Jakie filmy ostatnio oglądaliście?

Hitch

3 220
4 876
Logan

Tak się właśnie kręci kino komiksowe. A przynajmniej powinno. Poprzednie filmy próbowały być poważne, ale trudno tak o nich powiedzieć ostatecznie, kiedy wszystko co się da przykrywane tam jest lukrem, pudrem i ogólnie infantylną żenadą. Co zabawniejsze, kategoria wiekowa nie ma znaczenia, a dojrzały, przejmujący film dało się zrobić dopiero z eRką. Let that sink in...

No, ale krótko:

+ skala wydarzeń; żadnego ratowania świata, miasta, portali na niebie i tego typu pierdół
+ prawdziwa epa, dotąd niespotykana w kinie komiksowym
+ Stewart w roli zgryźliwego dziadka, którego mózg w każdej chwili może zabić wszystkich w okolicy - rewelacyjna odskocznia od pompatycznego mentora z poprzednich części
+ prawie zero głupkowatego efekciarstwa
+ sporo wisielczego humoru, ale bez pajacowania
+ świetne snujowate tempo; film nie spieszy się z przechodzeniem do akcji, przez co każda zapada w pamięć i jest nagrodą samą w sobie
+ w końcu dialogi polegają na rozmowach dorosłych ludzi między sobą, nie z młodocianym widzem
+ w końcu jak szpony idą w ruch to konsekwentnie upierdalają głowy, kończyny, rozszarpują korpusy - ale bez durnowatego przerysowania w postaci fontann krwi, czy innych gówien
+ antyhoplofobiczne przesłanie

- bad guy z robocią ręką; ani on jakoś super zagrany, ani nie ma ważniejszej roli w historii - podobnie jego łapa. Jedyny przykład zbędnego, pustego efekciarstwa.

9/10

Ludzie, zapierdzielać do kina. Niech zarobi i reszta partaczy w branży niech czerpie z niego inspirację.
 

Król Julian

Well-Known Member
962
2 123
Wczoraj, a właściwie to dziś, postanowiłem zarwać nockę i przypomnieć sobie po 7 latach "Zagubioną Autostradę" Lyncha:

Moim zdaniem najlepszy film Lyncha - mroczny, pokręcony, depresyjny, a do tego z jedną z najlepszych (moim skromnym zdaniem) filmowych scen intymnych ever (sorry za kiepską jakość):

 
Ostatnia edycja:

Hitch

3 220
4 876
Małe podsumowanie filmów o X-Menach, które to powtórzyłem sobie przed Loganem:

1. Logan - 10/10 - wcześniej dałem mniejszą ocenę, ale film po niedzielnym seansie wciąż nie może mi wyjść z głowy, a powtórki w sobotę po prostu nie mogę się doczekać.
2. The Wolverine (oczywiście "Extended Cut") - 7/10 - bez hamulców kategorii wiekowej i bez głupkowatego finału to byłby perfekcyjny akcyjniak s-f. Ale i tak w rozszerzonej wersji jest przynajmniej scena z malowaniem ścian flakami nindżów wpadniętych do odśnieżarki :)
3. Deadpool - chimichanga/10

Reszta serii, poza Origins i Apocalypse:
Meh/10 - takie tam lajtowe filmiki do schabowego z całą rodzinką. Parę fajnych tekstów, garść ciekawych pomysłów, ale wydźwięk na maxa zachowawczy, bezpieczny (wręcz łagodny, nikt tu nie próbował nawet majstrować przy PG-13, jak w Casino Royale czy True Grit) i poniekąd wyprany z głębszych emocji.

Origins - 0/10 - problemem tej części nie są nieścisłości względem poprzedników, tylko poziom wykonania czegokolwiek (w końcu i The Wolverine i Logan momentami totalnie szczają na ciąg przyczynowo-skutkowy poprzedników). Film oparty jest na mega słabym scenariuszu i został nakręcony po prostu źle. Wszystko jest tu żenujące i mi było ogólnie wstyd, że to oglądam. Istny festiwal durnot mniejszych, większych oraz głupkowatego efekciarstwa, które przez słabe CGI i kompletny brak pomysłu na sceny akcji zamiast bawić to odpycha. Jakby 5-latkowi dali do wymyślania jak mają wyglądać bitki i ogólny feel filmu. Fuszerka na poziomie przywoływanego tutaj już Batman i Robin. Już nawet totalnie spartolony Blade 3 jest ciekawszą rozrywką.

Apocalypse - bez oceny, bo nawet nie chciało mi się tego kończyć. Przekomiczny Fassbender pierdzący ustami niby po polsku - na tym momencie musiałem przerwać i nie chce mi się do tego wracać.
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 775
4 721
"Bandyci i Aniołki" - zajebisty antywestern mocno nasiąknięty Tarantino.
Córka Clinta Eastwooda w roli głównej jako wisienka na torcie.
Jeśli komuś podobała sie nienawistna ósemka, ten film też obejrzy z przyjemnością, bo imho jest o wiele lepszy.
 

kiti-pury

Member
19
60
Śmierć Ludwika XIV, stadium umierania Króla Słońce, dużo akcji to tam nie ma, ale tylko pozornie, bo "między słowami" dzieje się wiele. Ciekawy również od strony medyczno-technicznej, gdzie np. gangrenę, bezpośrednią przyczynę jego śmierci próbowano leczyć eliksirem z m.in krwi żaby i płynu mózgowo-rdzeniowego. :)
Pięknie ukazane zostały relacje Króla z jego służbą, która czuwała przy nim do ostatniego tchnienia.
Myślę, że warto
http://www.filmweb.pl/film/Śmierć+Ludwika+XIV-2016-764213
 

osman

Well-Known Member
380
2 308
Ten film # śmierć ludwika XIV # to najgorszy film jaki widziałem wyspałem się na nim dobrze ale miałem wyrzuty sumienie że może przespałem to co najlepsze było i poszedłem drugi raz z kumplem żeby cały obejrzeć i żałowałem że drugi raz sobie nie kimnąłem bo szkoda czasu na ten film nikomu nie polecam
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 149
5 110
Ja polecam film, który teraz wszedł do kin: Ex Machina. Old schoolowe SF w najlepszym tego słowa znaczeniu. Jeden z nielicznych tego typu, gdzie ważniejsza jest historia od efektów. Plus można iść na ten film z kobietą, która by na hard SF nigdy by nie poszła. Najlepszy film tego gatunku jaki widziałem od czasu "Moon"

Ex Machina jest fajny, ale bez szału, jak chcecie się teraz przejść do kina, to można, ale nie miejcie wysokich oczekiwań. Punkt wyjściowy filmu jest ciekawszy niż jego rozwinięcie.
Oceniam na 7-8/10. Bunkier na odludziu, AI, cycki. Nie zawiodłem się na zakończeniu. Polecam.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Wreszcie jakieś dobre wiadomości...

OFICJALNIE: Denis Villeneuve zekranizuje "Diunę"!
  • Heroic Hollywood
  • autor: łm
  • 1 lutego 10:22
Koniec niedomówień: Denis Villeneuve otrzymał posadę reżysera ekranizacji "Diuny". Angaż twórcy "Sicario" potwierdził na Twitterze syn autora powieści.

Przypomnijmy: w czerwcu Villeneuve udzielił wywiadu, w którym zdradził, że marzy mu się zekranizowanie arcydzieła SF pióra Franka Herberta. W listopadzie Kanadyjczyk rozpoczął negocjacje ze studiem Legendary, posiadaczem praw do "Diuny".

Opublikowana w 1965 roku powieść należy do ścisłego kanonu fantastyki. Jest zdobywcą pierwszej nagrody Nebula, z "Ja, nieśmiertelny" Rogera Zelaznego podzieliła się nagrodą Hugo, a w 2003 roku ogłoszono, że jest najlepiej sprzedającą się książką SF w historii. "Diuna" opowiada historię konfliktu dwóch potężnych rodów walczących o kontrolę nad najważniejszą we wszechświecie planetą – Arrakis. Jest ona źródłem Przyprawy, wytwarzanej przez gigantyczne zwierzęta - czerwie pustyni. Substancja ta poszerza granice świadomości i umożliwia korzystanie z wyjątkowych umiejętności ludzkiego umysłu. Wykorzystywana jest do przewidywania przyszłości i pozwala na podróże międzygwiezdne. Na tle polityczno-społecznego konfliktu rozgrywa się jednocześnie inna historia – opowieść o trwającym setki pokoleń programie eugenicznym, którego kluczowym elementem jest Paul Atryda, główny bohater "Diuny".

Do tej pory książka została dwa razy zekranizowana. Raz w 1984 roku jako film w reżyserii Davida Lyncha, a drugi w 2000 roku jako miniserial.

Villeneuve pracuje aktualnie nad postprodukcją innego niezwykle ważnego dla fanów SF filmu - kontynuacją "Łowcy androidów".
 

MaxStirner

Well-Known Member
2 775
4 721
Zachęcony wielokrotnie przez szwagra wielbiciela mangi (postawił bilet) wybrałem sie z nim i siostrą na Ghost in the shell w sobotę wieczorem. Jako, że mangi organicznie nie trawię byłem na nie, ale szwagier błagał żebym poszedł zobaczyć to cudo to zdanie o mandze zmienię od razu. Jak tłumaczył, ma jeszcze z dzieciństwa kasete VHS - jedną z chyba trzech mang które mu zostały z tamtych lat, z Ghost in the shell właśnie, plus oryginalne japońskie wydania które trzyma jako amulety,. Jak obliczył rysunkową wersje obejrzał ze 40 razy albo i więcej (obie części) wiec na fim na pewno warto pojść.
No to poszedłem, nawet na 3d Imax którego też nie znosze z powodu nadmiaru decybeli i błysków po czym łeb mnie zwykle boli. O dziwo nie żałuje. Bawiłem sie przednio, a film to kawał dobrej roboty scifi, wart nawet tego całego 3d.
Stawiam go obok Avatara - ten mnie zachwycił bo był fabularnie spójny mimo mielizn, a poza tym był pierwszym pełnometrazowym 3d jaki widziałem w życiu.
Ghost in the shell podobnie - nie jest odkryciem, jest mase klisz jak to w mandze. Niemniej nie jest głupi, fabularnie moim zdaniem całkiem do zjedzenia. A wizualnie przerasta wiele "dzieł" i w natłoku podobnych produkcji wyróżnia sie in plus. Wart kasy wydanej na 3d według mnie.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
A ja słyszałem o tym bardzo różne opinie...

Hollywood nie może pojąć cyberpunku: Ghost in the Shell jako wydmuszka
03.04.2017 14:09
g_-_960x480_-_s_80298x20170403141628_0.jpg


Ostatni weekend przyniósł nam kinową premierę filmu, w założeniu ważnego i kultowego dla science fiction, cyberpunku i informatyki. Rupert Sanders, reżyser tego remake’u słynnego anime Ghost in the Shell z 1995 roku miał do dyspozycji wszystko, by osiągnąć sukces – ogromny budżet, świetną obsadę aktorską na czele ze Scarlett Johansson, najlepszych w Hollywood magików od grafiki komputerowej i efektów specjalnych. Do tego doliczyć też można publiczność stęsknioną cyberpunkowej estetyki, której w wysokobudżetowych produkcjach nie widzieliśmy od czasów Matrixa– i współczesne media, które karmią swoich czytelników opowieściami o robotach, cyberbroniach, interfejsach mózg-maszyna. Z tym wszystkim remake Ghost in the Shellzapowiadał się na najważniejszą produkcję roku. Okazał się być hałaśliwym, nasyconym akcją „cukierkiem dla oka”, który nawet nie próbuje dotknąć egzystencjalnych i metafizycznych pytań stawianych przez japoński oryginał. Spodziewaliście się czegoś innego?

Bez obaw, to nie jest recenzja filmu, postaram się nie zawrzeć tu niczego, co mogłoby zepsuć niespodzianki, jakie czekają Was podczas seansu GitS-a. Od razu też powiem, że nie odradzam wybrania się do kina, wręcz przeciwnie, film wygląda na tyle przepysznie, że nie czujemy się okradzeni wydatkiem na bilet, to nie jest nic taniego. Przestrzeń miejska, futurystyczna moda, komputerowe interfejsy i wszczepy, sceny walki, praca kamery – dla tego wszystkiego warto obejrzeć ten film. Obejrzeć, poza oglądaniem nic tu bowiem nie ma.

Dziewczyna bez ciała
Przypomnijmy sobie tę klasyczną mangę ołówka Masamune Shirow i stworzone na jej podstawie klasyczne anime w reżyserii Mamoru Oshii – produkcje, które do dziś pozostają ikoną cyberpunku, obok Neuromancera Williama Gibsona. Nie zestarzały się one do dzisiaj z jednego przede wszystkim powodu. Są niejednoznaczne. Nie można tam wskazać dobrych i złych. Główny antagonista jest tam czymś zupełnie nowym, nieludzkim, stawiającym kłopotliwe pytania o naturę bytu i świadomości. W filmie główny antagonista staje się płaczkiem, użalającym się nad nieudanym eksperymentem. Nasza protagonistka, major Kusanagi, już nie jest przede wszystkim stoicko oceniającą świat wokół niej cyber-policjantką, która rozmowach z innymi członkami Sekcji 9 mówi o duszy, lecz pogrążoną w naiwnym wewnętrznym dialogu ofiarą swojej emo-historii, która ostatecznie się zrealizuje w jednowymiarowym scenariuszu walki ze złem.

Czy amerykański przemysł rozrywkowy musi zmarnować wszystko, czego dotknie? Każdy chyba remake azjatyckiej produkcji, jaki do tej pory widziałem, musiał być w jakiś sposób strywializowany, pozbawiony subtelności, by powiedzieć dosadnie – intelektualnie ocenzurowany. Tak jak Japończycy cenzurują „kwadratozą” swoją pornografię, tak Amerykanie cenzurują swoją moralnością i poczciwością wszelkie narracje fabularne. Nikt w nowym Ghost in the Shell nawet nie zapyta o naturę człowieczeństwa w połączonym świecie robotów i cyborgów, w którym pamięć i doświadczenia są kwestią programowalną. Esencjalny przekaz japońskiej mangi zasłonięto maską europeidalnej twarzy Scarlett Johansson: masowy widz nie powinien przecież wyjść z kina z myślą, że może jest jedynie automatem.

Władza bez prawa
Kto czytał mangę Masamune Shirow, pamięta, jak szybko przeszliśmy od czegoś, co zapowiadało się na zwykłą futurystyczą opowiastkę o policji do metafizycznego manifestu. Śledzimy przygody oficerów z jednostki antyterrorystycznej Section 9, działającej w cieniu, by bronić Japonię przyszłości przed tym, z czym zwykłe organa ścigania poradzić sobie nie mogą. Na czele jednostki w pełni zcyborgizowana kobieta, major Motoko Kusanagi, odpowiadająca jedynie przed swoim szefem, starym, skutecznym bezlitosnym biurokratą Aramakim. Jej prawą ręką stary żołnierz, cyborg Batou, który za swoimi sztucznymi oczami i humorem kryje bliskość nerwowego załamania weterana czwartej wojny światowej. Do tego zespół autonomicznych pająkoczołgów Fuchikoma, które kryją w sobie znacznie więcej, niż można by było się spodziewać po wojskowej AI.

Ten cały zespół, poza może najnowszym nabytkiem, detektywem Togusą, to nie są bohaterowie, których można by było dziś przedstawić za moralny wzór. Major Kusanagi niejednokrotnie pokazuje, że postrzega ludzi jako najtańszy, najłatwiejszy do zastąpienia element społeczno-ekonomicznej układanki. Jak zresztą mogłoby być inaczej w świecie, w którym tożsamość jest produktem do kupienia lub wynajęcia, a seksualność straciła sens? Tu wszystko już odbywa się tylko w szarej strefie, której granice zakreśla polityka wzajemnie zmagających się ze sobą frakcji, właściwie już nieludzkich.

Dusza bez osobowości
Najważniejsza w oryginalnej opowieści jest jednak obietnicta postludzkiej przyszłości, dla której cyberpunkowa rozróba jest tylko etapem przejściowym. Major Kusanagi, zderzając się z Władcą Marionetek, spontanicznie powstałym cyfrowym życiem, dochodzi do punktu, w którym otrzymuje możliwość stania się czymś znacznie większym, niż do tej pory. Erotycznie atrakcyjny pancerz cyborga nie ma już znaczenia, tożsamość dowódcy antyterrorystycznej jednostki nie ma znaczenia, status quo jest nie do utrzymania, gdy wyłaniają się samoświadome sztuczne inteligencje.

To zupełnie nie ten przekaz, co w wypadku kinowej produkcji z panią Johansson, w której tradycyjnie rozumiane człowieczeństwo nie zostaje podważone na żadnym etapie. I co w tym jest z cyberpunku?

Po tej produkcji może lepiej jednak, by Hollywood nie brało się za ekranizację Neuromancera. Wątpię, by ktokolwiek z decydentów tych dużych fabryk filmów rozumiał, czym stał się klan Tessier-Ashpool i na czym polega koncepcja osobowości jako medium – kluczowej dla Wintermute, sztucznej inteligencji tego klanu. Niestety – najpewniej zrobią z tego film o hakerze Case, który włamuje się przez tę swoją konsolę i Molly, jego ostrej dziewczynie z wysuwanymi pazurkami.

Nie znam w sumie niczego dalekowschodniego, ale GitS chyba warto poznać od strony oryginału, od którego odcinają kupony...
 
Ostatnia edycja:

MaxStirner

Well-Known Member
2 775
4 721
Ok z tego co wiem (też słyszałem żale) fail polega na wypraniu film z (pseudo?) egzystencjalnych pretensji - na ile skutecznie w stosunku do oryginału nie wiem, bo nie czytałem. Może w wolnej chwili poczytam to sie wypowiem.
Wiadomo ze fani gatunku, chyba każdego ale scifi szczególnie lubią doszukiwać sie "głębi". Fakt, jakieś slady tego w filmie zostały, imho nie stanowią osi filmu, jedynie zostało to podane jakby okazjonalnie.
Film jednak jest dobry, atrakcyjny graficznie i wizualnie, realizacyjne sprawny. Fabuła nie nuży, choć nie stanowi filozoficznego traktatu czy najmocniejszego atutu filmu. Będe sie upierał ze jednak warto.
 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 790
Nie wiem, nie znam się na cyberpunku. Jedyny film w tej estetyce, który przychodzi mi na myśl to Johnny Mnemonic, ale to jest zwyczajne kino akcji z niezłym klimatem. Później dochodzi Matrix, wiadomo, ale jako gatunek pełnokrwisty cyberpunk w kinematografii to rzadkość. A może to i lepiej...
 

Kelsi

Well-Known Member
1 040
19 972
Białoruś rok 1943, niemiecka okupacja. Film wojenny, okrutny o chłopcu, który chciał walczyć na wojnie.Jest to jakby jego psychologiczny portret.
Bardzo spokojny, łagodny 14 letni chłopiec o imieniu Flora razem z kolegą wykopał na pobojowisku karabin i postanowił wstąpić do partyzanckiego oddziału. Chłopców dostrzegł niemiecki, rozpoznawczy samolot i pilot wezwie do wioski oddział pacyfikacyjny, ale o tym będzie w dalszej części filmu.Chłopiec będąc w partyzantce jest świadkiem wielu straszliwych scen pokazujących brutalność wojny. W wyniku tych wszystkich wydarzeń, brutalnych przeżyć niewinność, psychika chłopca zostaje zniszczona.

"Idź i patrz" – radziecki dramat wojenny z 1985 roku w reżyserii Elema Klimowa.



Tytuł filmu nawiązuje do do Apokalipsy według św. Jana :

" I wyszedł drugi koń rydzy; a temu, który na nim siedział, dano, aby odjął pokój z ziemi, a iżby jedni drugich zabijali, i dano mu miecz wielki. A gdy otworzył czwartą pieczęć, słyszałem głos czwartego zwierzęcia mówiący:
idź i patrz! I widziałem, a oto koń płowy, a tego, który siedział na nim, imię było śmierć, a piekło szło za nim; i dana im jest moc nad czwartą częścią ziemi, aby zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez zwierzęta ziemskie."

Bardzo okrutne sceny, które aż podnoszą z fotela.

Jednostka Einsatzgruppen i scena pacyfikacji mieszkańców wioski Pierachody.

02.jpg


W tym czasie, kiedy jednostka dokonuje tego straszliwego czynu dowodzący całą akcją SS-man głaszcze czule swojego pupila- małe milutkie zwierzątko...

06.jpg






Żeby nie było tak bardzo smutno, zapraszam do posłuchania utworu chorwackiego artysty, w którym jest króciutka scena, radosna scena z tego filmu
od 1:01 do 2:21.






 
Do góry Bottom