Status kobiet oraz problemy męskiej atrakcyjności a kwestie demograficzne. [O normach obyczajowych w tętniącej życiem cywilizacji ładu bezpaństwowego]

D

Deleted member 6905

Guest
Czy człowiek jest samotną wyspą? Nawet biorąc udział w wymianie rynkowej działa wśród ludzi. Nie wiem co to za rozumowanie, że jak nie indywidualizm, to na pewno kolektywizm.
 
D

Deleted member 6564

Guest
Sorry że skasowałam post. Nie wiedziałam że ktoś już przeczytał
Czy człowiek jest samotną wyspą? Nawet biorąc udział w wymianie rynkowej działa wśród ludzi. Nie wiem co to za rozumowanie, że jak nie indywidualizm, to na pewno kolektywizm.
Przecież to że ktoś działa wśród ludzi nie przeczy temu że jest indywidualistą. Jak popierasz prawa jednostki to jesteś indywidualistą
Znaczy w politycznym [antypolitycznym?] znaczeniu tego słowa
W tym znaczeniu użyłam tego słowa. Sorry że nie sprecyzowałam
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
OP
OP
FatBantha

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 792
Należy znaleźć sobie kobietę, chcącą, o silnych biodrach, również bojącą się upadku demograficznego... i płodzić się do upadłego,
lub założyć firmę "Dobra jakość w dobrej cenie, dzieci do wyboru do koloru".

Zgoda. To najlepszy pomysł, jeżeli chce się mieć osobistą zasługę w repopulacji Europy. Ale człowiek, nawet gdyby był Czyngis-hanem, sam jeden trendu nie odwróci.

No i prosz. Znasz elementarną podstawę ekonomii czyli popyt i podaż, prawda? Dopóki mężczyźni będą lizać i dosłownie włazić w dupę kobietom te będą sobie pozwalać na coraz wyższe cenienie się na rynku bo podaż jest ograniczona. Kultura cuckistanu to już swoją drogą ale póki tak się walczy o ograniczony zasób tak zawsze będzie cenny, niczym złoto. Dlatego hipergamia w ogóle działa - mężczyźni są solidarni dopóki się nie pojawi kobieta. I sama obecność kobiet jeszcze nie znaczy że wszystko zniszczy, przynajmniej dopóki nie komuszą tylko zachowanie samców którzy dostają małpiego rozumu.
Racja.
I dałoby się sprawić żeby cena kobiet spadła do zera, albo poniżej zera [To jest że by płaciły żeby być z mężczyznami, na przykład prezentami]. Wystarczy że mężczyźni nie robiliby nic żeby zdobyć kobietę. Dużo kobiet stałoby się wtedy desperatkami. To by się dało zrobić, ale kobiety musiałyby przestać być traktowane jakby były jakimiś boginiami, żeby tak się stało
Ale wiecie, dzieciaczki, że aby wpływać na ten popyt, czy jakkolwiek zmieniać postrzeganie wartości jakiejkolwiek płci, trzeba robić to właśnie przez wpływ na kulturę i obecne w niej treści, rekomendowane sposoby działania? Bo generalnie ludzie w społeczeństwie nie istnieją na formalnym rynku, jak na przykład piłkarze oferujący klubom swoją grę czy umiejętności.

Na tym zresztą polega dosyć powszechny problem kobiet, że wysłuchawszy wszechobecnych narracji lukrujących im ciągle mediów, kładących do głów wizji związków oglądanych przez różowe okulary, dosyć nietrafnie później one wyceniają swoją wartość matrymonialną czy ubywającą z wiekiem atrakcyjność a w końcu zderzają się ze ścianą, że jakoś trudno im kogoś znaleźć. Ktoś im jednak publicznie zaleca jako priorytet opcję robienia kariery a dopiero później, ewentualnie zakładanie rodziny. Na ogół, sporo po trzydziestce, kiedy często jest już po ptokach.

Może jednak w takiej arytmetyce zegara biologicznego nie jest to właściwa kolejność wykonywania działań, co?

I w ten sposób wyszło (nie pierwszy raz) szydło z worka - nie jest kobietą.;)
Daj spokój, @from_my_cold_dead_hands to dobra dziewczyna, bo ma propertariańskie naleciałości - jest posłuszna matce, bo uznaje się za jej własność, a gdy przyjdzie czas to pewnie zostanie sprzedana na bułgarskim rynku panien młodych. Trzeba będzie tylko sporo opuścić z ceny za ten cały anegoseksualizm.





W zdrowym rozpłodowo akapie za strzałę miłosnego przeznaczenia, będą robiły krzyżujące się linię popytu i podaży na cygańskim rynku panien młodych. :)

Pytanie, czy to liberalna instytucja, czy tradycyjna? Chyba raczej to drugie - więc jak widać wolny rynek może być też nieliberalny.
 
OP
OP
FatBantha

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 792
W czasach zbieracko-łowieckich efektywność gospodarcza była tak niska, że ludzkość nie byłaby w stanie utrzymać zawodowej armii urzędników, żołnierzy i innych państwowców. Jak się wszyscy zarówno mężczyźni, kobiety jak i dzieci przerzucą na zbieractwo-łowiectwo to to załatwi państwo. Antyekonomia lepsza od kontrekonomii;)
"Miej wyjebane, a będzie ci dane." Najlepiej państwo wykańcza się swoim lenistwem. Niestety, ten sprytny sposób słabo przenosi się na status społeczny, tym bardziej gdy nie ma żółtkowego Menelowego+. :)

Być może nie ma to większego znaczenia (a może jakiś ma) dla rozważań, ale czy mechanizm nie jest bardziej skomplikowany? Różni incele robili prowokacje po portalach randkowych i okazywało się, że kobiety leciały po prostu na przystojniaków. Dla kobiet inny facet będzie ideałem na kochanka, a inny na męża – to wiadomo od dawna. Ale czy nie jest podobnie u mężczyzn? Kiedyś czytałem jakiegoś lewaka, który twierdził, że wbrew pozorom bajki o kopciuszku się w rzeczywistości nie zdarzają. Wiemy, że jest tak, że jak jakaś biznesłomen zarobi milion na rok to facet co zarabia 100 000 rocznie jest dla niej nieudacznikiem i szuka sobie na męża biznesmena co wyciąga rocznie 2 miliony. Być może klucz jest tu, że mężczyzna patrzy podobnie tylko w drugą stronę. Jeśli szuka kochanki to jej status nie ma znaczenia, ale jeśli szuka sobie kandydatki na żonę to szuka kobiety stojącej niżej na drabinie, ale z kolei nie za nisko. Słyszy się o lekarzach co poślubili pielęgniarki, ale czy ktoś słyszał o dyrektorze szpitala co poślubił szpitalną sprzątaczkę? Czy prezesi korporacji chodzą do dyskontów spożywczych prosząc o rękę pracujące tam kasjerki? Być może dla typowego biznesmena co zarabia 2mln idealną partnerką będzie kobieta co zarabia 1mln. Nie znam się na tym, ale to jest ciekawe.
To jest bardziej skomplikowane, bo każda z płci ma jeszcze inne strategie doboru i wyceny, gdy idzie o związki długoterminowe, a inne, gdy chodzi o incydentalne skoki w bok. Ktoś u nas na Discordzie wrzucał zresztą skan z jakiegoś podręcznika w tym temacie.

Krótkoterminowo kobiety mogą wybierać przystojniaków z nizin społecznych, ale do zakładania rodziny atrakcyjniejszymi partnerami są ci o wyższym statusie społecznym. Nawet jeśli nie są takimi ciachami.

Ja nie uważam, że najważniejszym problemem ma być ekspansja ilościowa ludzkości. Jeśli tak ma być to co z jazdą samochodami? Cenny materiał ludzki ginie w wypadkach? Co z wolnością pływania, wspinania, latania na motolotniach itp.? Co z prawem do posiadania broni? No i jeszcze temat broni masowego rażenia. Jest pełno zagrożeń dla cennego ludzkiego życia.
E, takie podejście to już się raczej nadaje do wątku "cywilizacji mentalnych cweli". Wiadomo - w imię krzysizmu-korwinizmu ludzie mają ryzykować i ginąć, zwłaszcza mężczyźni, zatem przyrost naturalny winien być jeszcze wyższy, żeby kompensować straty w ludziach wynikające z ponoszenia większego ryzyka. Kobiety więc powinny płodzić nowych bohaterów, zamiast się uchylać od reprodukcji.

Zapewne obecny w obyczajowości premiującej bezpieczeństwo jako priorytet asekurantyzm wpływa na kiepskie motywacje witalistyczne. Ale głównie to kwestia wartości samorealizacyjnych stawianych kosztem tych dotyczących biologicznego przetrwania czy przedłużenia gatunku.

Natomiast jeśli miałbym odpowiedzieć na Twoje pytanie o wzorce kulturowe przyczyniające się do zwiększenia przyrostu naturalnego to rozwiązania mogą być różne. Przedstawiasz się jako antyegalitarysta i Twoja koncepcja oczywiści będzie antyrównościowa, bo dyskryminująca kobiety, ale zwróć uwagę, że z drugiej strony egalitarystyczna dla mężczyzn. Jak poprzez obniżenie statusu kobiet wzrośnie względnie status mężczyzn to wszyscy (a jeśli nie wszyscy to w każdym razie bardziej równo) mężczyźni załapią się na kobiety. Ale przecież możemy wyobrazić sobie inną sytuację -antyegalitarną - poligamię. Mężczyźni będą mogli mieć po kilka żon. W tej sytuacji kobiety, które szukają mężczyzn o wysokim statusie będą mieć łatwiej zdobyć co chcą. Oczywiście będą musiały się dzielić tymi mężczyznami z innymi kobietami, ale lepszy super mężczyzna dzielony niż żaden albo jakiś niedojda. W ten sposób nie będą musiały zostawać starymi pannami i będą mogły rodzić dzieci. Być może będą mogły nawet pracować. Incele oczywiście pozostaną incelami. Nie dość, że zwiększy się przyrost naturalny, to może zwiększy się również jego jakość w porównaniu do Twojej koncepcji. Przekazywane będą geny wygrywów. Geny mężczyzn nie mogących sprostać statusowym wymaganiom kobiet odpadną z puli. Co Ty na to?
Poligamia czy monogamia to zasadniczo pytanie o to, czy chcemy mieć więcej konfliktów społecznych o kobiety, czy mniej.
Bo chcemy wiecej czy mniej?
 

kompowiec

freetard
2 580
2 646
Ale wiecie, dzieciaczki, że aby wpływać na ten popyt, czy jakkolwiek zmieniać postrzeganie wartości jakiejkolwiek płci, trzeba robić to właśnie przez wpływ na kulturę i obecne w niej treści, rekomendowane sposoby działania? Bo generalnie ludzie w społeczeństwie nie istnieją na formalnym rynku, jak na przykład piłkarze oferujący klubom swoją grę czy umiejętności.
Tak, jest sposób - większe jego urynkowienie. Obecnie to wygląda tak że nie wiesz za co płacisz, nie licząc prostytutki. Jakaś ci się podoba, ładujesz w nią hajsy (sama często wspomni o tym czego potrzebuje) a potem i tak lądujesz w friendzone. No może nie nazwałbym tego oszustwem (bo zwykle nie ma deklaracji) ale tu właśnie leży problem, jest to niejasne. Można to porównać do restauracji albo januszowych barów nad morzem w której nie masz cen, masz menu tylko dopiero gdy wejdziesz do środka, zamawiasz co chcesz nie znając ceny a potem zdziwienie że kartofel kosztuje 100 złoty.

Ale nigdy do tego nie dojdzie bo ustalenie cen dla pań będzie rzeczą katastrofalną. A mężczyźni mają zwykle oczy zarośnięte cipą więc się nie odważą.


Na tym zresztą polega dosyć powszechny problem kobiet, że wysłuchawszy wszechobecnych narracji lukrujących im ciągle mediów, kładących do głów wizji związków oglądanych przez różowe okulary, dosyć nietrafnie później one wyceniają swoją wartość matrymonialną czy ubywającą z wiekiem atrakcyjność a w końcu zderzają się ze ścianą, że jakoś trudno im kogoś znaleźć. Ktoś im jednak publicznie zaleca jako priorytet opcję robienia kariery a dopiero później, ewentualnie zakładanie rodziny. Na ogół, sporo po trzydziestce, kiedy często jest już po ptokach.

Może jednak w takiej arytmetyce zegara biologicznego nie jest to właściwa kolejność wykonywania działań, co?

Gdzie się nie obrócisz, masz nieustający wyryw kulturowego marksizmu, o tym jakie podatki są dobre bo budują autostrady czy inne gówno a mimo to jesteś libertarianinem. Jak to możliwe hmm, może wystarczy mieć własny rozum?

I tak wiem że nie każdy ma ale to już nie nasz problem. Selekcja naturalna.
 

Slavic

Wolnorynkowiec
577
1 693
Tak, jest sposób - większe jego urynkowienie. Obecnie to wygląda tak że nie wiesz za co płacisz, nie licząc prostytutki. Jakaś ci się podoba, ładujesz w nią hajsy (sama często wspomni o tym czego potrzebuje) a potem i tak lądujesz w friendzone. No może nie nazwałbym tego oszustwem (bo zwykle nie ma deklaracji) ale tu właśnie leży problem, jest to niejasne. Można to porównać do restauracji albo januszowych barów nad morzem w której nie masz cen, masz menu tylko dopiero gdy wejdziesz do środka, zamawiasz co chcesz nie znając ceny a potem zdziwienie że kartofel kosztuje 100 złoty.

Czy ty Kompowiec miałeś kiedyś w życiu jakieś relacje z kobietą czy jedynie o relacjach z kobietami wiesz od jakiś sfrustrowanych cymbałów z chanów, wykopów czy innego tego typu gówna?

Taki tok myślenia prowadzi do totalnego spierdolenia. Otóż nie wszystkie kobiety chcą być jakimiś sejfami na ciągłe ładowanie w nich kasy. Wystarczy wyjść do kobiet, pogadać z nimi, może zaprosić gdzieś a nie ładować jakimiś bluepillami, redpilami czy chuj wie czym pillami i przekonać się, że SPORO kobiet takimi nie jest. Przerabialiśmy już ten temat na discordzie kiedy był kanał przegrywu i był Incel. Wszędzie widział laski chodzące z chadami 180 cm+ i kwadratową szczęką co sugeruje, że chyba ma jakieś objawy choroby psychicznej jak tylko takie pary widzi :p
 

kompowiec

freetard
2 580
2 646
Przestań czerpać wiedzę o stosunkach damsko-męskich z chanów czy innych redditów. Są trochę bardziej skomplikowane niż ten prosty schemat. Blackpill to nie jest zdrowy kierunek.
Czy ty Kompowiec miałeś kiedyś w życiu jakieś relacje z kobietą czy jedynie o relacjach z kobietami wiesz od jakiś sfrustrowanych cymbałów z chanów, wykopów czy innego tego typu gówna?
SciFun nazwałby taką postawę (szczególnie Slavica) naukowym analfabetyzmem:


Miałem i mam w postaci koleżanek i to mi wystarczy, nie chciałbym wchodzić głębiej bo nie widzę w tym nic dla siebie. Dla mnie największą wartością było przeczytanie książki Davida M Bussa a potem słynny scientific blackpill który jest również bogaty w naukowe papersy. Kiedyś zajrzałem do jednej z podlinkowanych tam prac naukowych (czyli prawdopodobnie zrobiłem coś, czego nie zrobił nikt, nigdy?) i tak oto kopiuję mój post z innego forum:

Gdy NT nas widzi to w pierwszej chwili ocenia nas pod kątem: gotowości do rozmowy, niezręczność zachowań, atrakcyjność, inteligencja, sympatia, wiarygodność, dominacja/uległość, samoocena i empatia. W oparciu o dowody naukowcy sugerują, że pierwsze negatywne wrażenia z ASD nie są oparte na żadnej z tych cech ekspresji, ale raczej stanowią efekt subtelnych fizycznych, dynamicznych i dźwiękowych wskazówek prezentacji, które mogą również obejmować dodatkowe funkcje, takie jak wybór odzieży, nawyki pielęgnacyjne, wzory spojrzeń lub postawa ciała.

Jeżeli bycie nieczytelnym wiąże się z oceną społecznie niekorzystną, jak sugerują nasze ustalenia, może to z kolei mieć bardzo negatywne konsekwencje dla rozwoju osób z autyzmem. Wynika to z tego, że bycie postrzeganym niekorzystnie stanowi barierę dla integracji w świecie społecznym, w którym osoby z autyzmem, należące do mniejszości, są skazani na izolację.

źródło: https://link.springer.com/article/10.10 ... 19-04101-1

innymi słowy, jesteśmy przez te drobne mikroekspresje dla ludzi nieczytelni przez co z ich perspektywy podburzamy im naszą wiarygodność (trustworthiness, które można także tłumaczyć jako (nie)godny zaufania)

a tu abstrakt który opowiada o ocenie zdrowia psychicznego przez ludzi wyłącznie na podstawie twarzy:

https://www.sciencedirect.com/science/a ... 6618300394

to by wyjaśniało czemu niektórzy ludzie twierdzą że potrafią "czytać z oczu" czy coś podobnego

generalnie muszę tu podziękować stronie incels.wiki w którym udało mi się znaleźć te badania i że nauka była w ogóle w stanie je wyjaśnić - myślę że to pytanie trapiło każdego z nas na forum (często jest zresztą powtarzane). Ludzie nie lubią nas z tego, czego nie potrafimy kontrolować. Wygląda to tak jakby NT widzieli w nas deepfake.

Innymi słowy, skoro nie jesteśmy tego w stanie kontrolować, nie mamy na to wpływu - więc możemy przestać nosić w sobie ciężar winy. Szczerze? Naprawdę mi ulżyło
I dodając dowód anegnotyczny z mojego życia, mogę to potwierdzić - często się zdarzało tak ze ktoś mnie widział jak sobie szedłem a potem podchodzi do mnie i pyta czemu jestem smutny gdy tymczasem nie bylem itd.

Taki tok myślenia prowadzi do totalnego spierdolenia. Otóż nie wszystkie kobiety chcą być jakimiś sejfami na ciągłe ładowanie w nich kasy. Wystarczy wyjść do kobiet, pogadać z nimi, może zaprosić gdzieś a nie ładować jakimiś bluepillami, redpilami czy chuj wie czym pillami i przekonać się, że SPORO kobiet takimi nie jest. Przerabialiśmy już ten temat na discordzie kiedy był kanał przegrywu i był Incel. Wszędzie widział laski chodzące z chadami 180 cm+ i kwadratową szczęką co sugeruje, że chyba ma jakieś objawy choroby psychicznej jak tylko takie pary widzi :p
O rozkładzie normalnym także nie słyszał? Incel to był skrajny przypadek, wyszukiwał jedynie to, co chciał zobaczyć. Taki cherry picking.
 
Ostatnia edycja:

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 382
Racja.
I dałoby się sprawić żeby cena kobiet spadła do zera, albo poniżej zera [To jest że by płaciły żeby być z mężczyznami, na przykład prezentami]. Wystarczy że mężczyźni nie robiliby nic żeby zdobyć kobietę. Dużo kobiet stałoby się wtedy desperatkami. To by się dało zrobić, ale kobiety musiałyby przestać być traktowane jakby były jakimiś boginiami, żeby tak się stało
Przecież już są ale wobec CHADów.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
SciFun nazwałby taką postawę (szczególnie Slavica) naukowym analfabetyzmem:

Czyli do chanów dorzucasz jeszczed YT. To wszystko wyjaśnia. Trafił nam się prawdziwy damsko-męski naukowiec, a nam damsko-męskim płaskoziemcom pozostaje pozbawiona naukowych podstaw praktyka.
 
D

Deleted member 6341

Guest
Daj spokój, @from_my_cold_dead_hands to dobra dziewczyna, bo ma propertariańskie naleciałości - jest posłuszna matce, bo uznaje się za jej własność, a gdy przyjdzie czas to pewnie zostanie sprzedana na bułgarskim rynku panien młodych. Trzeba będzie tylko sporo opuścić z ceny za ten cały anegoseksualizm.
Ale po co bułgarski rynek ?Może warto pomyśleć o sprzedaży tu i teraz? Znalezienie kupujących nie będzie wyzwaniem.
Zrób "dziewczynie" dokładne zdjęcia w dobrym oświetleniu, przygotuj dokładny opis – to pomoże kupującym w podjęciu decyzji. Możesz ustalić licytację od 1 złotego i pozwolić zainteresowanym na samodzielne określenie ceny. I zapewnij darmową wysyłkę- cieszą się największym zainteresowaniem :)
 
OP
OP
FatBantha

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 792
Niestety, nie jestem jej ojcem a jako osoba niespokrewniona niespecjalnie też mam parcie na sponsorowanie jej posagu. Chyba, że zrobimy zrzutkę na libnecie na posag dla prawdziwej libertarianki a później umówimy się z nią na jakiś procent, gdy znajdzie się odpowiedni kawaler. Wiano w epoce systemu rezerwy cząstkowej może otwierać różne ciekawe opcje do intratnych transakcji finansowych a przecież serwery forum też nie utrzymają się same.

Z perspektywy czasu tak sobie myślę, że źle rozegraliśmy ten epizod z Goreankami. Potrzebujemy zdecydowanie więcej kobiet na forum. ;)

No dobra, ale wróćmy do tematu.

"Socjalizm" von Misesa z rozdziałem poświęconym trzem wizjom życia rodzinnego w ustrojach konserwatywnym (w domyśle zatem arystokratycznym), liberalnym i socjalistycznym nie został tu zarzucony przeze mnie przypadkiem. Znajomość tego tekstu będzie mile widziana, ponieważ to misesowskie ujęcie zagadnienia, stanie się bazą wobec dalszych rozważań o obyczajowości i instytucji rodziny oraz pozycji kobiet w porządku bezpaństwowym. W zasadzie, zgadzam się z większością tej charakterystyki dokonanej przez zasłużonego Austriaka, natomiast biorę poprawkę na to, że jest on klasycznym liberałem albo jak byśmy to dziś powiedzieli - minarchistą, uznającym konieczność zachowania państwa, a zatem utrzymania jakiejś politycznej władzy centralnej, nie zaś kimś, kto postulowałby całkowitą jego abolicję. Moim zdaniem, to zmienia wszystko i sprawia, że nie można żywcem przenosić zachwalanego przez niego, emancypującego kobietę liberalnego modelu rodziny jako wzorca odpowiedniego dla ładu bezpaństwowego. Anarchokapitalizm w gruncie rzeczy może nie być wcale kontynuacją myśli liberalnej czy tym bardziej zwieńczeniem ewolucji liberalnego społeczeństwa. Przeszkód dla tego stanu rzeczy jest kilka, ale zajmę się nimi później.

Analizę roli kobiety czy rodziny w społeczeństwie komunistycznym możemy z góry pominąć, bo wiadomo, że komunistów chcących podporządkować masy wyłącznie swojej władzy politycznej (kolektywu czy partii) rodzina od zawsze uwierała i pragnęli jej niezależność znieść wraz z kapitalizmem. Jedynym niesamowicie interesującym w kontekście poruszanego tematu spostrzeżeniem von Misesa, ale też otwierającym na krytykę pozycję liberalną, jest jego spostrzeżenie dotyczące składanej obietnicy zerwania z uwarunkowaniami ekonomicznymi w relacjach damsko-męskich.
Zrzut ekranu z 2020-07-15 23-34-04.png
Zrzut ekranu z 2020-07-15 22-22-05.png
Takie postawienie sprawy pozwala dostrzec całe kontinuum rozwiązań obyczajowych dotyczących rodziny, szeregujące je pod względem kryterium podporządkowania zależnościom społecznym (ekonomicznym, politycznym, ustrojowym). Po jednej stronie spektrum mamy więc porządki społeczne kompletnie podporządkowujące małżeństwo i rolę kobiety racji stanu (czy przynajmniej racji rodu, klanu, dynastii czy innej struktury społecznej), po drugiej zaś socjalizm, radykalnie odrzucający jakąkolwiek służebność relacji seksualnych względem zewnętrznego, społecznego, gospodarczego czy ustrojowego interesu. Gdzieś pośrodku tego kontinuum lokuje się liberalna wizja małżeństwa von Misesa.

EaJ4IQiVcAI1aP0.png

"Zasada przemocy", którą Austriak tłumaczy całkowite podporządkowanie kobiety mężczyźnie w porządku arystokratycznym czy ogólnie tradycyjnym i typowym dla przednowoczesności, z charakterystyczną dla niego instytucją małżeństw aranżowanych, zawieranych w celu formowania sojuszy między rodzinami czy zwiększania przez nie wpływów - generalnie: zabezpieczania politycznego czy ekonomicznego interesu, sprowadza rolę kobiet właśnie do środków gry politycznej czy dyplomacji w zdecentralizowanym świecie, w którym władza centralna jest znacznie słabsza lub w ogóle nie występuje, więc zastępują ją liczniejsze, rywalizujące ze sobą podmioty.

Tkwi w tym zresztą pewien paradoks.

Liberałowie, aby wypracować w społeczeństwie tę swoją liberalną wizję relacji damsko-męskich, z równymi sobie stronami i małżeństwem działającym na zasadzie opisywanej przez von Misesa, muszą uciekać się do wykorzystania do tego celu inżynierii społecznej państwa i jego prawa stanowionego, które "ucywilizowałoby" tym sposobem życie społeczne i nadało mu odpowiedni kształt. To, co bowiem powstaje, gdy państwa i jego prawa nie ma, to właśnie arystokratyczny porządek tworzony oddolnie przez struktury rodzinne, zabezpieczające swoją władzę w lokalnej skali, rywalizujące z innymi rodzinami i neutralizujące się wzajemnie aranżowanymi związkami, czyli wymianą kobiet właśnie. Zatem powstaje też obyczajowość zakładająca wykorzystanie pań i ich potencjału reprodukcyjnego jako istotnego zasobu politycznego.

Jeżeli więc naszym marzeniem jest pozbyć się państwa w zupełności, musimy liczyć się z tym, że utracimy liberalny kształt społeczeństwa a wylądujemy właśnie w jakimś porządku arystokratycznym, zaś sama obyczajowość i rola małżeństwa również przejdzie adekwatną do tego zmianę. Anarchokapitalizm w takim patrymonialnym wydaniu będzie więc jak najbardziej możliwy do osiągnięcia, o ile oczywiście uchronimy społeczeństwo przed ciągotami feudalnymi (lepiej jednak zachęcać do ograniczonych czasowo umów z różnymi PAO do wyboru, z jakich można zrezygnować, jeśli będą marne niż dożywotnie kontrakty lenne, z których zrezygnować nie można) i zabezpieczymy obyczajem lub prawem wolność handlu (żadnych praw składu i innych takich).

Krótko mówiąc - łatwiej wymodelować anarchokapitalizm z ładu arystokratycznego, wprowadzając do niego ledwie kilka antyfeudalnych poprawek, niż ze zbiurokratyzowanej liberalnej demokracji, zupełnie zależnej od władzy centralnej, narzucającej równość z jej pustką kulturową.


Czy komodyfikacja kobiet i małżeństw może pomóc rozwiązać problem zapaści demograficznej?
Czy powrotem do obyczajowych form arystokratyzmu, możemy poprawić pozycję rodziny, upodlonej biurokracją nowoczesnego państwa?
Swoim spostrzeżeniem o powiązaniu lub zerwaniu koniecznego powiązania relacji damsko-męskich z kwestiami bytowymi, Ludwig von Mises otworzył interesującą przestrzeń do rozważań i krytyki również jego ukochanego liberalnego porządku społecznego.

Oto bowiem małżeństwo oparte na jego koncepcji umowy przechodzi właśnie w kulturze Zachodu zupełne załamanie. Ludzie, jak nigdy wcześniej, nie mogą znaleźć dobrego uzasadnienia, aby w ogóle je ze sobą zawierać, natomiast te zawierane są niesamowicie kruche i bardzo łatwo się rozpadają. Kondycja małżeństwa w naszych czasach jest tak marna, że przypomina raczej zrealizowaną wizję komunistycznych postulatów zupełnego uwolnienia związków od ekonomicznych uwarunkowań, chociaż przecież żadna rewolucja komunistyczna nie nadeszła. Kulturowo rola małżeństwa jest coraz powszechniej kwestionowana i niezrozumiała dla nam współczesnych. Nie wiąże się z nią żaden prestiż, a społeczna presja by je dalej zawierać właściwie też ustąpiła. Zresztą czemu miałaby ona służyć, skoro przyjmujemy, że mamy do czynienia z dobrowolną umową? Z kryzysem małżeństwa całkiem nieźle koresponduje zapaść demograficzna. Zresztą po co w demoliberalizmie w ogóle zakładać rodziny? Dla dekoracji? Przecież rodzina w takim ustroju jest w pełni poddana władzy, nie gwarantuje od niej żadnej autonomii, a sama nic w nim nie znaczy. Nie jest i być nie może już wehikułem osobistej, makiawelicznej wręcz ambicji, środkiem zabezpieczenia socjalnego czy niezbędną formą dla uczestnictwa w rywalizacji w życiu społecznym. Nie walczymy o chwałę swojego rodu, więc nie mamy też powodu, aby go przedłużać. Niech zdycha. Rodzina dziś w demoliberalizmie to tylko staw hodowlany dla podatników państwa.

Co więcej, misesowską koncepcję liberalnego małżeństwa z równymi sobie stronami można zaatakować za pomocą podobnego argumentu, jakim ten austriacki ekonomista posłużył się przeciw socjalizmowi. Argumentem z niemożliwości (lub przynajmniej znaczącego utrudnienia) dokonania kalkulacji ekonomicznej.

Obecnie, kiedy kobiety w liberalnym społeczeństwie uległy w stosunku do ładu tradycyjnego dekomodyfikacji, a więc zostały podmiotami uzyskującymi prawa a przestały być zasobem swoich ojców czy rodzin, zabezpieczanym posagiem o określonej, jasnej i przeliczalnej wartości, właściwie nie wiadomo, ile małżeństwo z nimi tak naprawdę kosztuje i czy danego mężczyznę faktycznie na konkretną kobietę stać czy nie. Dziś przypomina to raczej nieprzejrzysty hazard i utrudnia planowanie mocarstwowego zakładania rodziny w podobny sposób do innych inwestycji.

Tymczasem pod "zasadą przemocy" ładu arystokratycznego, kobiety a więc i małżeństwa z nimi, generalnie miały swą cenę, prościej można było zorientować się w hierarchii społecznej, a więc i szybciej dobrać się względem statusu. Gdy nie było cię stać na kogoś z wyższych sfer, kupowałeś od ojca w promocji taką Yennefer za cenę pół świnii:


A jeżeli nie chciałeś garbuski, trzeba się było bardziej postarać i wyrobić odpowiednią pozycję czy majątek w postaci dwucyfrowej liczby wielbłądów.

Można więc sobie narzekać na komodyfikację kobiet w ładzie tradycyjnym, ale z drugiej strony ucinała ona ustawiczne niezdecydowanie i marnowanie czasu na seryjną monogamię w poszukiwaniu najlepszego partnera oraz cykliczne rozczarowania z tym związane. Z góry wiadomo było, kto znajdował się w zasięgu czyichś statusowych możliwości, a o kim można było sobie tylko pomarzyć albo lepiej nie zawracać głowy, skupiając na bardziej dostępnych dla siebie opcjach.

Kalkulacja ekonomiczna to przecież mocna strona ASE, więc nie wiem, czemu Mises nie przyjrzał się pod tym względem ładowi tradycyjnemu. Chyba tylko przez swoje własne, liberalne zideologizowanie.

Tak czy inaczej, nie myślimy dziś w społeczeństwie w kategoriach racji swego rodu, nie kombinujemy jak wzmacniać jego potęgę. Nie jesteśmy ambicjonalnie związani z rozwojem jego panowania. Nie bierzemy udziału w tej samej grze, w jaką grały kiedyś rodziny szlacheckie, planując długoterminowo i kompleksowo swoją przyszłość. Żyjemy po nowocześniacku: byle jak, z byle kim, o ile tylko przyjdzie nam jakaś ochota, albo popadając w samotność, gdzie wszystko i tak jest do zapomnienia. To jak mamy na takich fundamentach kulturowych naprawiać sobie demografię?

Jak mniemam, remedium na dzisiejsze bolączki stanowi właśnie powrót do tej komodyfikacji, do przywrócenia elementów ładu arystokratycznego i mentalności z nim związanej, do uzależnienia szacunku względem kobiet od podjęcia przez nie ponownie roli reprodukcyjnej i ostracyzmowania całej reszty zdychającej nowoczesności w całej jej patologicznej okazałości.

Wymierająca populacja z założenia nie może mieć kulturowej racji, więc nie ma się co też patyczkować czy rozczulać nad jej jakże wspaniałymi wartościami i mniemaniami na tematy relacji płci, skoro i tak są gówno warte, gdyż nie przechodzą próby ognia.
 
Ostatnia edycja:

Roberwak

Active Member
71
248
Obyczajowość i cała reszta 'walki o kulturę" jest wtórna wobec walki o wolność ekonomiczną, chyba to jednak byt kształtuje świadomość, a nie odwrotnie. Mniej jest filozofów niż działających ludzi i to działających libertariańsko, nawet jeśli nie są jeszcze uświadomieni klasowo. A libertaranizm, by być wartościowym musi się wznieść ponad te dwie drogi - lewicowego progresywizmu i prawicowego konserwatyzmu, zostawiając jedynie trzecia możliwość, czyli unikania defensywnej postawy wobec wymuszonego udziału w tym ustalonym przez propaństwowe siły konlifktu. Sam musi oferować wizję lepszego ładu, niekoniecznie arystokratycznej kultury, wzrostu demograficznego itp, bo to nie jest tym, co porywa ludzi. To bywa, tak jak obecnie, jedynie pretekstem do wykorzystania tych ludzi. Jedynie przeciwstawiając się temu narzuconemu konfliktowi może pojawić się nowa jakość. Obyczajowość w bezpaństwowym ładzie sama się ukształtuje w jak najlepszy sposób i nie ma co przeceniać wagi obyczajów, bo ich rdzeń jest póki co w większości nietykalny i "naturalnie konserwatywny" . A kobiety są kobietami i chuj z nimi ;)
 
Do góry Bottom