- Moderator
- #61
- 8 902
- 25 794
Każdy zwolennik wolności będzie postrzegany jak tyran, co chce odkręcić boczne kółka w rowerku dziewczynki, która nie nauczyła się jeździć na nim bez nich. Już się posłużyłem tym porównaniem. Uważam, że jest trafne. Teraz w postrzeganiu wolnościowców nic się nie zmieni.Z drugiej strony, jakie to ma znaczenie, czy Korwin stanie się orędownikiem media-socjo-przyjaznego wolnościowca, kiedy to właśnie w pojęciu wolności tkwi problem. Jak nie użyje argumentum ad hitlerum, media zarzucą mu XIX-wieczny gospodarczy sentymentalizm. Ruchy wolnościowe skazują się na porażkę w chwili, gdy zaczynają gadać już o samej wolności, której większość nienawidzi, bo ta wiąże się z odpowiedzialnością. Przeciętny człek woli przyjąć postawę roszczeniowego dzieciucha i oddać się pod opiekuńcze skrzydła "onych", bo "oni" wiedzą lepiej.
Kawador, jakkolwiek nie zaprezentujesz postulatów wolnościowych, w epoce njuejdżowego zamordyzmu, żaden człowiek nie wyjdzie ze swojego cieplutkiego kokonu, by przywitać wolność. Odsetek tych, co myślą jak człowiek, a nie jak socjalista, jest statystycznie mało wiążący. Reasumując, jeśli media nie dostaną Hitlera, użyją argumentu o drapieżności i znikomej skuteczności wolnego rynku. Mało tego: w ślad za tym z automatu polecą oskarżenia o brak zainteresowania biednymi. Wiesz, umieranie na ulicy, pod mostami itd.
Dlatego trzeba hodować nowe pokolenia wychowywane w nowym-starym paradygmacie pedagogicznym. Zajmowanie się polityką, w obecnej sytuacji - gdy jeszcze nie ma się swojego elektoratu albo znajduje się on w stanie szczątkowym jest zwyczajnym marnowaniem sił. Cała para idzie w gwizdek a wizerunkowo można na tym jedynie przegrać.
Właśnie z tego względu trzeba się skupić na zdobywaniu rodziców - można wykorzystać często przejawianią chęć ludzi zapewnienia swoim dzieciom lepszego losu, niż się samemu miało. Tym oni się przejmują - potrafią poświęcić mnóstwo czasu na wybór odpowiednich pokarmów, diet, zabawek. Można więc przekonywać, że bez wolności, samodzielności i naturalnej nauki zarządzania ryzykiem, ich dzieci nie będą się czuły w późniejszym życiu szczęśliwe, nie odniosą sukcesu, nie będą miały nawet szans na osiąganie wielkości, która wymaga jednak jakiegoś działania w świecie i zachowywania uzasadnionej pewności siebie.
Oczywiście inni rodzice, podejrzewający iż dzieci wychowywane po wolnościowemu zdobędą przewagę nad tymi wychowywawymi przez nich w chowie klatkowym, będą starali się demonizować taki model i konkurencję, chcąc równych szans dla wszystkich i ściągając "nieuczicwą konkurencję" do swojego poziomu. Ale przecież jeśli ci wchodzący dopiero w rolę rodziców zorientują się, że mogą zapewnić faktyczną przewagę swoim dzieciom, to będą na to lać, nawet jeśli będą do pewnego stopnia ostracyzmowani.
W ten sposób można w ogóle wytworzyć i powiększyć swój elektorat, bo my to akurat jesteśmy zaledwie wyjątkowo odpornymi ewenementami, które się jakoś przypadkiem ostały. W pewien sposób jesteśmy prototypami/archetypami tego, co ma się stać. Ale jeśli chcemy, aby człowiek wolnościowy stał się przedmiotem masowej produkcji, to sami musimy tę produkcję rozpocząć. Najlepiej podchodząc najpierw rodziców przez ich potrzeby. I na początek cicho sza - ani słowa o polityce.
Ostatnia edycja: