Kościół katolicki i jego wsparcie dla socjalizmu, etatyzmu, itp.

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Wiadomo, najlepiej być w kolektywie klepiących zdrowaśki, idących w swoich procesjach przez miasto z księdzem jako małym führerkiem decydującym o kierunku przemarszu... Indywidualizm to zło.

Abp Hoser: Kościół jedynym gwarantem jedności i trwałości polskiego narodu. Co jest zgubą? Indywidualizm
dżek, PAP
12.11.2014 , aktualizacja: 12.11.2014 14:43
- 11 listopada to dla Polaków przede wszystkim dzień dziękczynienia Bogu za dar wolności i suwerenności oraz okazja do rachunku sumienia z naszego stosunku do tego, co nazywamy dobrem wspólnym - mówił abp Henryk Hoser. Kościół jest jedynym gwarantem jedności i trwałości Polaków jako narodu - podkreślił w wywiadzie dla KAI abp Henryk Hoser.

Biskup warszawsko-praski zwrócił uwagę, że "wolność i państwowość nie są nam dane raz na zawsze, trzeba o nie nieustannie się troszczyć". - Tymczasem mimo upływu lat wśród Polaków wciąż można obserwować waśnie, spory i coraz większe dystansowanie się od życia publicznego - zauważył abp Hoser.

Arcybiskup podkreślał, że 11 listopada to dla Polaków przede wszystkim dzień dziękczynienia Bogu za dar wolności i suwerenności oraz "okazja do rachunku sumienia z naszego stosunku do tego, co nazywamy dobrem wspólnym". - Warto się zastanowić, na ile jestem użyteczny dla mojej Ojczyzny? W jakim stopniu przyczyniam się do jej rozwoju i czy rzeczywiście traktuję ją jako dar od Boga? - pytał retorycznie ordynariusz warszawsko-praski.

Tylko nam pieniądze w głowie

Zdaniem abp. Hosera tym, co najbardziej rozbija jedność naszego kraju jest pogłębiający się indywidualizm jednostkowy i grupowy. - Prywatyzacja życia prowadzi do tego, że coraz mniej nas obchodzi interes narodowy. Koncentrujemy całą naszą uwagę na sprawach materialnych. Owocem tego jest względne przywiązanie do kraju. Ludzie mają dzisiaj poczucie kosmopolityzmu uważając, że wszędzie można żyć dobrze, jeśli otrzymuje się wysokie wynagrodzenie. Tymczasem człowiekowi to nie wystarcza. Nawet jeśli buduje sobie prywatne małe ojczyzny, to one nigdy nie będą trwałe. Tylko większa zbiorowość może człowiekowi zapewnić godne istnienie - zauważył biskup warszawsko-praski.

Bez Kościoła...

Podkreślił także rolę Kościoła katolickiego w procesie odzyskania przez Polskę niepodległości. - Mimo upływu lat i przemian społeczno-politycznych to się nie zmieniało. Także dziś patrząc na Polaków mieszkających poza granicami kraju możemy stwierdzić, że Kościół wciąż jest miejscem, które ich skupia i organizuje. To przy parafiach prowadzone są niedzielne szkoły, w których dzieci uczą się języka polskiego i naszej narodowej historii - przypomniał abp Hoser.
Gdyby pieniądze dało się łatwiej zdobyć (czyt. gdyby nas tak bardzo nie grabili), to też mniej by o nich myślano. Jestem zmęczony już tą idiotyczną religią, muszę przysiąść nad swoimi objawieniami najświętszej wolności.
 
Ostatnia edycja:

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Jak nie indywidualizm, to pozostaje jedynie kolektywizm.

Tylko nam pieniądze w głowie
Bo według tego duchownego idioty, pieniądze się biorą z tacki. Łaska Pańska rzuca na tackę i ma.

Zdaniem abp. Hosera tym, co najbardziej rozbija jedność naszego kraju jest pogłębiający się indywidualizm jednostkowy i grupowy.
"Indywidualizm grupowy", co to kurwa jest? ;)
 

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 407
1459197095001.jpg

Ostateczne zwyrodnienie chrześcijaństwa i jego moralny upadek miało miejsce z chwilą uczynienia z niej religii państwowej; w tym momencie chrześcijaństwo usankcjonowało mordowanie, grabienie, wojny, morderstwa, rozpustę.
-Lew Tołstoj

Problem w tym, że religią Chińczyków są Chiny.
ja kilka dni temu czytałem tekst który temu raczej przeczy, wklejam go niżej
Artur Włodarski: Czy Chińczycy to materialiści?
Marcin Jacoby: Stuprocentowi. Mówi się, że są Żydami Azji – usilnie pracują na sukces finansowy i społeczny. A dziś najbardziej łakną bogactwa i luksusu. Odwrotnie niż u nas nie darzą niechęcią zamożnych. Ich niesłychany materializm to efekt ogromnej pustki moralnej, która jest „wielkim głodem chińskich dusz”. Skąd się wzięła? W 1949 roku rządy komunistyczne zaczęły niszczyć religię, którą częściowo zastąpił kult Mao. Tak było aż do 1983 roku, kiedy władze uznały, że Mao „w 30 proc. się mylił”. Ruszyły reformy, ludzie nie wiedzieli, w co wierzyć: religia – nie, komunistyczne ideały – nie… No to wybrali pieniądz. Nastał czas dorabiania się i bezlitosnej konkurencji. I tak od 30 lat. Pustka duchowa pogłębia się, co niepokoi nawet KPCh, która dyskutuje, jak ożywić wartości duchowe w narodzie. Partia próbuje stworzyć sztuczną moralność – zreanimować konfucjanizm i zmieszać go z komunizmem. Pustka moralna zaczyna doskwierać – czują, że pieniądz to nie wszystko. Stąd rosnąca popularność chrześcijaństwa i rozmaitych sekt religijnych.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
(Anty)historia rozkoszy. Czy w Kościele było miejsce na seks?
Katarzyna Pawlicka Dziennikarka Onetu
"Kochaj żonę jak siostrę, uciekaj przed nią, jak przed nieprzyjacielem" zwykł mówić urodzony ok. 540 roku papież Grzegorz I Wielki i możemy być pewni, że nikomu z wiernych nie przyszło do głowy, by odmówić jego słowom słuszności. Nic w tym dziwnego – wszak demon lubieżności (który zagnieździł się w historii Kościoła na długie wieki) nieustannie czyhał za drzwiami sypialni nawet najbardziej cnotliwych małżeństw.

Między kijem a marchewką
Podczas ostatniego Synodu o Rodzinie, który odbył się w październiku 2015 roku Papież Franciszek nawoływał do tego, "by to Ewangelia pozostała dla Kościoła żywym źródłem wiecznej nowości, przeciw każdemu, kto chce ją zdoktrynizować, przekształcając w martwe kamienie do rzucania w innych". Ten, wydawałoby się, niewinny apel traktować można jako krok milowy w podejściu hierarchów do wiernych – już nie tylko gnębionych restrykcyjnymi przepisami, ale raczej inspirowanych do życia w zgodzie z Ewangelią. Oczywiście, współczesnym biskupom daleko do postawy otwartej i liberalnej, wydaje się jednak, że gotowi są na to, by używany od wieków kijek zamienić na marchewkę. Zresztą, zbłąkane owieczki, choć wciąż niezadowolone, nigdy nie miały prawa czuć się w Kościele tak dobrze, jak dziś. Przekonuje o tym jego brutalna historia, której jednym z głównych rozdziałów jest opowieść o tym, w jaki sposób kontrolowano seksualność człowieka uważaną za sferę nieczystą, wartą jedynie tłumienia i potępienia.

Żona księdza czy własność biskupa?
Pod koniec XI wieku pewien etap w Kościele katolickim skończył się bezpowrotnie. To właśnie wtedy żony księży, którzy do tej pory jeszcze nie zrezygnowali z życia rodzinnego, dzięki postanowieniu wydanemu przez arcybiskupa Reims, zostały uwięzione w specjalnie do tego przeznaczonym budynku. Kilka lat później zwołany przez sławnego Anzelma z Cantenbury londyński Synod (1108 rok), na którym wspólnymi siłami hierarchów starano się przeforsować ideę celibatu, ogłosił wszystkie kobiety związane z kapłanami własnością biskupa. Co w tym kontekście ciekawe (od tamtej pory obowiązkowy dla kapłanów) celibat nie wynika wcale z nauk apostolskich, a jest jedynie konsekwencją wpływów pogańskich połączonych z obawą dotyczącą dziedziczenia ziem przez dzieci duchownych. Przypadki kultowej kastracji kapłanów pogańskich odnotowano chociażby w Babilonii, Fenicji czy na Cyprze. Wynikały przede wszystkim z prostego przekonania, jakoby pośrednik między Bogiem i jego wyznawcami musiał być duchowo i cieleśnie czysty. Na idealizację dziewictwa (zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn) wpływ mieli też gnostycy – członkowie ruchu religijnego powstałego na przełomie I i II wieku, którzy szeroko rozumianą pogardę dla cielesności uczynili swym znakiem rozpoznawczym. Nie zmienia to faktu, że przed rewolucją w wieku XI, biskup, jeśli tylko wyraził ochotę, mógł mieć żonę, a jego moralnym obowiązkiem było nie całkowite wstrzymywanie się od kontaktów płciowych, ale monogamiczna wierność jednej kobiecie. Świeccy wierni także byli zachęcani do poświęcenia swojej czystości Bogu, a małżeństwo długo traktowano jako zło konieczne – stan niezasługujący na pochwałę, ale w niektórych przypadkach ratujący przed czynami śmiertelnie grzesznymi. Ta postawa Ojców Kościoła, niepozbawiona pogardy wobec małżonków, znalazła swoje odbicie w ogromie restrykcji i złożonym systemie dotkliwych kar.


Diabeł, słoń i epilepsja
W VI wieku biskup Cezariusz z Arles konsekwentnie upominał, że: "Każdemu, kto przed niedzielą lub jakimkolwiek innym świętem nie potrafi się powstrzymać (przed współżyciem) urodzą się dzieci trędowate lub epileptyczne lub opętane przez diabła." Tak sformułowana groźba musiała mrozić krew w żyłach wiernych, a wymagające ograniczenia czasowe z pewnością negatywnie wpływały na atmosferę w domu małżonków. To jednak tylko kropla w morzu zakazów, których należało przestrzegać pod groźbą wiecznego potępienia i "diabelskiego" potomstwa. W związku z tym, że akt seksualny miał służyć tylko i wyłącznie prokreacji, trzeba było wyrzec się go podczas postu, świąt, na kilka dni przed przyjęciem Komunii Świętej, a nawet przed wizytą w kościele. Nie trzeba chyba dodawać, że seks po menopauzie również traktowany był jako jedno z najgorszych przewinień – wszak nie mógł spełnić swojej jedynej słusznej funkcji poczęcia potomka. Do grzechów śmiertelnych zaliczał się z kolei stosunek z kobietą miesiączkującą – była ona bowiem, tak jak kobieta w połogu, nieczysta, a dodatkowo (o zgrozo!) pozbawiona możliwości zapłodnienia. Przykładem dla niecierpliwych i rozerotyzowanych małżonków przez kilka ładnych wieków był… słoń. Po raz pierwszy pojawił się on w zapiskach Pliniusza Starszego, który zginął w 79 roku podczas wybuchu Wezuwiusza, znaleźć możemy go także w tekście Franciszka Salezego z 1609 roku. Ten drugi doskonałość słonia argumentuje tak: "Nigdy nie zmienia samicy i czule kocha tę, którą sobie wybrał, z którą jednak łączy się tylko raz na trzy lata i to tylko przez pięć dni, a tak się przy tym ukrywa, że podczas tego aktu nikt go nigdy nie ogląda; można go za to zobaczyć dnia szóstego, gdy kieruje się wprost do rzeki, w której myje całe swe ciało i nie wraca do stada, nim się całkowicie nie oczyści." Zatem średniowieczne (i niestety nie tylko!) małżeństwa wystrzegające się potępienia powinny seksu raczej unikać, a jeśli już uprawiają go w celach prokreacyjnych, muszą pamiętać, by nie dopuścić do rozbudzenia w sobie lubieżności i rozkoszy. Tutaj także teologowie gotowi są udzielić stosownej porady – otóż akt płciowy należy rozkładać na części i podczas każdej z nich myśleć o szczytnym celu poczęcia zdrowego dziecka.

Przykładem dla niecierpliwych i rozerotyzowanych małżonków przez kilka ładnych wieków był… słoń. "Nigdy nie zmienia samicy i czule kocha tę, którą sobie wybrał, z którą jednak łączy się tylko raz na trzy lata i to tylko przez pięć dni, a tak się przy tym ukrywa, że podczas tego aktu nikt go nigdy nie ogląda; można go za to zobaczyć dnia szóstego, gdy kieruje się wprost do rzeki, w której myje całe swe ciało i nie wraca do stada, nim się całkowicie nie oczyści"

Jezus: pierwszy i niemal ostatni przyjaciel kobiety
Prawdziwym kijem wsadzonym w mrowisko okazała się dla biskupów katolickich reformacja. O jej niesamowicie silnym wpływie na życie wiernych mówi oparta na faktach anegdota "z epoki". Otóż król Anglii Henryk VIII (był katolikiem) wydał zarządzenie mające na celu rozwiązanie zakonu żeńskiego w Lacock. Dekret zalecał mniszkom powrót do domu i pozostanie w celibacie zgodnie z wyznaniem. Krótko po tym zdarzeniu władzę przejął syn Henryka – Edward VI sprzyjający ruchom reformacyjnym i tym samym zezwalający zakonnicom na małżeństwo. Wszystko ułożyłoby się dobrze, gdyby nie fakt, że na tronie Anglii zasiadła córka Henryka, Maria, katoliczka z krwi i kości, która potępiła mniszki z mężem u boku, wytykając im grzech śmiertelny. Historię pointuje panowanie Elżbiety – protestantki, jak się łatwo domyślić, przywracające ważność zawartym przez kobiety związkom. Morał z tego taki, że ofiarami religijnych ruchów, które zatrzęsły Europą w XVI wieku byli niekoniecznie ich inicjatorzy, za to prawie zawsze "maluczcy" różnych wyznań. Można chyba zaryzykować tezę, że w toku powstawania kolejnych doktryn najmocniej dostawało się kobietom wykluczonym z męskiego getta Ojców Kościoła. I tak na przykład, gdy żona odmawiała stosunku, popełniała grzech ciężki, ponieważ jej oziębłość niosła ryzyko potencjalnego nierządu – zniecierpliwionemu mężowi łatwiej było popełnić cudzołóstwo. Nie trzeba dodawać, że o podobnej zasadzie działającej w drugą stronę nikt nigdy nie pomyślał. Do kanonu, przytaczanych z pogardą przez współczesne feministki, słów należą konstatacje św. Tomasza z Akwinu, przedstawiciela epoki scholastycznej, jakoby kobieta powinna być "podporządkowana mężczyźnie jako swemu władcy". Również św. Augustyn spełnienie dla płci pięknej widzi tylko w kuchni i opiece nad dziećmi. Nie dziwi natomiast, że na tle kościelnych hierarchów pozytywnie wyróżnia się sam Jezus, który według Ewangelii był zawsze przyjacielem kobiet, wysłuchiwał ich problemów, niósł pomoc i swobodnie rozmawiał z reprezentantkami płci przeciwnej, co w I wieku n.e. wcale nie było sprawą oczywistą.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Odchody krokodyla i olejek cedrowy
W wieku XIII jeden z biskupów postanowił wyjść naprzeciw katolickim małżeństwom i wskazał środek, który miał wiele zmienić w ich pożyciu. Mowa tutaj nie o skutecznej antykoncepcji (ta do dziś pozostaje dla Kościoła tematem poruszanym tylko w konfesjonale), a o sałacie – warzywie posiadającym podobno cudowne właściwości zapobiegania czynom lubieżnym. Jedzenie sałaty połączone z modlitwą miało więc zagwarantować pożycie zgodne z nauką hierarchów i gwarantujące życie wieczne. I choć za grzechy cielesne (inaczej "grzechy przeciw naturze", do których należały m.in. stosunek w innej niż misjonarska pozycji, seks oralny, analny, stosunek przerywany i zapobieganie ciąży) wiernym groziły najsroższe kary w postaci chociażby tzw. wieloletniej "pokuty kościelnej" czyli całkowitego wyrzeczenia się świata, zdarzały się pary, które wpuszczały rozkosz do swojej alkowy. Ówczesna wiedza o naturalnych środkach antykoncepcyjnych pochodziła z trzech podstawowych źródeł: "Historii naturalnej zwierząt" Arystotelesa, "Historii naturalnej" Pliniusza i "Ginekologii" Soranusa z Efezu. Ta ostatnia zawiera najwięcej praktycznych informacji o sposobach zapobiegania ciąży. Jednym z nich jest np. napój z ruty zwyczajnej z olejkiem różanym i aloesem popijany w odpowiednich odstępach czasowych. U Arystotelesa z kolei mowa o substancjach, które przed stosunkiem należy nałożyć na gładkie wargi szyjki macicy – są wśród nich olejek cedrowy i maść ołowiana. Oryginalność tych metod (z dzisiejszej perspektywy) przyćmiewają najstarsze praktyki antykoncepcyjne pochodzące z Egiptu, o których warto wspomnieć chociażby w ramach ciekawostki. W papirusach pochodzących z lat 1900-1100 przed Chrystusem mówi się o nasączonych gumą akacjową, miodem i odchodami krokodyla tamponach – ich zadaniem było "blokowanie" męskiego nasienia.

Diabły, czarownice, akuszerki
Czarną kartą w historii Kościoła zapisał się rok 1487, w którym dominikański inkwizytor Heinrich Kramer napisał traktat znany dziś jako "Młot na czarownice". Dzieło to było wielokrotnie wydawane (także w wieku XVII), a jego siła rozpalania umysłów ludzkich okazała się wyjątkowo brzemienna w skutki. W ciągu kilku wieków na stos trafiły tysiące kobiet oskarżonych o czary i współpracę/spółkowanie z diabłem. Eskalacja problemu przypada na lata 1627-1630, podczas których w Kolonii wymordowano prawie wszystkie akuszerki. Trzeba bowiem pamiętać, że na śmierć za czary narażone były przede wszystkim kobiety pomagające przy porodach – niepełnosprawny lub martwy noworodek często oznaczał w tym przypadku konszachty z siłami nieczystymi matki dziecka lub właśnie akuszerki, dzięki której przyszło ono na świat. Już dużo wcześniej, bo w wieku XIII św. Tomasz z Akwinu przestrzegał przed diabłami, które mogą wywołać impotencję, a z drugiej strony zapłodnić lubieżną kobietę – jak pisze hierarcha – są zresztą do tego świetnie przygotowane i wyposażone: posiadają specjalne naczynia do transferu nasienia zapewniające odpowiednią temperaturę. Skoro już kolejny raz o Tomaszu z Akwinu mowa, warto jeszcze wspomnieć o jego podejściu do masturbacji, którą uważał za występek gorszy od stosunku seksualnego z własną matką – generalnie "marnowanie" nasienia należy do przewinień ostro potępianych. Jego bezwzględna postawa (nie był w niej odosobniony, raczej wspierany przez innych Ojców Kościoła) swoje reperkusje miała jeszcze w wieku XIX, kiedy to wciąż uważano, że onanizm "wysusza mózg". W roku 1967 biskupi przypominali zresztą konsekwentnie, że ma on "szkodliwe skutki dla zdrowia", należy go unikać i spowiadać się z niego. Jednym z "leków" stosowanych na tę przykrą przypadłość jeszcze 150 lat temu było usuwanie łechtaczki – źródła zakazanej przyjemności, które nie odgrywa przecież roli w procesie płodzenia potomstwa. Dla współczesnych Europejczyków jest to proceder okrutny i niemal niewyobrażalny, ale trzeba zaznaczyć, że obrzezanie kobiet jest wciąż praktykowane chociażby w Afryce. Co więcej, łatwo znaleźć analogię między nim a tym XIX wiecznym w obronie moralności – nowsze badania pokazują bowiem, że do obrzezania dziś nie dochodzi raczej ze względów religijnych, często nawet nie obrzędowych, a właśnie, by kontrolować seksualność kobiet: "pomóc" im w zachowaniu dziewictwa do ślubu i zagwarantować przyszłemu małżonkowi wierność.

Pytania o przyszłość
"Pierwszym obowiązkiem Kościoła nie jest wydawanie wyroków i rzucanie klątw, ale głoszenie miłosierdzia Bożego, wezwanie do nawrócenia, prowadzenie do zbawienia" – to kolejne słowa papieża Franciszka wypowiedziane podczas ostatniego Synodu. Czy współcześni hierarchowie znajdą w sobie tyle empatii, by odrzucić kategoryczne podejście, zamknąć stare księgi i otworzyć serca? Historia Kościoła pokazuje, że aby tak się stało, wciąż potrzeba dużo dobrej woli i ludzkiej mądrości.
48qktkpTURBXy81Y2Q5NzJlMjk5N2EzNmJkMGEyMjE5MjU2NTY5NzgzZi5qcGeTlQLNAxQAwsOVAgDNAvjCw5UH2TIvcHVsc2Ntcy9NREFfLzFkNzRjYjQxNzA1OTUwNDM2NjI5Y2FiZDYwNmY1MGY2LnBuZwfCAA

Foto: Wydawnictwo RM

Podczas pisania artykułu korzystałam z książki "Seks - odwieczny problem Kościoła" autorstwa Uty Ranke-Heinemann.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Kelthuz coś ostatnio tych protestantów chwali, tymczasem to w zasadzie od nich zaczęła się cywilizacyjna degrengolada...

Prawica, lewica a rewolucja protestancka
19 czerwca 2016
Joseph de Maistre, jeden z najwybitniejszych francuskich myślicieli reakcyjnych doby Wielkiej Rewolucji Francuskiej (1789-1799-1815), określił kiedyś ową rewolucję, jako swoistą schizmę bytu. Schizma ta polegać miała na powstaniu, w wyniku ówczesnych wydarzeń rewolucyjnych, anty-rzeczywistości, zupełnie nowej konstrukcji społeczno-politycznej świata, opartej na całkowitej negacji natury świata i człowieka. Świat rewolucyjny miał być swoistą antytezą normalności, laboratoryjnym nowotworem wypreparowanym z kulawego ludzkiego intelektu, wyalienowanego z doświadczenia Boga i jego praw moralno-naturalnych.


Prawdziwa schizma bytu, moim zdaniem, nie zaczęła się w roku 1789, ale kilkaset lat wcześniej, a za jej symboliczny akt erekcyjny uznaje się powszechnie słynne wystąpienie Martina Lutra z roku 1517. To wtedy bowiem ostatecznie dokonał się rozpad ładu organicznego naszej katolickiej cywilizacji. W wyniku tegoż rozpadu powstał anty-Kościół, czyli indywidualistyczny tumult protestanckiego sekciarstwa, który na trwałe zmienił historię Europy i Świata.

Schizma rewolucji protestanckiej: rozpad Kościoła na lewicę i prawicę

Dzisiejszy podział świata społeczno-politycznego na dwa wrogie obozy, tak zwaną lewicę i prawicę, ma swoje korzenie w rewolucji protestanckiej. W średniowieczu życie człowieka cywilizacji katolickiej miało tylko jeden wymiar ideowy, wtłoczony w ramy powszechnego Kościoła. Całe spektrum ludzkich zachowań było wówczas analizowane jedynie w odniesieniu do Magisterium Kościoła i głoszonych przez Uczniów Chrystusa (księży) zasad moralnych. Ludzie swoje czyny postrzegali jako dobre lub złe. To jedyny dualizm tamtych czasów. Były oczywiście sekty, które ten porządek próbowały zniszczyć (katarzy, husyci, nominaliści), ale w całokształcie swoim cywilizacja katolicka zawsze wychodziła z tych kryzysów zwycięsko, tzn. ogromna większość ludzi żyła nadal zgodnie z naukami jednego Chrystusa-Kościoła.

To właśnie od roku 1517 sytuacja w tym względzie zaczęła ulegać stopniowej, ale i nieodwracalnej zmianie. Pierwszy raz gigantyczna herezja zainfekowała i na trwale usadowiła się w obrębie katolickiego uniwersum, tworząc alternatywę dla oficjalnego Kościoła. Analizując tą kwestię, trzeba pamiętać, że herezjarchowie Nowej Synagogi uważali się bynajmniej nie za antytezę dotychczasowego Kościoła, lecz za jego esencję. Sami wszakże wywodzili się jeszcze z tego samego świata katolickiego, byli ochrzczeni w owym Kościele i nie wyobrażali sobie wówczas świata innego, niż ten, w którym wyrośli. Nie tylko w ich własnym mniemaniu, ale i, obiektywnie rzecz ujmując, protestantyzm była gałęzią tego samego katolickiego drzewa; gałąź może i zdegenerowana, ale bez dwóch zdań będąca owocem późnośredniowiecznego Kościoła powszechnego.

Protestantyzm pod wieloma względami był więc nie tyle anty-katolicyzmem, co HIPER-KATOLICYZMEM, a sami protestanci kreowali się w początkach swojej działalności na bardziej papieskich od papieża. Protestantyzm pierwotny to nie tylko stek herezji na poziomie dogmatycznym, ale i idący im w sukurs: skrajnie pobożny styl życia, będący niejako wypaczoną kontynuacją mizantropijnej devotio moderna, tak silnie rozpowszechnionej w Północnej Europie doby XV wieku. Nie przypadkiem najsłynniejsze dzieło tego nurtu religijności katolickiej, „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasa à Kempis, to po dziś dzień „klasyk” literatury religijnej świata protestanckiego.

Protestanci czuli się więc nie tyle zaprzeczeniem chrześcijaństwa, co jego esencją. Uważali się za prawdziwą kontynuację Tradycji apostolskiej, za prawdziwy Kościół, taki jaki miał istnieć w pierwszych wiekach religii chrystusowej. W wiekach XVI czy XVII, pod względem autentycznej codziennej pobożności, pracowitości, rygoryzmu moralnego w życiu rodzinnym czy kwestiach seksualności, głębi wewnętrznego przeżycia religijnego, czy choćby poziomu znajomości Pisma Świętego, bili niewątpliwie na głowę miażdżącą większość ówczesnych katolików i mogli na nich patrzeć z poczuciem pewnej wyższości. Protestantyzm w wielu aspektach udoskonalił życie religijne naszej cywilizacji, choćby poprzez ogromne pogłębienie znajomości Biblii, czy przypomnienie o kluczowym znaczeniu Bożego Miłosierdzia (Kalwin!). Zmusił katolicki kler do drastycznego podniesienia poprzeczki zaangażowania społeczno-religijnego. Truizmem będzie stwierdzenie, że wspaniałe owoce Soboru Trydenckiego być może nigdy nie miałyby miejsca, gdyby nie konieczność zmierzenia się z uzasadnioną krytyką ze strony obozu protestanckiego.

Protestantyzm – matecznik lewicy

Nie ulega wszakże wątpliwości, że protestantyzm to także gigantyczna erupcja religijnego irracjonalizmu. Indywidualistyczna idea swobodnej interpretacji Biblii zawarta w słynnej frazie „sola scriptura” (łac. „jedynie Pismem”), to całkowita negacja racjonalizmu chrześcijaństwa katolickiego. Wszakże całe bazowanie ideowe pierwotnego protestantyzmu to:

– negacja dogmatów na rzecz indywidualnego doświadczenia duchowego;
– negacja logiki i naukowego podejścia w kwestii badania Biblii, opartego – jak każda prawdziwa nauka – na autorytecie Tradycji, na rzecz religijności uczuciowej, emocjonalnej;
– w dalszej kolejności ogólna negacja rozumności człowieka (Luter) i niewiara w ludzkie zdolności epistemologiczne w kwestii dochodzenia do obiektywnych prawd wiary i nauki; tylko subiektywna, indywidualna wiara ma jakąkolwiek wartość w życiu człowieka;
– mentalny aksjomat awerroizmu-nominalizmu, że wiara i rozum są ze sobą sprzeczne; to jeden z największych absurdów herezji protestantyzmu, który miał katastrofalne rezultaty dla historii cywilizacji europejskiej i światowej, bo pchnął ludzkość w matnię szamotania się między antynaukowym irracjonalizmem pseudo-religijności, a scjentyzmem opartym na negacji metafizyki, jako rzekomo nienaukowej;
-negacja strukturalnej i hierarchicznej organizacji Kościoła na rzecz religijności skrajnie indywidualistycznej, opartej na wrogości do wszelkiego przymusu (zwłaszcza religijnego, a z czasem w ogóle moralnego – vide: dzisiejsze „państwo neutralne światopoglądowo”) i wolności rozumianej jako negacja wszelkich form życia zborowego;

Moralny absolutyzm – rdzeń lewicy

W wielu aspektach rewolucja protestancka była niczym innym jak triumfem mentalności germańskiej w Kościele/Cywilizacji Katolickiej doby schyłkowego średniowiecza. A ta mentalność (typowa nie tylko zresztą dla rasy germańskiej, ale też np. dla Rosjan czy Żydów) to mentalność intelektualnego i moralnego absolutyzmu. Taka mentalność wyraża się zawsze w skłonności do sprowadzania wszystkiego do extremum, czyli do tego, co sami intelektualni absolutyści nazywają „logiczną konsekwencją”, a co dla ludzi integralnie katolickich jest degradowaniem każdego zagadnienia „ad absurdum”.

Dla mentalnych absolutystów cała rzeczywistość ma charakter gnostycko-manichejski, w którym nie ma miejsca na jakiekolwiek kompromisy. Wszystko rozgrywa się pomiędzy absolutnym dobrem a absolutnym złem. Każda idea, każde forma relacji międzyludzkich albo jest dobra – i należy ją rozszerzyć na cały świat, albo jest zła i należy ją potępić i zniszczyć. To mentalność ludzi, którzy:

– widzieli Kościół katolicki jako zło absolutne, a papieża jako Antychrysta; co prowadziło ich do konieczności walki na śmierć i życie z wszelkimi pozostałościami katolicyzmu nie tylko w swoim kraju, ale i na całym świecie; słynna rzeź w Noc Św. Bartłomieja była niczym innym jak reakcją francuskich katolików (reakcją fatalną) na próbę wciągnięcia Francji przez rodzimych kalwinistów (hugenotów) w wojnę z katolicką Hiszpanią, dla ratowania herezji w Niderlandach. Fakt, iż ówczesna Francja, toczona wojnami religijnymi nie miałaby szans w starciu z pierwszą podówczas potęgą polityczną i militarną świata, jaką była Hiszpania, dla hugenockich absolutystów było bez znaczenia;

– widząc zło wyrządzane dziś Tybetańczykom przez rząd CHRL są gotowi dla ich ratowania zmusić USA i Zachód do wojny światowej z Chinami; nie ważne, że dla ratowania 3 mln Tybetańczyków poświęci się życie min. miliarda innych ludzi;

– wiedzą, że jeżeli w Afryce jest głód a na Bliskim Wschodzie wojna, to trzeba stamtąd docelowo przyjąć 1,5 mld ludzi do Europy i USA, bez względu na konsekwencje; w walce ze złem nie ma bowiem kompromisów; to że w wyniku takiego transferu ludzi Europa zamieniłaby się w drugą Afrykę, bo zło dziejące się w Afryce nie jest dziełem tamtejszych warunków geograficznych, ani egoizmu Europy, ale jest emanacją pogańskiego zła tkwiącego w duchowości samych mieszkańców Afryki, nie ma znaczenia; dla moralnych absolutystów chęć pomocy ludziom (samo dobro i esencja chrześcijaństwa) nie może przynieść zła; dobro nie rodzi zła, rodzi tylko jeszcze więcej dobra;

– jeśli egalitaryzm, demokracja i tolerancja są czystym dobrem, to wszystkie społeczności, organizacje (wojsko, skauci, kościoły), narody i państwa muszą je przyswoić, albo zostaną zniszczone.

To właśnie rewolucja protestancka przyniosła światu LEWICĘ, czyli właśnie ideologie wszelkiej maści, oparte na moralnym i intelektualnym absolutyzmie… chrześcijańskim. Jak to kiedyś skonstatował genialny angielski konwertyta na katolicyzm (a przy okazji wspaniały pisarz i wielki przyjaciel Polski), Gilberth Keith Chesterton, lewica to nic innego, jak… „chrześcijaństwo, które zwariowało”.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Dlaczego ludzie wolą lewicę

„Chrześcijaństwo, które zwariowało”, czyli co? Czyli serce bez mózgu; czyli miłość bezrozumna. A jak wiemy, miłość jest esencją chrześcijaństwa. Na tym właśnie zawsze polegała wyższość nauczania Pana Jezusa nad moralnością starotestamentową. Żadne Prawo bez Caritas nie ma sensu. Prawo jest dla miłości, a nie miłość dla prawa. Pan Bóg jest przede wszystkim Miłością i Miłosierdziem. Choć jest sprawiedliwy, to jego sprawiedliwość zawsze jest wyrazem miłości. Prawo jest dla człowieka, aby nie zboczył ze ścieżki miłości.

Tyle, że – i tego kompletnie nie rozumie gnostycko-manichejska mentalność lewicowa – Miłość nie neguje Prawa. Ona je dopełnia, wypełnia, przepełnia, ale NIGDY nie neguje. Miłość nigdy nie jest antytezą sprawiedliwości, a tym samym i rozumności. Lewicowość od zawsze była wyrazem niezdolności przyswojenia sobie tej akurat prawdy absolutnej. W dzisiejszych czasach widać to szczególnie jaskrawie. Najbardziej chyba skrajnym wyrazem takiej mentalności jest, pokutujące wśród całkiem sporej liczby ludzi na Zachodzie, przekonanie, że skoro Pan Bóg Trójjedyny jest Miłością absolutną, to wszyscy ludzie są i będą zbawieni, bez względu na to, co uczynią w tym życiu. To autentyczna miała Diabłu parodia idei miłosierdzia, ale nie jedyna. Wszakże na tej samej mentalnej zasadzie opiera się ideologia zakazu stosowania kary śmierci, jako rzekomo niezgodna z miłością i miłosierdziem.

Niestety apostołem takiej heretyckiej mentalności jest papież Franciszek, który gromi wszelkie narody i jednostki broniące się przed islamizacją. Czyż – wg papieża – nie mamy obowiązku przyjąć do siebie wyznawców tej anty-chrześcijańskiej sekty choćby dlatego, że są oni biedni i straumatyzowani wojnami, przemocą, itd.? Dla mającego lewicowy światopogląd papieża fakt, iż ludzie ci mają islamską mentalność, opartą na kulcie śmierci i przemocy, pogardzie dla kobiet i nienawiści do nas, chrześcijan, ale też i innych wyznań, nie ma żadnego znaczenia. Miłość bez rozumu wszystko uleczy. Rozum tylko przeszkadza w akcie miłowania swoich wrogów. Dlatego trzeba tu jeszcze poczynić małą dygresję na temat ludzkich cnót, których obecny papież najwidoczniej nie zna.

Św. Tomasz z Akwinu podzielił kiedyś cnoty na kardynalne i pozostałe. Cnoty kardynalne to: wiara, nadzieja i miłość. W tych cnotach, jak pisał, nie można przedobrzyć. Nie można za bardzo kochać, za bardzo wierzyć, czy mieć zbyt silną nadzieję. Ale w pozostałych cnotach już mamy możliwość popaść w zło skrajności. Przykładowo w kwestii oszczędności, która jest cnotą, można popaść w przesadę: skąpstwo; i vice versa: można popaść w jej symetryczny błąd, a mianowicie w rozrzutność, która jest ekstremizacją cnoty szczodrości. Nauka katolicka mówi więc jasno: w cnotach pozakardynalnych trzeba zachować zawsze umiarkowanie. Tyle, że Akwitana dokonał jeszcze jednego fundamentalnego spostrzeżenia. Otóż z dwóch symetrycznych błędów ekstremizmu: skąpstwa i rozrzutności, rozrzutność jest mniejszym złem do skąpstwa. Dlaczego? Bo w mniejszym stopniu uderza kardynalną cnotę miłości. W ogólności można powiedzieć, że najczęściej lewica jest zwyrodnieniem tych cnót, które – przynajmniej sprawiają takie wrażenie – są mniejszym występkiem przeciw miłości bliźniego, niż te, które są zwyrodnieniem prawicy, zazwyczaj bardziej odwołujących się do zasad rozumu niż miłości.

Sympatia dla lewicy, choć oczywiście głupia i bezrefleksyjna, jest mimo wszystko wyrazem mentalnej świadomości wyższości Miłości nad Prawem. A to świadczy o tym, jak głęboko przeniknęła człowieka Zachodu mentalność autentycznie chrześcijańska. Ludzie Zachodu, jakkolwiek nie byliby zdegenerowani protestantyzmem, sekularyzmem i innymi odstępstwami, to bezrefleksyjnie wybierają to, co uważają, jeśli nie za czyste dobro (miłość, szacunek i miłosierdzie względem bliźniego), to przynajmniej za mniejsze zło w stosunku do niemiłosiernego rygoryzmu. Kiedy człowiek Zachodu (czyli potomek przedstawicieli dawnej Cywilizacji Katolickiej, Christianitas) ogląda w telewizji Rosjan, dla których chrześcijaństwo to masowe torturowanie i mordowanie Czeczenów, jako „niewiernych”, czy mordowanie ludzi chorych psychicznie pod płaszczykiem walki o moralność, to podskórnie czuje, że ma do czynienia z satanistyczną parodią tegoż chrześcijaństwa, w której Prawo staje się jedynie pretekstem do nienawiści, pogardy i mordu względem drugiego człowieka. Mając – fałszywy – wybór między wypaczonym chrystianizmem Franciszka, a diaboliczną parodią religijności a’la Putin, większość ludzi słusznie wybiera Franciszka.

Tutaj też dotykamy istoty dramatu wielkiej katolickiej schizmy z 1517 r. Powstałe wówczas wewnątrz-katolickie pęknięcie na lewicę i prawicę, samo w sobie nie miało bynajmniej charakteru gnostycko-manichejskiego, tzn. strona katolicka wcale nie była nieskalanym niewiniątkiem na tle swojego protestanckiego antagonisty. Obie strony tego pęknięcia dziedziczyły bowiem po chrześcijaństwie średniowiecznym ogromny bagaż doświadczeń zarówno dobrych, jak i tych najgorszych. Ogromne błędy ludzi Kościoła w XV, XVI i XVII wieku, mordowanie heretyków za to, że błądzili, udział w zbrodniach wojen religijnych, czy wreszcie często bardzo niski poziom osobistego życia religijnego katolików, zarówno świeckich jak i duchownych, spowodował to, czego doświadczamy nieustannie od wieku XVIII po dziś dzień. Nawet fakt, że Kościół wydał z siebie całe rzesze świętych i pobożnych ludzi, nie uchronił świata katolickiego od klęski w toczącej się od 1517 r. wewnętrznej europejskiej wojnie domowej o panowanie dusz. Tak, jak grzechy ludzi Kościoła były faktyczną przyczyną rewolucji z 1517 r., tak i w wiekach następnych stały się przyczyną triumfu tejże herezji (wiek XVII) i zdominowania przez nią najpierw Europy, a następnie, poprzez Europę, całego świata.

Efektem zwycięstwa protestantyzmu (summa summarum w wersji anglosaskiej) był przy okazji triumf mentalnej kalki, utożsamiającej świat protestancki z miłosierną lewicą, a świat zdominowany przez Kościół, z niemiłosierną prawicą. I po dziś dzień żyjemy w świecie polityki oscylującej pomiędzy tymi dwoma symetrycznymi błędami, narzuconymi przez rewolucję Lutra: lewicą (serce bez mózgu) a prawicą (rozum bez serca). Dlatego trzeba jeszcze powiedzieć kilka słów o prawdziwym źródle tej dychotomii, który – wbrew protestanckiej propagandzie – nie wzięło się z konfliktu katolicko-reformowanego. Taka fałszywa alternatywa mogła się zrodzić tylko wewnątrz świata protestanckiego.

Świat germański a dualizm lewica-prawica

Protestantyzm był, jak już napisano, wyrazem triumfu mentalności germańskiej w łonie samego Kościoła. Taka eklezjalna aberracja nigdy by się jednak nie dokonała, gdyby struktury Kościoła na ziemiach germańskich nie zostały wcześniej zniszczone przez niemiecki cezaropapizm. Azjatycka formuła degeneracji Mistycznego Ciała Chrystusa, na wzór Cesarstwa Wschodniorzymskiego (Bizancjum), polegała właśnie na zniszczeniu mistycznego, metafizycznego charakteru urzędów biskupich, opackich czy kleszych, metodą obsadzania ich przez świeckich urzędników państwa. W – będącej osią historii średniowiecza – walce papiestwa z cesarstwem o tzw. inwestyturę gra toczyła się właśnie o to, czy w germańskim Cesarstwie Rzymskim, Kościół będzie autentycznym namiestnikiem Chrystusa na ziemi poprzez sukcesję apostolską autoryzowaną przez następców Św. Piotra z Rzymu, czy też będzie jedynie urzędem takim samym, jak dzisiejsze Ministerstwo Rolnictwa. Jak wiemy, papiestwo tę wojnę przegrało. W efekcie niemiecki (i nie tylko) Kościół, zamiast być kuźnią kolejnych świętych i apostołów, stał się przede wszystkim systemem dziedzicznych urzędów dzierżonych przez germańską arystokrację, która zajmowała się wszystkim, tylko nie krzewieniem wiary chrześcijańskiej.

Rewolucja protestancka w XVI w. była błędną próbą powrotu do chrześcijańskich korzeni poprzez odrzucenie tak zdegenerowanych struktur kościelnych, jakie istniały w świecie germańskim. W swoim charakterze herezja ta, tak skrajnie krytyczna wobec późnośredniowiecznego Kościoła (np. za krypto-pogański, w wielu aspektach magiczny charakter ówczesnej pobożności) sama była zwieńczeniem i kontynuacją całej plejady germańskich tradycji pogańskich, np.:

– starogermański kult władcy-maga, który znalazł swój wyraz w oddaniu władzy nad „kościołami” świeckim władcom terytorialnym Rzeszy i germańskim królom Brytanii i Skandynawii;

– starogermańska tradycja palenia ludzi żywcem, jako forma ich duchowego oczyszczenia z popełnionych grzechów, zaimplementowana do tradycji średniowiecznego Kościoła, dalej była kontynuowana; ponad 90% wszystkich spaleń na stosie w dobie późnego średniowiecza (eksplozja tego zjawiska to efekt triumfu religijnego irracjonalizmu w Europie pod wpływem doświadczenia apokalipsy Czarnej Śmierci w XIV w.) dokonana była w krajach germańskich; te same proporcje dotyczyły jeszcze większego procederu palenia „czarownic” w XVI i XVII w., których miażdżąca większość dokonywana była w krajach protestanckich;
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
– kontynuacja skrajnych form nietolerancji religijnej egzekwowanej przez państwo, która biła na głowę gwałtownością i brutalnością nietolerancję krajów pozostających przy katolicyzmie; wystarczy sobie przypomnieć dzieje walki fałszywego „katolicyzmu” reprezentowanego przez Zakon Krzyżacki z autentycznie katolicką Polską w wieku XV: germańską ideę wyrzynania w pień Prusów i Litwinów, tylko dlatego że są poganami, oraz polską ideę prof. Pawła Włodkowica, człowieka który zmienił historię ludzkość w stopniu co najmniej równym, niż Kopernik; położył on bowiem, swoim wykładem na Soborze w Konstancji, podwaliny pod rozwój światowego prawa międzynarodowego (kontynuowane i rozwijane potem przez tomistów na Uniwersytecie w Salamance), głosząc, m.in. prawo pogan do życia, wolności, godności i własności; tak się „przypadkiem” złożyło, że to samo Państwo Zakonne w 1525 r. stało się pierwszym w historii ludzkości państwem oficjalnie protestanckim;

Rewolucja protestancka przyniosła Europie dwieście lat fanatyzmu religijnego, skrajnej nietolerancji i wojen religijnych, które wstrząsnęły ówczesnymi światłymi umysłami do tego stopnia, że stały się podwaliną odrzucenia przez wielu z nich państwa religijnego, a nawet religijności w ogóle. Pozostając w orbicie luterskiej dychotomii irracjonalna religia – racjonalna nauka, coraz częściej od XVII w. opowiadano się po stronie tej drugiej, szukając w niej remedium na religijny fanatyzm i horror ideologicznych wojen domowych. To właśnie na kanwie takiego obrzydzenia do religii jako takiej Thomas Hobbes napisał swojego „Lewiatana”. Po wpływem traumatycznych doświadczeń angielskiej wojny religijnej z połowy XVII w. i triumfu sekciarskich fanatyków spod znaku Olivera Cromwella, propagował on ideę silnego państwa-molocha, który na modłę totalitarną ocali społeczeństwo od chaosu i śmierci niesionych przez religijny ekstremizm. Przeświadczenie to stało się kamieniem węgielnym oświecenia, zwłaszcza po doświadczeniu jednej z najstraszniejszych rzezi religijnych w historii, wojny trzydziestoletniej w Niemczech.

To właśnie tak zaczęła się historia postprotestanckiej „prawicy”, która w moralności i religijności, a ostatecznie we wszelkiej autentycznej ideowości widzi jedynie romantyczny irracjonalizm i zagrożenie dla porządku społecznego i funkcjonowania państwa. W ten sposób narody, które popadły w herezję protestancką znalazły się z biegiem czasu między młotem protestancko rozumianej prawicy (rozumność negująca chrześcijańskie uniwersalne wartości moralne, nihilistycznie odrzucająca w życiu społeczno-politycznym wszelką ideowość, jako rzekomy wyraz niebezpiecznego zdziecinnienia) a lewicy (bezmózga totalitarna parodia wartości chrześcijańskich). Wszakże w jednym oba te bękarty postprotestanckie zawsze były są ze sobą kompatybilne.

Hobbes mentalnie odziedziczył jeszcze jeden kluczowy wyznacznik absolutystycznej mentalności protestanckiej. Jego słynne słowa „homo momini lupus est”, to kwintesencja luterańskiej herezji antropologicznej, którą skrótowo można sprowadzić do zdania, po którym podpisał by się obiema rękami Martin Luter: „wszyscy ludzie to podludzie”. Dla Lutra rozum ludzki był bezwartościowy, a chrzest czy Komunia Święta nie przełamywały plugawej natury człowieka, opartej na skażeniu grzechem pierworodnym. Człowiek zawsze jest bestią i idiotą, więc dla Lutra, tak jak dla Hobbesa, jedynym kagańcem na jego amoralność nie jest moralność (zwłaszcza w dobie jej protestanckiej relatywizacji), ale prawo wymuszane przez państwo. Lutra w tym względzie można uznać za protoplastę państwowego totalitaryzmu odgórnego w stylu stalinowsko-północnokoreańskim. Kalwin z kolei dawał pierwszeństwo kontroli jednostki nie państwu, lecz społeczeństwu totalnemu na wzór późniejszych rewolucyjnych totalitaryzmów trockistowsko-maoistycznych, gdzie dziecko donosi na swoich rodziców. Lewica w tym względzie znacznie bardziej preferuje metody kalwinizmu, fałszywa prawica kocha ład odgórny. Obie strony tego sporu nie wierzą substancjalność ludzkiego bytu, de facto negując jego wolną wolę i zdolność do samokontroli. Taki był efekt negacji w świecie protestanckich Sakramentów spowiedzi i komunii, które faktycznie wykluczyły możliwość trwania w łasce uświęcającej, a w konsekwencji zdolności do samodzielnej wewnętrznej odnowy duchowej człowieka.

Epoka oświecenia i rewolucja „antyfrancuska” ostatecznie ukształtowały współczesny, narzucony wszystkim przez świat post-protestancki podział na prawicę i lewicę. Przy czym kluczowe było tutaj ostateczne ukształtowanie paradygmatów mentalności lewicowej. Pozostają one aktualne po dziś dzień.

Po pierwsze wewnątrz-protestancka lewica dokonała w okresie oświeceniowym swoistego przewartościowania luterańskiego błędu antropologicznego, przeskakując – jak na intelektualnych absolutystów przystało – w jego symetryczną antytezę: wiarę w absolutną dobroć człowieka. W efekcie wyznacznikiem lewicy stało się po dziś dzień przeświadczenie, że wszelkie zło pochodzi nie z człowieka, ale z otaczających go warunków kontekstualnych: kondycji ekonomiczno-społeczno-politycznej danej epoki w danym kraju. Jeśli są one złe (determinują do zła), to trzeba je zmienić/zniszczyć i wszyscy staną się wówczas aniołami. Oświecenie przekształciło chrześcijańską wiarę w Raj po śmierci, w aktywistyczny dogmat o budowie raju na ziemi. Na takim założeniu bazowała m.in. rewolucja komunistyczna. Bynajmniej wiara w naturalną dobroć człowieka, dużo przecież bliższa teologii katolickiej niż kontynuowana przez post-luterańską pseudo-prawicę wiara w jego dogłębne zdegenerowanie, nie wyklucza uznawania go za niesamodzielnego, determinowanego głupka-robota. Cała współczesna lewica to wiara w odgórne tworzenie bezgrzesznych „nowych ludzi” poprzez zmianę warunków społecznych wbrew ich wiedzy i woli przez kastę tych, w których inkarnował się Logos.

Po drugie to odrzucenie wszelkiej religijności formalnej, przekształcenie protestanckiego instynktu antykatolickiego w postprotestancki instynkt antychrześcijański tout court. Jednocześnie lewica, przy całej formalnej negacji chrześcijaństwa, przejęła z tegoż niemal wszystkie wartości, idee i zasady moralne (nazywane od XVIII w. ogólnoludzkimi, uniwersalnymi), tyle że z biegiem czasu poddawane coraz dalej idącej irracjonalizajcji i ekstremizacji. W wyniku tego procesu te wartości chrześcijańskie przekształciły się w niejednym przypadku w swoją własną diaboliczną parodię. (np prawo mordowania dzieci nienarodzonych jako wyraz… prawa do wolności kobiet, itd.).

Z drugiej strony prawica postprotestancka zdegenerowała się z czasem w zgraję nihilistycznych pragmatyków, mniej lub bardziej jawnie gardzącą Magisterium Pana Jezusa. Kiedy lamentuje się dziś w USA na kondycją amerykańskiej prawicy w jej głównym nurcie, że różni się od lewicy jedynie w kwestiach podatkowych, a poza tym w najlepszym razie jedynie opóźnia marsz lewackiej rewolucji, to przeocza się fakt, że to jest logiczne zwieńczenie jej procesu ewolucyjnego. Skoro chrześcijaństwo utożsamiono z irracjonalizmem, kretynizmem, brakiem skuteczności, naiwną wiara w człowieka… „Rozumność” bez serca przejmuje się nie losem drugiego osoby (np. dziecka nienarodzonego, czy losem nacji uciśnionych przez komunizm, albo żyjących w nędzy i terrorze), ale utrzymaniem władzy w kraju i utrzymaniem statusu kraju na świecie – obie te rzeczy wyłącznie w celu własnych egoistycznych korzyści. W tak rozumianej optyce casus Adolfa Hitlera może jawić się faktycznie, jako kwintesencja prawicowości: czysta pragmatyczna negacja wszelkiej moralności w celu maksymalizacji skuteczności w dążeniu do jakiegoś egoistycznego celu, np. dominacji własnego plemienia nad innymi.

W ten sposób „prawica” postprotestancka oddała niejako monopol na idee i ich interpretację lewicy, która to z kolei stała się jedynym depozytariuszem tego, co jeszcze człowiek Zachodu mniej lub bardziej utożsamia z chrześcijańskimi wartościami. Tymczasem faktycznie dzisiejsze boje „prawicy” z „lewicą” to boje nihilistów z lewackimi fanatykami. Efektem tych bojów było, koniec końców, przyjęcie przez prawicę retoryki lewicowej we wszystkich możliwych kwestiach, za wyjątkiem kwestii podatkowej. Efektem arcyfinalnym są rządy nihilistycznej oligarchii wystrojonej w szatki lewackich aktywistów, który eksploatuje kibicujący jej faktycznie zlewaczały motłoch, dla którego wolność – jak by to ujął Mistrz Nicolas Gomez Davila – to prawo do publicznego wymiotowania i publicznej kopulacji. Taki też jest ostateczny efekt protestanckiej schizmy 1517 r. Jest to wszakże optyka widzenia świata narzucona przez ducha postprotestanckiego, która dla katolika jest nie do przyjęcia.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Katolicka alternatywa: przełamanie shizmy

Alternatywą dla protestanckiej relatywizacji słowa „pawica” (to co siedzi na prawo od lewicy w ławach sejmowych) jest katolickie rozumienie: prawicą jest to, co kieruje się ku tym, którzy staną po Prawicy Pana Jezusa w dniu Sądu Ostatecznego. Człowiek katolickiej prawicy to osoba, której imperatywem jest dążenie do zbawienia siebie i bliźnich, także na płaszczyźnie działalności życia zbiorowego, społeczno-politycznego. Jednym słowem, katolicki prawicowiec , to osoba która w harmonijny sposób łączy w sobie nakazy miłości i rozumności, miłosierdzia i sprawiedliwości, wolności i solidarności. Człowiek integralnie prawicowy przełamuje w sobie bzdurny podział na prawicę i lewicę z roku 1517, biorąc z obu tych tradycji wszystko to, co najlepsze, wracając tym samym do jedynego autentycznego rozróżnienia ludzkiego działania: na to, co dobre, i to co złe. To człowiek integralnie mediewalny.

Trzeba wszakże pamiętać, iż w XX wieku mieliśmy dwie próby przełamania dychotomii prawica-lewica. Pierwsza chronologicznie była próba uczynienia tego w sposób bezbożny, na modłę pruską. To był właśnie faszyzm, który był ogólnoeuropejską (a nie tylko włosko-niemiecką) próbą przełamania schizmy 1517 r., przez syntezę lewicowego, niemiecko-romantycznego nacjonalizmu, jako celu, oraz „prawicowego” nihilizmu siłowej, militarystycznej praktyki politycznej na modłę Prus Fryca II i Otto von Bismarcka. Niemal każdy kraj, który miał jeszcze w sobie jakieś siły witalne w pierwszej połowie XX stulecia, wytworzył u siebie jakąś formę faszyzmu. W Polsce matecznikiem tejże gangreny byli legioniści Józefa Piłsudskiego, którzy stworzyli własną syntezę socjalizmu i nacjonalizmu w wydaniu „pragmatycznym”. W Italii byli faszyści Mussoliniego, w Niemczech naziści i Adolf Hitler. Wszystkie te koncepcje, utożsamione przez postprotestancki dyskurs ideowy z „prawicą”, były bezbożne i mniej lub bardziej bandyckie, a ostatecznie zakończyły się klęską i kompromitacją,

Drugą taką próbą był Sobór Watykański II, podjęty przez sam Kościół Katolicki w celu ratowania gnijącego gmachy Cywilizacji Zachodniej właśnie poprzez próbę syntezy wszystkiego tego, co było najlepsze w dorobku rewolucji protestanckiej z tym, co najlepsze w dziedzictwie Kościoła potrydenckiego. Ale to już temat na osobną rozprawę.

Filip Bauman
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 912
7 920
100% wsparcie etatyzmu:

Z Maciejem Ziębą OP rozmawia Tomasz Maćkowiak
Czy katolik ma obowiązek płacić podatki?
– Sprawa jest oczywista i nie ma co deliberować. Trzeba płacić podatki, i to uczciwie.

W Polsce powszechne jest narzekanie na ciężary fiskalne. Ludzie się skarżą, że państwo pozbawia ich zbyt dużej części ciężko zarobionych pieniędzy, że to zdzierstwo, oszustwo, niesprawiedliwość.
Nie znam społeczeństwa, które by uwielbiało płacić podatki. Nie twierdzę też, że nasz system podatkowy jest optymalny i że nie ma w nim nadużyć. To zupełnie inna kwestia. Mówię o ogólnej zasadzie: podatki trzeba płacić.

Ten nakaz jest wyrażony wprost już w Ewangelii, gdy faryzeusze pytają Jezusa, czy należy płacić podatki Cezarowi, którego Żydzi przecież jakoś szczególnie nie kochali. A Jezus odpowiada: „Oddajcie Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mt 22,21). Podobnie mówi św. Paweł w Liście do Rzymian (Rz 13,7) i – w konsekwencji –Katechizm Kościoła katolickiego (2240, 2409).

Ale nie brak sytuacji, kiedy wysoki podatek wywołuje poczucie krzywdy i wydaje się niemoralny.
Konieczność płacenia podatków ma głębokie korzenie w chrześcijańskiej solidarności, co podkreśla katolicka nauka społeczna. Nas, katolików, obowiązuje troska o państwo jako o instytucję, która dba o dobro wspólne i je zabezpiecza. Żeby to robić, żeby zapewniać realizację dobra wspólnego, państwo potrzebuje pieniędzy. Obywatel, płacąc podatki, składa się na wykonywanie zadań, które stoją przed państwem.
...
https://dominikanie.pl/2017/09/podatki-problem-kultury-a-nie-ekonomii/
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Sri Lanka: Kościół katolicki wzywa do spokoju po międzyreligijnych starciach
Świat
55 minut temu

Kościół katolicki na Sri Lance wezwał w poniedziałek do spokoju, nazajutrz po starciach między chrześcijanami a muzułmanami, w wyniku których trzy osoby zostały ranne.

"Wzywam wszystkich katolików i chrześcijańskich braci i siostry, by nie wyrządzali krzywdy jakiemukolwiek muzułmaninowi, ponieważ są oni naszymi braćmi, ponieważ są częścią naszej kultury religijnej" - oświadczył w nagraniu wideo arcybiskup Kolombo kardynał Malcolm Ranjith.

"Dlatego proszę, powstrzymajcie się od ich krzywdzenia i starajcie się o lepszego ducha zrozumienia i dobrych relacji między wszystkimi społecznościami na Sri Lance" - dodał hierarcha.

Negatywne nastroje po ataku z 21 kwietnia
Setki członków sił bezpieczeństwa rozmieszczono w Negombo, mieście położonym ok. 30 km na północ od stolicy Sri Lanki Kolombo, po tym, jak w niedzielę zostało tam zaatakowanych kilkadziesiąt domów, samochodów i sklepów należących do muzułmanów.

Od niedzieli wieczorem do poniedziałku rano władze wprowadziły godzinę policyjną w Negombo, które ucierpiało w ataku dżihadystów z 21 kwietnia. Ponad 100 wiernych zginęło w tamtejszym kościele św. Sebastiana, gdzie zamachowiec samobójca wysadził się w powietrze podczas mszy w Niedzielę Wielkanocną.

Jak poinformowała kancelaria kardynała Ranjitha, hierarcha udał się do Negombo, gdzie spotkał się z lokalnymi przywódcami muzułmańskimi i katolickimi. Kardynał Ranjith zasugerował władzom, aby tymczasowo zakazały sprzedaży alkoholu w mieście.

Stan wyjątkowy
Według policji niedzielne starcia między chrześcijanami a muzułmanami rozpoczęły się od awantury alkoholowej między dwiema grupami.

"Co najmniej trzy osoby zostały ranne w starciach" - powiedział AFP przedstawiciel policji. Dodał, że chociaż na razie aresztowano tylko dwóch podejrzanych, zidentyfikowano ich o wiele więcej i będą ścigani.

Szkoły publiczne na Sri Lance, które zamknięto w ramach środków ostrożności po atakach dżihadystycznej organizacji Państwo Islamskie (IS), ponownie otwarto w poniedziałek, ale wciąż pozostają strzeżone.

"Frekwencja była dzisiaj niewielka, ale utrzymujemy wysoki poziom bezpieczeństwa" - powiedział przedstawiciel policji. "Większość rodziców czeka, żeby zobaczyć, jak się sprawy mają, i mamy nadzieję, że frekwencja wkrótce wróci do normy" - dodał.

Władze Kolombo ogłosiły stan wyjątkowy, aby dać większą swobodę siłom bezpieczeństwa podczas ścigania podejrzanych o zamachy na luksusowe hotele i kościoły chrześcijańskie, w których zginęło ponad 250 osób. Do tej pory w związku z atakami aresztowano ponad 150 osób.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736


Coś w temacie. W Kościele sporo tych komunistycznych naleciałości było od samego początku. To nigdy nie będzie pewny, sensowny sojusznik w obronie wolnego rynku.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
Coś w temacie. W Kościele sporo tych komunistycznych naleciałości było od samego początku.
Tak.
Tylko że Wielomski potraktował historyczny temat komuny w Kościele po łebkach i niedokładnie. Komuna w Kościele wynikała z czegoś innego. Oni czekali na ponowne przyjście Zbawiciela i mieli wszystko w dupie, bo wierzyli w rychły koniec świata.
Komuny chrześcijańskie miały miejsce również u protestantów. Jednak jak tylko głód dał się we znaki, to eksperyment przerwano.

To nigdy nie będzie pewny, sensowny sojusznik w obronie wolnego rynku.
To niemal zawsze będzie wróg wolnego rynku.
 

Prozac

Active Member
100
234
Tak.
Tylko że Wielomski potraktował historyczny temat komuny w Kościele po łebkach i niedokładnie. Komuna w Kościele wynikała z czegoś innego. Oni czekali na ponowne przyjście Zbawiciela i mieli wszystko w dupie, bo wierzyli w rychły koniec świata.
Komuny chrześcijańskie miały miejsce również u protestantów. Jednak jak tylko głód dał się we znaki, to eksperyment przerwano.

Wspominał o tym nawet dr Jan Przybył. Około 33:06. Podobnie jak z ćwiczeniem w wersji protestanckiej otrzeźwienie przyszło wraz z burczącymi brzuchami.

 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
"Członkowie LGBT są wrogami". Ksiądz wezwany przez biskupa
Polska
Wczoraj, 24 lipca (17:40)
Biskup Ignacy Dec wezwał ks. Sławomira Marka w trybie pilnym do Świdnickiej Kurii Biskupiej w związku z jego wypowiedziami dotyczącymi osób LGBT - podaje "Gazeta Wrocławska". Informację przekazał ks. Daniel Marcinkiewicz, rzecznik tamtejszej kurii.

Znany z kontrowersyjnych wpisów w mediach społecznościowych ks. Sławomir Marek, proboszcz z parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Stanowicach na Dolnym Śląsku, zabrał głos po zamieszkach, do jakich doszło podczas Marszu Równości w Białymstoku.

Skrytykował stanowisko przewodniczącego episkopatu i stwierdził, że "członkowie LGBT nie są wcale naszymi braćmi i siostrami".

"Są wrogami szerzącymi antykulturę i trzeba się przed nimi bronić. Naszymi braćmi i siostrami są osoby dotknięte homoseksualizmem ale to inna historia" - napisał na Twitterze.

We wtorek konto ks. Marka zostało skasowane.

Rzecznik kurii przekazał, że opinia publiczna zostanie poinformowana o decyzjach biskupa wobec proboszcza ze Stanowic.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736

Abp Skworc: To nie jest "menelowe plus"
"Doceniamy politykę prorodzinną polskiego rządu oraz realne i wymierzalne finansowo wsparcie materialne udzielane rodzinom. To nie jest 'menelowe plus', jak mówią odurzeni mową nienawiści, ale realna inwestycja w kapitał ludzki; lepsze warunki kształcenia dzieci oraz formowania ich kreatywnej osobowości, która przynosi korzyści całemu społeczeństwu, także tym jego segmentom, które uchylają się od postaw prorodzinnych, by ostatecznie jednak z nich korzystać" - czytamy w słowie pasterskim metropolity katowickiego.
Dziękując kobietom, arcybiskup zwrócił się do nich "o zachowanie postawy odpowiedzialności, życzliwości, nieobojętności, solidarności; o przestrzeganie zasad dobra wspólnego".
"Człowiek w masce nie jest naszym wrogiem, zagrażającym naszemu zdrowiu i życiu. Maseczkę należy traktować jako narzędzie zatroskania o zdrowie i życie tych, z którymi się spotykamy oraz przejaw naszej prospołecznej postawy. To nowe zadanie wychowania do odpowiedzialności za siebie i naszych bliźnich, do odbudowania relacji społecznych z innymi, otwarcia drzwi naszych domów pozamykanych lękiem zarazy" - napisał.
Jak zauważył arcybiskup, "od obywatelskich postaw kobiet zależy także przyjęcie oraz podjęcie odpowiedzialności za losy narodu i państwa, śląskiej ojcowizny, naszych rodzin, nas samych, za przełamywanie irracjonalnych i nasyconych złymi emocjami podziałów społecznych inspirowanych partyjnymi sporami, których wszyscy mamy dość".
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 736
Nawet amerykańscy lewicujący liberałowie się nabijają z Polaków w USA, że ci od dziecka są zapisani do związku zawodowego. Taki stereotyp.

Ja dorzucę parę myśli z ostatniej historii Polski.
- kard. Wyszyński, prymas który załapał się na 1000-lecie, pisał we wspomnieniach, jak to dobrze się stało, że Polska jest socjalistyczna. Z kolejnych wydań jego pamiętników, jego pro-socjalistyczne sympatie zostały wycięte.

Jastrzębski: Stefan Wyszyński a “Mein Kampf”

Po prowokacyjnej publikacji Adama Leszczyńskiego “Oburzamy się na Mein Kampf a czcimy własnych antysemitów” w “Krytyce Politycznej”, gdzie na tle krytycznego wydania książki Hitlera umieszczono zdjęcia Romana Dmowskiego i Stefana Wyszyńskiego jak grzyby po deszczy pojawiły się na różnych profilach fb informacje o rzekomych antyżydowskich publikacjach hierarchy.

Jest to informacja całkowicie nieprawdziwa i prowokacyjna. Kardynał Stefan Wyszyński nie był autorem żadnego przytaczanego fragmentu. A powtarzane zdanie b. posła Janusza Palikota “Kardynał tysiąclecia, Wyszyński, jeszcze jako zwykły ksiądz i teolog był orędownikiem nazizmu i samego Hitlera, co znajdowało wyraz w redagowanych przez niego publikacjach” jest obrzydliwą prowokacją.
Przytaczane cytaty pochodzą z “Ateneum kapłańskiego ” z lat 1937-1939. Pierwsze trzy z artykułu ks. Józefa Pastuszki “Filozoficzne i społeczne idee A. Hitlera (rasizm)” zaś czwarty z artykułu ks. K. Tochowicza “Zasady wychowawcze nacjonalizmu i politycyzmu”. W żadnym z tych tekstów nie pada nazwisko Wyszyńskiego.
Swoją drogą bardzo ciekawe jest to że środowiska “lewicowe’ atakują hierarchę tak bardzo krytycznego wobec kapitalizmu. Więc chyba nie mylił się śp. kol. Bohdan Poręba pisząc “Dla Polaków lewica to prorobotniczość, proludowość, harmonia w życiu społecznym bez biegunów biedy i bogactwa. Dla nich zerwanie z tradycją, historią, religią. Ideologiczny materializm. Ciekawe że jest on tak bliski zarówno trockistom jak i kapitalistom. Ale to przecież dzieci jednego diabła”

Warto przytoczyć słowa prymasa Wyszyńskiego o kapitalizmie.

„Wyzyskujący i bezbożny kapitalizm jest potępiany zawsze przez całą naukę Kościoła świętego. Kościół odrzuca nie ograniczoną żadnym prawem wolność samolubnego kapitalizmu. Kościół broni wolności, gdyż wolność jest nieodzownym warunkiem działalności ludzkiej i najlepiej odpowiada rozumnej naturze człowieka. Zdecydowanie jednak potępia Kościół taką wolność, która wyzwala z prawa przyrodzonego i Bożego, z wszelkich nakazów moralnych. Wolność taka staje się zatrutym źródłem; z takiej wolności bogatego płynie niewola ubogiego. Właśnie dlatego, że liberalizm gospodarczy głosił wolność od wszelkiego prawa Bożego, spotkał się z potępieniem Kościoła (…)

Człowiek rządzący się duchem kapitalistycznym wszystkie kamienie chce w chleb zamienić, cały cel swego życia, prac, trudów widzi w osiąganiu zysku. W oczach jego upadają wszystkie związki naturalne między ludźmi: wspólnota rodzinna, zawodowa, narodowa, religijna – pozostaje tylko związek pieniądza i umowa odpłatna. Człowiek taki ma przywiązanie tylko do tego, co przynosi zysk. Wszystkie dzieła rąk Bożych nikną mu sprzed oczu: przyroda to już nie piękno, ale surowce, to dochody z gleby i hodowli. Ba, nawet człowiek przestał być dlań bliźnim, a został tylko siłą najemną, rękoma roboczymi lub też właścicielem pakietu akcji. (…)

Kościół zwalcza kapitalistyczny wyzysk i poniżenie ludzi pracy. Z niezwykłą stanowczością ostrzegał Kościół cały świat przed zgubnymi następstwami kapitalizmu, który uderzał w godność osobistą wyzyskiwanego robotnika. Kapitalizm najpierw zrównał człowieka z maszyną, a ludzi sprowadził do rzędu bezdusznego narzędzia; w dalszym ciągu uszlachetnił i wyniósł do poziomu bóstwa maszynę, poddając jej służbie człowieka. W smutnym wyniku tego niewolnictwa wysiłek człowieka ciągle wzrasta, wyniszczając przedwcześnie, wskutek przyśpieszenia tempa pracy, siły robotnicze (…)

Usilnie potępia Kościół ducha zysku, tworzenie bogactw dla nich samych. Kapitalizm istotę swego całego gospodarstwa zasadzał nie na zaspokojeniu potrzeb ogółu, ale na możliwie największym wzbogaceniu jednostek. Tu tkwi największy jego błąd – zysk postawił za cel gospodarowania. W tym też duchu kapitalizm wychował człowieka. Człowiek rządzący się duchem kapitalistycznym wszystkie kamienie chce w chleb zamienić, cały cel swego życia, prac, trudów widzi w osiąganiu zysku. W oczach jego upadają wszystkie związki naturalne między ludźmi: wspólnota rodzinna, zawodowa, narodowa, religijna – pozostaje tylko związek pieniądza i umowa odpłatna. Człowiek taki ma przywiązanie tylko do tego, co przynosi zysk. Wszystkie dzieła rąk Bożych nikną mu sprzed oczu: przyroda to już nie piękno, ale surowce, to dochody z gleby i hodowli. Ba, nawet człowiek przestał być dlań bliźnim, a został tylko siłą najemną, rękoma roboczymi lub też właścicielem pakietu akcji (…)

„Miłość i sprawiedliwość społeczna. Rozważania społeczne”, fragmenty Zbioru III – „Krucjata społeczna”, Wydawnictwo Pallotinum, Poznań 1993 rok.
“Zasługuje na potępienie to, że kapitalizm istotę całego gospodarstwa narodowego zasadza nie na zaspokajaniu potrzeb ogółu, lecz na możliwie największym wzbogaceniu jednostek. Tworzenie bogactwa dla bogactwa zasługuje na potępienie. (…) przestrzegam przed nieumiarkowaną pogonią za bogactwami i władzą, przed gospodarczym liberalizmem, lichwą, mamonistycznym kapitalizmem (…)

To świat bankierski stał się w państwach siłą panującą. Instytucje bankowe i kredytowe stały się drzewem śmierci, służą one potentatom finansowym od wyzyskiwania narodów za pomocą lichwy i rabowania, do rozkradania prawie wszystkich oszczędności. Świat bankierski domaga się zależności i prawdziwej niewoli. To co czyni ta potęga finansowa jest grzechem, wołającym o pomstę do nieba! (…)”

“Katolicyzm a niesprawiedliwość kapitalizmu. O liście pasterskim biskupów austriackich” Lublin 1928 rok.
Łukasz Marcin Jastrzębski
 
Do góry Bottom