N
nowy.świt
Guest
Zasługi bardzo duże.
Pełnienie władzy sądowniczej, wykonawczej i ustawodawczej jednocześnie wciąż jest usługą dobrowolną. To, że inni, którzy się przypałętali oraz trafiają na nasze ejakulaty i im się to nie podoba, to już ich problem.Dopóki na posesji nie znajdują się ludzie, nie będący jej właścicielami. Wtedy zamiast masturbacji mamy całkiem niezłe jebanie w etatystycznym stylu z właścicielem posesji w roli władzy sądowniczej, wykonawczej i ustawodawczej jednocześnie.
Formalnie nie muszą i taki jest problem z libertarianizmem.Bo niby czemu właściciela posesji miałyby wiązać postanowienia jakiegoś wolnorynkowego sądu?
Powrót do punktu wyjścia, ale w zupełnie innej skali, co już jest rewolucją. To, że generalnie masz władzę absolutną u siebie, nie sprawia wcale, że masz jakąś gigantyczną przewagę nad innymi ludźmi. Bo oni też ją mają. Korzystać z niej w pełni, wyjątkowo zachodząc komuś za skórę, nie ma większego sensu, skoro jesteś na tym samym poziomie i inni mogą u siebie robić podobne rzeczy z Tobą.Problem z hardkorowym posesjonizmem jest właśnie taki, że prywatny właściciel działki staje się de facto podmiotem państwowym, a relacje między poszczególnymi właścicielami analogiczne do stosunków międzynarodowych, a nie rynkowych. IMHO HP to żadna rewolucja, tylko powrót do punktu wyjścia.
Ciekawi mnie co mają libertarianie czego nie mają zwykli ludzie, żeby byli w stanie zrozumieć libertarianizm. Ma ktoś jakiś pomysł?
Tak samo nie bardzo kupuję pomysł prywatyzacji każdego metra kwadratowego ziemi. Wolność oznacza, że mogę iść gdzie chcę i nie muszę za to płacić. Wizja systemu, w którym muszę opłacić opłatę "właścicielowi ulicy" za przejście na drugą stronę do spożywczaka i z powrotem do domu nie podnieca mnie ni chuja. Wykład Blocka na ten temat też jest mało przekonujący (link do I części).
Problem z hardkorowym posesjonizmem jest właśnie taki, że prywatny właściciel działki staje się de facto podmiotem państwowym, a relacje między poszczególnymi właścicielami analogiczne do stosunków międzynarodowych, a nie rynkowych. IMHO HP to żadna rewolucja, tylko powrót do punktu wyjścia.
To może wymień, bo jedyną jaka ja widzę to jest to, że większość od niego zaczynałaZasługi bardzo duże.
I wystarczy nawet i to.To może wymień, bo jedyną jaka ja widzę to jest to, że większość od niego zaczynała
Problem z hardkorowym posesjonizmem jest właśnie taki, że prywatny właściciel działki staje się de facto podmiotem państwowym, a relacje między poszczególnymi właścicielami analogiczne do stosunków międzynarodowych, a nie rynkowych. IMHO HP to żadna rewolucja, tylko powrót do punktu wyjścia.
Libertarianizm opiera się na regule prawa, a do jej egzekwowania potrzebna jest jakaś monopolistyczna instytucja prawodawcza (żeby nie używać słowa na "p"). Nawet jeśli mogę wyobrazić sobie sprywatyzowanie służb porządkowych czy więziennictwa, to nadal coś się we mnie burzy jak słyszę o "wolnorynkowych sądach".
Tak samo nie bardzo kupuję pomysł prywatyzacji każdego metra kwadratowego ziemi. Wolność oznacza, że mogę iść gdzie chcę i nie muszę za to płacić. Wizja systemu, w którym muszę opłacić opłatę "właścicielowi ulicy" za przejście na drugą stronę do spożywczaka i z powrotem do domu nie podnieca mnie ni chuja.
Zaraz, zaraz. To znaczy, że nie dostajesz wzwodu, kiedy na to patrzysz?
Problem z prywatnym sądownictwem oraz prywatnymi drogami jest taki, że w formie, którą tu przedstawiasz, istnieją one tylko w teoriach naukowych i w książce o ludziach, żyjących na księżycu. Znajdź mi przykład z życia, a go zaoram.
Problem z prywatnym sądownictwem oraz prywatnymi drogami jest taki, że w formie, którą tu przedstawiasz, istnieją one tylko w teoriach naukowych i w książce o ludziach, żyjących na księżycu. Znajdź mi przykład z życia, a go zaoram.