Francja - socjalizm w praktyce...

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
SKANDAL WOKÓŁ NOTRE DAME: TRZY LATA TEMU UTAJNIONO RAPORT WS. DUŻEGO RYZYKA POŻARU W KATEDRZE

Afera we Francji: jak ujawniły tamtejsze media, już trzy lata temu specjaliści donosili o dużym ryzyku pożaru na poddaszu katedry Notre Dame. Alarmowali, że w razie zaprószenia ognia uratowanie dachu i iglicy słynnej świątyni byłoby niemożliwe. Raport w tej sprawie został jednak utajniony.

00081IDR9PSUURA5-C122-F4.jpg

Katedra Notre Dame nad ranem po pożarze/AFP
Jak donosi paryski korespondent RMF FM Marek Gładysz, dokument utajniono, bowiem ówczesny francuski rząd uznał, że zawarte w nim informacje mogłyby zachęcić islamskich terrorystów do podpalenia katedry.

Autorzy raportu, czyli specjaliści z Uniwersytetu w Wersalu, podkreślają teraz jednak, że ostrzegali nie tylko przed brakiem odpowiednich zabezpieczeń w razie ataku terrorystycznego, ale również na wypadek choćby zwarcia elektrycznego. Alarmowali, że w razie zaprószenia ognia na poddaszu katedry niemożliwe będzie uratowanie jej dachu i iglicy, bo nie ma tam żadnego skutecznego systemu przeciwdziałania rozprzestrzenianiu się płomieni.

Apelowali wówczas o pilne zajęcie się problemem. Bezskutecznie.

Przyczyną pożaru w Notre Dame zwarcie elektryczne?
Doniesienia o utajnionym raporcie specjalistów z wersalskiego uniwersytetu brzmią tym bardziej bulwersująco, że - wedle nieoficjalnych informacji - śledczy, badający sprawę poniedziałkowego pożaru Notre Dame, sądzą, że przyczyną wybuchu ognia było prawdopodobnie zwarcie elektryczne. Taką informację przekazał w czwartek agencji Associated Press chcący zachować anonimowość przedstawiciel francuskiej policji.

00081R3NFFUYE37S-C122-F4.png

Ogień zniszczył katedrę Notre Dame/CHRISTOPHE PETIT TESSON/PAP/EPA
Tuż po wybuchu pożaru w poniedziałek informowano, że doszło do niego najprawdopodobniej w trakcie prowadzonych w świątyni prac renowacyjnych.

Ogień zniszczył katedrę, doprowadzając m.in. do zawalenia się XIX-wiecznej iglicy świątyni.

Prezydent Francji Emmanuel Macron liczy, że obudowę Notre Dame uda się zakończyć w ciągu pięciu lat: w 2024 roku w Paryżu mają się odbyć letnie igrzyska olimpijskie. Wielu ekspertów uważa jednak, że to zbyt mało czasu na tak duże prace.

 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
Historia zapomnianej masakry

Pięćdziesiąt lat temu, 17 października 1961 r., od 100 do 200 pokojowo demonstrujących w Paryżu Algierczyków zginęło z rąk policji. To wydarzenie, długo pokrywane przez władze milczeniem, przebija się powoli do zbiorowej świadomości.

Przez lata 70. i 80. ubiegłego wieku, pamięć o 17 października 1961 r. została przykryta grubym całunem. Mało kto bowiem pamiętał, że tego jesiennego dnia bezbronni mężczyźni, kobiety i dzieci, którzy całymi rodzinami brali udział w demonstracji na ulicach Paryża zostali zabici przez policję kolbami pistoletów, wrzuceni żywcem do Sekwany, odnalezieni powieszeni w lesie.

„Od XIX wieku, rzadko się zdarzało, żeby policja strzelała do robotników w Paryżu”, stwierdza historyk Benjamin Stora. W tygodniach, które nastąpiły po tym wydarzeniu, dziesiątki zwłok Algierczyków ze zmasakrowanymi twarzami zostało wyłowionych z Sekwany. Benjamin Storia uważa, że w wyniku represji śmierć poniosło około stu osób, angielski historyk Jim House, że „co najmniej” 120 lub 130, a Jean-Luc Einaudi, autor „Bitwa Paryża” – ponad 150.

Tego dnia „Francuscy muzułmanie z Algierii” brali dział w manifestacji zwołanej przez francuską federację Frontu Wyzwolenia Narodowego przeciwko wprowadzeniu przez ówczesnego komisarza policji Paryża Maurice’a Papona godziny policyjnej, która ich tylko obowiązywała. Zazwyczaj izolowani w najbiedniejszych dzielnicach przedmieść Paryża, tym razem w liczbie ponad 20 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci spokojnie maszerowali ulicami dzielnicy Łacińskiej, Wielkimi Bulwarami i w okolicach Pól Elizejskich.

Przemoc zastosowana przez siły porządkowe nie ma sobie równej. Policjanci czekają na demonstrantów przy wyjściach z metra i na ulicach, aby ich bić i obrzucać wyzwiskami. „Najsłabsi, kompletnie zakrwawieni, byli katowani na śmierć, widziałam to”, opowie Saad Ouazen w 1997 r. Mimo że nie stawiają żadnego oporu, dziesiątki manifestantów giną od kul, inni topią się w Sekwanie. Ogólnie ponad 11 tys. Algierczyków zostanie zatrzymanych i przewiezionych do Pałacu Sportów albo na stadion Pierre-de-Coubertin.

Cisza społeczeństwa francuskiego
Stłoczeni tam przez kilka dni w przerażających warunkach higienicznych, są mocno bici przez policjantów, wyzywani od „brudnych kozłów” i „szczurów”. W Pałacu Sportów – internowani, przestraszeni, nie mają nawet odwagi na to, żeby prosić o możność skorzystania z toalety, ponieważ większość z tych, którzy podejmują takie ryzyko, zostaje zabita. Następnego dnia rano prefektura policji przyznaje oficjalnie, że były trzy ofiary śmiertelne, dwóch Algierczyków i jeden pochodzący ze stolicy Francuz. Wiedza o tym dniu obrasta kłamstwem. Wkrótce pozostanie po nim cisza. Potrwa dwadzieścia lat.

Ta długa nieobecność w świadomości społecznej masakry z 17 października 1961 r. wcale nie dziwi Benjamina Stora. „W tych latach panowała (we Francji) ogromna nieznajomość tych, których nazywano tubylcami czy też imigrantami – tak określano obcych. Jeśli właśnie w ten sposób widzi się świat, to jak można sobie wyobrazić, że będzie się miało jakieś zainteresowanie dla imigrantów z najuboższych okolic Paryża? Algierczycy byli przez społeczeństwo francuskie traktowani „jak powietrze”.

Obojętność opinii publicznej spotkała się w miesiącach, które nastąpiły po 17 października, z próbą ukrycia tych wydarzeń przez władze. Cenzurowane są świadectwa niezgodne z wersją oficjalną. Amnestia, która towarzyszy odzyskaniu niepodległości przez Algierię w 1962 r. pieczętuje ciszę społeczeństwa francuskiego, wszystkie akty oskarżenia zostają umorzone.

Ale mimo milczenia, pamięć o 17 października przetrwała tu i ówdzie, wyrywkowa, we fragmentach, ukryta. Pozostaje żywa podczas spotkań algierskich emigrantów regionu paryskiego. „Ci ludzie mówili o tym, co się stało tylko między sobą, większość z nich nie przekazała pamięci o tych wypadkach swoim dzieciom, wyjaśnia angielski historyk Jim House. „W latach 80. są już oni świadomi, że ich dzieci pozostaną we Francji i obawiają się, by opowieści o przemocy policyjnej, której stali się ofiarami, nie przeszkodziły im w przyszłości”.

Papon: „nieszczęsny wieczór”
Trzeba dopiero, aby dorosło drugie pokolenie imigracji algierskiej, by przekopać do głębi pokłady pamięci. Ci młodzi uczęszczali do szkół Republiki, głosują i mają francuskie obywatelstwo, ale ich intuicja mówi im, że przesądy i pogardliwe spojrzenia, których są ofiarami mają jakiś związek z wojną w Algierii.

Bitwa Paryża”, która odtwarza godzina po godzinie przebieg wydarzeń i milczenie, które nastąpiło potem, rodzi debatę na temat represji wobec Algierczyków.

Dzięki tej książce i kilku innym, pamięć o 17 października 1961 r. zaczyna być obecna w przestrzeni publicznej. Powstają dwa filmy dokumentalne, które wzbogacają wiedzę o tym dniu, „Milczenie rzeki” Agnes Denis i Mehdi Lallaoui w 1991 r oraz „Dzień zaginionego” Philipa Brooksa oraz Alana Haylinga. Osoby sprawujące wówczas władzę trzymają się jednak ciągle wersji oficjalnej.

Po historykach i ludziach walczących o zachowanie pamięci na scenę wkracza prawo. Podczas procesu byłego zarządcy Vichy, w 1997 r., w Bordeaux, sędziwie długo debatują na temat wydarzeń 17 października 1961 roku. W wyniku konfrontacji z Jean-Luc Einaudim, były prefekt policji wreszcie przyznaje się, że było „piętnaście albo dwadzieścia ofiar” podczas tego „nieszczęsnego wieczoru”, ale raczej jako konsekwencja wewnętrznych bójek pomiędzy Algierczykami.

Puzzle zbiorowej pamięci
To wówczas władza po raz pierwszy wychodzi z cienia. Premier Lionel Jospin otwiera archiwa. Jedynie na podstawie spisu utworzonego przez izbę przyjęć Instytutu Medycyny Sądowej – większość archiwów prefektury i policji wodnej w sposób tajemniczy zaginęła – potwierdza śmierć co najmniej 32 osób.

Dwa lata później Maurice Papon postanawia wytoczyć proces Jean-Luc Einaudiemu o zniesławienie. Ale choć Papon przyznaje, że śmierć poniosło trzydzieści osób, sąd nie podziela jego racji. Uważając pracę Jean Luc Einaudi za „poważną, znaczącą i kompletną” stwierdza, że niektórzy członkowie sił porządkowych, relatywnie wielu z nich, użyło ekstremalnej przemocy z chęci odwetu”.

I tak wersja oficjalna wydarzeń 17 października znalazła się w rozsypce. Tymczasem nadszedł czas obchodów. Podczas ceremonii 40 rocznicy, w 2001 roku, burmistrz Paryża, Bertrand Delanoë, umieszcza na moście św. Michała tabliczkę ku pamięci wielu Algierczyków zabitych podczas krwawych represji tamtej pokojowej manifestacji. W regionie paryskim takich tabliczek i kamieni upamiętniających będzie koło 20, w ten sposób wydarzenia tamtego jesiennego dnia nie zostaną zapomniane.

Puzzle zbiorowej pamięci udało się poskładać, ale zdaniem wielu osób brakuje jeszcze jednego elementu – przyznania się państwa do odpowiedzialności za to, co się stało.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Socjaliści zawsze lubili uśmiercać niepełnosprawnych i wariatów, z których nie mogli zdzierać podatków. Kiedyś była T4 Aktion a teraz niewiele się zmieniło.

Uśmiercanie niepełnosprawnego Vincenta Lamberta. Zapadł ostateczny wyrok
Świat
Dzisiaj, 29 czerwca (16:03)
Francuski sąd kasacyjny unieważnił decyzję Sądu Apelacyjnego, na mocy której nakazano wstrzymać procedurę uśmiercania Vincenta Lamberta. To ostateczny wyrok, która rozstrzyga spory o to, czy niepełnosprawny powinien zakończyć życie. Mężczyzna od ponad 10 lat jest w stanie wegetatywnym.

20 maja, zgodnie z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu, przebywający w śpiączce mężczyzna został odłączony od aparatury.

Jednak już wieczorem tego samego dnia sąd apelacyjny w Paryżu nakazał wznowić odżywianie Vincenta Lamberta.

W piątek sąd kasacyjny w Paryżu zezwolił na wznowienie procedury uśmiercania Vincenta Lamberta. To wyrok, od którego nie ma odwołania. Jednak adwokaci rodziców Lamberta zagrozili, że jeśli to nastąpi, wniosą oskarżenie o morderstwo - informuje BBC.

Vincent Lambert doznał ciężkich obrażeń mózgu w wyniku wypadku samochodowego, do którego doszło w 2008 roku. Oddycha samodzielnie i od czasu do czasu otwiera oczy. Podłączony jest do aparatury umożliwiającej sztuczne karmienie i pojenie.

Rodzice Lamberta, głęboko wierzący katolicy, a także jego siostra i przyrodni brat nie zgadzają się z decyzją sądu i zamierzają do końca walczyć o utrzymanie ich bliskiego przy życiu.

Jednak żona 42-latka, pięcioro jego braci i sióstr, a także kuzyn - opierając się na orzeczeniu lekarza Lamberta, Vincenta Sancheza, a także na wyroku sądu w tej sprawie - popierają decyzję o zaprzestaniu podtrzymywania życia mężczyzny i umożliwienie mu odejścia.

Sprawa wywołuje we Francji ogromne emocje i odnowiła dyskusję na temat "pasywnej eutanazji" - francuskie prawo dopuszcza zaprzestanie terapii ciężko chorych pacjentów w stanie wegetatywnym, którzy nie mają szans na wyleczenie.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
We Francji wydarza się niebezpieczna „wielka zmiana”
11 lipca 2019|
Giulio Meotti
Im bardziej francuskie elity izolują się we własnych enklawach, ze swoimi dochodami i kulturą, tym mniejsza jest szansa, że zrozumieją, jaki wpływ na życie codzienne mają nieudana masowa imigracja i wielokulturowość.

Zdaniem Christophe’a Guilluy, francuskiego pisarza i geografa, poddane globalizacji, zdziecinniałe klasy wyższe, podobnie jak w średniowieczu obsadzają „nowe cytadele” i masowo głosują na Macrona. Rozwinęły one jednokierunkowy sposób myślenia i mówienia, który pozwala im znaleźć zamiennik dla kwestii narodu znajdującego się w trudnym położeniu i kontynuować bajkę o dobrym i gościnnym społeczeństwie.

„Nie możemy dłużej zaprzeczać, że we Francji w 2019 r. wydarza się doniosła i niebezpieczna transformacja, ‘wielka zmiana’” – powiedział Michel Gurfinkiel, założyciel i przewodniczący Jean-Jacques Rousseau Institute. W artykule opublikowanym na portalu Middle East Forum, ten francuski dziennikarz i intelektualista ubolewał nad tym, że „Francja przestała być krajem odrębnym, a przynajmniej zachodnim, judeo-chrześcijańskim narodem, za który dotychczas była uważana”. W ostatnim numerze francuskiego tygodnika „Le Point” zjawisko to nazwano „wielkim przewrotem”.

Zmiana czy przewrót, dni Francji takiej, jaką znamy, są policzone. Społeczeństwo utraciło swój kulturowy punkt ciężkości. Dawny styl życia zamazuje się i jest bliski wymarcia. „Francuskość” zanika i jest zastępowana przez bałkanizację nie komunikujących się ze sobą enklaw. W stuleciu najbardziej dotkniętym islamskim fundamentalizmem i terroryzmem, nie jest to dobry przepis na sukces.

Francuska zmiana zyskuje również charakter geograficzny. Zgodnie z analizą mapy wyborczej przygotowaną przez największy francuski dziennik, „Le Monde”, kraj okazuje się podzielony na „getta dla bogatych” i „getta dla biednych”. „W najbiedniejszych obszarach w sześciu na dziesięć gospodarstw domowych przynajmniej jedna osoba urodziła się za granicą”, informuje „Le Monde”. Obszary peryferyjne – małe miasteczka, przedmieścia i tereny wiejskie – dzieli przepaść od globalnych metropolii zamieszkanych przez „burżuazyjną bohemę” i bogate klasy wyższe.

Jak pokazały ostatnie wybory do europarlamentu „te dwie Francje nie spotykają się i nie rozmawiają ze sobą” – zauważył Sylvain Crepon z Uniwersytetu w Tours, analizując sukces Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen. Le Pen i prezydent Macron, zwycięzcy ostatnich wyborów, odwołują się do całkowicie odmiennych grup społecznych.

Prawicowe Zjednoczenie Narodowe zyskało ogromne poparcie na paryskich przedmieściach – w Aulnay-sous-Bois, Sevran, Villepinte i Seine-Saint-Denis. W miastach Le Pen jest daleko z tyłu: w Paryżu jej partia zajęła piąte miejsce, w Lille trzecie, w Lyonie czwarte. Według Crepona „miasta te uchroni przed Le Pen struktura społeczna. Wyraża ona uznanie dla populistycznych wypowiedzi, diagnozujących oddzielenie elity od społeczeństwa. Pogląd ten wspiera idę społecznego załamania, która nie jest całkowicie błędna”.

Jedną stroną tego załamania są miasteczka takie, jak Dreux, położone na wschód od Paryża, które portal Valeursactuelles.fr określił mianem „miasta będącego uosobieniem przyszłej Francji”: „Z jednej strony to królewskie miasto ze śladami przeszłości, wierzące, że wszystko ulega przemianie (millenaryzm), z drugiej dotknięte przemytem narkotyków i islamem. Miejska burżuazja głosuje na Macrona, ‘ubodzy biali’ na Le Pen”.

„Zamiast integracji, asymilacji i europeizacji, wśród islamskich ekstremistów zachodzą procesy wielokulturowości, separacji i podziałów”
Po drugiej stronie mamy Paryż. „Wszystkie światowe metropolie spotyka ten sam los – pisze komentator ‚Le Figaro’ Èric Zemmour. – To miejsca, w których przepływa bogactwo i gdzie sojusz zawierają ‘zwycięzcy globalizacji’ i ich ‘służący’ – imigranci, którzy przyjechali tam służyć nowym władcom świata, opiekować się ich dziećmi, przynosić im pizzę lub pracować w ich restauracjach”. „Od teraz Paryż jest miastem światowym, a nie francuskim”, uważa Zemmour.

Symbolem podziałów między klasą pracującą, a starzejącymi się postępowcami jest ruch „żółtych kamizelek”, który od miesięcy, w każdą sobotę, protestuje w Paryżu przeciwko reformom Macrona. Zdaniem Guilluy jest to „szok społeczny i kulturowy”. Na ten szok, według francuskiego filozofa Alaina Finkielkrauta, składają się „brzydota peryferyjnej Francji i jej wpływ na życie konkretnych osób oraz smutek klasy robotniczej, która utraciła nie tylko standard życia, ale także kulturowy punkt odniesienia”. We Francji wszechprzenikające jest obecnie poczucie „wyzucia z posiadania”.

Partia Marine Le Pen wygrała w dwukrotnie większej liczbie departamentów, niż Macron. Wygrała w pogrążonych w kryzysie, zdezindustrializowanych regionach północnej, środkowo-południowej i wschodniej Francji, które dały impuls żółtym kamizelkom.

„Odkąd przeniosłem się do Francji w 2002 r. obserwowałem, jak w kraju dokonała się rewolucja kulturowa”, napisał w artykule dla „Financial Times” holenderski dziennikarz Simon Kuper. „Katolicyzm prawie zniknął (tylko sześć procent Francuzów chodzi regularnie na msze), ale nie w takim stopniu, jak odwieczny konkurencyjny ‚kościół’ – komunizm. Wzrasta też liczba kolorowej populacji”. Zdaniem Kupera, Macron jest symbolem „nowego, zindywidualizowanego, globalnego, niereligijnego społeczeństwa”.

Ucieczka Francji od katolicyzmu jest tak wyraźna, że w swojej nowej książce „L’archipel français: Naissance d’une nation multiple et divisée” (Francuski archipelag. Narodziny różnorodnego i podzielonego narodu), Jerôme Fourquet określa kulturowy upadek francuskiego społeczeństwa mianem „ery postchrześcijańskiej”. Społeczeństwo całkowicie odwróciło się od swoich chrześcijańskich korzeni. Francja, zdaniem Fourqueta, wdraża teraz proces dechrystianizacji.

Na horyzoncie widać tylko jeden silny zamiennik. Według najnowszych badań, wśród mieszkańców Francji między osiemnastym a dwudziestym dziewiątym rokiem życia jest tylu muzułmanów, co katolików. Muzułmanie stanowią trzynaście procent populacji w największych francuskich miastach, czyli ponad dwa razy więcej od krajowej średniej.

Niekiedy islamskie poczucie solidarności wspólnotowej wykorzystuje podział społeczeństwa i wytwarza własne „szariackie getta”. Raport autorstwa Hakima El Karoui z Instytutu Montaigne’a, „The Islamist Factory” (Fabryka islamistów) szczegółowo opisuje proces radykalizacji w społeczności francuskich muzułmanów. Zamiast integracji, asymilacji i europeizacji, wśród islamskich ekstremistów zachodzą procesy wielokulturowości, separacji i podziałów.

Jak sugeruje Gilles Kepel w książce pt. „La Fracture” (Rozłam), enklawy imigrantów na obrzeżach francuskich miast są świadectwem „rozłamu w wartościach francuskiego społeczeństwa i chęci osłabienia go”. Cytując byłego ministra spraw wewnętrznych Francji, Gérarda Collomba: „Ludzie nie chcą żyć wspólnie”.

Rozłam ten pokazują również statystyki. „Czterech na dziesięciu chłopców w Seine-Saint-Denis ma arabskie imiona” – informuje badacz Jérôme Fourquet. W swoim najnowszym badaniu donosi on również, że „arabsko-muzułmańskie imiona dostaje 18 procent noworodków we Francji”.

Francuska „wielka zmiana” właśnie trwa. Jak napisał niedawno Alain Finkielkraut, „pożar w Notre-Dame nie jest ani zamachem, ani wypadkiem, lecz próbą samobójczą”.

Tłumaczenie Bohun, na podst. https://www.gatestoneinstitute.org/14406/suicide-of-france
(tamże odnośniki do wypowiedzi I cytatów)
Tytuł – red. Euroislamu

Giulio Meotti, jest włoskim dziennikarzem i pisarzem. Prowadzi dział kultury dziennika „Il Foglio”.
 
D

Deleted member 6341

Guest
Macron zabiera się za „prawdziwe reformy” i realizację postulatów LGBT

Projekt przewiduje rozszerzenie sztucznej prokreacji, określanej nad Sekwaną skrótem PMA, na wszystkie kobiety, które sobie tego zażyczą. Chodzi tu zwłaszcza o pary lesbijskie, które od dawna taki postulat zgłaszają.

Jest to dopiero początek, bo w kolejce jest teraz postulat zamawiania sobie dzieci przez pary gejowskie. Lesbijkom umożliwi to we Francji PMA, gejom – GPA, czyli możliwość wynajmowania sobie do rodzenia dzieci kobiet, tzw. surogatek. Skoro mogą mieć pary kobiet, to konsekwencją będzie w „imię równości” wyposażenia w takie samo prawo par mężczyzn.

(...)

Francuska ustawa o bioetyce trafi teraz do parlamentu. Przy okazji nowa ustawa ułatwia też aborcję. Znika tzw. „okres refleksji”, który i tak był skracany. Kobiety chcący dokonać zabiegu zabicia nienarodzonych dzieci, miały siedem dni na zastanowienie się nad tą decyzją. Lawinowo następująca banalizacja aborcji, doprowadziła do tego, że teraz można będzie zabijać nienarodzone niemal „na poczekaniu”
https://nczas.com/2019/07/25/postep...awdziwe-reformy-i-realizacje-postulatow-lgbt/
 
Do góry Bottom