Status kobiet oraz problemy męskiej atrakcyjności a kwestie demograficzne. [O normach obyczajowych w tętniącej życiem cywilizacji ładu bezpaństwowego]

kompowiec

freetard
2 580
2 646
@erte myślę że chodzi bardziej o to co wspomniałem na filmiku + że multikulti mogłoby próbować rozwalić forum. Nie wiem jak jest tam teraz ale kotoński od bracia przegrywi narzekał że mają tam od zajebania trolli, śpiochów, spamerów i innych dywersantów przez co modzi mieli pełne ręce roboty. A jak już słusznie kiedyś zauważył rabi, administracja tutaj jest leniwa i kasowanie takiego napływu byłoby wysoce uciążliwe.

Kto che to pisze, żeby tu dostać bana naprawdę trzeba się postarać.

Wystarczy mi rozmów z krystkonem - nigdy więcej
 
D

Deleted member 6564

Guest
Czy ty i popierający cię @kompowiec i @from_my_cold_dead_hands jesteście na tym forum od podejmowania decyzji komu wolno tu pisać?
Nie obchodzi mnie kto tu pisze
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 985
15 153
Ale jak ktoś mówi że hipergamia to bzdura to jest antynaukowym szurem, co jest gorsze nawet od incelizmu.

Ale kto tak mówi? I co istnienie tego zjawiska ma wspólnego z całą złożonością stosunków damsko-męskich? Sprowadzanie wszystkiego w tej materii do hasła hipergamia pokazuje, że jest się szurem rodem z piwnicy i tyle.
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 382
nie wiem skąd ona czerpie wiedzę ale hipergamia jest czymś jak najbardziej udowodnionym naukowo:

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/?term=hypergamy
12 wyników



Ale i tak tosia powie że oglądam tylko jakieś chany i reddity
A w jaki sposób ten cytat dowodzi czegokolwiek co mówisz?

Od kiedy libertarianizm jest kolektywistyczny?
Nie jest ale nie jest anty-kolektywistyczny pod warunkiem, że kolektywy są dobrowolne. Kolektywy często bardzo dobrze realizują interesy członków i zdecydowanie skuteczniej niż pojedyncza jednostka jest to w stanie zrobić. Nie zaczadzajmy się antykolektywizmem.
 
OP
OP
FatBantha

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 792
No dobrze, więc wróćmy do tematu (nie)równego statusu kobiet i ratowania demografii.

Skąd w ogóle wziął się pomysł, aby zanegować pewnego rodzaju uniwersalizm etyczny związany z równouprawnieniem, wpływający na jednakowe wynagradzanie kobiet i mężczyzn za robienie tego samo?

A stąd:


Zajrzałem do wspomnianej pracy, na podstawie której ten nius został spisany:
Zrzut ekranu z 2020-07-26 14-53-46.png

i w całkiem interesujący sposób - za pomocą skryptów seksualnych - stara się ona wyjaśnić, skąd bierze się niższa atrakcyjność mężczyzn w egalitarnych związkach oraz brak namiętności w pożyciu przy równym podziale obowiązków domowych.

Clipboard01.pngClipboard02.png

Autorzy powołują się na inne prace, potwierdzające wpływ udanego a zatem również częstego pożycia seksualnego na stabilność związków.

Zrzut ekranu z 2020-07-26 15-12-44.png

I rozważają następnie seks w perspektywie zasób kobiet, które zwłaszcza w egalitarnych związkach starają się za jego pomocą wykupywać z konieczności wykonywania prac domowych. Dlaczego wobec tego mężczyźni nie biorą na siebie ogółu prac domowych, wymieniając je na więcej seksu?

Couples in which the men did most of the housework had sex least often. “That’s a total overturning of gender roles, and neither men or women seem to be happy with that,” she said.
Clipboard05.png
Dlatego, że tego rodzaju handel zabija pożądanie i małżonkom ostatecznie odechciewa się go uskuteczniać równie chętnie. Egalitarianizm powoduje nudę, zniechęcenie, popadnięcie pary we "friendzonę" czy traktowanie się na zasadzie rodzeństwa - dopiero ponowne wprowadzanie dystansu i zróżnicowania między płciami, pozwala wskrzesić utracone pożądanie.

Clipboard03.pngClipboard04.png

Poza ciekawostkami takimi jak badania potwierdzające występowanie dysfunkcji seksualnych u mężczyzn, których partnerki spędzają z ich przyjaciółmi więcej czasu niż oni, biorą na warsztat wzorce bądź scenariusze zakorzenione kulturowo, podkreślające kobiecość czy męskość.

Z tego punktu widzenia, kulturowe wydzielanie zajęć typowo męskich i kobiecych może więc jak najbardziej służyć wzajemnej podbudowie postrzegania swojej atrakcyjności, natomiast dążenie do ich uniseksowego, egalitarnego obalania w imię sprawiedliwości społecznej czy próby udowodnienia, że kobiety mogą wykonywać pewne pracę równie dobrze jak mężczyźni, do druzgotania wspomnianych seksualnych skryptów, dzięki którym mężczyźni, trochę jak pawie, mogą się wykazywać własną atrakcyjnością w kulturowo zaplanowanej przestrzeni do tego wyznaczonej.

Kiedy dodamy do teorii skryptów kwestię statusu określającego długoterminową męską atrakcyjność, kulturowe przypisanie mężczyzn do prac prestiżowych kosztem kobiet przestanie być jakimkolwiek zaskoczeniem. Stanie się raczej oczywistym rozwiązaniem pronatalistycznym, maksymalizującym szanse reprodukcji.

Można zatem rzecz ująć tak, że nowoczesne społeczeństwa fetyszyzujące sprawiedliwość w formie równości płci oraz stawiające na otwartą dostępność wszystkich męskich pozycji zawodowych dla kobiet, czynią to kosztem swojej płodności. Cóż bowiem z tego, że osiągamy jakiś ideał egalitarnej sprawiedliwości, jeżeli zabijamy w ten sposób masowo pożądanie i podcinamy demograficzną gałąź na jakiej siedzimy? Długo i tak nie nacieszymy się tym osiągnięciem, bo stoi ono na przeszkodzie podstawowym witalistycznym dążeniom.

Tradycja liberalna ma tu swoje za uszami i nie możemy przecież zwalać wszystkiego na komunistów. Wsparcie udzielone sufrażystkom było wymierzone w dawny konserwatywny establishment i obliczone na podkopanie jego pozycji.

Z perspektywy czasu, lepiej już chyba było popierać antysufrażystki.
 

Attachments

  • Feb13ASRFeature.pdf
    269,2 KB · Wyś: 1
OP
OP
FatBantha

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 792
Why do women find sexist men appealing?
Posted Dec 12, 2018

Women like bad boys. At least, that’s the story. And there’s lots of writing and anecdotal experience to back it up. Men frequently complain about being “friend-zoned,” the idea being that men who are respectful toward their female interests get placed in the role of friend, rather than potential boyfriend. The “pickup artist” community has embraced this concept, teaching men how to behave in assertive, dominant ways that, allegedly, are more "successful" with women. Many of these concepts and dynamics themselves have been called sexist and misogynistic, reflecting underlying beliefs that women “owe” men sex. The “incel” community, a group of online males who complain bitterly, violently, and angrily about being “involuntary celibates,” attack women for choosing “Alpha males” rather than softer, kinder men ... like themselves?
Women who admit to liking bad boys—or being attracted to men who are assertive or dominant—are sometimes criticized as having “internalized” misogynistic attitudes, or simply as being naïve and foolish, or failing to recognize or admit that sexism is damaging. During the 2016 presidential campaign, female fans of then-candidate Trump proudly invited their candidate to grab them, following the release of tapes of Trump discussing grabbing women without consent. These women were proclaimed traitors to other women, or decried as deluded. Others have suggested that women may choose bad boy types in order to acquire their protection from other, more aggressive and hostile men, a theory referred to as the “protection racket.” Some simply suggest that sexism is insidious, and that these dynamics infiltrate our choices without us noticing.
These are complex, highly politicized dynamics that foster conflicts and finger pointing between the genders. Unfortunately, research suggests that women do in fact find sexist men attractive. Gul and Kupfer recently published research where they conducted multiple experiments, testing women’s attraction to different types of men, and teasing out women’s motivations.
Past research has suggested that evolutionary biology explains these dynamics, pointing to findings that women reportedly prefer men with more masculine features and more indicators of “fitness.” However, many of those sensational findings are in question, with failed replications leading to doubt that these effects can be reliably predicted or measured.
Gul and Kupfer take a related tack, but head in a slightly different direction. They suggest that female interest in sexist men, specifically men who display “benevolent sexism,” may be seen by women as being more an interest in men investing resources in a woman.
Benevolent sexism describes a form of sexism which is overtly less hostile and misogynistic, and reflects beliefs that I was taught, as a man from the U.S. South. Benevolent sexism includes beliefs that:
  • Women should be “put on a pedestal.”
    • Women should be cherished and protected by men.
    • Men should be willing to sacrifice to provide for women.
    • Women are more virtuous than men.
  • Women are more refined and pure, compared to men.
Despite aspects of benevolent sexism appearing chivalrous and romantic, previous research has found that women who endorse these beliefs often demonstrate approval of restrictions on women’s freedoms, independence, and autonomy, and may impact women’s support for gender egalitarianism.
Gul and Kupfer used several different related experiments to test why women find men with these types of beliefs to be more sexy and appealing. They found that women who saw these types of men as more attractive also saw the men as being more willing to protect and care for them, and to commit to a relationship. Interestingly though, these women weren’t love-struck fools, but had their eyes open: Despite being attracted to these men, and seeing them as good mates and partners, the women saw these males as being undermining and patronizing and more likely to place restrictions on the women.
Gul and Kupfer conducted several separate experiments, showing that their results did replicate in different samples and using different methods (an important strategy) and that the effect was apparent both in potential mates and in work colleagues. Even in men who were not being scoped out as potential intimate partners, women were more likely to see sexist men as more attractive. Women who were both more and less feminist displayed similar levels of attraction to sexist men, so this effect isn’t the result of women not being “woke” enough.
One of the experiments tested whether women’s ratings of sexist men varied depending on cues about there being more hostile men around from whom the woman might need protection. But here again, women’s attraction towards sexist men wasn’t influenced by her potential need for safety from more hostile men.
Gul and Kupfer’s research offers a new way to approach these complex dynamics of attraction, integrating the role of evolutionary influences with culturally-influenced social role expectations. It also challenges some of the misleading beliefs that blame both women and men for the persistence of sexism in our society. It’s important to note that sexism and misogyny are not identical concepts. Kate Manne suggests that misogyny is more about control of women than about hatred, and argues that sexism is more of an ideology that supports the reasons why we treat women differently.
“Dating male feminists turned out to be one of the least empowering decisions I’ve ever made.” —Kate Iselin
Women who find sexist men attractive are not being traitors to other women, nor are they naïve females who don’t understand their choices. Instead, they are women making rational decisions, and accepting tradeoffs. They recognize that it may be more beneficial to have a partner who is committed to them and willing to sacrifice for them and their family than it is to have a “woke” feminist man who wants them to be independent.
I look forward to future research which might explore men’s own perceptions of their attitudes toward women. Do men who hold benevolent sexist beliefs recognize that they may increase their attractiveness, while also potentially being seen as patronizing? But for now, perhaps this research can help us stop attacking sexist men as being misogynistic tools of the patriarchy, and recognize that these social dynamics exist due to the choices of both men and women, for reasons other than power, hatred, or control.
September 19, 2018 11.40am BST
Authors
  1. Pelin Gül
    Post-doctoral Research Fellow, Iowa State University
    1. Tom R. Kupfer
      Marie Curie Research Fellow, Vrije Universiteit Amsterdam
Disclosure statement
The authors do not work for, consult, own shares in or receive funding from any company or organisation that would benefit from this article, and have disclosed no relevant affiliations beyond their academic appointment.
If a man offers to help a woman with her heavy suitcase or to parallel park her car, what should she make of the offer?
Is it an innocuous act of courtesy? Or is it a sexist insult to her strength and competence?
Social psychologists who describe this behavior as “benevolent sexism” firmly favor the latter view.
But researchers have also revealed a paradox: Women prefer men who behave in ways that could be described as benevolently sexist over those who don’t.
How could this be?
Some say that women simply fail to see the ways benevolent sexism undermines them because they’re misled by the flattering tone of this brand of kindness. Psychologists have even suggested that benevolent sexism is more harmful than overtly hostile sexism because it is insidious, acting like “a wolf in sheep’s clothing.”
As social psychologists, we had reservations about these conclusions. Aren’t women sophisticated enough to be able to tell when a man is being patronizing?
Surprisingly no previous research had tested whether women do, in fact, fail to recognize that benevolent sexism can be patronizing and undermining. And given our backgrounds in evolutionary theory, we also wondered if these behaviors were nonetheless attractive because they signaled a potential mate’s willingness to invest resources in a woman and her offspring.
So we conducted a series of studies to further explore women’s attraction to benevolently sexist men.
What does benevolent sexism really signal?
The concept of benevolent sexism was first developed in 1996. The idea’s creators argued that sexism is not always openly hostile. To them, attitudes like “women should be cherished and protected by men” or behaviors like opening car doors for women cast them as less competent and always in need of help. In this way, they argued, benevolent sexism subtly undermines gender equality.
Since then, social psychologists have been busy documenting the pernicious effects that benevolent sexism has on women.
According to studies, women who acquiesce to this behavior tend to become increasingly dependent on men for help. They’re more willing to allow men to tell them what they can and can’t do, are more ambivalent about thinking for themselves, are less ambitious and don’t perform as well at work and on cognitive tests.
Given these documented downsides, why are women still attracted to this behavior?
The answer could lie in what evolutionary biologists call “parental investment theory.”
Whereas men can successfully reproduce by providing a few sex cells, a woman’s reproductive success must be tied to her ability to complete months of gestation and lactation.
During much of human history, a woman’s ability to choose a mate who was able and willing to assist in this process – by providing food or protection from aggressors – would have increased her reproductive success.
Evolution, therefore, shaped female psychology to attend to – and prefer – mates whose characteristics and behaviors reveal the willingness to invest. A prospective mate’s muscular physique (and, today, his big wallet) certainly indicate that he possesses this ability. But opening a car door or offering his coat are signs that he may have the desired disposition.
Women weigh in
In our recently published research, we asked over 700 women, ages ranging from 18 to 73, in five experiments, to read profiles of men who either expressed attitudes or engaged in behaviors that could be described as benevolently sexist, like giving a coat or offering to help with carrying heavy boxes.
We then had the participants rate the man’s attractiveness; willingness to protect, provide and commit; and his likelihood of being patronizing.
Our findings confirmed that women do perceive benevolently sexist men to be more patronizing and more likely to undermine their partners.
But we also found that the women in our studies perceived these men as more attractive, despite the potential pitfalls.
So what made them more attractive to our participants? In their responses, the women in our study rated them as more likely to protect, provide and commit.
We then wondered whether these findings could only really be applied to women who are simply OK with old-fashioned gender roles.
To exclude this possibility, we studied participants’ degree of feminism with a widely used survey that measures feminist attitudes. We had them indicate their level of agreement with statements such as “a woman should not let bearing and rearing children stand in the way of a career if she wants it.”
We found that strong feminists rated men as more patronizing and undermining than traditional women did. But like the other women, they still found these men more attractive; the drawbacks were outweighed by the men’s willingness to invest. It seems that even staunch feminists may prefer a chivalrous mate who picks up the check on a first date or walks closer to the curb on a sidewalk.
In this time of fraught gender relations, our findings may provide reassurance for women who are confused about how to feel towards a man who acts chivalrous, and well-meaning men who wonder whether they should change their behavior towards women.
But several interesting questions remain. Does benevolent sexism always undermine women? It might depend on context. A male being overly helpful to a female co-worker in a patronizing way might hurt her ability to project professional competence. On the other hand, it’s tough to see the harm in helping a woman move heavy furniture in the home.
Understanding these nuances may allow us to reduce the negative effects of benevolent sexism without requiring women to reject the actual good things that can arise from this behavior.
 
OP
OP
FatBantha

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 792
Zaraz w tym domu wariatów dojdziemy do sytuacji, w której to faceci będą chcieli łapać baby "na dziecko".

Najpierw dobra praca, wymarzone mieszkanie oraz podróże. Tak coraz częściej prezentuje się modelowy plan na życie wielu młodych ludzi. A gdzie dziecko? Zwykle nie mieści się w tym harmonogramie. Co ciekawe, kolejne badania pokazują, że to głównie kobietom nie spieszy się do niańczenia swoich pociech. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z mężczyznami. Coraz częściej to właśnie u nich dziecko znajduje się na szczycie listy życiowych priorytetów.
Kobiety rodzą coraz później. Doskonale to widać, przyglądając się sytuacji w Polsce. Na porodówkach coraz więcej jest świeżo upieczonych mam, którym bliżej do „czterdziestki”. Z danych opublikowanych przez GUS wynika, że w ciągu ostatnich 10 lat liczba kobiet, które urodziły, mając od 35 do 39 lat, wzrosła aż o 70 procent. Tych, które urodziły pierwsze dziecko po „czterdziestce”, też przybywa. Polska nie jest tu wyjątkiem. Podobnie jest w krajach zachodnich. W wypadku wielu kobiet decyzja o zajściu w ciążę w tak późnym wieku była świadomym wyborem. Rodzą one coraz później albo rezygnują z dzieci w ogóle. W tej sytuacji inicjatywę przejmują mężczyźni. To oni coraz częściej namawiają kobiety na potomstwo.
Jednym z pierwszych krajów, w których mocno zarysowała się ta tendencja, są Stany Zjednoczone. Badania przeprowadzone tam na przestrzeni ostatnich lat wykazały, że trend, w którym kobiety niekoniecznie pragną dzieci, czyli zupełnie inaczej niż mężczyźni, nie jest chwilową anomalią, ale staje się standardem. Ta różnica w podejściu do tematu zaznacza się już wśród bardzo młodych ludzi. Największa do tej pory próba zgłębienia problemu miała miejsce w 2011 r. Przepytano wówczas 5 tysięcy bezdzietnych osób – młode kobiety i panów. Efekt? Badanie wykazało, że w czasie, gdy 24 procent procent młodych mężczyzn w wieku ok. 18 lat wie, że posiadanie potomstwa będzie miało dla nich w dorosłym życiu znaczenie priorytetowe, wśród pań odsetek ten wyniósł zaledwie 15 procent.

Inne badanie zostało przeprowadzone już wśród młodych rodziców. W sondażu zleconym przez Associated Press w 2013 r. aż 80 procent mężczyzn powiedziało, że zawsze marzyło o ojcostwie. W przypadku młodych matek tylko 7 na 10 przyznało, że rodzicielstwo stanowiło dla nich jeden z głównych życiowych celów.
Kobiety ze Stanów Zjednoczonych nie są odosobnione w swoich wyborach. Podobne badania są dziś realizowane na całym świecie. I niemal wszędzie wygląda to podobnie, choć nieco inaczej rozkładają się proporcje. Przeprowadzony przez CBOS sondaż, który realizowany był wśród osób posiadających dzieci i bezdzietnych, pokazał, że nie inaczej jest w Polsce. Wśród ankietowanych przed 30. rokiem życia (przedział wiekowy 25-29 lat) aż 68 procent mężczyzn wyraziło wolę powiększenia rodziny. W przypadku kobiet deklaracja taka padła ze strony 56 procent pytanych. Tak samo jest w przypadku osób po „trzydziestce”. W tej grupie o dzieciach (pierwszych i kolejnych) marzy 48 procent mężczyzn i już tylko 27 procent kobiet. W przedziale wiekowym od 35 do 39 lat potomstwo jest jednym z głównych celów dla 20 procent mężczyzn i zaledwie 8 procent kobiet.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego kobiety odkładają ciążę na później albo nie chcą mieć dzieci wcale? Eksperci nie mają wątpliwości, że promowana w wielu krajach zasada równości płci spowodowała, iż panie marzą dziś o spektakularnych karierach. Najpierw chcą osiągnąć sukces zawodowy, ustabilizować swoją sytuację materialną, a decyzję o posiadaniu potomstwa odwlekają tak długo, jak to możliwe albo uznają, że nie jest im ono do szczęścia w ogóle potrzebne.
- Każda kobieta myśli dziś o swojej karierze. O tym, czym chce zajmować się profesjonalnie. Myślę, że jesteśmy tego bardzo świadome, jak bardzo trudno jest zbalansować karierę i dzieci, więc kobiety starają się zrównoważyć te dwie sprawy – powiedziała Bryce Covert, która skomentowała wyraźnie zmieniające się trendy dla „New York Magazine”. - Rozmawiałam z przyjaciółkami i koleżankami w moim wieku, kobietami, które mówiły: „Po prostu nie wiem, czy chcę mieć dziecko. Naprawdę utkwiłam, próbując podjąć decyzję”.

Według Covert, taka zmiana w podejściu do kwestii posiadania dzieci to znak naszych czasów. Dziś kobietom znacznie łatwiej jest zrobić karierę, mają też one znacznie większy wybór niż ich babcie, które – jak twierdzi – traktowały dzieci jak dar, którego nie wolno odrzucić. Kwestia posiadania dzieci nie podlegała zatem żadnej dyskusji. Obecnie panie coraz częściej świadomie rezygnują z potomstwa, a mężczyźni stali się tymi, którzy chcą jak najszybciej zostać rodzicami i starają się przekonać do swoich argumentów partnerki. Co może zaskakiwać, to fakt, że stało się to w czasie, gdy panowie zaczęli przyjmować na siebie obowiązki domowe i nie ograniczają się już tylko do przynoszenia do domu wypłaty.
Jak wynika z odpowiedzi Polek, które były pytane o swoje motywacje, u nich także kariera była jednym z głównych czynników, mających wpływ na ewentualną decyzję o zajściu w ciążę. Kobiety, szczególnie te, które miały już potomstwo, uznają najczęściej, że kolejne dziecko mogłoby zbyt mocno wpłynąć na ich plany zawodowe.
RC/dm,facet.wp.pl
Tere-fere! Nie może zaskakiwać - nie po rozważaniach dotyczących badań skryptów seksualnych i przypisywanego statusu. Odciążanie kobiet przez mężczyzn podejmujących za nie część obowiązków domowych, kończy się lądowaniem we friendzonie.

Inna sprawa, że w Polsce turboegalitaryzm nam nie grozi:

Przeciętna kobieta w krajach OECD codziennie poświęca bezpłatnej pracy, czyli wykonywaniu obowiązków związanych z utrzymaniem domu i wyżywieniem rodziny, 4 godziny i 24 minuty. Przeciętny mężczyzna – nieco ponad 2 godziny. Natomiast przeciętna Polka oddaje gospodarstwu domowemu 4 godziny 46 minut życia, przeciętny Polak – 2 godziny 35 minut. Przy tym na odpoczynek Jaś ma codziennie 311 minut, Małgosia – 262.
Gdy Kantar w ubiegłym roku pytał Polaków o najbardziej nielubiany obowiązek domowy, mężczyźni odpowiedzieli, że każdy. Miłość do gotowania zadeklarowało 49 proc. kobiet i 16 proc. mężczyzn, do codziennych zakupów – odpowiednio 27 i 14 proc., do odkurzania – 20 i 15 proc., do sprzątania łazienki – 13 i 4 proc. Żadnych obowiązków domowych nie lubi 9 proc. kobiet i 31 proc. mężczyzn. No i zgadnijcie, na kogo podczas lockdownu i teraz, w czasie drugiej fali, spadła ta „przyjemność” pucowania chaty i wyżywienia niewychodzących do zakładów pracy domowników?
Śmiechłem.
 
OP
OP
FatBantha

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 792
Można je było podziwiać na salonach, pisać dla nich wiersze, obsypywać kwiatami, ale nie słuchać w sprawach zasadniczych.

Aż się wzruszyłem...

W XIX w. kobiety były niewolnicami przysłowiowych cnót niewieścich. Żyły w świecie stworzonym przez mężczyzn dla mężczyzn. Wymagano od nich bycia przykładnymi matkami i żonami, nieustannego dawania dowodów przyzwoitego prowadzenia się. By lepiej mogły urzeczywistniać ten cel, zabraniano im studiować, pracować, rozwijać się naukowo. W tym samym czasie panowie prowadzili przyjemne życie kochanków, birbantów, hulaków i utracjuszy.
Wczoraj, 17:02
W XIX w. kobiety żyły w świecie, w którym wszystko działo się z woli mężczyzn. Panowało przekonanie, że są istotami ułomnymi, w szczególności intelektualnie, co ograniczało ich możliwości brania udziału w życiu publicznym. Jak zauważał austriacki filozof Otto Weininger, kobieta żyje życiem niższej jakości, bardzo zbliżonym do życia roślin i zwierząt. Jest ona przeciwieństwem mężczyzny w tym sensie, jak coś i nic (w: "Mężczyzna i kobieta", "Świat płciowy" 31 maja 1905 r.). Miejsce przedstawicielek płci słabszej było w sypialni, kuchni, pokoju dziecięcym, ale nie w bibliotece czy też na wyższej uczelni. Można je było podziwiać na salonach, pisać dla nich wiersze, obsypywać kwiatami, ale nie słuchać w sprawach zasadniczych.

Zobacz również

Urojone cnoty niewieście. Poradnik dobrej żony z 1819 r.​

Czy kobieta powinna pracować?

W omawianej epoce uznawano, że w wykonywaniu pracy zawodowej przez przedstawicielki wyższych sfer jest coś, co uwłacza ich godności. Z takimi każdy mógł rozmawiać, strofować, składać niemoralne propozycje. Jednym słowem od zarobkowania do zepsucia był tylko jeden krok, jak mniemano. "Porządna" kobieta, by przeżyć i zapewnić sobie wygodne życie na salonach musiała wyjść za mąż.
Opisywany model funkcjonowania potępiała Anna Limprechtówna w jednym z numerów "Steru" z 1907 r. (zeszyt 1-2), nazywając go bez ogródek prostytucją w małżeństwie. Bo czymże różni się od prostytutki osoba, która staje na ślubnym kobiercu nie z miłości, ale z wyrachowania - pytała autorka. Zaś potem w sypialni taka istota odpłaca mężowi za wygodne życie bez pracy miłością fizyczną uprawianą z poczucia obowiązku. I pomyśleć, że w przepaść tej codziennej, zalegalizowanej przez opinię publiczną "prostytucji rzuca się tysiące kobiet, tysiące młodych dziewczyn, wychowywanych od dziecka celowo w tym kierunku, aby kiedyś zrobić »dobrą partię« na targu licytacji małżeńskiej, oddać się temu, kto lepiej zapłaci, chociażby cała natura fizyczna i moralna wzdrygała się przeciw tej sprzedaży". Zdaniem autorki sporą winę ponosiły tu także matki, które licząc na opatrznościowe zjawienie się "naturalnego chlebodawcy pod postacią męża", nie dawały córkom żadnego zawodowego wykształcenia, które zapewniłoby im samodzielność.
Pozycję kobiet w społeczeństwie doskonale przedstawiła Eliza Orzeszkowa słowami jednej z bohaterek "Marty". - "Kobieta jest zerem, jeśli mężczyzna nie stanie obok niej jako cyfra dopełniająca. (…) Kobieta musi koniecznie uczepić się (...) mężczyzny, jeśli chce żyć".

Edukacja przez bardzo małe "e"

W XIX w. stano na stanowisku, że rolą kobiety jest bycie przykładną żoną i matką. Z tego też powodu odmawiano jej prawa do gruntownego kształcenia się. W końcu znajomość geografii czy ekonomii nie była potrzebna do stania nad kołyską. Jak mawiano, dziewczyna powinna znać matematykę na tyle, by z prostej nie zboczyła linii, a chemię w takim stopniu, by nie przypalała potraw. Edukacja panienek z wyższych sfer trwała od sześciu do ośmiu lat. Koncentrowała się na nauce języka francuskiego, gry na fortepianie, znajomości poezji. Opanowanie wiedzy z pozostałych przedmiotów, takich jak np. historia czy geografia, miało charakter bardzo pobieżny. Z uwagi na mierny poziom wykształcenia spora część małżonek była nieporadna w podstawowych sferach życia codziennego. Wiele z nich nie potrafiło załatwiać spraw w urzędach i skutecznie bronić swoich interesów. Czasami było im nawet trudno zabierać głos w najprostszych sprawach.
reklama
Zofia Zamoyska wspomina, że przez długi czas pozostawała bardzo nieśmiała. Nie nauczono jej bowiem władać dobrze żadnym językiem, w tym nawet polskim. Stąd też nieraz musiała przerywać wypowiedź w pół zdania, by z trudem znaleźć odpowiednie słowa – "nie umiałam też dobrze żadnego języka, czego żałowałam przez całe życie, bo stąd wynikało, że nie umiałam nigdy dobrze wyrazić mych myśli i nieraz zatrzymywałam się w najważniejszych chwilach, niepewna; jak coś powiedzieć lub coś napisać. Ta trudność wyrażania poprawnego była źródłem przez długi czas wielkiej nieśmiałości i zakłopotania w życiu światowym" (w: Wspomnienia Z. Zamoyskiej w: "Kufer Kasyldy…").
Podobnie Henrieta Błędowska pisząc swój pamiętnik, przepraszała czytelnika za "myłki", jakie mogą się w nim pojawić. Wyznając szczerze, że nie czuje się na siłach poprawnego wyrażania myśli, a wszystko przez to, że nigdy nie uczyła się po polsku ani gramatyki, ani pisowni (w: Wspomnienia H. Błędowskiej „Kufer Kasyldy…”).
W takim stanie rzeczy kobiety potrzebowały kogoś mądrzejszego od siebie, kto załatwiałby za nie urzędowe sprawy, a także prowadził domowe interesy, rachował wydatki i dbał o zabezpieczenie przyszłości. Jak wspomina Anna Potocka, będąc młodą mężatką, nie miała ona pojęcia nawet o tak zasadniczej sprawie, jak gospodarowanie pieniędzmi. Nie znała cen podstawowych produktów, za które płaciła każdemu tyle, ile za nie zażądał, wzbudzając tym uśmiech służby. Zaś posiadanie pieniędzy traktowała za rzecz tak naturalną, tak że nigdy nie zastanawiała się nad ich liczeniem i oszczędzaniem. Wydawało się jej, że pieniądze na świecie po prostu są, jak wiele innych rzeczy danych od Boga.
Tak beztroskie podejście do rodzinnych finansów wywoływało zdumienie męża. - "Ja jeszcze wyszłam obronną ręką (z tej niewiedzy – przypis), za Bożą pomocą, bo dostałam męża tak wyrozumiałego, tak kochającego, że nie dał mi uczuć nigdy moich niedostatków w tej mierze; sam rządząc się jako kawaler od trzydziestu lat, miał nieco obycia z domowymi sprawami i doradzał mi, i nie dał mi się tak dalece kompromitować przed sługami… Trudności pojawiały się także przy wydawaniu służbie odpowiedniej ilości jedzenia na tydzień, gdzie trzeba było przeliczać garnce i kwarty na osoby, jednym słowem rachować ułamki. – "Najciężej było z każdym rachunkiem! Pamiętam, że jak nieraz przy jakiejś zmianie ilości personelu zmieniała się ilość wydawanych garncy i kwart, to nieraz tak się zaplątałam, że chodziłam naprzeciwko folwarku do biednego, chorego profesora Garbaczewskiego (…), aby mi te kwarty i kwaterki obliczał" (w: A. Potocka "Mój pamiętnik").
A. Potocka bynajmniej nie była wyjątkiem. Podobnie matka Wacławy Dembińskiej - słodka, salonowa dama przyznawała się, że nie ma pojęcia, ile to jest 200 złotych polskich, "czy mała, czy duża to suma, bo nigdy nic z pieniędzmi nie miała do czynienia". I jak dalej podsumowuje autorka wspomnień, była to kobieta pięknie wychowana, ale do salonu, niepraktycznie bardzo, jak po większej części damy (w: Wspomnienia H. Darowskiej w "Kapitan i dwie panny…"). I faktycznie nie należały do rzadkości domy, w których kobiety nie posługiwały się pieniędzmi. Potrzebne towary brały na kredyt, zaś zobowiązania regulowali ich mężowie. Podobnie tą kwestię przedstawił Tadeusz Boy-Żeleński, pisząc, iż kobieta "poza domem nie miała pieniędzy, nie wiedziała – jak anioł – o ich istnieniu (w: T. Boy-Żeleński "Boy o Krakowie").

Czy kobieta może czytać książki?

Zdaniem W. Wielogłoskiego zbyt oczytane żony w domu były jak szafy grające, które wiele mówiły, ale pożytku nie przynosiły żadnego. Do tego "psują się często, a piszczą nieznośnie i fałszywie". W kontekście takich założeń zrodził się problem, to jest pytanie, czy kobieta powinna czytać książki, a jeżeli tak, to jakie. W sprawie tej głos zabrała m.in. Klementyna Hoffmanowa. Jej zdaniem kobieta od czasu do czasu może coś przeczytać, ale nie powinna nadużywać tej rozrywki. Tym bardziej że nie ma pewności, czy dobrze zrozumie tekst z uwagi na słabość umysłu. "Nigdy nie radzę kobiecie unosić się tą próżnością, ażeby koniecznie za bardzo oczytaną uchodzić..." – pouczała autorka.
Szczególną ostrożność należało wykazywać w stosunku do romansów. Były to książki nader niebezpieczne, a nawet "zbójeckie", jak nazwano je w jednym z artykułów publikowanych na łamach pisma "Niewiasta" z 1 października 1860 r. Rozpalały wyobraźnię i sprawiały, że czytelniczki zaczynały wzdychać do urojonego szczęścia i urojonych kochanków, zaniedbując rodzinę. W dodatku lektury takie łudziły kobiety wizją idealnego świata, w konsekwencji prowadziły do rozczarowania życiem codziennym i mężem. Tak więc autorka zalecała czytanie romansów dopiero po ślubie i to osobom dojrzałym.
reklama
M. Zawadzki autor "Przewodnika dla zakochanych…" z 1903 r. stwierdzał: "Niech więc twoja żona czyta – lecz niech sama, broń Boże, nie pisze! Niech lubi i zna się na muzyce i teatrze – lecz poza amatorskim domowym graniem na fortepianie niech nie marzy o laurach wirtuozostwa na publicznych koncertach lub amatorskich scenach!". Zdaniem ówczesnych autorytetów, nic tak nie psuło kobiety, jak sukces, popularność i uznanie; te przyjemności były zastrzeżone wyłącznie dla mężczyzn.

Walka emancypantek

Dziś większości z nas feminizm kojarzy się z walką prababek o prawa wyborcze i o prawo do wstępowania na wyższe uczelnie. Jak widać na opisanych powyżej przykładach, liczba przekonań, które wymagały zmian, była zdecydowanie większa. Trzeba było walczyć z uprzedzeniami i skostniałymi poglądami o podrzędnej roli kobiet. Wbrew pozorom myśl feministyczna nie była efektem wybujałej wyobraźni, ale życiową potrzebą. W czasach zaborów, powstań, wieloletnich więzień, zsyłek żony z dnia na dzień pozostawały bez środków do życia.
W akcie desperacji wydawały swoje córki za mąż za kogokolwiek, by znaleźć żywiciela rodziny. Nie należały też do rzadkości przypadki stręczenia córek żonatym mężczyznom, co pozwalało pozyskać środki na utrzymanie. Coraz częściej zauważano, że normy społeczne, które miały służyć zachowaniu przyzwoitości, stawały się powodem zepsucia. Uświadamiano sobie, że model rodziny, w którym kobieta jest uzależnioną od męża żoną, nie daje się obronić. Przedstawicielki płci słabszej, by przeżyć, musiały zacząć emancypować się, tj. dostosować do nowych czasów, zdobywać praktyczne, a nie salonowe wykształcenie, wybijać na samodzielność. Na początku XX w. dołączono do tego postulaty uświadamiania kobiet w sferze intymnej, tak aby w alkowie nie były traktowane przedmiotowo i zmuszane do miłości fizycznej w imię obowiązku dostarczania przyjemności mężczyźnie.
Tekst stanowi częściowo fragment książki Agnieszki Lisak pt. "Miłość, kobieta i małżeństwo w XIX w."
Źródło: Agnieszka Lisak Blog
Data utworzenia: 19 lipca 2021, 05:02
 
261
224
No tak jeśli jest mniej mamony dla państwa to ma się ono gorzej. Ale idąc tym tropem po co się ograniczać do piętnowania pracy kobiet. Może lepiej jest w ogóle głosić jakiś gomułkizm jak kiedyś robił Cokeman albo iść jeszcze dalej. W czasach zbieracko-łowieckich efektywność gospodarcza była tak niska, że ludzkość nie byłaby w stanie utrzymać zawodowej armii urzędników, żołnierzy i innych państwowców. Jak się wszyscy zarówno mężczyźni, kobiety jak i dzieci przerzucą na zbieractwo-łowiectwo to to załatwi państwo. Antyekonomia lepsza od kontrekonomii;)
W zależności od środowiska libertarianom znacznie bliższe są rozprawy akademickie35 bądź utopijne wizje36 aniżeli akcja bezpośrednia37. Dość stwierdzić, że część z nich wybiera wręcz ucieczkę przed władzą. Za przykład tej strategii służyć może nieco idiosynkratyczna koncepcja wycofania (ang. retreatism), rozwijana m.in. przez Toma Marshalla i Kerry’ego Thornleya. Proponowali oni zerwanie więzi z państwem poprzez życie na obrzeżach cywilizacji, posługiwanie się fałszywą tożsamością, unikanie styczności z urzędami czy pocztą, a nawet swoisty nomadyzm (tzw. vonu)38

Sam doszedłem do wniosku że najbardziej wolne od struktur kontrolowanych przez państwo są plemiona izolowane
Niebezpiecznie kroczymy w stronę anarchoprymitywizmu ...
 

kran

Well-Known Member
718
706
Teraz jest kryzys męskości bo ojciec i matka nie potrafia przygotować swoich dzieci do życia i taki chłopak zastanawia się jaka rola jest męska a jaka niemęska, i nie wie czy może wychowywać swoje dzieci, bo to według naszego nawyku kulturowego według tradycji jest rolą matki, a gdzie w tym wszystkim wybór własny w jakiej roli czuje się facet najlepiej????



View: https://www.youtube.com/watch?v=2wmZc_HF9lg
 

ckl78

Well-Known Member
1 881
2 033
Co jakiś czas kolejne durne wojenki ideologiczne.
kobiety w społeczeństwie uznającym pełne równouprawnienie płci rywalizują z mężczyznami nie tyle o same pieniądze
A to nie jest tak, że UE zlikwidowała luki płacowe między kobietami / mężczyznami? U mnie w pracy są dwie kobiety o tych samych kwalifikacjach co faceci i zarabiają takie same pieniądze.
 

Prozac

Active Member
100
235
Co jakiś czas kolejne durne wojenki ideologiczne.

A to nie jest tak, że UE zlikwidowała luki płacowe między kobietami / mężczyznami? U mnie w pracy są dwie kobiety o tych samych kwalifikacjach co faceci i zarabiają takie same pieniądze.
Wage gap został zaorany wielokrotnie. Niestety to jest "przegrana walka" z ludźmi, którzy biorą ogół stawek mężczyzn i kobiet. Robią prostą sumę i dzielą A przez B. Bez uwzględnienia OSOBISTYCH ŻYCIOWYCH WYBORÓW ludzi. Nie mam pojęcia jak można wytłumaczyć komuś, od czego zacząć w ogóle.
O ile Ci ludzie chcą być uratowani. A mi się wydaje, że nie chcą.
 
Do góry Bottom