Jakie filmy ostatnio oglądaliście?

MaxStirner

Well-Known Member
2 775
4 721
Chciałem sie spytac co sądzicie o naszym Netfliksie. Moim zdaniem wiele hałasu o nic. Nudy jak diabli, skoro go już mam obejrzałem Stranger Things, znalazłem pare fajnych dokumentów - podobał mi sie ten o propagandzie w Korei Płn, pare jest o karze śmierci w USA, jako ze mnie temat ciekawi to obejrzałem, ale nie doznałem objawienia. Nudy. Trzymam raczej dla smarkatych - oglądają seriale w rodzaju "trzynaście powodów", ale ogólnie wszystko to przereklamowane jak diabli.
 

The Silence

Well-Known Member
430
2 595
Ostatnio obejrzałem nowe Gwiezdne Wojny. Jeśli ktoś uważał, że to będzie powtórka Empire Strikes Back to może spać spokojnie - piąta część to zdecydowanie nie jest.
Muszę przyznać, że twórcy mieli jaja w dwóch wątkach - tym ze Snokiem i tym z rodzicami Rey. Oba moim zdaniem wypadły bardzo dobrze.
Rodzice Rey okazali się jakimiś randomowymi złomiarzami, którzy sprzedali ją za butelkę Amareny. To by było na tyle jeśli chodzi o te wszystkie teorie skąd ona się wzięła.
Było trochę cringe'u, Rey dalej jest Marry Sue, która uczy się nowych rzeczy błyskawicznie, bez potrzeby tego, żeby ktoś ją uczył, ale jeśli spojrzeć na całość to film podobał mi się bardziej niż poprzednia część.
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Ostatnio obejrzałem nowe Gwiezdne Wojny. Jeśli ktoś uważał, że to będzie powtórka Empire Strikes Back to może spać spokojnie - piąta część to zdecydowanie nie jest.
Muszę przyznać, że twórcy mieli jaja w dwóch wątkach - tym ze Snokiem i tym z rodzicami Rey. Oba moim zdaniem wypadły bardzo dobrze.
Rodzice Rey okazali się jakimiś randomowymi złomiarzami, którzy sprzedali ją za butelkę Amareny. To by było na tyle jeśli chodzi o te wszystkie teorie skąd ona się wzięła.
Było trochę cringe'u, Rey dalej jest Marry Sue, która uczy się nowych rzeczy błyskawicznie, bez potrzeby tego, żeby ktoś ją uczył, ale jeśli spojrzeć na całość to film podobał mi się bardziej niż poprzednia część.
Ten film jest toksycznym wyziewem antykultury. Podstępnymi popłuczynami obnażonej lewackiej wizji świata, wymierzonymi we wszystkie wartości, które uczyniły dawne SW wyjątkowymi na tle całej reszty holiłudczyzny. Nie spodziewałem się, że Disney pozwoli sobie na tak otwarto bluźniercze potraktowanie Sagi. Cyniczna narracja wylewająca się z ekranu, przekreśla jakiekolwiek przesłanie tego filmu... no chyba, że ktoś chce wychować swoje dzieci na przyszłych sługusów kompleksu przemysłowo-zbrojeniowego. Jest to bowiem jedyna ukazana grupa traktująca swoje wartości na poważnie.

Kiedy ktoś chce SW zamienić w "Pana życia i śmierci", desakralizując je kompletnie, umniejszając znaczenie rządzącego nimi mitu, stają się zwyczajnie bezwartościowe.

Przed samym seansem wszedłem na Rotten Tomatoes i z obawami zauważyłem rozdźwięk ocen publiczności i krytyki. Na ogół zdradza to skrajne przeideologizowanie filmów, w jedną lub w drugą stronę. Teraz już się nie dziwię, że tak sprawa wygląda. Zabawa ze schematami i ich przełamywaniem to jedno - kompletna negacja i sponiewieranie to coś zupełnie innego.

Ten film to zwykły śmieć. Dziś mogą go chwalić, ale za kilkanaście lat nikt o nim nie będzie już pamiętał, bo nie niesie ze sobą niczego godnego uwagi. To są Gwiezdne wojny odarte z całej swojej godności, wyrzucone do rynsztoka. Strach się bać, jacy ludzie się na nim wychowają...

Więcej napiszę, gdy minie mi złość na to gówno.
 
Ostatnia edycja:

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 382
Ten film jest toksycznym wyziewem antykultury. Podstępnymi popłuczynami obnażonej lewackiej wizji świata, wymierzonymi we wszystkie wartości, które uczyniły dawne SW wyjątkowymi na tle całej reszty holiłudczyzny. Nie spodziewałem się, że Disney pozwoli sobie na tak otwarto bluźniercze potraktowanie Sagi. Cyniczna narracja wylewająca się z ekranu, przekreśla jakiekolwiek przesłanie tego filmu... no chyba, że ktoś chce wychować swoje dzieci na przyszłych sługusów kompleksu przemysłowo-zbrojeniowego. Jest to bowiem jedyna ukazana grupa traktująca swoje wartości na poważnie.

Kiedy ktoś chce SW zamienić w "Pana życia i śmierci", desakralizując je kompletnie, umniejszając znaczenie rządzącego nimi mitu, stają się zwyczajnie bezwartościowe.

Przed samym seansem wszedłem na Rotten Tomatoes i z obawami zauważyłem rozdźwięk ocen publiczności i krytyki. Na ogół zdradza to skrajne przeideologizowanie filmów, w jedną lub w drugą stronę. Teraz już się nie dziwię, że tak sprawa wygląda. Zabawa ze schematami i ich przełamywaniem to jedno - kompletna negacja i sponiewieranie to coś zupełnie innego.

Ten film to zwykły śmieć. Dziś mogą go chwalić, ale za kilkanaście lat nikt o nim nie będzie już pamiętał, bo nie niesie ze sobą nic godnego uwagi. Strach się bać, jacy ludzie się na nim wychowają...

Więcej napiszę, gdy minie mi złość na to gówno.
Nie przeceniasz poprzednich SW?
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Mark Hamill pewnie płakał... Wygląda nawet na bardziej złamanego niż sam Luke.

Widzę, że Stefan też bierze ten film na grilla...
 

kowaI

Well-Known Member
422
561
The Foreigner..
- film treściowo spóźniony co najmniej 20 lat; wszyscy wiemy, że w obecnych czasach to nie Irlandasów powinien mordować hurtowo Jackie Chan

Ogólnie bardzo polecam. Nie jest to żadne arcydzieło, ale doskonale zrealizowany filmik zemsty w starym stylu.

7/10

To jest kurwa dramat.
Ja wiem, że teraz nie robi się filmów, które nie niosą siermiężnej propagandy, ale to jest nieudolna próba odwrócenia uwagi od terroryzującej jewropę dziczy, przy pomocy sztuczki wypróbowanej już w innej megakurwaprodukcji pt. Badass.
Oczywiście radykalni fundamentaliści w miłującym pokój imperium kolonizatorów to rdzenni mieszkańcy ich kolonii, którzy odwołują się do niewygodnej religii, w co drugim słowie.
Scenariusz wyjęty żywcem z Nowej Zelandii i stosunków waspów z Maorysami.

Odjebywacz (oczywiście nie może być biały), w tym wypadku azjata zabija potencjalmie niewinnych ludzi i to jest dobre!
Ba..
Darowane, bo to przecież przyboczna ochrona "fundamentalisty".
Nie budzić smoka..




.niżej siura
 

The Silence

Well-Known Member
430
2 595
Cyniczna narracja wylewająca się z ekranu, przekreśla jakiekolwiek przesłanie tego filmu... no chyba, że ktoś chce wychować swoje dzieci na przyszłych sługusów kompleksu przemysłowo-zbrojeniowego. Jest to bowiem jedyna ukazana grupa traktująca swoje wartości na poważnie.
Ale co w tym niby takiego cynicznego? Że istnieją ludzie, którzy zbijają grubą kasę na wojnie? Nie jest to zasadniczo nic odkrywczego. IMO Star Warsy zawsze miały lewicowo-demokratyczne podteksty, w starszych filmach były one po prostu mniej widoczne.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Mogą sobie istnieć, ale nie pełnić roli głównego koła zamachowego dziejów w odległej galaktyce. Inaczej cały koncept dbania o porządek oparty na mitologii i igraszkach losu - Mocy, wynoszącej takich czy innych bohaterów mija się z jakimkolwiek sensem. Takie coś może i by uszło w standalone'ach, ale nie we właściwej Sadze epizodowej.

SW w swojej naturze zawsze były dość fatalistyczne, ale fatum w nich nie było banalne i redukowane do garści croniesów, którzy robią biznes z władzą i opozycją, aby napędzać nieustannie wojny. Przy takim ujęciu konflikt dobra i zła nie ma tam żadnego znaczenia - nie ma też większego sensu, kto jest po czyjej stronie, bo i tak wszyscy są tylko marionetkami kapitału a religia pełni wobec niego rolę służebną.

Mimo wszystko: heglizm > marksizm.

Tutaj tymczasem mieliśmy sytuację z ostatecznym bankructwem wierzeń Jedi, którzy sami zniszczyli swój cywilizacyjny dorobek, uznając swe nauki za bezwartościowe (z uzasadnieniem z dupy, że skoro jedna uczennica przyjęła pewne lekcje, to już cała nauka jest zbędna i lekką ręką można ją zniweczyć ot tak). Z bardzo silnym tropem przemysłu zbrojeniowego i wyrazistą kreacją del Toro, mamy całkowite zniweczenie znaczenia Mocy i całego mistycyzmu SW.

Zniesmaczył mnie w ogóle wątek mentorski w TLJ. Nie dlatego, żeby mentor nie mógł być człowiekiem złamanym, zgorzkniałym i przez większość czasu bezużytecznym dla ucznia - istnieje bowiem film z natury podobny do "Gwiezdnych wojen", opierający się na takim toposie; to jest "Ostatni smok" z Dennisem Quaidem. Tam, grany przez niego rycerz Bowen, piewca starego kodeksu w wyniku katastrofalnego niepowodzenia wychowawczego, staje się właśnie takim antybohaterem, rozczarowanym życiem dupkiem, cynikiem i oportunistą robiącym w ciula wieśniaków, odrzucającym po porażce swoje dawne wartości. Cały jego character arc opiera się na odnowieniu dawnego ja i doprowadzeniu się do poprzedniego stanu używalności, po to, by naprawić dawną pomyłkę oraz wesprzeć stronę, która bez jego wiedzy i pomocy nie da sobie rady.

De facto historia Luke'a jest w TLJ identyczna, ale przedstawiają ją bez podobnego ducha i szacunku do postaci czy widza. Jakby zupełnie od niechcenia. Tutaj w ogóle nie czuje się wagi wewnętrznej przemiany, wszystko jest od razu zaironizowane (bo jak Skywalker odpowiada na szantaż emocjonalny R2?). Nie mówiąc już o tym, że dla sporego grona fanów SW już sam powód upadku Luke'a jest niewiarygodny, bo niezgodny z charakterem postaci. Mark Hamill - z zawodu Luke Skywalker, też zresztą nie kupuje tego, co ma grać.

Dlatego mamy to, co mamy. Motyw nauki, kuszenia Rey przez Ciemną Stronę też nie jest nijak rozwinięty - coś tam nam rzucają, nawet ładne wizualnie, ale po chwili okazuje się, że w mistycyzmie Mocy nie leżą żadne przełomowe wskazówki, żadna ważna wiedza niezbędna dla samopoznania i przemiany Rey. Czyli kwestia w gruncie rzeczy bez większych konsekwencji dla rozwoju postaci.

TLJ to po prostu lewicowa próba ufajnienia i zmodernizowania Starwarsów na siłę, poprzez ich laicyzację i relatywizację - osłabienie wymowy aspektów religijnych. Nie mogła się udać, bo istotą SW jest właśnie spirytualizm i uderzanie w niego z automatu jest próbą samobójczą i niezrozumieniem konwencji, co nigdy nie zostanie wybaczone.
Zrzut ekranu z 2017-12-19 22-06-54.png
Tak więc właśnie Gwiezdne wojny eksplodowały tym jełopom w twarz i stały się zarzewiem konserwatywnego sprzeciwu. Co już jest niesamowicie ciekawym fenomenem, bo ludzie, którym nie przeszkadzało wieloletnie marginalizowanie wiary w realu, nagle wyrażają niezadowolenie, gdy fikcyjna wiara w fikcyjnym świecie jest przedmiotem ataku w świecie substytutu - (pop)kultury. To trochę jak z obroną wolnego internetu, gdy zagrożone były pornole przez ACTA.

Już się zaczyna gadanie o kontrkulturowym backlashu. Jordan Peterson miałby zapewne coś ciekawego do dodania o tym filmie i reakcjach nań fanów.
 
Ostatnia edycja:

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 003
O poziomie szamba, jakie komuszy funkcjonariusze Disneya zaimplementowali w VIII epizod, świadczy idea egalitarności Mocy. Oto bowiem rycerzem Jedi może zostać każdy bez wyjątku, tylko musi rzeczone zdolności w sobie odnaleźć.
Dawniej, kiedy tylko któryś wyciągnął miecz świetlny, rozbrzmiewały ochy i westchnienia podziwu i szacunku. Widać było, jak prole szanują elitę, a od 8 części każdy obdartus przy odrobinie wysiłku będzie machał świetlistym orężem. Kino umiera właśnie teraz Tomaszu (RiP), jeszcze nie w 1999 roku.
Proletariat przesiąknięty Mocą Jedi. Nic gorszego nie mogło już spotkać Sagę, no może jeszcze ten małpolud w roli głównej i Rey. Gdzie się podziały czarnuchy pokroju Lando Carlissiana?
 

Hitch

3 220
4 876
To jest kurwa dramat.
Ja wiem, że teraz nie robi się filmów, które nie niosą siermiężnej propagandy, ale to jest nieudolna próba odwrócenia uwagi od terroryzującej jewropę dziczy

Twórcy na swoją obronę mają fakt, że jest to dość wierna (poza ramami czasowymi) adaptacja książki "The Chinaman" z 1992 roku. Tam też Chinczyk mścił się na IRA za zamach bombowy. A co do dziczy terroryzującej Europę - jak na dzisiejszy kult nabierania wody w usta, "The Foreigner" i tak stanowi dość wyrazisty akt sprzeciwu wobec tego, co się dzieje obecnie i nieśmiało sugeruje rozwiązania.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Bardziej w temacie "Jakich filmów ostatnio nie oglądacie?"... :)

The Audience Strikes Back: 'Last Jedi's 77% Fri.-To-Fri. Plunge Is Worst Ever For A Star Wars Pic
Rob Cain , Contributor Opinions expressed by Forbes Contributors are their own.
The box office numbers for the second Friday of Star Wars: The Last Jedi are in and they paint a bleak picture for the Rian Johnson-directed sequel. Down 77 percent from its opening day last Friday, the picture continues to distinguish itself as the worst holding film in the Star Wars franchise's entire nine-film history.

From its opening day gross of $104.7 million, The Last Jedi cratered by a full $80 million, taking in $24.6 million a week later, on its second Friday.

The biggest prior Friday-to-Friday decline was that of Rogue One: A Star Wars story, at a comparatively robust 68 percent. The three previous films before that, Episode VII: The Force Awakens, Episode II: Attack of the Clones, and Episode III: Revenge of the Sith, all saw declines in the mid-50's percentage range. Episode V: The Empire Strikes Back, Episode III: The Phantom Menace, and Episode VI: Return of the Jedi, all saw far more modest declines in the 20-30 percent range, and the first film, Episode IV: A New Hope, actually increased by nearly 80 percent in its second weekend as the franchise exploded into being (hence the negative 79 percent "decline" shown on the chart below. I should note also that I don't have access to daily box numbers for episodes IV and V, so I substituted their full weekend numbers in the chart).
Star-Wars-Fri-to-Fri-drops.jpg


A few quibbles about the comparisons between films are warranted, as some of the pictures—including The Last Jedi—have Thursday evening preview numbers included in their opening Friday results, making the second Friday a tough comp. And some of the other pictures opened on Wednesdays or Thursdays, so their first Friday-to-second Friday comparisons aren't quite apples-to-apples with The Last Jedi.

But even after adjusting for such differences, The Last Jedi still manages to live up to its title, sitting in last place as the Star Wars picture least capable of holding its audience. Or perhaps more pointedly, in failing to bring moviegoers back for multiple viewings. As Miles Bailey, a formerly fervent fan of the Star Wars films told me, “Disney shouldn’t bank on the hardcore, cosplay, convention crew like myself seeing this film 6, 7, 8, 9 times. Episode 8: The Last Jedi set out to kill everything about episodes 1-7 and succeeded. I’m not excited by Solo or episode 9. Star Wars is done for me.”

Rob Cain , Contributor Opinions expressed by Forbes Contributors are their own.
With reactions like that, Disney (NYSE:DIS) will need to re-think its strategy for future installments if it hopes to retain a meaningful share of its potential Star Wars audience. As things are going now, The Last Jedi is drifting further away from The Force Awakens' numbers and closer to a Rogue One sized lifetime gross, a result that would be truly catastrophic given the opportunity lost for the new film and its potential impact on the franchise's future prospects.


'Last Jedi' Grosses Are Collapsing With The Worst Daily Holds Of All 9 Star Wars Movies

Now that the initial weekend flush is behind it, that hot period when pretty much anything that had the Star Wars name on it could have earned $500 million worldwide, audience fervor for Star Wars: The Last Jedi has cooled off like a chilly winter evening on planet Hoth.

In North America, daily holds for the Rian Johnson-directed flick have been significantly worse than those experienced by Rogue One: A Star Wars Story, and if the pattern continues The Last Jedi could actually wind up doing not much better than the 2016 spin-off movie.

That, of course, would be a catastrophic result, akin to Warner/DC’s disastrous, money-losing fiasco with Justice League.

Just as Justice League jammed all of DC’s biggest and most valuable superheroes into a single, swing-for-the-fences mash-up that failed to earn even as much as the single-hero, half-priced (yet far superior) Wonder Woman, so it appears that Disney may have turned the one-time opportunity to put Luke and Leia together in their last movie into an under-performing debacle that earns little more than the band-of-nobodies Rogue One.

Not that Star Wars: The Last Jedi is in any danger of losing money. There’s too much momentum behind the franchise, too many people who will pay to see it even when they’ve heard it’s a disappointing mess. Disney could have called it The Star Wars Movie That Will Completely Turn You Off From Ever Seeing Another Star Wars Movie Again and it still would have collected $1.2 billion at the box office and turned a tidy profit.

But for Disney, and for anyone watching, this isn’t really a matter of whether The Last Jedi turns over a billion or more in revenue. That was always an easy target. This is a matter of how well the film succeeds in meeting financial expectations, how well it fulfills the needs of the franchise, and whether it strengthens the Star Wars brand for future projects.

By those measures, The Last Jedi already looks like a dud.

After opening at nearly 90 percent of The Force Awakens' strength, The Last Jedi has steadily fallen behind, and by Wednesday, its 6th full day in release, it was holding its audience at a lesser rate than every one of the previous eight live action Star Wars movies. It had retained just 16 percent of its opening day gross, a figure that, as the chart below shows, is well below the holds for The Force Awakens, Rogue One, and the last of the prequels, Revenge of the Sith.
Last-Jedi-Collapse-1.jpg


I wanted to avoid cluttering up the chart, but I could have added all five of the other previous Star Wars live action movies and the image would remain the same: The Last Jedi is the rock-bottom, worst-holding movie of the entire 9-film franchise. Even Attack of the Clones looks like a champ in comparison.

In fact, The Last Jedi isn't even holding as well as Justice League did. On its sixth day the DC film retained 27 percent of its opening day audience, nearly double what the Star Wars picture has done.

If you object to comparing Last Jedi's daily grosses to the film's $104.6 million opening day with its $45 million in Thursday previews included, compare the grosses instead to the Saturday number. Or Sunday. Or Friday without the preview figures. The story is consistent: The Last Jedi is flying like a fat turkey in the Star Wars universe.

The movie's flight trajectory will more than likely improve as schools let out for the holidays and Christmas week arrives. But the Yuletide competition has begun to boil with Downsizing, Father Figures, Pitch Perfect 3, The Greatest Showman and Jumanji all arriving in theaters to stake their claims on the box office. It's far from certain that The Last Jedi will hold its own against such an onslaught, especially since it's being led by Jumanji's Dwayne "The World's Biggest Movie Star" Johnson.

Star Wars will survive, of course, in the domestic market and in the handful of territories where it's a successful legacy franchise. But in key markets like Korea and Mexico and China and India, places where The Force Awakens wasn't well received and audiences could go either way, The Last Jedi may burn that bridge, and truly turn off mass audiences from ever seeing another Star Wars movie again.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
The Last Jedi is the first properly feminist Star Wars

Warning: spoilers and deconstruction of the patriarchy ahead.
By Tracy King
Several years ago, some time after Revenge of the Sith but well before any of the latest crop of Star Wars films were announced, I wrote a humorous open letter in which I broke up with my boyfriend, Darth Vader. Really it was a plea for the internet and fandom to drop its Star Wars obsession. This was because all I could see, as a former Star Wars enthusiast, was endless and overwhelmingly male worship of a franchise which should have died when Queen Amidala did. The prequels had killed Star Wars, I thought, and I was tired of seeing the corpse still twitching.

My reluctant impatience wasn’t cured by the announcement of new films, particularly because they were to bring back Luke, Han, Chewie and Leia. I saw that as an attempt to capitalise on what made Star Wars great in the first place, but I have never believed you can go back by revisiting characters.

Everything from the hell of Indiana Jones and the Kingdom of the Crystal Skull to the bafflingly dumb Gilmore Girls reboot failed precisely because it’s impossible to recapture in old age what was loved about youth. And I don’t mean just the characters, I mean the fans too. Everyone was taking Star Wars way too seriously, while I was always more in tune with Yoda comedically clambering around for snacks.

But of course old Star Wars fans die hard, so I went to see The Force Awakens and even enjoyed it. Fan service sat neatly alongside new characters. Rey was established as being as self-sufficient – “stop holding my hand!” – as Leia ever was, but without Leia’s royal resources. Rey is a true equal in a galaxy obsessed with balance.

But it still felt overwhelmingly like the domain of men. There has never been a female Star Wars director, and before Rey, the coolest characters were Luke and Han. The bad guys were precisely that, too – guys. Female role models were limited to Leia, a princess who began as a rebel with a blaster but was reduced to a pinup by the gold bikini slave costume Carrie Fisher eventually admitted was not her choice. That Leia used her chains against her captor doesn’t change the distinctly male gaze that turned that scene into a grubby bedroom fantasy for boys.

In the prequels, Queen Amidala couldn’t offer any feminist hope because her entire existence was to fulfill her biological destiny. Whatever character arc she was allowed was undone in the ridiculous and disrespectful birth scene in which Amidala, screaming in pain and seemingly trapped under some sort of metal band, gives birth to the twins she randomly names Luke and Leia, before dying of something (the film seems to want us to think it’s a broken heart, but given the midwife droids didn’t administer any pain relief, I suspect Amidala actually died from substandard medical care and the Skywalkers should sue).

But then, a new hope, for me. The Last Jedi is the first Star Wars film for women. (Massive spoilers ahead). Most obviously, there are women in The Last Jedi at every level, from high-ranking military to starship basements. I haven’t done a screen time count but if women aren’t onscreen – and speaking – for more time than any other Star Wars film I will eat my womp rat. New character Rose, played by Kelly Marie Tran, has a taser and a brain and isn’t afraid to use either. In an early scene, John Boyega’s Finn stands in front of her, mansplaining, until she loudly interrupts him because dude, shush. Lupita Nyong'o’s “wise old mysteriously foreign alien” Maz Kanata gets a frenetic action scene seemingly designed to make up for how poorly she was served in The Force Awakens.

There are no lone heroes in The Last Jedi, everything is a team effort, but what heroics there are truly belong to the ladies, from the very early bombing scene to the final rocky rescue. General Leia leads the rebellion, eventually replaced by Laura Dern’s Admiral Holdo after a bit of Force flying that lazy commenters compared with Mary Poppins because apparently 1964 was the last time a woman did anything cool on screen.

Holdo takes charge of the rebellion fleet, but the cocky, Solo-esque half-hero of The Force Awakens, Poe Damaron, is exasperated by Holdo’s refusal to respect his superior manly tactics and mind, so leads a mutiny that in any other Star Wars film would have succeeded. It fails, because he doesn’t know what he’s doing and didn’t respect the vastly superior and more experienced woman above him.

Compare the dignified and graceful exchanges between Holdo – who eventually pulls off the most badass kamikaze move in sci fi history – and Leia to those between darkly brooding men’s rights activist Kylo Ren and the red-haired punchbag General Hux, who can’t share a scene without fighting because neither of them truly earned their position. Their respective scrambling and scrapping for power reveals an immaturity and insecurity in contrast to Poe Damaron’s arrogance but no less patriarchal for it. While the guys fight over power, the women simply get on with the job.

And that of course is why Kylo reacts as he does when his new love, Rey, rejects him and his offer to rule in favour of saving her friends, the rebellion, and ultimately the Force itself. Of course Kylo becomes even angrier and more violent, that’s exactly how men who feel entitled to sex but are denied it act. He’s a 2017 baddie. It’s almost like writer director Rian Johnson has done his feminist homework (or maybe just hangs around on Reddit like the rest of us).

The early scene of Kylo smashing his own helmet is another clue to Johnson’s brave new world. No more hiding behind silly masks, no more blind worship or fear of the masked man. Characters are stripped bare. Gwendoline Christie’s Captain Phasma is a sad victim of this, her helmet punctured to reveal a vulnerable but unrepentant eye, before she too is (presumably) killed off as belonging to the old order of silly helmets. It's sad to lose a female character – but clothes no longer maketh the woman, and she wasn’t given much more to work with than a fancy hat.

Rey’s rejection of Kylo’s love and power is a feminist triumph. Unlike Leia, who earns her credential as General but was adopted into royalty and born into her Skywalker family destiny, Rey is revealed to be absolutely nobody. I cheered, I cried. The Force Awakens was so desperately trying to hint that Rey’s parentage was Luke-and-Leia special and the internet was agog with speculation for months, but The Last Jedi threw that old trope into a trash compactor where it belongs.

Rey is herself, no resources inherited or bought, self-made with no help from anyone. Not even Luke, really. His rejection of her request for training, and the entire Jedi religion itself is what causes Rey to reinvent the Force on her own terms. Forget the Master/Padawan relationship, that stuff belongs to the failed patriarchy of the old films. New Star Wars belongs to a new generation, and this time it’s women.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Star Wars: The Last Jedi has been killed off by PC culture. No really, people actually think that

Bad enough that it has a prominent black character in it, and the fact that 'The Last Jedi' basically belongs to Rey, a woman. But now there’s a new cast member who’s a Vietnamese-American too!

This will be my last column for Independent Voices because, well, I’m dying with shame. I’ve helped to kill Star Wars!

Y’see, I’m one of those rotters who identify with the liberal left, think diversity is a good thing and enjoy movies with casts and characters that don’t look as if they could have come straight out of Ukip central casting or the Trump White House.

Not content with fighting a war on Christmas and allowing women to go out to work, we’ve now set out to destroy people’s childhood by wrecking everything they loved about the world’s biggest movie franchise. Has there ever been a greater crime?

By now you’re probably aware of the disparity between the critics’ take on Star Wars: The Last Jedi (92 per cent fresh as of this morning) and the audience score (54 per cent) on review aggregator Rotten Tomatoes.

Some of the fanboy outrage evident in the audience reviews is an inevitable consequence of writer/director Rian Johnson trying to do something different and not simply re-writing, or re-booting, The Empire Strikes Back.

As such, it stands in stark contrast to The Force Awakens, the first instalment of the new trilogy, that was overseen by JJ Abrams, and wasn’t far from being a retread of A New Hope with Daisy Ridley’s Rey serving as a female Luke Skywalker.

But this goes beyond the self-appointed keepers of the flame getting their blood in a bubble because of the writer trying to move the story on in ways they object to, as becomes clear from a cursory reading of the responses uploaded to the website.

Here’s a selection:

“Social and political messages invade this story and detract from the flow of the movie.”
“This is why America is failing.”
“Liberal social/political propaganda.”
“The side story with Finn and the diversity hire was just so Disney and not Star Wars.”

There, with that last one, you have someone coming close to being honest about exactly what they don’t like about the movie.

Bad enough that it has a prominent black character in it, and the fact that The Last Jedi basically belongs to Rey, a woman. But now there’s a new cast member who’s a Vietnamese-American (Kelly Marie Tran who plays Rose Tico) too. Enough already!

What happened to the good old days when it was about white blokes, the token woman donned a bikini to give us all a thrill and the token black guy didn’t appear until the second movie and knew his place by remaining in a minor role?

No wonder people are throwing their toys out of their prams and pledging to boycott future films.

The irony in Ukippers and Trumpkins getting all flustered about PC narratives in a film about a battle against space fascists is precious.

I mean, this is a franchise that has featured a green character (Yoda), a furry character (Chewbacca) and a varied assortment of aliens, and yet the straw that’s broken the camel’s back for these people, the thing that really seems to scare them, is the introduction of an Asian-American woman.

Wake up and smell the coffee. Star Wars is a global franchise. The production costs ran to $200m (£150m), and while the rule of thumb is that you double it to include the marketing and ancillary spending to get the total outlay, I’d imagine that that went even higher with this particular film.

If you’re going to spend the thick end of a half a billion dollars on a picture, you’re going to need a global audience.

Modern global audiences quite like a bit of diversity because the globe is quite a diverse place. Who knew?

It’s long past time that Star Wars, as the big budget movie franchise granddaddy, recognised that and the fact that it has is a thoroughly good thing not just in general, but in business terms too. It means that the movie will make enough money to secure lots more diverse Star Wars flicks. More enlightened fanboys – and I am a confirmed fanboy – will be delighted.

It’s actually high time Hollywood recognised this more generally.

The right may like to portray Tinseltown as a hot bed of liberalism (the recent sexual harassment scandals mean that analysis is fraying) but its output speaks otherwise.

We are still waiting for the first Marvel movie fronted by a woman (it’s also Disney-owned). There were more than 20 superhero flicks released, if you add in DC’s output, before the latter took the plunge. Wonder Woman was a critical and commercial hit but it looks like we’re going to have to wait a while to see a second costumed woman fighting bad guys.

Marvel will only release the first solo superhero flick with a non-white lead next year.

The Oscars regularly, and justifiably, get criticised for ignoring African-American actors, writers, composers, directors and producers. It took until 2009 for a woman to win a golden statuette for Best Director and Kathryn Bigelow still stands alone. I could go on.

The fact is, the diversity train is only just getting rolling in Hollywood. If you can’t stomach that, than I suggest you stay home and watch the first three movies on DVD.

OK, I admit to doing that a lot. It’s Star Wars!

As it turns out, the majority of us are a lot more comfortable with what’s happening than the trolls would have you believe. Just look at The Last Jedi’s box office performance or the more scientific polls of audience response than the reviews on Rotten Tomatoes. The film bagged the franchise’s third straight A from Cinemascore, for example.

If you’re one of the creatures who can’t stomach the way this is going you’re on the dark side of the force and you’re about to get a light sabre applied to a painful place. I suggest you close the door on your way out of the multiplex before that happens.

My 10-year-old, seeing all the films with a fresh set of eyes, and experiencing the thrill I did when the first trilogy came out, opined that he thought the new ones were better precisely because of the diversity.

He goes to one of those multi-ethnic, multi-national London schools that the Daily Mail hates, and found the conspicuous absence of non-white characters in the early outings puzzling.

There you have it: A New Hope. Did I mention that his name is Luke?
 
Do góry Bottom