Umowy zakazujące kopiowania

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
To zależy, co rozumiesz przez "sprzedał" i "kupił", bo można to zrobić na wiele sposobów i na różnych warunkach. Jeśli sprzedać znaczy kompletnie zrzec się na czyjąś rzecz WSZYSTKICH uprawnień do danego przedmiotu, to masz rację.

Albo sprzedaz, albo oddanie w dzierzawe. Dla mnie to dwie rozne rzeczy.

Ale kupić można przedmiot bez nabycia wszystkich uprawnień - na przykład developer chcący stworzyć osiedle dla niepalących, może sprzedawać mieszkania z zastrzeżeniem, że nie wolno w nich palić. I wtedy nabywając takie mieszkania, nabywasz je na warunkach developera, a palenie faktycznie jest tam nielegalne, bo zobowiązujesz się, że nie będziesz tam palił. I przekazując dalej to mieszkanie, przekazujesz jedynie swoje uprawnienia (a nie uprawnienia developera - kolejny właściciel również zobowiązany jest do niepalenia, bo w Twojej wiązce uprawnień nie ma tej umożliwiającej palenia, więc odstępując ją, nie możesz dysponować uprawnieniami, których nie posiadasz).

Jesli nie mam prawa palic w jakims miejscu to znaczy, ze ten ktos mi zabrania. Czyli ten ktos jest wlascicielem a ja tylko najmuje. A jesli ja jestem wslascicielem to mam prawo tu palic bez znaczenia czy jakas umowe podpisywalem czy nie.
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 881
12 264
Jesli nie mam prawa palic w jakims miejscu to znaczy, ze ten ktos mi zabrania. Czyli ten ktos jest wlascicielem a ja tylko najmuje. A jesli ja jestem wslascicielem to mam prawo tu palic bez znaczenia czy jakas umowe podpisywalem czy nie.
A kto będzie właścicielem nieruchomości, na której ustanowiono służebność drogi koniecznej? Jeśli nikt, to czy będę mógł ją pierwotnie zawłaszczyć?
 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
Własność rozciągnięta w czasie na ziemniakach, których nie ma bo miały dopiero wyrosnąć to prawie własność na dobrach niematerialnych ;) Jeśli ten przykład się nie podoba to go zmodyfikujmy, że ktoś miał przyjść i dla mnie zaśpiewać, albo zrobić striptiz :) Po to się pisze umowy i zapisuje kary umowne, żeby te umowy były dotrzymywane.

Ty mowisz o umowach dotyczacych zrobienia cos dla drugiej osoby, a ja mowie o korzystanie ze swojej wlasnosci bez zwiazku z druga osoba.

No to jak się da obejść odpowiednio spisując umowę to o czym my gadamy? Libertarianin tom przez cały czas pisał, że umowy są nic nie warte. A więc jednak są warte czy nie?

Jak powiem, że ktoś ma zatańczyć oberka a ja odtańczę kozaczoka a jak jedna ze stron tego nie zrobi to zostaje niewolnikiem drugiej strony do czasu odtańczenia danego tańca to już jest ok?

Niewolnikiem byc nie moze. Ale mozesz np. wpisac klauzule ze jak nie zatanczy kozaczaka to musi zaplacic milion zlotych. A jak nie ma czym zaplacic to musi ten milion odpracowac. Wtedy mozesz egzekwowac umowe. No problem.
 

Ciek

Miejsce na Twoją reklamę
Członek Załogi
4 881
12 264
Ja w takie cos jak "służebność drogi koniecznej" nie wierze. Wszytko mozna zwlaszczyc jesli nie nalezy do nikogo.
No, to szkoda, bo taki pogląd właśnie prowadzi nas do hikikomoriańskiego lolbertarianizmu z całym tym kupowaniem krawężników i uniemożliwianiem wyjechania ze swojej posesji :( Ja nie chcę takiego akapu, chcę mieć zapisane, ze mogę się wydostać ze swojej posesji :(
 
  • Like
Reactions: fds

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Nie doczytałeś. Kupuje działkę ode mnie, ale Ty chcesz mu zrobić wjazd. Jako że on posiada wiązkę uprawnień do "nieposiadania nieproszonych gości na swoim terenie", Ty (jak się domyślam) uznajesz, że nie możesz mu zrobić wjazdu. I teraz analogicznie - sprzedaję Ci płytę, ale zostawiam sobie wiązkę uprawnień do kopiowania. No i wtedy ani Ty, ani żadna inna osoba trzecia nie może płyty skopiować.
Po raz kolejny. Każdy dysponuje swoimi uprawnieniami. Każdy na starcie ma swoje uprawnienie do kopiowania [jak i robienia każdej innej, dowolnej rzeczy], z którego może lub nie, zrezygnować. To, że ktoś zobowiązuje się przed Tobą, że nie będzie kopiował, nie znaczy że wszyscy inni mają jakiś eksterytorialny obowiązek uczynienia tego samego.

Zdecyduj się, czy opierasz wszystko na wiązkach własności, czy umowach, bo to są koncepcje sprzeczne ze sobą.
Ja się nie opieram na wiązkach własności, tylko wiązkach uprawnień. To jest coś innego. Własność z tego dopiero powstaje, a umowy tego dotyczą.

Bo co niby? My też się przed nim nie zobowiązywaliśmy, że nie będziemy mu robić wjazdu. Jeśli własność opiera się na umowach, wtedy nie ma żadnego pierwotnego zawłaszczenia przecież. Musi podpisać z nami wszystkimi umowę, że będziemy respektować jego ziemię.
Jeżeli posiadamy jakąkolwiek własność, to się zobowiązywaliśmy. Własność implicite wprowadza rozróżnienie na "moje" i "twoje". Jeśli ogłaszasz się i stajesz właścicielem czegoś, oznacza to, że zrzekasz się wyłączności do kontroli nad terenem, który nie jest Twoją własnością. Tak samo jak Fritzl czy ja robimy z Twoją działką, uznając, że panujemy w pełni i wyłącznie jedynie na swoim. Wyłączność masz tylko w przypadku kontroli tego, co stanowi Twoją własność. Więc jeśli ja, Ty i Fritzl jesteśmy właścicielami czegoś, to wiadomo z samej definicji własności, że wyłączność do decydowania o czymś mamy tylko w swoich rewirach. Uznając się za właściciela, ograniczasz swoje uprawnienia do robienia wjazdów na inną własność, która znajduje się już poza Twoją kontrolą, zwłaszcza jeśli tamten właściciel nie udostępnia Ci swojego uprawnienia do robienia na niego wjazdu. Poza masochistami pragnącymi aby ktoś ich napadł, raczej mała szansa...

Obawiać należy się tylko tych, którzy nie mają żadnej własności, więc nie zobowiązywali się zupełnie przed nikim i do niczego.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Albo sprzedaz, albo oddanie w dzierzawe. Dla mnie to dwie rozne rzeczy.
Kwestia uzgodnienia terminologii.

Jesli nie mam prawa palic w jakims miejscu to znaczy, ze ten ktos mi zabrania. Czyli ten ktos jest wlascicielem a ja tylko najmuje. A jesli ja jestem wslascicielem to mam prawo tu palic bez znaczenia czy jakas umowe podpisywalem czy nie.
Dlatego ja za pełną własność uznaje własność z suwerennością. A libertarianie, którzy chcą aby Fritzl nawet na swoim terenie przestrzegał NAP i nie zamykał oraz dupczył córki w piwnicy, czegoś mu zabraniają, czyli stają się prawdziwymi właścicielami, a z niego robią jedynie najemcę. Mimo, że sami nie posiadali wcześniej jego ziemi, więc nie mogli mu z takim zastrzeżeniem jej sprzedać czy nająć... :p
 
  • Like
Reactions: fds

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
No, to szkoda, bo taki pogląd właśnie prowadzi nas do hikikomoriańskiego lolbertarianizmu z całym tym kupowaniem krawężników i uniemożliwianiem wyjechania ze swojej posesji :( Ja nie chcę takiego akapu, chcę mieć zapisane, ze mogę się wydostać ze swojej posesji :(
No a z kim to niby ustalasz? Umowa społeczna, czy jak? To ja chcę mieć zapisane, że mam prawo do gwarantowanego dochodu minimalnego.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Fat, nigdy chyba nie odpowiedziałeś dlaczego własność ziemi ma być ważniejsza niż własność ciała. Dlaczego ten konkretnie typ własności reguluje wszystko?
 

pampalini

krzewiciel słuszności
Członek Załogi
3 585
6 855
No to jak się da obejść odpowiednio spisując umowę to o czym my gadamy? Libertarianin tom przez cały czas pisał, że umowy są nic nie warte. A więc jednak są warte czy nie?
Zależy jak są spisane, a dokładniej - czego dotyczą.

Jak powiem, że ktoś ma zatańczyć oberka a ja odtańczę kozaczoka a jak jedna ze stron tego nie zrobi to zostaje niewolnikiem drugiej strony do czasu odtańczenia danego tańca to już jest ok?
Sprzedanie się niewolę to drażliwy temat i jako że występuję tutaj w roli obrońcy koszernego rothbardianizmu, muszę odpowiedzieć - "nie". Natomiast można spisać umowę o transfer miliona złotych od jednej strony do drugiej w przypadku jeśli jakieś zdarzenie ma miejsce (w tym przypadku nieodtańczenie swojego tańca). Jak już mówiliśmy na szaucie, można chyba nawet podpisać umowę na transfer do kogoś kawałka swojego ciała. Więc wspomniana przez Cieka "kara umowna" jest koszerna, tyle że umowa musi być spisana jakby na opak - dotyczy transferu tej kary umownej właśnie pod pewnymi warunkami, a nie transferu "tańca".

Ale nie wiem, może libertarianin.tom się ze mną nie zgodzi. A może Rothbard wstanie z martwych i wrzuci posta w temacie.

Ja nie podpisywałem żadnego katechizmu, więc czemu miałbym go przestrzegać?
Mówię o "Etyce wolności" Rothbarda, oczywiście. Rozmawiamy o ograniczeniach narzucanych przez jakiś konkretny system etyczny - w tym przypadku rothbardiański libertarianizm. Mi też się nie chce wielu rzeczy przestrzegać (np. integralności cielesnej osób, które mnie wkurwiają i też nie czułbym wtedy, że robię coś złego).
 
Ostatnia edycja:

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Fat, nigdy chyba nie odpowiedziałeś dlaczego własność ziemi ma być ważniejsza niż własność ciała. Dlaczego ten konkretnie typ własności reguluje wszystko?
Nie jest ważniejsza per se, ale w praktyce nieruchomości mają przewagę nad ruchomościami, bo to te drugie nawiedzają te pierwsze, a nie na odwrót. Poza tym nieruchomości w sposób ciągły i nieprzerwany zajmują i "posiadają" dany obszar, w przeciwieństwie do ruchomości, które tego nie robią, bo zmieniają swoje położenie. Prawdopodobnie to samo dotyczy pierwszeństwa w określonym miejscu.

A czy własność ziemi faktycznie jest ważniejsza od własności czyjegoś ciała, o to już musisz pytać właściciela tej ziemi. Podobnie jak kobietę, która może wyrazić zgodę lub odmowę na wsadzanie w przestrzenie jej ciała jakichś obcych genitaliów. Dlaczego własność cipki ma być ważniejsza od własności kutaska?

#propertarianizmfreudowski
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Ale moje ciało jest zawsze tam, gdzie ja. To jakby przewaga na ziemią. Czy nieruchomością. To chyba dobry powód, aby była lepszą własnością.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Dla mutualistów i koczowników - jak najbardziej. Dla osiadłych, chcących żyć po swojemu - już gorzej.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Ale tylko wtedy, gdy zakładamy, że musimy mieć jakąś hierarchię własności, w sensie lepsze i gorsze, mocniejsze i słabsze. Ale to offtop.
 

Lancaster

Kapłan Pustki
1 168
1 115
Niewolnikiem byc nie moze. Ale mozesz np. wpisac klauzule ze jak nie zatanczy kozaczaka to musi zaplacic milion zlotych. A jak nie ma czym zaplacic to musi ten milion odpracowac. Wtedy mozesz egzekwowac umowe. No problem.

A to niby czemu? Jeśli obie strony zgodzą się na takie warunki dobrowolnie, to nie widzę w tym problemu. W końcu każdy człowiek jest samoposiadaczem, a to co chce zrobić ze swoją własnością (swoim ciałem) to już jego sprawa. Bo gdyby uznać inaczej, że człowiek nie może swobodnie decydować o swoim ciele, to byłby czyjąś własnością. Jeśli masz np. samochód, a ktoś ci mówi, że nie możesz go sprzedać (ani zrobić z nim określonych rzeczy) to kto jest właścicielem, tego samochodu, ty czy ktoś, kto ustala warunki, korzystania z niego? Inną sprawą jest, że zobowiązywanie się do bycia czyimś niewolnikiem jest czymś kretyńskim i raczej (prawie) nikt by się na takie coś nie zgodził. Ale głupota jest prawem nie towarem, a libertarianizm nie polega na niańczeniu obcych ludzi.

Co do karalności nie dotrzymanych umów, najlepiej się zabezpieczyć karą zawartą w umowie. Wtedy wszystko jest jasne. Natomiast jak ktoś jest debil i kary w umowie nie napisze, to robi się problem i ma mniejsze pole do manewru. Z drugiej strony umowa to w sumie coś w rodzaju wymiany, zobowiązania. Jeśli ktoś zobowiązuje się, że zaśpiewa w Sylwestra, jeśli ktoś przebierze się za hot-doga, to w wypadku jak jedna osoba wykona swoją część umowy, to druga ma obowiązek wykonać swoją, gdyż się zobowiązała. Umowa tym się różni od obietnicy, że jest to dobrowolny transfer zobowiązań (cząstki swojego samoposiadania).
 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
A to niby czemu? Jeśli obie strony zgodzą się na takie warunki dobrowolnie, to nie widzę w tym problemu. W końcu każdy człowiek jest samoposiadaczem, a to co chce zrobić ze swoją własnością (swoim ciałem) to już jego sprawa. Bo gdyby uznać inaczej, że człowiek nie może swobodnie decydować o swoim ciele, to byłby czyjąś własnością. ).

Chodzi mi o to, ze nie da sie oddzielic ciala od woli (z wyjatkiem ukatrupienia kogos...). To tez nie da sie sprzedac "siebie samego". Mozesz jednak obejsc ten problem inaczej, np. spisac umowe o wieczna prace danej osoby i zatrzec klauzula, ze jesli pracownik bedzie chcial odejsc to musi zaplacic ci 3 miliony dolarow. Normalna umowa o warunkowe przekazanie wlasnosci (w postaci kary umownej). Wtedy jest jak dla mnie ok. Wiec kiedy pracownik bedzie chcial odejsc to bedzie mial wybor: placic 3 miliony albo te pieniadze odpracowac. Wybor nalezy do niego...

Jeśli masz np. samochód, a ktoś ci mówi, że nie możesz go sprzedać (ani zrobić z nim określonych rzeczy) to kto jest właścicielem, tego samochodu, ty czy ktoś, kto ustala warunki, korzystania z niego?

Samochod moze od swojej woli oddzielic, a ciala nie (z wyjatkiem samobojstwa).

Co do karalności nie dotrzymanych umów, najlepiej się zabezpieczyć karą zawartą w umowie. Wtedy wszystko jest jasne. Natomiast jak ktoś jest debil i kary w umowie nie napisze, to robi się problem i ma mniejsze pole do manewru.

Krzysztof chyba uwaza, ze jak sie nie spisze kary umownej to znaczy, ze umowy wogole nie da sie zerwac (tak mi wynika z jego wypowiedzi w temacie o gladiatorach) i w razie zerwania to druga strona (chyba!) moze cie zniewolic, ubic albo torturowac. A ty co o tym myslisz?

Z drugiej strony umowa to w sumie coś w rodzaju wymiany, zobowiązania. Jeśli ktoś zobowiązuje się, że zaśpiewa w Sylwestra, jeśli ktoś przebierze się za hot-doga, to w wypadku jak jedna osoba wykona swoją część umowy, to druga ma obowiązek wykonać swoją, gdyż się zobowiązała. Umowa tym się różni od obietnicy, że jest to dobrowolny transfer zobowiązań (cząstki swojego samoposiadania).

Wedlug mnie (i Rothbarda zreszta tez): nie ma takiego obowiazku bo ty zawsze w pelni nalezysz do samego siebie i nie mozesz sprzedac siebie ani swojej czastki (mozesz sprzedac czesc swojego ciala, ale nie czesc "siebie samego" [czesc wlasnej woli]). Dlatego stosuje sie w takim wypadku kary umowne, ktore jak juz pisalem sa dla mnie OK.

=======

Chce tylko dodac iz kary umowne dotycza zobowiazan wzajemnych (ja cos robie dla ciebie a ty dla mnie, hazard, etc). Natomiast kary za zrobienie czegos ze swoja wlasnoscia (bez zadnego zwiazku z druga strona umowy) po fakcie dokonania sprzedazy to dla mnie bubel a nie umowa. Dlatego kara udostpnienie komus zakupionego filmu na DVD nie jest wedlug mnie wiazaca, tak samo jak kara umowna za wynajecie zakupionego domu Cyganom, etc. (i tu sie z Maurycym nie zgadzam). Jesli wlasciciel nie chce aby cos takiego dzialo sie z jego wlasnoscia to musi zawrzec umowe o dzierzawe a nie kupono-sprzedazy. Nie jest to problem semantyczny ale prawny. W przypadku dzierzawy nie dochodzi do transferu wlasnosci.

(P.S. Zaczynam pisac, gdzie sie z Rothbardem zgadzam a gdzie nie, zeby mnie Gazda z Krzysztofem nie obmawiali ze bycie bezwarunkowym fanem tego filozofa/ekonomisty).
 

Lancaster

Kapłan Pustki
1 168
1 115
Chodzi mi o to, ze nie da sie oddzielic ciala od woli (z wyjatkiem ukatrupienia kogos...). To tez nie da sie sprzedac "siebie samego". Mozesz jednak obejsc ten problem inaczej, np. spisac umowe o wieczna prace danej osoby i zatrzec klauzula, ze jesli pracownik bedzie chcial odejsc to musi zaplacic ci 3 miliony dolarow. Normalna umowa o warunkowe przekazanie wlasnosci (w postaci kary umownej). Wtedy jest jak dla mnie ok. Wiec kiedy pracownik bedzie chcial odejsc to bedzie mial wybor: placic 3 miliony albo te pieniadze odpracowac. Wybor nalezy do niego...

Tylko po chuj oddzielać wolę od ciała? Jak niewolnik chce to niech se wolę zachowa i wsadzi w dupę. Kupno niewolnika to kupno ciała.
Skoro można sprzedać nerkę, to czemu nie można sprzedać ciała? To jakiś komunizm, że ktoś mówi co można sprzedać, a co nie. Co z tego, że niewolnika nie da się w pełni kontrolować (chociaż przy dobrym wytresowaniu jest to możliwe), to problem kupującego, a nie osób trzecich.

Żeby rozjaśnić obraz sytuacji wyobraź sobie taką sytuację. Głęboki akap. Janek przed śmiercią podpisał akt prawny mówi, że gdyby go ktoś zamordował zostanie niewolnikiem jego brata Jakuba . Karol morduje Janka (powiedzmy w celach rabunkowych). Karol ma głupią siostrę Karolinę, która lituje się nad bratem i zdaje sobie sprawę, że będzie torturowany, a jej pewnie nic by nie zrobił, więc idzie do Jakuba. Dziewczyna proponuje, że odda mu się w niewole, w zamian za uwolnienie jej brata. Jakub myśli ciało niezłe, fajna dupa z twarzy, to czemu nie (chociaż ma wyrzuty sumienia z powodu brata, ale instynkt bierze górę) i się zgadza. Czemu taka umowa miałaby nie być ważna?

Krzysztof chyba uwaza, ze jak sie nie spisze kary umownej to znaczy, ze umowy wogole nie da sie zerwac (tak mi wynika z jego wypowiedzi w temacie o gladiatorach) i w razie zerwania to druga strona (chyba!) moze cie zniewolic, ubic albo torturowac. A ty co o tym myslisz?

Rozumiem, że mówimy o umowach w, których nie ma zapisanej kary za jej niedotrzymanie?

Umowy to sprzedaż praw (zobowiązań), więc podlegają prawom własności, a nawet są ich źródłami. NAP, samoposiadanie, prawa własności itd. to też umowy (domyślne), też nie powinny obowiązywać, bo są umowami i nikt ich nie podpisywał? Jeśli ktoś się na coś zobowiązuje i rezygnuje/przekazuje jakieś uprawnienia innej osobie, powinien tych zobowiązań dotrzymać. Jeśli zobowiązań nie dotrzyma mówimy o oszustwie. Możliwość zawierania umów (drobnej cesji samoposiadania) wynika z samoposiadania i jego podzielności (ponieważ jedną z funkcji własności jest możliwość dzierżawy). A ponieważ zawierając umowę nastąpiła częściowa cesja samoposiadania, po spełnieniu warunków przez jedną stronę dochodzi do przekazania własności. Tak więc druga strona jest coś winna pierwszej. Umowa precyzuje co. Problem pojawia się kiedy w umowie nie ma kary za jej złamanie. Wtedy idiota, który nie potrafił prawidłowo sporządzić umowy ma dwa wyjścia, albo zmusić drugą stronę do jej przestrzegania (skoro podpisywał, był w pełni świadomy, można mówić o dobrowolności) albo zażądać satysfakcji (może być to cokolwiek o symbolicznej wartości, byle nie za wysokiej, mniej więcej takiej jak to co zrobił). Druga strona zaś również ma 2 wyjścia, albo dotrzymać umowy, albo wynagrodzić drugiej stronie stratę (, a ponieważ nie była sprecyzowana kara może to być nawet flaszka wódki, ale lepiej zadowolić pierwszą stronę). Jeśli obie strony się nie dogadają, pozostaje udać się do sądu, który zajmie się problemem wspomnianych debili (pewnie za sowitą zapłatą). Oczywiście można w umowie zastrzec, że umowa jest bezwzględnie wiążąca i w razie czego można zastosować środki przymusu (ale ludzie są na tyle inteligentni, że to chyba oczywiste). Przymus zadowolenia drugiej strony (albo chociaż wynagrodzenia jej) pojawić się można np. w wypadku gdy w umowie była jakaś data, a strona której to dotyczyło się nie zjawiła.

Wyobraź sobie taką sytuację lesbijka chora na HIVa zgodziła się pokazać cycki (zawarła umowę) człowiekowi, który wynalazł na niego skuteczne lekarstwo (albo skład, przepis jeśli nie chcesz czegoś materialnego, żeby zagmatwać), w zamian za nie. No i pokazała cycki. Czy według ciebie taka umowa nie jest ważna i wynalazca, może ją po prostu olać? Jeśli nie jest, wyjaśnij dlaczego.

Wracając do pytania ubić, zniewolić, torturować nie. Ale zmusić tak, najlepiej jak najmniej uciążliwe, dla drugiej strony i skutecznie.

Wedlug mnie (i Rothbarda zreszta tez): nie ma takiego obowiazku bo ty zawsze w pelni nalezysz do samego siebie i nie mozesz sprzedac siebie ani swojej czastki (mozesz sprzedac czesc swojego ciala, ale nie czesc "siebie samego" [czesc wlasnej woli]). Dlatego stosuje sie w takim wypadku kary umowne, ktore jak juz pisalem sa dla mnie OK.

Ale jak wspominałem można dokonać cesji uprawnień, czy to będą uprawnienia dotyczące samochodu, mieszkania, czy swojego ciała. To o czym mówisz jest sprzeczne ze swobodą zawierania umów, co dla mnie jest zamordyzmem.Czy ktoś z klasyków uznaje swobodę zawierania umów, bo myślałem, że jest ona jednym z fundamentów libertarianizmu (przecież na niej opiera się wolny rynek).
 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
Tylko po chuj oddzielać wolę od ciała? Jak niewolnik chce to niech se wolę zachowa i wsadzi w dupę. Kupno niewolnika to kupno ciała.
Skoro można sprzedać nerkę, to czemu nie można sprzedać ciała? To jakiś komunizm, że ktoś mówi co można sprzedać, a co nie. Co z tego, że niewolnika nie da się w pełni kontrolować (chociaż przy dobrym wytresowaniu jest to możliwe), to problem kupującego, a nie osób trzecich.

Facet moze isc do kogos i powiedziec, strzel mi w glowe, a po smierci moje cialo nalezy do ciebie. Wtedy jest w porzadku.

Ale w przypadku niewolnictwa, "niewolnik" moze zmienic zdanie i dlatego taki kontakt nie jest wiazacy. Kontakt o niewolnictwo dotyczy sprzedania kogos, a nie sprzedania tylko ciala.

Żeby rozjaśnić obraz sytuacji wyobraź sobie taką sytuację. Głęboki akap. Janek przed śmiercią podpisał akt prawny mówi, że gdyby go ktoś zamordował zostanie niewolnikiem jego brata Jakuba . Karol morduje Janka (powiedzmy w celach rabunkowych). Karol ma głupią siostrę Karolinę, która lituje się nad bratem i zdaje sobie sprawę, że będzie torturowany, a jej pewnie nic by nie zrobił, więc idzie do Jakuba. Dziewczyna proponuje, że odda mu się w niewole, w zamian za uwolnienie jej brata. Jakub myśli ciało niezłe, fajna dupa z twarzy, to czemu nie (chociaż ma wyrzuty sumienia z powodu brata, ale instynkt bierze górę) i się zgadza. Czemu taka umowa miałaby nie być ważna? .

j.w. Ale jak juz mowilem: zawsze mozna zabezpieczyc ten kontrakt za pomoca kary umownej.

Wyobraź sobie taką sytuację lesbijka chora na HIVa zgodziła się pokazać cycki (zawarła umowę) człowiekowi, który wynalazł na niego skuteczne lekarstwo (albo skład, przepis jeśli nie chcesz czegoś materialnego, żeby zagmatwać), w zamian za nie. No i pokazała cycki. Czy według ciebie taka umowa nie jest ważna i wynalazca, może ją po prostu olać? Jeśli nie jest, wyjaśnij dlaczego..

Bo jest to umowa o warunkowe przekazanie wlasnosci. Jesli ja zatancze to ty mi dasz lek. Druga osoba musi dac lek. W odwrotnej sytuacji: ja daje ci lek a w zamian ty zatanczysz, to druga osoba nie ma obowiazku zatanczyc. Musi natomiast oddac lek (jesli juz go dostala) i (jesli umowa przewiduje) zaplacic kare umowna.

Wracając do pytania ubić, zniewolić, torturować nie. Ale zmusić tak, najlepiej jak najmniej uciążliwe, dla drugiej strony i skutecznie. ..

A jak perwazja nie zadziala?

Ale jak wspominałem można dokonać cesji uprawnień, czy to będą uprawnienia dotyczące samochodu, mieszkania, czy swojego ciała. To o czym mówisz jest sprzeczne ze swobodą zawierania umów, co dla mnie jest zamordyzmem.Czy ktoś z klasyków uznaje swobodę zawierania umów, bo myślałem, że jest ona jednym z fundamentów libertarianizmu (przecież na niej opiera się wolny rynek).

Chodzi mi o to, ze po dokonaniu aktu kupna-sprzedazy, sprzedajacy nie ma juz zadnych praw co do kupujacego. Dlatego jesli ktos chce aby kontrahent nie rozpowszechnial przekazanej mu plyty CD albo nie udostepnial domu Murzynom, to powinien podpisac umowe o dzierzawe/najem, a nie kupno-sprzedaz.

Nawet znalazlem w Necie faceta z Cato (Sheldon Richman) co troche podobnie mysli:

http://www.cato-unbound.org/2010/06/29/sheldon-richman/restrictive-covenants-rule-dead-hand-past

(niestety facet pierniczy tam tez cos o rasizmie i przez to rozwadnia swoj wywod, wiec najwazniejsze zdanie z tego artykulu wklejam ponizej):

"Why should that be enforceable? It has the appearance of a naked promise to perform or not perform some action in the future. How is it different from promising to marry someone and then changing your mind? If the restriction is violated, who has been wronged or deprived of just property? The former owner? How so?"

zeby nie bylo ze jestem jednostronny, ponizej odpowiedz Caplana wraz z dyskusja w komentarzach:

http://econlog.econlib.org/archives/2010/06/restrictive_cov.html
 

Alu

Well-Known Member
4 634
9 696
Ale w przypadku niewolnictwa, "niewolnik" moze zmienic zdanie i dlatego taki kontakt nie jest wiazacy.

A co jeśli w umowie jest zapis, że za zerwanie umowy karą jest niewolnictwo? :)

Inna sprawa czy niewolnik faktycznie może zerwać umowę tak jak wolny człowiek. A nawet jeśli może, to czy zmienia to jakoś, że jest własnością innej osoby. Transferu własności nie można tak po prostu sobie cofnąć. Tzn czy jeśli zerwie umowę i ucieknie, czy nie byłaby to w sensie najzupełniej dosłownym kradzież i właściciel mógłby go ścigać i odebrać go... jemu? :)
 
Ostatnia edycja:
Do góry Bottom