własność czyli władza

OP
OP
A

Anonymous

Guest
pytanie odnosi się do zindywidualizowanego, elastycznego rozumienia wolności, które zaproponowałeś. jeśli coś mnie nie odpowiada, to zasadniczo można wtedy powiedzieć, że odbiera mi wolność - choćby dlatego, że nie mogę sprawić, by znikło. jeśli to akurat podatki, to pobieranie podatków odbiera mi wolność.

i teraz naszła mnie jeszcze jedna uwaga - złodziej by być złodziejem nie musi nikomu nawet przemocą grozić. a jak nie zapłacisz podatku, grozi Ci odsiadka albo psychuszka. stąd to nie jest podobna sytuacja.
 

sunrrrise

New Member
74
3
Tyle, że popadanie w skrajność w takim zindywidualizowanym spojrzeniu sprawia, że rozmowa staje się średnio ciekawa, by nie powiedzieć jałowa. Jasne, można uznać, że jak odstrzelę gościa, który chce mnie okraść, zgwałcić i zabić jest zamachem na jego wolność, ale do czego takie rozważania prowadzą? Moim zdaniem do niczego.

Ok, mogę sobie wyobrazić, że np. taki Pol Pot realizował swoją wolność mordując 2 miliony ludzi - taki stajl. Tylko jaki ma sens (poza dzieleniem włosa na czworo aka masturbacją intelektualną) zrównywanie jego chęci (woli) wolności z chęcią (wolą) wolności jego ofiar?

I jeszcze co do analogii pomiędzy złodziejem a urzędem skarbowym. Zdecydowana większość podatków ściągana jest w sposób pośredni, bez użycia groźby. Nie sprawia to, że są one bardziej wolnościowe. Z drugiej strony jeśli złodziej ma więcej determinacji niż umiejętności to też Ci w końcu przypieprzy, a przynajmniej taką ewentualność zasugeruje.
 
OP
OP
A

Anonymous

Guest
prowadzą do tego, że stosunkowo proste pojmowanie wolności, jako możliwości robienia tego, co się chce, jest niepolityczne, aspołeczne czy coś w ten deseń - nie bardzo pozwala użytecznie określić relacje, jakie łączą ludzi. a skoro tak, to wolność jest kiepskim postulatem, gdy chce się coś zaproponować w życiu międzyludzkim. a jednocześnie, jeśli się nie mylę, a to mogą rozstrzygnąć tylko doświadczenia, które i tak niczego nie rozstrzygają, ludzie chcą być wolni w taki właśnie sposób prawie zawsze. i mogą się tej wolności pozbawiać. postulaty polityczne więc albo jakoś radzą sobie z takim egoizmem czy indywidualizmem, albo są do dupy. postulaty niektórych libertarian są - proponują sztywną wersję wolności, taka wolność, jaką proponują przynajmniej niektórzy libertarianie jest skrojona tylko dla nich i dla nikogo. tak samo jak wolność nazisty czy demokraty.

stąd libertarianin taki jak Friedman mi się podoba - udowadnia, może nieprawdziwie, ale jednak, że jego wersja wolności może być korzystna nawet dla tych, którzy nie uznaliby jej za swoją. a Rothbard to autystyczny idiota.

naprawdę to nieważne, że ostatecznie wolność ma dla kogoś wartość tylko wtedy, gdy jest tego kogoś, jeśli do niego pasuje? jeśli uznać to za pewną stałą?

a co do kradzieży rozumianej jako agresja, to chyba nie ma sensu dalej się spierać? ja przynajmniej nie widzę powodu już. w sumie przyjmuję to co piszesz, nie odrzucając moich uwag. nie widzę niezgodności.
 

sunrrrise

New Member
74
3
Moment, moment - chyba nie spotkałem się u libertarian z wolnością pt. "rób co chcesz, masz przecież większego guna", częściej raczej spotykałem się z koncepcją pięści i nosa, coś w ten deseń... To chyba raczej jakiś popaprany rodzaj libertynizmu by to oferował (na siłę nazywam to słowem z podstawą "liber*" by zostać na gruncie rozważań wolnościowych - choć sam raczej uważam, że taki rodzaj filozofii jest właściwością osiedlowych gnojków w dresach tudzież onanistów uwieczniających się na zdjęciach z berettami ASG.

Dochodzę do wniosku, że to nie ta Zła Własność jest Twoim problemem tylko próba zrównywania wszystkich ludzkich działań do jednego poziomu hmm... etycznego. Wtedy faktycznie dochodzi się do tego, że "kurcze, no ciężko być wolnym" bo przecież i Ty chcesz być wolnym, i Twój potencjalny morderca i jakaś pani chce być wolna i gość, który ją właśnie gwałci. Sorry, między tymi podmiotami dla mnie nie równości.

naprawdę to nieważne, że ostatecznie wolność ma dla kogoś wartość tylko wtedy, gdy jest tego kogoś, jeśli do niego pasuje? jeśli uznać to za pewną stałą?

A tego to w ogóle nie rozumiem.

Przy okazji - jaki rodzaj wolności proponuje Rothbard a jaki Friedman?
 

Kowal

Member
56
1
Kwestia prawa własności chyba odróżnia anarchistów społecznych od anarchokapitalistów. Nikt z nas nie rozstrzygnie czy prawo własności jest moralne, czy może nie. Obie grupy mają na ten temat swoje zdanie. Osobiście odpowiadam się za prawem własności, tak pewnie jak 99% jak ktoś już to zauważył. W USA tam gdzie nie sięgała władza prawo własności było respektowane, tak samo w Somalii wygląda sytuacja. Generalnie, więc własność jest powszechnie akceptowana - czy czyni ją to słuszną lub bardziej wolnościową? Nie wiem. Ja bez prawa posiadania czego kol wiek na własność czuł bym się na pewno źle i nie mógł bym realizować swoich celów, marzeń, lub było by to ograniczone - dla kogoś innego było by to ich spełnienie. W anarchii powstaną pewnie społeczeństwa mające różny stosunek do własności i zostanie to odzwierciedlone w lokalnym prawie, ja na pewno będę mieszkał w regionie dzikiego kapitalizmu :)
 
OP
OP
A

Anonymous

Guest
David Friedman jest od czubka głowy po stopy anarchistą - i o niego mi chodziło. Friedman proponują tą samą wersję (może z małymi odchyleniami) wolności, co Rothbard. ale wie dwie rzeczy - raz, że ta wersja wolności wcale nie musi być efektem mechanizmów, które proponuje wprowadzić, czyli zakłada niedoskonałość środków, którymi chce dojść do celu - co jest skromne i genialne, imho. dwa - że przekonanie ludzi do tej wolności jest najbardziej prawdopodobne wtedy, gdy udowodni się im, że takie reguły są w zgodzie z tym, co oni cenią. nie zgadzam się z Friedmanem w wielu kwestiach, jego charakterystyka własności publicznej z MoF jest durna moim zdaniem. ale za to go kocham.

nie chcę zrównywać ludzi etycznie, tylko wykazać, że różnica etyczna nie polega na tym, że ktoś odbiera komuś wolność, a ktoś nie. odebranie komuś wolności nie może być stosowane konsekwentnie jako kryterium zła lub dobra. chyba, że ktoś jest pacyfistą, skrajnym.
 

Sebastian

New Member
11
0
Mike Smith napisał:
czyli właściciel zyskuje władzę nad każdym, kto narusza jego własność.

złodziej natomiast takiej władzy nie zdobywa, jeśli nie atakuje fizycznie samego właściciela.

dlaczego więc właściciel miałby mieć prawo do władania złodziejem?

O ile widziałem nikt w poniższy sposób nie sformułował odpowiedzi, więc może ja spróbuję. Otóż złodziej uzurpował sobie takie samo prawo władania właścicielem, jakie aktem kradzieży scedował na właściciela - zadecydował za właściciela co zrobić z jego własnością ( w tym wypadku - przekazać sobie). Właściciel skradzionego dobra ma prawo władania złodziejem - czyli skłonienia go do zwrotu skradzionego przedmiotu lub naprawienia wyrządzonej szkody. Fakt, że złodziej wykorzystał nieuwagę lub nieobecność właściciela sam w sobie jest pewnym przymusem wobec właściciela zastosowanym(nie mógł wyrazić sprzeciwu). Nie ma tu znaczenia brak agresji wobec osoby właściciela - to jedynie kwestia konkretnego przedmiotu agresji.
I nie jest to kwestia estetyczna, ale spójności logicznej.
I mam jeszcze pytanie: dlaczego "Rothbard to autystyczny idiota"?
 

Czoklet Muss

New Member
8
0
Mike Smith napisał:
nie chcę zrównywać ludzi etycznie, tylko wykazać, że różnica etyczna nie polega na tym, że ktoś odbiera komuś wolność, a ktoś nie. odebranie komuś wolności nie może być stosowane konsekwentnie jako kryterium zła lub dobra. chyba, że ktoś jest pacyfistą, skrajnym.
A pewnie - libertarianie w zgodzie ze swoją etyką nie mogą inicjować agresji, więc wszyscy są pacyfistami, tzn. nie inicjującymi agresji.
 

Przemoslav

Member
144
2
Zastanowiłem się chwilę, oto efekty, pogrupowane w punkty, żeby było ładnie:

1. Podstawowym i naturalnym prawem każdego jest prawo do życia, wolności działania (w granicach praw innych itp) i własności. Jest to praktyczne - wszyscy tutaj to wiemy.
2. Ktoś kto narusza któreś z tych praw daje do zrozumienia, ze to prawo dla niego nie istnieje.
3. Złodziej, łamiąc prawo własności, daje do zrozumienia, że nie uznaje takiego prawa. I rzeczywiście - niekoniecznie musi chcieć odbierać komuś nietykalność osobistą, życie itp.
4. Osoba okradana nie ma obowiązku, a często nawet możliwości, rozkminiać, czy "tylko" chcą go okraść, czy może też zabić jeżeli będzie bronił swojego mienia? To jest niepraktyczne i trudno się nie zgodzić ze stwierdzeniem, że chwila zastanowienia w takim momencie (wchodzi ci ktoś zamaskowany do domu itp.) może kosztować życie, prawda?
5. W związku z powyższym, najpraktyczniej jest przyjąć, że osoba która łamie czyjeś prawo własności jest równeż gotowa odebrać wolność i/lub życie. W związku z tym maksymalnie sroga reakcja jest zawsze w pełni uzasadniona. Powiem więcej: im ostrzej będzie się traktować osoby łamiące naturalne prawa, zabijając ich, raniąc, grożąc odwetem potencjalnym przestępcom itp. tym większy porządek i stabilność uda się osiągnąć. Mi osobiście to by pasowało.
6. Przyjmuję więc, że gwałcenie jednego z podstawowych praw jest jak gwałcenie każdego z nich. Niech dowolny przestępca spowdziewa się najgorszych możliwych konsekwencji - takie rozwiązanie jest maksymalnie proste i maksymalnie praktyczne.

Tak ja to widzę. ;).
 

Czytelnik.

New Member
146
0
A o strategii WET ZA WET nie słyszeliście ??? Badania nas teorią gier wykazały że to najczęściej podczas słynnych już eksperymentów stosowana przez ludzi taktyka. Więc jeżeli złodziej mi coś ukradnie to wtedy ja mam prawo odwdzięczyć mu się podobnym - skoro ktoś łamie reguły to one już go nie dotyczą.
 
OP
OP
A

Anonymous

Guest
Przemoslav - może to jest praktyczne (temu nie przeczę), ale nie wolnościowe. odbiera komuś wolność, w tym najbardziej oczywistym sensie tego słowa - czyli swobody robienia tego, co się chce. i odbiera ją w sposób oczywiście nieproporcjonalny. bo rzeczywiście - obrona życia poprzez zabicie napastnika, czy zdrowia poprzez uszkodzenie go - ma choć tyle do siebie, że tak czy inaczej ktoś straci wolność, więc na jedno wychodzi, czy broniący się, czy atakujący, wiec czemu broniący miałby być być postrzegany jako gorszy? tyle, że oczywiście, nawet jeśli broniący swojego zdrowia lub życia (nie majątku, czyli przedmiotów należących do niego, a nie będących nim) nie podlega zakazowi w trakcie odbierania komuś wolności (bo taki zakaz niczego nie zmienia - i tak ktoś straci wolność), to dlaczego nie miałby podlegać takiemu zakazowi choćby po fakcie? i czy w ogóle ktokolwiek inny powinien mieć prawo do sprzeciwiania się napastnikowi? no bo prawa akurat nic do faktycznej wolności nie mają - są pewnymi normami, zgodnie z którymi komuś czegoś nie wolno, a komuś wolno. określają normatywne cechy pozbawiania kogoś wolności. a jeśli chodzi o wolność, tak zupełnie konsekwentnie - to pozbawień wolności w ogóle nie powinno się dopuszczać.

ale tak czy inaczej - własność jest prawem rządzenia innymi.

a założenie, że jeśli ktoś kradnie, to godzi się na to, by ktoś inny naruszył jego ciało lub odebrał mu życie jest karkołomne. to mniej więcej tak, jakby założyć, że jeżeli ubrałem drogi zegarek, to zgodziłem się, żeby ktoś mnie go pozbawił.

wet za wet jako uzasadnienie prawa własności? a czemu nie kradzieży? ja chcę coś twojego, Ty mi tego nie dajesz, czyli nie współpracujesz, więc ja też nie - i biorę to sobie bez twojego pozwolenia.
 

Przemoslav

Member
144
2
Mike Smith napisał:
Przemoslav - może to jest praktyczne (temu nie przeczę), ale nie wolnościowe. odbiera komuś wolność, w tym najbardziej oczywistym sensie tego słowa - czyli swobody robienia tego, co się chce. i odbiera ją w sposób oczywiście nieproporcjonalny. bo rzeczywiście - obrona życia poprzez zabicie napastnika, czy zdrowia poprzez uszkodzenie go - ma choć tyle do siebie, że tak czy inaczej ktoś straci wolność, więc na jedno wychodzi, czy broniący się, czy atakujący, wiec czemu broniący miałby być być postrzegany jako gorszy?
Hmm ...bo jest złodziejem? Bo nie respektuje praw innych ludzi i nie stawia sobie za punkt honoru szanowanie tych praw? Taki przestępca to szkodnik i tyle. I dlatego jest gorszy. To raczej Ty powinieneś mi wyjasnić jakim cudem złodziej jest wg. Ciebie "równy" komuś kto nie kradnie i postępuje prawo?
Mike Smith napisał:
tyle, że oczywiście, nawet jeśli broniący swojego zdrowia lub życia (nie majątku, czyli przedmiotów należących do niego, a nie będących nim) nie podlega zakazowi w trakcie odbierania komuś wolności (bo taki zakaz niczego nie zmienia - i tak ktoś straci wolność), to dlaczego nie miałby podlegać takiemu zakazowi choćby po fakcie?
Bo to jest zamordyzm w stylu tego o czym czasem trąbią (no, może raczej cicho piszczą, żeby przypadkiem ktoś nie zaczął myśleć) media. Wiesz: ktoś się włamuje komuś do domu, właściciel przejedzie mu siekierą po palcach i idzie za to za kraty. "Przecież on chciał tylko ukraść". A może ten kto był (oczywiście "tylko") okradany chciał "tylko" powstrzymać złodzieja? I kto ma rację? Kto to rozsądzi? Komisja złożona z jakichś urzędasów? Dla mnie sprawa jest jasna: gość znalazł się na cudzym terenie bez pozwolenia - właściciel może go unieszkodliwić w dowolny sposób - to specjalnie zaznaczam, bo zazwyczaj wystarczy zagrozić draniowi bronią i jakoś obezwładnić: większość ludzi zapewne dalej się nie posunie.
Mike Smith napisał:
i czy w ogóle ktokolwiek inny powinien mieć prawo do sprzeciwiania się napastnikowi? no bo prawa akurat nic do faktycznej wolności nie mają - są pewnymi normami, zgodnie z którymi komuś czegoś nie wolno, a komuś wolno. określają normatywne cechy pozbawiania kogoś wolności. a jeśli chodzi o wolność, tak zupełnie konsekwentnie - to pozbawień wolności w ogóle nie powinno się dopuszczać.
Teraz to mnie już rozbroiłeś. Chyba nie uważasz, że w sytuacji starcia z bandytą ktoś będzie się wdawał w jakieś filozoficzne rozważania? Jak ktoś napadnie mi żonę to mam myśleć czy wolno mi ingerować? Jak ktoś napadnie kogokolwiek to mam się zastanawiać i czekać aż bandzior zrobi krzywdę komuś normalnemu? Cóż to za filozofia?
Mike Smith napisał:
ale tak czy inaczej - własność jest prawem rządzenia innymi.
Jeżeli ją świadomie naruszają to cóżby innego miało obowiązywać???
Mike Smith napisał:
a założenie, że jeśli ktoś kradnie, to godzi się na to, by ktoś inny naruszył jego ciało lub odebrał mu życie jest karkołomne. to mniej więcej tak, jakby założyć, że jeżeli ubrałem drogi zegarek, to zgodziłem się, żeby ktoś mnie go pozbawił.
wet za wet jako uzasadnienie prawa własności? a czemu nie kradzieży? ja chcę coś twojego, Ty mi tego nie dajesz, czyli nie współpracujesz, więc ja też nie - i biorę to sobie bez twojego pozwolenia.
Odpowiem później, bo teraz muszę spadać.
 

DysKordian

New Member
252
4
Przemoslav napisał:
Bo nie respektuje praw innych ludzi i nie stawia sobie za punkt honoru szanowanie tych praw? Taki przestępca to szkodnik i tyle. I dlatego jest gorszy. To raczej Ty powinieneś mi wyjasnić jakim cudem złodziej jest wg. Ciebie "równy" komuś kto nie kradnie i postępuje prawo?

Weźmy inni przykład. Hen, daleko, mieszka sobie liberał, zwolennik absolutnej własności prywatnej, w tym ziemi. Pewnego dnia w okolicy pojawia się mutualista, nieuznający innego standardu własności, niż użytkowanie. Widząc niemałe połacie trawiastych gruntów, które liberał ogrodził, ale zostawił odłogiem i nie użytkuje, postanawia wykorzystać jakąś ich część, żeby nakarmić konia, na którym przybył. Liberał uznaje to za "akt agresji". Bierze dwururkę, wychodzi na spotkanie mutualiście i serwuje mu sporą porcję ołowiu na powitanie.

I teraz proszę o uzasadnienie, czemu "prawo" liberała ma wziąć górę nad "prawem" mutualisty (a nie na odwrót), bez żadnych konsekwencji karnych po stronie liberała. Tylko bez powoływania się na libertariańskie biblie i pitolenia o prawie naturalnym proszę.
 
OP
OP
A

Anonymous

Guest
Przemoslav, dlaczego najpierw pozujesz na antyhumanistę, a potem powołujesz się na prawa przysługujące ludziom? i dlaczego zestaw tych praw ma być zgodny z twoim, a nie na przykład moim gustem (bo wtedy zamykałby się w takiej mniej-więcej piątce: miejsce zamieszkania, zdrowe pożywienie, swoboda poruszania się, mówienia i myślenia. jak tak pomyśle, to cieszę się, że oprócz mojego wrodzonego socjalizmu nabyłem jeszcze tumiwisizm i praktyczny, bardzo praktyczny, libertarianizm)? nie zrozumiałeś też tego, co ja napisałem, nie pytałem się, dlaczego złodziej nie ma prawa odeprzeć ataku, tylko dlaczego broniący się nie miałby mieć takiego prawa.

w złożeniu, że ktoś kradnąc nie narusza czyjegoś ciała nie ma niczego zamordystycznego. przynajmniej ja tego nie widzę. natomiast w przypadku naruszania czyjegoś ciała za to, że ktoś chce zawładnąć czymś dostrzegam pewną nieproporcjonalność. właścicielowi w tym przypadku przysługuje więcej praw, niż złodziejowi. jeśli coś jest tu zamordystyczne, to to. nie, to nie znaczy, że ci cokolwiek zrobić u mnie w domu. tj. możesz spróbować, ale na własne ryzyko. :)

"Teraz to mnie już rozbroiłeś. Chyba nie uważasz, że w sytuacji starcia z bandytą ktoś będzie się wdawał w jakieś filozoficzne rozważania? Jak ktoś napadnie mi żonę to mam myśleć czy wolno mi ingerować? Jak ktoś napadnie kogokolwiek to mam się zastanawiać i czekać aż bandzior zrobi krzywdę komuś normalnemu? Cóż to za filozofia?"

zakładająca, ale szczerze, że każdemu zapewni się wolność. czyli każdy będzie mógł robić co chce. jest moim zdaniem zupełnie nieprzydatna jako taka. ale rzeczywiście proponuje, co proponuje. jest prostolinijna.

"Jeżeli ją świadomie naruszają to cóżby innego miało obowiązywać???"

nie wiem, ale nie to chcę ustalić. chcę tylko sprawdzić, na ile pewne postulaty libertarianizmu są dla mnie nie do przyjęcia, np. jeden system własności prywatnej, zasadniczo (praktycznie nie ma libertarian proponujących coś innego, niż rozwiązanie locke'ańśkie, wyjątkiem jest Per Bylund)

sunrrrise, jedno proste pytanie: zakładasz, że "liberał" będzie miał większą spluwę, czy, że przemówi do mnie po dobroci? w pierwszy proponujesz po prostu kolejny system władzy. w drugim, jesteś naiwny. nie wiem, czy da się takich rzeczy uniknąć w poglądach na życie między ludźmi, natomiast dlaczego nie mieć w takim razie wyrozumiałości dla innych naiwniaków?
 

Czytelnik.

New Member
146
0
wet za wet jako uzasadnienie prawa własności? a czemu nie kradzieży? ja chcę coś twojego, Ty mi tego nie dajesz, czyli nie współpracujesz, więc ja też nie - i biorę to sobie bez twojego pozwolenia.


Bo kradzież nie jest powszechnie akceptowana i jest dosyć karkołomnym sposobem bogacenia się:p W świecie gdzie wszyscy wzajemnie się okradają ciężko było by spokojnie żyć , więc ludzie metodą "prób i błędów" doszli do wniosku że bardziej opłaca się stworzyć jakiś system zasad gdzie korzyści odnosić będą w miarę wszyscy lub przynajmniej jedna ze stron przy obojętnym statusie drugiej. Widocznie dlatego złodziejstwo jako metoda zdobywania bogactwa jest tak niszowym zajęciem. Większość "czlowieków"
woli jednak bardziej ugodowe i mniej inwazyjne dla innych środki by osiągnąć korzyść.
 
OP
OP
A

Anonymous

Guest
ale to nie ma nic do strategii wet-za-wet, że kradzież nie jest społecznie akceptowana. gdyby ta strategia działała, moglibyśmy mieć zarówno społeczeństwa ludzi, którzy nie kradną, jak i społeczeństwa ludzi, którzy kradną, jak i mieszane. i podejrzewam, że zostały odnotowane wszystkie przypadki takich społeczństw. choćby ze względu na niejasność słów społeczeńśtwo i własność.

natomiast, czy ludzie doszli do libertariańśkiego systemu własności, to możemy się pokłócić. nie jest on ani zrealizowany, ani nie był jakoś bardzo powszechnie. jeśliby stwierdzić, że niedoskonałość realizacji była do zaniedbania, żę jednak kiedyś panowała libertariańska własność, to chcę zauważyć, że choćby w tych rejonach, gdzie była zaprowadzona (np USA w XIX wieku i na początku XXtego) dochodziło to poważnych wystąpień pracowników najemnych, proli, często tłumionych zbrojnie, krwawo i śmiertelnie. na tyle groźnych, że państwo musiało niszczyć organizacje związkowe, wespół z półprywatnymi armiami typu agencja detektywistyczna Pinkertonów. trudno uznać to za objaw bezkonfliktowości. więc jak na moje oko, to akurat własność libertariańska nie jest tym rodzajem własności o której piszesz, bo albo nie powstała tak jak mówisz (w ogóle nie wykształciła się zbyt mocno), albo prowadzi do konfliktów, więc zawłaszczanie w tej formie nie służy usuwaniu konfliktów samo z siebie.
 

DysKordian

New Member
252
4
sunrrrise napisał:
Bo był tam wcześniej.

"Tam", to znaczy gdzie? Dokładnie na powierzchni, którą wziął w posiadanie mutualista? Jakim cudem, skoro nigdy jej nie użytkował, nie zmieszał z nią pracy własnych rąk? Wykorzystał tylko okalający ją pas ziemi, żeby postawić ogrodzenie. A to co w środku, leży sobie odłogiem.

Tyle, jeśli chodzi o mutualistyczne poglądy (chociaż Rothbi też by nie uznał tytułu własności do tego, co leży w środku). Można jednak, co zasugerował Jaś, spojrzeć na tę kwestię jeszcze inaczej: działania liberała, jakkolwiek by nie były uzasadnione, ograniczają wolność mutualisty. Tę najprościej rozumianą, czyli możliwość robienia tego, co się chce.

I to jest bardzo cenna obserwacja, bo pokazuje, że formalne definicje wolności sobie, a ludzkie jej pojmowanie sobie. Jeśli libertarianie skoncentrują się tylko na tych pierwszych, ignorując wolę żywych, namacalnych osób, to czym się takie postępowanie będzie różniło, pytam się, od działań różnej maści bolszewików, socjaldemokratów itp? Oni też twierdzą, że "wyzwalają" ludzi (oczywiście, zgodnie z ich własną koncepcją wolności).
 
Do góry Bottom