Mad.lock
barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
- 5 149
- 5 111
Zabieram się drugi raz do "Dziejów Kartagińczyków" Krzysztofa Kęcieka, bo za pierwszym razem tylko przejrzałem to co mnie najbardziej zaciekawiło. To chyba klasyka jeśli chodzi o całościowo potraktowaną historię miasta Kart Hadaszt i jego imperium napisaną po polsku.
A jest to historia przebogata i nieznana, bo w szkołach naucza się o Kartaginie tylko jako o przeciwniku Rzymu w trzech słynnych wojnach. Do tego panuje fałszywe przekonanie o Kartagińczykach jako narodzie handlarzy używających w walce jedynie najemników.
Okazuje się, że Kartagina była zwykłym imperium podobnym do Rzymu, z podziałem na uprzywilejowanych obywateli miasta, gdzie elitą byli posiadacze ziemscy, a nie żadni kupcy, zwasalizowane miasta "sojusznicze" i podbity i uciskany lub libijski, buntujący się w chwilach kryzysu Kartaginy. I taka też była struktura ich wojsk. Obsadzenie licznej floty również wymagało ogromnych ilości ludzi i często ich brakowało. Ja jestem raczej negatywnie nastawiony do Rzymu i myślę o nich jak o takich sowietach starożytności. Czytając o Drugiej Wojnie Punickiej przyłapałem się, że Kartaginę zacząłem porównywać do III Rzeszy.
Jednym z ciekawszych epizodów jest wojna Agatoklesa, dyktatora Syrakuz, który poważnie zagroził Kartaginie. Cała wojna jest jakby wyjęta z jakiejś powieści fantasy, ale jedno wydarzenie powinno być znaczące dla libertarian. Gdy wojska nie było w mieście, jeden ze strategów o imieniu Bomilkar postanowił przejąć władzę:
Strateg Bomilkar uznał, że arystokratyczny reżim Kart Hadaszt nie zdoła odeprzeć wroga. Podjął tedy próbę zamachu stanu. Z pewnością nie był w zmowie z Agathoklesem i nie naśladował greckich tyranów, pragnął raczej zdobyć w Kartaginie taką pozycję, jaką ongiś mieli Magonidzi, królowie-żołnierze. Bomilkar wysłał większość armii obywatelskiej przeciwko Numidom, sam zaś zebrał tysiąc najemników i 500 wtajemniczonych w spisek obywateli. Z tymi niewielkimi siłami zdołał przebić się z Nowego Miasta na agorę Kartaginy. Każdy punicki mąż miał jednak broń w swoim domu, a obywatele wcale nie tęsknili za monarchią. Z wysokich domów otaczających rynek Kartagińczycy zasypali zbrojnych Bomilkara gradem pocisków. W beznadziejnej sytuacji spiskowcy poddali się. Zgodnie z obietnicą darowano im życie, Bomilkar został jednak poddany torturom i skonał na krzyżu. Umierając, wyłajał jeszcze kartagińskich oligarchów za liczne ich niegodziwości.
Opisy w książce często bywają tak obrazowe i niestety nie za bardzo wiadomo co jest wymysłem autora, a co zostało wzięte z tekstów źródłowych. W ogóle wg tego co pisze autor ciężko jest badać historię Kartaginy właśnie przez to, że zachowały się jedynie teksty Rzymian i Greków. A i wśród współczesnych historyków bywa wielu romanofilów i hellenofilów.
Utkwił mi też w pamięci fragment opisujący wydarzenia poprzedzające wieloletnie oblężenie, walki o miasto i zburzenie Kart Hadaszt:
Tym razem Cenzorinus i Maniliusz zażądali od Kartagińczyków wydania całej broni, prywatnej i tej z państwowych arsenałów. I to żądanie zostało spełnione. Kartagińczycy odesłali Rzymianom na wozach 200 tysięcy wojennych zbroi, nieprzeliczone mnóstwo pocisków i 20 tysięcy katapult. Tej posępnej karawanie towarzyszyli geronci, kapłani w odświętnych szatach, dostojnicy i najznakomitsi obywatele, pragnący swą obecnością i pokorą obudzić litość w sercach rzymskich wodzów. Ale konsulowie mieli przecież srogie instrukcje senatu!
Wkrótce potem Rzymianie jeszcze raz wezwali Kartagińczyków pod Ityke, by przekazać swe ostatnie żądanie. W poselstwie przybyło 30 mężów, prawdopodobnie cała Świta czy też Ścisła Rada Miasta Dydony. W chwilę później możni "rzucili się na ziemi i tłukli w nią rękami oraz głową, niektórzy zaś rozdzierali szaty na sobie i szarpali swe ciało, że przez swą głupotę w takie sidła się dostali" (Appian). Oto Maniliusz wreszcie pokazał drapieżne oblicze Rzymu: zgodnie z rozkazem senatu Kartagińczycy muszą opuścić swe miasto i osiedlić się w odległości co najmniej 80 stadiów (około 15 kilometrów) od morskiego wybrzeża, natomiast punicka stolica zostanie zburzona.
[...]
Lud punicki z niezwykłą energią przystąpił do przygotowań wojennych. Place publiczne, gmachy i świątynie zmieniłysię w arsenały, w których robota wrzała dniem i nocą. Przetapiano posągi, by uzyskać metal na miecze i groty, zrywano drewniane dachy, by posłużyły do budowy wojennych korabi. Według legendy Kartaginki obcięły swe włosy, mające służyć jako liny do naciągania bojowych machin. Codziennie wyrabiano sto tarcz, trzysta mieczy, tysiąc pocisków do katapult, pięćset oszczepów i wiele wojennych machin.
Konsulowie zwlekali z atakiem, być może przeświadczeni, że Kartagińczycy w końcu się poddadzą. Rzeczywiście jeden z gerontów jął przekonywać, że lepiej spełnić żądania Rzymian, gdyż położenie miasta jest beznadziejne. Nie posłuchano go. Bramy Kart Hadaszt pozostały zamknięte, a lud miał coraz więcej broni.
A jest to historia przebogata i nieznana, bo w szkołach naucza się o Kartaginie tylko jako o przeciwniku Rzymu w trzech słynnych wojnach. Do tego panuje fałszywe przekonanie o Kartagińczykach jako narodzie handlarzy używających w walce jedynie najemników.
Okazuje się, że Kartagina była zwykłym imperium podobnym do Rzymu, z podziałem na uprzywilejowanych obywateli miasta, gdzie elitą byli posiadacze ziemscy, a nie żadni kupcy, zwasalizowane miasta "sojusznicze" i podbity i uciskany lub libijski, buntujący się w chwilach kryzysu Kartaginy. I taka też była struktura ich wojsk. Obsadzenie licznej floty również wymagało ogromnych ilości ludzi i często ich brakowało. Ja jestem raczej negatywnie nastawiony do Rzymu i myślę o nich jak o takich sowietach starożytności. Czytając o Drugiej Wojnie Punickiej przyłapałem się, że Kartaginę zacząłem porównywać do III Rzeszy.
Jednym z ciekawszych epizodów jest wojna Agatoklesa, dyktatora Syrakuz, który poważnie zagroził Kartaginie. Cała wojna jest jakby wyjęta z jakiejś powieści fantasy, ale jedno wydarzenie powinno być znaczące dla libertarian. Gdy wojska nie było w mieście, jeden ze strategów o imieniu Bomilkar postanowił przejąć władzę:
Strateg Bomilkar uznał, że arystokratyczny reżim Kart Hadaszt nie zdoła odeprzeć wroga. Podjął tedy próbę zamachu stanu. Z pewnością nie był w zmowie z Agathoklesem i nie naśladował greckich tyranów, pragnął raczej zdobyć w Kartaginie taką pozycję, jaką ongiś mieli Magonidzi, królowie-żołnierze. Bomilkar wysłał większość armii obywatelskiej przeciwko Numidom, sam zaś zebrał tysiąc najemników i 500 wtajemniczonych w spisek obywateli. Z tymi niewielkimi siłami zdołał przebić się z Nowego Miasta na agorę Kartaginy. Każdy punicki mąż miał jednak broń w swoim domu, a obywatele wcale nie tęsknili za monarchią. Z wysokich domów otaczających rynek Kartagińczycy zasypali zbrojnych Bomilkara gradem pocisków. W beznadziejnej sytuacji spiskowcy poddali się. Zgodnie z obietnicą darowano im życie, Bomilkar został jednak poddany torturom i skonał na krzyżu. Umierając, wyłajał jeszcze kartagińskich oligarchów za liczne ich niegodziwości.
Opisy w książce często bywają tak obrazowe i niestety nie za bardzo wiadomo co jest wymysłem autora, a co zostało wzięte z tekstów źródłowych. W ogóle wg tego co pisze autor ciężko jest badać historię Kartaginy właśnie przez to, że zachowały się jedynie teksty Rzymian i Greków. A i wśród współczesnych historyków bywa wielu romanofilów i hellenofilów.
Utkwił mi też w pamięci fragment opisujący wydarzenia poprzedzające wieloletnie oblężenie, walki o miasto i zburzenie Kart Hadaszt:
Tym razem Cenzorinus i Maniliusz zażądali od Kartagińczyków wydania całej broni, prywatnej i tej z państwowych arsenałów. I to żądanie zostało spełnione. Kartagińczycy odesłali Rzymianom na wozach 200 tysięcy wojennych zbroi, nieprzeliczone mnóstwo pocisków i 20 tysięcy katapult. Tej posępnej karawanie towarzyszyli geronci, kapłani w odświętnych szatach, dostojnicy i najznakomitsi obywatele, pragnący swą obecnością i pokorą obudzić litość w sercach rzymskich wodzów. Ale konsulowie mieli przecież srogie instrukcje senatu!
Wkrótce potem Rzymianie jeszcze raz wezwali Kartagińczyków pod Ityke, by przekazać swe ostatnie żądanie. W poselstwie przybyło 30 mężów, prawdopodobnie cała Świta czy też Ścisła Rada Miasta Dydony. W chwilę później możni "rzucili się na ziemi i tłukli w nią rękami oraz głową, niektórzy zaś rozdzierali szaty na sobie i szarpali swe ciało, że przez swą głupotę w takie sidła się dostali" (Appian). Oto Maniliusz wreszcie pokazał drapieżne oblicze Rzymu: zgodnie z rozkazem senatu Kartagińczycy muszą opuścić swe miasto i osiedlić się w odległości co najmniej 80 stadiów (około 15 kilometrów) od morskiego wybrzeża, natomiast punicka stolica zostanie zburzona.
[...]
Lud punicki z niezwykłą energią przystąpił do przygotowań wojennych. Place publiczne, gmachy i świątynie zmieniłysię w arsenały, w których robota wrzała dniem i nocą. Przetapiano posągi, by uzyskać metal na miecze i groty, zrywano drewniane dachy, by posłużyły do budowy wojennych korabi. Według legendy Kartaginki obcięły swe włosy, mające służyć jako liny do naciągania bojowych machin. Codziennie wyrabiano sto tarcz, trzysta mieczy, tysiąc pocisków do katapult, pięćset oszczepów i wiele wojennych machin.
Konsulowie zwlekali z atakiem, być może przeświadczeni, że Kartagińczycy w końcu się poddadzą. Rzeczywiście jeden z gerontów jął przekonywać, że lepiej spełnić żądania Rzymian, gdyż położenie miasta jest beznadziejne. Nie posłuchano go. Bramy Kart Hadaszt pozostały zamknięte, a lud miał coraz więcej broni.
Ostatnia edycja: