Ma, skubany, całkowitą rację. Dlatego ja jestem przeciwko polityce jako takiej.W tym nowym świecie mówienie o „rozdawnictwie nie swoich pieniędzy” zwyczajnie nie ma sensu. Ponieważ polityka polega właśnie na tym rozdawnictwie!
Ma, skubany, całkowitą rację. Dlatego ja jestem przeciwko polityce jako takiej.
Carl Schmitt kiedyś stwierdził: „nie istnieje polityka liberalna, a tylko liberalna krytyka polityki” i to się sprawdza, zwłaszcza w przypadku anarchokapitalistów.
W ogóle nie zwracam uwagi na personalia, kiedy oceniam tego rodzaju diagnozy rzeczywistości.Nikt Cię nie zmusza do przebywania w jednym worku z Wosiem i hitlerowcem. Sam sobie wybierasz taką pozycję. Uważasz, że jak z Carlem we dwóch jesteście prawakami, a Woś w tym worku jest jako lewak w mniejszości, to jest jakaś wartość?
Ano właśnie. Szkoda tylko, że władzy politycznej monarchów i arystokracji, a nie władzy politycznej w ogóle - przynajmniej w świadomości samych liberałów. Od czasu masowego upadku królestw, rola liberalizmu w historii się w zasadzie skończyła - wraz z następującą demokratyzacją liberalizm stracił inicjatywę i został zepchnięty na margines. Demokracja okazała się być tak fajna, że nikogo nie obchodzi powściąganie władzy politycznej, skoro wszystkim wydaje się, że potencjalnie mógłby ją zdobyć. A po co zdobywać władzę w wersji soft?Bo też i liberalizm był metodą ludzkości na faktycznie (niekoniecznie nominalne) zakończenie/ukrócenie/ograniczenie władzy politycznej monarchów/arystokracji.
Podlega, podlega.Czy to się komuś podoba, czy nie - nie ma bardziej absurdalnego twierdzenia niż to, że liberalizm nie jest nurtem politycznym. Można się ewentualnie spierać o anarchizm, ale w przypadku liberalizmu rzecz nie podlega dyskusji.
Gdyby liderzy liberalni kumali o co chodzi, potrafiliby przyjąć atrakcyjną oraz szczerą narrację o szkodliwości polityki i podali się jako wybawcy, którzy tę politykę powstrzymają. Nie robią tego, więc nie rozumieją, co sami reprezentują.No więc można. Klawiatura wszystko zniesie, a chętni do pochwalenia za to zawsze się znajdą. Można napisać, że polityczni liderzy liberalni oraz ich intelektualni liberalni patroni nie pojmują istoty fenomenu, a sprawdzają się za to najbardziej zajadli autorzy antyliberalni (jak Woś czy Schmitt).
Nie ma czegoś takiego jak dobra polityka - to oksymoron. Dobry jest tylko brak polityki.Dobra polityka niestety w obecnej epoce nie jest popularna. Stwierdzenie, że to w obecnej epoce w ogóle już nie jest nawet polityka, to tylko (werbalne) narzędzie wrogów wolności.
A więc mamy wgląd w filozoficzne podłoże dla Twojego bałaganiarstwa i niemocy w oddzielaniu tego, co polityczne od tego, co niepolityczne. Stąd też się bierze naiwny optymizm i chęć obrony polityki jako takiej, donkiszoteria poszukiwacza przejawów "dobrej polityki", który częścią tej siły, która wiecznie dobra pragnąc, wiecznie czyni zło, że tak sobie pozwolę sparafrazować Goethego.Błądzisz z wielu powodów, ale jednym z nich może być to, że wierzysz w jakieś chimery, totalne wymyślanki, typu: istoty. Nie ma czegoś takiego, jak istota polityki. Dlatego ja, podejmując to, co określasz jako płytką enumerację, w rzeczywistości liczę się z faktami oraz podpieram krytyczną (a nie bezkrytyczną) metodologią. Nie ma czegoś takiego, jak istota polityki, natomiast istnieją różne przejawy polityki. Dlatego tak - nie inaczej - zbudowałem tamten swój post na forum.
I w kompletnie różnych epokach polityka staje się po prostu czymś innym, odmienionym. Zawsze jednak jako opcja przynajmniej teoretycznie możliwa (choćby w praktyce bodaj niedostępna) istnieje polityka pożyteczna.
W jakiej naturze ludzkiej? Przecież uznajesz się za antyesencjalistę, może w ogóle jesteś pełnokrwistym nominalistą, więc czym dla Ciebie miałaby być jakaś natura ludzka?Dobro, zło i polityka są zakorzenione w naturze ludzkiej (cechach gatunkowych).
Dobrze, przynajmniej w najważniejszym punkcie mamy jakąś nić porozumienia.Teoriogrowe interpretacje wielopłaszczyznowo złożonych organizmów społecznych są szalenie ryzykowne. Teoria gier bazuje na silnych uproszczeniach rzeczywistości. Dość powiedzieć, że jej najlepiej rozwiniętą i dającą najbardziej konkretne wyniki częścią jest teoria gier dwuosobowych o sumie stałej. Mimo wszystko jestem skłonny przychylić się do opinii, że dobrowolny handel jest grą o sumie dodatniej, a konflikty zbrojne grą o sumie ujemnej.
Tak? No to z łatwością powinno ci się udać zaprezentować przykład działalności politycznej, będącej jednocześnie grą o sumie dodatniej. Dajesz.Problem jest z tym, co ironicznie określę ISTOTĄ Twojej wypowiedzi, a więc z tezą, że polityka jest grą o sumie zerowej. To jest kompletnie nieuzasadnione.
De facto tworzy, bo producenci tych dóbr - przedsiębiorcy - również uczestniczą w wymianie - podobnie jak wszyscy, którzy uprzednio dostarczają im surowce, aby te produkty wytworzyć, umożliwiając im pracę.Napiszę dalej więcej. Na razie zatrzymam się przy oczywistej wpadce. Zamiast swojej bzdury mógłbyś przecież napisać pokrewną bzdurę: "Handel nie tworzy żadnych nowych dóbr (bo z racji zerowości sumy nie może), skupia się jedynie na ich podziale w ramach sporu i wymanewrowania rywali". Nie napisałeś tak, bo uważasz, że handel nie jest grą o sumie zerowej. Słusznie. Tylko że on tak samo nie tworzy nowych dóbr, a przekonanie, że handlowiec nie chce wymanewrować i klienta, i konkurencji jest skrajnie naiwne.
Nie, nie chodzi.Aha, ale jak masz wielką firmę, to jesteś nagle miłym Kropotkinem, który myśli tylko o wzajemnych korzyściach uczestników pokojowej kooperacji. Baju, baju, bedziem w raju. Nie - chodzi o to samo.
Patrz wyżej.Aha, a od pracowników (różnych "przedstawicieli") nie wymaga się wyników sprzedażowych, tylko cnoty. Baju, baju bedziem w raju.
I tym szybciej pozbędziemy się mylnego przekonania, że polityka jest rozwiązaniem naszych problemów. Jak dla mnie, podwójny zysk. Najskuteczniej z etatystycznych złudzeń bojownika o dobre obyczaje w polityce, leczy wtrącenie do pierdla lub obozu koncentracyjnego.Dla Ciebie kłamca to dobry polityk. Im więcej osób podzieli Twoje przekonanie, tym bardziej będziemy brutalnie tłamszeni przez, w cudzysłowie, "dobrych polityków".
Dla handlu z pewnością tolerancja dla oszustwa jest czynnikiem toksycznym, ale dla polityki już nie, tam to jest standardem, chlebem codziennym. W polityce kłamstwo jest cnotą, w zwyczajnym burżuazyjnym życiu opartym na kooperacji - grzechem. Jeżeli polityka się wykoleja, to jedynie dlatego, że ludzie mają dość grzechu, przelewającego się na resztę życia społecznego.W rzeczywistości handel TEŻ (też - bo polityka, jasne, oczywiście i częściowo z wymienionego dalej powodu) MOŻE być działalnością toksyczną, jeśli w społeczeństwie jest duża tolerancja dla oszustw. Pewna tolerancja istnieje i jest niewątpliwie jakimś problemem. Ona zaburza czystość handlu i wykoleja politykę.
Co jakoś i tak nie stoi na przeszkodzie nieanonimowym politykom we wciskaniu kitu motłochowi oraz unikaniu wątpliwych partnerów biznesowych, gdy ma się lepszą ofertę u kogoś innego...Natomiast istnieje też pewna różnica między polityką i handlem. Na korzyść, uwaga, tej pierwszej. W tak zwanym (to skrót myślowy) "wielkim mieście" handlowiec jest w dużym stopniu anonimowy, natomiast polityk centralny jest od rana do wieczora w świetle kamer i w jego przypadku trwale "spisane będą czyny i rozmowy".
Jeżeli się jest selektywnym i nie bierze pod uwagę polityki w całości, w każdym ustroju, to nic dziwnego, że nie dociera się do ponadhistorycznej istoty.Dlatego (między innymi) nadmiarowa demonizacja polityki (tej z tych bardziej współczesnych epok, bo, jak pisałem, nie ma ona niczego w rodzaju ponadhistorycznej istoty) jest głupia.
Ale co to w ogóle za argument? Albo, trzeźwy, cyniczny realizm makiawelizmu dobrze się odnosi do charakteru gry o sumie zerowej [i pozwala po zastosowaniu się do jego rad na osiągnięcie w niej dobrego wyniku], albo się nie odnosi [i nie pozwala]. Skoro makiawelizm w swych własnych słowach uznajesz za trzeźwy i realistyczny, powinieneś go uznać za bardzo dobrą przesłankę do uznania, że polityka ogólnie sprowadza się do gry o sumie zerowej. Gdyby metody opisane w "Księciu" były pożyteczne w działalności handlowej, to leżałyby na innej półce w bibliotece.Po to, by wierzyli w Twoje bajędy, usiłujesz forumowiczów zaszachować trzeźwym, cynicznym realizmem makiawelizmu.
Twoja niekonkluzywność i brak zdecydowania przestają być zaskakujące. Jesteś skazany na niemożność w osiąganiu ostatecznych rozstrzygnięć, gdy dotyczą one ogólnych kwestii teoretycznych, bo wykluczasz redukcyjną, idealizacyjną zdolność rozumu docierania do nieuniknionych prawidłowości. Albo nie tyle wykluczasz, co nie przypisujesz jej żadnego autorytetu, nie jesteś w stanie zawierzyć i dlatego będziesz sobie kolekcjonować w nieskończoność kolejne przejawy, nie dochodząc do żadnych mocnych tez.Ale POPATRZMY. Nie był von Clausewitz mniej - trzeźwym, cynicznym realistą. Jedyne, co ich różni, to to, że C po prostu mógł się zapoznać z dorobkiem M, a M zupełnie nie mógł się zapoznać z dorobkiem C. Von Clausewitz twierdzi: "Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami." Ani się z tym mocno zgadzam, ani się nie zgadzam. Bardziej zgadzam, jak już.
No właśnie nie za bardzo. Jeżeli chce się wyrazić sens relacji między polityką a wojną opisywany przez Clausewitza po teoriogrowemu, wciąż można. To, że "wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami", oznacza mniej więcej tyle, że w ramach gry o sumie zerowej można zainicjować zagnieżdżoną w niej, podrzędną wobec niej grę o sumie ujemnej. Tak samo, jak w powieści szkatułkowej można zawrzeć fabułę w fabule.Ja podkreślam swoje, czyli: z biegiem czasu polityka ma INNE przejawy, bo nigdy nie ma żadnej istoty. C był kontynuatorem pewnych tradycji, w których nawet nie mogło być tego, co jeszcze wówczas nie zaistniało. Niemniej jednak jest to wystarczająco trzeźwe, rozsądne zdanie, by obalić Twój trójpodział na grę dodatnią, zerową i ujemną.
Jest.Polityka, czymkolwiek jest (a jest, proszę, jeśli ktoś chce wiedzieć, choć przecież już wcześniej pisałem na tym forum i tego się nie powinno nie uwzględniać: swoimi przejawami), nie jest jako całość grą o sumie zerowej.
Ok, po przeczytaniu czegoś takiego odechciewa mi się dalszej dyskusji. Czy Ty wiesz w ogóle, co piszesz?W dużej fabryce sekretarka od telefonu, pilnowania drzwi i pilnowania porządku w dokumentach też nie wytwarza dóbr, ale może być bardzo potrzebna.
Mamy korwinowskie teorie przesiąkania, to teraz będziemy mieli też eliminatorowe teorie obsuwania (kwantowego zapewne, bo czy się obsunie w te czy we wte, to pewnie zależy od subatomowego indeterminizmu przejawów).Pewne jest za to, że polityka nie jest grą o sumie zerowej. Bo prawie zawsze się obsunie w złą lub dobrą politykę. Obsuwa się w złą - łatwo, łatwizna, dlatego łatwo jest może komuś wierzyć w Twoje skojarzenia. Obsuwa się w dobrą - rzadziej, to ambitne, trudne, może wręcz wyniosłe. W związku z tym są dwie rozsądne możliwości. Albo polityki nie można podsumować tak, jak wolnego handlu czy ogólniej wolnej gospodarki, wobec których teoriogrowe porównanie uznaję za w pełni dopuszczalne (a wobec zjawiska polityki zawodzi). Albo polityka, gdy jest dobra, jest grą o sumie dodatniej, a gdy jest zła, jest grą o sumie ujemnej. Możliwość trzecia, że jest z zasady grą o sumie zerowej, jest niedorzeczna.
Wręcz przeciwnie. Mój język pozwala na gruntowniejsze ujęcie realnych mechanizmów życia społecznego a poza tym ułatwia zrozumienie mojego punktu widzenia, opartego na takim a nie innym metafizycznym paradygmacie. Stosując ów język, przedstawiam moje zrozumienie świata i staję się przez to bardziej klarowny dla innych - w przeciwieństwie do Ciebie.>>Uniezależnianie ludzi od środków politycznych i podporządkowywanie środkom ekonomicznym można nazwać potocznie, od biedy, "polityką liberalną", ale w gruncie rzeczy, w swojej rzeczywistej istocie jest to antypolityka w najczystszej postaci<<
Nazwij x-a, jakim jest prowadzenie polityki o pewnym liberalno/semilibertariańskim zacięciu, zacięciu jakoś uczciwie zakorzenionym w liberalizmie klasycznym, antypolityką albo frutobździągwą. Jeśli chcesz, to ja mogę poprzeć frutobździągwę albo kalkomyszkę. Tylko że to nic nie daje. To pusta gra słów, dodawanie słów do wystarczającego zasobu słów - objawem dorosłości byłaby rezygnacja z takiego mącenia.
Gdyby ludzie skupili się na równomiernym uniezależnianiu ludzi od środków politycznych, również w ZSRR, nie trzeba byłoby stosować tych swoich środków politycznych do odpierania cudzych środków politycznych.POWAŻNĄ SPRAWĄ, którą oczywiście zignorowałeś (zaraz wyjaśnię - dlaczego zignorowałeś), jest teza, że gdyby Gripenstedt i jemu współcześni skrajnie rozpędzili się z uniezależnianiem ludzi od środków politycznych, to parę lat później ZSRR skupiłby swoją czujną uwagę na terenach szwedzkich i zamieniłby miłe lub przynajmniej normalne życie tamtejszych rzekomych szczęśliwców (rzekomych szczęśliwców - bo bez polityki...) na skrajne, przerażające szambo "na nieludzkiej ziemi".
dodatnia suma nie oznacza że wszyscy uczestnicy gry zyskują