U
ultimate
Guest
Podciąganie wszystkiego pod manipulację to lekka przesada.
Podciąganie wszystkiego pod manipulację to lekka przesada.
Co jest nielibertariańskiego w zalinkowanym prawie naturalnym? w sumie to jest jedyny znany mi art w tym zakresie, jak patrze w starpage to wszędzie jest kopia tego samego tekstu.Nie - chodziło mi o bardziej Libertariańską definicję.
Nie że nie-libertariańskiego w sensie anty tylko zwyczajnie pisane z pominięciem znanych przez nas zależności w relacjach człowiek-człowiek.Co jest nielibertariańskiego w zalinkowanym prawie naturalnym?
Zaiste, Herbert Spencer intrygująco sugeruje (w jego pracy Zasady socjologii), że subordynacja kobiet wobec mężczyzn jest pierwotną formą opresji, z której wywodzą się wszystkie inne, łącznie z państwem.
To powyżej to były na zachętę 2 cytaty z Beyond Patriarchy: A Libertarian Model of the Family pracy Rodericka T. Longa.Należy pamiętać, że kontrola bronii, która w wolnym państwie nie istniałaby, jest jednym z najbardziej efektywnych narzędzi patriarchalizmu, gdyż faworyzuje ona tych z przewagą fizyczną; szeroko rozpowszechnione posiadanie broni i trening umniejszają kobiecą podatność na przemoc mężczyzny poprzez rekompensowanie przeciętnych różnic w sile między kobietą a mężczyzną.
Według konserwatystów, rodzina jest podstawową komórką społeczeństwa. Dla libetarian jednak fundamentem społeczeństwa jest indywidualna jednostka. Stąd libertarianie tradycyjnie mieli dwuznaczny stosunek wobec rodziny (jak wobec swego rodu, kościoła czy korporacji). Rodzina, jako miejsce wpływu oraz lojalności oddzielnej od państwa, jest z pewnością czymś, czego oponenci scentralizowanej władzy są gotowi bronić. Z drugiej jednak strony, libertarianie są w pełni świadomi tego, iż rodzina nie zawsze była obszarem wolności jednostki, zwłaszcza kobiet i dzieci. W jaki sposób zatem libertarianie powinni myśleć o rodzinie?
Z biologicznego punktu widzenia, rodzina wywodzi się z potrzeby przedłużenia gatunku. Zwierzęta, znajdujące się najniżej w hierarchii klasyfikacji zwierząt, często nie posiadają rodzin, gdyż rodzina nie jest im potrzebna; przychodzą na świat z pełnym, zaprogramowanym, dojrzałym zestawem zachowań niezbędnym do przeżycia. Zanim pewne osobniki z gatunku owadów bądź ryb wyklują się, rodzic jest już dawno nieobecny bądź nieżywy. Proporcja nauki do instynktu jest zdecydowanie wyższa wśród bardziej inteligentnych i łatwiej umiejących się przystosować gatunków, dlatego też gatunki te potrzebują wydłużonego okresu dzieciństwa. Gatunki te wymagają obecności jednego bądź obu rodziców przy młodym, dopóki bezbronny okres nauki nie zakończy się. To jest najbardziej pierwotny rodzaj rodziny.
Pierwsza rodzina jest często rodziną przejściową. W wielu przypadkach rodzin zwierzęcych rodzina rozpada się, gdy młode stają się dorosłymi; od tej pory potomkowie i uprzedni partnerzy są traktowani w mniej więcej ten sam sposób jak każdy inny członek danego gatunku.
Proces ewolucyjny jest jednakże pomysłowy. Cecha, która pierwotnie powstaje, by zaspokoić jakąś potrzebę, może później udogodnić spełnianie innej potrzeby. Są to korzyści ewolucyjne, które utrzymują współdziałający związek pośród członków rodziny, bez potrzeby zachowania kontynuacji gatunku. U gatunków zwierząt postawionych na najwyższym szczeblu w hierarchii zachodzi ewolucja nie tylko biologiczna, ale również kulturalna.
Wśród istot ludzkich rodzina nadal pełni swą oryginalną funkcję wychowania dzieci, chociaż uzyskała całą rangę nowych ról, spełniając ekonomiczne i emocjonalne potrzeby członków rodziny. Rodzina wyrosła ponad swoje podstawowe, pierwotne zastosowania, dlatego też drastycznie wzrosła liczba możliwych struktur rodzinnych.
Jako analogię do rodziny możemy zastosować język. Zakładamy, iż język początkowo rozwinął się, aby przekazywać informację konieczną do przeżycia, np. „Za wystającymi skałami czai się szczerzący kły tygrys” bądź „Nie jedz tych grzybów, bo sprawiły, że byłem po nich chory”. I nadal pełni tę funkcję. Jednakże dzisiaj język spełnia szeroką masę innych zastosowań duchych, których związek z fizycznym przetrwaniem jest co najwyżej wątpliwy. Piętnując stosunki rodzinne (jak to robi wielu konserwatystów) za to, że rodzina owa nie spełnia swej oryginalnej funkcji (wychowania dzieci), to tak jakby skrytykować szekspirowskiego Hamleta za niezdradzenie nam miejsca, gdzie znajduje się tygrys szablozębny.
W swojej książce Psychologia Miłości Romantycznej psycholog libertariański Nathaniel Branden śledzi instytucję małżeństwa od pierwotnych do obecnych czasów. W czasach starożytnych, zauważa, oczekiwano, że małżeństwo będzie opierało się na względach ekonomicznych i społecznych, nie na miłości. Dopiero wraz z powstaniem kapitału przemysłowego, jak utrzymuje Branden, kobiety otrzymały po raz pierwszy ekonomiczną niezależność umożliwiającą im odłożenie małżeństwa na dalszy plan, co wraz z etyką kapitalistycznego indywidualizmu, doprowadziło do wymagania w dzisiejszym społeczeństwie aby małżeństwo było więzią opartą przede wszystkim na romantycznym aspekcie.
Historycznie rodziny ludzkie, przeciwnie do rodzin zwierzęcych, od zawsze były instytucjami uciskającymi i wykorzystującymi. Najzwyklejszym przykładem jest przykład rodziny rzymskiej, w której to męski osobnik zajmujący się gospodarstwem domowym (pater familias) miał prawo do uśmiercania swojej żony i nawet dorosłych już dzieci. Ten rodzaj zależności jest nazywany patriarchalizmem (dominacja mężczyzny), który polega na podporządkowaniu kobiet wobec mężczyzn, a dzieci wobec rodziców. Ci, którzy pochwalają patriarchalizm jako ,,naturalną’’ zależność, często odnoszą się do królestwa zwierząt, tradycyjnie jednak autorytet rodzinny oraz nierówność seksualna miała większy wydźwięk w ludzkich społecznościach niż w zwierzęcych.
Problem ataków na rodzinę dotyczy również Rodericków Longów. W życiu jest tak, że każda akcja rodzi reakcję. Rodzina się zaczyna bronić i w pewnym momencie może zacząć narzucać Rodericom Longom swe pomysły. Rodzina nie atakowana nie powoduje żadnych reakcji, dając święty spokój jednostkom.To tak dla przeciwwagi dla tutejszych prawicowców.
Rzym to nie cała historia i nie cała tradycja.Historycznie rodziny ludzkie, przeciwnie do rodzin zwierzęcych, od zawsze były instytucjami uciskającymi i wykorzystującymi. Najzwyklejszym przykładem jest przykład rodziny rzymskiej, w której to męski osobnik zajmujący się gospodarstwem domowym (pater familias) miał prawo do uśmiercania swojej żony i nawet dorosłych już dzieci. Ten rodzaj zależności jest nazywany patriarchalizmem (dominacja mężczyzny), który polega na podporządkowaniu kobiet wobec mężczyzn, a dzieci wobec rodziców. Ci, którzy pochwalają patriarchalizm jako ,,naturalną’’ zależność, często odnoszą się do królestwa zwierząt, tradycyjnie jednak autorytet rodzinny oraz nierówność seksualna miała większy wydźwięk w ludzkich społecznościach niż w zwierzęcych.
Tak. Zwróć tylko uwagę, że nie ma wiarygodnej budowy narracji, bez wcześniejszego zaufania.Ośrodki władzy są tam, gdzie narracja jest produkowana i gdzie od małego kształtuje się percepcję człowieka.
Problem w tym, że aranżowane małżeństwa nie wynikały wcale z kapitalistycznych, tylko jeszcze feudalnych stosunków. Mises w swoim "Socjalizmie" poświęca rozdział rodzinie oraz małżeństwu, omawiając wpływ kapitalizmu na zmiany obyczajowe w tych kwestiach.Jesli chodzi o Marksa to chyba chodziło mu o to, że w tamtych czasach małżeństwa były aranżowane przez rodziny, były zwykłą transakcją, która wynikała z kapitalistycznych stosunków. W małżeństwie takim kobieta była też zależna finansowo od mężczyzny. Po nastaniu komunizmu podstawy tego miały się zawalić, ludzie mięli się pobierać z miłości, a kobiety mogły pracować oddając dzieci do żłobków, przedszkoli i szkół. Przynajmniej ja to tak rozumiem, bo prawdę mówiąc ciężko mi zrozumieć komunistów. https://www.marxists.org/polski/marks-engels/1884/pochodzenie/02.htm
Zacytowałeś moją wypowiedź i zwracasz się w drugiej osobie liczy pojedynczej, więc wygląda na to, że Twoim zamiarem jest polemika ze mną a nie z Marksem. Dlatego czuję, że muszę się wytłumaczyć. Umieściłem to omówienie marksistowskiego poglądu w tym temacie, bo ktoś tu miał wątpliwości o co chodziło Marksowi z tą rodziną burżuazyjną. Wyjaśniłem więc to zamieszczając linka do źródeł i streszczając to dla leniwych. Zgadzam się z tym co napisałeś odnośnie feudalizmu, kapitalizmu i rodziny. Przy czym podejście Misesa do tego tematu jest połączeniem tego co nazwałbym liberalnym poglądem na kwestie rodzinne (ponieważ wpisywał się on w to co wcześniej udało się wypracować liberalnym myślicielom w trakcie rozwoju tej ideologii) z poglądem konserwatywnym. Mises powtarza to co mówił wcześniej choćby Herbert Spencer, do którego w tym temacie nawiązałem via Roderick Long. Spencer dostrzegał związek pomiędzy modelem rodzinnym i społeczno-politycznym. Nim pojawiło się państwo to władza i przymus już istniały. Na początku mężczyźni zniewolili kobiety. Później słabszych mężczyzn i zaczął się podbój polegający na niewoleniu kolejnych, aż w końcu powstało państwo. Istniała pewna autorytarna kultura, której elementem były rodziny patriarchalne. Ale to zaczęło się zmieniać. Rozwijały się społeczności, w których militaryzm i przemoc ustępowała dobrowolnej wymianie handlowej i dobrowolnej pomocy. Człowiek, który odnosił sukces to nie był już wojownik, a raczej handlarz. Zmieniał się też model rodziny. Związki były coraz mniej patriarchalne a coraz bardziej równościowe. Zgodnie z tym co napisałeś, rozwój kapitalizmu szedł w parze ze zmianami obyczajowymi. Poglądy Misesa brzmiały podobnie do tego co już było znane w liberalizmie: mężczyzna brał kobietę w ten sam sposób w posiadanie jak się bierze inne dobra materialne, przez co kobieta stawała się rzeczą. I, że stosunek mężczyzn do kobiet nie różnił się od ich stosunku do krów czy niewolników. To się później zmieniło. Zasada przemocy została zamieniona przez zasadę umowy i Mises przyznaje, że jego pokolenie patrzyło na małżeństwo inaczej niż pokolenia poprzednie. Przy czym Mises twierdzi, że "propozycje przemiany relacji pomiędzy płciami od zawsze idą ramię w ramię z socjalistycznym planem uspołecznienia środków produkcji". Mi to trochę kontrastuje.Problem w tym, że aranżowane małżeństwa nie wynikały wcale z kapitalistycznych, tylko jeszcze feudalnych stosunków.
(...)
Zauważ, że XIX wiek był w zasadzie ostatnim czasem, w którym (...)
Ja jednak pozostanę przy tym, że źródłem egoizmu jest jednostka.Non Serviam napisał:Rodzina musi zostać zniszczona z jednego prostego powodu - jest źródłem egoizmu
myśle że wykazywanie, słowami, jakie są cele lewactwa jest bezowocne bo lewactwo nie jest zdefiniowane nawet. zresztą na scenie jest wielu aktorów a wy myślicie zero-jedynkowo wolnościowcy vs. lewactwo. tak mi sie zdaje.A teraz coś bezpośrednio dotyczącego tytułu wątku. Niszczenie rodziny nie jest głównym celem lewactwa. Jest raczej pierwszym ze środków, który odblokowuje kolejne, otwierając mu więcej możliwości działania.
a po co to lewactwu? jakie są motywy? oni nie są leniwi i nie woleli by żreć i żyć? demonizujecie ich imo. zreszta mowa tu o procesie historycznym wiec raczje nie wypada mowic o "lewactwo to lewactwo tamto" bo nie ma podmiotuGłównym celem lewactwa jest rozkręcanie koła władzy
a nie bylo tam anarchoinsurekcjonistow, anarchonihilistow, anarchoillegalistow? w koncu slownikowo lewactwo to skrajna lewicaLewactwo to perpetualny generator legitymacji władzy
podaj przyklad jednej lewicowej utopii gdzie jest wladzaDlatego też zawsze lewicowe utopie, w których władza ma pełne środki do wprowadzania wymarzonej równości
niektorzy lewacy sa aktywistami pro-pedofilskimi https://www.youtube.com/channel/UCqpGPc4NSxMIJRPP9fmXm1Q/aboutBo skoro rodzice zaniedbują dzieci albo trafiają się pedofile, to państwo musi przecież wkroczyć i naprawić wszelkie zło, nie?
OK. Ja po prostu nie zauważyłem, żebyś sam się odniósł krytycznie do tej tezy Marksa, zatem uznałem, że się z nim zgadzasz i odpowiednio zareagowałem, kontrując.Zacytowałeś moją wypowiedź i zwracasz się w drugiej osobie liczy pojedynczej, więc wygląda na to, że Twoim zamiarem jest polemika ze mną a nie z Marksem. Dlatego czuję, że muszę się wytłumaczyć. Umieściłem to omówienie marksistowskiego poglądu w tym temacie, bo ktoś tu miał wątpliwości o co chodziło Marksowi z tą rodziną burżuazyjną. Wyjaśniłem więc to zamieszczając linka do źródeł i streszczając to dla leniwych. Zgadzam się z tym co napisałeś odnośnie feudalizmu, kapitalizmu i rodziny.
Nie, nie mają. Wyjaśnię różnicę. Konserwatysta, jako taki, będzie narzekał zawsze, gdy moc socjologiczna rodziny osłabnie - bez względu na źródła i przyczyny takich zmian. Dla niego zarówno ustawowe uderzenie w rodzinę, powodujące spadek jej znaczenia jak również zmiany technologiczne powodujące zmiany społeczne (kapitalizm i uniezależnienie jednostki / antykoncepcja i rewolucja seksualna), będą oceniane identycznie. Wszystko co osłabia rodzinę jest złe - bez względu czy taki czynnik jest dobrowolny, bo powodują go środki ekonomiczne, czy nie i powodują go środki polityczne. Osłabianie mocy socjologicznej rodziny dla konserwy to zło jako takie.Zasada przemocy została zamieniona przez zasadę umowy i Mises przyznaje, że jego pokolenie patrzyło na małżeństwo inaczej niż pokolenia poprzednie. Przy czym Mises twierdzi, że "propozycje przemiany relacji pomiędzy płciami od zawsze idą ramię w ramię z socjalistycznym planem uspołecznienia środków produkcji". Mi to trochę kontrastuje.
I teraz powstaje pierwsze pytanie co to jest to niszczenie rodziny?
Jak patrzę na konserwatystów, to wydaje mi się, że dla nich samo już promowanie odejścia od tradycyjnego modelu rodziny jest zamachem na rodzinę w ogóle. Trudno im przyjąć, że model rodziny się zmienia. Wszędzie widzą jej niszczenie. Potrafią postawić nawet tezę, że niszczenie rodziny jest głównym celem lewactwa. Czy takie samo podejście mają konserwatywni libertarianie?
By wychować człowieka ceniącego wolność nie można chować go w duchu posłuszeństwa. A wielu libertarian uważa, że dziecko jest własnością rodziców i powinni mieć prawo robić z dziećmi co chcą. Prawa tego póki co nie mają, ale jeśli w takim duchu będą je wychowywać, to wychowają posłusznego niewolnika, idealnego obywatela dla totalitarnego państwa. Jak mam wybierać po której stronie tego sporu mam stanąć, to na pewno nie będzie to strona opowiadająca się za modelem rodziny żywcem wziętym ze średniowiecza. A konserwatywni libertarianie często stawiają wyżej średniowieczny model rodziny nad ten kapitalistyczny, podobnie zresztą jak mają jakieś ciągoty do feudalnego systemu, monarchii itd. Feudalizm upadł, zastępowany przez kapitalizm. Stąd pytanie co wybieramy? Feudalizm czy kapitalizm? Chcemy by tego drugiego było więcej niż kiedykolwiek przedtem? To osiągniemy to dzięki wartościom, modelowi społecznemu i innym rzeczom rodem z obcego mu średniowiecznego systemu?
Pogardliwe określenie najszerzej rozumianej lewicy, począwszy od socjaldemokratów a skończywszy na anarchokomunistach. Generalnie lewakiem jest każdy, kto łączy egalitaryzm z dążeniami politycznymi. Kto łączy elitaryzm z dążeniami politycznymi, ten lewakiem już być nie może; może być natomiast technokratą, feudałem, etc.Jeśli już mamy odpowiadać na pytanie co jest głównym celem lewactwa to wypada zadać jeszcze drugie pytanie. Co to jest te lewactwo? Za PRLu komunistów określano pogardliwym mianem "komuchów". Tak jak to czyni do dzisiaj GAZDA. A komuchy będące u władzy pogardliwie tych komuchów nieortodoksyjnych, którzy się nie załapali na władzę nazywali "lewakami". Po zmianie ustrojowej te co bardziej narodowe komuchy związane z poprzednią władzą, które nie mogły znieść utraty wpływów rozpropagowały wśród naziolów to sformułowanie. Teraz jest ono na topie wśród nacjogimbazy, ale co właściwie przez nie rozumiesz?
Koncepcja dziecka-własności jest dla mnie zawarta w zasadach przemocowych, ale temat własności dzieci był już tyle razy tu ciągnięty, że daję sobie już spokój z rozwijaniem tego.Zaraz, zaraz... A czy Ty aby właśnie teraz nie zrównałeś konsekwentnie wprowadzonych zasad własnościowych (implikujących również własność dzieci) z zasadą przemocy?
Nie chodzi mi o to jak wpłynie taka własność na wychowanie, a chodzi mi o to jak wpływają poglądy rodziców na dzieci. Zwolennik koncepcji dziecka-własności, chyba nie ukrywa przed dzieckiem swoich poglądów. A jak mówi, że chciałby mieć prawo zrobić z nim co chce i mówi, że takie coś powinno być powszechnie akceptowane, to jak to się odbije na tym dziecku?Poza tym, z samej konwencji zakładającej własność dzieci nie można wywnioskować metod wychowawczych. Z tego, że dziecko jest Twoją własnością, nie wynika wcale, czy masz je wychowywać na wolnego człowieka, czy na niewolnika. Wynika za to, że masz wyłączność w doborze metod wychowawczych i nikt nie może Cię za nie rozliczać - to po prostu Twoja sprawa.
W takim razie wiele ugupowań "prwicowo-socjalistycznych" jest wg Twojej definicji lewackimi. A te "prawicowe" lewaki często uprzywilejowują ludzi żyjących w rodzinach nad osobami samotnymi. Różne PISy robią programy 500+ więc te tezy o szczególnym miejscu jakie zajmuje niszczenie rodziny wśród priorytetów lewactwa są dość mocno chybione. A jak widzisz nawet na libertariańskim forum są one stawiane i przez niektórych traktowane na poważnie. Państwo owszem wtrąca się w życie rodzinne jak we wszystko, ale choćby w porównaniu z wtrącaniem się do prowadzenia biznesu wypada cieńko. Ile mamy regulacji odnośnie rodziny a ile odnośnie gospodarki? Ile kontroli przeprowadza się we firmach a ile w prywatnych mieszkaniach? Ile przypadków, gdy państwo przychodzi ukarać obywatela w firmie wiąże się z przestępstwami bez ofiar a ile jest takich przestępstw bez ofiar jak się wtrąca do rodziny? Tłumaczysz, że "Konserwatysta, jako taki, będzie narzekał zawsze, gdy moc socjologiczna rodziny osłabnie" a konserwatywny anarchokapitalista będzie "w pierwszej kolejności stawiał kwestie własnościowe i umowy". Tak być powinno. Ale czy nie uważasz, że te nadmierne uleganie konserwatywnemu przeczuleniu na tym punkcie wśród niektórych konserwatywnych libertarian może prowadzić ich do czystego konserwatyzmu? Mnie właśnie niepokoi to dryfowanie i dlatego zabieram głos w takich idiotycznych tematach.FatBantha napisał:Pogardliwe określenie najszerzej rozumianej lewicy, począwszy od socjaldemokratów a skończywszy na anarchokomunistach. Generalnie lewakiem jest każdy, kto łączy egalitaryzm z dążeniami politycznymi. Kto łączy elitaryzm z dążeniami politycznymi, ten lewakiem już być nie może; może być natomiast technokratą, feudałem, etc.
A dla mnie nie, bo własność jako taka nie służy celom politycznym, więc nie może być przemocowa w tym najogólniejszym znaczeniu.Koncepcja dziecka-własności jest dla mnie zawarta w zasadach przemocowych, ale temat własności dzieci był już tyle razy tu ciągnięty, że daję sobie już spokój z rozwijaniem tego.
A jak odbije się na dziecku wiedza, że władza rodzicielska jego rodziców może zostać ograniczona z zewnątrz przez osoby trzecie, jeśli tylko uznają one, że jest nieodpowiednia?Nie chodzi mi o to jak wpłynie taka własność na wychowanie, a chodzi mi o to jak wpływają poglądy rodziców na dzieci. Zwolennik koncepcji dziecka-własności, chyba nie ukrywa przed dzieckiem swoich poglądów. A jak mówi, że chciałby mieć prawo zrobić z nim co chce i mówi, że takie coś powinno być powszechnie akceptowane, to jak to się odbije na tym dziecku?
Oczywiście. Ale to chyba nie tylko dla mnie? Socjalizm to socjalizm - nie może być prawicowy.W takim razie wiele ugupowań "prwicowo-socjalistycznych" jest wg Twojej definicji lewackimi.
Ależ oni właśnie niszczą w ten sposób rodziny, bo czynią je mniej samowystarczalnymi i uzależnionymi finansowo od państwa!A te "prawicowe" lewaki często uprzywilejowują ludzi żyjących w rodzinach nad osobami samotnymi. Różne PISy robią programy 500+ więc te tezy o szczególnym miejscu jakie zajmuje niszczenie rodziny wśród priorytetów lewactwa są dość mocno chybione.
Ja takich obaw nie podzielam, bo sądzę, że akurat na libnecie siedzą w większości sensowni brutaliści, dla których własność i umowy zajmuje centralne miejsce, a reszta "miękkich" wartości obyczajowych to kwestia nawet jeśli dla kogoś ważna, to jednak drugorzędna.Tłumaczysz, że "Konserwatysta, jako taki, będzie narzekał zawsze, gdy moc socjologiczna rodziny osłabnie" a konserwatywny anarchokapitalista będzie "w pierwszej kolejności stawiał kwestie własnościowe i umowy". Tak być powinno. Ale czy nie uważasz, że te nadmierne uleganie konserwatywnemu przeczuleniu na tym punkcie wśród niektórych konserwatywnych libertarian może prowadzić ich do czystego konserwatyzmu? Mnie właśnie niepokoi to dryfowanie i dlatego zabieram głos w takich idiotycznych tematach.
Wielu aktorów, ale co z tego, skoro wszyscy działają w podobny sposób na rzecz tego samego?myśle że wykazywanie, słowami, jakie są cele lewactwa jest bezowocne bo lewactwo nie jest zdefiniowane nawet. zresztą na scenie jest wielu aktorów a wy myślicie zero-jedynkowo wolnościowcy vs. lewactwo. tak mi sie zdaje.
Bo dzięki temu osiąga się korzyści bez konieczności uczestnictwa w znienawidzonej gospodarce rynkowej?a po co to lewactwu? jakie są motywy? oni nie są leniwi i nie woleli by żreć i żyć? demonizujecie ich imo. zreszta mowa tu o procesie historycznym wiec raczje nie wypada mowic o "lewactwo to lewactwo tamto" bo nie ma podmiotu
No chociażby w kropotkinowskiej anarchicznej komunie. Każde uspołecznianie środków produkcji, wiąże się z wytworzeniem organów władzy - często wręcz otwarcie postulowana jest demokracja bezpośrednia w zakładach pracy, itp. Widać od razu, że nawet antypaństwowe lewaki dążą do tego, aby upolityczniać środki produkcji. To jest właśnie ciąg do polityzacji wszystkiego, co tylko jest możliwe, zwłaszcza tego, co zazwyczaj daje życie, frukty i przychód. Wszystko co wspólne musi rodzić między podmiotami z różnymi preferencjami konflikt, a przez to pociągać za sobą konieczność stosowania polityki, do tego konfliktu rozstrzygnięcia.podaj przyklad jednej lewicowej utopii gdzie jest wladza
Dlatego napisałem:niektorzy lewacy sa aktywistami pro-pedofilskimi https://www.youtube.com/channel/UCqpGPc4NSxMIJRPP9fmXm1Q/about
to prawda ze pęd jest w strone socjalizmu ale to nie znaczy że wszyscy aktorzy temu sprzyjająWielu aktorów, ale co z tego, skoro wszyscy działają w podobny sposób na rzecz tego samego?
koło władzy nie jest sprzeczne z gospodarką rynkową, trochę za ogólnie napisałeś, "koło władzy"Bo dzięki temu osiąga się korzyści bez konieczności uczestnictwa w znienawidzonej gospodarce rynkowej?
ale zalozenie jest takie ze kazdy chce w tym uczestniczyc, tak mi sie zdaje. to tak samo wolnosciowe jak dobrowolne sprzedanie sie jako niewolnikKażde uspołecznianie środków produkcji, wiąże się z wytworzeniem organów władzy - często wręcz otwarcie postulowana jest demokracja bezpośrednia w zakładach pracy
masz racje, źle przeczytałemSkoro *można*, to niekoniecznie *trzeba* za każdym razem, nie?
Ten argument wrzuciłbym do jednego worka z argumentami typu "Jak dzieci nie będą własnością rodziców to będą własnością państwa". Jeden typ niewoli próbuje się przeciwstawić drugiemu, tak żeby niejako zatuszować możliwość, że jest jeszcze ewentualność, że człowiek mógłby być wolny, mógłby być właścicielem siebie samego i nie być czyimś niewolnikiem. Jeden libertarianin może dziecku się żalić, że państwo nie pozwala mu traktować tego dziecka jak przedmiotu i zachwalać jakie te uprzedmiotowienie ma korzyści. Inny może wychowywać w duchu tego, że jest właścicielem samego siebie. I oto mi chodzi.A jak odbije się na dziecku wiedza, że władza rodzicielska jego rodziców może zostać ograniczona z zewnątrz przez osoby trzecie, jeśli tylko uznają one, że jest nieodpowiednia?
Ale są też bardziej klasyczne odłamy socjalistów, którzy są przeciwni takiej polityce "prorodzinnej". Czy zatem oni z kolei wzmacniają rodzinę? Bo jeśli tak to ta teza o niszczeniu rodziny jako głównym celu lewactwa staje się jeszcze bardziej idiotyczna.Ależ oni właśnie niszczą w ten sposób rodziny, bo czynią je mniej samowystarczalnymi i uzależnionymi finansowo od państwa!
Kilka lat temu nie przypuszczałbym, że nagle znajdzie się wśród libertarian tylu zwolenników wzmacniania przez państwo kontroli granicznych. A jednak. Skądś te postawy się biorą.Ja takich obaw nie podzielam, bo sądzę, że akurat na libnecie siedzą w większości sensowni brutaliści, dla których własność i umowy zajmuje centralne miejsce, a reszta "miękkich" wartości obyczajowych to kwestia nawet jeśli dla kogoś ważna, to jednak drugorzędna. (...)Lib może się w kogoś takiego zamienić, ale to raczej widać na przykładzie dyskusji o zamykaniu granic przed dziczą islamską przez państwa, gdzie się nagle stwierdza użyteczność istnienia państw, a nie w kwestiach rodziny.
To jest problem z takimi terminami, które dla każdego znaczą co innego. Dla Ciebie lewak to będzie ktoś, kto "łączy egalitaryzm z dążeniami politycznymi", dla nacjololków to będzie znaczyło co innego. Zawsze za to nie lubiłem tego terminu, ale uważałem, że jeśli libertarianie go używają to jednak wszyscy mają to samo na myśli. Przypatrz się uważnie wypowiedziom na tym forum, zobacz w jakim kontekście jest wypowiadane i przemyśl czy aby wszyscy rozumieją je tak jak Ty. To może być przyczynek do rozmyślań skąd się biorą zwolennicy wzmacniania kontroli granicznych wśród libertarian.Oczywiście. Ale to chyba nie tylko dla mnie? Socjalizm to socjalizm - nie może być prawicowy.
Ledwie garstka nie sprzyja. Części lewaków może się zresztą wydawać, że skoro świadomie nie pragną wcale silniejszej władzy, to jej nie wzmacniają, trzymając się swoich politycznych roszczeń. Ale na chłopski rozum - jeśli mają jakieś roszczenia wobec władzy, aby zaczęła coś robić, to znaczy, że do tej pory tego nie robiła i była nieobecna - ergo: było jej w jakiejś dziedzinie mniej.to prawda ze pęd jest w strone socjalizmu ale to nie znaczy że wszyscy aktorzy temu sprzyjają
No i to założenie wcale nie jest jakoś bardzo odległe od prawdy - większość ludzi chce mieć władzę nad innymi, chce w niej uczestniczyć, bo sądzi, że inaczej się nie da - albo że jeśli tego nie zrobią, to inni przejmą kontrolę nad nimi. To zresztą trafne rozumowanie w logice gier o sumie zerowej, jaką jest władza polityczna. Tak czy owak, sprawia to, że władzy jest więcej i więcej, zwłaszcza jeśli będzie dodawać się kolejne fronty emancypacji [politycznej] w następnych dziedzinach ludzkiego żywota. Mało komu do łba przychodzi, że w ogóle można abstrahować od polityczności i władzy a życie podporządkować środkom ekonomicznym, a nie politycznym - wychodząc do gry o sumie dodatniej.ale zalozenie jest takie ze kazdy chce w tym uczestniczyc, tak mi sie zdaje. to tak samo wolnosciowe jak dobrowolne sprzedanie sie jako niewolnik
Zawsze możesz wychowywać w duchu, że dopiero będzie właścicielem samego siebie, gdy dojrzeje i zinternalizuje zasady, jakich go nauczysz - na przykład zasady współżycia w akapie. To nawet sensowniejsze, bo wychowywanie w duchu, że już jest właścicielem samego siebie, to żadne wychowanie, bo jeśli tak jest w istocie, to nie musi w ogóle liczyć się z Twoim zdaniem.Ten argument wrzuciłbym do jednego worka z argumentami typu "Jak dzieci nie będą własnością rodziców to będą własnością państwa". Jeden typ niewoli próbuje się przeciwstawić drugiemu, tak żeby niejako zatuszować możliwość, że jest jeszcze ewentualność, że człowiek mógłby być wolny, mógłby być właścicielem siebie samego i nie być czyimś niewolnikiem. Jeden libertarianin może dziecku się żalić, że państwo nie pozwala mu traktować tego dziecka jak przedmiotu i zachwalać jakie te uprzedmiotowienie ma korzyści. Inny może wychowywać w duchu tego, że jest właścicielem samego siebie. I oto mi chodzi.
No bo jest idiotyczna. To nie jest główny cel, jak już pisałem. Zazwyczaj to po prostu podstawowy środek. Sądzę, że spokojnie może zdarzyć się sytuacja, że ze względów taktycznych lewacy przejdą nawet do obrony tradycyjnej rodziny, jeśli tylko uznają, że taki krok im się opłaci, albo inna instytucja okaże się według nich większym opresorem. Dajmy na to, że Kościół wzmocniłby się na tyle, że znowu stałby się siłą, z jaką należałoby się liczyć. Całkiem możliwe, że lewica starałaby się wtedy wypromować rodzinę jako słuszną, słabszą stronę, której należy pomóc w walce z klerykalizmem, który dajmy na to, wpływałby na wychowanie. Lewica jako taka deklaruje walkę o równość, więc nic jej nie wiąże rąk, we wspieraniu rodziny, jeśli miałoby to ograniczyć inne, silniejsze wpływy i dokonać wyrównania.Ale są też bardziej klasyczne odłamy socjalistów, którzy są przeciwni takiej polityce "prorodzinnej". Czy zatem oni z kolei wzmacniają rodzinę? Bo jeśli tak to ta teza o niszczeniu rodziny jako głównym celu lewactwa staje się jeszcze bardziej idiotyczna.
To jest najprostsze rozwiązanie po prostu. Jeżeli chcesz odpowiedzieć pięknym za nadobne, to siłą rzeczy kierujesz się do środków politycznych. Imigranci robią chlew, uprzykrzają życie i są niebezpieczni? No to trzeba zrobić im to samo, odstraszyć. A do tego władza nadaje się najlepiej. Tu akurat nie widzę wielkiej filozofii. Tak czy owak, wolałbym aby liby wspierali raczej działania w stylu tego Bułgara, który prywatnie odstrasza nachodźców, niż legitymizowali państwo przez poparcie udzielane mu dla kontroli granic.Kilka lat temu nie przypuszczałbym, że nagle znajdzie się wśród libertarian tylu zwolenników wzmacniania przez państwo kontroli granicznych. A jednak. Skądś te postawy się biorą.
Ja staram się oczyszczać pojęcia - zwłaszcza pojęcia ogólne - i sprowadzać je do najbardziej rudymentarnej i koniecznej istoty. rawpra może sobie uważać, że skoro jakaś grupa jest wewnętrznie zróżnicowana, to nie ma w zasadzie sensu "wykazywać słowami" jej celów - mnie natomiast taka postawa nie przekonuje, bo gatunki zwierząt też są zróżnicowane, ale jednak układa się ich klasyfikacje. No i są ssaki, są kręgowce, są strunowce, są wreszcie eukarionty - a po co, skoro to tak szerokie kategorie? Bo jednak organizmy do nich należące mają pewne wspólne cechy.To jest problem z takimi terminami, które dla każdego znaczą co innego. Dla Ciebie lewak to będzie ktoś, kto "łączy egalitaryzm z dążeniami politycznymi", dla nacjololków to będzie znaczyło co innego. Zawsze za to nie lubiłem tego terminu, ale uważałem, że jeśli libertarianie go używają to jednak wszyscy mają to samo na myśli. Przypatrz się uważnie wypowiedziom na tym forum, zobacz w jakim kontekście jest wypowiadane i przemyśl czy aby wszyscy rozumieją je tak jak Ty. To może być przyczynek do rozmyślań skąd się biorą zwolennicy wzmacniania kontroli granicznych wśród libertarian.