Depresja

T

Tralalala

Guest
Ogólnie generalnie to jak mi się podoba żona innego faceta to jest grzech, piekło i generalna chujnia. Zwykły zamordyzm.
 

workingclass

Well-Known Member
2 131
4 151
Samobójstwo i pomaganie w nim jest niehumanitarne!!!samobójstwo =eutanazja, dla mnie to akt oskarżenia wobec zdrowej społeczności. Śmierć z własnej ręki jest bezwartościowa i jest grzechem! Jeżeli ktoś sądzi, że dokonał już wszystkiego i że już nikomu nie jest potrzebny to jest to człowiek przegrany, znudzony ,bezwartościowy i samobojstwa dokonuje pod presją strachu,że już go nic dobrego nie czeka ,że nic już dać nikomu nie potrafi.
Wolna wola byla dana przez Boga ludziom ale nie jako zabawka ,zeby bawić w umieranie .Trzeba żyć dla siebie a przede wszystkim dla bliskich
Urzekła mnie twoja historia.
Śmierć z własnej ręki jest bezwartościowa i jest grzechem!
To śmierć z czyjej reki jest wartościowa i nie jest grzechem?
 
Ostatnia edycja:

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Polska goni Japonię - w liczbie samobójców

W 2013 roku w Polsce popełniono 6 tys. samobójstw – tak wynika z danych GUS-u. To blisko 2 tysiące więcej niż w 2012 roku. Dane są przerażające – największa liczba samobójstw dokonywana jest przez osoby w wieku od 30 do 49 lat. Więcej ludzi ginie z własnej ręki niż w wypadkach drogowych.

W 2013 roku na polskich drogach śmierć poniosło 3,3 tys. osób. To wciąż dużo, bo na milion mieszkańców w wypadkach samochodowych ginie 87 osób. Dla porównania w Wielkiej Brytanii jest to 29 osób, w Szwecji 42 osoby, w Niemczech 44, a w Bułgarii – 82. Średnia UE to 52 osoby.

Rzecz w tym, że na poprawę drogowych statystyk wydajemy miliardy złotych i rzeczywiście odnosimy na tym polu sukcesy – jeszcze w 2001 roku co roku na drogach ginęło blisko 6 tys. ludzi rocznie (145 osób na milion mieszkańców).

Zaostrzenie przepisów drogowych, bardziej zdecydowana walka z pijanymi kierowcami oraz częstsze kontrole policji to jeden z elementów składowych poprawienia bezpieczeństwa na drogach. Kolejne to wyraźna poprawa jakości sieci drogowej oraz zakup przez Polaków coraz lepszych i bezpieczniejszych samochodów.

Media co rusz informują nas o statystykach wypadków drogowych, o liczbie pijanych kierowców i działaniach policji. Tymczasem w Polsce dochodzi do cichej i całkowicie niemedialnej samobójczej eksterminacji, którą nikt za bardzo się nie przejmuje.

Polska – druga Japonia?

Polska należy do krajów o największej liczbie samobójstw w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. Wskaźnik ten u nas wynosi 17,5. W Niemczech 12,2, a w dotkniętych kryzysem ekonomicznym Hiszpanii i Grecji odpowiednio 7,6 i 3,5. Gorzej niż u nas jest m.in. w Rosji, gdzie z własnej ręki ginie 18,5 osoby na 100 tys. mieszkańców. Na Białorusi wskaźnik ten wynosi 20,5 osoby, a w słynącej z dużej liczby samobójstw Japonii – 21,4 (w Japonii, w której mieszka 3 razy więcej ludzi niż w Polsce, co roku samobójstwo popełnia ok. 30 tys. ludzi – 5 razy więcej niż w Polsce).

W Polsce zabijają się głównie mężczyźni. W 2012 roku samobójstwo popełniło 3,5 tys. mężczyzn, a w 2013 roku 5,2 tys. Częściej samobójstwo popełniają mieszkańcy miast niż wsi – w miastach zabiło się 4 tys. osób, na wsiach 2,9 tys. Martwi rosnąca statystyka samobójstw wśród nastolatków – w zeszłym roku zabiło się 459 osób w wieku poniżej 19 lat. W tej grupie wiekowej też przeważają mężczyźni (chłopcy) – popełniają 62% samobójstw.

Zabija się więcej emerytów niż nastolatków

Samobójstwo dzieci i nastolatków to medialny temat. Jest to przykre, ale w pewnym sensie uwarunkowane burzliwym okresem dojrzewania, niedostatecznej opieki rodziców, czasem mody, etc. Dużo mniej medialne są samobójstwa seniorów – w grupie wiekowej ponad 70 lat w 2013 roku zabiło się 651 ludzi. To wzrost o 50% w stosunku do 2012 roku.

Najwięcej samobójstw popełniają osoby w wieku 30-49 lat – ponad 2,7 tys. To wzrost o 42% w stosunku do 2012 roku. W grupie wiekowej 50-69 lat w 2013 roku samobójstwo popełniło 2,5 tys. ludzi – 31% więcej niż w roku ubiegłym.

Seppuku po polsku

Sznur, otrucie, skok z wysokości lub postrzał z broni palnej. Rzadziej utopienie, podcinanie żył lub spowodowanie wypadku drogowego. Zwykle w zaciszu domowym, bez świadków. Nie każdy zostawia list. Często nawet nie informują o swoich zamiarach - znikają, rodzina zgłasza zaginięcie i szybko okazuje się, że ofiara nie wyszła z mieszkania.

Trudno wskazać jednoznaczną przyczynę wzrostu liczby samobójstw. Najczęściej są to zawody miłosne i kłopoty finansowe. Bardzo często są także wynikiem choroby psychicznej np. powstałej w następstwie przewlekłej depresji.

W teorii sytuacja finansowa Polaków poprawiła się, ale nie można wykluczyć, że to pogorszenie warunków bytowych w następstwie, których np. doszło do rozpadu rodziny, ktoś targnął się na swoje życie. Temat jest delikatny i bardzo trudno wyciągać jednoznaczne wnioski.

Ile kosztują nas samobójcy?

Łatwo natomiast policzyć gospodarcze koszty depresji, którą zdiagnozowano u ok. miliona Polaków. Wiele osób nawet nie wie, że jest chora, dlatego z różnych szacunków wynika, że problem depresji dotyka ok. 1,5 mln osób. Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego obliczył, że koszty tej choroby wynoszą ok. 4 mld zł rocznie dla całej gospodarki. Są to tylko koszty utraty produktywności oraz utraconych składek na ubezpieczenia społeczne. Do tego dochodzą straty związane z fizycznym kłopotem ze zdrowiem, stratą czasu członków rodziny i inne wydatki np. związane z ochroną i pomocą choremu. W sumie łączne straty dla gospodarki mogą wynosić nawet 12 mld zł rocznie.

Samobójstwa też kosztują – tylko z tytułu świadczeń pogrzebowych rodzinom samobójców wypłacono ok. 24 mln zł. Do tego należy doliczyć koszty postępowania spadkowego, wypłaty świadczeń rentowych rodzinie (dzieciom i młodzieży uczącej się oraz wdowom). Z szacunków Bankier.pl wynika, że może to być nawet dodatkowe 100 mln zł w roku.

Kto się zabija ten robi długi

Wielki dramaturg William Szekspir napisał, że kto umiera, płaci swoje długi (Burza). Współcześni prawnicy i ekonomiści nie zgodziliby się z nim. Obecnie śmierć, a szczególnie ta wynikająca z samobójstwa to nie tylko kiepski sposób na oddłużenie, ale nawet pogorszenie ekonomicznego bytu rodziny. Rosnąca liczba ludzi, którzy decydują się na odebranie sobie życia dowodzi, że kondycja i nastroje społeczne pogarszają się. Na rozwój gospodarczy wpływ mają nie tylko obiektywne czynniki finansowe, ale także nastroje i kultura społeczna.

Być może warto rozważyć zwiększenie nacisku na pomoc potencjalnym samobójcom. Codziennie dostaję kilka dramatycznych wiadomości od załamanych osób, które z powodów finansowych i nie tylko (często nie ze swojej winy, np. na skutek choroby członka rodziny) zwracają się z prośbą o udzielenie informacji, gdzie mogą szukać realnej pomocy? Ja też nie wiem.

http://www.bankier.pl/wiadomosc/Polska-goni-Japonie-w-liczbie-samobojcow-7229770.html
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Pierdololo z tą depresją - wszystko do jednego wora ładują. Jeśli miewam tego rodzaju problemy, to trafniej się je określa jako acedię:

Acedia (gr. akēdía, akedeía - "brak troski o własny byt i istnienie, obojętność"[1] od kēdía (troska) lub według Hipokratesa i Galena aciditas, czyli "kwaśność" czarnej żółci, melancholia[2]) – w teologii wypalenie religijne, apatia (psychologia) i obojętność, tzw. choroba mnichów, duchowa "depresja", niekiedy utożsamiana również z lenistwem lub gnuśnością[3].

Acedia, "choroba duszy" objawiająca się niemożnością zaznania spokoju, dekoncentracją i apatią znana jest w tradycji chrześcijańskiej co najmniej od czasów ojców pustyni. Opisali ją m.in. Ewagriusz z Pontu i Jan Kasjan (który nazywa acedię taedium - "przesytem").

Acedia objawia się przygnębieniem, smutkiem, brakiem motywacji do działania, brakiem zaangażowania i nadziei, zniechęceniem, wyczerpaniem, zobojętnieniem i wrażeniem duchowej pustki. Jest to niezdolność bycia tu i teraz, zajmowania się tym, co właśnie jest. Ewagriusz w jednym ze swoich dzieł opisuje przykład mnicha owładniętego demonem acedii. Mnich siedzi w swojej celi, jednak tam nie wytrzymuje. Ciągle wygląda przez okno, czy czasem ktoś nie przyjdzie w odwiedziny. Nie może doczekać się pory na posiłek i żali się na Boga, że czas tak wolno płynie. Potem czyta trochę Biblię, lecz wtedy robi się senny. Podkłada Biblię pod głowę, ale złości się, że jest ona za twarda, by na niej spać. Mnich staje się płaczliwy, ponieważ nie otrzymuje tego, czego chce. Problem w tym, że sam nie wie, co to jest[4]. Jan Kasjan dodaje, że charakterystyczną cechą acedii jest tzw. "horror loci", czyli niechęć do miejsca, w którym się obecnie znajduje i czynności, którą się wykonuje. Kiedy się pracuje, najchętniej nic by się nie robiło. Kiedy się nie pracuje, odczuwa się nudę.

Od dawna spierano się, czy acedia jest grzechem, czy też nie. Najszerzej zajmuje się tą kwestią św. Tomasz z Akwinu (Suma Teologiczna IIb 35), który przytacza argumenty za i przeciw, opierając się na takich filozofach i teologach jak Arystoteles, Jan z Damaszku, czy Jan Kasjan. Ostatecznie św. Tomasz zalicza acedię do grzechów głównych (w tłumaczeniu polskim kryje się ona pod nazwą tradycyjną "lenistwo").

Jako lekarstwo na acedię mnisi w dawnych czasach uważali dbałość i uważność w wykonywaniu wszystkich czynności, osiąganą poprzez medytację i kontemplację, czyli to, co buddyści nazywają satipatthāna.

Według Dantego ludzie obciążeni grzechem acedii cierpieli aż w piątym kręgu piekieł[5]. Opierając się na wyobrażeniach Dantego treść pojęcia przybliżył nowoczesności T.S. Eliot w swoich dziełach takich jak Ziemia Jałowa czy Cocktail Party, w których za główny problem współczesności uznał zanik woli.

Krótki opis acedii dał w swej książeczce Melancholia. O tych co nigdy nie odnajdą straty Marek Bieńczyk[6].

Współczesny mnich benedyktyński, Niemiec Anselm Grün uważa, że acedię można utożsamiać ze stresem, niepokojem, zabieganiem, które dzisiaj towarzyszą prawie każdemu człowiekowi i nazywane są niekiedy "chorobą naszych czasów". Twierdzi on, że acedia jest nie tyle chorobą (w odróżnieniu od depresji), co niekorzystnym stanem ducha, który jest charakterystyczny dla człowieka w pewnych okresach jego życia[7].

Zamiast iść za radą Kelthuza, proponuję przeczekać "pewien okres życia" albo ratować się perfekcjonizmem i przywiązaniem do detali, które ponoć potrafią człowieka z tego cholerstwa wyciągnąć.

Angielski opis jest fajniejszy, bo wzbogacony o to:

Acedia plays an important role in the literary criticism of Walter Benjamin. In his study of baroque literature, The Origin of German Tragic Drama, Benjamin describes acedia as a moral failing, an "indolence of the heart" that ruins great men. Benjamin considers acedia to be a key feature of many baroque tragic heroes, from the minor dramatic figures of German tragedy to Shakespeare's Hamlet: "The indecisiveness of the prince, in particular, is nothing other than saturnine acedia." It is this slothful inability to make decisions that leads baroque tragic heroes to passively accept their fate, rather than resisting it in the heroic manner of classical tragedy.[8]
Pamiętajcie, osobniki z zadatkami na wielkich ludzi: to Wasza zguba. Jak sądzę, głównie to dopada eNowatych, bo eSowaci sami z siebie jarają się detalami i są skupieni na tu-i-teraz.

Depresja jest dla plebsu. Szlachta (wraz ze szlachciankami), herosi i duchowa arystokracja cierpi na acedię. :p
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 509
Ten temat ma tylko pięć stron? Patrząc na narzekania niektórych z SB można wpaść w stan depresyjny od zaraz.
No i na tych nowych, którzy piszą do każdego cytatu oddzielnego posta.
papiez_jan_pawel_662849.jpg
 

Kompowiec2

Satatnistyczny libertarianin
459
168
Może i nie wpasowuje się w kanon, ale jestem raczej optymistą a powodów do zadowolenia nie mam - wystarczy że wymienię toksyczną rodzinę (do niczego się nie nadajesz itd.) problemy zdrowotne (przeszczep) i bytowe (wynajem) i nie popadam w depresje. W zasadzie jedyne co mnie doszczętnie łamie to schrzaniona samoocena i.. brak osoby której mógłbym mógł zaufać. Komukolwiek czegoś nie powiem, zawsze na tym tracę.

Churchill podobno w najczarniejszym dniu wojny mowil, ze to byly ich najlepsze czasy jakie kiedykolwiek przezyli. Mnie skojarzylo sie z nerwowym smiechem, ale chodzilo o to, ze w czasie gdy zycie jest ciezkie mozemy sie przekonac do czego naprawde jestesmy zdolni. I nie mylil sie, sadzac po wyniku bitwy.

Burze nadchodza aby nas zahartowac.
 

Pestek

Well-Known Member
688
1 876
Często doświadczam tego uczucia, zwłaszcza, jak się zasiedzę w domu. Kiedyś więcej, teraz raczej mniej. W moim wypadku pomaga dieta, plus aktywność fizyczna. Przeszkadza nadaktywność(jak sobie dowalę ćwiczenia po pracy niepotrzebnie), i okresowa słodyczomania. No i tendencja do izolowania się dosyć silna, którą mam jeszcze z dzieciństwa. Natura, praca, dużo warzyw i owoców, generalnie zdrowa dieta, jakaś książka i jestem podniesiony. Przez leki przeszedłem i to nie dla mnie, jestem z tych, którym bardziej szkodzą niż placebo-pomagają.

Moja obecna teoria i praktyka jeśli chodzi o walkę z depresją może się przedstawić w słowach tej oto panienki:


Połączenie gut-brain. Czyli im lepszą masz łączność brzuch-głowa, tym lepiej, żywiej się czujesz. Wszystko co promuje to połączenie jest antydepersyjne(choć może też być stresujące na początku) - czyli zdrowa dieta, ruch, sen. Dodatkowo zdrowa flora bakteryjna, probiotyki. A wszystko co go niszczy jest depresyjne - słodycze, brak aktywności, alkohol. Oczywiście możesz używać i czuć się dobrze, ale kosztem tego połączenia na dłuższą metę. Czyli można sobie dostarczać neuroprzekaźników słodyczami, papierosami, alkoholem, ale kosztem zdrowia na dłuższą metę. Znać teorię to jedno, jak piszę upadam i się podnoszę i to jest dla mnie codzienna walka.
 
M

Maudit

Guest
Mówiąc szczerze, to choruję od paru lat. Lekarstwa brałem, lecz przestałem. Niezwykle otumaniają. Wiecie, ciekawym, aczkolwiek nieprzyjemnym, jest obserwować proces rozkładu własnej osobowości. Kiedy twój umysł z fabryki koncepcji, idei, staje się tylko zwykłym programem zarządzającym popędami. Do spotkań ze znajomymi zachęca cię już jedynie wóda. I to dopiero gdy na nie wyciągną. Jak to Beksiński powiedział:
Mnie już nie ma. Jestem trupem samego siebie.
 

Pestek

Well-Known Member
688
1 876
Przykre.
Ratuj sie przyjacielu bo mozna i warto.
Ja ostatnio sobie kupiłem dziurawiec i czuje sie lepiej. Mam jakby większy kontakt z natura, co cieszy. Może to dziwne, ale patrzenie na chmurki i drzewa sprawia mi przyjemność. Polecam.
 

Solitary Man

Człowiek raczej piwnicy
492
2 216
Mówiąc szczerze, to choruję od paru lat. Lekarstwa brałem, lecz przestałem. Niezwykle otumaniają.

Pojedź w Bieszczady i zjedz grzybki. Mój ojciec był leczony w szpitalu psychiatrycznym na depresję i nic mu nie pomogli, nadal bierze leki. Niestety nie udało mi się go przekonać.
 

Pestek

Well-Known Member
688
1 876
Dziurawiec? Not again.

Złe doświadczenia?
Podobno to łagodny antydepresant. Mi pomaga, chociaż ciężko stwierdzić, czy to tylko on. Więcej nasion(NKT), omega3 i masa owoców też mogą mieć swój udział(no i regularnie ćwiczę ostatnio). I zgadzam się z tolepem. Spacerek w ładną pogodę dobrze robi. Ludzi czasami leczą z depresji witaminą D, a tu mamy ją za darmo.

Mam nadzieję, że czujesz się dziś lepiej Maudit.
 
U

ultimate

Guest
Ja ostatnio sobie kupiłem dziurawiec i czuje sie lepiej
Podobno jedzą i piją też kurkumę.
Nie znam się, ale jeśli leczenie farmakologiczne i psychoterapia nie pomaga to może szukać pomocy w medycynie alternatywnej?
Kolegi córka, 22 letnia studentka ma depresję. Opowiadał nam w pracy o tym, ale od dwóch lat dziewczyna czuje się lepiej. Kolega twierdzi, że pomógł pies - kupili jej małego psa przytulańca i to dało poprawę, przynajmniej u niej. Wcale nie jest tak źle.
 

raiden00

megazord
160
278
Jak już się bawić w dziurawce to tylko ekstrakty, albo nalewki bo hipercyna z dziurawca nie rozpuszcza się w wodzie. Tak więc herbatki nie mają sensu.
Przy walce z depresją to na sam początek zrobił bym jakieś kompleksowe badania. Po pierwsze hormony, po drugie czy z jelitami wszystko ok. Jeśli podstawy nam w organizmie nie działają to ciężko będzie walczyć z depresją. Jak już podstawy działają to można zacząć kombinować coś z chemią mózgu.
 

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 407
od wczoraj ciazy nade mna depresja, nadal biore antydepresanty, od lat, pewnie parkinsona od nich dostane i zdechne majac 60 lat samotny w hospicjum
chcialem zawrzec znajomosci na ktorych mi zalezalo i dalem dupy bo wyszlo na jaw ze jestem egoistycznym dupkiem mizantropem wiec sie nie udalo utrzymac znajomosci, ludzie daja sobie ze mna spokoj po 30min rozmowy, nie, nie chodzi o dziewczyne czy inna kobiete (one mi nawet nie odpisuja zazwyczaj, ale ostatnio odpisala jedna i podczas rozmowy zmienilem temat z nienacka a ona ze pewnie jestem trolem albo pojebem i mnie zablokowala) po prostu chcialem miec znajomych o podobnych zainteresowaniach
zaluje ze zamiast pracowac nad swoim egoizmem wybralem akap, no ale takie mam zaburzenie osobowości, genetyka, ciekawe czy INTP może być kimś innym niż prawakiem, ktoś wie?
znajomosc prawdy nie jest mile widziana jesli sie chce miec znajomosci i byc spolecznym, lubianym
czy to ja jestem zjebany czy ta polityczna poprawnosc
nawet na libnecie i innych miejsach gdzie sie chronilem mnie nie chca i banuja
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 142
Proponuję pierwszy krok - pisz poprawnie. To ułatwi komunikację i zachęci innych do czytania.
 
M

Maudit

Guest
Przykre.
Ratuj sie przyjacielu bo mozna i warto.
Ja ostatnio sobie kupiłem dziurawiec i czuje sie lepiej. Mam jakby większy kontakt z natura, co cieszy. Może to dziwne, ale patrzenie na chmurki i drzewa sprawia mi przyjemność. Polecam.
Pijałem kiedyś napar z niego. Z tego co wiem, to wychodzenie na słońce pod jego wpływem jest niebezpieczne, robią się paskudne zmiany skórne.
 

Pestek

Well-Known Member
688
1 876
Czytałem, że depresja jest konsekwencją inflacji ego. To taki kac po tym, jak próbowaliśmy zbyt długo być kim nie jesteśmy i zdobywać góry/zadowalać innych. Czasami wystarczy przeleżeć i zreflektować swoją postawę i wysiłki, które są źle ukierunkowane. Bo zamiast zająć się sobą, poznać się i nauczyć się siebie lubić, jest ucieczka w bok. Co później prowadzi do utraty siebie i poczucia tej pustki i bezsensu.
A takie impulsy i motywy to często z przeszłości, teraz powtarzane automatycznie. Przymus powtarzania, jak to się w psychologii nazywa.

Pijałem kiedyś napar z niego. Z tego co wiem, to wychodzenie na słońce pod jego wpływem jest niebezpieczne, robią się paskudne zmiany skórne.
Ja nie mam z tym problemu, chociaż piję tylko herbatki, więc mała dawka.
 
Do góry Bottom