Eli-minator
zdrajca świętych dogmatów
- 698
- 1 674
Z tym większy fachowiec to ja bym polemizował w tym sensie, że trzeba wszystko ważyć. Trener reprezentacji nie przygotowuje do gry, on selekcjonuje i motywuje. Jaką siłę motywacyjny ma człowiek który jeszcze bardziej w szatni jest obcy, bo wszyscy mówią ze sobą po polsku, a z nim np przez tłumacza? Więc ile lepszym musi być fachowcem by przykryć te wady?
Często zgadzam się z Twoimi wpisami o piłce, tak jak zawsze zgadzam się z tym, co Fat pisze o panu reżyserze, co to się Scott Ridley nazywa, jego twórczości i wszelkich relacjach jego twórczości z innymi wytworami.
Pod koniec tego wpisu sygnalizowałem temat zarobków dając do zrozumienia, że za naprawdę wielkie kompetencje trzeba by pewnie już nie po prostu zapłacić, ale może i przepłacić. Problem polega na czym innym. Pomijano najlepszych polskich fachowców. Takich, którzy potrafili zarabiać kasę za granicą za trenerkę (lub nawet bycie selekcjonerami). Poczynając od Gmocha, który nie wrócił po krótkim (w sumie bardzo udanym) incydencie z kadrą, a powinien wrócić może pod koniec lat 80, może gdzieś tuż przed 2000. Około przełomu wieków jasne już było, że najlepszym polskim trenerem, idealnym kandydatem na selekcjonera jest Kasperczak. On sam zgłaszał się oficjalnie co najmniej dwa razy w momencie rekrutowania. Pomijano Lenczyka, który nie brudził sobie rąk korupcją, był fachowcem, a nie brudasem. Nie słychać wielkiego zainteresowania Skorżą i Nowakiem, facetami, którzy na tle takiego choćby Engela są superfachowcami.
Tymczasem Smuda, Fornalik i Nawałka zmarnowali (zwłaszcza dwaj pierwsi, bo z Nawałką Polska coś tam pograła na Euro we Francji) epokę niesamowicie silnego pokolenia piłkarzy. Pokolenia powoli odchodzącego. Stąd niezależnie od selekcjonera nie widzę specjalnych perspektyw na sukcesy na następnych turniejach (awans to dość łatwe, bo teraz turnieje są w dużej obsadzie, a pewien poziom jednak zostanie). Zwróć uwagę na pewną inną rzecz. Polak lubi "wiedzieć lepiej", jesteśmy troszkę warchołami, a nie pasjonatami dyscypliny. Piłkarze przychodzący z wielkich klubów nie czują autorytetu polskiego "motywatora". To utrudniało pracę Smudzie i Fornalikowi (Nawałka miał nieco lepiej). Ktoś musi kierować, wyznaczać zadania, które ttraktuje się bardzo serio. Inaczej klapa. I tu fachowiec zagraniczny może być specyficznym atutem. Wciąż zostaje pytanie - warto do tego dopłacić?
Ja powiem tak. Jak Chorwacja jednak nie zostanie nawet wicemistrzem świata, to brałbym tego Zlatko Dalicia. Ale czy to realne? Pewnie nie. W każdym razie plusem chorwackiego trenera (wspomina się w prasie o Slavenie Biliciu) jest postkomunistyczna słowiańskość, katolicyzm kulturowy (zobacz - czyli taki Polak zastępczy!). Przy dobrej znajomości angielskiego (Zlatko Dalić jak Skorża pracował z Arabami i wyobrażam sobie że obaj jechali dużo na angielskim a nie ciągle z tłumaczem ze słowiańskiego na arabski i w druga stronę) i w miarę młodym wieku (obaj Chorwaci są tylko ciut starsi od Skorży) umożliwiającym jakieś wyczucie polszczyzny po niezbyt długim czasie... Może każdy z nich byłby kandydatem niemal idealnym...
-
Edycja. A Peszko już na boisku na czworaka się przesuwa, dobrze że ze spodenek butelka nie wystaje
Ostatnia edycja: