Piractwo to kradzież?

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Weźmy nasz skarb narodowy FRANKO. Franko jest swoistym unikatem i jak każdy unikat ma, a raczej miał wartość kolekcjonerską. Miał do czasu powstania internetu, który umożliwił masową kopię tej gry obniżając jednocześnie wartość każdej jednej oryginalnej dyskietki. Piractwo to twór, który powinno się tępić a nie gloryfikować.
Najwyraźniej przegapiłem wprowadzenie Aksjomatu Zachowywania Jedyności Wszechrzeczy. Każdy przedmiot powinien być Jedynym i Unikalnym - wytworzenie drugiego jest obniżaniem wartości Pierwszego i jego właściciel ma prawo bronić się przed tak aspołecznym działaniem! Zabronić jakiejkolwiek konkurencji, która chce sprzedawać to samo, taniej! Przecież oryginalny producent-monopolista na tym traci.

Generalnie powinien być jeden mężczyzna i jedna kobieta, bo jak jest więcej, to mają jakiś wybór i tracą dla siebie wartość a to gorzej niż agresja, to inflacja! Zabronić też najlepiej dodatniego przyrostu naturalnego, bo to jawne przysługiwanie się szalejącej hiperinflacji. Im większe zagęszczenie ludności na jakimś terenie, tym wartość życia ludzkiego spada - a przecież nie można do takich spadków wartości dopuszczać - ludzie wtedy nie czują się wyjątkowi i samopoczucie siada.

W końcu programiści, artyści, muzycy, czy inni twórcy, posiadają wiedzę i umiejętności, niedostępne dla szerokiej liczy osób.
No ale najwyraźniej nie posiadają wiedzy i umiejętności wytwarzania niekopiowalnych przedmiotów, więc dostają od świata dokładnie to, na co zasługują - kopiowanie ich dzieł. Buahahahahaha... Handluj z tym!
 

WnusioPinoczeta

Dawniej "Arturek"
665
1 499
Najwyraźniej przegapiłem wprowadzenie Aksjomatu Zachowywania Jedyności Wszechrzeczy. Każdy przedmiot powinien być Jedynym i Unikalnym - wytworzenie drugiego jest obniżaniem wartości Pierwszego i jego właściciel ma prawo bronić się przed tak aspołecznym działaniem! Zabronić jakiejkolwiek konkurencji, która chce sprzedawać to samo, taniej! Przecież oryginalny producent-monopolista na tym traci.

Generalnie powinien być jeden mężczyzna i jedna kobieta, bo jak jest więcej, to mają jakiś wybór i tracą dla siebie wartość a to gorzej niż agresja, to inflacja! Zabronić też najlepiej dodatniego przyrostu naturalnego, bo to jawne przysługiwanie się szalejącej hiperinflacji. Im większe zagęszczenie ludności na jakimś terenie, tym wartość życia ludzkiego spada - a przecież nie można do takich spadków wartości dopuszczać - ludzie wtedy nie czują się wyjątkowi i samopoczucie siada.

No ale najwyraźniej nie posiadają wiedzy i umiejętności wytwarzania niekopiowalnych przedmiotów, więc dostają od świata dokładnie to, na co zasługują - kopiowanie ich dzieł. Buahahahahaha... Handluj z tym!

Akurat producent wirtualnych dóbr traci na piractwie.

Udowodniłem to sam wrzucając mój produkt na piracką stronę.

I było ponad 6 tys wyświetleń (powiedzmy że 1/3 z tego pobrała) - te leniwe chuje nawet lajka nie dali na FB.


Mimo iż:

omggg i just looked for this and it just got posted!! aMAZING!!!!!!!!!!!

OMG. It's so beautiful... I cry.

A zauważam pewien trend również, że częściej się kupuje to co nie spiracone jest i to wyraźnie widać.
Czyli zanim coś chcą kupić patrzą czy nie ma na torrentach czy Peeplinkach
 
Ostatnia edycja:

Nehsiac

Member
26
65
Najwyraźniej przegapiłem wprowadzenie Aksjomatu Zachowywania Jedyności Wszechrzeczy. Każdy przedmiot powinien być Jedynym i Unikalnym - wytworzenie drugiego jest obniżaniem wartości Pierwszego i jego właściciel ma prawo bronić się przed tak aspołecznym działaniem! Zabronić jakiejkolwiek konkurencji, która chce sprzedawać to samo, taniej! Przecież oryginalny producent-monopolista na tym traci.

Generalnie powinien być jeden mężczyzna i jedna kobieta, bo jak jest więcej, to mają jakiś wybór i tracą dla siebie wartość a to gorzej niż agresja, to inflacja! Zabronić też najlepiej dodatniego przyrostu naturalnego, bo to jawne przysługiwanie się szalejącej hiperinflacji. Im większe zagęszczenie ludności na jakimś terenie, tym wartość życia ludzkiego spada - a przecież nie można do takich spadków wartości dopuszczać - ludzie wtedy nie czują się wyjątkowi i samopoczucie siada.


Piękny poziom sarkazmu.
Sprostuję więc. Na tym świecie są kolekcjonerzy. Ludzie lubiący zbierać mniej lub bardziej unikatowe rzeczy. Powiedzmy niszowy artysta wydaje 100 płyty ( fizycznych), w założeniu, że jeśli kiedyś będzie popularny to te 100 płyt, będzie dużo warte. Ty jesteś piratem więc kopiujesz nośnik 1:1 (zawartość, pudełko, nadruk) przez co sprawiasz, że wartość pozostałych 100 płyt jest niższa. Czyli pirat, w tym wypadku okrada zarówno kolekcjonerów jak i artystę. Nie bez powodu gdy waluta upada zostaje zastępowana przez złoto, prawda?


No ale najwyraźniej nie posiadają wiedzy i umiejętności wytwarzania niekopiowalnych przedmiotów, więc dostają od świata dokładnie to, na co zasługują - kopiowanie ich dzieł. Buahahahahaha... Handluj z tym!
W dziełach cyfrowych jest to niewykonalne.
 

WnusioPinoczeta

Dawniej "Arturek"
665
1 499
Piękny poziom sarkazmu.
Sprostuję więc. Na tym świecie są kolekcjonerzy. Ludzie lubiący zbierać mniej lub bardziej unikatowe rzeczy. Powiedzmy niszowy artysta wydaje 100 płyty ( fizycznych), w założeniu, że jeśli kiedyś będzie popularny to te 100 płyt, będzie dużo warte. Ty jesteś piratem więc kopiujesz nośnik 1:1 (zawartość, pudełko, nadruk) przez co sprawiasz, że wartość pozostałych 100 płyt jest niższa. Czyli pirat, w tym wypadku okrada zarówno kolekcjonerów jak i artystę. Nie bez powodu gdy waluta upada zostaje zastępowana przez złoto, prawda?

Mylisz pojęcia - korelacja nie determinuje przyczyny koniecznie.

Równie dobrze możesz powiedzieć, że jeśli sąsiad śmieci na ogródku i jego towarzystwo sprawia, że cena twojej działki idzie w dół - to on nie kradnie tobie nic - owszem robi ci świństwo i szkodę - no ale to nie kradzież - i to samo się tyczy piractwa - niekorzystne zjawisko dla twórców - ale to nie złodziejstwo.
 
Ostatnia edycja:

tolep

five miles out
8 585
15 483
Na tym świecie są kolekcjonerzy. Ludzie lubiący zbierać mniej lub bardziej unikatowe rzeczy. Powiedzmy niszowy artysta wydaje 100 płyty ( fizycznych), w założeniu, że jeśli kiedyś będzie popularny to te 100 płyt, będzie dużo warte.

Nie czuję się odpowiedzialny za spełnienie czyichś założeń na których opiera się jego model biznesowy. Ani za to, by ten model działał wiecznie. A model biznesowy polegający na maszynowym tłuczeniu kopii informacji i sprzedawaniu tych kopii - w przypadku muzyki trwający ledwie wiek - właśnie się kończy. Wot, tiechnika.

Jak radzili sobie artyści przed Gutenbergiem i Edisonem?

Technika powoli zabija handel kopiami. Ale technika umożliwiła też takim Rolling Stonesom granie koncertów dla dziesiątek i setek tysięcy osób jednocześnie - i zarabianie na tym dziesiątków milionów dolarów rocznie. Sto lat temu graliby do kotleta. Unplugged.

Kto płaciłby grupie Feel w 2015 roku 30 tysięcy za koncert na Dniach Wąchocka? (W sezonie bywa i tak, ze dają dwa czy trzy takie koncerty dziennie.) Z ludzi, których Feel przyciąga na ten koncert, może jedna setna nabyła kiedykolwiek jakikolwiek fonogram z ich utworami. No, może jeszcze dodatkowe 2% wysłało kiedyś sesemsesa o tresci Dawaj.Kurwaaaaa.Dzwonek.Jest.Juz.Ciemno na numer 76543.

Gdyby nie to, ze miliony ludzi kilka lat temu słuchały dwóch czy trzech znanych kawałków Feel za darmo, w szczytowym momencie kilka razy dziennie, a do dziś od czasu do czasu - również za darmo - puszcza się je w różnych stacjach radiowych oraz są dostępne za darmo w internecie - muzycy Feel musieliby się zająć czymś innym.

Czy Perfect, Lady Pank albo Budka Suflera zarobiły jakiekolwiek pieniądze na płytach wydanych w ciągu ostatniej dekady? Nie wydaje mi się. Nawet nie wiem czy jeszcze trudzili się włażeniem do studia. A na pewno jeden niebiletowany koncert dawał większe dochody niż całkowita sprzedaż któregoś z ostatnich albumów.

Powyżej rozpisałem się anegdotycznie, w odpowiedzi na Twój wyjęty z dupy przykład, choć to w gruncie rzeczy nieistotne. Istotny fragment wytłuściłem.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
Na tym świecie są kolekcjonerzy. Ludzie lubiący zbierać mniej lub bardziej unikatowe rzeczy. Powiedzmy niszowy artysta wydaje 100 płyty ( fizycznych), w założeniu, że jeśli kiedyś będzie popularny to te 100 płyt, będzie dużo warte. Ty jesteś piratem więc kopiujesz nośnik 1:1 (zawartość, pudełko, nadruk) przez co sprawiasz, że wartość pozostałych 100 płyt jest niższa.
Oszustwem jest sprzedawanie kopii płyty jako oryginału.

A artysta może się zabezpieczyć umieszczając na okładce jakiś unikatowy, trudny do skopiowania znak i podpisując kluczem prywatnym zdjęcie tego znaku. Może to być kropla lakieru brokatowego do paznokci lub własne DNA (metodą tą zabezpieczano gadgety z olimpiady w Sydney, wykorzystano DNA jednego ze sportowców).
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Piękny poziom sarkazmu.
Sprostuję więc. Na tym świecie są kolekcjonerzy. Ludzie lubiący zbierać mniej lub bardziej unikatowe rzeczy. Powiedzmy niszowy artysta wydaje 100 płyty ( fizycznych), w założeniu, że jeśli kiedyś będzie popularny to te 100 płyt, będzie dużo warte. Ty jesteś piratem więc kopiujesz nośnik 1:1 (zawartość, pudełko, nadruk) przez co sprawiasz, że wartość pozostałych 100 płyt jest niższa.
Przecież to jest jakaś piramidalna bzdura. Z dwóch powodów. Pierwszy - piraci na ogół kopiują jedynie zawartość nośnika a od siebie dodają co najwyżej cracka, aby zapewnić funkcjonalność skopiowanej treści a o jakimkolwiek pudełku czy innych ewentualnych dodatkach i nadrukach można u nich zapomnieć; zatem nie można zarzucać im, że wprowadzają nieodróżnialną od oryginalnych wydań kopię, która zostanie uznana za ten sam rodzaj dobra i w przewidywalnym stopniu obniży wartość pozostałych.

No i drugi powód. Weźmy zresztą Twój przykład - gry Franko. Nawet gdybym zadał sobie trudu i ją skopiował w stopniu o jakim mówisz; znalazł dyskietki, zrobił identyczne nadruki i pudełko (o ile była sprzedawana wtedy w pudełku, bo nie wiem...) - krótko mówiąc, starał się stworzyć nieodróżnialną kopię, kolekcjonerzy zawsze mogliby wypracować metody weryfikacji. I tak się w historii działo i dzieje - w historii sztuki.

Bo patrz Pan jakie piractwo jest w malarstwie - przychodzi gość do galerii, rozstawia sobie sztalugę i maluje swoją kopię / reprodukcję znanego obrazu, czasami zresztą bardzo wierną a momentami nawet lepszą niż oryginał. Polecam zresztą książkę Franka Arnau "Sztuka fałszerzy - fałszerze sztuki: trzydzieści wieków antykwarskich mistyfikacji". Otóż kolekcjonerzy, którym zależy na tym, aby nabyć oryginał a nie fałszerstwo, posiłkują się specami w tej dziedzinie - istnieje przecież cała klasa znawców-erudytów wykwalifikowanych często w poszczególnych malarzach, których historię, technikę znają w najmniejszych detalach. Co więcej, zdarza się, iż półświatek ten sam dopuszcza się fałszerstw, po to chociażby, aby sprawdzić swą czujność i potwierdzić znawstwo, wprowadzając w błąd mniej wyrobionych, którym jednak brakuje wystarczającej wiedzy na temat oryginalnego dzieła. Wprowadzenie fałszerstwa i strollowanie noobków służy tym samym potwierdzeniu swojej klasy.

A są też kolekcjonerzy falsyfikatów - i co, odmówisz im rację istnienia? Oni mogą przecież naciąć się na oryginalny obraz, którego nie chcą. Czy powinniśmy wziąć pod uwagę ich interes i po wykonaniu kopii prewencyjnie zniszczyć oryginał, żeby zminimalizować szansę na to, że ktoś ich oszuka i sprzeda im nie-kopię, której woleliby unikać? Zresztą czy wartości rynkowej oryginalnej Mona Lisy zagrażają pierdyliardy kopii, przeróbek, parodii, etc?

Gdybym więc nawet zadał sobie wysiłku i zrobił retailową wersję gry Franko, kolekcjonerzy mogliby wykształcić swoją klasę speców, którzy zaraz by zwrócili uwagę, że na przykład użyłem już innych dyskietek, niż te jakie dostępne były w latach '90, analiza chemiczna wykazała inny skład barwników przy nadruku czy też, że nie zgadza się system plików, bo dałem FAT32 a nie FAT16 czy coś w tym stylu.

W dziełach cyfrowych jest to niewykonalne.
To skąd ten wszechobecny ból dupy o nagrywarki CD/DVD/Blu-Ray?
 

Nehsiac

Member
26
65
To skąd ten wszechobecny ból dupy o nagrywarki CD/DVD/Blu-Ray?
Ból dupy? Pierwsze słyszę. Jeśli "nie da" się czegoś skopiować to zazwyczaj wina oprogramowania - im bardziej popularne tym większa szansa na to, że respektuje kod, mówiący " hej kopiując mnie łamiesz prawa". Ale większość darmowych odpowiedników ma ten kod w "dupie".


Czy Perfect, Lady Pank albo Budka Suflera zarobiły jakiekolwiek pieniądze na płytach wydanych w ciągu ostatniej dekady? Nie wydaje mi się. Nawet nie wiem czy jeszcze trudzili się włażeniem do studia. A na pewno jeden niebiletowany koncert dawał większe dochody niż całkowita sprzedaż któregoś z ostatnich albumów.

Jeśli trafili by do współczesnej młodzieży, to pewnie by sprzedali. Dobrym przykładem tutaj jest "Gimpson", mimo że cała jego płyta jest na YT zyskała ona miano platyny w 3 dni. Podobnie zresztą ostatni fenomen Popek i jego Gang Albani. Z tym, że ten drugi ma już za sobą jakieś koncerty.

Gdybym więc nawet zadał sobie wysiłku i zrobił retailową wersję gry Franko, kolekcjonerzy mogliby wykształcić swoją klasę speców, którzy zaraz by zwrócili uwagę, że na przykład użyłem już innych dyskietek, niż te jakie dostępne były w latach '90, analiza chemiczna wykazała inny skład barwników przy nadruku czy też, że nie zgadza się system plików, bo dałem FAT32 a nie FAT16 czy coś w tym stylu.

Twierdzisz, że nie da się zrobić kopi 1:1 dyskietki? Dyskietki z 90' tak samo jak i drukarki z tego okresu są dalej dostępne. Część osób dalej je używa. Z obrazami jest inna sprawa, w końcu są robione w 100% przez człowieka. Człowiek popełnia błędy maszyna nie.

Równie dobrze możesz powiedzieć, że jeśli sąsiad śmieci na ogródku i jego towarzystwo sprawia, że cena twojej działki idzie w dół - to on nie kradnie tobie nic - owszem robi ci świństwo i szkodę - no ale to nie kradzież - i to samo się tyczy piractwa - niekorzystne zjawisko dla twórców - ale to nie złodziejstwo.

Przekonałeś mnie. Tak na 95% ale to i tak nieźle.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Twierdzisz, że nie da się zrobić kopi 1:1 dyskietki? Dyskietki z 90' tak samo jak i drukarki z tego okresu są dalej dostępne. Część osób dalej je używa. Z obrazami jest inna sprawa, w końcu są robione w 100% przez człowieka. Człowiek popełnia błędy maszyna nie.
No jeśli ustawiam torrenta, żeby mi coś ściągnął, to też jest to robione w 100% przez człowieka. Wszak gdyby nie moja decyzja, kopia by nie zaistniała. A to, czy muszę dwa razy kliknąć, czy siedzieć kilka dni w galerii i nanosić farby na płótno, to nieistotna różnica, bo zawsze się jakiś wysiłek i koszta własne ponosi przy kopiowaniu.

Ból dupy? Pierwsze słyszę. Jeśli "nie da" się czegoś skopiować to zazwyczaj wina oprogramowania - im bardziej popularne tym większa szansa na to, że respektuje kod, mówiący " hej kopiując mnie łamiesz prawa". Ale większość darmowych odpowiedników ma ten kod w "dupie".
Nie, nie łamię żadnych praw. Jeśli kod mówi takie rzeczy, to znaczy, że kłamie.
 

Hitch

3 220
4 877
W końcu programiści, artyści, muzycy, czy inni twórcy, posiadają wiedzę i umiejętności, niedostępne dla szerokiej liczy osób

No, kurwa, to zupełnie jak ja. Chcesz mi płacić za to, że jestem fajny? Dawaj, może się nawrócę.

Wykonują pracę, a za pracę się płaci

Wykonują pracę, za którą płaci im już pracodawca. Chyba nie sądzisz, że twórcy takiego np. Wiedźmina to aż do premiery nic nie jedli? A nawet jeśli, czemu ktoś, kto im nie obiecywał, że nie będzie kopiował ich gry miałby za to odpowiadać? Nie możesz wypuszczać informacji w totalnie niekontrolowalne warunki i oczekiwać, że ludzie się dostosują do twoich zasad, ale nie na twoim terenie.

Nie chcesz, żeby ktoś grał w twoją grę bez opłaty to jest twoje zmartwienie. Nikt ci nie zabrania odpowiednio jej zabezpieczyć lub tworzyć sytuacji, w której to ty będziesz dyktował warunki zakupu. Np. możesz z każdym odbiorcą z osobna podpisywać umowę o niekopiowanie i wtedy sobie rościj pretensje, jeśli ktoś się nie wywiąże.

I uprzedzę replikę - nie, warunki licencji podczas instalacji to nie jest umowa (w dodatku ich treść objawiona zostaje użytkownikowi dopiero po tym jak zapłacił). To jest równie naiwne rozumowanie, co w przypadku np. napisania sobie na czole "jestem władcą wszech świata" i wkurwianie się, że nikt się nie chce dostosować.
 
Ostatnia edycja:

vast

Well-Known Member
2 745
5 808
Akurat producent wirtualnych dóbr traci na piractwie.

Tak samo jak producent pomidorów traci na tym że ludzie mają własne ogródki w których rosną pomidory.

Udowodniłem to sam wrzucając mój produkt na piracką stronę.

I było ponad 6 tys wyświetleń (powiedzmy że 1/3 z tego pobrała) - te leniwe chuje nawet lajka nie dali na FB.

Jak straciłeś? Musiałeś oddać komuś pieniądze? Moim zdaniem zyskałeś - dodatkowe 6000 ludzi do których dotarłeś ze swoją marką, to jest darmowa promocja ziomuś...

Ludzie lubiący zbierać mniej lub bardziej unikatowe rzeczy. Powiedzmy niszowy artysta wydaje 100 płyty ( fizycznych), w założeniu, że jeśli kiedyś będzie popularny to te 100 płyt, będzie dużo warte. Ty jesteś piratem więc kopiujesz nośnik 1:1 (zawartość, pudełko, nadruk) przez co sprawiasz, że wartość pozostałych 100 płyt jest niższa. Czyli pirat, w tym wypadku okrada zarówno kolekcjonerów jak i artystę. Nie bez powodu gdy waluta upada zostaje zastępowana przez złoto, prawda?

Zabij się.

Nie czuję się odpowiedzialny za spełnienie czyichś założeń na których opiera się jego model biznesowy. Ani za to, by ten model działał wiecznie. A model biznesowy polegający na maszynowym tłuczeniu kopii informacji i sprzedawaniu tych kopii - w przypadku muzyki trwający ledwie wiek - właśnie się kończy. Wot, tiechnika.

Otóż to, trwało to ledwo 50 lat i już się kończy (lub nawet już się skończyło). W dodatku był to wytwór kapitalizmu kompradorskiego - bez państwa ten modeli biznesowy nigdy by się nie rozwiną.

No jeśli ustawiam torrenta, żeby mi coś ściągnął, to też jest to robione w 100% przez człowieka. Wszak gdyby nie moja decyzja, kopia by nie zaistniała. A to, czy muszę dwa razy kliknąć, czy siedzieć kilka dni w galerii i nanosić farby na płótno, to nieistotna różnica, bo zawsze się jakiś wysiłek i koszta własne ponosi przy kopiowaniu.

Właśnie. Sprzeciwiam się obrażaniu piratów, kopiowanie informacji to też praca i to w dodatku całkiem ciężka (na przykład crackowanie gier), a oni robią to wszystko pro bono.
 

TFN

Member
63
4
A jak ten serial rozpowszechniał?
Jak go wypuścił w eter to znaczy, że każdy może sobie nim zrobić co chce. Może nagrać i re-emitować, może nagrać i kopiować dalej, może też nie oglądać.
No niespecjalnie może właśnie. Właściciel danego dobra ma pełne prawo do decyzji, czy che się tym czymś dzielić, w jakim zakresie, itd. To, że ktoś wpuścił Cię na basen nie oznacza, że możesz po zjeżdżalni puścić klocka albo rozbijać butelki w brodziku.

Własnością jest nośnik, na którym jest serial. Serial i format w którym został zakodowany, to jedynie atrybuty konkretnego nośnika.
Tylko dziwnym trafem dla ludzi większą wartość ma to, co na nośniku, niż czysty nośnik. To, że dana treść potrzebuje nośnika, aby zaistnieć, nie oznacza, że on jest ważniejszy, ani że o niego toczy się gra.

Bo zdecydowana większość nie uznaje praw własności do nie-materii.
Nie. Po prostu określonych dóbr nie da się za darmo odtworzyć/pozyskać. Dlatego, załóżmy, klienci aptek nie domagają się aby Pfizer i Bayer udostępniły formuły produkcji swoich leków, ani nie palą głupa w bolszewickim stylu, że owe firmy nie mają praw własności do tych receptur i muszą je udostępnić światu, aby każdy mógł je sobie produkować w kuchni. Ponieważ jednak skopiowanie muzyki, filmów, książek, komiksów, software, itd. jest banalnie proste, niektórym ciężko zaakceptować, że naruszają tym czyjeś prawa własności.

Mają na to wyjebane. Jak ktoś bez udziału państwa chce kontrolować rozprzestrzenianie informacji wychodzącej od niego, to musi to czynić wyłącznie za pomocą dobrowolnych umów. Innych pomysłów, by to się odbywało dobrowolnie nie ma.
Obecne umowy też są dobrowolne. Ktoś mówi: chcesz obejrzeć? Płać. Możesz się obejść smakiem albo zabulić i mieć z tym czymś kontakt. Nikt Cię chyba nie zmusza.

Własność jest uznawana, bo zazwyczaj była chroniona przemocą.
Niestety, inaczej się nie da. Obawiam się, że nasza natura jest po prostu taka, że z jednej strony lubimy naruszać czyjąś właśność ("nie akceptowałem takiej umowy", "na biednego nie trafiło", "nie stracili, bo i tak bym nie kupił", "odbiją sobie na koncertach", itd.) jednocześnie histeryzując, kiedy ktoś podnosi rękę na naszą. Prędzej czy później ktoś wyśle prawnika, albo sprzeda komuś gonga. Dlatego wymyślono prawo, które pewne kwestie reguluje z automatu.
 

TFN

Member
63
4
Wykonują pracę, za którą płaci im już pracodawca. Chyba nie sądzisz, że twórcy takiego np. Wiedźmina to aż do premiery nic nie jedli?
Ale widzisz związek pomiędzy ich wynagrodzeniem, pracą i tym, co ma te wydatki zrekompensować?

A nawet jeśli, czemu ktoś, kto im nie obiecywał, że nie będzie kopiował ich gry miałby za to odpowiadać? Nie możesz wypuszczać informacji w totalnie niekontrolowalne warunki i oczekiwać, że ludzie się dostosują do twoich zasad, ale nie na twoim terenie.
I znowu wracamy do kwestii akceptowania umów. Kopiowanie czegokolwiek, czego nie jest się autorem, wymaga zgody/licencji. Nikt nie oczekuje, że Ty te warunki zaakceptujesz, bo są już one wpisane w obowiązujący porządek prawny i tyle. Tu nie ma "Twojego terenu". Jak Cię zatrzyma policja, bo przekroczyłeś dopuszczalną prędkość, to słabo ich będzie interesować, czy akceptujesz stosowny przepis KD.

Nie chcesz, żeby ktoś grał w twoją grę bez opłaty to jest twoje zmartwienie. Nikt ci nie zabrania odpowiednio jej zabezpieczyć lub tworzyć sytuacji, w której to ty będziesz dyktował warunki zakupu. Np. możesz z każdym odbiorcą z osobna podpisywać umowę o niekopiowanie i wtedy sobie rościj pretensje, jeśli ktoś się nie wywiąże.
A jakie zabezpieczenie byłoby wystarczające? Tworzenie zamkniętej architektury do dystrybucji treści, jak np. iTunes, albo rozwijanie zabezpieczeń jak w PlayStation? Bez sensu. Lepiej żeby twórcy tworzyli swoje treści niż kolejne zabezpieczenia, które następnie swetry będą łamać, ci wymyślać kolejne, itd.

Gra przecież nie toczy się o to, żeby stworzyć totalnie duszne warunki rozprzestrzeniania np. muzyki, sprzedawanie płyt, które bez skanu Twojej tęczówki oka nie odpalą, złożone systemy weryfikacji właściciela kopii, zbieranie informacji o userach, aby weryfikować ich po loginach, IP, itd. Chodzi o to, żeby ludziom dać możliwość dysponowania tym, co wytworzyli, zarabiania na tym, w czym są dobrzy.

I uprzedzę replikę - nie, warunki licencji podczas instalacji to nie jest umowa (w dodatku ich treść objawiona zostaje użytkownikowi dopiero po tym jak zapłacił).
Tak samo jak baba wyłoży na łóżko polowe słoiki z miodem i ceną to też nie jest umowa, bo nie ma obok notariusza i 6-stronicowego dokumentu stwierdzającego właściwości sądów właściwych do rozpatrywania sporów, nipu i regonu obu stron, zamaszystych podpisów, itd. Daj spokój. Widzisz grę/program na półce, masz podaną cenę, na opakowaniu z reguły jest też maczkiem wypisana informacja o zakresie licencji. Stać Cie i chcesz-kupujesz. Nie stać Cię i/lub nie chcesz - nie kupujesz. Najbardziej liberalne podejście z możliwych.

To jest równie naiwne rozumowanie, co w przypadku np. napisania sobie na czole "jestem władcą wszech świata" i wkurwianie się, że nikt się nie chce dostosować.
Analogia lekko z dupy, ponieważ zarówno logika, jak i przepisy milczą na temat, jak traktować kogoś takiego. Tu masz klasyczną sytuację rynkową: ktos Ci podaje warunki dostępu do czegoś tam, jest to legalne, możesz to zaakceptować, albo sobie odpuścić. Trzecia opcja (ściągnę za frajer, bo nie akceptowałem umowy, a w ogóle to mi się za późno wyświetliła)jest po prostu formą przemocy i zamachem na własność.
 

Hitch

3 220
4 877
Trzeba było od razu pisać, że jesteś legalistą i nie wyobrażasz sobie czegoś, czego nie ma w przepisach. Szkoda czasu na ciebie.
 

TFN

Member
63
4
Ale to przecież Ty miałeś problem, że umowa nie jest umową i w ogóle za późno Ci się ją podaje, co na to przepisy, itd.
 

TFN

Member
63
4
Tak samo jak producent pomidorów traci na tym że ludzie mają własne ogródki w których rosną pomidory.
Pomidory nie są informacją! :) Ani dziełem.

Jak straciłeś? Musiałeś oddać komuś pieniądze? Moim zdaniem zyskałeś - dodatkowe 6000 ludzi do których dotarłeś ze swoją marką, to jest darmowa promocja ziomuś...
Główny problem w rozmowie o IP polega właśnie na tym, że wielu się wyrywa do decydowania za autora - czy stracił, czy zyskał, co powinien zrobić, dlaczego "zyskał wizerunkowo", itd.

Właśnie. Sprzeciwiam się obrażaniu piratów, kopiowanie informacji to też praca i to w dodatku całkiem ciężka (na przykład crackowanie gier), a oni robią to wszystko pro bono.
Zależy...W złotych czasach piractwa fonograficznego niektóre firmy wytrzepały masę siana na lewych kasetach, niespecjalnie się przy tym pocąc. Dzisiaj odpowiednikiem takich kozaków są kolesie, którzy inwestują w dekoder i puszczają w necie streamy live, zarabiając na wyskakujących reklamach, kodach kupowanych smsem, itd. Wielkiej roboty w tym nie ma.
 

Hitch

3 220
4 877
umowa nie jest umową i w ogóle za późno Ci się ją podaje, co na to przepisy

ROTFL, w żadnym momencie nie wspomniałem nawet pół-słowem o przepisach. Sprawdź, czy pod dobrym adresem się logujesz, tu jest forum Libertarian. W domyśle lejemy na to co jest w przepisach.
 

TFN

Member
63
4
Podniecałeś się cały czas, że sobie nie zaakceptujesz umowy i będziesz dzięki temu od niej wolny.
Co do orientacji tego forum-wydaje mi się, że jednym z filarów bycia libem jest szacunek do praw własności. Poglądy większości z Was na temat IP nijak tego nie odzwierciedlają. Gdyby kalkę "umowę widziałem, ale wcale się z nią nie zgodziłem" przenieść na inne sfery życia, skonczyłoby się zupełną masakrą. Aż nie chce mi się wierzyć, że piszecie te rzeczy na serio.
A generalnie to rzeczywiście byłoby fajnie, jakbyś wrócił do koncepcji, że szkoda Ci na mnie czasu.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
To, że ktoś wpuścił Cię na basen nie oznacza, że możesz po zjeżdżalni puścić klocka albo rozbijać butelki w brodziku.
Złe porównanie.
To ktoś wpierdolił się na mój teren bez zaproszenia i na dodatek się rządzi, nie mogąc przyjąć do wiadomości, że na moim terenie nie ma żadnych praw. Nadawcy sygnałów radiowych i telewizyjnych nie pytali nigdy właścicieli terenów o zgodę, na zaśmiecanie falami elektromagnetycznymi ich posesji. Więc niech nie mają pretensji do tego co ludzie robią na swojej posesji.

Tylko dziwnym trafem dla ludzi większą wartość ma to, co na nośniku, niż czysty nośnik. To, że dana treść potrzebuje nośnika, aby zaistnieć, nie oznacza, że on jest ważniejszy, ani że o niego toczy się gra.
Chyba żyjesz w jakichś zamierzchłych wyimaginowanych czasach.
Dziś większość treści na nośnikach jest autorstwa albo właścicieli tych nośników, albo została im udostępniona przez innych autorów.
Dziś większość treści pochodzi ze kamerek w smartfonach. Na świecie są miliardy twórców, którzy nie są w żaden sposób związani z korporacyjnymi posiadaczami praw autorskich. Te miliardy nie potrzebują żadnych "praw autorskich".



Dlatego, załóżmy, klienci aptek nie domagają się aby Pfizer i Bayer udostępniły formuły produkcji swoich leków, ani nie palą głupa w bolszewickim stylu, że owe firmy nie mają praw własności do tych receptur i muszą je udostępnić światu, aby każdy mógł je sobie produkować w kuchni.
Bo masowo nie umierają z powodu zażycia tych leków. Gdyby była jakaś plaga zgonów, to by się zaczęli domagać.

Ponieważ jednak skopiowanie muzyki, filmów, książek, komiksów, software, itd. jest banalnie proste, niektórym ciężko zaakceptować, że naruszają tym czyjeś prawa własności.
W przypadku nie-materii naruszać można jedynie jakąś umowę. Nie akceptują, bo z nikim żadnej umowy nie zawarli.

Obecne umowy też są dobrowolne. Ktoś mówi: chcesz obejrzeć? Płać. Możesz się obejść smakiem albo zabulić i mieć z tym czymś kontakt. Nikt Cię chyba nie zmusza.
Jeśli ta treść jest w necie, to możesz też ściągnąć z netu i nikomu nie płacić.

Dlatego wymyślono prawo, które pewne kwestie reguluje z automatu.
Pierdolisz frazesy.
Jakie prawo? Prywatne czy publiczne narzucone przez okupanta?
Za Lenina, Stalina i Hitlera też było prawo, które regulowało masowe egzekucje z automatu. Słuszne stwierdzenie, no nie?
 
Do góry Bottom