Wkurzające newsy z rana

U

ultimate

Guest
Z 2009 roku ale czytam o tym pierwszy raz.

'"W maju br. motorniczy MPK Krzysztof D. został skazany na sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata za publiczne znieważanie Romów w internecie.Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka: - To krok w dobrym kierunku. Autorzy rasistowskich haseł wypisywanych w sieci nie są już bezkarni.
http://transodra-online.net/pl/node/4355
 

osman

Well-Known Member
380
2 300
cytuje:
http://businessinsider.com.pl/media/nowa-ustawa-abonamentowa-trafi-do-sejmu/x78s0p3
Jacek Kurski w środę zaapelował o rozwiązanie problemu drastycznie niskiego finansowania działalności TVP. Nad nową ustawą regulującą kwestię abonamentu pracują obecnie politycy Prawa i Sprawiedliwości. - Mam nadzieję, że w lutym trafi ona do Sejmu - mówi Business Insider Polska Elżbieta Kruk, poseł PiS.Opłacanie abonamentu RTV to obowiązek ustawowy, ale przez większość ludzi w Polsce w ogóle nierealizowany. Kierujący TVP od roku Jacek Kurski w środę stwierdził, że w takiej sytuacji spółka dalej funkcjonować nie może. Budżet na 2017 rok, w którym nie będzie znacząco więcej pieniędzy z abonamentu, określił „budżetem śmierci”
 

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 407
Trzeci najcieplejszy rok z rzędu

rok2016-278209d6a53adf3502cb5faa3631a59f.jpg



Miniony rok był najcieplejszy od 1880 roku. Średnia temperatura nad lądami i oceanami wyniosła 14,83 stopnia Celsjusza i była o 0,94 stopnia Celsjusza wyższa od średniej z XX wieku. Mieliśmy do czynienia z trzecim z rzędu rekordowo ciepłym rokiem. Był on o 0,04 stopnia Celsjusza cieplejszy od roku poprzedniego. Od początku wieku światowy rekord średniej rocznej temperatury został pobity pięciokrotnie. Stało się to w latach 2005, 2010, 2014, 2015 i 2016.

Specjaliści spodziewali się wyjątkowo ciepłego roku, gdyż na samym jego początku tworzyło się bardzo silne El Niño. Pomiędzy styczniem a sierpniem cały świat doświadczył bardzo wysokich temperatur. W drugiej części roku pojawiła się chłodna La Niña, jednak wcześniejszy okres był tak gorący, że cały rok okazał się najcieplejszym od ponad 130 lat.

Średnia roczna temperatura nad oceanami była o 0,75 stopnia Celsjusza wyższa od średniej wieloletniej, a temperatura nad lądami przekroczyła średnią aż o 1,42 stopnia Celsjusza wyższa. W Ameryce Północnej był to najgorętszy rok od 1880, w Ameryce Południowej i Afryce - drugi pod tym względem, w Azji i Europie - trzeci, a w Australii - piąty. Średnia powierzchnia lodu morskiego w Arktyce wyniosła 10,15 miliona kilometrów kwadratowych i była najmniejsza w historii pomiarów, które zapoczątkowano w 1979 roku. Średnia powierzchnia lodu morskiego w Antarktyce to 11,16 miliona kilometrów kwadratowych. Tylko raz była ona mniejsza.

Na całym świecie doszło do znaczących anomalii. Na początku maja pożary lasów w kanadyjskiej prowincji Alberta zniszczyły znaczną część Fort Murray. Była to najdroższa katastrofa naturalna w historii Kanady. Na Atlantyku i północnym Pacyfiku ubiegłoroczny sezon huraganów był wyjątkowo intensywny. Liczba takich zjawisk była o 140% wyższa niż zwykle. Z kolei na Oceanie Indyjskim aktywność cyklonów była poniżej średniej. W Kuwejcie w miejscowości Mitribah zanotowano temperaturę sięgającą 54 stopni Celsjusza. To absolutny rekord w Azji. Niewiele chłodniej było w irackiej Basrze (53,9 stopnia Celsjusza) i irańskim Delhoran (53 stopnie).

Zupełnie inne skrajne zjawiska zanotowano w Chinach. W styczniu nad Wschodnią Azję napłynęło zimne powietrze i w prowincji Guangzhou spadł pierwszy śnieg od 1967 roku, a w Nanning pierwszy od 1983 roku.
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
Nie wiedziałem, gdzie dać.

Terror obrońców zwierząt. Kradzieże i fałszywe oskarżenia

Psie nieszczęście trzeba umieć sprzedać, wiedzą o tym fundacje zajmujące się pomocą czworonogom. Psy, które mają potencjał, by zebrać w internecie dużo pieniędzy od hojnych darczyńców są pod byle pretekstem zabierane właścicielom lub wykradane innym organizacjom.
pies_straz_miejska_poznan_pies625.jpeg

/ Straż miejska
Starszy pan powoli idzie chodnikiem. W jednej ręce ma laskę i smycz z niecierpliwą suczką. Nie nadąża za zwierzęciem, próbuje je powstrzymać. W pewnym momencie podbiega do niego kobieta, wyrywa psa i znika. - Mój tata jest po wylewie - opowiada Anna Niesyn. - Strasznie się zdenerwował.

Początkowo jeździli po osiedlu szukając psa lub tej kobiety. Potem pani Anna poszła na komisariat złożyć doniesienie o kradzieży. Tam dowiedziała się, że i ojciec, i ona znęcają się nad suczką Mają. - Myślałam, że za chwilę trafi na dołek - opowiada. - Albo zejdę na zawał od słuchania, jak to my Maję katujemy.
Tajemnicza kobieta okazała się aktywistką organizacji prozwierzęcej.

Michał Kowalski był kiedyś wolontariuszem w schronisku, wyprowadzał psy na spacery. Teraz prowadzi czarną listę organizacji prozwierzęcych i prywatną krucjatę przeciwko ludziom, którzy na ratowaniu piesków i kotków robią interes życia.


Katalog psich nieszczęść

- Ustawa o ochronie praw zwierząt, która miała poprawić ich los, wyhodowała patologię – uważa Kowalski. – Dała każdemu, kto wydrukuje sobie legitymację „obrońcy zwierząt” prawo do decydowania o ich życiu, a przy okazji życiu ich właścicieli.

Michał swoją działalność zaczął w 2015 roku od sprawy bokserki Diany. Starej suki zabranej równie wiekowemu właścicielowi przez fundację SOS Bokserom. Bezprawnie. Ani pan Tadeusz ani Diana więcej się nie zobaczyli, oboje już nie żyją. Sprawa została umorzona, nikt nie poniósł konsekwencji. – Pisanie o nadużyciach organizacji prozwierzęcych to jak spisywanie historii Chin. Przez dwa lata zgromadziłem dwa tysiące stron dokumentacji, dopiero część opublikowałem – opowiada.

W każdym pliku inna psia – czasem kocia – historia: publiczne wypowiedzi, w których prawdy jest niewiele, groźby, zdjęcia a nawet nagrania rozmów telefonicznych. Większość dotyczy bezprawnego przejęcia zwierząt, mówiąc wprost, kradzieży. Pies Lucky zabrany kilka miesięcy temu w Poddębicach. Miał chore oko. I 16 lat. Jego zdjęcia na facebookowym wydarzeniu poruszyły wrażliwe serca, hojnie płynęły datki. Zwłaszcza, że wolontariuszki napisały, że ma trzy lata, a wygląd to skutek złego traktowania. I że został "wyrzucony jak stary but", choć miał właścicielkę, która go leczyła i zabiegała o jego zwrot. Bokserka Najka, której właścicielka poszukiwała rozpaczliwie, a Fundacja „Azylu pod Psim Aniołem” natychmiast wystawiła do adopcji. Skoro się zgubiła, to nie miała dobrej opieki.

- Większość wyżłów jest chuda, bo to psy ruchliwe. Więc gdy przyjechał do mnie "inspektor" w asyście policji bez wahania wyprowadziłam moją sukę przed posesję. Wtedy mi ją zabrano. Tak po prostu, bo komuś się spodobało - mówi Anna Piórko. Wyżlica „Kawa” – to akurat historia z happy-endem, jej pani nie czekała na prawne rozstrzygnięcia, zabrała psa z powrotem siłą. I trudno jest się jej dziwić. Fundacje bardzo często nie wydają psów nawet, gdy właściciel ma prawomocny wyrok sądu.

- Organizacje prozwierzęce potrzebują zwierząt, którym mogłyby pomagać, bo od tego zależy ich byt– tłumaczy Michał Kowalski. – Teoretycznie psów nie brakuje, w schroniska jest ich ok. 100 tys., ale co innego wsiowy burek, a co innego wyrzucony z auta west. Bo o ile pomoc z publicznych środków liczona jest „od ogonka”, to najwięcej pieniędzy ze zbiórek mają ci, którzy potrafią poruszyć ludzkie serca.

Kat, ślad i ofiara

Udana zbiórka, jak mówi Michał Kowalski, to taka w której występują trzy elementy. Kat, ślad i ofiara. Zwierzę musi być pokrzywdzone przez człowieka - i tak się pisze w ogłoszeniach nawet, jeśli obrażenia powstały w szamotaninie z innym psem. Ale właściciela można równie dobrze oskarżyć o nowotwór, zbyt długie pazury czy kamień na zębach. Obrażenia lub dolegliwości muszą dać się ładnie pokazać na zdjęciu. Mile widziane jest skrajne wygłodzenie czy amputowana kończyna. I po trzecie – pies musi mieć w sobie coś z ofiary, dobrze gdy jest rasowy, ma słodka mordkę lub, w najgorszym wypadku jest tak brzydki, że aż piękny.


Idealnym kandydatem był uroczy bokser Piorun. Bezdomny pies trafił do kliniki weterynaryjnej w Łodzi. Trzeba mu było amputować nogę i prącie – leczenie odbyło się na koszt gminy. Gdy doszedł do siebie i zaczął biegać na trzech łapach, bardzo szybko znalazła się pani chętna go adoptować. Kilka dni później weterynarz, który go operował, zobaczył ogłoszenie, że Fundacja SOS Bokserom zbiera na leczenie Pioruna. - Podejrzewamy, że pani, której go wydaliśmy była podstawiona – mówią w łódzkim hoteliku, gdzie pies przebywał. Pies miał mieć dom. Zamiast tego brał udział w publicznych zbiórkach, w pełnym upale, pod opieką obcej osoby. Ale jego widok musiał łapać za serce.

Chemioterapia i przycięcie pazurów

Weterynarze niechętnie krytykują swoich kolegów po fachu. Ale, owszem, w środowisku dużo się mówi o uporczywej terapii, niepotrzebnych operacjach, drogich i bolesnych pakietach badań, które fundują terminalnie chorym zwierzętom fundacje.

Maltańczyk Killer, którego fundacja przejęła pod nieobecność przebywającej na porodówce właścicielki, został natychmiast zakwalifikowany do operacji stawów kolanowych. A w dalszej kolejności miała być mu niezbędna operacja śledziony i niewykluczona chemioterapia. - Spotkałam się z przypadkiem fundacji, która szczeniakowi ze skomplikowaną wadą serca przez wiele tygodni fundowała transfuzje krwi, oczywiście za zbierane od internautów pieniądze. Moim zdaniem to wyczerpuje znamiona paragrafu o znęcaniu – mówi warszawska weterynarz. Nie chce ujawnić nazwiska. Boi się.

Michał Kowalski tłumaczy, że obrońcy zwierząt mają dobrych prawników. On sam dostaje mnóstwo gróźb. Miłosław Nowicki i jego żona, właściciele Gaby, suki owczarka środkowoazjatyckiego, której nie chce oddać fundacja „Duch Leona”, już mają sprawę w prokuraturze. - A niech mnie pozywają - mówi Miłosław Nowicki. I tłumaczy, że oczywiście najważniejsza sprawa to odzyskanie Gaby. Ale też, nie może się pogodzić z bezczelnością fundacji, która psa mu "zwinęła", gdy pojechał po dokumenty potwierdzające, że jest właścicielem i wywiozła na drugi koniec Polski. - Proszę sobie wyobrazić, że ci ludzie zaczęli zbiórkę pieniędzy zanim jeszcze psa mieli. Wrzucili do internetu zdjęcie zrobione przez znalazcę Gaby z apelem o pilną pomoc - denerwuje się. Więc czemu nie, on się chętnie spotka w sądzie.


Szefostwo "Ducha Leona" wystąpiło do prokuratury, by za naruszenia dobrego imienia i wizerunku fundacji ścigała Nowickiego, jego rodzinę i znajomych z urzędu.

Zwyczajowo fundacje zgłaszają na policję przypadek znęcania się nad zwierzęciem i jednocześnie wniosek do gminy o odebranie go właścicielowi. W pierwszym przypadku grozi wyrok karny (do 3 lat) i grzywna, a w drugim, na podstawie decyzji administracyjnej możemy być obciążeni kosztami utrzymania i leczenia psa. Wiele osób, zwłaszcza starszych i uboższych, nie podejmuje nierównej walki z fundacjami.

Obrońcy zwierząt chcą więcej

W grudniu na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt przedstawiciele organizacji prozwierzęcych przedstawili swoje propozycje zmian w ustawie. Po pierwsze za znęcanie ich zdaniem powinien być uznany każdy przypadek przemocy wobec psa (w tej chwili ustawowy zapis mówi tylko o biciu z wykorzystaniem ostrych narzędzi, powodującym duży ból). Oznacza to, że jeśli pacniemy gazetą psa wyjadającego kotlety będzie nam… groziło więzienie. Zagrożone karą ma być też używane kolczatki. Działacze chcą też by karane było ” świadome zaniechanie podjęcia lub kontynuowania leczenia zwierzęcia w przypadku stanu lub choroby, które powodują ból lub cierpienie lub prowadzą albo mogą prowadzić do jego śmierci”. Jeśli taka zmiana zostanie wprowadzona właściciele chorych psów będą zobligowani do uporczywej terapii. – To będzie woda na młyn nieuczciwych fundacji – ocenia Kowalski.

Co roku na poprawę losu bezdomnych zwierząt w Polsce przeznaczamy ok. 200 mln zł. Składają się na to pieniądze samorządów zobligowanych do opieki nad czworonogami, darowizny osób prywatnych i instytucji oraz odpisy 1 proc. podatków. Tylko z tych ostatnich niektóre z nich dostają po kilka, kilkadziesiąt milionów rocznie. Co się dzieje z tymi pieniędzmi, nie do końca wiadomo. Co prawda organizacje prowadzące publiczne zbiórki muszą publikować swoje sprawozdania finansowe, ale nie ma w nich informacji ile zwierząt skorzystało na ich pomocy, ile zwierząt znajduje się pod ich opieką, gdzie się znajdują, jaka jest śmiertelność wśród podopiecznych.

Strzelałbym do skurwieli, a ich ścierwa nie dałbym nawet ptakom (jeszcze ptaszki by się potruły).
 
Ostatnia edycja:

Max J.

Well-Known Member
416
448
Ten fragment też jest uroczy:
Pytany, czy telewizja publiczna chociaż raz skrytykowała rząd, Czabański powiedział: "Widocznie aż tak bardzo się ta krytyka nie należała". "Rząd bardzo ciężko pracuje i naprawdę warto pokazywać tę jego pracę, jeżeli są błędy, też warto je pokazywać, bo to służy higienie życia publicznego" - dodał.

PiSowskie debile myślą, że jak dużo robią i ciężko pracują (nawet jeśli byłaby to prawda) to znaczy, że jest to równoznaczne z dobrą oceną ich działań. Ci debile nie słyszeli o czymś takim jak efektywność.

A mnie spodobał się komentarz pod artykułem:

~tom 2017-01-25 13:37

skoro można założyć, że każdy obywatel ma telewizor, to możemy założyć, że każdy pisowski polityk to złodziej
 
U

ultimate

Guest
ZUS sprawdza Facebooka. Odmówił wypłaty macierzyńskiego, bo szef oznaczył ją na zdjęciu.

Pani Magda została z dzieckiem, ale bez pieniędzy. ZUS uznał ją za oszustkę, bo - gdy była już w ciąży - zatrudniła się u znajomego z Facebooka. Urzędnicy sprawdzili, że komentowała jego zdjęcia na portalu. Ich zdaniem to dowód, że pracę dostała po znajomości i tylko po to, by wyłudzić macierzyński.
(..)

- Czy to jest nadmierna inwigilacja? Ja tak na to nie patrzę. Skoro ktoś udostępnia informacje o sobie publicznie, to nie powinien się dziwić, że ZUS je sprawdza – mówi Katarzyna Przyborowska, radca prawny z kancelarii Lege Artis. To ona reprezentuje przed ZUS Magdę.

ZUS potwierdza: jesteśmy na Facebooku.


- Aktywność w mediach społecznościowych nie może być kluczowym elementem materiału dowodowego. W sprawach spornych, w których Zakład stwierdzi nieważność umowy wydawana jest decyzja, od której stronom przysługuje odwołanie do sądu - tłumaczy jednak Radosław Milczarski z biura prasowego ZUS. Potwierdzając tym samym, że ubezpieczyciel szuka dowodów na oszustwa także na Facebooku.

Milczarski nie poinformował nas, czy ZUS robi to "ręcznie", czy też stworzył lub wykupił specjalny program komputerowy prześwietlający internet. Nie odpowiedziano nam też na pytanie, czy urzędników jakoś specjalnie przeszkolono lub stworzono specjalną komórkę ds. portali społecznościowych.

Wiadomo natomiast, że ZUS potrafi na nich sprawdzać, co ubezpieczony robił będąc na L4. Jeśli ktoś zachorował na grypę i przyniósł takie zaświadczenie do pracy, a jednocześnie wrzucał do sieci zdjęcia z wakacji w Turcji, to pieniędzy ZUS nie wypłaci.

- Mało kto zdaje sobie sprawę, że takie kontrole mogą być prowadzone nawet do pięciu lat wstecz. Warto się zastanowić, co robimy w trakcie pobytu na popularnym L4. Zdaniem ZUS, powinniśmy tylko siedzieć w domu - mówi Przyborowska.


Milczarski przypomina, że ZUS ma obowiązek wyszukiwania oszustów.

- W przypadkach budzących wątpliwości, np. wówczas, gdy w bardzo krótkim czasie od zgłoszenia do ubezpieczeń osoba występuje o świadczenie, podejmowane są postępowania mające na celu ustalenie, czy osoba ta rzeczywiście posiada do nich tytuł, czy też np. zawarcie umowy o pracę miało na celu nie wykonywanie pracy, lecz jedynie uzyskanie świadczeń z ubezpieczeń społecznych - dodaje rzecznik Zakładu.

http://www.money.pl/gospodarka/wiad...zwolnienie-l4-macierzynski,151,0,2242967.html


 

Max J.

Well-Known Member
416
448
Kurwa ta bandycka instytucja osiąga nowe szczyty bezczelności. Mnie też kurwy nie dały odszkodowania za wypadek w pracy, bo "No ładnie się zagoiło. Ładnie. Dziękuję do widzenia." Nawet kurwa zwrotu za leki nie dali chuje złamane. A dla przykładu w takiej Holandii jest tak, że jeśli nie wykorzystasz swojej składki zdrowotnej to możesz ubiegać się o jej zwrot. Otrzymuje się więcej, niż połowę na pewno. Może nawet 70%. Dobre i to. Jest mnóstwo bandyckich państw socjalistycznych, które jakoś funkcjonują, ale RP to jest typowo z gruntu państwo bandyckie, bo pobiera haracz, ale nie daje nic.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 737
I bardzo dobrze, że nie dali. Dzięki temu teraz możesz pielęgnować swoją nienawiść do nich. Myśl o każdym groszu, jaki z Ciebie wydusili. A później rozpierdol ten ZUS, Maksiu...

Co by to było, gdyby takie mendy robiły dobrze swoim niewolnikom? Przyzwyczaiłyby ich tylko do swojej obecności i ludzie zaczęliby tworzyć protezy uzasadnień, że dobrze mieć takie instytucje w społeczeństwie. A w końcu by w to uwierzyli. Tobie to już nie grozi i będziesz gardził tymi skurwysynami.

Czego chcieć więcej?
 

Max J.

Well-Known Member
416
448
Na mnie to nie działa od kilkunastu lat, bo nie potrzebuję osobistych doświadczeń, a jedynie umiejętności dodawania żeby wiedzieć, że coś może działać albo nie. Ale masz rację, łatwiej w takiej sytuacji przekonywać innych, że to nie ma sensu, choć to niewiele pomaga, bo ludzie i tak chcą mieć jakieś złudzenia, więc będą do nich dążyć. Można jedynie próbować je ograniczać.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 737
Odruchy prawie bezwarunkowe polskiej władzy:

Koniec z wyprzedzaniem się ciężarówek!
Dzisiaj, 27 stycznia (12:05)

Koniec z wyprzedzaniem ciężarówek przez ciężarówki na drogach krajowych i autostradach. Minister Infrastruktury i Budownictwa Andrzej Adamczyk zapowiada w rozmowie z RMF FM wprowadzenie zakazu takich manewrów. "Uważam, że po wielu miesiącach apeli i różnego rodzaju monitów do Ministerstwa Infrastruktury i Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego warto zastanowić się nad zmianą przepisów" - dodaje.
To reakcja na wczorajsze dwa karambole ponad 70 aut na A1 w pobliżu Piotrkowa Trybunalskiego.

Inspiracją dla polskich przepisów mają być zasady obowiązujące w Niemczech. Za Odrą zakazane są tak zwane "wyścigi słoni", czyli wyprzedzanie ciężarówki przez ciężarówkę. Taki manewr może trwać kilka minut i ciągnąć się kilometrami.

- Mam nadzieję, że szybko uda się doprowadzić do zmiany przepisów - zapowiada minister Andrzej Adamczyk. I jak dodaje, szczególnie chodzi o użytkowników autostrad i dróg ekspresowych w małych samochodach, najbardziej narażonych na kolizje i wypadki drogowe.

W Niemczech za wyprzedzenia dłuższe niż 45 sekund grozi mandat w wysokości stu euro. W Belgii samochody ciężarowe nie mogą wyprzedzać podczas opadów, w Austrii pojazdy o masie większej niż 7,5 tony nie mogą jeździć lewym pasem.

"Zakaz wyprzedzania nieracjonalny"

Przeciwni pomysłowi resortu infrastruktury są transportowcy. - Niektórzy chcieliby w ogóle wyeliminować TIR-y. To niemożliwe - mówi RMF FM prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce Jan Buczek.

Transportowcy podkreślają, że obowiązujące przepisy pozwalają na karanie blokujących ruch TIR- ów, które zbyt długo się wyprzedają. - Zakazać wszystkim wyprzedzania, dlatego, że raz na kilkanaście lat zdarzył się taki karambol, to jest nieracjonalne - tłumaczy.

Jak podkreśla Jan Buczek, kierowcy ciężarówek znacznie rzadziej są sprawcami wypadków, niż kierujący samochodami osobowymi.

- Rozumiemy, ze wypadki z naszym udziałem są bardziej niebezpieczne, robimy wszystko, żeby zmniejszyć ich liczbę - dodaje prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych.

Szybko, szybko - zanim u opinii publicznej wygasną emocje związane z jednym newsem i pojawi się u niej myśl, że to kompletnie bez sensu a my stracimy poparcie!
 
Do góry Bottom