Wkurzające newsy z rana

kompowiec

freetard
2 581
2 646
czyli odpowiedni format ksiąg podatkowych oraz dowodów księgowych, w którym podatnicy prowadzący te księgi przy wykorzystaniu programów komputerowych będą [z]obowiązani przekazywać je organom podatkowym na ich żądanie.
Czy to prawdziwe życie czy wyjebało już nas na pierścień Saturna?
 

kompowiec

freetard
2 581
2 646
Dlaczego pretekst w postaci hazardu w ogóle działa?
http://di.com.pl/geoblokady-sa-ok-a...dnolitego-rynku-chce-komisja-europejska-54849

Wyciekł dokument mówiący o planach Komisji Europejskiej związanych z platformami internetowymi. Najwyraźniej Komisja chce zwiększyć odpowiedzialność po stronie pośredników. Te zasady rodem z ACTA mają budować jednolity rynek cyfrowy, ale przecież na tym rynku zostaną geograficzne blokady w dostępie do treści.

reklama
czytaj dalej



  • Wyciekł dokument dotyczący planowanych regulacji platform internetowych w UE.
  • Unia Europejska wyraźnie chce, by platformy aktywnie usuwały treści bezprawne według swojego uznania.
  • Przedstawiane przez Komisję wnioski z konsultacji są dziwnie zbieżne z życzeniami przemysłu rozrywkowego.
Odpowiedzialność pośredników - w czym problem?
Całkiem niedawno przemysł rozrywkowy wyraził życzenie, by dogłębnie zmienić zasady rządzące internetem w sposób korzystny dla przemysłu rozrywkowego. Ta zmiana miałaby polegać na zwiększeniu odpowiedzialności po stronie platform online. Obecnie pośrednicy tacy jak YouTube czy Facebook nie odpowiadają za treści bezprawne dopóki nie dostaną powiadomienia o bezprawności treści. Przemysł rozrywkowy chce, żeby platformy aktywnie wyszukiwały i usuwały treści potencjalnie bezprawne. To wymaga zwiększenia ich odpowiedzialności za treści.

Użytkownicy YouTube dobrze wiedzą jak działają antypirackie automaty. Pewnego dnia Twój film zostanie uznany za piracki, stracisz możliwość zarabiania i nie będzie żadnej dyskusji o tym, że ktoś mógł się pomylić.

Obecnie YouTube wyszukuje treści "pirackie" z własnej woli, ale posiadacze praw autorskich chcieliby prawa, które zmusza wszystkie platformy do aktywnej cenzury. To życzenie zostało wyrażone m.in. przy ogłaszaniu ostatnich globalnych wyników przemysłu muzycznego. IFPI (organizacja branży fonograficznej) dosłownie ogłosiła wzrost sprzedaży muzyki dzięki streamingowi, a następnie zaczęła się żalić na to, że internet nie działa jak należy! IFPI powiedziała niemal wprost, że trzeba zwiększyć odpowiedzialność pośredników. Podobne życzenia wyrażała branża filmowa, która jest gotowa psuć internet, ale nie chce głębszej reformy praw autorskich.

Jednolity Rynek Cyfrowy
Komisja Europejska nie zwlekała długo z odpowiedzią na tak wyraźone życzenia. Wszyscy wiemy, że Komisja dąży do stworzenia w UE Jednolitego Rynku Cyfrowego. Elementem tej inicjatywy jest reforma prawa autorskiego oraz regulacje dotyczące platform internetowych. Te właśnie regulacje mogą zmienić zasady odpowiedzialności platform (pośredników) za naruszenia prawa.

Takie zmiany były już proponowane w ACTA. Zostały odrzucone w gwarze ulicznych protestów. Teraz przeciwko nadmiernej regulacji platform już protestują politycy. Nasza minister Anna Streżyńska znalazła się w gronie polityków wzywających Komisję do ostrożności przy regulacji platform.

Plany w zakresie platform - wyciek
Niestety Komisja Europejska bardzo uważnie wsłuchała się w podszepty przemysłu rozrywkowego. Świadczy o tym dokument opublikowany przez Politico. Jest to projekt komunikatu w sprawie platform i rynku cyfrowego. Dokument jest opatrzony datą 25 maja 2016 r.

W projekcie czytamy m.in., że należy zachęcać wszystkie rodzaje platform online do "podejmowania bardziej efektywnych dobrowolnych działań w celu zabezpieczania kluczowych wartości". Ten tekst odnosi się do sytuacji, w których "informacja jest filtrowana przez algorytmy". To samo w sobie jest zastanawiające. Czy naprawdę platformy takie jak Google i Facebook mają być odpowiedzialne za chronienie naszych wartości? Nie potrafimy inaczej zadbać o te wartości? Kto w ogóle będzie ustalał te wartości? Jaki będzie charakter nadzoru nad platformami, które będą dbać o nasze dobro?

W dokumencie znajdujemy również odniesienia do konsultacji publicznych, które zostały uruchomione krótko przed napisaniem tego projektu i nie zostały zakończone. Pokazuje to, że w istocie Komisja wyciągnęła z konsultacji jakieś wnioski pasujące do jej politycznych zamiarów.

Niektóre teksty znajdujące się w tym dokumencie wyglądają jak przeróbki wpisów blogowych publikowanych przez IFPI czy MPAA. Przemysł rozrywkowy lubi ostatnio podkreślać, że kiedyś internet musiał się rozwijać, ale teraz platformy już zarabiają i trzeba ustalić nowe zasady.

Oto znamienny fragment dokumentu.

Konsultacje publiczne wykazały mocne poparcie dla obecnych zasad dyrektywy o e-handlu, ale również potrzebę wyklarowania pewnych koncepcji włączając w to zakres "bezpiecznej przystani" w odpowiedzialności pośredników, włączając w to platformy online (...) Komisja ma zamiar zachować obecny reżim odpowiedzialności (...) Jednakże, z powodu wzrostu platform online w obszarze monetyzacji treści i danych użytkowników, oraz w związku z potrzebą uczestniczenia platform w czynieniu Internetu bezpieczniejszym miejscem, UE musi dalej definiować swoje podejście do ich szerszej odpowiedzialności. Jako że odgrywają one (tj. platformy - red) specjalną rolę w gospodarce i społeczeństwie (...) platformy online powinny zachowywać się odpowiedzialnie i powinny mieć ramy dotyczące odpowiedzialnych i efektywnych działań w celu chronienia swoich użytkowników.

Problem 1: Brak równowagi sił
W tym podejściu Komisji Europejskiej osobiście dostrzegam dwa problemy. Po pierwsze jeśli zwiększamy odpowiedzialność po stronie platform to powinniśmy stworzyć mechanizmy zapobiegające nadużywaniu tej odpowiedzialności.

Wrócę tutaj do przykładu z YouTube. Ta platforma sama wdrożyła system Content ID wykrywający materiały potencjalnie pirackie. Ten system krzywdził twórców ponieważ faworyzował wielkie wytwórnie. Nie jest tajemnicą, że wykrywaniem naruszeń zajmują się głupie automaty nie wychwytujące takich niuansów jak dozwolony użytek czy domena publiczna.

Równolegle ze zwiększaniem odpowiedzialności pośredników powinno się zwiększyć odpowiedzialność podmiotów zgłaszających treści do usunięcia. Proponuję coś takiego - jeśli jakiś plik zostanie omyłkowo usunięty jako piracki, posiadacz praw autorskich powinien płacić za takie omyłkowe usunięcie odszkodowanie w bardzo wysokiej kwocie. Dlaczego w bardzo wysokiej? Żeby prawo działało odstraszająco! Żeby przypadkowe usunięcia naprawdę zabolały.

Sięgam tutaj po argumenty, jakich od lat używa przemysł praw autorskich. Wymaga on wpisywania do prawa wysokich odszkodowań za naruszenie praw autorskich bo rzekomo trzeba działać zastraszająco. No dobrze, ale zastosujmy te same zasady do nadużywania praw autorskich. Jeśli jakiś antypirat przypadkowo zaatakuje niewinnego człowieka, niech słono płaci! Dopiero przy takim założeniu istniałaby odpowiednia równowaga sił.

Problem 2: Geoblocking jest OK?
Dostrzegam też drugi problem. Proponując Jednolity Rynek Cyfrowy Komisja Europejska obiecała zniesienie geoblokad. Pierwotnie chodziło o to, żeby ludzie mieli taki sam dostęp do treści w całej UE. To było zrozumiałe. To wynikało z rynkowych potrzeb.

Niestety potem Komisja Europejska wycofała się z walki z geoblokadami, proponując jedynie protezę w postaci tzw. "roamingu na Netfliksa". Wiadomo, że przemysł filmowy nie chce zniesienia geoblokad. Co więcej, przemysł filmowy nie życzy sobie nawet tego roamingu na Netfliksa. Przemysł filmowy uważa, że nie można majstrować przy prawie autorskim, bo prawo autorskie jest święte.

Wychodzi na to, że zamiast Jednolitego Rynku Cyfrowego dostaniemy coś całkiem innego niż pierwotnie obiecano. Będzie to rynek odpowiadający idei ACTA, w którym pośrednik internetowy realizuje cenzurę na zlecenie m.in. posiadaczy praw autorskich. Geoblokady zostają, bo to jakoś Komisji nie przeszkadza w budowaniu jednolitego rynku. Skończy się na tym, że nie będziesz mógł nawet legalnie kupić pewnych treści online, ale zawsze będziesz mógł liczyć na to, że Facebook usunie Twój film z wakacji jako piracki. Taki może być jednolity rynek usług online w UE.
Brak mi słów.
 
Ostatnia edycja:

The Silence

Well-Known Member
430
2 595
Właściciel Maspexu o nowym prawie wodnym: „To jak pocałunek śmierci”


Szef Grupy Maspex Wadowice Krzysztof Pawiński udzielił wywiadu dla portalu money.pl, w którym bardzo krytycznie odniósł się do projektu ustawy „Prawo wodne”. Jego zdaniem może to być gwóźdź do trumny dla wielu branż w naszym kraju.


Projekt ustawy zakłada m.in. wzrost opłat dla przemysłu spożywczego za 1 metr sześcienny pobranej wody. W przypadku wody podziemnej stawka miałaby wzrosnąć 20-krotnie – z obecnego poziomu 0,097 zł do 2,10 zł za metr sześcienny. Najwyższe stawki dotyczyłyby używania wody do produkcji wody i napojów konfekcjonowanych – 8,20 zł za m3 wody podziemnej oraz 4,10 za m3 wody powierzchniowej.

Dla Pawińskiego założenia projektu ustawy są oderwane od rzeczywistości. Na przykładzie należącego do Maspexu Tymbarka szef grupy wyliczył, że wzrostu kosztów w ciągu jednego roku wyniósłby ok. 30 milionów złotych. Dodał również, że dla branży chemicznej oznaczałoby wzrost kosztów o kilkaset milionów złotych w skali roku.

Ten projekt to falstart. Zawarte w nim stawki są kosmiczne. Widać brak związku pomiędzy założeniami projektu, a wydolnością branż przemysłowych w tym kraju – stwierdził Pawiński.

Szef Maspexu uważa również, że jeśli rząd nie wycofa się z tego projektu, będzie to „koniec jakiejkolwiek działalności w tym kraju, a nie początek reindustrializacji”.

Źródło: http://wmeritum.pl/wlasciciel-maspexu-o-nowym-prawie-wodnym-pocalunek-smierci/145556
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
- Oskarżony został zaatakowany przez trzech silniejszych mężczyzn. Miał prawo się bronić. Jednakże zadając sześć ciosów nożem godził się na to, że któraś z ran może okazać się śmiertelna - tłumaczyła sędzia Magdalena Michalewicz uzasadniając wyrok sześciu lat więzienia dla 21-letniego mężczyzny, którego prokuratura oskarżała o zabójstwo i usiłowanie zabójstwa.

Czytaj więcej: http://www.polskatimes.pl/aktualnosci/a/wyrok-za-smierc-od-ciosow-nozem-w-gminie-ozarow-szesc-lat-wiezienia,10035290/
 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/zbigniew-ziobro-zapowiada-kasacje-w-sprawie-romana-polanskiego/brwm25

- Podjąłem decyzję, że kieruję do Sądu Najwyższego kasację ws. decyzji dotyczącej Romana Polańskiego, w której to sprawie sąd krakowski zdecydował o niewydawaniu pana Polańskiego Stanom Zjednoczonym w sytuacji, kiedy jest oskarżony i ścigany o okrutne przestępstwo wobec dziecka, gwałt na dziecku - powiedział w radiowej Jedynce minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

a naprawde bylo tak:

Po aresztowaniu Polańskiego w Szwajcarii pokrzywdzona
Samantha Geimer wezwała sąd apelacyjny w Kalifornii, by umorzył sprawę karną przeciwko Polańskiemu
, ale sąd odrzucił zarówno jej wniosek o umorzenie sprawy, jak i późniejszy wniosek obrońców - o zaoczny proces.

Jebany, faszystowski Ziobro. Jak ja go kurwa nie lubie.
 

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 794
8 467
Stare, ale dobre o Ziobrze:

Przygodę z wymiarem sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zaczął już na studiach, prowadząc śledztwo przeciwko swoim kolegom


Na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego trudno znaleźć profesorów, którzy zapamiętali studenta Zbigniewa Ziobrę. Nie wyróżniał się ani wynikami w nauce, bo na koniec miał średnią 3,84, ani też działalnością w kołach naukowych czy organizacjach studenckich. Bardziej zapamiętali go księża z podyplomowych studiów homiletyki przy krakowskiej Papieskiej Akademii Teologicznej, gdzie uczył się sztuki kaznodziejstwa. Wraz z księżmi z całej Polski poznawał sztukę komunikowania się z ludźmi, przekonywania ich do wartości chrześcijańskich, pośredniczenia między człowiekiem a Bogiem. Uczył się tam tłumaczenia wiernym bożych wartości, a może bardziej przekonywania ich do własnych poglądów. Ks. dr hab. Wiesław Przyczyna, twórca tych studiów uczących księży wygłaszania kazań, zapamiętał Ziobrę jako zdolnego absolwenta.
Dlaczego obecnemu ministrowi sprawiedliwości nie wystarczały na studiach prawniczych zajęcia z retoryki? Być może już wtedy przygotowywał się do wystąpień na forum publicznym, chociaż kolegom ze studiów mówił tylko, że chce być prokuratorem.
Prokuratorem jednak Zbigniew Ziobro nie został, choć odbył aplikację w Prokuraturze Okręgowej w Katowicach i w 1997 r. zdał egzamin prokuratorski. Podobno miał z tym kłopoty i dlatego nie objął stanowiska asesora prokuratorskiego, ale jak było naprawdę, trudno stwierdzić. W swoim życiu przeprowadził osobiście tylko jedno śledztwo, które trwało 10 lat i skończyło się jego porażką. A śledztwo dotyczyło dwóch najbliższych kolegów ze studiów – Jarka i Marka. Trudno dzisiaj zrozumieć postępowanie ministra Ziobry bez poznania metod śledczych studenta Ziobry.


Donos prewencyjny


Do czasu studiów w Krakowie Zbigniew Ziobro przebywał w Krynicy, gdzie jego ojciec, dr Jerzy Ziobro, pełnił w latach 1961-1997 kolejno funkcje ordynatora i dyrektora Szpitala Uzdrowiskowego, zastępcy lekarza naczelnego, a potem dyrektora ds. lecznictwa Uzdrowiska Krynica-Żegiestów. W liceum w jednej ławce siedział z Jarosławem G. Ich rodzice również się przyjaźnili i dlatego gdy Zbigniew dostał się na prawo, a Jarosław na rolnictwo, padła propozycja, aby zamieszkali we wspólnie wynajętym mieszkaniu.
Na swoim roku studiów Jarosław G. poznał pochodzącego z Radoczy koło Wadowic Marka K. i przedstawił go Zbigniewowi Ziobrze. Odtąd dwaj „rolnicy” i prawnik stanowili trójkę przyjaciół. Aż tu pewnego dnia Zbigniew oznajmił Jarkowi, że ma on się wyprowadzić. Jako oficjalny powód podał, że przyjeżdża do niego ojciec i musi mieć wolne łóżko. Jarek nie mógł zrozumieć tej nagłej decyzji kolegi, z którym przyjaźnił się od dzieciństwa. Pytali też o to sędziowie w czasie rozpraw.
– Celowo go okłamałem, że nie będzie mógł u mnie mieszkać z powodu przyjazdu ojca, a taką decyzję powziąłem, gdyż nie odpowiadała mi jego postawa wobec życia, jego poglądy – powiedział w sądzie.
Jak wyjaśnił Zbigniew Ziobro na następnych rozprawach, te niesłuszne poglądy Jarka to jego stosunek do życia, chęć zabawienia się kosztem innych. To samo zarzucił Markowi. Zupełnie jednak stracił zaufanie do Jarka, gdy ten wyprowadził się do akademika i oddał mu klucze. Zbyszek popatrzył na przekazane dwa klucze, do bramy na dole oraz do mieszkania, i zarzucił Jarkowi, że nie są to te same klucze, które razem dorabiali. Jarek zaprzeczał, ale Zbyszek był pewien, że Jarek wyprowadzając się, musiał dorobić sobie zapasowy komplet.
Zaraz po wyprowadzeniu się kolegi Ziobro złożył na policji doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez swoich kolegów, Jarka i Marka, którzy najprawdopodobniej dorobili klucze do jego mieszkania. Gdyby więc doszło do kradzieży, to policja ma informacje, gdzie szukać sprawców. Takie profilaktyczne wskazanie ewentualnych przestępców. Kto inny, zamiast angażować policję, zapewne wymieniłby po prostu wkładkę w zamku po wyprowadzce współlokatora. Tylko że w takim przypadku nie byłoby ścigania przestępców.


Metody śledztwa


Po wytknięciu kolegom niesłusznych poglądów i przedstawieniu zarzutów, że Jarek dorobił dodatkowy komplet kluczy, logiczne byłoby zerwanie wzajemnych kontaktów. Tak się jednak nie stało. Zbigniew Ziobro zataił przed nimi informację, że był na policji, incydent uznał za niebyły i jakby nigdy nic spotykał się z Jarkiem i Markiem. Obydwaj nie wiedzieli, że są w kręgu podejrzenia ich kolegi, który prowadzi przeciwko nim swoje śledztwo.
Cała trójka spotkała się na imprezie w akademiku u Jarka, gdzie Zbyszek obydwu kolegom pożyczył sporą kwotę. Oddali mu w terminie, po dwóch miesiącach, i jeszcze trochę dołożyli. Następna impreza odbyła się w mieszkaniu Zbyszka, gdzie koledzy przynieśli butelkę, aby odwdzięczyć mu się za pożyczkę. Wypili alkohol, pogadali i wtedy Zbigniew Ziobro po raz kolejny doszedł do wniosku, że mają niesłuszne poglądy i nie jest to dla niego towarzystwo. Nic im jednak nie powiedział i kontaktów nie zerwał.
Niedługo po tej ostatniej imprezie Zbigniew Ziobro zaczął odbierać najpierw głuche telefony, potem z wyzwiskami pod jego adresem. Przypuszczał, że to telefonował Marek, ale nie był pewien, więc nie zgłaszał niczego na policję. Potem nadchodziły anonimy z wyzwiskami. Gdy ktoś 12 razy zatelefonował do rodziców Ziobry w Krynicy i mówił o Zbigniewie jako „synu czerwonej krynickiej świni”, miarka się przebrała. Dr Jerzy Ziobro przyjechał do Krakowa i nakłonił syna do zgłoszenia sprawy na policję. Zbigniew Ziobro stwierdził, że najpierw musi złapać sprawców.
W kręgu podejrzenia znaleźli się jego dwaj niedawni przyjaciele, Jarek i Marek, z którymi postanowił nadal się spotykać, tym razem w celach śledczych. Na wszystkie spotkania przychodził z ukrytym magnetofonem i rejestrował ich przebieg. Wracał do domu i porównywał głosy biesiadników z głosami z telefonu. Nadal podejrzewał, że anonimowym dzwoniącym jest Marek, ale nie był pewien i dlatego postanowił zrobić prowokację. W jednym z pubów pokazał Markowi wyciąg ze swojego konta w biurze maklerskim, z którego wynikało, że zarobił 100 mln, oczywiście w starych złotych. Tak rzeczywiście było, gdyż szczęście mu wtedy na giełdzie dopisywało.
Prowokację uznał za udaną, bo wkrótce w anonimach znalazło się żądanie okupu, najpierw 5 mln, potem 30 mln starych złotych. Nadawca znał dokładnie jego adres wraz z kodem pocztowym, wiedział, że nie należy do biednych, ale co do charakteru pisma Zbigniew Ziobro ciągle nie był pewien.
Następną prowokacją była próba kupienia od obydwu kolegów narkotyków. Też zjawił się na spotkaniu z włączonym magnetofonem, ale Jarek i Marek stwierdzili, że nie mają nic z tych rzeczy do sprzedania.
Potem Ziobro zauważył, że anonimy przychodzą zawsze tydzień przed wizytą Jarka u niego w domu, a następnie tydzień później. Pokazywał je Jarkowi, ale on nie reagował. W czasie jednej z wizyt Zbyszek wyraził zdziwienie, że ktoś pisze ręcznie, bo przecież łatwo poznać charakter pisma. Trudniej byłoby rozszyfrować nadawcę, gdyby je pisał literami drukowanymi. Kolejny anonim był już tak napisany.
Zbigniew Ziobro po zgromadzeniu materiału dowodowego, w którym za autora telefonów i anonimów uznał Marka K., złożył formalne doniesienie o przestępstwie. Wcześnie rano po Marka K. przyjechali policjanci, skuli go i przewieźli na komisariat. Do niczego się nie przyznał i wypowiedział kilka uwag na temat stanu głowy swojego kolegi. Również Jarek był przesłuchiwany i też nie przyznał się do pomagania w pisaniu anonimów.
Sądy różnych instancji pytały Ziobrę, dlaczego sam prowadził śledztwo, zamiast powiadomić policję. Za każdym razem odpowiedź była jednakowa: – Nie miałem zaufania do policji, obawiałem się, że podejdą do tego rutynowo. Chciałem przeciwstawić się sprawcom w sposób aktywny.


Praca dla grafologów


Wiosną 1994 r. Marek K. został oskarżony o telefonowanie i pisanie anonimów do swojego kolegi, Zbigniewa Ziobry, w których miał mu grozić pozbawieniem życia i żądać okupu. W trakcie procesu sąd odrzucił cały materiał dowodowy zebrany przez Ziobrę, występującego jako oskarżyciel posiłkowy, i swój werdykt oparł jedynie na ekspertyzie grafologa prof. Antoniego Felusia, który stwierdził, że to Marek K. był autorem anonimów. Sąd skazał go na rok pozbawienia wolności z zawieszeniem na trzy lata i 5 mln starych złotych grzywny. Ziobro triumfował, choć jego praca w postaci wielu taśm z nagraniami pijących wódkę kolegów nie została doceniona.
Marek K. odwołał się od tej decyzji, żądając drugiej ekspertyzy, i w następnym procesie został uniewinniony, gdyż biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych stwierdzili, że nie można jednoznacznie stwierdzić, iż anonimy są pisane jego ręką.
Na skutek apelacji wniesionej przez obydwie strony Sąd Wojewódzki podtrzymał wyrok uniewinniający Marka K. Na skutek wniosku o kasację wniesionego przez pełnomocnika Zbigniewa Ziobry przez pięć lat sprawą zajmował się Sąd Najwyższy, który wyszedł z założenia, że w przypadku sprzeczności pomiędzy dwiema ekspertyzami należy powołać trzeciego biegłego, i przekazał sprawę ponownie Sądowi Okręgowemu w Krakowie, który zlecił ekspertyzę Centralnemu Laboratorium Kryminalistycznemu Komendy Głównej Policji. Po bardzo dokładnych badaniach, które – jak wynika z kosztorysu – trwały 174 godziny, biegli Komendy Głównej Policji wykluczyli, by Marek K. był autorem anonimów.
Ten wyrok znowu został przez prokuratora i pełnomocnika Ziobry zaskarżony i w kolejnym procesie, przed sądem odwoławczym, Marek K. został już ostatecznie uniewinniony.
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 206
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/zbigniew-ziobro-zapowiada-kasacje-w-sprawie-romana-polanskiego/brwm25


- Podjąłem decyzję, że kieruję do Sądu Najwyższego kasację ws. decyzji dotyczącej Romana Polańskiego, w której to sprawie sąd krakowski zdecydował o niewydawaniu pana Polańskiego Stanom Zjednoczonym w sytuacji, kiedy jest oskarżony i ścigany o okrutne przestępstwo wobec dziecka, gwałt na dziecku - powiedział w radiowej Jedynce minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Taaa... i to biedne dziecko poszło z własnej woli być na celebryckiej bibie, gdzie nie ma klimatu szkółki niedzielnej i miała świadomość, co ją czeka. A wredny zboczuch Polański myślał, że ma do czynienia z dorosłą kobietą, ale to szczegół. I to biedne dziecko wcale nie myślało, że jest gwałcona, bo uważało,że gwałt to coś gorszego niż anal. I jakieś dziwne to biedne dziecko, które po latach swemu bezwzględnemu oprawcy przebaczyło całą sprawę.
 

adammiko90

New Member
10
20
Konkretna grafika, trafia do mas i o to w tym chodzi.
Ale co to zmienia? Szkoda, że takie grafiki pojawiają się w partii która tak naprawdę rozbita jest i leży na deskach.
 
Do góry Bottom