System edukacji jest analny

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
W sumie ciekawą typologię stworzył Florian Znaniecki. Podzielił społeczeństwo na następujące klasy:
Ja kształtowałem się wśród ludzi pracy, a według Znanieckiego jestem czymś pomiędzy człowiekiem zabawy, a zboczeńcem.

"Inteligencja" odporna na innowacje, opinię na swój temat i wiernopoddańcza wobec autorytetu. To by się zgadzało. Do odjebki.
Niech bydło to osądzą topory!® ;)
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Ja się kształtowałem fifty/fifty pośród ludzi zabawy i inteligentów. W sumie we wczesnej młodości było mi nawet blisko do człowieka dobrze wychowanego, ale ponieważ ostatecznie nigdy nie trawiłem autorytetów, to poszedłem w zboczenie.

Zresztą większość libów to będą zboczeńcy bliscy temu, co hiperpoprawni uznają za dewiacje społeczne. Miało brzmieć stygmatyzująco i pejoratywnie, a tam można znaleźć same komplementy. Po prostu reszta plebsu za nami nie nadąża! Akap to zbyt wielka innowacja!
 

Denis

Well-Known Member
3 825
8 517
News z tamtego roku.
Terror maturalny w wydaniu polskim. Jak ktoś płaci i np. nie zdał matury (bo kurwa noga i lepszy w ścisłych) to wara. Uczelnia ma rynkowe prawo do przyjęcia takiego faceta.

Na studia bez matury? Ministerstwo grozi zamknięciem uczelni.

Nowosądecka Wyższa Szkoła Biznesu National Louis University zaproponowała wszystkim osobom, którym powinęła się noga na tegorocznym egzaminie dojrzałości, udział w projekcie „Matura”. Ministerstwo Nauki jest przeciw - informuje “Dziennik Polski”.

Pomysł uczelni polega na tym, że absolwent szkoły ponadgimnazjalnej może uczestniczyć w płatnych kursach z politologii, zarządzania, psychologii lub informatyki. Po ich zaliczeniu i zdaniu matury może ubiegać się od razu o wpis na drugi rok studiów.

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego grozi uczelni konsekwencjami.

– Jeżeli osoba bez matury przejdzie roczny kurs i po nim zostanie przyjęta od razu na drugi rok studiów, to uczelnia może zostać ukarana. Możliwości jest kilka: od zawieszenia kształcenia na kierunku, na którym dzieją się takie rzeczy, po odebranie całej szkole prawa do nauczania - powiedział gazecie Łukasz Szelecki z resortu nauki.

Jak tłumaczy, o ewentualnej karze będzie można mówić dopiero po roku, jeżeli kursanci bez matury faktycznie zostaliby przyjęci na drugi rok studiów. Na razie ministerstwo liczy, że uczelnia wycofa się z kontrowersyjnego pomysłu.

Podobne próby przyjmowania na studia osób bez matury podjęły jeszcze dwie inne uczelnie w Polsce. Po interwencji resortu zrezygnowały z tych planów.
http://www.regiopraca.pl/portal/ryn...matury-ministerstwo-grozi-zamknieciem-uczelni
http://prawo.rp.pl/artykul/1131836.html
http://natemat.pl/112783,prywatne-u...isterstwo-nauki-mowia-ze-robia-to-nielegalnie
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Mogło w sumie pójść do wątku z ogólną chujowością II RP, ale tam to raczej tematy ekonomiczne trafiają a tu mamy do czynienia z oraniem etatyzmu jako takiego.

Głupi jak… przedwojenny student

Autor: Rafał Kuzak | 6 stycznia 2013 | 49,954 odsłon

Według powszechnej opinii jesteśmy świadkami drastycznego obniżenia poziomu prezentowanego przez absolwentów szkół średnich. Jednocześnie za wzór do naśladowania podaje się szkolnictwo wspaniałej Drugiej Rzeczpospolitej. Niektórzy twierdzą wręcz, że przedwojenna matura równa się dzisiejszemu tytułowi magistra! Ludzie żyjący przed wojną na pewno by się z nimi nie zgodzili…

Lektura przedwojennych gazet pozwala łatwo ustalić, że międzywojenni wykładowcy byli wręcz załamani poziomem prezentowanym przez abiturientów i studentów. Jak donosiła w marcu 1939 r. łódzka „Republika” powszechnie zgadzano się, że poziom intelektualny absolwentów szkół średnich jest zatrważająco niski.

Niektórzy nauczyciele i wykładowcy akademiccy nie poprzestawali na tym, wskazując również na rażące braki w wykształceniu opuszczających mury Alma Mater! We wspomnianym artykule dziennik podał kilkanaście przykładów potwierdzających powyższą tezę. Warto chyba je przytoczyć i tym samym chociaż częściowo zweryfikować mit przedwojennego wykształcenia.

Ach, ta dzisiejsza młodzież

Zgodnie z badaniami dra Józefa Pietera (psychologa i pedagoga) stan wiedzy młodzieży chcącej dostać się na studia pod koniec lat 30. prezentował się fatalnie. Wiadomości z astronomii błędne (nieznajomość przyczyn zmienności pór roku), z chemii również niedostateczne (tłuszcz bywa nazywany pierwiastkiem). Myliłby się ten, kto myśli, że może chociaż w przypadku wiedzy humanistycznej było lepiej. Nic z tych rzeczy. Jak ze smutkiem konstatował naukowiec:

Wiadomości o ustroju były przedmiotem specjalnych wykładów (w t. zw. „Nauce o Polsce współczesnej), to też przynajmniej pewne elementy pojęcia powinny być znane. Jest raczej przeciwnie. Np. na pytanie „Wymień główne władze państwa współczesnego” w jednym tylko przypadku odpowiedź trafna brzmiała władza ustawodawcza, wykonawcza i sądowa.

W przeważnej ilości wypadków odpowiedzi brzmiały: Prezydent Mościcki, gabinet ministrów, wojewodowie, starostowie i. t. d., na pytanie co jest przeciwieństwem ustroju demokratycznego?, odpowiedzi były przeważnie niedokładne, a niekiedy stanowiły prawdziwe curiosa […], wymieniano: monarchię, faszyzm, ustrój oligarchiczny, sowiety, państwa starożytne, arystokrację, hitleryzm, ustrój konstytucyjny, królestwo, teokrację, rządy tłumu – a więc wszystkie możliwe formy ustroju.


Nie lepszy obraz ówczesnych młodzieży zreferował występujący przed senacką komisją prof. Kazimierz Bartel – pięciokrotny premier i wykładowca Politechniki Lwowskiej. Stwierdził on mianowicie, że 58% studentów nie wiedziało kim był Rajmund Poincaré - prezydent i pięciokrotny premier Francji, zmarły przed paroma laty! Na dodatek: 11% nie mogło nic powiedzieć o Galileuszu. 48% nie wiedziało kto to był Ryszard Wagner.

Jednakże najbardziej krytyczny był ekonomista, prof. Adam Heydel, pracujący na Uniwersytecie Jagiellońskim. Przytaczał wiele „ciekawych” przypadków.

I tak po pytaniu o definicję słowa „ortodoks” pada odpowiedź „Starozakonny”. Z kolei dla niektórych „kwestionariusz” to kartka używana w sklepie lub biurze do wypisywania nazwisk. Zdarzali się nawet tacy zdolni, którzy nie wiedzieli ile jest 5% od 200, tłumacząc się brakiem papieru i ołówka do ułożenia odpowiedniego… równania. Co gorsza:

bywają doktorzy obojga praw, którzy nie wiedzą czy Węgry graniczą z Polską, a dawną Kurlandię określają: „taki mały kraj” położony między Litwą a Rosją, a Niemcy – to ich zdaniem kraj leżący między Rosją a Polską…

Nihil novi sub sole

Krakowski naukowiec nie tylko wytykał błędy, ale wskazywał również na przyczyny tak fatalnej kondycji polskiego szkolnictwa. Były to:

  1. Złe przygotowanie w szkole średniej, wynika z jej organizacji i z jej nastawienia metodycznego.
  2. Środowisko domowe wykazujące niesłychanie ubogie zasoby kultury ogólnej.
  3. Przeludnienie uniwersytetów.

Czyż nie brzmi to znajomo? Także komentarz łódzkiego dziennika do całej sprawy mógłby równie dobrze znaleźć się w artykule pisanym nie ponad siedemdziesiąt lat temu, lecz dzisiaj:

Szkoła powszechna i szkoła średnia, realizując nowoczesne hasła pedagogiczno-metodyczne grubo przeholowały, poświęcając bowiem za miało czasu na wyuczenie (na zawsze) pewnych kardynalnych rzeczy. Okazuje się, że ta wyśmiewana szkoła przedwojenna, sucha i werbalistyczna do szpiku kości umiała jednak o wiele więcej nauczyć, aniżeli nasza nowoczesna szkoła. […] Należy jak najrychlej znieść nakaz premiowania conajmniej 90% uczniów do klas następnych.

Jak zatem widzimy, niedościgły poziom nauczania w szkołach średnich II RP, jest w dużej mierze tylko mitem. Może warto wziąć to pod uwagę, gdy podczas dyskusji o mizerii współczesnej polskiej edukacji, ktoś znów powoła się na przedwojenną maturę równą obecnemu magisterium.

Źródło:

Niski poziom młodzieży akademickiej jest skutkiem błędów w systemie nauczania w szkole powszechnej i średniej,
„Ilustrowana Republika”, 8 marca 1939, s. 7.
 

Szynka

Złota szynka wolnego rynku.
1 209
2 055
Nie mój tekst. Źródło: http://www.wykop.pl/link/2564835/internet-zabija-meskosc/#comment-28526373

Podoba mi się to, że ludzie w końcu zauważają feminizację systemu edukacji. Chłopcy są dzisiaj w szkołach dyskryminowani. Z badań wynika, że nauczycielki wystawiają chłopcom gorsze oceny, nawet gdy umieją więcej od dziewczynek. Jest to pewnie powiązane częściowo z zadaniami domowymi. Chłopcy rzadziej je odrabiają od dziewcząt, ale to wynika z ich formy.

Czytałem kiedyś książkę "Smart Boys, Bad Grades" (można ją dostać tu: http://parentsofboys.org/ ). Jest tam opisana historia pewniej nauczycielki, która postanowiła zmienić strategię zadawania prac domowych. Okazało się, że kiedy zadanie nie jest obowiązkowe, jest trudne (np. dotyczy nie przerobionego jeszcze tematu i trzeba samemu o tym poczytać) i zadawane rzadko, to wtedy role się odwracają, to głównie chłopcy odrabiają takie zadania. Chłopców do nauki motywują wyzwania i rywalizacja, czego jest w naszych szkołach bardzo mało. Dziewczynki motywuje chęć spełniania oczekiwań dorosłych oraz pochwały, czego mają pod dostatkiem.

Kiedy nauczycielem jest kobieta (a więc w większości przypadków) zaniża ona oceny chłopców. Badanie wykazało ( http://cep.lse.ac.uk/pubs/download/cp359.pdf ) że nauczycielki oceniają ten sam egzamin napisany przez chłopców gorzej, niż zewnętrzni, anonimowi egzaminatorzy. Są mniej skłonne do uznania danej odpowiedzi za poprawną. Za to kiedy nauczycielem jest mężczyzna, to dziewczynki mają obniżone oceny, jednak większość nauczycieli to kobiety.

Do tego ciągłe zakazy ruchu w szkołach. Chłopcy w młodym wieku mają więcej energii od dziewczynek, i muszą tę energię jakoś wyładować żeby skupiać się później na lekcji. Tym czasem w szkołach jest pełno zakazów biegania i typowej chłopięcej zabawy na przerwach. Czytałem kiedyś o chłopcu, który miał problemy w szkole ponieważ powiedział koledze, że "zniszczy go swoim pierścieniem władzy".

Chłopcy mają inne zainteresowania od dziewczynek, i lubią czytać inne książki. Na ogół (wiem, że istnieją wyjątki) chłopcy preferują literaturę faktu (np. publikacje naukowe czy książki historyczne) i komiksy. Dziewczynki preferują powieści i poezję. Chłopcy przy czytaniu książek skupiają się bardziej na przedmiotach i wydarzeniach. Dziewczynki skupiają się na bohaterach i ich emocjach. Szkoła faworyzuje dziewczęce zainteresowania i podejście. Kiedy na lekcjach plastyki narysujesz kwiatki to dostaniesz jakąś pozytywną ocenę, kiedy narysujesz czołg albo karabin, grozi ci kara.

I, co bardzo ważne, istnieją pewne różnice w trajektorii dojrzewania chłopców i dziewcząt. Psycholog i lekarz rodzinny Leonard Sax pisze ( http://www.singlesexschools.org/edweek.html ), że u dziewczynek szybciej dojrzewają części mózgu odpowiedzialne za zdolności językowe oraz drobne umiejętności motoryczne (pozwalające np. sprawnie pisać długopisem). U chłopców szybciej dojrzewają części mózgu związane z uczeniem się geometrii i z większymi umiejętnościami motorycznymi (np. bieganiem). Jednak szkoła we wczesnych etapach nauczania największy nacisk kładzie naukę języka i ładne pismo, matematyka jest na drugim planie.

Istnieją alternatywy dla obecnych szkół, takie jak prywatne szkoły oddzielne dla chłopców i dziewcząt oraz edukacja domowa. Badania wykazały, że wyrównują one wyniki między płciami. Np. jedno badanie dotyczące edukacji domowej wykazało, że wśród uczniów uczonych w domach znika różnica w umiejętności czytania ze zrozumieniem. Jest to prawdopodobnie związane z tym, że w USA uczniowie ci nie mają obowiązku czytania lektur szkolnych, mogą sami wybrać książki (za zgodą rodziców). https://lh5.googleusercontent.com/-LqNdq_pEeaw/TXasVHEySDI/AAAAAAAAAFs/O4fdJ7yJBlw/s1600/7.jpg

Inne badanie sprawdziło wyniki tych uczniów z "Obliczeń, czytania, matematyki, nauk społecznych i nauk ścisłych". Niezależnie od roku nauki, nie było istotnych statystycznie różnic między średnim wynikiem chłopców i dziewcząt ze wszystkich przedmiotów: http://www.hslda.org/docs/study/rudner1999/FullText.asp

Najnowsze badanie z 2009 roku wykazało brak istotnych różnic wśród dzieci uczonych w domach na teście z matematyki, czytania ze zrozumieniem i znajomości języka: http://www.hslda.org/docs/media/2009/200908100.asp

W pewnej szkole podstawowej na Florydzie przeprowadzono eksperyment ( http://www.singlesexschools.org/research-singlesexvscoed.htm ), porównano wyniki uczniów w klasach łączonych i osobnych dla chłopców i dziewcząt. Nauczyciele w tych klasach byli ci sami, program nauczania ten sam, tylko metody inne. Oto zdawalność testu kompetencji:

chłopcy w łączonych klasach: 37%
dziewczynki w łączonych klasach: 59%
dziewczynki w oddzielnych klasach: 75%
chłopcy w oddzielnych klasach: 86%

Jeśli to się nie zmieni, kobiety, które chcą wyjść za mąż za kogoś o podobnym wykształceniu i zarobkach niedługo nie będą mogły zrealizować tego celu.

7.jpg
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 932
Szkoła to więzienie -
Aleksander Piński - Wywiad z prof. Peterem Grayem, amerykańskim psychologiem:

Problem z systemem szkolnictwa publicznego polega na tym, że jego zadaniem nigdy nie była edukacja, ale indoktrynacja i nauczenie posłuszeństwa wobec władzy. Politycy doszli do wniosku, że to państwo powinno się zająć edukacją obywateli, gdy pod koniec XVIII w. w Prusach obywatele zaczęli zagrażać panującemu systemowi feudalnemu: chłopi buntowali się przeciwko swoim panom, mnożyły się powstania, coraz głośniej mówiono o rewolucji. W 1794 r. król Prus Fryderyk Wilhelm II ogłosił, że obowiązkowa publiczna edukacja stała się funkcją państwa niezbędną do zapewnienia mu bezpieczeństwa, zaraz obok obowiązkowej służby wojskowej.

Chce pan powiedzieć, że mitem jest przekonanie, iż publiczne szkolnictwo powstało po to, by dać edukację tym, których nie było na nią stać?

Na początku XIX w. trzy czwarte mieszkańców USA, wliczając w to niewolników, umiało czytać i pisać. W rozwiniętych krajach Europy odsetek ten był podobny. Odsetek umiejących czytać i pisać był wyższy niż liczba miejsc pracy, które tego wymagały.
http://www.uwazamrze.pl/artykul/1002056/szkola-to-wiezienie
 

Kompowiec2

Satatnistyczny libertarianin
459
168
A teraz ostatnio dostaję równie po d.pie za "normy społeczne".

Bawił się z kolegami, przypadkiem but mi się zdjął, oni dla zabawy go trochę poprzerzucali (tak jak często dziewczynom dla zabawy zabierają im piórniki itp. i oddają po dzwonku) ale nie przejmowałem się tym bo wiem że to nie złodzieje czy wandale i nie wzywałbym "ojej oni mnie okradli" dyrektor. Nigdy od tych kłamliwych gęb (z wyjątkiem niektórych nauczycieli, powyżej wychowawcy, dyrektor i cała reszta do tragedia) nic nie prosił. Dyrcia widziała całą sytuację i chciała mnie bronić. Dla mnie to było tragikomiczne. Rozwaliła zabawę, potem chciała bym z nią porozmawiał w gabinecie dyrektora.

Nie pamiętam specjalnie przebiegu rozmowy, ale szło może tak:
- Ale przecież nic nie zrobiłem, ani oni mi (doskonale wiedziałem że nie o to jej chodzi)
- Chcę tylko z tobą porozmawiać
Próbowałem ją zignorować i dogadać się z kolegą
- Nie odzywajcie się coś tam coś tam, ty do gabinetu
W końcu niemal siłą mnie tam zaprowadziła, bo żaliła się (jak wszyscy w szkole) że straciła swój sztuczny jak wibrator, autorytet wśród uczniów.

tłumaczyła mi, że poczuła się urażona gdy "brutalnie" ją zignorował, choć chciała mi przyjść z pomocą. Ja na to że nikt ją o to nie prosił. Ona nagle wielki comeback i zaczęła dupczyć o "normach społecznych", mówiłem że one są do kitu, potem na końcu tekst dosłownie w stylu "Żal mi Cię". Naprawdę?. Chyba zacznę nagrywać te ich rozmowy.

W ostatni dzień poprawek (na szczęście zdążyłem i mam wolne wakacje) miałem kolejną gadkę o normach społecznych:

Lekcje wcześniej był WF na dworze, było prawie 30 stopni. Wyszedłem, trochę pograłem i gdy się zmęczyłem zwyczajnie wróciłem do sali gimnastycznej. Byłem cały spocony, na nastepnej lekcji zdjąłem koszulę by się choć trochę schłodzić. Nauczycielka:
- Ubierz się, przecież tu godło i krzyż jest! (kolejny dowód indoktrynacji ścierw, bo równie mógłby to być latający potwór spaghetti, nie ma obowiązku znania chrześcijaństwa...)
- No i? Co ma piernik do wiatraka?
- Pójdę do pani dyrektor (ciekawe, w innych wypadkach niedotyczących właśnie swędzącej normy społecznej nie reagują tak gwałtowną agresją)
- To niech pani idzie i co pani jej powie? Niczego pani nie udowodni
- Są świadkowie
- No to co, mam to spocone na siebie założyć?
- Wszyscy wiemy jak jest gorąco, ale jakoś nikt nie zdejmuje z siebie koszul... (konformizm....)
- No i co to zmienia?
Odpuściła. Potem podszedłem do okna, by położyć i wysuszyć materiał. W tym momencie weszła moja wychowawczyni. Natychmiast kazała mi zejść na dół... i dzwoniła do matki. W tym czasie była może godzinę stąd, w pracy. I wzywali ją z tak durnego powodu... idioci. W tym czasie mnie kazali czekać u higienistki.

Gdy higienistka się dowiedziała o co chodzi, próbowała mi tłumaczyć, jak zwykle jedyny argument to "bo to oznacza niewychowanie i tak się nie robi bo tak" (XXI wiek, dawanie je.nie o nie swoje sprawy. No ale przecież to szkoła państwowa, to nie powinno być to takie dziwne...)
- Ja uznaję wyłącznie prawa naturalne i ewentualnie prawo pozytywistyczne (niestety z przymusu) jakim jest prawo karne. Prawa, nie normy!
- Ale wiedz, że normy społeczne to wytwór stworzony przez kulturę. Np. w arabii saudyskiej robią coś tam coś tam, ale co mnie to obchodzi [to po co o tym wspomina...
icon_rolleyes.gif
- przyp.] jesteśmy w Polsce.
- Właśnie, gdyby nie inni ludzie łączący się w kolektywy, nikt by niczego takiego nie wymyślił.
- Ale żyjemy i trzeba się dostosować
- Ale do czego? Nie można wymagać od kogoś czegoś, czego się nie wie prawda?
- Bo to są prawa [PRAWA! oh wait... - przyp.] niepisane. Na tabliczce w arabii pisze bla bla bla i co z tego że jestem turystą, musze się dostosować [dwójmyślenie mode on - przyp.]
- No i na tym polega ich problem. Gdyby ktoś ustalił jasne zasady, na umowie czy tabliczce nikt by nie miał do nikogo pretensji. A tak dajecie gównoburze. Nie macie może papierkowej roboty jeszcze do wypełniania po zakończeniu roku?
- Ale czy widziałeś w szkole żeby ktoś tak się rozbierał i chodził bez koszulki?
- A co mnie to obchodzi? Łamie tym jakieś prawa?
- Nie, ale nikt nie musi na to patrzeć. Jeśli zauważysz grubą kobietę, która ubrała się w miniówę i ostry dekolt to byś się chyba porzygał.
- No i porzygam. Ale to nie może być pretekst do tego, bym kogokolwiek przymuszał do tego, jak ma się ubierać. Każdy ma prawo do własnego ciała i może z nim robić co chce. Ktokolwiek to narusza, będzie to agresją. A na mnie nikt wcale nie musi patrzeć, nie zmuszam nikogo do tego prawda? A jednak pomimo tego cała klasa się odwróciła, choć siedzę całkiem z tyłu klasy.

Międzyczasie tylko prychała, nie wiedząc tak naprawdę co powiedzieć. Przerywałem to "A co, źle mówię?" i zawsze było jakieś ALE, gdzie czaił się socjalizm.

Na szczęście wszystko pozaliczał i tylko na koniec roku idę po papier. Spokój będzie :)
 
OP
OP
Lancaster

Lancaster

Kapłan Pustki
1 168
1 115
Z Wikipedii:

"W II rozdziale V księgi „Bogactwa Narodów”, Smith napisał: „Na Uniwersytecie w Oxfordzie, większa część profesorów, przez wiele lat, w ogóle zrezygnowała nawet z pozorów nauczania”. Znany jest przypadek ukarania Smitha za czytanie Traktatu o naturze ludzkiej Davida Hume’a. Książka została skonfiskowana. Według Williama Roberta Scotta, „Oxford czasu [Smitha] przyczynił się niewiele, jeśli w jakiekolwiek sposób, do tego co miało być w przyszłości dorobkiem jego życia” Jednak mimo wszystko Smith, przy okazji pobytu w Oxfordzie, zdołał nauczyć się kilku przedmiotów poprzez czytanie książek zgromadzonych na półkach olbrzymiej biblioteki uniwersyteckiej. Jak wynika z listów, kiedy nie uczył się na własną rękę, jego czas w Oksfordzie nie należał do najszczęśliwszych. Pod koniec pobytu zaczął cierpieć na drgawki, prawdopodobnie objawy załamania nerwowego. Opuścił uniwersytet w 1746 roku, a jego pobyt tam zakończył się przed wygaśnięciem stypendium.

W V księdze „Bogactwa Narodów” Smith komentuje niską jakość nauczania i skromną aktywność intelektualną na uniwersytetach angielskich w porównaniu z ich odpowiednikami w Szkocji. Przypisuje to zarówno wysokości dotacji dla wydziałów w Oxfordzie i Cambridge, które wypłacały pensję profesorom, niezależnie od ich zdolności do przyciągania studentów, jak również sytuacji, w której wielu wybitnych intelektualistów (ludzi pióra) wiodła komfortowe życie jako ministrowie Kościoła Anglii."

Przez prawie 300 lat poziom nauki na państwowych uniwersytetach jest ten sam. No może niektórzy wykładowcy utrzymują pozory, ale ogólnie od czasu Smitha na państwowych uczelniach nihil novi.
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 932
W największych kancelariach prawniczych w Londynie pracują w większości absolwenci prywatnych uniwersytetów(70%).
Jeden z prawników na pytanie dlaczego odpowiedział:
"No, może gdzieś tam na publicznych uniwesytetach są jakieś diamenty. Ale ile będę musiał przekopać błota, żeby je odnaleźć?"
 

Staszek Alcatraz

Tak jak Pan Janusz powiedział
2 794
8 467
Tak mi się przypomniało:

Większość brytyjskich medalistów igrzysk w Londynie to absolwenci prywatnych szkół, do których w tym kraju uczęszcza siedem procent uczniów.

Potem wkracza komuch:

Przewodniczący stowarzyszenia olimpijskiego Lord Moynihan stwierdził, że "jest to nie do zaakceptowania" - donosi BBC.

Moynihan sądzi, że istnieje pilna potrzeba zmiany tej sytuacji, jeśli sportowe talenty pobierające naukę w pozostałych 93 proc. szkół w kraju mają zostać odkryte.

Według niego brytyjski sport powinien mieć tę samą proporcję medalistów, którzy chodzili do niezależnych szkół prywatnych, jak i tych, którzy przeszli przez państwowy system edukacji. Osiągnięciu tego celu powinny być jego zdaniem podporządkowane inicjatywy rozwoju sportu.

http://www.informacje24.co.uk/wielk...impijscy-uczeszczali-do-prywatnych-szkol.html
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 206
Hm... tak będzie w akapie?

Albo będzie gorzej z prywatyzacją?

Jak to dobrze, że już dawno skończyłem szkołę.

Plus jeden koment:

Prosta rada .Dzieci do kopalni ,a górników do szkoły.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Dżizas fokin krajst... Teraz będą ze studenciaków Spartan robić.

Szkoły wyższe przygotują studentów na wojnę
Środa, 15 lipca (15:05)
Student w trakcie kształcenia na uczelni ma zdobyć wiedzę z bezpieczeństwa państwa. Rektorzy zastanawiają się, jak zrealizować ten wymóg.
"Dziennik Gazeta Prawna" dotarł do treści listu, jaki w ubiegłym tygodniu Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego (MNiSW) skierowało do rektorów uczelni. Prosi w nim o podjęcie działań, które wzmocnią bezpieczeństwo narodowe.

Resort podkreśla, że to jedno z najważniejszych zadań realizowanych przez administrację publiczną, której częścią są szkoły wyższe.

"Wobec zmieniających się uwarunkowań na arenie międzynarodowej pojawiają się nowe wyzwania, przed którymi stoi społeczeństwo i instytucje naszego kraju" - wskazuje w liście prof. Daria Lipińska-Nałęcz, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego.

Zwróciła się do rektorów o uwzględnienie treści związanych z bezpieczeństwem państwa w programach kształcenia. Szkoły wyższe mają czas do 31 października 2015 r. na przesłanie do resortu informacji o zakresie i rodzaju podjętych działań.

Prowizoryczny plan
- W dobie różnych konfliktów na świecie ważne jest, aby studia były wzbogacone o elementy bezpieczeństwa narodowego. Młode osoby powinny uzyskać wiedzę m.in. o istniejących zagrożeniach, miejscach szczególnie niebezpiecznych, sposobach radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych - uważa prof. Czesław Kłak, prodziekan w Wyższej Szkole Prawa i Administracji Rzeszów-Przemyśl.

W jego ocenie takie kształcenie trzeba jednak rozpocząć dużo wcześniej niż na studiach, np. już w szkole podstawowej czy ponadgimnazjalnej.

Podobnego zdania jest prof. Waldemar Tłokiński, przewodniczący Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich.

- Działanie nie może mieć charakteru prowizorki, jeśli ma służyć jakiemuś celowi - uważa. Dodaje, że MNiSW wspólnie z Ministerstwem Obrony Narodowej powinny opracować materiały, a następnie przekazać je do szkół wyższych.

- Tymczasem problem wzmacniania bezpieczeństwa państwa MNiSW stara się przerzucić na uczelnie. To one mają być odpowiedzialne za opracowanie i sfinansowanie wdrożenia tych treści. To jest jakieś nieporozumienie - ocenia prof. Waldemar Tłokiński.

Rektorzy zastanawiają się, jak zrealizować nałożony na nich wymóg. - Nasz wydział nie będzie miał problemów z włączeniem tej tematyki do programów nauczania. Prowadzimy kierunek bezpieczeństwo wewnętrzne, ponadto przekazujemy tę wiedzę na prawie i administracji - mówi prof. Czesław Kłak.

- Gorzej będą miały szkoły wyższe, które z tą problematyką nie mają wiele wspólnego, np. uczelnie pedagogiczne - dodaje prof. Waldemar Tłokiński.
resort_nauki_dgp_Szkoly_6625624.jpg

Dziennik Gazeta Prawna

Powrót do PRL

- W liście do rektorów brakuje informacji o tym, o jaki dokładnie zakres zajęć chodzi ministerstwu - podkreśla prof. Waldemar Tłokiński.

Niepokojące jest to, że resort chce, aby były one częścią programów studiów. W nich uwzględnione zajęcia są potrzebne do zaliczenia danego kierunku, za każdy przedmiot dostaje się punkty ECTS. Czy zatem bez wiedzy o obronności kraju nie będzie można zostać magistrem? - Tak już kiedyś było. Przypomina mi to studium wojskowe, które w okresie PRL był zobowiązany zaliczyć student - mówi Jacek Przygodzki z Uniwersytetu Wrocławskiego.

Wyjaśnia, że takie zajęcia odbywały się wówczas raz w tygodniu, a brak ich zaliczenia uniemożliwiał kontynuację kształcenia. - Na zorganizowanie studentom takiego bloku zajęć uczelnie nie są przygotowane - zauważa.

Resort zapewnia, że nie taka jest jego intencja. - Uwzględnienie tej problematyki w programach kształcenia nie oznacza powrotu obowiązkowych szkoleń wojskowych - zapewnia "DGP" ministerstwo.

Zdaniem Jacka Przygodzkiego, lepszym pomysłem jest zapewnienie studiującym dodatkowych szkoleń z bezpieczeństwa państwa, które nie byłyby elementem programu kształcenia na danym kierunku. Na podobnej zasadzie odbywają się teraz zajęcia z bhp.

Także studenci mają obawy, czy szkołom wyższym uda się podołać nowemu wymogowi.

- Mamy ponad 400 uczelni. Większość nie zatrudnia specjalistów od bezpieczeństwa narodowego. Szkoły wyższe mogą więc podejmować działania, które nie do końca będą miały sens, a wygenerują koszty - komentuje Mateusz Mrozek, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej.

Urszula Mirowska-Łoskot
15.07.2015
Dziennik Gazeta Prawna

Pomijając indoktrynację, zawracanie dupy bezpieczeństwem państwa (a nie samego studenta) i tworzenie jakichś spec-kierunków dla najbardziej fanatycznych etatystów, to nawet dobrze, jeśli będzie można zostać magistrem ze siurwiwalistyki. Obsługa broni to też, bądź co bądź, przydatna umiejętność. No i wiedza jak ustawiać się do wybuchającego krasnala też może zapromilować w przyszłości. Może przynajmniej trochę tępego pacyfizmu tym spacyfikują i ubędzie tych chujeuropeistów.
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 206
Pamiętam jak w liceum było łażenie do komisji wojskowej, a było to po zniesieniu poborowego. Wszyscy dostali kategorie A. Z czego z mojej klasy to tylko ze dwóch facetów miało odpowiednie warunki. Pamiętam swe zdziwienie, gdy dostałem się A, a miałem wszelkie predyspozycje do dostania kategorii E. Nawet mój stary o lepszych warunkach fizycznych wspominał, że nie otrzymał kategorii A. To samo na uczelni, większość to chuderlaki i goście najwyżej o kategorii B - najwyższa kategoria A. No, ale mięso armatnie również jest potrzebne ;).

Ale fakt faktem podstawy obsługi broni i zalążki survivalu takie głupie nie są.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
Student w trakcie kształcenia na uczelni ma zdobyć wiedzę z bezpieczeństwa państwa. Rektorzy zastanawiają się, jak zrealizować ten wymóg.
Za komuny obowiązkowe studium wojskowe, było koszmarem dla każdego normalnego człowieka. Indoktrynacja i tresura.

Powrót do PRL
- W liście do rektorów brakuje informacji o tym, o jaki dokładnie zakres zajęć chodzi ministerstwu - podkreśla prof. Waldemar Tłokiński.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Tu obdarowanymi być mogą ubeckie spierdoliny ABWhery i innych służb. Chodzi o to, by te pasożyty dostały wykłady po około 200zł za 45 minut.

Nasz wydział nie będzie miał problemów z włączeniem tej tematyki do programów nauczania. Prowadzimy kierunek bezpieczeństwo wewnętrzne, ponadto przekazujemy tę wiedzę na prawie i administracji - mówi prof. Czesław Kłak.
Nie wiedziałem, że w szkółkach są kierunki ubeckie.
 

Imperator

Generalissimus
1 569
3 556
A ja akurat zapisałem się na studia...
Właściwie to tak czy siak bym został mięsem armatnim, więc takie szkolenie może się nawet przydać.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
więc takie szkolenie może się nawet przydać.
Zastanów się, czy na pewno?

Zwróciła się do rektorów o uwzględnienie treści związanych z bezpieczeństwem państwa w programach kształcenia. Szkoły wyższe mają czas do 31 października 2015 r. na przesłanie do resortu informacji o zakresie i rodzaju podjętych działań.
...
- W dobie różnych konfliktów na świecie ważne jest, aby studia były wzbogacone o elementy bezpieczeństwa narodowego. Młode osoby powinny uzyskać wiedzę m.in. o istniejących zagrożeniach, miejscach szczególnie niebezpiecznych, sposobach radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych - uważa...
Z tego co przeczytałem, to będzie większy syf niż szkolenie wojskowe za PRL, na którym prawie nikt nie nauczył się niczego przydatnego. Nie nauczył się, bo program był tak ułożony. W późnym PRL nie było nawet zajęć praktycznych, czyli np. biegania z wykrywaczem min. Jednak wtedy przynajmniej mówiono o wojsku i wojnie. Dziś pierdoli się o jakimś bezpieczeństwie narodowym. A co do cholery jest?
 
Ostatnia edycja:
Do góry Bottom