Wyższość Linuksa nad Windowsem

tolep

five miles out
8 555
15 441
to w monachium to było z powodu, bo urzędasy brały lapki do chałpy i im ich gierki czy coś nie działało, od służbowych lapków sie to zaczęło że chcieli mieć windowsa
a to że chcieli mieć ms offica jest spowodowane tym, że ich tam ino tego uczą
zobaczy cos innego np open office i już nie umi, nie potrafi...
wystarczy se sprawdzić szkolenia w monachium, jest ino obsługa pakietu ms office

Sądzę że wątpię, przynajmniej w kilku punktach.
1. Urzędasa raczej stać na prywatnego laptopa, w ogóle nie kupuję Twojego gadania o gierkach. Poza tym w urzędach laptopy są raczej rzadkością. Może nie działały jakieś przeglądarkowe gierki flashowe, ale jestem pewien że argumenty były powazniejsze.
2. Szkolenia? Jak ktoś umie obsługiwać Worda to w 90% i Writera obsłuży. Zresztą sądze, że większosć użytecznej w biurze wiedzy dotyczącej obsługi pakietu biurowego uzyskuje się od koleżanek pierdzących w krzesła obok. Tak naprawdę klepie się wciąż te same dokumenty, uzupełniając nową treścią.
Użytkownicy zaawansowanych funkcji pakietu Office to garstka,, te pozostałe 10% właśnie. Ale ci raczej przesiedliby się bez problemu, bo są na tyle zaawansowani, że potrafiliby znaleźc analogiczne funkcjonalności. Gdyby działały. BTW. postawiono na złego konia. OOo zdechło, AOO to jakiś ledwo żywy żart, tylko Document Foundation (LibreOffice) wykazuje jakieś małe ślady aktywności. To znaczy, że chyba aż dwóch ludzi nad tym pracuje.
3. Zaniedbano szkoleń przy wdrożeniu? Pewnie ci wdrażacze generalnie byli osobnikami równie przyjaznymi jak kompowiec podczas PMS. A na pytania userów jak coś zrobić we Writerze odpowiadali, że oni to w latechu piszą CV.

Wracając do liczby dystrybucji, na którą zwracałem uwagę wcześniej - wszystkie projekty analogiczne do monachijskiego polegały na stworzeniu kolejnej własnej dystrybucji, czyli żadna out of the box nie nadawała się do codziennej roboty. A ostatni LiMux, o ile dobrze pamiętam, był oparty na Debianie czy może Ubuntu LTS z 2010 roku...
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 143
1. Urzędasa raczej stać na prywatnego laptopa, w ogóle nie kupuję Twojego gadania o gierkach. Poza tym w urzędach laptopy są raczej rzadkością. Może nie działały jakieś przeglądarkowe gierki flashowe, ale jestem pewien że argumenty były powazniejsze.
ci co pracują w terenie mają służbowe lapki które biorą do domu, tak samo jest z grupą urzędasów co np mają bachory i przez spory czas "robią" w domu
znam nawet jedną taką osobiście, ma home office i ino raz w tygodniu fizycznie musi sie stawić w "pracy"
2. Szkolenia? Jak ktoś umie obsługiwać Worda to w 90% i Writera obsłuży. Zresztą sądze, że większosć użytecznej w biurze wiedzy dotyczącej obsługi pakietu biurowego uzyskuje się od koleżanek pierdzących w krzesła obok. Tak naprawdę klepie się wciąż te same dokumenty, uzupełniając nową treścią.
byłem nieroz świadkiem tego że jak coś jest troche inaczej to juz sie gubią ludzie...
a u niemców królują produkty microsoftu, jak pisałem wszelkie szkolenia np w szkołach, dla bezrobotnych, itd wszystko ino ms office, tam windoza chyba nie tylko na desktopach jest liderem...
z tego co widze to wydaje sie że nawet w serwerowym świecie przodują tam produkty ms

nie wiem co ci nie pasuje z open office ja mam i działa i nawet nowa wersja akurat niedawno wyszła
 

tolep

five miles out
8 555
15 441
byłem nieroz świadkiem tego że jak coś jest troche inaczej to juz sie gubią ludzie...
a u niemców królują produkty microsoftu, jak pisałem wszelkie szkolenia np w szkołach, dla bezrobotnych, itd wszystko ino ms office, tam windoza chyba nie tylko na desktopach jest liderem...
z tego co widze to wydaje sie że nawet w serwerowym świecie przodują tam produkty ms

Nie zgubili się przechodząc z klasycznego (do 2003) menu na Wstążkę od 2007 i nie gubią się kupujac co 20 miesięcy nowy smartfon najczęściej innej firmy z inna nakładką na Androida.

Biurwa wykonuje naprawdę powtarzalne najprostsze czynności, używając dosłownie paru ficzerów edytora tekstu. Z arkuszem kalkulacyjnym jest już nieco inaczej, ale go obsługuja raczej bardziej zaawansowane biurwy.

Ponadto typowy komputer biurwy jest podłączony w taki czy inny sposób do kilku lub kilkunastu systemów działających w sieci firmowej, przy czym każdy z nich ma interfejs z zupełnie innej bajki, a jednak sobie radzą.

Przestawienie Windowsa z interfejsu rozwijanego od czasów 9x do Windows 7 na kafle może było szokiem zbyt dużym, dlatego MS zrobił wraz z Windowsem 10 pół kroku w tył, kafle jednak pozostawiając. I jakoś userzy w panice nie uciekli od MS.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 143
Nie zgubili się przechodząc z klasycznego (do 2003) menu na Wstążkę od 2007 i nie gubią się kupujac co 20 miesięcy nowy smartfon najczęściej innej firmy z inna nakładką na Androida.
ze samrtfonami to nie wiem ale z officem to mają te szkolenia swoje
Biurwa wykonuje naprawdę powtarzalne najprostsze czynności, używając dosłownie paru ficzerów edytora tekstu. Z arkuszem kalkulacyjnym jest już nieco inaczej, ale go obsługuja raczej bardziej zaawansowane biurwy.
pisze ino to co zaobserwowłem
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Ma ktoś pomysł jak spowolnić prędkość odczytu napędu Blu-ray?

Wypalarki starszej daty płyt CD / DVD bez problemu słuchały polecenia:
Kod:
eject -x 8
i był spokój, dobrobyt oraz cisza.

A teraz wyje i wyje. Cały ten postęp techniczny to jednak zguba ludzkości!
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Nie wiem, o czym oni tu do mnie piszą, ale sobie przeszedłem na to jądro, bo co mi szkodzi...

Nowy Linux całkiem odporny na luki Spectre, wytrzyma też dłużej na baterii
03.04.2018 13:52
To mało ekscytujące wydanie, nawet w oczach samego Linusa Torvaldsa, który nie bacząc na połączenie Pierwszego Kwietnia i świąt Wielkiej Nocy wydał Linuksa 4.16. Znacznie ciekawsze rzeczy czekają na nas w 4.17, ale i tak warto skupić się na dojrzałych owocach ponad dwóch miesięcy pracy linuksowych deweloperów.

Linux 4.16 to niemal 15 tys. commitów, ponad 12 tys. zmienionych plików, ponad 25 MB kodu źródłowego. W tych wszystkich zmianach najważniejsze są dłuższy czas pracy urządzeń zasilanych bateryjnie, łatka na pierwszy wariant ataku Spectre, lepsza praca linuksowych gości w VirtualBoksie, możliwość indywidualnego szyfrowania maszyn wirtualnych pod hiperwizorem KVM na procesorach AMD, oraz zwiększenie bezpieczeństwa kernela poprzez domyślne włączenie opcjonalnych dotychczas zabezpieczeń.

Dłuższa praca z notebookiem
Nowa opcja konfiguracji kernela pozwala wreszcie na ustalanie polityk LPM (ATA Link Power Management). Pozwala to na czipsetach Intela kontrolować oszczędzanie energii przez dyski, zapewniając zmniejszenie jej zużycia o 1-1,5 W na jałowym biegu. Pozwala to wydłużyć pracę przeciętnego notebooka o nawet godzinę.

Wcześniej próby takiej kontroli na Linuksie kończyły się źle, najczęściej utratą danych. Jednak nowy programowalny tryb oszczędzania DIPM (Device Initiated Power Management) pozwolił na obejście tych problemów. Wykorzystano doświadczenia prowadzone przez Intela na Windowsie, konfigurując polityki ALPM dokładnie tak samo, jak konfiguruje je oficjalny intelowy sterownik na systemy Microsoftu. Teraz opiekunowie kerneli w ramach danej dystrybucji mogą po prostu nakazać automatyczne włączenie DIPM – przynajmniej na laptopach z mobilnymi czipsetami Intela. Pierwszą dystrybucją, która ma zapewnić wsparcie tego rozwiązania będzie Fedora 28.

Na wydłużenie czasu pracy urządzeń zasilanych bateryjnie wpłynie też druga opcja pozwalająca na automatyczne włączanie mechanizmu usypiania łączności Bluetooth, gdy tylko jest to możliwe. Do tej pory takie usypianie było możliwe tylko po ręcznej aktywacji. Teraz włączać będzie to sam kernel, przy okazji obniżając zużycie energii przez sam kontroler USB i pozwalając procesorowi na głębsze stany uśpienia. Według autora tego rozwiązania, pozwoli ono obniżyć zużycie energii o przynajmniej 0,4 W. Wbrew pozorom nie jest to mało, ultralekkie laptopy na jałowym biegu są dziś przecieć w stanie pobierać 5 W.

Spectre mniej straszne
Nowy kernel skuteczniej i bez takich strat w wydajności chroni przez pierwszym wariantem ataku Spectre (Bounds Check Bypass). Znaleziono potencjalnie podatne na Spectre fragmenty kodu i przepisano je tak, aby uniemożliwić spekulatywne wykonywanie, poprzez wywoływanie specjalnie do tego celu stworzonych makr. Teraz odczytanie zawartości pliku sys/devices/system/cpu/vulnerabilities/spectre_v1 zwraca ciąg __user pointer sanitization.

Prawdopodobnie na tych łatkach się nie skończy, poszukiwane są kolejne miejsca kernela mogące zostać zaatakowane przez Spectre, powstać ma opensource’owe narzędzie do automatycznego wskazywania takich lokalizacji.

Jeśli chodzi o drugą wersję ataku Spectre (Branch Target Injection), to wciąż korzysta się z techniki Return Trampoline (retpoline), która choć sprawdzała się w większości scenariuszy, zawodziła w przypadku wirtualizacji. W kernelu 4.16 retpoline zostało nieco ulepszone, wykorzystywane są też niektóre funkcje IBC (Indirect Branch Control), wprowadzone po ostatnich aktualizacjach mikrokodu procesorów Intela i AMD.

IBC zostało w całości przyjęte przez Windowsa, mimo jego poważnego wpływu na wydajność systemu, tymczasem większość linuksowych dystrybucji wolała trzymać się mniej kosztownej retpoline, mimo tego, że nie zapewniała ona bezpiecznej wirtualizacji i była niewystarczająca dla procesorów Skylake i późniejszych generacji. Teraz dzięki selektywnemu wybraniu niektórych mechanizmów IBC (dostępnych nawet bez wgrania mikrokodu) Linux eliminuje znane słabości repotline i pozwala bezpiecznie zwirtualizować Windowsa. Dodatkowo za pomocą jednego z mechanizmów z IBC chroni teraz też przed wymuszeniem zrzutu obrazu pamięci w razie awarii programu – w zrzutach takich może się pojawić wiele wrażliwych danych.

Nie oznacza to, że Spectre przestało być problemem – przykładowo Red Hat nie jest w ogóle przekonany do retpoline i od początku w RHEL-u stosuje wyłącznie zabezpieczenie IBC. Wciąż też pozostaje sporo do zrobienia w zakresie optymalizacji łatek nie tylko przeciw Spectre (szczególnie na innych niż x86-64 architekturach) ale też przeciwko Meltdown. Pozostają też problemy z 32-bitowymi systemami uruchamianymi na 64-bitowych procesorach, gdzie wydajność spadła najbardziej, a zabezpieczenia przed Meltdown wciąż nie wprowadzono. Niestety minie jeszcze sporo czasu, zanim deweloperzy będą mogli przestać się przejmować 32-bitową architekturą x86.

Domyślnie bezpieczniej
Oprócz zabezpieczeń przed Meltdown i Spectre, zadbano też o inne sprawy w tej dziedzinie. Wprowadzono od dawna rekomendowaną blokadę dostępu do pamięci fizycznej przez urządzenie /dev/mem.

Automatycznie jest także aktywowana ochrona stosu (Stack Protector), przynajmniej dla architektur i kompilatorów które to wspierają. Poczyniono także zmiany mające na celu zabezpieczenie wymiany danych między kernelem a przestrzenią użytkownika.

VirtualBox bez dodatków
Domyślny kernel 4.16 zawiera już wszystko co potrzeba, aby uruchomione w VirtualBoksie linuksowe maszyny wirtualne od razu mogły korzystać z akceleracji grafiki 3D, obsługiwały integrację schowka, a także działały w trybie zintegrowanym, w którym aplikacje systemu gościa wyświetlane są w okienkach na pulpicie gospodarza.

Wciąż trwają prace nad ulepszeniem jakości sterownika graficznego Vboxvideo, a także poprawieniem działania sterownika Vboxsf, pozwalającego na integrację systemów plików między gościem a gospodarzem. Gdy prace te zostaną ukończone, uruchamianie zwirtualizowanych linuksowych systemów będzie znacznie łatwiejsze i wygodniejsze – nie trzeba będzie kompilować specjalnych modułów do kernela, koniecznych dziś do wykorzystania wszystkich możliwości wirtualizacji.

Wirtualizacja grafiki na Intelu
Zmiany w sterownikach grafiki Intela pozwolą wreszcie wykorzystać technologię GVT-g, która pozwala przypisywać maszynom wirtualnym mechanizmy sprzętowej akceleracji grafiki dostępne systemowi-gospodarzowi. W teorii działało to już od Linuksa 4.8, ale nie było sposobu na efektywne przesłanie obrazu stworzonego w systemie-gościu do gospodarza. Teraz taki sposób powstał – nowa ścieżka przekierowania grafiki wykorzystuje współdzielenie buforów z bezpośrednim dostępem do pamięci.

Dzięki tej nowej ścieżce kompozytor grafiki na hoście będzie mógł łatwo wykorzystać obraz z maszyny-gościa w okienku na swoim pulpicie, tak samo jakby np. korzystał z grafiki 3D. Można w ten sposób też przesłać obraż bezpośrednio na drugi monitor w trybie pełnoekranowym, a nawet zdalnie po sieci do zdalnego systemu z wykorzystaniem protokołu Spice.

Całe rozwiązanie działa już na hiperwizorze KVM z odpowiednim zmodyfikowanym Qemu. W ciągu najbliższych miesięcy powinno stać się stałą częścią linuksowej wirtualizacji. Już teraz mówi się o wykorzystaniu tego do obsługi wirtualnych pulpitów czy strumieniowania gier z chmury.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Sieci i dyski
Sporo się dzieje w zakresie ulepszania popularnego systemu plików XFS. Mechanizmy odwrotnego mapowania i referencyjnejgo linkowania przestały być eksperymentalne. By zadziałać, potrzebują uaktualnionych narzędzi do obsługi systemu plików, ale testy już pokazują, że skopiowanie pliku z opcją --reflink pozwala zaoszczędzić mnóstwo czasu: zamiast kopiować zawartość pliku, XFS tworzy jedynie nowy wpis w systemie plików z kopią metadanych, wskazujących na ten sam blok danych – tak jak to jest np. w systemach ZFS i Btrfs. Wciąż jako eksperymentalny pozostaje mechanizm automatycznych napraw systemu plików bez konieczności odmontowywania partycji.

Protokół CIFS używany w windowsowych sieciach lokalnych obsługuje teraz zasoby udostępniane po najnowszym SMB3, w których dane są rozprowadzane poprzez rozproszony system plików (DFS). Pojawiło się też eksperymentalne wsparcie dla SMB3 Direct, pozwalające klientowi bezpośrednio czytać i pisać na wyznaczonych obszarach pamięci serwera poprzez mechanizm zdalnego bezpośredniego dostępu (RDMA). Pozwala to na bardzo szybką komunikację między klientem i serwerem, praktycznie bez narzutów.

Na pewno też Linux 4.16 powinien znacznie przyspieszyć przy wszystkich operacjach na małych obciążeniach I/O. Zmiana w kodzie obsługującym pole i_version dla i-węzłów (czyli struktur opisujących pliki w systemie) sprawiła, że w popularnym benchmarku FIO uzyskano wynik o 244% lepszy niż przed zmianą. Zmiana jest naprawdę trywialna: i_version było zwiększane o 1 przy każdej zmianie danych i-węzła czy metadanych. Jednak ta inkrementacja do niczego nie była potrzebna, i teraz po zakończeniu tej bezsensownej aktualizacji pola, operacje odczytu i zapisu dla wielu małych plików powinny gwałtownie przyspieszyć. Dobra to wiadomość, szczególnie biorąc pod uwagę spadki wydajności I/O po zastosowaniu łatek na Meltdown i Spectre.

Sterowniki
Nowy kernel obsługuje teraz karty GeForce 1030, lepiej sobie radzi ze wsparciem dla procesorów Cannon Lake Intela, dodaje wsparcie dla dziesiątków urządzeń z procesorami ARM (w tym popularnego Orange Pi R1), obsługuje nowe sterowniki dźwiękowe (w tym coraz częściej stosowany Allwinner A83T) i wprowadza sporo poprawek dla laptopów firm takich jak Dell, Lenovo i Asus.

Bardziej szczegółowe informacje na temat kernela 4.16 znajdziecie niebawem na kernelnewbies.org.
Jak już siedzę na tym Intelu, to niech go linux kastruje, jak kota jakiegoś.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Proszę, proszę - piekło zamarzło.

Pierwsza linuksowa dystrybucja Microsoftu. Jądro Windowsa za mało bezpieczne?
18.04.2018 13:59
Microsoft wprowadza na rynek Azure Sphere, kompleksowe rozwiązanie stworzone na potrzeby urządzeń Internetu Rzeczy. Łączy ono w sobie zalety zabezpieczonego mikrokontrolera, systemu operacyjnego oraz rozwiązań bazujących na chmurze. Najciekawszy z całego pakietu jest system. Azure Sphere OS nie bazuje, jak można by się spodziewać na Windowsie, ale na Lunuksie.

Zaprezentowany przez Microsoft sprzęt i oprogramowanie mają rozwiązać wiele problemów związanych szczególnie z bezpieczeństwem w przypadku niewielkich sprzętów, które stale łączą się z Siecią. Jak informuje serwis Ars Technica, na pierwszym miejscu stawiane są nowe mikrokontrolery MCU, które stworzone zostały zgodnie z zasadami gwarantującymi odporność sprzętu na współczesne zagrożenia. Gwarancją ma być między innymi generowanie i sprzętowa ochrona kluczy kryptograficznych czy opcja wykrywania i zgłaszania prób złamania zabezpieczeń bezpośrednio do chmury.

Kolejny element układanki to system operacyjny. Azure Sphere, bo o nim mowa, to w rzeczywistości pierwsza dystrybucja Linuksa stworzona przez Microsoft, ale znaleźć w niej będzie można także rozwiązania bezpieczeństwa znane z Windowsa. Kod aplikacji uruchamiany jest w bezpiecznych i odizolowanych kontenerach, a pod spodem znalazło się również miejsce dla dodatkowego systemu monitorującego, który ma zapewnić bezpieczny dostęp do najważniejszych zasobów.

Ostatnią nowością jest chmura, która w tym przypadku zapewni urządzeniom dostęp do najnowszych aktualizacji oprogramowania i pozwoli szybko reagować na zagrożenia. Istotą działania będzie tu oczywiście wymiana informacji pomiędzy wszystkimi urządzeniami Internetu Rzeczy, które mają raportować kolejne próby pokonania zabezpieczeń przez atakujących.

Możliwości sprzętu i oprogramowania już teraz mogą testować niektórzy, ale gotowe dla programistów zestawy dostępne będą najpewniej za kilka miesięcy. Z kolei nowych urządzeń wykorzystujących ich zalety na sklepowych półkach nie należy się spodziewać szybciej, niż pod koniec przyszłego roku.

Teraz wyczekiwać tylko czasów, kiedy Coca-Cola zacznie sprzedawać Pepsi i na odwrót...
 

myname

Active Member
307
218
Możecie mnie skrytykować, ale ja tam wolę używać Windowsa zamiast Linuxa.Podam wam kilka powodów.Pierwszy to lepsza obsługa gier, które praktycznie zawsze są tworzone pod Windowsa, a program Wine i Playonlinux nie w każdej sytuacji je w pełni obsługuje, zresztą podobnie jest ze zwykłymi programami.Linux jest mocno niestabilnym środowiskiem w większości dystrybucji, a sam system jest niszą rynkową i głównie jest skierowany do geeków oraz ma bardzo dziwne zasadny działania dla większości użytkowników, sama instalacja za pomocą pakietów pobieranych przez internet do tego jeszcze w terminalu to już kosmos.Do tego ilość programów na to środowisko nie jest jak dla mnie zadowalające, jak zresztą ich aktualność.Linux raczej jest taką gorszą alternatywą, mającą przewagę bycia darmowym.
 

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 407
Proszę, proszę - piekło zamarzło.

Pierwsza linuksowa dystrybucja Microsoftu. Jądro Windowsa za mało bezpieczne?
18.04.2018 13:59
Microsoft wprowadza na rynek Azure Sphere, kompleksowe rozwiązanie stworzone na potrzeby urządzeń Internetu Rzeczy. Łączy ono w sobie zalety zabezpieczonego mikrokontrolera, systemu operacyjnego oraz rozwiązań bazujących na chmurze. Najciekawszy z całego pakietu jest system. Azure Sphere OS nie bazuje, jak można by się spodziewać na Windowsie, ale na Lunuksie.

Zaprezentowany przez Microsoft sprzęt i oprogramowanie mają rozwiązać wiele problemów związanych szczególnie z bezpieczeństwem w przypadku niewielkich sprzętów, które stale łączą się z Siecią. Jak informuje serwis Ars Technica, na pierwszym miejscu stawiane są nowe mikrokontrolery MCU, które stworzone zostały zgodnie z zasadami gwarantującymi odporność sprzętu na współczesne zagrożenia. Gwarancją ma być między innymi generowanie i sprzętowa ochrona kluczy kryptograficznych czy opcja wykrywania i zgłaszania prób złamania zabezpieczeń bezpośrednio do chmury.

Kolejny element układanki to system operacyjny. Azure Sphere, bo o nim mowa, to w rzeczywistości pierwsza dystrybucja Linuksa stworzona przez Microsoft, ale znaleźć w niej będzie można także rozwiązania bezpieczeństwa znane z Windowsa. Kod aplikacji uruchamiany jest w bezpiecznych i odizolowanych kontenerach, a pod spodem znalazło się również miejsce dla dodatkowego systemu monitorującego, który ma zapewnić bezpieczny dostęp do najważniejszych zasobów.

Ostatnią nowością jest chmura, która w tym przypadku zapewni urządzeniom dostęp do najnowszych aktualizacji oprogramowania i pozwoli szybko reagować na zagrożenia. Istotą działania będzie tu oczywiście wymiana informacji pomiędzy wszystkimi urządzeniami Internetu Rzeczy, które mają raportować kolejne próby pokonania zabezpieczeń przez atakujących.

Możliwości sprzętu i oprogramowania już teraz mogą testować niektórzy, ale gotowe dla programistów zestawy dostępne będą najpewniej za kilka miesięcy. Z kolei nowych urządzeń wykorzystujących ich zalety na sklepowych półkach nie należy się spodziewać szybciej, niż pod koniec przyszłego roku.

Teraz wyczekiwać tylko czasów, kiedy Coca-Cola zacznie sprzedawać Pepsi i na odwrót...
Pozwolisz, że wtrącę się na momencik. Rzecz do której się odnosisz jako Linux, to w gruncie rzeczy GNU/Linux lub jak ostatnio zacząłem to nazywać - GNU plus Linux. Sam Linux nie jest systemem operacyjnym, lecz kolejnym wolnym składnikiem w pełni funkcjonalnego systemu GNU, użytecznego dzięki głównym bibliotekom GNU, narzędziom powłoki oraz niezbędnym składnikom systemu, składającym się na kompletny system operacyjny, zdefiniowany przez POSIX (ang. Portable Operating System Interface for Unix – przenośny interfejs dla systemu operacyjnego Unix).
Wielu użytkowników komputera, nie zdając sobie z tego sprawy, codziennie używa zmodyfikowanej wersji systemu GNU. Poprzez dziwny zbieg okoliczności, wersja GNU używana na szeroką skalę, nazywana jest "Linux" i wielu jego użytkowników nie jest świadomych, że w rzeczy samej jest to system GNU rozwinięty przez GNU Project. Linux naprawdę istnieje i ci ludzie go używają, ale to jest tylko jeden ze składników systemu operacyjnego.
Linux to jądro - program w systemie operacyjnym, odpowiedzialny za przydzielanie zasobów sprzętowych do innych programów których używasz. Jądro jest niezbędną częścią systemu operacyjnego, ale samo jest bezużyteczne - może funkcjonować jedynie w odniesieniu do całego systemu operacyjnego. Linux jest zazwyczaj używany w połączeniu z systemem operacyjnym GNU - cały system to w zasadzie GNU z dodanym Linuxem, lub GNU/Linux. Wszystkie tak zwane dystrybucje "Linuxa" to w rzeczy samej dystrybucje GNU/Linux.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
WAT? Co tu się obcyngala?

Menedżer plików bez funkcji uruchamiania programów? Takie cuda tylko w GNOME!
16.05.2018 13:04
Od czasów słynnego Norton Commandera, uruchamianie oprogramowania z poziomu menedżerów plików było oczywistą ich funkcją, tak oczywistą, że nawet nie wymieniano tego w zbiorczych zestawieniach funkcjonalności programów. Do dzisiaj systemowe menedżery plików pozwalają na uruchomienie kliknięciem wskazanego myszką pliku programu, czy to w Windowsie, macOS-ie czy w linuksowych środowiskach. Deweloperzy GNOME mają jednak nową, innowacyjną wizję. Kierując się swoją ulubioną doktryną „mniej to więcej”, postanowili całkowicie usunąć z menedżera Pliki (Nautilus) możliwość uruchamiania aplikacji.

Zaskakująca decyzja ma mocne uzasadnienie teoretyczne. Niektórzy z naszych Czytelników pewnie pamiętają, że GNOME 3.28 pozbyło się ze swojego „pulpitu” (bo trudno to funkcjonalnie nazwać pulpitem) ikon programów i aplikacji. Związane to było m.in. z porządkami w kodzie menedżera plików Nautilus, który do tej pory był właśnie odpowiedzialny za tych ikon wyświetlanie. Robił to jednak za pomocą bardzo brzydkich sztuczek, z wykorzystaniem kodu pamiętającego jeszcze lata 90 – i najwyraźniej uznano, że czas aby przestał.

Deweloperom Canonicala niezbyt spodobała się ta decyzja, dlatego też w Ubuntu 18.04 domyślnie stosowana jest wcześniejsza wersja Nautilusa, wzięta z GNOME 3.26. Wcześniej czy później będą musieli się jednak dogadać z macierzystym projektem, który obiecuje, że ikony będą mogły wrócić na pulpit jako rozszerzenie powłoki. Sam Nautilus nic już bowiem z pulpitem mieć wspólnego nie będzie.

Jak daleko to rozdzielenie funkcji zaszło, przekonuje commit sprzed niespełna tygodnia. Deweloper GNOME’a Carlos Soriano po prostu zablokował możliwość uruchamiania binarek z poziomu menedżera plików, obecną w nim przecież od samego początku. Kiedyś często dostarczano aplikacje w postaci tarballi, dziś to nie wchodzi w grętłumaczy. Jako że pulpitu już nie ma, uruchamianie binarek i plików pulpitu z Natilusa nie tylko jest bezużyteczne, ale i zagraża bezpieczeństwu. GNOME powinno wspierać jedynie uruchamianie zainstalowanych w systemie aplikacji w ich piaskownicach, tak by żadnych niezaufanych binarek przypadkowym kliknięciem nie można było uruchomić.

Uzasadnienie to nie jest wyssane z palca. Ponad rok temu w GNOME namierzono podatność pozwalającą przez ikonę na pulpicie (.desktop) uruchomić dowolne polecenia bez wiedzy użytkownika – taka ikona mogła np. podszywać się pod dokument PDF. W nowym GNOME 3.30, które pojawić się powinno we wrześniu, takie zagrożenia znikną nawet potencjalnie. Jedyną metodą na uruchomienie niezainstalowanych w systemie aplikacji (czyli niedostępnych przez widok siatki aplikacji), będzie namierzenie ich w konsoli – czyli coś, czego niedoświadczony użytkownik raczej nie zrobi.

Widzimy jednak problem z oprogramowaniem przychodzącym spoza repozytoriów czy paczek Flatpak. Weźmy np. linuksowe gry ze sklepu GOG: przychodzą one z własnym graficznym instalatorem, opakowanym w skrypt powłoki (.sh). Uruchamia się taki instalator prostym kliknięciem jego ikony. W Plazmie kliknięcie na pliku wykonywalnym otwiera okno dialogowe z pytaniem co zrobić.
W nowym GNOME użytkownik będzie sobie mógł klikać do woli – by uruchomić instalator, będzie musiał otworzyć konsolę, wejść do właściwego katalogu i uruchomić z niego skrypt. Proste? Chyba nie bardzo. Zobaczymy, co na to Canonical – i czy w końcu zacznie żałować, że wybrał GNOME jako domyślne środowisko swojego Ubuntu. Rozszerzenie powłoki do wyświetlania ikon dla GNOME 3.28 wciąż przecież nie działa.
 

Presario

Well-Known Member
129
251
Ale nautilus przegina pałę. Brak możliwości przejścia backspace'em do poprzedniej lokalizacji to dobry przykład. Na dodatek wciskają w inne miejsca, np. do budgie.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Popłoch jądra i planista w pełni sprawiedliwy: polonizacja Linuksa to więcej niż tylko żart
15.07.2018 14:31 Adam Golański
Przywykliśmy do tego, że słownictwo informatyczne zostało całkowicie zangielszczone. Tradycja polskiej informatyki z lat 70 i 80 poszła w zapomnienie, pozostały tylko niewyraźne wspomnienia o „giętkich płaskokrążkach informacjonośnych”. Czy tak już będzie zawsze? Słuchając mowy polskich programistów czy menedżerów projektów (przepraszamy, „deweloperów” i „pi-emów”), można odnieść wrażenie, że po prostu inaczej być nie może. A jednak niektórzy próbują to zmienić, nawet jeśli brzmi to jak żart. Zaczęli od popłochu jądra.

10 lipca na facebookowej grupie Linuksowa Alternatywa pojawił się zaskakujący wpis Przemka Buczkowskiego. Złożył on petycję, by od teraz kernel panic (czyli poważny błąd kernela, którego system sam nie jest w stanie obsłużyć) nazywać po polsku „popłochem jądra”. Zapewnił przy tym, że nie jest pijany.


I tak właściwie to czemu by nie? Co takiego jest w informatyce, że musimy przez nią zaśmiecać ojczysty język w sposób niespotykany w żadnej innej dziedzinie? Weźmy jako przykład polskie słownictwo matematyczne, które jest pełne spolonizowanych eleganckich określeń technicznych. Nikt nie nazywa przestrzeni parazwartych „parakompaktowymi spejsami”. A przecież jak mówi pewna historia z brodą, gdy podczas rozmów nad pewnym projektem dla amerykańskiego inwestora polscy programiści poprosili o chwilę dla siebie, by szybko coś omówić po polsku, uczestniczący w rozmowie Amerykanie mieli śmiać się, że rozumieją co drugie słowo.

Z pomysłu Przemka Buczkowskiego powstał całkiem konkretny projekt o nazwie polinux, mający na celu stworzenie zestawu łatek dla linuksowego jądra, które zapewnią tłumaczenie na język polski znajdujących się tam „na sztywno” komunikatów po angielsku. Jest to zabawne, ale zarazem ma wartość edukacyjną: porządne przetłumaczenie danej nazwy wymaga jej zrozumienia. Przy okazji tłumacz oswaja się z drzewem kodu źródłowego i uczy kompilować jądra.

Wytyczne tworzenia odpowiednich dla linuksowego jądra polskich słów są w projekcie polinux dobrze pomyślane i prowadzą do stylu, przypominającego prozę Stanisława Lema. Dyskusje nad tłumaczeniami toczą się na wiki projektu – i już widać, że niektóre z przekładów są po prostu wspaniałe. Obok popłochu jądra mamy też komunikaty w rodzaju usiłowano zabić wstępniaka (chodzi o init), właściwości takie jak nie splugawiony (not tainted) czy własne nazwy jak wps (planista w pełni sprawiedliwy – odpowiednik schedulera cfq).

Mamy też piękne tłumaczenia słownictwa z systemu kontroli wersji git – zamiast uprawianych przez korporacyjnych deweloperów pulli i commitów, polscy programiści mogliby popełniać wrepowzięcia i zatwierdzenia.

Polinux przechowywany jest obecnie na githubie, wbijajcie tam – https://github.com/przemub/polinux/.
Kto lubi graficzne międzymordzia na Linuksach? Wpisujcie miasta!
 
C

Cngelx

Guest
Kolejna odmiana linuksowego autyzmu. Tym razem w kierunku tworzenia tłumaczenia na siłę, oby tylko pozostało to jedynie hobbystycznym projektem... Kiedyś dostałem polskojęzyczny Windows Server 2008R2 do skonfigurowania na nim usług. Musiałem rozpoznawać "z pamięci" i po obrazkach gdzie co jest, bo za cholerę nie mogłem nic zrozumieć. Kolejny przykład tego absurdu to oczywiście funkcje w Microsoft Office Excel.

A to co rzeczywiście mogłoby zostać przetłumaczone to dokumentacja, ale tego oczywiście nikomu się robić nie chce, bo to wymaga autentycznej znajomości języka polskiego oraz angielskiego, a tego po kucach ciężko się spodziewać.
 
Do góry Bottom