Jakie filmy ostatnio oglądaliście?

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 872
12 259


Lubię wracać do tego filmu co jakiś czas. W zalewie szmiry PG-13 produkowanej w blenderze, gdzie wrzuca się losowych superbohaterów i różne scenariusze, miksuje i wychodzi szare gówno w stylu "Batman kontra Godzilla" o scenariuszu dedykowanym niedorozwiniętym nastolatkom, Watchmen w wersji Ultimate Cut to 3,5 godziny czystej epy przywracającej wiarę w rozum i godność człowieka.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 775
4 721
"Powiernik królowej" (Victoria & Abdul) - żadne wielkie kino, ale ujęta w komediowym stylu biografia, historia "romansu" starej królowej Wiktorii (fantastyczna Judi DEnch) i jej hinduskiego służącego Abdula. Mimo, że film operuje kliszami, to jednocześnie robi sobie troche jaja z kolonializmu - według mnie w dobrym stylu . Przyjemna i inteligentna - a to rzadkie - komedia na wieczór.
 

workingclass

Well-Known Member
2 135
4 154


Offowy film, prowadzący wątki kilku postaci w świecie post-apo. Świat opanowała choroba, która sprawia, że każdy zarażony po zaśnięciu doznaje amnezji.

Nie dałem rady obejrzeć do końca, włączył mi się Zbyszkowy hiperracjonalizm, jeszcze spróbuje dzisiaj dokończyć może rozwieją się niejasności i moje różne wątpliwości.
 
OP
OP
kr2y510

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 872
12 259
Nadchodzi hoplofobiczny horror:

"Sarah Winchester is the widow of famed gun manufacturer William Winchester. Her husband's sudden death and the previous death of their child have left her in severe grief. Having received a more than $20-million dollar inheritance gained from her husband's business, Winchester convinces herself she is cursed by the ghosts of those who died at the hands of Winchester firearms"
@kawador napiszesz recenzję?
 
OP
OP
kr2y510

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 727
Eastwood pokazał w filmie szefa śledczej instytucji FBI J Edgara Hoovera jako homoseksualistę.
Wreszcie.
Jakieś 15 lat temu gdy odtajniono jakąś porcję amerykańskich archiwów wyszło, że homoseksualizm Hoovera okazał się prawdą. Mało tego, plotka o podstawianiu Hooverowi kochanków przez mafię znalazła również potwierdzenie.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Co do dobrych recenzji i ocen, to od jakiegoś czasu są dobre na zamówienie, np. wielki niewypał jakim był Blade Runner 2049 zbierał zachwyty recenzentów jakby to było nie wiadomo co, a w kinie nadziałem się na nudy, dziury scenariuszowe, płaskie postaci, nielogiczności, niespójność przedstawionego świata i dłużyzny ze sztucznie niedomówionymi dialogami - typowa sztuczka czyniąca prosty film "głębokim". ŻADEN recenzent mnie nie ostrzegł.
Rozwiniesz temat?
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Spróbuję. Mówię oczywiście za siebie, bo większość komentarzy w Internecie jest pozytywna. Problemem jest to, że fabuła mi się już nieco zatarła, więc zacznę od tego co pamiętam najlepiej. No i ta piątkowa wóda....+ późna pora.

Wizualnie jest OK. Muzycznie - słabo. Bo w jedynce był Vangelis a tu nie ma żadnej wpadającej w ucho melodii. Scenariuszowo jest tragicznie:
Normalnie fabuła idzie od węzła do węzła. Jest sobie ważne wydarzenie (węzeł) a potem lecimy do kolejnego węzła. Węzły powinny być przełomowe dla fabuły, coś wnosić, a nie powinny być kolejnymi "przygodami". W tym filmie jest trochę "przygód" np. złomiarze atakujący głównego bohatera. Panna zajmująca się tworzeniem sztucznej pamięci to też taki węzeł-wypełniacz. Brak napięcia. Brak wyrazistych postaci i jasnych konfliktów między nimi. Tak jasnych byśmy spodziewali się, że ktoś komuś życzy żle. Jak byłem zaskoczony zabiciem pani komisarz. Poza tym jak już ją zabili, to problem z głowy? Komisarz nie wykonywała zadań zwierzchników? Tam w ogóle jest jakieś państwo? Korpo są, ale poza tym jakby....anarchokapitalizm. Zero inwigilacji, służb itd. Anarchokapitalizm, ale jednak działa monopolistyczne korpo....Co to za świat?

W filmie wystepuje Luv, replikantka, prawa ręka złego kapitalisty. W pewnym momencie ona zabija panią komisarz na komisariacie i po prostu wychodzi z komisariatu. Żadnych kamer, nic. Nie jest w żaden sposób wyjaśnione jej nonszalanckie zachowanie. Ta prawa ręka jest nawiasem mówiąc nachalną kopią terminatorki z Terminatora 3. To nie problem sam w sobie, ale aż się prosiło o rozbudowanie relacji z szefem, np. chęci przypodobania mu się. Nic z tego. To co w Terminatorze jest atutem (bezmyślne wykonywanie zadania) tutaj niespecjalnie. Replikanci w starym Blade Runnerze byli ciekawsi, mieli motyw, chcieli KURWA żyć!!!!!. Tutaj klon T3
Nie rozumiem też czy pani komisarz grała do innej bramki niż zły kapitalista. Ona chciała zdusić oddolne rozmnażanie replikantów, a on chciał....przechwycić je? Może...To jest słabo zarysowane.

Główny bohater jest policyjnym replikantem-niewolnikiem. Ma cyber holograficzną dziewczynę (bota). Właściciel trzyma go krótko, jest taki trochę totalitaryzm dla androida, ale dziewczyna działa na lokalnym sprzęcie, więc wszechmocna korpo robiąca mu częste testy psychiczne nawet nie zadbała o ABC inwigilacji. Na początku filmu gdy w domu po pracy witała go ta holo-dziewczyna od razu założyłem, że to oko big brothera, a potem się okazało, że nie. Zatem wiarygodność przedstawionego świata jest dramatycznie słaba.
Przy okazji....
Dziewczyna przed śmiercią (zadeptanie pendrive w którym siedzi jej dusza) wyznaje łopatologicznie miłość. Nie mogła po prostu spojrzeć w oczy. Złożyła wyznanie takie by KAŻDY zrozumiał?
A w ogóle jest jeszcze taki problem z dziewczyną....ja widać mocna AI działa na tanim gadżecie (wnioskuję, bo gość żyje w obskurnej kawalerce i jest niewolnikiem). I co, jakie konsekwencje dla świata? Żadnych. To po prostu potrzebny wył wzruszający wątek z laską z pudełka. To ma być ARCYDZIEŁO SF?

Albo ten grafomański bełkot....Główny bohater rozmawia o genach ze swoją holo-dziewczyną. W pewnym momencie dziewczyna mówi, że ona ma 2 stany kodujące, a w DNA są cztery i to jest pewnie ta wielka różnica jakaścowa między nimi. Wicie, rozumicie, taka rozkmina filozoficzna, bo on jest bio, a ona hologram i symulacja komputerowa. To jest mega detal, ale ja zwracam uwagę czy przy kręceniu filmu pracował konsultant, erudyta czy po prostu ćwierćinteligrnt chciał filozofować. Całą pseudo mądrość tego fragmentu zbijamy uwagą, że można przypisać
A - 00
G - 01
C - 10
T - 11
bo kodowanie DNA jest de facto cyfrowe i nie stanowi różnicy jakościowej w porównaniu z typowym krzemem gdzie jest 1 i 0. Realne różnice powinny tkwić gdzie indziej, tzn. w "uruchamianiu" tego kodu.

Pod koniec filmu do jednej z konfrontacji doszło na skutek przypadkowego spotkania latających samochodów. Nie lubię takich przypadków.

Po ch zły kapitalista rozpruł brzuch nowo narodzonej replikantce? Ta bezsensowna scena mordowania miała pokazać, ze jest zły? To już bardziej przekonujący był zboczek V.Harkonnen wyrywający wszczepkę sercową w Diunie.

Po ch zły kapitalista przedstawia Deckardowi kopię Rachel po czym Luv natychmiast zabija kopię? Tylko dlatego, że Deckard nie znalazł u niej oczu w tym kolorze co u oryginału? Czemu Harrison Ford reaguje na to jak psychopata któremu to zupełnie wisi? To wszak ta sama Rachel ale z innymi oczami. Czemu korpo odtworzyła Rachel perfekcyjnie a zapomniała koloru oczu. Czemu w ogóle służyła ta scena? Przecież Harrison Ford wiedział, że to kopia. Jakby oczy były takie jak trzeba to by zareagował jak trzeba? Odnoszę wrażenie, że ta scena służyła tylko pokazaniu, że Luv to Tx z Terminatora 3, a zły kapitalista nie ma sumienia.

Nie rozumiem już kwestii rozmnażania. W pierwszej części rozumiałem, że androidzi są replikantami a prokreacji nie ma aby nie rozmnażali się w sposób niekontrolowany. po prostu bioroboty. W 2049 wychodzi, że brak prokreacji jest problemem technicznym dla korpo. Na gruncie futurologii, klonowania, sztucznych macic itd. to jest jakiś wydumany problem który nie powinien mieć miejsca. Kim jest w takim razie replikant?
Problem korpo rozwiązuje w sposób ABSURDALNY, tzn. - jeśli dobrze zrozumiałem koniec filmu - robiąc za swatkę Harrisona Forda i Rachel. Nie można było po prostu pobrać próbek i zrobić dziecko z próbówki?

Deckard zachowuje się irracjonalnie w kontakcie z głównym bohaterem. Czemu z nim walczy? Czemu nie chce mu się gadać? Taki na siłę niedostępny.

Nie rozumiem jak Deckard żył na skażonym terenie. To jakiś Czarnobyl z którego wszyscy uciekli poza nim.

FatBantha.
Liczę na krytyczne odniesienie do uwag, bo sam bym chciał zrozumieć o co chodzi z tym rozmnażaniem, tzn. sednem fabuły. Słąba ta recka mi wyszła, bo chciałem ja dziś skończyć a już jestem "zmęczony" :)


Znalazłem dobry komentarz pod jednym z filmów na YT. W komentarzu autor wyjaśnił o co chodzi ze sztucznymi niedopowiedzeniami:

Ten film jest gniotem. To nie jest żadna perełka. Może ludzie od efektów specjalnych stanęli na rzęsach, aby to wyglądało naturalnie, ale ich praca została zniweczona przez słaby scenariusz. Mówię to jako umiarkowany fascynat Blade Runnera z 1982 r. BR 2049 obejrzałem w kinie w dniu polskiej premiery. W sali kinowej zajętych może 15% miejsc. Liczyłem na to, że zobaczę coś podobnego klimatem do BR z 1982 r. I niestety się przeliczyłem. Film jest po prostu słaby i płytki. Fabuła cieknie leniwie jak krople deszczu po szybie. Pojawił się amerykański patos, którego nie lubimy. Dialogi zmuszają do zastanawiania się o co tak naprawdę chodzi i po co to wszystko, bo żerują na niedopowiedzeniach. Enigmatyczność dialogów można mylnie odbierać jako próbę przekazania jakiejś głębszej myśli wplecionej w fabułę. Ale to stary numer filmowców - jak widzisz, że scenariusz kuleje, to utnij w nim kilka dialogów, dodaj kilka powłóczystych spojrzeń i masz przepis na tort dla intelektualistów., który zjedzą z oblizaniem palców. I koniecznie 80% scen nakręć w ciemnych plenerach. Dokładnie tak uczynił Ridley Scott, o czym niejednokrotnie wspominał w komentarzach. I jeszcze Ford, który przez 40 minut stara się dowieść, że jego udział w filmie był niezbędnie potrzebny. A ja myślę, że jego udział miał na celu tylko przyciągnąć właśnie takich fascynatów jak ja. No i przyciągnął. Zaraz po obejrzeniu filmu sięgnąłem po wersję reżyserską BR z 1982 r. Obejrzałem też 4h materiałów dodatkowych o historii powstania filmu. Ridley Scott ze swoją chorobliwą dbałością o szczegóły obrzydził chyba wszystkim pracę na planie, ale dopiął swego i stworzył film, które jest świeży nawet 35 lat po premierze, bo nie jest przekombinowany i jest w nim mnóstwo detali w scenografii. W pewnym momencie zawiązał mu się nawet komitet protestacyjny, bo ludzie mieli go dosyć. W takiej to atmosferze kręcił swojego BR. Jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że o BR 2049 nie będzie pamiętał nikt już za 3 miesiące. O zgrozo będzie on tylko dobrze zapamiętany przez takich geeków jak prowadzący ten kanał. To nie prawda, że film jest trudny i tylko niektórzy są w stanie go pojąć. Już BR AD1982 był banalny jeśli chodzi o fabułę. Źródłem jego sukcesu były efekty specjalne i scenografia, dobra gra aktorska i przede wszystkim genialna oprawa muzyczna Vangelisa. To było wielkie WOW w tamtych czasach. W BR 2 zabrakło wszystkich tych trzech składników, przez co scenariusz zdechł mniej więcej w trzydziestej minucie filmu. Leniwie tocząca się fabuła raczej ma za zadanie skupić uwagę na scenografiach poszczególnych scen, aby w ten sposób odwrócić uwagę od słabego scenariusza. Aktorzy zagrali przekonywająco, ale filmu nie uratowali. Zazwyczaj jest tak, że im lepsze recenzje "krytyków" tym większa świadomość producenta, że wyprodukowano gniota. Tutaj ta prawidłowość zadziałała modelowo. Odwrotnie krytycy zareagowali na BR AD1982, który został zjechany, a dopiero o pewnym czasie film został po raz drugi odkryty przez widownię. Moje odczucia są słabe, żeby nie powiedzieć negatywne. Z pewnością ten film nie trafi do mnie na półkę z napisem obejrzyj ponownie.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Wizualnie jest OK. Muzycznie - słabo. Bo w jedynce był Vangelis a tu nie ma żadnej wpadającej w ucho melodii. Scenariuszowo jest tragicznie:
Ja bym powiedział, że wizualnie jest wybitnie, muzycznie słabo (bo sam narzekałem na niedobór melodii i popierdywania Hansa Zimmera) a scenariuszowo znacznie lepiej niż w pierwszym Blade Runnerze.
Normalnie fabuła idzie od węzła do węzła. Jest sobie ważne wydarzenie (węzeł) a potem lecimy do kolejnego węzła. Węzły powinny być przełomowe dla fabuły, coś wnosić, a nie powinny być kolejnymi "przygodami". W tym filmie jest trochę "przygód" np. złomiarze atakujący głównego bohatera. Panna zajmująca się tworzeniem sztucznej pamięci to też taki węzeł-wypełniacz.
Serio? A nikt nie wierzył, gdy Zbyszek mówił, że gdyby wszystko było realistyczne, to nikt by tego nie oglądał...

Jak dla mnie "przygoda" ze złomiarzami, to było klimatyczne rozszerzenie ekspozycji i pokazania trochę świata poza ścisłym centrum miasta. Może miałbym podobne pretensje, gdyby ten wątek został jakoś specjalnie przedłużony, bo K trafiłby w niewolę, z jakiej musiałby się wydostawać, tylko po to, by wrócić do prowadzenia swojego śledztwa - wtedy ekspozycja zdominowałaby bezsensownie linię fabularną. Ale i tak została ograniczona do minimum, bo podopieczna Wallace'a załatwiła sprawę, aby dopilnować by gliniarze doprowadzili ją po nitce do kłębka. Rozumiem, że dla kogoś to może być naciąganą deus ex machiną, psującą nieco dramaturgię, ale z drugiej strony pokazuje też środki, jakimi dysponują tam korpo. Tak będzie w akapie: twoja sekretarka maluje paznokcie i przy okazji rozpoczyna atak odwetowy krasnalami. Kiedy zobaczyłem tę scenę, od razu ciepło pomyślałem o libnecie.

Co do panny od sztucznej pamięci, to nie jest żaden wypełniacz - widz już podczas pierwszego spotkania K ze Stelline ma szansę trafić na rozwiązanie zagadki; właśnie po reakcji artystki na zaprezentowane wspomnienie. Oczywiście tego nie robi, bo tę reakcję bagatelizuje, zrzucając na karb samej wrażliwości tej kobiety (majstersztyk jak została napisana!) i niedopowiedzenie, jakiego się ona dopuszcza. Potwierdza, że ktoś rzeczywiście to przeżył, nie wspomina natomiast, że to wspomnienie należy tak naprawdę do niej. Ma jednak motyw, aby się do tego nie przyznawać, zwłaszcza przed gliniarzem, i to podwójny; zważywszy, iż dokonywanie incepcji realnych wspomnień jest nielegitne, o czym sama wspomina a poza tym, mogłoby to kogoś naprowadzić na jej prawdziwą tożsamość.

Za takie zręczne plątanie tropów i odwracanie uwagi cenię Villeneueva. Może BR2049 to nie "Pogorzelisko", ale nie mam powodu, aby nie doceniać tego wątku. Jak dla mnie ten manewr zrobił większość filmu - bądź, co bądź - poświęconego fabularnie odnalezieniu osoby zaginionej. Nie znoszę, kiedy w kryminałach, jeżeli je rozebrać na części, istnieje jakaś wiedza niezaprezentowana widzowi, którą jakoś zdobywa detektyw i dzięki temu może rozwiązać zagadkę, niemożliwą do rozwiązania przez widza. Zrobienie z chorowitej Stelline córki Deckarda znakomicie odwraca uwagę widza, który spodziewałby się raczej, że hybryda ludzko-androidzia (czy androidzio-androidzia dla fanów interpretacji Scotta) będzie pod względem zdrowia ponadprzeciętna, o super-wydolności. W sumie takie oczekiwania są zrozumiałe, ale w zasadzie można je wywalić na śmietnik, bo z drugiej strony, skoro z rozmnażaniem androidów są takie problemy, to czemu prototypowe jednostki sprowadzone na świat drogami natury, miałyby być ubermenszami?

Jak dla mnie bardzo zręczna robota i w tym punkcie będę bronił Kanadyjczyka do usranej śmierci.

Brak napięcia.
Widocznie to kwestia subiektywna, bo mnie śledztwo K przypasowało znacznie bardziej niż to, które przed laty prowadził Deckard. Inna sprawa, że oba BR to filmy-snuje, bo taki jest ich urok.
Brak wyrazistych postaci i jasnych konfliktów między nimi. Tak jasnych byśmy spodziewali się, że ktoś komuś życzy żle. Jak byłem zaskoczony zabiciem pani komisarz. Poza tym jak już ją zabili, to problem z głowy?
Jak z Markiem Papałą... :)

Komisarz nie wykonywała zadań zwierzchników? Tam w ogóle jest jakieś państwo? Korpo są, ale poza tym jakby....anarchokapitalizm. Zero inwigilacji, służb itd. Anarchokapitalizm, ale jednak działa monopolistyczne korpo....Co to za świat?
Ja bym powiedział, że to jest ogólny problem cyberpunku; broni się jako konwencja estetyczna, ale nie ma większego sensu biorąc całość na logikę.

Nie rozumiem też czy pani komisarz grała do innej bramki niż zły kapitalista. Ona chciała zdusić oddolne rozmnażanie replikantów, a on chciał....przechwycić je? Może...To jest słabo zarysowane.
Właśnie tak. I nie powiedziałbym, że słabo zarysowane, skoro Niander Wallace palnął o swoich ambicjach cały monolog, narzekając, że nie może odpowiednio szybko zaludnić kolonii i składa te andki niemal chałupniczo, bo one tylko o tym III aksjo. A gdyby tylko wiedział, jak rozwiązał problem Tyrell i odnalazł cudne dziecię, to dopiero by się wszystko zmieniło i byłby potentatem do potęgi potęgi.

Główny bohater jest policyjnym replikantem-niewolnikiem. Ma cyber holograficzną dziewczynę (bota). Właściciel trzyma go krótko, jest taki trochę totalitaryzm dla androida, ale dziewczyna działa na lokalnym sprzęcie, więc wszechmocna korpo robiąca mu częste testy psychiczne nawet nie zadbała o ABC inwigilacji. Na początku filmu gdy w domu po pracy witała go ta holo-dziewczyna od razu założyłem, że to oko big brothera, a potem się okazało, że nie. Zatem wiarygodność przedstawionego świata jest dramatycznie słaba.
Oj tam, nawet evil-corpo może trzymać wyższe standardy niż Googiel.

Przy okazji....
Dziewczyna przed śmiercią (zadeptanie pendrive w którym siedzi jej dusza) wyznaje łopatologicznie miłość. Nie mogła po prostu spojrzeć w oczy. Złożyła wyznanie takie by KAŻDY zrozumiał?
Kobiety lubią mówić różne oczywistości. Była po prostu dobrze zaprogramowana. Zresztą K. był trochę takim aspergerem, więc pewnie była dostosowana do jego wrażliwości na bodźce, jak to idealna partnerka nabyta za piniondze. ;) Po co ci jakaś Joi, która wypomina ci, że nie pamiętałeś o rocznicy, że nie słuchasz, co do ciebie mówi, albo że się nie domyślasz, co akurat myśli. Od tego są prawdziwe kobiety. Komunikaty winny być dopasowane do percepcji - widocznie tam był potrzebny komunikat werbalny i tyle. Tak naprawdę to ona przecież była rzutowanym ego K. - widocznie chciał to usłyszeć i dlatego usłyszał.

A w ogóle jest jeszcze taki problem z dziewczyną....ja widać mocna AI działa na tanim gadżecie (wnioskuję, bo gość żyje w obskurnej kawalerce i jest niewolnikiem). I co, jakie konsekwencje dla świata? Żadnych. To po prostu potrzebny wył wzruszający wątek z laską z pudełka. To ma być ARCYDZIEŁO SF?
Kapitalizm tak chciał. Ludzie w tym post-apo całkiem grzeczni się zrobili i najwyraźniej mieli dość dalej idących konsekwencji silnej AI. Jesteś pan futurysta, to rozwiń temat, bo pewnie można wynaleźć na tym różne samoobalające wynalazki, coś jak z teleportacją w Star Treku, czyniącą loty kosmiczne redundantnymi.

Jak dla mnie, nie chodzi wcale o jakieś wzruszenia, bo to raczej bonus, a bardziej nawiązanie do nieśmiertelnych toposów + powrotu do myśli Lema z "Solaris", że ludzie tak naprawdę szukają tylko swojości i w rzeczywistości nie oczekują niczego rzeczywiście obcego, a więcej tego samego. Wolą więc imitować człowieczeństwo (już nie tylko poprzez kreację androidów "bardziej ludzkich niż ludzie", zdolnych do rozmnażania, ale i kreację jakichś programów do towarzystwa). Czegokolwiek by nie tworzyli, i tak będzie to ludzkie lub zbliżające się do ludzkiego. Wątek miłosny dwóch artefaktów, opartych na zupełnie innych technologiach, a mimo tego powiązanych imitacją czysto ludzkiej relacji emocjonalnej tylko to potwierdza.

Zresztą napisałem w swojej recenzji na szybko, że ten motyw miłosny działa o wiele lepiej niż ten w oryginalnym BR, który nie zachęcał do takich rozkmin i był totalnie wymuszony.

Albo ten grafomański bełkot....Główny bohater rozmawia o genach ze swoją holo-dziewczyną. W pewnym momencie dziewczyna mówi, że ona ma 2 stany kodujące, a w DNA są cztery i to jest pewnie ta wielka różnica jakaścowa między nimi. Wicie, rozumicie, taka rozkmina filozoficzna, bo on jest bio, a ona hologram i symulacja komputerowa. To jest mega detal, ale ja zwracam uwagę czy przy kręceniu filmu pracował konsultant, erudyta czy po prostu ćwierćinteligrnt chciał filozofować. Całą pseudo mądrość tego fragmentu zbijamy uwagą, że można przypisać
A - 00
G - 01
C - 10
T - 11
bo kodowanie DNA jest de facto cyfrowe i nie stanowi różnicy jakościowej w porównaniu z typowym krzemem gdzie jest 1 i 0. Realne różnice powinny tkwić gdzie indziej, tzn. w "uruchamianiu" tego kodu.
Touche.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Po ch zły kapitalista rozpruł brzuch nowo narodzonej replikantce? Ta bezsensowna scena mordowania miała pokazać, ze jest zły? To już bardziej przekonujący był zboczek V.Harkonnen wyrywający wszczepkę sercową w Diunie.
Po to, by zaprezentować propertarian privilage. To była jego własność, mógł z nią robić co chciał. Gość lubił być teatralny i korzystać z rekwizytów, zamiast więcej gestykulować.

Po ch zły kapitalista przedstawia Deckardowi kopię Rachel po czym Luv natychmiast zabija kopię? Tylko dlatego, że Deckard nie znalazł u niej oczu w tym kolorze co u oryginału? Czemu Harrison Ford reaguje na to jak psychopata któremu to zupełnie wisi? To wszak ta sama Rachel ale z innymi oczami. Czemu korpo odtworzyła Rachel perfekcyjnie a zapomniała koloru oczu. Czemu w ogóle służyła ta scena? Przecież Harrison Ford wiedział, że to kopia. Jakby oczy były takie jak trzeba to by zareagował jak trzeba? Odnoszę wrażenie, że ta scena służyła tylko pokazaniu, że Luv to Tx z Terminatora 3, a zły kapitalista nie ma sumienia.
To był ambicjonalny pojedynek charakterów i tyle. Zły Kapitalista był raczej Perfekcjonistycznym Kapitalistą Lubiącym Bawić Się W Boga, więc przytyk o błędnym odwzorowaniu oczu, niszczącym iluzję w tej rzekomej cudownej ofercie, srogo go ubódł. Kuszenie się nie udało, więc android poszedł do śmieci, bo nie miał żadnego innego celu swojego istnienia.

Nie rozumiem już kwestii rozmnażania. W pierwszej części rozumiałem, że androidzi są replikantami a prokreacji nie ma aby nie rozmnażali się w sposób niekontrolowany. po prostu bioroboty. W 2049 wychodzi, że brak prokreacji jest problemem technicznym dla korpo. Na gruncie futurologii, klonowania, sztucznych macic itd. to jest jakiś wydumany problem który nie powinien mieć miejsca. Kim jest w takim razie replikant?
Ja też nie rozumiem, podobnie jak nie rozumiałem technobełkotu z jedynki, który uniemożliwiał przedłużenie życia Royowi i spółce. Ale jak się nie da, to się widocznie nie da. Albo trudno jest.
Problem korpo rozwiązuje w sposób ABSURDALNY, tzn. - jeśli dobrze zrozumiałem koniec filmu - robiąc za swatkę Harrisona Forda i Rachel. Nie można było po prostu pobrać próbek i zrobić dziecko z próbówki?
Wątpię, aby o to chodziło. Tym bardziej, że Rachel Wallace'a i tak była bezpłodna, bo nie dysponował on oryginalną technologią Tyrella. Swatanie ich w celach reprodukcyjnych nie wchodziło w grę. To była po prostu łapówka za zdradzenie swojego dziecka - możliwość spędzenia reszty życia z bezpłodnym klonem ukochanej kobiety.

Na resztę odpowiem później.
 

Doman

Well-Known Member
1 221
4 052
Oj tam, nawet evil-corpo może trzymać wyższe standardy niż Googiel.

Chyba daliśmy obaj d w szczególach, bo android należał do policji a nie do korpo. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy. Właściciel robił regularne przesłuchania czy raczej psycho-testy androida w celu wykrycia zarzewia buntu (a z historii wiemy, że jest czego się bać), ale odpuścił "darmowy" podsłuch i monitoring jaki w naszym świecie ma nawet nic nie znaczący szaraczek. To nie jest kwestia dobrej woli, ale po prostu niekonsekwencja.
W innych kwestiach też mógłbym polemizować, ale się powstrzymam, bo będzie za wiele wątków i nikt poza nami dwoma tego nie przeczyta :). Poza tym wiekszość kwestii związanych z filmem ma charakter estetyczny i subiektywny. Np. dla mnie szefu (właściciel) korporacji jest zupełnie niewiarygodną postacią, wygląda jak naćpany dureń któremu zbiera się na dęte monologi na poziomie ostatnich dwóch części Matriksa. Oczekiwałbym kogoś bardziej konkretnego na tym stanowisku. Niech nawet będzie mistyk, niech będzie sadysta, ale niech pokaże że kieruje firmą na trzeźwo.
Ktoś inny uzna, że wręcz przeciwnie, że monologi nie są dęte, że to głębokie i robi klimat. No i tu się nie obie strony nie przekonają, bo to jak udowadniać, że coś jest ładne albo brzydkie, np. nawracać ludzi na swój ulubiony gatunek muzyczny.
 
D

Deleted member 4683

Guest


"wściekłość" ( 2017 )

Formuła tego filmu wydawała mi się interesująca, spodziewałem się czegoś w stylu "locke". Więc zaryzykowałem - i przegrałem.

Sam pomysł filmu jest taki, że bohater ( dziennikarz ) musi w wyznaczonym czasie dobiec do domu bo inaczej żona która dowiedziała się o jego zdradzie zagazuje ich dzieci ( serio ). Po drodze przewartościowuje swoje życie. Podstawowa wada tego dzieła polega na tym, że postacie zachowują się kompletnie nieracjonalnie. Facio otrzymuje opisane wyżej ultimatum i zaczyna biec. Biegnie, biegnie ale już za chwilę dzwoni do kogoś z pracy żeby załatwić sprawy na jutro. Później zawzięcie targuje się o jakieś materiały video do wykorzystania w serwisie informacyjnym który redaguje. Później dzwoni jego mama. "Mamo, żona chce zagazować nasze dzieci" na co mama: "nigdy mnie nie kochałeś". Dialogi w tym filmie powodują reumatyzm i to jest druga wada tego gówna. Ponieważ film wypełniają głównie rozmowy telefoniczne bohatera to trudno przed tym uciec. Potem bohater dostaje wpierdal od dresów. Kiedy dresy widzą, ze to ten sławny dziennikarz to go zostawiają. Ale później znowu go spotykają i leją. Po czym przepraszają i uciekają. Na końcu żona mu wybacza - nie wiadomo czemu, pewnie złość jej minęła. Koniec.
 
Do góry Bottom