Wkurzające newsy z rana

D

Deleted member 427

Guest
Wolny rynek w Brazylii znowu zawiódł. Czekam teraz na jakiś zdrowo jebnięty wpis na blogu Futrzaka na ten temat. I niech maczeta się dołączy ze swoim riserczem ziemkiewiczowskim.
 

tomky

Well-Known Member
790
2 036
Jeszcze o tej karcie biegacza z poprzedniej strony.
W sprawę prawdopodobnie zamieszany jest Korzeniowski.
Jakiś czas temu pieprzył o obowiązkowych badaniach lekarskich dla biegaczy (gdzieś nawet na forum to jest).
Obecnie siedzi w ubezpieczeniach, również NNW i już ma dojścia w PZLA.

http://www.pzla.info/264-chody-w-pzla.html
"Swoje doświadczenie oraz chody w centrali związku postanowił wykorzystać na rzecz brokera ubezpieczeniowego - spółki akcyjnej "Mentor". Jako Dyrektor Biura Ubezpieczeń Rynku Sportu, powołując się na wymagane ustawowo ubezpieczenia, "wychodził" w PZLA obowiązek skorzystania z "własnej" oferty ubezpieczeniowej. Do realizacji interesów spółki "Mentor" wykorzystano internetowy system licencji i złoszeń PZLA, opracowując do tego celu specjalną aplikację, wymuszającą zawarcie umowy ubezpieczeniowej przez kluby i zawodników nie posiadających innych polis, na etapie rejestracji zawodników i opłat licencyjnych."

edit: jest wywiad z oficjalnym prowodyrem tego zamieszania z PZLA
"bez karty świat się nie zawali, może biegać po lesie bez licencji, nikt go gonić nie będzie" w 20:00 minucie wywiadu
http://polskabiega.sport.pl/blogi/b...wnej_rzeczywistosci_pzla_ratuje_wszechswiat/1
edt 2: gość z PZLA wygląda jak Ryszard Ochódzki (Tym z Misia)
 
Ostatnia edycja:

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 851
12 246
Wolny rynek w Brazylii znowu zawiódł. Czekam teraz na jakiś zdrowo jebnięty wpis na blogu Futrzaka na ten temat. I niech maczeta się dołączy ze swoim riserczem ziemkiewiczowskim.
Prosta sprawa, gdzie postęp i rozwój rąbią, tam wióry lecą :)
 

tomky

Well-Known Member
790
2 036
Mis.jpg

Przypadeg? (szydłowski to ten od karty biegacza)
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
A można teraz dostać odszkodowanie od zabójcy za nieumyślne zabicie kogoś z rodziny?
 

piezol

Jebać życie
1 257
4 229
Wrzucam przeklejkę z pejsbuka
Rzekomo Tymochowicz zakłada partię z między innymi Ryfińskim i dwójką z palikociarni (ta ten Tymochowicz co mówił, że Palikot go oszukał i że on już z nikim nigdy i w ogóle i ten sam co mówił, że wyjeżdża z Polski foreva), partia ma się nazywać "Antypartia" i ma być conajmniej lewicowa (wstępnie), ale najistotniejszą sprawą jest to, że 1.12 ma się odbyć konferencja o nazwie "Nowe otwarcie" to aż się prosi o trolling
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
12 985
Ciamkacz wygrał proces z wydawcą "Resortowych dzieci".
Nic dziwnego, bo jako resortowe dziecko ma fory. Dopóki sądy są niezawisłe (czyli nie wiszą), nikt go i jemu podobnych nie skrzywdzi.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,17034206.html
http://www.polityka.pl/tygodnikpoli...rzy-dopuscili-sie-obelgi-i-dyskryminacji.read
Myślę, że jest jeden sposób na sprawdzenie, czy Ciamkający z Czerwonymi sercem jest po stronie resortu. Należy go, wzorem M.Pythona, wrzucić do sadzawki i obserwować. Jeśli wypłynie, znaczy resortowiec, jeśli zaś nie - niewinny.
 

tolep

five miles out
8 556
15 441
Ciamkacz wygrał proces z wydawcą "Resortowych dzieci".
Nic dziwnego, bo jako resortowe dziecko ma fory.

Prawda. Prawda jest ważna. Cokolwiek by o Żakowskim i jego poglądach nie sądzić.

Umieszczenie na okładce książki zdjęcia Żakowskiego nosiło znamiona przekłamania, które miało na celu wprowadzenie w błąd odbiorców. W samej książce nie ma żadnych dowodów na związki powoda z komunistyczną władzą lub ówczesnymi służbami specjalnymi

Innymi słowy, ten zbiorek insynuacji i sucharów (1) napisany na kolanie dla specyficznej grupy odbiorców, potrzebował w celach promocyjno-marketingowych znanych mord na okładkę, i w ten sposób dostał się na nią Żakowski.

(1) - nie czytałem jeszcze. Przekartkowałem.​
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
12 985
nie czytałem jeszcze. Przekartkowałem
To jednak nie przeszkodziło w osądzie ...
Innymi słowy, ten zbiorek insynuacji i sucharów
i w ten sposób dostał się na nią Żakowski.
Nie ma go już na okładce (przynajmniej tego egzemplarza jaki posiadam). Zamiast jego twarzoczaszki, znajduje się pytajnik wpisany w koło. Prawda jest ważna, tu się zgadzam. Książkę czytałem, ale nie mam narzędzi do jej weryfikacji. Inni niewinni z okładki, powodowani przykładem Ciamkacza, już zapowiadają pozwy. Bo prawda jest najważniejsza.



 
Ostatnia edycja:

tolep

five miles out
8 556
15 441
Specjalnie zaznaczyłem brak dokładnej lektury, osąd zaś polega na tym co widziałem przy przekartkowaniu i tzw. doświadczeniu życiowym związanym z publikacjami tych osób (Kania, Targalski) i grupy medialnej GuPola i okolic.
Nawiasem mówiąc, gdyby w tej książce zawarte były jakiekolwiek nowe informacje, to by się o nich mówiło. Nie mówiło się po jej publikacji. Ale obiecuję przeczytać do końca weekendu.
 

Claude mOnet

Well-Known Member
1 033
2 337
Specjalnie zaznaczyłem brak dokładnej lektury, osąd zaś polega na tym co widziałem przy przekartkowaniu i tzw. doświadczeniu życiowym związanym z publikacjami tych osób (Kania, Targalski) i grupy medialnej GuPola i okolic.
Nawiasem mówiąc, gdyby w tej książce zawarte były jakiekolwiek nowe informacje, to by się o nich mówiło. Nie mówiło się po jej publikacji. Ale obiecuję przeczytać do końca weekendu.
Warto może, żebyś przeczytał tę książkę, bo nowe informacje są!

Owszem co do Jacka "Żak" Żakowskiego nie ma jednoznacznych dowodów na jego współpracę z SB, stąd sąd przychylił się do jego obrony. Jednak poszlaki są przytłaczające (wyjazdy po całym świecie, ekstremalny piewca reżimu Jaruzelskiego, maksymalna krytyka Solidarności po czym współpraca z nią, alergia na lustrację). Problem w tym iż na 99,(9)% jest agentem dawnej WSI, więc jego teczki od roku 1991 są w zbiorach tajnych do których tylko WSI ma dostęp. Te ujawnione teczki (miał ich co najmniej 2!) są ewidentnie niekompletne (może nie jak Bolka, ale jednak)...

Także p.Tolep więcej pokory przed prawdą, bo "Ignorancja to Siła"...
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
12 985
No tak. Przepraszam, czy to forum młodych PiS?
Już po raz kolejny próbujesz tu wmawiać komuś PiSdowanie w głowie. Nie mieszaj. IMO argument "ze źródła" pochodzenia informacji, to jest słaby argument, bo nawet największy wróg może posłużyć się prawdą albo mieć rację. Innymi słowy, nie źródło informacji jest ważne, ale sama INFORMACJA.

Jestem na to uczulony, bo słyszałem już oskarżenia o PiSowanie z tego oto powodu, że byłem ciekaw, co tak naprawdę stało się w 201o roku, gdy tutek przyglebił.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Święte krowy w Polsce są i nadal mają się dobrze.

Były wiceminister MSWiA Zbigniew R. ostrzelał rodzinę i jest wolny

Były wiceminister spraw wewnętrznych w rządzie PiS, doktor prawa i emerytowany policjant, 6 kwietnia w środku nocy ostrzelał dwa samochody! Do tego szokującego zdarzenia doszło w okolicach Nowego Tomyśla w Wielkopolsce. Jednym autem jechała rodzina z 8-letnim dzieckiem, drugim – grupa uczniów. Przerażeni myśleli, że to bandycki napad. Ratowali się ucieczką, pędząc w strachu lokalnymi drogami ponad 200 km/h. Byleby uciec.
Po ataku furii wiceminister wsiadł w swoje bmw i jak gdyby nigdy nic pojechał dalej! Po chwili udało się go jednak zatrzymać. Wtedy okazało się, że Zbigniew R. ma w organizmie 1,6 promila alkoholu. Po swoim wybryku wiceminister nie trafił jednak do aresztu. Rzekomo źle się poczuł, więc zabrano go do szpitala w Poznaniu. Kolejne dni spędził na kardiologii, a w międzyczasie wpłacił 35 tys. zł kaucji, dzięki czemu mógł odpowiadać z wolnej stopy.

Sprawą zajęła się prokuratura w Szczecinie, która powołała dwa zespoły ekspertów. – Biegli właśnie przekazali swoją opinię do prokuratora prowadzącego sprawę – tłumaczy Małgorzata Wojciechowicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie. I co z niej wynika?

Jak dowiedział się Fakt, biegli stwierdzili, że w czasie nocnej napaści Zbigniew R. był... niepoczytalny! – Nie mógł w czasie czynu rozpoznać jego znaczenia lub pokierować swoim postępowaniem – wyjaśnia Wojciechowicz. Tym samym wiceminister nie popełnił przestępstwa, a do sądu nie zostanie skierowany akt oskarżenia.
Wprawdzie to element nagonki na PiS ale dobrze, że takie sprawy wychodzą.
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
Polska e-administracja. Spektakularne klapy
Z kilkunastu dużych projektów realizowanych w ostatnich latach w terminie i bez większych niespodzianek wystartowało tylko kilka – m.in. e-Deklaracje, umożliwiające wypełnienie pitów online, wirtualne „jedno okienko”, pozwalające na rejestrowanie firm online. Historia informatyzacji urzędów III RP toczy się w cieniu większych lub mniejszych potknięć i falstartów. Począwszy od słynnej informatyzacji ZUS w wykonaniu Prokomu (potem Asseco, po przejęciu firmy Ryszarda Krauze), która kosztowała 3 mld zł i przez 13 lat była ulubionym tematem dziennikarzy śledczych.

Przykładów spektakularnych klap przybywa, bo dzięki funduszom unijnym programów cyfryzacyjnych pojawiło się mnóstwo. Tylko w przyszłym roku Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji ma wydać ponad 1,5 mld zł (w sumie do 2020 r. na cyfryzację mamy wydać ok. 10 mld zł). O przyspieszeniu trudno jednak mówić, raczej o bezładnym galopie.

Sztandarowy przykład – PESEL 2, który miał być zintegrowaną, ogromną bazą danych o obywatelach, a zarazem systemem, dzięki któremu wiele spraw administracyjnych można byłoby załatwić online. System był budowany od 2005 r. i miał ruszyć po dwóch latach. Ale choć wchłonął 100 mln zł, w pierwotnej formie nigdy nie wystartował. Był tak nieudolnie przygotowywany, że nie dało się go zrealizować. W 2007 r. w ówczesnym Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji (nadzorowało projekt) zapadła decyzja, by wyodrębnić z niego tylko te elementy, które da się wykonać, a resztę wyrzucić do kosza.

Projekt, przemianowany na pl.ID, ma ruszyć za moment – w styczniu 2015 r. Jeszcze mocniej okrojony – bo bez nowych dowodów osobistych z chipami. Ale nikt nie da głowy, że bez falstartu. Korzystać mają z niego m.in. urzędnicy samorządowi, a ci wcale się do tego nie palą. Jak na razie system przetestowało ledwie 10 proc. z nich.

Klapą zakończyło się wdrożenie systemu e-PUAP (elektroniczna Platforma Usług Administracji Publicznej), który kosztował ponad 100 mln zł i miał ułatwić komunikację z urzędami państwowymi i samorządowymi. Do porażki przyznaje się zresztą sam rząd, który w przyszłym roku chce uruchomić jego nową wersję. Kiedy? Na razie wiemy tylko tyle, że prace, które koordynuje MAiC, się przedłużają. Słychać nawet głosy, że e-PUAP w ogóle zostanie zamknięty. – Nie od dziś wiadomo, że są z nim poważne kłopoty, że serwery ciągle padają, przez co pracownicy administracji nie mogą pracować, a obywatele nie mogą załatwiać swoich spraw. On nie ma nic wspólnego z user experience [doświadczeniem użytkownika – red.]. Katalog usług jest niezrozumiały i nielogiczny. System jest po prostu nieprzyjazny dla użytkownika – tak kłopoty z e-PUAP opisuje Marcin Basiński, autor bloga U24.pl poświęconego e-administracji. To dość często spotykane – wiele serwisów rządowych stosuje mało przyjazne dla użytkowników rozwiązania, a ich strona wizualna to kopia rozwiązań z zeszłego stulecia.

Kolejny „system error” to CEPiK, czyli Centralna Ewidencja Pojazdów i Kierowców, zwana też Centralną Ewidencją Problemów i Kłopotów. Powstaje od 10 lat (pod nadzorem resortu spraw wewnętrznych), kosztowała miliard złotych, regularnie się psuje, zawiesza i zawiera nieaktualne informacje. – System jest zbyt awaryjny, zbyt kosztowny oraz przestarzały – mówiła rok temu rzeczniczka MSW Małgorzata Woźniak. Jednak zadowalającą funkcjonalność ma osiągnąć dopiero za dwa lata. Jest też słynny numer 112 – w kwietniu 2015 r. minie 10 lat, gdy Bruksela po raz pierwszy zganiła nas za jego wadliwe funkcjonowanie – oraz dobrze znany i znienawidzony przez pacjentów e-WUŚ, umożliwiający weryfikację prawa pacjenta do świadczeń w publicznych zakładach opieki zdrowotnej. Sławę zdobył z tych samych powodów co CEPIK. Ruszył na początku 2013 r., a raczej miesiącami zawieszał się i psuł, wydłużając tylko kolejki. Na szczęście ostatnio działa lepiej.
Ludzie z branży IT, którzy wdrażali projekty informatyczne w firmach prywatnych i urzędach, zwracają uwagę, że w tych ostatnich nie liczy się to, jak system działa, a nawet czy działa. – Nie chodzi o to, by zrobić fajny projekt, który rzeczywiście będzie ułatwiał życie ludziom, ale by się z niego rozliczyć, by nie daj Boże nie odsyłać pieniędzy do Brukseli – mówi doświadczony programista, który pracował nad dużym projektem dla ważnego ministerstwa.

Urzędnicy się boją. I słusznie – twierdzi z kolei Krzysztof Król, doradca prezydenta ds. społeczeństwa informacyjnego. – W biznesie łatwiej zamknąć projekt, który się nie sprawdza, i zbudować od początku. Urzędnik zaraz miałby na głowie prokuraturę i musiałby odpierać podejrzenia, że stracił pieniądze podatników.

Wiele z tych projektów dodatkowo osłabił dość paskudny wirus: korupcja. Bomba pod nazwą „infoafera” eksplodowała równo rok temu wraz z postawieniem zarzutów byłemu wiceministrowi spraw wewnętrznych i administracji Witoldowi D., który w tym resorcie odpowiadał za informatyzację.

Cyfrowo wykluczeni
Ustawianie przetargów na budowę kluczowych dla państwa systemów informatycznych to największa tego typu sprawa prowadzona przez polską prokuraturę. Zarzuty usłyszało już kilkadziesiąt osób (a lista wciąż jest otwarta), które za łapówki brały udział w „organizowaniu” ponad stu przetargów informatycznych, obejmujących m.in. tak duże przedsięwzięcia jak PESEL 2, CEPiK i numer 112 (OST 112). Wartość tych zamówień to 1,5 mld zł. Wysokość łapówek sięgnęła kilku milionów złotych.

Organizatorem przekrętu i głównym beneficjentem był według prowadzącego sprawę CBA nie Witold D., a jego podwładny: 42-letni dziś Andrzej M., jeden z dyrektorów w MSW, który za ustawianie tam przetargów miał otrzymać ok. 5 mln zł (w tym m.in. luksusowy samochód i motocykl BMW), co media nazwały najwyższą łapówką w historii. Zrzucali się na nią menedżerowie międzynarodowych gigantów z branży IT.

To że wiele projektów jest wdrażanych tak opornie, można też tłumaczyć kompetencyjnym chaosem. Problemy są nawet z koordynacją. Mimo utworzenia trzy lata temu MAiC, do dziś cyfryzacją zajmują się inne resorty, m.in. MSW. – Nie ma jednej jednostki koordynującej, która by spinała choćby najważniejsze projekty. Jest za to mnóstwo bytów, każdy robi po swojemu i według własnego uznania – podkreśla Basiński.

Można się zastanawiać, na ile by to pomogło, bo urzędniczy opór przed wszystkim, co się zaczyna na „e”, wciąż jest duży. Z badań przeprowadzonych w 2013 r. na zlecenie MAiC wynika, że wiele polskich urzędów centralnych i samorządowych, choć się zinformatyzowało, tkwi po uszy w erze papieru i długopisu. Tylko 9 proc. polskich urzędów wprowadziło elektroniczne zarządzanie dokumentacją.

Urzędnicy wciąż są cyfrowo wykluczeni i to w stopniu najbardziej elementarnym – 31 proc. nie ma służbowej poczty elektronicznej, aż 41 proc., głównie z samorządów, skarży się na większe obciążenie pracą po „ucyfrowieniu” urzędu, co jest o tyle zrozumiałe, że większość z nich nie przechodzi żadnych szkoleń informatycznych. – Co z tego, że urząd ma świetny system informatyczny, skoro dla urzędników to tylko dodatkowy obowiązek, bo trzeba siedzieć przy komputerze i obsługiwać jakieś programy. W tej kwestii jest jeszcze dużo do zrobienia – mówi Marcin Basiński. Tak samo jak w promowaniu możliwości e-administracji – ta sprawa leży na łopatkach. Ale czy rzeczywiście jest co promować? Coraz więcej osób, które korzystają z e-administracji, skarży się na zawiłość procedur i czas oczekiwania na załatwienie sprawy.

Powinniśmy przestać budować systemy silosy, czyli że w jednym są samochody, w drugim emerytury i renty, dalej podatki oraz sprawy obywatelskie. Żeby e-administracja była przyjazna użytkownikom, trzeba zacząć tworzyć systemy horyzontalne, mające wiele wspólnych punktów stycznych z innymi. Choćby po to, by obywatel nie musiał w każdym urzędzie wypełniać tego samego formularza z danymi osobowymi –podkreśla Krzysztof Król.
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1600337,3,polska-e-administracja.read ogr.dost.
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
SKOK Wołomin
Do aresztu trafiło właśnie całe kierownictwo potężnego, drugiego co do wielkości, SKOK Wołomin z zarzutami współudziału w przydzieleniu co najmniej 200 pożyczek podstawionym osobom. Byli wśród nich bezrobotni, bezdomni, a pożyczki dostawali kilkumilionowe. A za wszystkim stać ma Piotr P. Ten sam, którego w innej sprawie oskarżono właśnie o uczestnictwo w wyłudzeniu 116 mln zł z banku PKO BP i – w jeszcze innej – zlecenie pobicia wiceszefa Komisji Nadzoru Finansowego.
Blondyn, wysokie czoło, dobre druciane oprawki okularów. Elegant. Rocznik 1963. Syn właściciela warsztatu budowlanego i położnej, z 9-letnim doświadczeniem w WSI. Do niedawna otwierał wystawy z brzozami biało-czerwonymi, finansowane przez SKOK.
Pierwszy „interes”, polegający na wyłudzaniu pieniędzy z banków, Piotr P. rozkręcił w połowie lat 90., zaraz po tym, jak poszedł do cywila. Wtedy rzecz skończyła się na 116 mln zł strat dla PKO BP. Sprawa do dziś nie została osądzona; po latach zawieszenia, czekania na pomoce prawne m.in. z krajów dawnego ZSRR, szukania ludzi, przesłuchiwania prezesów firm, przez które przechodziły faktury, a którzy gdzieś się rozpłynęli.
Dopiero teraz trafiła do Sądu Okręgowego w Warszawie. Jeśli porównać ówczesną historię przekrętów w PKO BP i dzisiejszą w SKOK, okazuje się, że w aktach sprawy przewija się kilka tych samych firm – jakby to w ogóle było jedno wielkie oszustwo.

Za wyłudzeniami setek milionów złotych ze SKOK Wołomin stać miał Piotr P., były oficer WSI. Przez wiele lat gdziekolwiek się zjawiał, wybuchała afera finansowa.

Człowiekiem Piotra P. był Jerzy S. Przeforsował zabezpieczanie kredytów dziwami i cudami, jak na przykład fiolka z jadem pszczół, warta rzekomo 237 mln zł (leży w skarbcu do dziś i się psuje). Tego wcześniej w żadnym banku w Polsce nie było. Jerzy S. był dyrektorem jednego z oddziałów banku PKO na Pradze – zaczął dwa lata wcześniej jako wartownik, z doświadczeniem służby w Straży Granicznej. (Potem popełnił samobójstwo w areszcie).

– Pamiętam jednak, że byłem zaskoczony kompletnym spokojem wszystkich uczestników tej operacji podczas zatrzymań, przeszukania, wszystko odbywało się nadzwyczaj spokojnie – wspomina oficer biorący wtedy udział w śledztwie. – Pamiętam narady szefostwa na szczycie – z WSI i UOP – co z tym zrobić, ale nic nie zrobiono. Wyczuwało się wokół tej sprawy jakiś dziwny klimat. Dziwne śmierci były wokół, jeden ważny prezes spółki zginął w wypadku, szef CUP WAT został pobity, zaraz potem zmarł, komuś podpalono mieszkanie, ktoś próbował popełnić samobójstwo, ale przeżył – wspomina śledczy. Śledztwo szybko zawieszono.

Słupów do SKOK dowozili chłopaki z Wołomina. Bezdomni uczyli się na tylnym siedzeniu w dowożącej ich do banku specjalnej taksówce, że są prezesami firm, o których było wyżej, i zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy złotych.
http://www.polityka.pl/tygodnikpoli...00217,1,afera-za-afera-z-piotrem-p-w-tle.read ogr.dost.
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
Sprawne państwo
Sprawa finansowego rozliczania gangu pruszkowskiego to była totalna kompromitacja. Po zatrzymaniach mafiosów latem 2001 r. CBŚ wysłało do służb skarbowych listę prawie stu nazwisk domniemanych członków gangu i ich rodzin. Kontrole skarbowe trwały kilka lat. I tak: u Janusza P. ps. Parasol, z zarządu gangu pruszkowskiego, kontrola zakończyła się decyzją (czyli wyliczeniem nadwyżki majątku) na kwotę 20 zł. I drugie 20 zł u żony. W jednym przypadku wyszedł nawet zwrot podatku. Przy Leszku D. ps. Wańka (należącym do ścisłego kierownictwa gangu) UKS stwierdził „brak podstaw do kontroli”. Kontroli majątku uniknął też Słowik „wobec przebywania ww. w Areszcie Śledczym” – napisał UKS. I tyle było z tego. Wszyscy zachowali domy, działki, mieszkania i apartamenty.

Jak skarbówka podchodziła do tych kwestii, świadczy choćby historia z rozliczaniem majątku Jarosława S. ps. Masa. Okazało się w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości przy rozliczeniach Masy, że miał on na pasku dwóch ważnych inspektorów warszawskiego UKS.
http://archiwum.polityka.pl/art/masa-kasy-do-wziecia,444709.html ogr. dost.
 
Do góry Bottom