pawlis
Samotny wilk
- 2 420
- 10 193
Taaa... Gracjan jest tego przykładem .
Jezus sp. z o.o. [POLEMIKA]
Jacek Dehnel, Kazimierz Bem
22.08.2015 01:00
Papież Franciszek nie głosi nowego antykapitalizmu - on tylko przypomniał chrześcijańską krytykę tego systemu ekonomicznego, głoszoną stale i niezmiennie przez Jezusa.
Podczas prześladowań chrześcijan w roku 258 cesarz Walerian skazał na śmierć najwyższe duchowieństwo z papieżem na czele i polecił wydać cały majątek Kościoła, powierzony przez Sykstusa II diakonowi Wawrzyńcowi. Ten ostatni poprosił o trzy dni zwłoki na jego zgromadzenie. Kiedy stanął przed cesarzem, przyprowadził ze sobą kalekich, ubogich oraz żebraków i powiedział: "To są bogactwa Kościoła". Za co, jak łatwo sobie wyobrazić, został umęczony w wyjątkowo okrutny sposób, cesarz bowiem cenił kapitał, a nie kościelny socjal.
***
Redaktor Witold Gadomski zdiagnozował u papieża Franciszka "problem z kapitalizmem" ("Magazyn Świąteczny Gazety Wyborczej", 14 sierpnia 2015 r.), choć z kapitalizmem w jego agresywnej, neoliberalnej wersji problem ma nie tyle Franciszek, ile świat. Natomiast Witold Gadomski ma problem z Franciszkiem, który tę diagnozę głosi, postanowił go zatem pouczyć. W tym celu przywołał Klemensa Aleksandryjskiego, Tomasza z Akwinu, a nawet szefa banku watykańskiego, wziął w obronę również biednych następców Perona, czyli m.in. morderczą juntę generała Videli, pisząc, że "idea państwa opiekuńczego tak głęboko wrosła w mentalność Argentyńczyków, że utrudniała kolejnym rządom prowadzenie racjonalnej polityki gospodarczej". Wiele tam cytatów, brak wszakże z Ewangelii. Trudno się dziwić.
Gadomski poucza Franciszka, że nie zna się na kapitalizmie. Ale to jeszcze nic: Jezus - ten to się dopiero na kapitalizmie nie znał!
W przypowieściach opowiadał same przykre rzeczy o tych, którzy zgromadzili kapitały. Choćby w przypowieściach o bogaczu i żebraku Łazarzu, o wdowim groszu, w odpowiedzi bogatemu młodzieńcowi, któremu polecił sprzedać wszystkie swoje posiadłości i rozdać je ubogim, gdyż "łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Niebieskiego".
***
Zapewne wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby Witold Gadomski żył w Judei w czasach Jezusa i został jego uczniem. Czy raczej: menedżerem do spraw kapitału i transferów finansowych. Ekonomicznie żałosny model działalności Chrystusa zostałby zastąpiony modelem, by użyć określenia zaczerpniętego z tekstu, "rozsądnym".
Wino w Kanie przemienione za darmo, a przecież można było na nim zbić grubaśne drachmy! Koszt wody niski, proces przemiany darmowy, a produkt ostateczny - drogi i pożądany. W sytuacji braku alkoholu podczas godów weselnych można zaś było zażądać od 20 do 50 proc. więcej niż na co dzień!
Albo weźmy takie rozmnożenie pięciu chlebów i dwóch ryb. Trzeba było nie głupio i naiwnie rozdawać, tylko obrandować i sprzedawać! Choćby za pół ceny, wliczając drugą połowę w koszty promocji marki. A 12 koszów ułomków należało sprzedać Samarytanom jako niby to pełnowartościowe jedzenie modnie połamane na kawałki. Podatki nie stanowiłyby kłopotu, bo Jezus płacił je monetami odławianymi w stworzeniach morskich, choć wraz z rozwojem firmy zapewne trzeba by się było przerzucić z ryb na wieloryby...
Co jeszcze? W świątyni działali przekupnie. Zamiast ich wypędzać, można było rozwijać model: do każdego sprzedanego baranka rozmnożona wałówka gratis. A pomyśleć tylko, ile Jezus mógłby zarabiać na uzdrawianiu!
Oczywiście chorych należałoby selekcjonować, wybierając tych, którzy za tę wyjątkową usługę mogliby zapłacić wyjątkową kwotę, ale przecież zawsze były ogromne tłumy chętnych. Postawiłoby się celnika Mateusza, który przyjmowałby w depozyt co wyższe kwoty. W razie nieudanego uzdrowienia kasjer Judasz zwracałby pieniądze, bo chodzi przecież o uczciwy biznes.
Aż cisną się na usta hasła reklamowe: "Judejska służba zdrowia sieje ciemnotę. JezusMed nie tylko hamuje krwotoki, uzdrawia paraliż, przywraca wzrok, lecz także wskrzesza zmarłych!". Po dziesięciu latach takiej działalności, po wejściu na rynek antiocheński, aleksandryjski, a przede wszystkim rzymski - zderegulowany, bez zbędnych kosztów pracy - Jezus sp. z o.o. mogłaby sobie całą tę Judeę odkupić od cesarza na własność. I ten nieprzyjemny krzyż byłby niepotrzebny, bo to kapitalizm by zbawił świat! A tak...
***
Żarty na bok. Franciszek nie jest piewcą kapitalizmu, bo nigdy nie był nim Jezus.
Już na samą zapowiedź jego urodzenia Maria zgodnie z tradycją proroków i prorokiń Starego Testamentu głosiła, że "Bóg wywyższył poniżonych, a bogatych odesłał z niczym". Pierwsi chrześcijanie, kierując się Jego naukami, spieniężali swoje majętności i oddawali wspólnocie, by "rozdzielać je według potrzeby".
Kiedy Ananiasz i Safira postanowili potajemnie zachować dla siebie część kapitału, zostali za to ukarani śmiercią. Wyobraźmy sobie tylko, jakimi pustkami zaczęłyby świecić Polska Rada Biznesu, Business Center Club czy Konfederacja Lewiatan, gdyby trupem padł każdy, kto zmniejsza obciążenia na rzecz wspólnoty, korzystając z podejrzanych metod, luk prawnych czy rajów podatkowych.
W istocie chodzi tu bowiem o moralną odpowiedzialność powiązaną z pomnażaniem kapitału. "Franciszek w swych wypowiedziach i dokumentach nie mówi, co uważa za żądzę zysku niepohamowaną, a co za dopuszczalną" - twierdzi Gadomski.
Nie jest to prawdą. Przemówienie w Santa Cruz jest powszechnie dostępne. Franciszek nazwał prawo do pracy, dachu nad głową i ziemi świętym, a w neoliberalnych zasadach świętość jest tylko jedna - i jest nią tzw. święte prawo własności. Tymczasem każdy ma prawo się bogacić - ale nie kosztem czyichś praw człowieka, nie za cenę praw całych społeczeństw, grup społecznych i dewastowania planety.
Sytuacja, w której jeden procent najbogatszych ma tyle, ile cała reszta mieszkańców Ziemi, jest dobitnym przykładem tego, czym skutkuje niepohamowana żądza zysku.
Tak naprawdę liberalny kapitalizm wiele zawdzięcza temu, że od lat 80. XX w. kościoły, zamiast zajmować się tym, czego nauczał Jezus, zajęły się kontrolowaniem sypialni swoich wiernych. Dzięki temu wmówiono nam wszystkim, że to kapitał i kapitaliści są zdrową tkanką narodów, a cała reszta stworzenia winna bić przed nimi czołem.
Doprawdy, od 30 lat nie ma grupy społecznej, która byłaby tak systematycznym beneficjentem społecznym i tak nienasyconą grupą roszczeniową jak kapitaliści: ulgi, zwolnienia, luki, raje podatkowe, deregulacja, prywatyzacja zysków i nacjonalizacja strat - oto ewangelia, którą głosili świeccy apostołowie wolnego rynku, gdy Kościół rzymski dzielnie walczył z prezerwatywą. Jeżeli wierzyć Gadomskiemu, BCC i Lewiatanowi, to mamy grupę ludzi o specyficznym problemie psychicznym, a mianowicie takim, że nie mogą robić biznesu, jeśli płacą podatki. Uważają, że zarabianie pieniędzy jest cnotą samą w sobie, którą reszta społeczeństwa winna wspierać, a oni łaskawie rzucą ochłapy zysków pracownikom. I to wcale nie oni są roszczeniowi. Ani trochę.
Papież Franciszek nie tyle stworzył "antykapitalizm" chrześcijaństwa, ile ponownie go odkrył. Zarówno Stary, jak i Nowy Testament są pełne wezwań do sprawiedliwego dzielenia się owocami naszej pracy, stąd rok jubileuszowy, w którym co 49 lat miano darowywać wszystkie długi; stąd zakaz zbierania całego plonu, by resztą mogli się pożywić wdowy, ubodzy i uchodźcy.
Nawet kalwinizm, tak często przywoływany jako katalizator kapitalizmu, wymagał od swoich wiernych dzielenia się zyskami z pracy - to w Holandii i Genewie wprowadzono zalążki systemu opieki społecznej, rozbudowanego w XIX w. przez chrześcijańskich demokratów, takich jak pobożny luteranin kanclerz Bismarck w Niemczech czy pastor i premier Abraham Kuyper w Niderlandach. Rozumiał to też np. Krzysztof II Radziwiłł, gdy razem z żoną Anną ufundowali w 1631 r. w Kiejdanach zbór kalwiński, szkołę, plebanię, mieszkanie dla nauczyciela, "szpital dla ubogich i chorych, dom sierocy dla wdów, panienek i małych osieroconych dziatek". To dopiero był socjal!
I uczynili tak bez żądań odpisów i zwolnień podatkowych, ale by pobudzić swoje dzieci i innych do jeszcze większej szczodrości.
***
Rozumiemy frustrację Gadomskiego. On i polscy piewcy kapitalizmu powinni się modlić o to, by polski Episkopat jak najdłużej zajmował się zaglądaniem w ludzkie jajniki, łóżka, spodnie i spódnice. I by dalej ignorował papieża Franciszka, który przypomina nam słowa Jezusa skierowane do bogaczy: "Jakże jest ciasna brama i droga wąska, która prowadzi do życia!".
Jacek Dehnel, pisarz, poeta i tłumacz;
Kazimierz Bem, pastor ewangelicko-reformowany w USA, publicysta protestancki, członek redakcji "Miesięcznika Ewangelickiego".