, że 2+2=4, to dostałbym od całej klasy oklaski. Miałem w głowie tysiące ludzi, którzy spowodowali, że moja matka musiała pracować gorzej, niż niewolnica. Chociaż była świetną fryzjerką i masa kobiet chciała się u niej strzyc (tak się ogólnie mówi na robienie fryzury dla kobiet, szczerze mówiąc do tej pory nie ogarniam, dlaczego się tak na to mówi), zarabiała dobre pieniądze, z których większość musiała oddać tym komunistycznym kurwom. Mnie to osobiście dotknęło. Ja mając trzynaście lat robiłem matce tabelkę przychodów i rozchodów i byłem w stanie jasno stwierdzić: COŚ TU KURWA JEST NIE TAK. I pracowała dalej, chociaż dostawała bardzo dobre pieniądze, to do domu trafiało praktycznie zero. I musiała teraz wyjechać za granicę, żeby pieprzony piezol mógł sobie pójść na studia. Żeby pieprzony piezol mógł sobie wywalczyć lepszą przyszłość. Lepszą przyszłość? Ja już kurwa niestety wiem co to oznacza. Lepszą przyszłość, w której moja praca będzie po prostu więcej warta, a z której te kurwy zabiorą swoją "fair share", żeby "fair share" było większe. Miałem w głowie tysiące ludzi, którym śmierć się obiektywnie należała, bo doprowadzili moją matkę do stanu, w którym będzie żałowała, że mnie urodziła (chociaż nigdy mi się do tego nie przyzna).
Chciałbym żyć w świecie, w którym ludzie po prostu pomyślą - coś tu nie gra.
Ale jedyną opcją jest to, że każdy z osobna wpadnie na pomysł - COŚ TU KURWA JEST NIE TAK.

Widzisz, większość ludzi NIE MA POJĘCIA, że są rżnięci w dupę.
Niestety, z tego co czytam, użytkownicy libnetu nie zdają sobie sprawy z podstawowej rzeczy: ludzie nie czują, że są traktowani jak kurwy.
Jesteśmy oczywiście wystarczająco inteligentni, aby za pomocą logiki i moralności móc obalić zasadność systemu, w którym żyjemy.
Ale dopóki każdy kowalski z osobna nie poczuje się traktowany jak najgorsza kurwa, to niestety nic to nie da.
 
Ostatnia edycja:

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Wkleję komentarz Davida Friedmana. Angielski oryginał można przeczytać tutaj.
Sroga orka!

Dlaczego nikt nie przejmuje się tym, co pisałem w kilku postach? Że prawo własności, a raczej pojęcie własności i dominowania na określonym terytorium występuje u najdzikszych zwierząt. Człowiek to takie same bydle, tylko bardziej wredne. Sam termin prawo naturalne nie wziął się z dupy.
argumentum ad naturam
 

ermak

Jajestyzm
110
62
Dlaczego nikt nie przejmuje się tym, co pisałem w kilku postach? Że prawo własności, a raczej pojęcie własności i dominowania na określonym terytorium występuje u najdzikszych zwierząt. Człowiek to takie same bydle, tylko bardziej wredne. Sam termin prawo naturalne nie wziął się z dupy.

Nadajemy chyba na całkowicie innych falach.
Co z tego, że zwierzęta bronią oznaczonego przez siebie terytorium? Nie sprawia to w cale, że nagle staje się ono ich własnością.
Jeśli żył sobie jakiś niedźwiadek w lesie, który "należał do niego" i nagle przychodzi człowiek i buduje tam dom, który uważa za swój, to naruszył własność niedźwiadka. Ale chwila, chwila, libertarianie uznający prawa naturalne uważają, że ludzi nie obowiązują te same zasady co inne stworzenia. Dlaczego? Ano tak, bo jest się człowiekiem.
Jeśli istnieje we wszechświecie inna inteligenta forma życia, też jej przedstawiciele mogą uznać, że należy im się coś odgórnie. Dlaczego? Ano tak, bo są XXX.
A więc, tak samo jak niedźwiedź może złapać rybkę, albo zjeść miodek, czy co tam innego jest w ulu, czego bronią pszczoły mając w dupie sprzeciw pszczół, tak i niedźwiedź może zaatakować innego niedźwiedzia na terenie który ten sobie wcześniej oznaczył, tak i człowiek może zajebać niedźwiedzia i człowiek człowieka, mając w dupie to że ten UWAŻA, że jego ciało albo cokolwiek innego do niego należy.
Można obiektywnie stwierdzić, że ktoś jest czegoś użytkownikiem, bo jeśli macham kilofem to nie da się ukryć że go używam. Jeśli odłożę kilof na bok, to nikt nie jest jego użytkownikiem. Można się umówić, że tylko ja będę mógł używać danego kilofa i będę mógł pozwalać innym na jego używanie i za taką zbitkę uznaje się powszechnie własność. Wynika ona jednak z porozumienia (czasami milczącego, bo wystarczy że ktoś na mnie groźnie popatrzy i wiem, że nic mi do kilofa którego ten ktoś broni). Obecnie jest to o wiele bardziej rozbudowane, umowy są ze sobą powiązane, a ich przestrzeganie gwarantuje siła jaką stanowią zwolennicy obecnego stanu rzeczy - rynek.

Na ogół ludzie uznają ciała za własność (używam tego terminu rozumiejąc go tak jak opisałem wyżej) osoby, która nim steruje za pomocą mózgu w nim osadzonego, bo nie trudno się domyślić, że takiej osobie najbardziej na nim zależy (choć możliwe, że istnieją wyjątki). Ludzie na ogół preferują "swoje" ciała bardziej niż cokolwiek innego, dlatego nie trzeba specjalnie rozprawiać i pytać się kogoś: ejj mogę Ci urwać rękę? Próbować się tego raczej też nie opłaca, bo jest to dosyć ryzykowne.
 
Ostatnia edycja:
P

Przemysław Pintal

Guest
Nadajemy chyba na całkowicie innych falach.
Co z tego, że zwierzęta bronią oznaczonego przez siebie terytorium? Nie sprawia to w cale, że nagle staje się ono ich własnością.
Jeśli żył sobie jakiś niedźwiadek w lesie, który "należał do niego" i nagle przychodzi człowiek i buduje tam dom, który uważa za swój, człowiek to naruszył własność niedźwiadka. Ale chwila, chwila, libertarianie uznający prawa naturalne uważają, że ludzi nie obowiązują te same zasady co inne stworzenia. Dlaczego? Ano tak, bo jest się człowiekiem.
Jeśli istnieje we wszechświecie inna inteligenta forma życia, też jej przedstawiciele mogą uznać, że należy im się coś odgórnie. Dlaczego? Ano tak, bo są XXX.

Prawa naturalne dotyczą wyłącznie ludzi, ponieważ to ludzie posługując się intelektem zauważyli je i opisali. Reszta gatunków stanowi pożywienie, surowiec lub biologiczne maszyny. Cała etyka według której postępujemy została wymyślona i jest potrzebna, bo jako gatunek jesteśmy niebezpieczni także dla siebie. Przykład zwierząt miał posłużyć, że nawet prymitywne gatunki przejawiają coś, co nazywamy prawami elementarnymi (znaczą terytorium i go bronią). A to, że nie posługują się etyką wolnościową, że jeden gatunek poluje na drugi, wynika z ich biologii i gorzej rozwiniętego mózgu względem ludzi. Nie tworzą nawet kultur, może poza szympansami gdzie obserwuje się zachowania podobne do ludzkich.

Stałość posiadania, przekazywania własności za zgodą właściciela i wypełniania przyrzeczeń. Te prawa więc są wcześniejsze niż władza - David Hume.

Jeśli spotkamy kiedyś inny inteligentny gatunek, to będzie to problem przyszłych libertarian. Ale myślę, że ze względu na odległości, ogrom wszechświata i powszechność planet, nie będzie dochodzić do konfliktów na tle dóbr rzadkich.

Wynika ona jednak z porozumienia (czasami milczącego, bo wystarczy że ktoś na mnie groźnie popatrzy i wiem, że nic mi do kilofa którego ten ktoś broni).

Zastanów się dlaczego wynika z porozumienia.
 

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Jeśli spotkamy kiedyś inny inteligentny gatunek, to będzie to problem przyszłych libertarian. Ale myślę, że ze względu na odległości, ogrom wszechświata i powszechność planet, nie będzie dochodzić do konfliktów na tle dóbr rzadkich.
A jeśli naukowcy zbudują urządzenie, które pozwoli nam porozumiewać się z niektórymi gatunkami zwierząt i zawierać z nimi umowy?
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
Każde prawo (chodzi o politykę, a nie o prawa przyrody) to suma celów (interesów) zmodyfikowana siłą oddziaływania jednych istot na drugie. To jest wg mnie istotą praw, a nie przynależność gatunkowa. Teraz zwierzęta, czy nawet niematerialne idee, mają prawa, bo to się opłacało tym, co te prawa zdołali narzucić.
Prawo naturalne, prawo boskie, etyka, te słowa mają za zadanie tylko ukryć istnienie tego wiecznego "prawa dżunglii", bo widocznie komuś takie ukrywanie się opłaca lub ktoś potrzebuje w nie wierzyć dla spokoju umysłu.
 
Do góry Bottom