tolep
five miles out
- 8 587
- 15 492
Za dwa tygodnie jadę do Dortmundu na mecz piłki nożnej i teraz się kłócę z siostrą i matką, bo one nie chcą żebym jechał xD
Nie wierzę jak wielki strach w ludziach potrafi wzbudzić taki atak. Najlepiej nie wychodzić z domu do końca życia.
(Marek Hołyński, E-mailem z Doliny Krzemowej. Podkreślenie moje)
Dolina Krzemowa powstawała jednak w okresie, gdy znano już sposoby wznoszenia obiektów na obszarach o wzmożonej aktywności sejsmicznej. Fundamenty budynków tłumią drgania, ściany elastycznie poddają się odkształceniom. Podczas ostatniego poważnego trzęsienia ziemi na jesieni 1989 roku Dolina Krzemowa znajdowała się w połowie drogi między San Francisco a epicentrum. Straty powinny być tu zatem co najmniej dwa razy większe niż w San Francisco, a okazały się minimalne w stosunku do szkód wyrządzonych w tym mieście.
Zaczęło się parę minut po piątej, akurat w czasie popołudniowej odprawy kierowników działów. Przy pierwszym dudniącym pomruku ludzie wymienili znaczące spojrzenia, ale nikt nie zareagował, aby nie okazać braku opanowania. Drugi, głośniejszy, zastał wszystkich wymijających się w drzwiach, ze sprawnością nabytą dzięki grze w koszykówkę (pół godziny dziennie, w czasie przerwy na lunch). Przy trzecim obserwowaliśmy już przebieg wydarzeń z parkingu w bezpiecznej odległości od biurowca; czuliśmy się jak uczniowie, którym udało się urwać z nudnej lekcji. I pewnie tak też z racji strojów wyglądaliśmy.
Chodnik rytmicznie falował, jakby przemieszczał się pod nim gigantyczny wąż z japońskiego filmu. Pośrodku sadzawki przed budynkiem utworzył się warkocz wody, wychlapujący się na zewnątrz jak przy płukaniu miski. Sam budynek wyraźnie się chwiał. Dołączona od frontu ozdóbka architektoniczna, coś w rodzaju ukośnej, grubej na dwie cegły bramy, chybotała się o co najmniej metr w prawo i w lewo. Nic się jednak nie zarysowało, nie wypadła żadna cegiełka.
Zabroniono nam powrotu do pracy, dopóki ekipy techniczne nie sprawdzą przewodów elektrycznych i gazowych, których uszkodzenie mogło grozić wybuchem. Trzeba było wracać do domu. Supermarkety zamknięto, ale sprzedawcy stali na zewnątrz i rozdawali żywność. Kolidowało to z wyniesioną z peerelowskiej szkoły tezą, że kapitaliści zbijają majątek na krzywdzie wdów, sierot i ofiar kataklizmów. Choć, rzecz jasna, trudno o lepszą kupiecką reklamę niż pomoc klientowi w biedzie. A zresztą lodówki nie działały, więc towary i tak by się popsuły.
Resztę dnia spędziłem zatem na uspokajaniu wydzwaniających z całego świata bliższych i dalszych znajomych. Paradoks odwrotnej perspektywy powoduje, iż wydarzenia zasługujące na wzmiankę w dziennikach telewizyjnych wydają się znacznie poważniejsze z daleka niż z bliska. Sam muszę się czasami powstrzymywać, żeby nie dzwonić do Warszawy na wiadomość o wykolejeniu się pociągu pod Szczecinem.