Eli-minator
zdrajca świętych dogmatów
- 698
- 1 674
Kolego alfa, stanę też poniekąd w obronie Domana. Zacytuję: "za libertarianizm współcześnie uważa się ruch propagujący wolność jednostki, będący przy tym radykalnie wolnorynkowym. Jeśli ktoś opowiada się za protekcjonizmem jak Doman to nie jest radykalnie wolnorynkowy".
Propaguję wolność jednostki będąc przy tym radykalnie wolnorynkowym. Są jednak różne stopnie radykalizmu i niezliczona ilość dziedzin, do których można dane podejście stosować. Nie uważam się za libertarianina nie dlatego, że odrzucam NAP i zasade samoposiadania (choć odrzucam), ale dlatego, że nie stosuję podejścia rynkowego w niektórych dziedzinach, w których stosowałyby je nawet kolibry. A już dla libertarian byłaby to skrajna oczywistość i konieczność. Być może jestem większym "etatystą" niż Doman i Norden, kto wie.
Parszywiec i nacjo-etatysta to jednak tylko wyzwiska. Nie chcę burczeć przeciw agresji na forum. Nie o to mi chodzi. Chodzi mi o to, że swoją identyfikację odnoszę do narracji w obrębie języka polskiego.
Uważam się za twardego, radykalnego, antysystemowego liberała. Nie uważam się za libertarianina. Nie uwazam się ani za prawicowca, ani za lewicowca. Zdaję sobie jednak sprawę, że kompetentny, wcale nie zacietrzewiony czy jednoznacznie lewacki (a jakoś, na ile możliwe, w miarę NEUTRALNY) uczestnik takiego dyskursu z Holandii, Francji, Szkocji, Hiszpanii, itp. po zapoznaniu się z moimi poglądami zakwalifikowałby mnie prawie na pewno jako libertarianina no i jako skrajnego prawicowca. Rzecz w tym, że my w Polsce nie jesteśmy pępkiem świata. A libertairianie - jako margines - nie rzadzą poprawnymi znaczeniami. Dlatego może warto się zgodzić na etykietkę (w ogóle niekoniecznie warto prowadzić spory o słowa) "libertarianin" dla Domana czy Nordena, o ile sami się nią chcą określać.
Propaguję wolność jednostki będąc przy tym radykalnie wolnorynkowym. Są jednak różne stopnie radykalizmu i niezliczona ilość dziedzin, do których można dane podejście stosować. Nie uważam się za libertarianina nie dlatego, że odrzucam NAP i zasade samoposiadania (choć odrzucam), ale dlatego, że nie stosuję podejścia rynkowego w niektórych dziedzinach, w których stosowałyby je nawet kolibry. A już dla libertarian byłaby to skrajna oczywistość i konieczność. Być może jestem większym "etatystą" niż Doman i Norden, kto wie.
Parszywiec i nacjo-etatysta to jednak tylko wyzwiska. Nie chcę burczeć przeciw agresji na forum. Nie o to mi chodzi. Chodzi mi o to, że swoją identyfikację odnoszę do narracji w obrębie języka polskiego.
Uważam się za twardego, radykalnego, antysystemowego liberała. Nie uważam się za libertarianina. Nie uwazam się ani za prawicowca, ani za lewicowca. Zdaję sobie jednak sprawę, że kompetentny, wcale nie zacietrzewiony czy jednoznacznie lewacki (a jakoś, na ile możliwe, w miarę NEUTRALNY) uczestnik takiego dyskursu z Holandii, Francji, Szkocji, Hiszpanii, itp. po zapoznaniu się z moimi poglądami zakwalifikowałby mnie prawie na pewno jako libertarianina no i jako skrajnego prawicowca. Rzecz w tym, że my w Polsce nie jesteśmy pępkiem świata. A libertairianie - jako margines - nie rzadzą poprawnymi znaczeniami. Dlatego może warto się zgodzić na etykietkę (w ogóle niekoniecznie warto prowadzić spory o słowa) "libertarianin" dla Domana czy Nordena, o ile sami się nią chcą określać.