- Moderator
- #501
- 8 902
- 25 790
Ten news przypomniał mi jak bardzo nie cierpię Francji, chyba najbardziej zlewaczonego kraju świata.
http://biznes.interia.pl/wiadomosci...-zabronic-kupowania-uslug-seksualnych,1967313
http://biznes.interia.pl/wiadomosci...-zabronic-kupowania-uslug-seksualnych,1967313
Nad Sekwaną chcą zabronić kupowania usług seksualnych
Poniedziałek, 18 listopada (17:45)
Karanie klientów prostytutek? Jak się okazuje, to kolejna propozycja zmian, jakie chcieliby wprowadzić francuscy socjaliści i która wywołuje masowe protesty. W sobotę przez media przetoczyły się informacje o drugiej głośnej petycji przeciwko temu pomysłowi. Podpisały się pod nią takie gwiazdy, jak aktorka Catherine Deneuve czy piosenkarz Charles Aznavour, a także znani intelektualiści czy politycy, choćby były minister kultury. Żądają prawdziwej debaty o problemie zamiast wprowadzania sankcji.
To i tak łagodna forma protestu. Kilka tygodni wcześniej w jednym z miesięczników "Causeur" ukazał się "Manifest 343 drani", w którym sygnatariusze żądali, aby nikt nie ograniczał ich wolności. Jak pisali, nie są "frustratami, zboczeńcami lub psychopatami, jak nas - faktycznych czy potencjalnych klientów prostytutek - przedstawiają zwolennicy represji, którzy ubrali się w stroje walczących feministek. Nie chcemy, żeby ktoś nam dyktował, jak mamy żyć, jakie pragnienia i przyjemności mamy prawo zaspokajać, jeśli czynimy to za obopólną zgodą dorosłych osób. Dziś zakażecie nam korzystania z usług prostytutek, jutro - pornografii, a czego nie wolno nam będzie robić pojutrze?!".
Pal licho treść, największe kontrowersje wywołał tytuł. Nawiązywał on do słynnego "Manifestu 343", nazwanego później przez przeciwników "Manifestem 343 suk" (lub dziwek), i był petycją podpisaną przez kobiety w ramach (zresztą częściowo skutecznej) batalii o prawo do aborcji. Wielu oburzonych wskazywało na niestosowność wykorzystania owego sloganu dziś, gdy o swoje prawa walczą klienci (czy też potencjalni klienci) prostytutek.
27 listopada pomysłem rządzącej partii ma się zająć parlament. Prawo byłoby proste: za korzystanie z usług prostytutek miałaby grozić kara 1500 euro. Minister ds. solidarności Roselyne Bachelot tłumaczyła, że nie istnieje dobrowolna prostytucja i jest ona naruszeniem godności i wolności kobiet, a sprzedaż aktów seksualnych oznacza, że ciała kobiet są dostępne dla mężczyzn niezależnie od życzeń kobiet. To zaś jest niedopuszczalne.
Wprowadzając tego rodzaju przepisy, Francja poszłaby w ślady Szwecji, która jako pierwsza w Europie wprowadziła prawo zakazujące prostytucji. Tam nie można kupować usług seksualnych, ale karę ponoszą sutenerzy i klienci prostytutek. W Polsce, jak w większości krajów, zakazane jest jedynie sutenerstwo.
Sęk w tym, że choć liczba kobiet parających się tym zajęciem po wprowadzeniu nowych przepisów w Szwecji znacząco spadła, to - jak w jednym z reportaży skarżyła się pewna prostytutka - tym, które nadal to robią, znacząco pogorszyły się warunki pracy: na nielegalne kupowanie seksu decydują się już naprawdę zdesperowani, zniknęli zaś ci "mili klienci".
Według raportów, prostytucją we Francji zajmuje się 20 tys. osób, z czego 85 proc. to kobiety. Z badań TNS Sofres opublikowanych pod koniec października wynikało, że tylko 22 proc. Francuzów jest za sankcjami. To niewiele, więc zdaje się, że francuski prezydent Francois Hollande takimi ruchami nie poprawi sobie sondaży. Jak się okazało, w trakcie weekendu pobił właśnie rekord... niepopularności.
Popiera go 20 proc. Francuzów, co nie zdarzyło się jeszcze żadnemu z prezydentów V Republiki od 1958 r. Hollande przeskoczył nawet Francois Mitteranda (też socjalistycznego szefa państwa), który na początku lat 90. osiągnął wynik 22 proc.
Klara Klinger
dziennikarka działu życie gospodarcze kraj i świat
18 listopada 13 (nr 222)
Dziennik Gazeta Prawna
Świętoszkowaci socjaliści to chyba najbardziej irytujący sort homo pseudosapiens.Poniedziałek, 18 listopada (17:45)
Karanie klientów prostytutek? Jak się okazuje, to kolejna propozycja zmian, jakie chcieliby wprowadzić francuscy socjaliści i która wywołuje masowe protesty. W sobotę przez media przetoczyły się informacje o drugiej głośnej petycji przeciwko temu pomysłowi. Podpisały się pod nią takie gwiazdy, jak aktorka Catherine Deneuve czy piosenkarz Charles Aznavour, a także znani intelektualiści czy politycy, choćby były minister kultury. Żądają prawdziwej debaty o problemie zamiast wprowadzania sankcji.
To i tak łagodna forma protestu. Kilka tygodni wcześniej w jednym z miesięczników "Causeur" ukazał się "Manifest 343 drani", w którym sygnatariusze żądali, aby nikt nie ograniczał ich wolności. Jak pisali, nie są "frustratami, zboczeńcami lub psychopatami, jak nas - faktycznych czy potencjalnych klientów prostytutek - przedstawiają zwolennicy represji, którzy ubrali się w stroje walczących feministek. Nie chcemy, żeby ktoś nam dyktował, jak mamy żyć, jakie pragnienia i przyjemności mamy prawo zaspokajać, jeśli czynimy to za obopólną zgodą dorosłych osób. Dziś zakażecie nam korzystania z usług prostytutek, jutro - pornografii, a czego nie wolno nam będzie robić pojutrze?!".
Pal licho treść, największe kontrowersje wywołał tytuł. Nawiązywał on do słynnego "Manifestu 343", nazwanego później przez przeciwników "Manifestem 343 suk" (lub dziwek), i był petycją podpisaną przez kobiety w ramach (zresztą częściowo skutecznej) batalii o prawo do aborcji. Wielu oburzonych wskazywało na niestosowność wykorzystania owego sloganu dziś, gdy o swoje prawa walczą klienci (czy też potencjalni klienci) prostytutek.
27 listopada pomysłem rządzącej partii ma się zająć parlament. Prawo byłoby proste: za korzystanie z usług prostytutek miałaby grozić kara 1500 euro. Minister ds. solidarności Roselyne Bachelot tłumaczyła, że nie istnieje dobrowolna prostytucja i jest ona naruszeniem godności i wolności kobiet, a sprzedaż aktów seksualnych oznacza, że ciała kobiet są dostępne dla mężczyzn niezależnie od życzeń kobiet. To zaś jest niedopuszczalne.
Wprowadzając tego rodzaju przepisy, Francja poszłaby w ślady Szwecji, która jako pierwsza w Europie wprowadziła prawo zakazujące prostytucji. Tam nie można kupować usług seksualnych, ale karę ponoszą sutenerzy i klienci prostytutek. W Polsce, jak w większości krajów, zakazane jest jedynie sutenerstwo.
Sęk w tym, że choć liczba kobiet parających się tym zajęciem po wprowadzeniu nowych przepisów w Szwecji znacząco spadła, to - jak w jednym z reportaży skarżyła się pewna prostytutka - tym, które nadal to robią, znacząco pogorszyły się warunki pracy: na nielegalne kupowanie seksu decydują się już naprawdę zdesperowani, zniknęli zaś ci "mili klienci".
Według raportów, prostytucją we Francji zajmuje się 20 tys. osób, z czego 85 proc. to kobiety. Z badań TNS Sofres opublikowanych pod koniec października wynikało, że tylko 22 proc. Francuzów jest za sankcjami. To niewiele, więc zdaje się, że francuski prezydent Francois Hollande takimi ruchami nie poprawi sobie sondaży. Jak się okazało, w trakcie weekendu pobił właśnie rekord... niepopularności.
Popiera go 20 proc. Francuzów, co nie zdarzyło się jeszcze żadnemu z prezydentów V Republiki od 1958 r. Hollande przeskoczył nawet Francois Mitteranda (też socjalistycznego szefa państwa), który na początku lat 90. osiągnął wynik 22 proc.
Klara Klinger
dziennikarka działu życie gospodarcze kraj i świat
18 listopada 13 (nr 222)
Dziennik Gazeta Prawna