Co ostatnio czytaliście?

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Fajnie, że ktoś sobie zadaje trud, aby napisać, że w zasadzie nie poleca opisywanego przez siebie produktu.

Ambiwalentne recenzje będą hitem w akapie.

"Kiedyś nakupowałem sobie na targu komuchów i teraz muszę ich żywić. Mało pracują i przemycają sporo lewackiej autopogardy gatunkowej. W sumie nie polecam, ale ja mam do tej swołoczy jakąś niezrozumiałą słabość. Generalnie jednak lepiej było przeznaczyć środki na ręczną wyrzutnie rakiet i dziwki."
 
D

Deleted member 4683

Guest
kAxQS9S.jpg
CQ144tZ.jpg


Kiedyś nakupowałem sobie książek tego komucha i teraz muszę go czytać. Sporo lewackiej autopogardy gatunkowej (przepraszam, że jestem biały, przepraszam, że jestem facetem, przepraszam, że jestem człowiekiem itd). W sumie nie polecam, ale ja mam do Aldissa jakąś niezrozumiałą słabość. Generalnie jednak bardziej propsuję optymistycznych technokratów ze złotej ery s-f od tych emo-hipisów z nowej fali.

Jako szczun czytałem zbiór opowiadań "Kto zastąpi człowieka ? " i powieść "Non-Stop". Zajebiście mi sie podobały. Warto po latach sprawdzić co warte dziecięce fascynacje - tam też tak komuszył ?
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
No, Non-Stop parę razy przeczytałem. Potem jakoś nie natknąłem się na więcej jego twórczości o ile pamiętam.
 
D

Deleted member 4683

Guest
Słynna była jeszcze taką powieść pt. "Cieplarnia". Bohaterowie żyli w konarach ogromnego drzewa ( drzew ? ) które obrosło całą Ziemię. Akcja opisywała podróż w górę drzewa, do najwyższych poziomów sięgających nieba i różne przygody po drodze. Całość kompletnie niszczyło debilne zakończenie które polegało na tym, że to drzewo rodziło strąki odlatujące w kosmos i jednym z takich strąków bohater odlatuje w przestrzeń. Idiotyczna sytuacja.
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 851
12 246
Akurat niedawno (rok temu?) czytałem Cieplarnię i nie było źle. Tak jak Pan Jaranek pisał, chociaż zakończenie nie jest aż tak idiotyczne. Z tego co pamiętam chodziło o to, że cykl życia pewnej dużej rośliny przebiegał w ten sposób, że wystrzeliwała nasiona w przestrzeń. Być może nie jest to zbyt prawdopodobne, ale zawsze mogły się przecież pojawić np. różowe jednorożce, czy tam coś i wtedy byłaby dopiero skucha.

Gwoli przypomnienia, w Hyperionie, który uchodzi za arcydzieło S-F, podróże międzygwiezdne odbywają się w drzewostatkach napędzanych jakimiś chochlikami, czy co to tam było.

Dla mnie wielkim rozczarowaniem po latach jest A. C. Clarke. Jako dzieciak uwielbiałem jego książki, a gdy sięgnąłem po nie jako dorosły akapek to się okazało, że gość pisze z entuzjazmem o hardkorowym socjal - zamordyzmie z Rządem Światowym na czele, czy gospodarce sterowanej przez biurokratów i naukowców (brrrr, jakaś chuje - muje technokracja?). Z tego co pamiętam to np. w Kowbojach Oceanu udało mu się nawet przedstawić taki koncept, że to ONZ odpowiada za zaopatrzenie ludności w żywność gospodarując oceanami przez jakąś swoją Agencję Wyżywienia i Powszechnej Szczęśliwości, czy jakoś tak, co oczywiście wychodzi im zajebiście i każdy biega z pełnym brzuchem. Ja bym się jednak nie dał nabrać i robił zapasy konserw póki jeszcze je sprzedają.
 
Ostatnia edycja:

pampalini

krzewiciel słuszności, Rousseaufob
Członek Załogi
3 585
6 850
Jako szczun czytałem zbiór opowiadań "Kto zastąpi człowieka ? " i powieść "Non-Stop". Zajebiście mi sie podobały. Warto po latach sprawdzić co warte dziecięce fascynacje - tam też tak komuszył ?
Mnie nawet nie chodzi literalnie o komuszenie, a więc propagowanie nieakapowych ustrojów :) (chociaż to też mu się zdarzyło AFAIK w książce "Superpaństwo") tylko o "lewicową wrażliwość" przejawiającą się we wspomnianej pogardzie dla własnego gatunku i cywilizacji jako źródła cierpień oraz rousseaufilską, eko tęsknotę za stanem natury. Wciągnąłem jeszcze jakiś czas temu "Siwobrodego", którego wspominam dobrze, chociaż przekaz był podobny. "Non stop" i "Cieplarni" już nie pamiętam, bo czytałem jako młodzieniec (planuję odświeżyć, dzięki za spoilery). Przede mną zbiór opowiadań, "Kryptozoik" i trylogia "Helikonia".

PS. Przekład "Mrocznych lat świetlnych" fatalny!
 

T.M.

antyhumanista, anarchista bez flagi
1 410
4 438
Ciężko czytać science fiction libom :D szczególnie wlasnie to nowofalowe. Ale nawet czytając mistrza Dicka musiałem się czasem w myślach uspokajać, że to tylko taka konwencja.

Przy okazji! Może pomożecie mi rozwiązać zagadkę tytułu książki (chyba) science fiction, którą czytałem jak miałem jakieś 12 lat. Bobohater mijał w niej jakieś alternatywne światy, których kopulowaly istoty z genitaliami na twarzy. A na końcu spotkał anioła, który przybrał formę wielkiej muchy. Więcej szczegółów fabuły nie pamiętam, ale gnębi mnie to od lat. Ktoś, coś?
 
U

ultimate

Guest
"Prowadzący umarłych" Liao Yiwu. Okres rządów Mao w Chinach. Reportaż o ludziach " gorszej kategorii", wrogów partii.
Okrucieństwo komunistycznego systemu. Brakuje słów, żeby opisać bestialstwo jakie może zgotować człowiek drugiemu człowiekowi.
Warto przeczytać.

liao_yiwu.jpg
 
A

Antoni Wiech

Guest
Przeglądając książki w bibliotece natrafiłem na tytuł "Okcydentalizm", więc sami rozumiecie, że nie było dyskusji z imperatywem libowym i musiałem wypożyczyć. I nie zawiodłem się, bo książka jest naprawdę świetna. I mówię to z pozycji kogoś kto regularnie wypożycza książki, ale ponad 90% ich nie czyta, bo mnie po paru stronach nudzą. A jak mnie nudzą to przerywam i wypożyczam następną.

Napisana szybkim, zrozumiałym językiem i porusza tematy i formułuje wnioski, do których racjonalnie i mniej lub bardziej intuicyjnie doszedłem sam (jak i pewnie większość libów). Słowem, ta książka łechce moje ego i jest zbieżna z moimi obserwacjami.

Nie będę tutaj jej oczywiście streszczał, ale napisze tylko, że termin "Okcydentalizm" autor używa jako wizerunek zachodu widziany przez jego wrogów (czyli odmiennie do oficjalnej definicji), niechęci przechodzącej w czystą nienawiść do abstrakcji kryjącej się w często dość ogólnych określeniach takich jak: kraje zachodu (albo te, które mają podobny system), handel, indywidualizm, kapitalizm, Żydzi (utożsamiani z pogonią za płytkim zyskiem) USA, pieniądze, materializm (i kierowanie się zasadą zysków i strat materialnych), hedonizm, równość (ale w znaczeniu równości podmiotów na rynku, gdzie kolor krwi nie ma znaczenia), mieszczanie, miasta, niechęć do poświęcania życia na wojnie, chrześcijaństwo utożsamiane z kulturą zachodu..

Opozycję do tego ma stanowić nieokreślony duch ludzki (czasem duch narodu), skupienie się na tzw. rzeczach wzniosłych, heroicznych takich jak np. oddanie życia w wojnie (i traktowanie heroicznej śmierci jako bardziej wartościowej od życia), potępienie wolnego handlu, gdzie tylko chodzi o zarabianie kasy, potępienie indywidualizmu, który jest egoizmem i brakiem chęci dla poświęcenia się dla ogółu, wieś jako część ludzkich skupisk nie zatruta kosmopolitycznym indywidualizmem i inne tego typu lewackie pierdololo.

Autor zwraca uwagę, że okcydentalizm często paradoksalnie ma źródła właśnie w krajach zachodu i został adoptowany przez okcydentalistów na swoje potrzeby. Mowa tu oczywiście o różnych czerwonych wynalazkach zaadoptowanych w różnych państwach, które skierowane były zawsze przeciw zgniłemu zachodowi. Również tłumaczy okcydentalizmem radykalne ruchy islamskie, które kultywują śmierć i pogardę dla materialistycznego człowieka zachodu lękliwego o swoje życie.

Dojebał również części intelektualistów, którzy wybrali okcydentalizm, bo w świecie masowej komercji uważają, że zostaną zepchnięci na boczny tor.

Jedynym póki co minusem jest to, że coś tam autor napomknął, że wolny rynek ma też swoje wady, ale bez jakiś większych opisów, więc można mu chyba wybaczyć.

Polecam!

r,id,d14yMTQ7dF5qcGc7c15rc2lhemtpO3VeaHR0cDovL2dldC0yLndwYXBpLndwLnBsLz9hPTY1NDk1NjkzJmY9MDAvMDAvOEMvMDAwMDhDQTdfb3JpZ2luYWxfOEFFMDIyQ0IwRTc0M0Q0Ri5qcGc7ZnReMQ==.jpg
 

Madmar318

Well-Known Member
303
1 081
Właśnie kończę książeczkę Fryderyka Bastiata "Co widać i czego nie widać".
Nie będę się rozpisywał, wg. mnie Bastiat bardzo celnie argumentuje. Nie jest to rozwlekła analiza zagadnienia a jedynie naświetlenie różnych przypadków, napisane bardzo przystępnym językiem. Dla niezdecydowanych polecam.
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
Nie czytałem książek autora, ale brzmi ciekawie:

Robert Anton Wilson (w skrócie: RAW): pisarz, futurolog, filozof, komik i libertarianin. Jego najsłynniejsze dzieło, trylogia Illuminatus! (1975), napisana wspólnie z Robertem Shea, w humorystyczny sposób zajmuje się amerykańską paranoją na temat teorii spiskowych. Te książki są mieszaniną prawdziwych informacji i fikcji, która ma wciągnąć czytelnika w coś, co Wilson nazwał Operacją Pieprzenia Mózgu (Operation Mindfuck). Większość dziwacznych informacji pochodzi z listów nadesłanych do magazynu Playboy w czasie gdy Wilson i Shea pracowali jako redaktorzy Forum Playboya. Książkę reklamowano jako Baśń dla paranoików. Mimo że dwójka autorów nigdy już nie współpracowała ze sobą na taką skalę, Wilson kontynuował badanie tematyki z trylogii Illuminatus! przez całą swoją pisarską karierę.

Oko w piramidzie
Jeden z największych literackich miszmaszy jakie można przeczytać. Czytelnik bombardowany jest wielkimi konspiracjami, zabójstwem Kennedy’ego, seksem, magią, teoriami spiskowymi, Atlantydą, mówiącym morświnem, niezwykłymi osiągnięciami naukowymi, a także wątkiem miłosnym, kryminalnym oraz fantastycznym.
...
Oparta na prostej zasadzie - świat rządzony jest mianowicie przez dwie, wzajemnie zwalczające się tajemne organizacje. Jedna to reprezentujący porządek, kontrolę, państwo, religię, patriarchat itd. itp. - Iluminaci, druga to Dyskordianie - ezoterroryści i partyzanci Chaos, agenci odpowiadający za wszystko co przyjemne, zakazane, wywrotowe i uwalniające jednocześnie. Wokół tego rdzenia krąży akcja, która praktycznie obejmuje swoim spektrum ładne kilkanaście tysięcy lat (no w końcu sporo jest tu o Atlantydzie i Chrystusie), większość najważniejszych amerykańskich teorii spiskowych, oraz wymyślonych przez ludzkość systemów filozoficznych.

- Jesteśmy anarchistami i banitami, do cholery. Jeszcze tego nie zrozumiałeś? Nie mamy nic wspólnego
z lewicą, prawicą czy jakąś inną beznadziejną kategorią
polityczną. Jeśli działasz w ramach jakiegoś systemu, jesteś zmuszony
podejmować wybory typu albo-albo, które należą do takiego systemu od
jego zarania. Zachowujesz się jak średniowieczny lennik, który pyta
pierwszego agnostyka o to, czy oddaje cześć Bogu czy Diabłu. Nas kategorie
systemowe nie dotyczą i dlatego ty nigdy nie weźmiesz udziału w naszej grze,
jeśli będziesz się stale posługiwał tą tanią retoryką prawa i lewa,
dobra i zła, góry i dołu. Jeśli już koniecznie chcesz nas jakoś określić, to nazwij
nas politycznymi nieeuklidejczykami. I nawet to nie będzie
prawdą. Wierz mi, nikt na tej łajbie nie zgadza się w niczym z pozostałymi.
Wyjątkiem jest może tylko maksyma Won serviam, którą pewien
starzec z chmur usłyszał od jednego faceta z rogami.
 
D

Deleted member 4683

Guest
Zofia Kossak-Szczucka "Krzyżowcy"

"Krzyżowcy" skupiają się na I krucjacie i zdobyciu Jerozolimy. Książka jest świetnie napisana, mnóstwo postaci z których każda ma swoją historię. Wyprawa w jakiś sposób wpływa na każdego. Obnaża podłość jednych innych uwzniośla. Zajebiście poprowadzona narracja. Wydarzenia pokazane z perspektywy krzyżowców i muzułmanów. Ciekawie pokazany szok zderzenia świata prostych i ubogich europejczyków ze światem Wschodu. Kiedy czytałem tą książkę nie mogłem wyjść ze zdumienia, ze tak doskonała pisarka jest dzisiaj praktycznie nie znana.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Czytam teraz "Zapiski oficera Armii Czerwonej" Sergiusza Piaseckiego. Dla tego jednego fragmentu warto:

Potem Dubin uroczyście powiedział:
– Drodzy towarzysze! Zaraz będzie Nowy Rok. Zaczniemy go specjalną zakąską do
wódki. Jest to najlepsze na świecie burżujskie jedzenie!
Poszedł on do szafki i wyjął dużą papierową torbę. Przyniósł ją i wyrzucił zawartość na
stół. Było to coś podobnego do strąków dużego bobu, albo do małych ogórków.
– Co to jest? – spytałem.
– Banany – powiedział Dubin. – Nasze chłopaki z NKWD tu u pewnego burżuja, który
miał dawniej owocarnię, rewizję robili i dużo tego specjału znaleźli. Więc i mnie trochę dali.
– Dawać tu banany! – krzyczy Jegorow. – Dość burżujom tym się obżerać. Teraz nasza
kolej!
No, nic. Dubin banany porządnie w umywalce wymył i kilka z nich plasterkami na talerzu
pokrajał, potem, oczywiście, odpowiednio posolił i każdemu wódki nalał.
– Zdrowie piechoty! – powiedział.
Wypiliśmy i bananami zagryzamy. Ale, cholera go wie, jakoś niesmaczne było. Ja nawet
wypluć chciałem. A Sinicyn wówczas powiedział:
– Do tych bananów trzeba octu i tak samo pieprzu.
Pieprz był, ale po ocet Dubin do gospodyni poszedł pożyczyć. Zaprawialiśmy banany
octem, no i, rzecz jasna, pieprzem. I zupełnie inny smak wyszedł. Ale wszystko jedno nie
podobały mi się. Wolę kiszone ogórki, a nawet cebulę. Ale nic, pod wódkę to nawet i banany
pójdą. Tylko to było najgorsze, że kapitan Jegorow, nieco za wcześnie, chorować zaczął.
Sinicyn do pianina go poprowadził, przykrywkę u góry instrumentu otworzył i powiedział:
– Walcie, towarzyszu do środka, bo szkoda podłogę zanieczyszczać. A w tym głupim
instrumencie miejsca dość. Wszystko się zmieści.
Widzę ja z drugiej strony pianina Maślannikow przysposobił się, i też naloty na Rygę robi.
Ale ja dobrze się trzymałem i dalej wódkę pod banany chlastałem. A potem posłyszałem jak
Dubin powiedział:
– Te banany to najlepiej z olejem jeść i cukrem. Ale szkoda, że nie mam.
Nie zdążył on tego wypowiedzieć, jak kapitan Jegorow od pianina oderwał się, do stołu
zbliżył się, jeden banan (jeszcze nie pokrajany) wziął i Dubina nim w zęby jak zajedzie.
– Otrułeś mnie, draniu! – krzyczy. – Nigdy ja od wódki tak prędko nie rzygałem. Banany
należy się kiszone jeść, albo marynowane, a ty surowe dałeś!
I w mordę go, i w mordę. Więc Dubin zaczął bronić się. Chwycili się za włosy i po
podłodze tatłają się. Kapitan Jegorow naszego gospodarza całego bananami zanieczyścił. Ale
to drobiazg: ot, trochę śmiechu było i już. A potem my znów pili, ale na banany jakoś
wszyscy apetyt stracili. Tylko Dubin dalej jadł, żeby nie zmarnowały się.​

Zjedli banany ze skórkami, po czym narzygali do pianina... Jebłem.
 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 697
7 101
Czytam teraz "Zapiski oficera Armii Czerwonej" Sergiusza Piaseckiego. Dla tego jednego fragmentu warto:

Potem Dubin uroczyście powiedział:
– Drodzy towarzysze! Zaraz będzie Nowy Rok. Zaczniemy go specjalną zakąską do
wódki. Jest to najlepsze na świecie burżujskie jedzenie!
Poszedł on do szafki i wyjął dużą papierową torbę. Przyniósł ją i wyrzucił zawartość na
stół. Było to coś podobnego do strąków dużego bobu, albo do małych ogórków.
– Co to jest? – spytałem.
– Banany – powiedział Dubin. – Nasze chłopaki z NKWD tu u pewnego burżuja, który
miał dawniej owocarnię, rewizję robili i dużo tego specjału znaleźli. Więc i mnie trochę dali.
– Dawać tu banany! – krzyczy Jegorow. – Dość burżujom tym się obżerać. Teraz nasza
kolej!
No, nic. Dubin banany porządnie w umywalce wymył i kilka z nich plasterkami na talerzu
pokrajał, potem, oczywiście, odpowiednio posolił i każdemu wódki nalał.
– Zdrowie piechoty! – powiedział.
Wypiliśmy i bananami zagryzamy. Ale, cholera go wie, jakoś niesmaczne było. Ja nawet
wypluć chciałem. A Sinicyn wówczas powiedział:
– Do tych bananów trzeba octu i tak samo pieprzu.
Pieprz był, ale po ocet Dubin do gospodyni poszedł pożyczyć. Zaprawialiśmy banany
octem, no i, rzecz jasna, pieprzem. I zupełnie inny smak wyszedł. Ale wszystko jedno nie
podobały mi się. Wolę kiszone ogórki, a nawet cebulę. Ale nic, pod wódkę to nawet i banany
pójdą. Tylko to było najgorsze, że kapitan Jegorow, nieco za wcześnie, chorować zaczął.
Sinicyn do pianina go poprowadził, przykrywkę u góry instrumentu otworzył i powiedział:
– Walcie, towarzyszu do środka, bo szkoda podłogę zanieczyszczać. A w tym głupim
instrumencie miejsca dość. Wszystko się zmieści.
Widzę ja z drugiej strony pianina Maślannikow przysposobił się, i też naloty na Rygę robi.
Ale ja dobrze się trzymałem i dalej wódkę pod banany chlastałem. A potem posłyszałem jak
Dubin powiedział:
– Te banany to najlepiej z olejem jeść i cukrem. Ale szkoda, że nie mam.
Nie zdążył on tego wypowiedzieć, jak kapitan Jegorow od pianina oderwał się, do stołu
zbliżył się, jeden banan (jeszcze nie pokrajany) wziął i Dubina nim w zęby jak zajedzie.
– Otrułeś mnie, draniu! – krzyczy. – Nigdy ja od wódki tak prędko nie rzygałem. Banany
należy się kiszone jeść, albo marynowane, a ty surowe dałeś!
I w mordę go, i w mordę. Więc Dubin zaczął bronić się. Chwycili się za włosy i po
podłodze tatłają się. Kapitan Jegorow naszego gospodarza całego bananami zanieczyścił. Ale
to drobiazg: ot, trochę śmiechu było i już. A potem my znów pili, ale na banany jakoś
wszyscy apetyt stracili. Tylko Dubin dalej jadł, żeby nie zmarnowały się.​

Zjedli banany ze skórkami, po czym narzygali do pianina... Jebłem.

Dopiero teraz!!!??? Przeciez to klasyk anty-komunizmu! Czytalem juz z 15 lat temu. Moja anty-komusza mama mi to poradzila do czytania :)
 

Finis

Anarcho-individual
439
1 922
Zjedli banany ze skórkami, po czym narzygali do pianina... Jebłem.
No cóż... Tak to jest, jak w słynnym powiedzeniu: "Wpuścić chłopa do biura, to się atramentu napije".
Haftowanie do pianina - ja słyszałem o przypadkach załatwiania się do szuflad. Nie wspominając już o tym, jakie duże wrażenie potrafiły zrobić na niektórych czerwonoarmistach parasolki czy zegarki.
 
Do góry Bottom