Hitch
悟
- 3 220
- 4 877
A nie chodziło o to, że oczywistością jest, kiedy dziecko jest dzieckiem, a kiedy staje się dorosłym, choć trudne jest to do zamknięcia w sztywnych ramach?
Nie rozumiem. "Uznać za przedmiot" mordercę? To jakiś absurd. Morderca to po prostu człowiek, który inicjując atak i pozbawiając kogoś życia, nie ma prawa żyć i trzeba go wyeliminować. Sprawa jest dość oczywista i nie widzę sensu w semantycznej zabawie, bo wyjdzie absurd, dlatego że choćby nie wiem jaką przybrać karkołomną optykę, nie zmieni to faktu, że morderca nie może być przedmiotem.
Ma za to znaczenie moment, w którym staje się dzieckiem.
Uprzedmiotowienie to najgorsza rzecz jaka może człowieka spotkać, jeśli ktoś jest na tyle okrutny, że morduje drugiego człowieka (odbiera mu życie), to jego ofiara może domagać się odebrania mu człowieczeństwa i uczynienie go przedmiotem. Jeśli zbudujesz robota z wysokim AI, to czy ten robot nie może być przedmiotem?
Ee, na jakie Ty pytanie odpowiedziałeś? Bo ja chciałem się dowiedzieć "kto i według jakich kryteriów wytyczy moment, w którym dziecko staje się człowiekiem i wychodzi z posiadania rodziców."
A nie chodziło o to, że oczywistością jest, kiedy dziecko jest dzieckiem, a kiedy staje się dorosłym, choć trudne jest to do zamknięcia w sztywnych ramach?
O nie, tak łatwo to nie ma Bądź odważny powiedzieć: zabiłbym CZŁOWIEKA, który usiłowałby zabić mnie lub kogoś mi bliskiego. Przedmiot jest martwy, więc nie możesz go zabić, no bez jajec, gdzie tu logika? Zabijasz zawsze człowieka, nie przedmiot, choćby nie wiem, jakim skurwysynem był i trzeba mieć odwagę spojrzeć prawdzie w oczy.
Nie da się odebrać nikomu jego istoty, cokolwiek by przez to nie powiedzieć, tak jak nie możesz powiedzieć pozostając w zgodzie z logiką, że kot to pies.
ps: Żaden syntetyk nie będzie człowiekiem, choć może przejawiać ludzkie cechy, jak i może kogoś zaciukać. Ale to będzie taki sam przedmiot, jak nakręcana zabawka. Nie rozumiem, czemu by kogoś znienawidzić za to co zrobił, koniecznie trzeba mu odebrać ludzkie cechy? Że niby tak jest łatwiej?
A czy przypadkiem sam nie próbujesz ustalić tego momentu, skoro piszesz że dziecko jest człowiek i należy wobec niego stosować NAP?Mam odpowiadać na pytanie retoryczne? Myślałem że masz na myśli po prostu mój punkt widzenia. Przecież napisałem cytowanego przez ciebie posta z wyraźną intencją: pokazać, że wszelkie próby ustalania momentu "stawania się człowiekiem" byłyby przejawem zamordyzmu i nawet nie powinno się czegoś takiego podejmować. Minimum zrozumienia, plz.
Też tak sądzę, gdy widzę, że skłonność do podporządkowania normom kulturowym/moralnym innych, radośnie sobie rozkwita także wśród wolnościowców. Znowu mamy do czynienia z tym imperatywem kontroli, o którym pisał Wiśniewski. Sąsiad ma uważać za złe, to co za złe uważam ja albo dostanie w ryj. Tyle, że prawdopodobieństwo mało mnie interesuje.Zgadza się. Tyle że przeczuwam, iż ludzie będą mieli problem z sąsiadem, który gwałci swoje dzieci i w ten czy inny sposób spróbują ten problem rozwiązać (przemocą lub ostracyzmem, osobiście lub przy użyciu firm zewnętrznych, bezpośrednio lub pośrednio). Uważam prop za nieskończenie mało prawdopodobny rodzaj anarchii. #takniebedziewakapie
Tu nawet nie chodzi o czystość i spójność moich teorii czy ideałów, a o to, że nie życzę sobie, aby ktokolwiek z zewnątrz rościł sobie jakiekolwiek prawa, do ingerowania w mir mojego domowego ogniska, jakkolwiek bym to rozumiał. Mój absolutny spokój, komfort rozporządzania swoją własnością, traktowania jej jak pola do wyrażania swej i tylko swej kreatywności jest dla mnie ważniejszy od jakiegoś abstrakcyjnego dobra dzieci, nad którymi znęcają się jacyś patole. I tyle. Nie będę szedł na kompromisy, które postawią mnie w gorszej pozycji pod tym względem, tylko dlatego, żebyście mogli mnie nachodzić i uspokajać swoje sumienia. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Spierdalać!Zwolennicy prawa do posiadania dzieci z lęku przed zakłóceniem czystości ich teorii moralnej uznają, że nikt nie ma prawa interweniować, gdy jacyś rodzice biją, katują, gwałcą swoje dziecko. Osoby, które głoszą ten pogląd nie tylko nie pomogłyby 5- latkowi gwałconemu przez ojca lub 10 letniej dziewczynce brutalnie pobitej przez matkę, ale również żądaliby ukarania ciebie za to, że próbowałeś pomóc tym dzieciom. Jest to pogląd moralnie obrzydliwy, który zrodzić może się albo w głowach ludzi złych i okrutnych, albo ludzi, którzy za wszelką cenę chcą bronić spójności swoich poglądów i pozwolą na zabijanie innych ludzi, byleby nie naruszyć czystości swoich teorii.
Ach, czyli dochodzimy do tego, co uwielbiamy najbardziej. Komunitariańsko próbować doprecyzowywać warunku, w których wpieprzanie się komuś do domu byłoby sensowne. Oczywiście - żeby skutecznie określić czy dziecko w ogóle było poddawane długotrwałemu czy krótkotrwałemu znęcaniu się (oczywiście, trzeba kolektywnie zdefiniować czym jest znęcanie się [ach, jak bardzo lubimy wspólnie podejmować decyzje wpływające na normy postępowania] i wprowadzić jakąś instytucję, która będzie wydawała wiążące opinie, czy mieliśmy do czynienia z takowym czy nie - [hurra, jeszcze więcej okazji do zwołania spotkania i odbycia burzy mózgów]), wprowadzi się lotne patrole rodzicielskie, które będą chodzić po okolicy i weryfikować czy ktoś się znęca czy nie.Zwolennicy posiadania dzieci wolą oddać rodzicom absolutne prawo nad dzieckiem (prawo do bicia, katowania, znęcania się psychicznego, gwałcenia i zabójstwa), z lęku przed tym, że jeśli nie oddamy im tego prawa, to dana społeczność może popełnić błąd i bezprawnie odebrać dziecko rodzicom. Ale to tak, jakby myśleć, że ponieważ nie wiadomo jaka kara za kradzież jest sprawiedliwa – czy odebranie własności, czy odebranie 10-krotności własności, czy kara śmierci (albo – nigdy nie mamy 100% pewności, że kradzież nastąpiła) to kradzież powinna być ... dozwolona. Zamiast myśleć o tym, jak uniknąć tych sytuacji – np. spróbować doprecyzować warunki, w których takie odebranie dziecka byłoby sensowne (np. wolno odebrać dziecko w wyniku długotrwałego fizycznego znęcania, gdy dziecko samo nie chce wrócić do rodziców itd.), chcą oddać całkowitą władzę rodzicom – bo tak będzie po prostu prościej.
Ma się ten pazur, co nie, koledzy propertarianie? Hrrrrrrrrrrrrrr.... :>Dlatego piszę, że normalni ludzie, nie mogliby wpaść na taki pomysł, bo normalni ludzie stawiają życie innych ludzi ponad własne sofizmaty. Uznanie dzieci za własność rodziców jest jaskrawo sprzeczne z NAP i wyklucza propagatorów tego poglądu z grona libertarian, ba, czyni ich potencjalnie bardziej niebezpiecznymi niż duża liczba propaństwowców.
Jesteście w końcu za pełną wolnością gospodarczą czy nie?
Oczywiście, zrzekać się prawa do tych rzeczy nie musisz. Podobnie jak fanatyczny katolik może się nie zrzec prawa do robienia wjazdów na klinki aborcyjne, tylko że taki stan nie będzie optymalny gdy idzie o uszanowanie podmiotowości moralnej właściciela, ani jego własności, ani działalności. Istotowo to się niczym od siebie nie różni. Równie dobrze muzułmanie mogą się nie zrzec prawa do odjebywania niewiernych w ich własnych domach. To żadna propozycja, jeśli wola moralna ludzi może przekraczać granice własności prywatnej i obowiązywać eksterytorialnie. Jaki sens jest nazywania czegoś swoim, gdy kto inny może tam wbić i zmusić nas do zachowania jakie sam uznaje za słuszne? Żaden. Skoro Hitch może się wpierdalać Fritzlowi do chałupy ze swoimi normami moralnymi, to Fritzl może zrobić to samo u Hitcha i przystawiając broń do skroni, zmusić aby powielał jego normy i dymał swoją córkę w piwnicy. Nie widzę powodu, bym miał kogoś faworyzować, mimo swoich oczywistych moralnych sympatii i antypatii.Sam wyznajesz zasadę, wedle której to jednostka zrzeka się praw do różnych fragmentów rzeczywistości i, w ten sposób, jakby na zasadzie negatywu - wyodrębnia swoją własność. Ale przecież to oznacza, że jednostka może się nie zrzec prawa do czegoś. Nie zrzeknę się prawa do zrobienia wjazdu na chatę sąsiadowi, który mnie dusi dymem palonych opon albo organizuje nocny koncert zespołu grind-core'owego w mieszkaniu nade mną. Podobnie nie zrzeknę się prawa do zapłacenia Hitchowi, żeby zrobił wjazd na chatę Fritzlowi.
Ja się nie uważam za realistycznego akapa. Napisałem Ci na blogu o uprawianiu etyki poprzez ideologię, to teraz dokonam dekonstrukcji ideologii. Otóż obstaję przy pewnym spójnym ideale, którego urzeczywistnienie umożliwiłoby pokojowe życie obok siebie największej liczbie ludzi, o największym zakresie poglądów na kwestie wszelakie.Próbujesz narzucić mi odgórną zasadę, która jest sztuczna i nie ma dla mnie większej wartości, więc ją odrzucam. W ten sposób tworzy się rynkowe prawo. Jeśli ktoś się uważa za realistycznego akapa, powinien podchodzić do tworzenia kodeksu jak do każdego innego biznesu. Inaczej bawi się w inżynierię społeczną.
To żadna propozycja, jeśli wola moralna ludzi może przekraczać granice własności prywatnej i obowiązywać eksterytorialnie.
Skoro Hitch może się wpierdalać Fritzlowi do chałupy ze swoimi normami moralnymi, to Fritzl może zrobić to samo u Hitcha i przystawiając broń do skroni, zmusić aby powielał jego normy i dymał swoją córkę w piwnicy. Nie widzę powodu, bym miał kogoś faworyzować, mimo swoich oczywistych moralnych sympatii i antypatii.
Wbrew pozorom, to podejście ma wartość: mianowicie przy jego upowszechnieniu, ludzie zamiast rozpoznawać i walczyć ze złem u sąsiada, zajęci są czynieniem dobra, jakkolwiek rozumianego, u siebie. I to ma swoje przełożenie, bo nawet jeśli ktoś jest pojebany i robi totalny moralny rozpierdolnik na swojej własności, ale nie istnieje zgoda na jakiekolwiek narzucanie komukolwiek czegokolwiek, to rozpierdolnik jest ograniczony terytorialnie do jego działki. Zło nie ma możliwości rozprzestrzeniania się, bo nie istnieje sfera publiczna, którą uwielbiają wykorzystywać do swoich celów różni psychopaci. Wystarczy ograniczyć się do robienia swojego na swoim. Także pod względem moralnym. (...) Jeżeli jest przyzwolenie na ingerowanie w cudze życie, to rózni ludzie, w różny sposób będą o wykorzystywać.
Chcesz walczyć ze złem na cudzej działce? Przygotuj się na to, że inni będą chcieli walczyć ze złem na Twojej, bo sam swoim postępowaniem otwierasz im furtkę. Marnujesz mój czas...
dopóki ludzie nie zaczną przejawiać tego, co powyżej nakreśliłem, to nie będzie żadnej szansy na jakikolwiek anarchokapitalizm w jakiejkolwiek formie, bo każda wymaga w jakimś stopniu przyswojenia tego sposobu postrzegania świata.
Stoikami jesteście w stosunku do siebie samych, żarliwi jesteście w podporządkowywaniu innych swoim intuicjom moralnym i przemawia przez was pycha, jeśli uważacie, że macie do tego prawo.
No skoro się odzywasz, za czymś obstajeszA kto powiedział, że ja cokolwiek proponuję? To Ty tutaj proponujesz jakiś skodyfikowany ład moralny, który ja odrzucam jako bezużyteczny i nie zamierzam go stosować w swoim życiu. Nie zajmuję się wymyślaniem prawa, bo się na tym nie znam i nikt mi za to nie płaci.
Jeśli brać pod uwagę normatywność i ją traktować jako magię, to jest magiczny, nieprzekraczalny teren. Właśnie dlatego, że ktoś go przekracza kulami armatnimi i w niego interweniuje bez Twojej zgody, możesz reagować.I tak, nawet u Ciebie, ludzie mogą sobie robić wjazdy na chatę, jeśli sąsiad nasuwa do Ciebie z armaty rozstawionej na swojej posesji. Więc tak czy siak posesja to nie jest jakaś magiczny, nieprzekraczalny teren.
Na co się mam decydować? Wiadomo przecież, że wartości odnoszą się do świata. Według Ciebie miałbym tworzyć ideę zakładającą świat kompletnie niematerialny, charakteryzujący się brakiem ciągłości? Przecież to, że nie obchodzi mnie, czy to się sprzeda, nie jest powodem, by przyjąć (nierealistyczne) założenie o wszechwiedzy każdego człowieka na przykład. Taka myśl też by się nie sprzedała, też nie byłaby realistyczna i w dodatku kompletnie nieprzydatna, bo nijak by się nie odnosiła do rzeczywistości. Więc jeśli deklaruję, że nie obchodzi mnie realizm, to nie znaczy, że chcę tworzyć kodeks honorowy posługiwania się magicznymi mocami dla Solarnego Imperium Kucyków...Ale tutaj mieszasz dwie rzeczy i sam sobie przeczysz. Raz mówisz, że nie obchodzi Cię realizm (czy moja idea się sprzeda?), jeno czyste wartości, a potem zaczynasz naginać te wartości, biorąc pod uwagę realizm (bo jeśli ludzie uznają, że mogą robić wjazd na chatę Fritzlowi, to będą robić wjazdy na chatę na porządku dziennym itd). Zdecyduj się.
Nie zapominam, tylko tworzę paralelę między sferą instynktów a sferą wartości i dopasowuję je ze sobą tak, by wyeliminować konflikt, często powodowany instynktami. Zasadę wzajemności, którą ludzie wyznają instynktownie, jak najbardziej można ująć formalnie. W tym właśnie sęk, że jesteś niekonsekwentny. Koleś napierdalający z armaty narusza to, do czego nie ma uprawnienia (bo albo jak w propertarianizmie się go zrzekł, albo jak w libertarianizmie, nigdy go nie uzyskał) i w dodatku narusza tym samym Twoje uprawnienia. Fritzl Ci tego nie robi, a Ty chcesz go najeżdżać.Raz się odwołujesz, słusznie, do podstawowego instynktu samozachowawczego (jeśli będziesz się włamywał na cudze posesje, ludzie będą się włamywać na Twoją), a potem wszystko odwracasz i zdajesz się sam zapominać o tym, co przed chwilą sam napisałeś. Tak, jeśli będę robił wjazdy na chatę wszystkim naokoło, narażę się wszystkim naokoło i z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością zostanę w ten czy inny sposób odstrzelony. Dlatego nie zamierzam tego robić i ograniczę się do robienia wjazdu Fritzlowi albo kolesiowi, który nasuwa do mnie z armaty. (mam wrażenie, że nazwisko "Fritzl" nabrało już jakiegoś symbolicznego znaczenia i oznacza "każdą osobę". dla mnie Fritzl oznacza kolesia, który więzi i gwałci swoją córkę).
Pampalini szuka seniora - feudalizm komunitariańsko-kulturowy.To akurat nie ma znaczenia. Sam też chcesz podporządkować mnie swojej wizji społeczeństwa. Ja raczej mam mniej megalomańskie zapędy, bo nie próbuję wymyślić jakiejś jednej zasady dla wszystkich. Mówię za siebie i odnoszę moralność do siebie. Nie mam problemu z tym, żeby zrobić wjazd na chatę Fritzlowi, swojej własności zamierzam bronić itd. Jeśli uda mi się znaleźć społeczność, która ma mniej więcej podobne intuicje moralne - super. Jeśli nie - trudno.