simek
Well-Known Member
- 1 367
- 2 122
Ostatnie czego bym się spodziewał po takich, państwowych szkoleniach, że nauczą mnie strzelać, albo robić cokolwiek co się może przydać w czasie wojny.
W końcu jakieś info ile państwo wydaje na edukację - kwoty na tyle spore, że pewnie jakiś etatysta mógłby straszyć, że jakby szkoły były prywatne to płaciłbyś 8 tysi rocznie za swojego synka, a kto ma tyle pieniędzy do wydania? Jak widać, gdy te pieniądze przepuścimy przez ręce urzędników, to każdy w Polsce ma 8k na edukację dziecka.Najbardziej kosztownym etapem edukacji okazały się klasy I–VI. Wykształcenie jednego ucznia szkoły podstawowej to wydatek dla gminy na średnim poziomie 8,1 tys. zł rocznie. Koszty w ostatnim czasie znacznie wzrosły – jeszcze w 2007 roku było to 7 tys. zł. Rok nauki jest wart tutaj jedną czwartą więcej niż np. w liceum. Gimnazja i zawodówki też są tańsze. Na jednego gimnazjalistę samorządy wydają 8 tys. zł (6 tys. zł w 2007 roku), na licealistę 6,3 tys. zł (przed ośmiu laty – 4,5 tys. zł).
Bardzo fajne ukazanie systemu szkolnictwa w krzywym zwierciadle. Najciekawszy fragment "Jeśli na czarne mówimy białe dla dzieci ma to być białe".Jak im ten "Pan Kleks w kosmosie" prześlizgnął przez cenzurę...
Chipsy ze sklepu za rogiem, przemycana sól na stołówkę - tak uczniowie radzą sobie z tzw. sklepikowym rozporządzeniem.
- Najbardziej brakuje mi w sklepikach drożdżówek. To jednak nie problem, bo mogę je kupić w każdym mijanym po drodze do szkoły sklepie - mówi Magda, uczennica jednego z lubelskich liceów. Jak dodaje, w szkole kupuje tylko wodę.
Minęły prawie dwa tygodnie od kiedy w życie weszło tzw. sklepikowe rozporządzenie, które ściśle określa, jakie produkty można sprzedawać w szkolnych sklepikach.
W związku z funkcjonowaniem nowych przepisów, dyrektorzy dostrzegają spadek zainteresowania zakupami w szkole.
- Przed okienkiem nie ma takiej kolejki jak dawniej - mówi Urszula Sławek, dyrektor Gimnazjum nr 9 przy ul. Lipowej. I dodaje: - Jeszcze nie spotkałam się, żeby w szkole ktoś manifestował swój sprzeciw, ale podczas jazdy autobusem słyszałam uczniów z różnych szkół, którzy zapowiadali, że będą przynosić takie jedzenie, jakie im smakuje.
Podobne spostrzeżenia ma Klaudia Skulimowska, która od sześciu lat prowadzi sklepik w Szkole Podstawowej nr 10 przy ul. Kalinowszczyzna. Jak mówi, dzieci nie są chętne do kupowania produktów dopuszczonych przez rozporządzenie. Kupują jedynie chipsy kukurydziane i wodę.
- Wodę po to, by popić cebularza, z którym już przychodzą do szkoły. W sklepiku go nie znajdą, bo jest w nim biała mąka, której rozporządzenie nie dopuszcza - mówi Skulimowska. I dodaje, że nowe przepisy nie sprawiły, że dzieci zmieniły swoje nawyki żywieniowe. - Uczniowie na korytarzach zajadają batony i chipsy. Piją także najtańsze oranżady.
Jak przyznaje, jej utarg dzienny spadł o 60 procent, a w hurtowniach ciężko znaleźć produkty spełniające normy.
Nieco lepiej wygląda sytuacja w stołówkach szkolnych. Jak przyznają dyrektorzy, nowe wytyczne niewiele różnią się od dotąd przyjętego menu. - Już wcześniej smażone potrawy dzieci jadły tylko raz w tygodniu. Ceny też nie poszły w górę - mówi Dorota Fornalska, dyrektor SP nr 22 przy ul. Rzeckiego. Dzieci płacą tu za obiad od 3 do 4 zł.
Problemem jest zmniejszenie ilości używanego cukru i soli. I tak przykładowo kompoty w Zespole Szkół nr 17 są słodzone miodem. - U nas, zdaniem uczniów, stołówkowe dania są zbyt mało doprawione. Zaczęli więc przynosić ze sobą sól z domu - dopowiada Urszula Sławek.
Kontroli jeszcze nie ma
Jak przyznaje Irmina Nikiel, powiatowy inspektor sanitarny w Lublinie, pytań w sprawie interpretacji rozporządzenia jest dużo. - W związku z tym zdecydowaliśmy się na przeprowadzenie szkoleń - mówi Irmina Nikiel. Będą dwa: pod koniec września i na początku października. Szczegółów jeszcze nie ustalono, ale już wiadomo, że udział będzie bezpłatny. Jak dodaje Irmina Nikiel, sanepid jeszcze nie przeprowadził kontroli sklepików i stołówek szkolnych.
A jak było z tą starą maturą? Rzeczywiście taka trudna w porównaniu do nowej (nie chodzi mi o tą co wprowadzili w tym roku, ale wcześniejszą nową). I czy rzeczywiście za komuny taki poziom był wysoki?