Jakie filmy ostatnio oglądaliście?

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 006
Pracuję nad tym.

Chyba wszystko się przedłuży przez to, że se wymyśliłem w domu remont, a poza tym od groma roboty mam.
 

tomislav

libnet- kowidiańska tuba w twojej piwnicy!
4 777
13 006
Polecam. W nich Zdzisław składa pokrywającą się z jego życiem deklarację mocnej niechęci do państwa i tęsknotę za rasowym kapitalizmem. Jako taki, urodził się w niewłaściwym kraju.
 

Łukash

Well-Known Member
261
531
Pracuję nad tym.

Czekam z niecierpliwością na recenzję od maestro ;)

U mnie książka Weissa gdzieś 150 strona, łykam to z prędkością światła. W sumie to Weiss tam od siebie mało co skrobnął. Praktycznie same opowieści bliskich znajomych TB. Ale jak to wszystko nakreśla tamte czasy wstecz, praktycznie powrót do przeszłości. Cholera to jest o stokroć lepiej "spisane" niż u Grzebałkowskiej ! Nie przejawia też znamion jakiegoś hymnu na cześć TB. Istny wehikuł czasu.
 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113


Tez widzialem. Dokladnie 4 dni temu! Bo na libnecie pare osob proposowalo tego rezysera (Jeremy Saulnier). Najpierw zobaczylen "The Green Room" ale mi sie nie spodobal za bardzo. Nie lubie filmow z "grupka nastolatkow".



Potem obejrzalem wlasnie "Blue Ruin" i byl super. A na koniec obaczylem jego debiuy "Murder Party". Calkiem fajna czarna komedia:

 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
A ostatnio wzialem sie za ogladanie filmow Alexa de la Iglesia. Pare lat temu widzialem jego zajebisty film "The day of the beast", sciagnalem sobie jego pozstale filmy...i jakos zapomnialem o nich. Wiec nadrabiam zaleglosci:

"Perdita Durango" z fajnym klimatem jak kino eksploatacji z lat 70tych. Nawet paskudna geba Rosie Perez mi tu nie przeszkadzala:



"Common Wealth" - o sasiadach mordujacych sie nawzajem aby wejsc w posiadanie pieniedzy, ktore zostawil zmarly landlord:



A dzis widzialem zajebisty debiut Alexa pt. "Mutant Action", ktory nawet ciezko opisac. Troche parodia filmow o rewolucji, troche si-fi, troche Mad Maxa, a nawet hixploitation. Wszystko tu jest. Polecam:

 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
The Witch (Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii) niesamowicie mi się podobała. Film jak obraz, zajebisty klimat - dawno nie oglądałem tak odświeżającego horroru.

A gdy idzie o wizualia - ten uczuć, gdy gwiezdnowojenny, amatorski fanfilm z gośćmi biegającymi po lasach z mieczami, okazuje się być lepszy od dowolnego filmu polskiej kinematografii...

 

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 794
Na to chyba sobie pójdę - jeśli Denis utrzyma poziom swoich dotychczasowych filmów, możemy mieć kolejne arcydzieło...

"Nowy początek" [recenzja]: Nowa nadzieja
Adrian Luzar
Czwartek, 3 listopada (14:00)
Recenzja

W ostatnich latach nadejście jesieni stało się dla miłośników kosmicznych mariaży zapowiedzią prawdziwej filmowej uczty. Po stonowanej "Grawitacji", barokowym "Interstellar" i bezkonfliktowym "Marsjaninie", tradycję podtrzymuje "Nowy początek".

O ile jednak do produkcji Cuarona, Nolana i Scotta można było mieć pewne zarzuty, o tyle w przypadku filmu Denisa Villeneuve'a nie ma już mowy o brakach czy mankamentach. "Nowy początek" to dzieło kompletne, przemyślane, wybitne. I pierwszy od dekad film science fiction, który ma realne szanse, by sięgnąć po najwyższy laur na oscarowej gali.

W przeciwieństwie do wspomnianych produkcji, bohaterowie najnowszego obrazu twórcy "Sicario" niemal nie odrywają się od powierzchni Ziemi. Akcja "Nowego początku", zrealizowanego w oparciu o nagrodzone Nebulą opowiadanie "Historia twojego życia" Teda Chianga, rozgrywa się w całości na naszej planecie tuż po nagłej i niespodziewanej serii lądowań kosmitów. Zamiast jednak, zgodnie z zasadami kina, zacząć nas atakować, statki obcych zatrzymują się w dwunastu miejscach na kuli ziemskiej i... czekają. By dowiedzieć się dlaczego, amerykański rząd zatrudnia światowej sławy lingwistkę, doktor Louise Banks (Amy Adams), by spróbowała porozumieć się z kosmiczną rasą. Poszukiwania wspólnego języka wkrótce przynoszą bardzo zdumiewające rezultaty.

"Nowy początek" pod wieloma względami może okazać się dla gatunku dziełem przełomowym. To pierwsza od czasu "Dystryktu 9" tak złożona i nieoczywista próba kreacji istot z innego świata oraz wyjątkowo udane połączenie kameralności, która uczyniła sensacją "Grawitację" i monumentalności, która wbijała w fotel podczas seansu "Interstellar". Film stonowany i "epicki" równocześnie. Zaskakująco prosty, bo oparty w większości na dialogach w zamkniętych przestrzeniach, niemal zupełnie pozbawiony wizualnych fajerwerków, lecz też dynamiczny i wielopoziomowy, traktujący w znacznie większym stopniu o nas samych, niż o pozaziemskich stworkach.

Liczba wątków wprowadzonych, rozwiniętych lub zaledwie naszkicowanych w scenariuszu Erica Heisserera jest trudna do zsumowania. Ludzka natura, nieufność, mentalność, strach przed nieznanym, godzenie się ze stratą, przekraczanie barier, lekcja życia we wspólnocie - to tylko część z motywów, które przewijają się przez "Nowy początek". Między wierszami autor tekstów do miernych horrorów pokroju "Oszukać przeznaczenie 5" czy "Kiedy gasną światła" przemyca obrazy społecznej rewolucji, z jaką wiąże się pojawienie nowego, wplata w fabułę wątki manipulacji czasem i do tego z pewną wyczuwalną ideologicznością demaskuje światowe konflikty i odwraca stereotypy - co niektórych widzów może z pewnością zrazić.

Największą zasługą "Nowego początku" jest jednak tak mistrzowskie ogranie schematów i banałów, że koniec końców składają się one w opowieść niespotykanie świeżą i oryginalną. Budzące wątpliwości zastosowanie narracji z offu w połączeniu z ckliwą montażówką i smętnymi smyczkami (oscarowa muzyka Johanna Johannssona!) w normalnych warunkach przekreślałoby "Nowy początek" już w pierwszych minutach, lecz Villeneuve znajduje sposób, by w finale pretensjonalność zamienić w atut. Przez skuteczne mylenie tropów i fenomenalnie zaplanowany zwrot fabularny pewna nachalna sentymentalność, która charakteryzuje kluczowe sekwencje "Nowego początku", budzi zamiast irytacji najszczersze wzruszenie.

Oczywistością jest stwierdzenie, że dokłada się do tego warstwa realizacyjna. Mimo całej swojej skromności, "Nowy początek" prezentuje się na dużym ekranie nieziemsko. Villeneuve już w "Pogorzelisku" i "Labiryncie" pokazał jak wielką wagę przywiązuje do detali i odpowiedniego poziomu zdjęć, ale tutaj osiąga rezultaty, jakie bardzo ciężko będzie mu kiedykolwiek powtórzyć. Samym scenom spotkań i rozmów z obcymi towarzyszy natomiast taka mieszanka emocji - lęku, ekscytacji i radości, że w rzeczywistości "Nowego początku" chce się utknąć na zawsze.

Swoją cegiełkę ma, co nie jest żadną niespodzianką, także obsada - solidny drugi plan i hollywoodzcy pewniacy, jak wiecznie sympatyczny Jeremy Renner czy budzący szacunek samą postawą Forest Whitaker. A naczelna gwiazda filmu, niezrównana Amy Adams, robi wszystko, by już z pełną świadomością móc być tytułowaną następczynią Meryl Streep. W roli doktor Banks jest praktycznie przedłużeniem postaci granej przez Emily Blunt w "Sicario" - kobietą kruchą i silną jednocześnie, profesjonalistką, która z siłą pocisku toruje sobie drogę w świecie mężczyzn. Pewność, z jaką Villeneuve prowadzi ją przez "Nowy początek", to dobry znak dla jego kolejnego reżyserskiego projektu, kontynuacji "Łowcy androidów".

Jako ogromnemu adoratorowi "Nowego początku" pozostaje mi jedynie nadzieja, że Amerykańska Akademia Filmowa nie zapomni o dziele Villeneuve'a zbyt szybko, bo kino science fiction na swojego Oscara czeka już zdecydowanie zbyt długo. Tym razem jednak wszystkie puzzle wydają się być na swoim miejscu. Czy to wystarczy na statuetkę? To pozostaje zagadką. Ale jedno jest dla mnie absolutnie pewne: miejsce wśród największych klasyków gatunku, jak "Bliskie spotkania trzeciego stopnia", "Odyseja kosmiczna" czy "Obcy - Ósmy pasażer Nostromo", "Nowy początek" ma już teraz zapewnione. Takiej uczty dla oka, ucha, ducha i serca jednocześnie kino nie widziało od dawna.

Ocena: 9,5/10
"Nowy początek", reż. Denis Villeneuve, USA 2016, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 11 listopada 2016 roku.
 

Maszyn

Member
15
59
"Marsjanin".

Niezły film, choć spodziewałem się więcej dramatu. Jedyne co mi się mniej podobało to trochę oklepany hollywoodzki schemat i nienaturalne zachowanie głównego bohatera. Poza tym bardzo dobra produkcja - świetny obraz Marsa i dość dobrze oddana fizyka (co często jest bolączką filmów sci-fi). Z takich ostatnich mainstreamowych produkcji to umieszczam go przed "Gravity", ale zdecydowanie za "Interstellar". Mimo wszystko oby więcej takich filmów.
 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
Obejarzalem wreszcie pare filmow slynnych (?) braci Coen.

"Blood.Simple":

Spodziewalem sie lepszego filmu bo lubie noir i neo-noir, ale srednio mi podszedl.

"Miller's Crossing":

Swietny film gangsterski. Bardzo mi sie podobal.

"No Country for Old Men":

Prawie tak dobry jak "Miller's Crossing". Psychopata jest naprawde porypany tutaj. Zakonczenie jest....ciekawe i nietypowe, ale nie liczcie na fajerwerki.
 

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 410
depresja jakoś mi nie idzie w parze ze słuchaniem muzyki, jeżdżeniem na rowerze, ubieraniem sie modnie i spotykaniem sie ze znajomymi. moze to po prostu attention whore
 

tolep

five miles out
8 585
15 483
Filmu o rodzinie Beksińskich jeszcze nie widziałam, ale dziś dostałam krótki artykuł dot. filmu i po jego lewej stronie jest plik do nocnej audycji : Beksińscy - portret wieloraki (Noc z Jedynką.)Jest w tej audycji rozmowa z wieloletnią przyjaciółką Tomasza Beksińskiego, może kogoś z Szanownych Libertarian zainteresuje audycja. Ja jeszcze nie słuchałam.

http://www.polskieradio.pl/7/5356/A...dzina-To-nie-jest-film-o-rodzinie-Beksinskich

- Relacje między bohaterami filmu "Ostatnia rodzina" są totalnie patologiczne, zaburzone. To właściwie taka rodzina przygłupów. Nie ma tam żadnej prawdy o Beksińskich - mówi Aneta Awtoniuk, wieloletnia przyjaciółka Tomasza Beksińskiego.​

Polecam krótki risercz tego nazwiska. Tak, to wszystko ta sama osoba. Aktorka, specjalistka w komunikacji pies-pies, coach i trener biznesu.
 

libertarianin.tom

akapowy dogmatyk
2 700
7 113
depresja jakoś mi nie idzie w parze ze słuchaniem muzyki, jeżdżeniem na rowerze, ubieraniem sie modnie i spotykaniem sie ze znajomymi. moze to po prostu attention whore


Filmu nie widzialem, ale takie zachowanie to nic dziwnego u depresantow. Szczegolnie u tych co staraja sie z depresja jakos radzic. Pozwala im to zapomniec o depresji przynajmniej na czas kiedy sluchaja muzyki, uprawiaja sport lub pija z kumplami.
 

kalvatn

Well-Known Member
1 317
2 112


Minusy filmu:

1. Bohater, który zaciąga się na ochotnika ale odmawia wzięcia broni do ręki, będzie walczył bez broni - oryginalna koncepcja, powiedziałbym, że idiotyczna a jeszcze bardziej idiotyczne, że uchodzi mu to płazem i nie wyrzucą go na zbity pysk już podczas pierwszego etapu szkolenia. Przykład "w sam raz dla po zęby uzbrojonych obywatelki polskich"
2. Scena przemocy domowej: pijany mąż z bronią w ręku kontra niewinna żona - Gibson trafiłeś w dziesiątkę ty stary kretynie w gusta polaków.
3. Ilość śmierci zadanej od broni na ekranie jest tak duża, że u niektórych wywoła rezygnację z posiadania chociażby wiatrówki.
3. Siatka z lin na skale, zasłanianie się drugim ciałem przed ostrzałem z ciężkich karabinów maszynowych i inne takie.

Plusy:

Dobre lody, które zjadłem w czasie seansu.
 
Do góry Bottom