GAZDA
EL GAZDA
- 7 687
- 11 166
w moim świecie nikt nie pierdoli co może a co nie może być treścią dobrowolnej umowy pomiędzy stronami...
ano to że przecie gadomy o karze która wynika z umowy, zmusić kogoś do wykonania czynności nie można, strona może odmówić, musi zapłacić kare lub odpracować wartość kary. a co jak karą wynikającą z umowy jest srylion uncji srebra?
nie wiem dlaczego jesli treść umowy brzmi:" jak ci zaśpiewam to ty mi zatańczysz" nie jest ważną umową...
i nie można zmusić strony do zatańczenia jak już ktoś zaśpiewał mu, ino że niby umowa jest wiążąca jak dochodzi do przekazania własnosci, dlatego wedle was trzeba ustalić w umowie kare pieniężną bo ino taką można...
no to prosze" jak ci zaśpiewam to ty mi zatańczysz, a jak nie to musisz mi dać srylion uncji srebra"
i jak ma gostek odpracowac takie coś? i jak ma odpracować komuś kto pracy nie ma do zaoferowania?
po chuj komplikujecie wszystko tym nieuznawaniem dowolnych treści dobrowolnych umów pomiędzy stronami...
ano w tym że nawet jakby robił do usranej śmierci to nadal nie spłaci nawet częsci długu, a ja nie mam dla niego pracy, bo nie mam i chuj... on ma zatańczyć abo dać mi srylion uncji srebra...Jak ktos woli pracowac u ciebie do usranej smierci i odpracowywac kare umowna zamiast zatanczyc to w czym problem?
Przedmiotem czy treścią umowy może być wszystko i nikt nie twierdzi inaczej. Dyskusja dotyczy egzekwowalności, jeśli któraś ze stron nie chce się wywiązać. Nie odpowiedziałeś wciąż na pytanie, jak w Twoim świecie rozwiązywany jest problem egzekwowalności umowy "ja zatańczę, jeśli ty zaśpiewasz".w moim świecie nikt nie pierdoli co może a co nie może być treścią dobrowolnej umowy pomiędzy stronami...
Bo co - bo Gazda mu powie, żeby zatańczył?z umowy należy sie wywiązywać niezależnie co w niej jest i chuj, żaden rothbard nie pomoże...
jak ma zatańczyć to zatańczy...
Słuchaj, ja też mam swoje pomysły i ogólnie uznaję możliwość dokonywania agresji na różnych ludziach za różne rzeczy, które nie mają wiele wspólnego z libertarianizmem. Zasadniczo libertarianizm, tak jak został on sformułowany, jest "fizykalny", opiera się na "homesteadingu", prawach własności do fizycznych rzeczy i wymianach tych rzeczy. I tyle. Według libertarianizmu nie masz np. "prawa własności do dobrego imienia", nie masz "prawa własności do piosenki", "prawa własności do swoich przemyśleń" itp. Możesz rościć sobie prawa jedynie do fizycznych rzeczy. "Zatańczenie" i "zaśpiewanie" (czynności) nie są fizycznymi rzeczami, więc nie masz do nich prawa własności, co sprawia, że również nie możesz ich sensu stricto wymienić.tak, moge być bardzo przekonywujący czasem...
Według libertarianizmu nie masz np. "prawa własności do dobrego imienia", nie masz "prawa własności do piosenki", "prawa własności do swoich przemyśleń" itp. Możesz rościć sobie prawa jedynie do fizycznych rzeczy. "Zatańczenie" i "zaśpiewanie" (czynności) nie są fizycznymi rzeczami, więc nie masz do nich prawa własności, co sprawia, że również nie możesz ich sensu stricto wymienić.
Czy jesteś libertarianinem deontologicznym, czy konsekwencjonalistycznym? Bo argument o znikającym rynku usług jest, oczywiście, konsekwencjonalistyczny. Zwykle libowie odpowiadają - "nie obchodzą mnie ekonomiczne konsekwencje, liczy się dla mnie jedynie koszerna słuszność i moralność". Jeśli też tak zwykle odpowiadasz, wtedy ten Twój argument jest nie na miejscu. Jeśli natomiast jesteś libem konsekwencjonalistycznym, skupionym na ekonomii itp, wtedy wynurzenia Rothbarda i Kinselli nie powinny Cię obchodzić podobnie jak wszystkie inne argumentacje oparte o NAP. Davidy Friedmany czy Bryany Caplany, oczywiście, uznają "świętość umów", bo swojej filozofii nie opierają na NAPie, tylko na ekonomii i konsekwencjach.Czyli co. Znika rynek usług? Pójdę do fryzjera, zapłacę i powiem, żeby mnie ostrzygł, a on że nie mam prawa do jego czynności i teraz żebym się odwalił. No bez jaj.
Jeśli ktoś zobowiązuje się do czegoś w umowie a później jej nie przestrzega to pokrzywdzony ma prawo domagać się odszkodowania. Niedotrzymanie umowy jest oszustwem. Oszustwo jest złamaniem NAPu.
Mój trud włożony w napisanie piosenki nie jest moją własnością i każdy może ją kraść, i dowolnie kopiować? Co za komuch to wymyślił, kurwa!mój trud nie jest moją własnością? co to za komusze pierdololo? rothbard tak powiedział? niezły z niego komuch kurwa...
Czy jesteś libertarianinem deontologicznym, czy konsekwencjonalistycznym? Bo argument o znikającym rynku usług jest, oczywiście, konsekwencjonalistyczny. Zwykle libowie odpowiadają - "nie obchodzą mnie ekonomiczne konsekwencje, liczy się dla mnie jedynie koszerna słuszność i moralność". Jeśli też tak zwykle odpowiadasz, wtedy ten Twój argument jest nie na miejscu. Jeśli natomiast jesteś libem konsekwencjonalistycznym, skupionym na ekonomii itp, wtedy wynurzenia Rothbarda i Kinselli nie powinny Cię obchodzić podobnie jak wszystkie inne argumentacje oparte o NAP. Davidy Friedmany czy Bryany Caplany, oczywiście, uznają "świętość umów", bo swojej filozofii nie opierają na NAPie, tylko na ekonomii i konsekwencjach.
NAP jest złamany jedynie wtedy, kiedy dochodzi do naruszenia własności innej osoby. "Dobre imię", "czynność", "przemyślenia" itp. nie mogą być własnością, więc nie dochodzi do złamania ich ani kiedy ktoś rzuci wyzwiskiem, ani kiedy złamie umowę typu "czynność za czynność", ani kiedy skopiuje Twoje przemyślenia.
Nie za bardzo wiem, czemu, skoro to jest libertariański mainstream.Nie będę się powtarzał, podtrzymuję swoją opinię. Nie sądziłem, że będę musiał kiedykolwiek bronić ważności dobrowolnych umów na forum libertarian.
Nie za bardzo wiem, czemu, skoro to jest libertariański mainstream.
No ale jakbym wszedł na Forum Ekonomistów, nie dziwiłbym się, że będą tam bronić Keynesa.To czemu nie zgodzisz się z Keynesem? Przecież to ekonomiczny mainstream.
ja nic se z mainstreamowego libertarianizmu nie wyciągam, to ten mainstreamowy libertarianizm zawiera częściowo poglądy które są zbieżne z moimi...Wnerwia mnie po prostu, kiedy ktoś wyciąga sobie kilka rzeczy z libertarianizmu i każdego, kto ma jakiekolwiek do nich wonty, wyzywa od komuchów, bo "każdy kto łamie NAP to komuch", a jednocześnie sam sobie niektóre konsekwencje sztywnego NAPu arbitralnie odrzuca, bo mu się kłócą z jakimiś jego prywatnymi świętościami.