Czy dzieci są własnością?

Status
Zamknięty.
A

Anonymous

Guest
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Trikster napisał:
Ty, ale rozumiesz pojęcie "kazuistyka"? Bo cosik mi się wydaje, że niezbyt. Tu nie o kazuistykę się rozchodzi, ale o logiczne implikacje przyjęcia pewnych zasad. I powtórzę: samoposiadanie nijak nie wynika z prawa do samoposiadania. Oba pojęcia nie mają ze sobą nic wspólnego poza powierzchownym podobieństwem słownikowym. A problem przeze mnie poruszony zdaje mi się niezmiernie istotny: ukazuje bowiem, że konsekwentne przyjęcie propertariańskiego ładu prowadzi do zaprzeczenia tego właśnie porządku. A Twój powyższy post jest wyjątkowo niemerytoryczny. Zamiast się pieklić, przeczytaj raz jeszcze, zamiast robić z siebie dość jednak kiepskiego klauna.

Nie piekle się. Myślisz, że się pieklę, bo zwróciłem się bezpośrednio do Ciebie, zamiast ogólnie do ludzi, którzy twierdzą tak jak Ty :).

Użyłem słowa kazuistyka w tym sensie:

W prawie mianem kazuistyki określa się jedną z metod formułowania zasad i przepisów, polegająca w większym stopniu na przewidywaniu szczegółowych przypadków niż na wyznaczaniu i wytyczaniu uniwersalnych zasad.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Kazuistyka

Nie widzę gdzie coś jest zaprzepaszczane. Zainteresowane strony, czyli w tym przypadku rodzic - dziecko, same ustalają stopień podległości. Dzieje się to wraz z upływem lat, tworzą się zwyczaje domowników.

Samoposiadanie wynika ze stwierdzenia, że się jest samopisadanym. Czyli stwierdzam, że moje ciało to moja własność i mogę uczynić z nim co zechcę; zabić, sprzedać, wypożyczyć i tak dalej. Jednostka musi się sama tak określić, przy czym może ponieść konsekwencje tego, gdy jest niewolnikiem, zobowiązała się do czegoś, etc. Może zostać pobita, albo zabita.

Odpowiedzią na Twój wyimaginowany paradoks, jest słowo hierarchia :).
 

Trikster

Active Member
361
26
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

No i widzisz, nadal nie rozumiesz. Kazuistyka jest metodą indukcyjną; to co ja robię to czysta dedukcja. Teraz jaśniej?
Ok, ale nadal nie odpowiedziałeś na pytanie skąd ktoś ma prawo do samoposiadania. Się samoposiada - fakt; ma prawo do samoposiadania - stwierdzenie normatywne. Jak stwierdzenie o fakcie ma wynikać ze stwierdzenia o normie? Hę, hę? To wcale nie jest wyimaginowany paradoks, tylko problem, z którym filozofia prawa boryka się od Hume'a. Czyli od ładnych paru stuleci.
No i nie, własność nie wynika wyłącznie z tego, że ktoś coś sobie powie. Istotą własności jest zupełnie coś innego - pozwala właścicielowi rozporządzać rzeczą z wyłączeniem innych ludzi. W związku z tym moja wątpliwość - skąd bierze się prawo dziecka do samoposiadania, gdy rodzic zrzeka się praw do niego? Bozia nadaje czy jak?
EDIT: Parę poprawek.
 
A

Anonymous

Guest
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Trikster napisał:
No i widzisz, nadal nie rozumiesz. Kazuistyka jest metodą indukcyjną; to co ja robię to czysta dedukcja. Teraz jaśniej?
Ok, ale nadal nie odpowiedziałeś na pytanie skąd ktoś ma prawo do samoposiadania. Się samoposiada - fakt; ma prawo do samoposiadania - stwierdzenie normatywne. Jak stwierdzenie o fakcie ma wynikać ze stwierdzenia o normie? Hę, hę? To wcale nie jest wyimaginowany paradoks, tylko problem, z którym filozofia prawa boryka się od Hume'a. Czyli od ładnych paru stuleci.
No i nie, własność nie wynika wyłącznie z tego, że ktoś coś sobie powie. Istotą własności jest zupełnie coś innego - pozwala właścicielowi rozporządzać rzeczą z wyłączeniem innych ludzi. W związku z tym moja wątpliwość - skąd bierze się prawo dziecka do samoposiadania, gdy rodzic zrzeka się praw do niego? Bozia nadaje czy jak?
EDIT: Parę poprawek.

Otóż samoposiadanie zyskuje stwierdzając to.

Wyłania się wyspa z oceanu, ja ją pierwszy zajmuje i stwierdzam, że stanowi ona moją własność.

Prawo własności jest niczym, gdy ktoś da mi w łeb. Prawo własności jest silniejsze, tym bardziej im więcej karabinów za nim stoi.

Dajmy na to kupuję złoto inwestycyjne, a państwo ustanawia prawo, dzięki któremu je konfiskuje i nic nie mogę zrobić...

Nie ma pierwotnej przyczyny, są tylko umowy między ludźmi, nawet prawo naturalne zostało ustalone ileś tysięcy lat temu. To, że zabicie kogoś jest złe wynika z tego, że koś kiedyś miał takie widzimisię.

Jest to pełen relatywizm, bo prawo prywatne może być dowolne.

Odrzucając ten pogląd, zaczynamy tworzyć państwo, by wydaje się nam, że dzieciom nie można robić kuku i chcemy zmusić do tego każdego.

Sam ustalam i stwierdzam, a poza tym wszystko zawsze się sprowadza do prawa siły.
 

Trikster

Active Member
361
26
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Eh. Jak to ściany. Prawo wynika z siły, pełny relatywizm - ok. Tylko jak to się ma do tego, co ja napisałem? Sam sobie odpowiem: nijak. Mam więc prośbę: przeczytaj raz jeszcze moje posty, przemyśl i ew. wtedy odpowiedz. Bo inaczej znowu zaczniesz bajdurzyć o prawie najsilniejszego i innych bzdetach. Poza tym, Jezus Maria, jak można gadać o własności nie mając żadnego zaplecza filozoficznego ani prawnego? Prawo naturalne nie zostało ustalone. Co to w ogóle ma znaczyć? Zabicie kogoś nie jest złe per se, bo w pewnych grupach jest akceptowalną praktyką.
Że tak się spytam: na jakiej zasadzie odrzucasz państwo? Przecież prawo najsilniejszego.
 
A

Anonymous

Guest
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Trikster napisał:
Eh. Jak to ściany. Prawo wynika z siły, pełny relatywizm - ok. Tylko jak to się ma do tego, co ja napisałem? Sam sobie odpowiem: nijak. Mam więc prośbę: przeczytaj raz jeszcze moje posty, przemyśl i ew. wtedy odpowiedz. Bo inaczej znowu zaczniesz bajdurzyć o prawie najsilniejszego i innych bzdetach. Poza tym, Jezus Maria, jak można gadać o własności nie mając żadnego zaplecza filozoficznego ani prawnego? Prawo naturalne nie zostało ustalone. Co to w ogóle ma znaczyć? Zabicie kogoś nie jest złe per se, bo w pewnych grupach jest akceptowalną praktyką.
Że tak się spytam: na jakiej zasadzie odrzucasz państwo? Przecież prawo najsilniejszego.

Moje posty to odpowiedź na Twoje. Znam też podstawę filozoficzna libertarianizmu. Państwo odrzucam choćby dlatego, że mi się nie podoba :). Ja nie działam z humanitarnych pobudek, chce wolności dla siebie, inni ludzie mnie nie obchodzą.

Jak podejdzie do ciebie kilku kolesi i zażądają telefonu i kasy, to chyba nie będziesz się ich pytał o normy i prawa? Podobnie jest z państwem. Jedyną sensowną rzecz jaką można zrobić, to spróbować zaciukać tych co rządzą, a potem tych co chcą państwa, nie na swojej ziemi.

Prawo naturalne zostało ustalone, choćby przez tego, który pierwszy zaproponował jego definicję.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Premislaus napisał:
Rozbitek jest jak gość, sami się decydujemy na jego obecność.

Gdy coś sam wytworzę, to obiektywnie stanowi to moją własność. Dziecko zazwyczaj robi się we dwoje, czyli stanowi ono współwłasność.

Popełniasz ten sam błąd, który popełniają zwolennicy IP. Po pierwsze, musimy zastanowić się, że czy dziecko może być przedmiotem prawa własności. Po drugie, czy włożenie swojej pracy w coś daje nam tytuł własności.

Co co pierwszego, to dziecko, jako człowiek posiadający prawo do samoposiadania, nie może może być czyjąś własnością (uprzedzając - może oddać się w niewolę, ale to jest raczej rodzaj kontraktu niż faktyczne pozbycie się samoposiadania). Dziecko jest swoją własnością.

Co do drugiego, to nie. Prosty przykład - praca najemna czy kontraktowa na czyjejś własności nie daje nam żadnych roszczeń w kwestii własności (anarch-komuniści twierdzą inaczej, ale mam to gdzieś). To, że nabiedzimy się nad "zrobieniem" dziecka, nie oznacza automatycznie, że jesteśmy jego właścicielem. A to dlatego, że jest już właścicielem samego siebie i nie mamy żadnych podstaw do roszczenia sobie własności, bo to nie jest niezagospodarowane dobro.

Dziecko jest jak gość - sami decydujemy się na jego obecność. Owszem, z tego faktu wynika, że możemy mu narzucić pewne ograniczenia i raczej nikt tego nie odbierze jako agresję. A jeśli spróbuje, to będzie musiał wykazać ten fakt przed jakimś niezależnym, rynkowym arbitrem i, być może, obronić dziecko przed agresją.
 
A

Anonymous

Guest
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

tosiabunio napisał:
Premislaus napisał:
Rozbitek jest jak gość, sami się decydujemy na jego obecność.

Gdy coś sam wytworzę, to obiektywnie stanowi to moją własność. Dziecko zazwyczaj robi się we dwoje, czyli stanowi ono współwłasność.

Popełniasz ten sam błąd, który popełniają zwolennicy IP. Po pierwsze, musimy zastanowić się, że czy dziecko może być przedmiotem prawa własności. Po drugie, czy włożenie swojej pracy w coś daje nam tytuł własności.

Co co pierwszego, to dziecko, jako człowiek posiadający prawo do samoposiadania, nie może może być czyjąś własnością (uprzedzając - może oddać się w niewolę, ale to jest raczej rodzaj kontraktu niż faktyczne pozbycie się samoposiadania). Dziecko jest swoją własnością.

Co do drugiego, to nie. Prosty przykład - praca najemna czy kontraktowa na czyjejś własności nie daje nam żadnych roszczeń w kwestii własności (anarch-komuniści twierdzą inaczej, ale mam to gdzieś). To, że nabiedzimy się nad "zrobieniem" dziecka, nie oznacza automatycznie, że jesteśmy jego właścicielem. A to dlatego, że jest już właścicielem samego siebie i nie mamy żadnych podstaw do roszczenia sobie własności, bo to nie jest niezagospodarowane dobro.

Dziecko jest jak gość - sami decydujemy się na jego obecność. Owszem, z tego faktu wynika, że możemy mu narzucić pewne ograniczenia i raczej nikt tego nie odbierze jako agresję. A jeśli spróbuje, to będzie musiał wykazać ten fakt przed jakimś niezależnym, rynkowym arbitrem i, być może, obronić dziecko przed agresją.

1. Według mnie może. Jeżeli nie stanowi własności to jest wspólne, niczyje, albo samo się posiada. Ja twierdzę, że dziecko stanowi własność od początku, a dopiero z czasem samo zaczyna siebie posiadać. Jeżeli samo się posiada od początku, to aborcja jest morderstwem. Gdy dziecko jest w brzuchu rodzica, to jest ta sama sytuacja, gdy znajduje się w domu rodzica.

W przypadku dziecka jest ta sama sytuacja, jak z wydobywaniem złota na własnej działce. Wydobyte złoto i to w ziemi, staje się automatycznie własnością posiadacza.

2. W przypadku robienia dziecka nie podpisuje się wcześniej kontraktu, który by coś tam orzekał. Przynajmniej ja o niczym nie słyszałem ;), a znam różne udziwnienia w łóżku...

3. Jest to bardzo sensowne i wolnościowe to co piszesz, ale za agresję można uznać wszystko. Na przykład jak dziecko nie chodzi do szkoły, nie ma szczepień, nie daje się mu lekarstw gdy chore, da się klapsa, gdy nie wydaje się określonej sumy na jego rozrywki, nie czytasz bajek o homoseksualistach, etc. Ten sam argument stosują obecne rządy.

W przypadku własności nie otwierasz furtek różnym troglodytom, którzy chcą kontrolować Twoje poczynania.
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Premislaus napisał:
1. Według mnie może. Jeżeli nie stanowi własności to jest wspólne, niczyje, albo samo się posiada. Ja twierdzę, że dziecko stanowi własność od początku, a dopiero z czasem samo zaczyna siebie posiadać. Jeżeli samo się posiada od początku, to aborcja jest morderstwem. Gdy dziecko jest w brzuchu rodzica, to jest ta sama sytuacja, gdy znajduje się w domu rodzica.

W przypadku dziecka jest ta sama sytuacja, jak z wydobywaniem złota na własnej działce. Wydobyte złoto i to w ziemi, staje się automatycznie własnością posiadacza.

Nie, to nie jest taka sam sytuacja. Dziecko (człowiek) posiada samo siebie od początku - moim zdanie samoposiadania nigdy się nie nabywa (np. z wiekiem) ani też zbywa (np. z wiekiem, czy pogarszającym się zdrowiem).

Aborcja to zabójstwo. Pozostaje jedynie kwestia, kiedy jest to zabójstwo uzasadnione (więc nie jest agresją). Tu możemy się pospierać - ale to inny wątek.

Premislaus napisał:
2. W przypadku robienia dziecka nie podpisuje się wcześniej kontraktu, który by coś tam orzekał. Przynajmniej ja o niczym nie słyszałem ;), a znam różne udziwnienia w łóżku...

To tyczyło zastrzeżeń typowych w takich sytuacjach, czyli czy można się sprzedać w niewolę. Można, ale kontraktowo, nie wyzbywając się samoposiadania.

Premislaus napisał:
3. Jest to bardzo sensowne i wolnościowe to co piszesz, ale za agresję można uznać wszystko. Na przykład jak dziecko nie chodzi do szkoły, nie ma szczepień, nie daje się mu lekarstw gdy chore, da się klapsa, gdy nie wydaje się określonej sumy na jego rozrywki, nie czytasz bajek o homoseksualistach, etc. Ten sam argument stosują obecne rządy.

W przypadku własności nie otwierasz furtek różnym troglodytom, którzy chcą kontrolować Twoje poczynania.

Problem leży w rządzie, a nie w troglodytach. Ci ludzi nie dlatego ingerują w wolność innych, bo dzieci nie są własnością, ale dlatego, że przekonują do tego rząd i jego zbirów. Te same obiekcje można podnieść praktycznie do dorosłych ludzi i tego, do czego się ich zmusza oraz do normalnej własności. Mimo, że nie masz wątpliwości, że dorośli nie mogą być własnością (choć dlaczego?), to jednak na nich troglodyci też nakładają ograniczenia. Więc bycie czy nie własnością nie jest tego przyczyną.

Kwestie sporne zawsze będą, szczególnie w ocenie co jest agresją, a co nie. Uznanie dziecka za przedmiot jest kuszącym rozwiązaniem, bo niby zmniejsza ilość wątpliwych sytuacji, ale to takie wylewanie dziecka z kąpielą. Bo wcale nie rozwiązuje problemu.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 502
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Premislaus napisał:
Nie wiem. Taka jest konsekwencja założenia, że na swojej własności i ze swoją własnością mogę robić co zechcę, nikomu nic do tego i ograniczają mnie jedynie umowy, które sam dobrowolnie zawarłem. Idąc dalej to pogląd ten odrzuca prawo stanowione, w jego miejsce wprowadza prawo prywatne, a tam gdzie coś jest publiczne, obowiązuje prawo zwyczajowe :). Następnie libertariańskie aksjomaty nie są nadrzędne względem własności i każdy może na swojej własności, ustanowić takie prawo jakie zechce.

No ja się z tym wszystkim zgadzam. Wynika z tego to o czym piszę: konsekwentny propertarianizm odbiega od libertarianizmu. Chociaż oczywiście, z punktu Twojej subiektywnej wolności, Twoje nieograniczone możliwości działania w Twojej domenie są oczywiście wolnościowe. Twojej subiektywnej a nie powszechnej i obiektywnej.
 

Mad.lock

barbarzyńsko-pogański stratego-decentralizm
5 148
5 106
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Jeśli nie ma żadnego kontraktu to dziecko siłą rzeczy należy do matki.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 502
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Gdyby Kim Dzong Il był właścicielem Korei Północnej, wówczas stan rzeczy w tym kraju byłby dla propertarianina bez zarzutu. Gdyby niemieckie obozy koncentracyjne albo sowieckie łagry powstały bez kolizji z prawem własności - byłyby w świetle propertarianizmu bez zarzutu.

Więzień takiego obozu byłby niewolnikiem i chciałby się z tego obozu wydostać na wolność. Z punktu widzenia więźnia każdy system, który zakazywałby mu ucieczki i uzasadniał moralnie obozowy system - byłby systemem niewolniczym. System niewolniczy jest zaprzeczeniem systemu wolnościowego, czyli systemu libertariańskiego.

Uważam, że to są sprawy jasne i oczywiste.
 
A

Anonymous

Guest
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Maciej Dudek napisał:
Gdyby Kim Dzong Il był właścicielem Korei Północnej, wówczas stan rzeczy w tym kraju byłby dla propertarianina bez zarzutu. Gdyby niemieckie obozy koncentracyjne albo sowieckie łagry powstały bez kolizji z prawem własności - byłyby w świetle propertarianizmu bez zarzutu.

Więzień takiego obozu byłby niewolnikiem i chciałby się z tego obozu wydostać na wolność. Z punktu widzenia więźnia każdy system, który zakazywałby mu ucieczki i uzasadniał moralnie obozowy system - byłby systemem niewolniczym. System niewolniczy jest zaprzeczeniem systemu wolnościowego, czyli systemu libertariańskiego.

Uważam, że to są sprawy jasne i oczywiste.

Zapominasz o jednej rzeczy, ci ludzie nie znaleźli się tam dobrowolnie.

tosiabunio napisał:
Premislaus napisał:
1. Według mnie może. Jeżeli nie stanowi własności to jest wspólne, niczyje, albo samo się posiada. Ja twierdzę, że dziecko stanowi własność od początku, a dopiero z czasem samo zaczyna siebie posiadać. Jeżeli samo się posiada od początku, to aborcja jest morderstwem. Gdy dziecko jest w brzuchu rodzica, to jest ta sama sytuacja, gdy znajduje się w domu rodzica.

W przypadku dziecka jest ta sama sytuacja, jak z wydobywaniem złota na własnej działce. Wydobyte złoto i to w ziemi, staje się automatycznie własnością posiadacza.

Nie, to nie jest taka sam sytuacja. Dziecko (człowiek) posiada samo siebie od początku - moim zdanie samoposiadania nigdy się nie nabywa (np. z wiekiem) ani też zbywa (np. z wiekiem, czy pogarszającym się zdrowiem).

Aborcja to zabójstwo. Pozostaje jedynie kwestia, kiedy jest to zabójstwo uzasadnione (więc nie jest agresją). Tu możemy się pospierać - ale to inny wątek.

Premislaus napisał:
2. W przypadku robienia dziecka nie podpisuje się wcześniej kontraktu, który by coś tam orzekał. Przynajmniej ja o niczym nie słyszałem ;), a znam różne udziwnienia w łóżku...

To tyczyło zastrzeżeń typowych w takich sytuacjach, czyli czy można się sprzedać w niewolę. Można, ale kontraktowo, nie wyzbywając się samoposiadania.

Premislaus napisał:
3. Jest to bardzo sensowne i wolnościowe to co piszesz, ale za agresję można uznać wszystko. Na przykład jak dziecko nie chodzi do szkoły, nie ma szczepień, nie daje się mu lekarstw gdy chore, da się klapsa, gdy nie wydaje się określonej sumy na jego rozrywki, nie czytasz bajek o homoseksualistach, etc. Ten sam argument stosują obecne rządy.

W przypadku własności nie otwierasz furtek różnym troglodytom, którzy chcą kontrolować Twoje poczynania.

Problem leży w rządzie, a nie w troglodytach. Ci ludzi nie dlatego ingerują w wolność innych, bo dzieci nie są własnością, ale dlatego, że przekonują do tego rząd i jego zbirów. Te same obiekcje można podnieść praktycznie do dorosłych ludzi i tego, do czego się ich zmusza oraz do normalnej własności. Mimo, że nie masz wątpliwości, że dorośli nie mogą być własnością (choć dlaczego?), to jednak na nich troglodyci też nakładają ograniczenia. Więc bycie czy nie własnością nie jest tego przyczyną.

Kwestie sporne zawsze będą, szczególnie w ocenie co jest agresją, a co nie. Uznanie dziecka za przedmiot jest kuszącym rozwiązaniem, bo niby zmniejsza ilość wątpliwych sytuacji, ale to takie wylewanie dziecka z kąpielą. Bo wcale nie rozwiązuje problemu.

Dlaczego nie można się zrzec samoposiadania? Jeżeli sceduję na kogoś, możliwość podejmowania za mnie decyzji w jakiejś kwestii, to chyba w 100% nie posiadam siebie?

Oczywiście, że gdyby nie rząd, oni nie mogliby narzucać swojego zdania innym. A jakby próbowali, to by pożałowali po spotkaniu się z uzbrojonymi ludźmi, któym próbują coś narzucić. I ci ludzie nie uważają dzieci za czyjąś własność, uważają raczej, że społeczeństwo jest za nie odpowiedzialne.

Nie napisałem nigdzie, że dorośli nie mogą być własnością.

Według mnie rozwiązuje. Może jakiś przykład w którym nie rozwiązuje? Po prostu każdy zajmuje się swoimi dziećmi.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 700
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

kawador napisał:
Premislaus napisał:
Ja tam wolę być konsekwentny do końca i dla mnie Fritzl jest niewinny.

A wedle mnie to on może być nawet świętszy od papieża i może otrzymać certyfikat niewinności od komisji złożonej z libertarian :) I tak bym go zajebał.

To zainicjowałbyś agresję.

s00lis napisał:
...nielibertariańskich zachowań, które jak sądzę wielu by pochwalało. Wespół z kawadorem z przyjemnością bym z takim Fritzlem skończył, jednocześnie będąc świadomym, że mógłbym przez to zarobić kulkę. Tylko właśnie, kto chciałby mnie za to ukarać?

Kto? Zwykły prosty sąsiad Fritzla, który być może gardzi Fritzlem bardziej od Ciebie.
W imię zasad.
Czy nie przyszło Ci do głowy, że wszyscy sąsiedzi Fritzla wiedzieli (lub przypuszczali) co jest grane a mimo to go nie zakablowali?
Bo to byli normalni ludzie. Normalny człowiek, który nienawidzi jak ktoś mu wkłada ryja w jego życie, sam zachowuje się tak samo w stosunku do innych.
Wychodzi na to, że zwykli sąsiedzi Fritzla, austriaccy wieśniacy, zapewne nie mający pojęcia czym jest libertarianizm, są bardziej wolnościowi od niektórych uczestników forum libertarianizm.net. :p
Jak koniecznie odczuwasz wewnętrzna potrzebę zajebania kogoś, to są znacznie gorsze przypadki na miejscu. Tu w polskim chlewiku. Ileż to kurew i cweli z pomocy społecznej, szkolnictwa czy innych państwowych instytucji zrobiło większą krzywdę dzieciom odbierając je naturalnym rodzinom po głupim pretekstem?
Można te czerwone ścierwa rozwalić z czystym sumieniem. Pokaż co potrafisz. A jak wpadniesz to zostaw po sobie zdjęcia, by szybciej trafić na libertariańskie t-shirty.
Sława w światku polskich libertarian gwarantowana. Ja na pewno będę Cie sławił.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 502
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Premislaus napisał:
Zapominasz o jednej rzeczy, ci ludzie nie znaleźli się tam dobrowolnie.

No cóż - Korea nie została zaludniona pod przymusem, większość ludzi tam się zdaje się urodziła. Obóz koncentracyjny też można zaludnić zupełnie zgodnie z regułami propertariańskimi (np. skupywać niemowlęta nie?). Może to być po prostu Fritzl na skalę masową.
 
A

Anonymous

Guest
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Maciej Dudek napisał:
Premislaus napisał:
Zapominasz o jednej rzeczy, ci ludzie nie znaleźli się tam dobrowolnie.

No cóż - Korea nie została zaludniona pod przymusem, większość ludzi tam się zdaje się urodziła. Obóz koncentracyjny też można zaludnić zupełnie zgodnie z regułami propertariańskimi. Może to być po prostu Fritzl na skalę masową.

Niezwykle jurni są przywódcy północno koreańscy :).

Póki jest dobrowolność ja nie widzę problemu. Dwoje dorosłych ludzi na coś się zgadza. Mogą sobie robić mini obóz.

Jeżeli dziecko się samoposiada, to mogę porzucić niemowlę na pastwę losu, gdzie umrze z głodu, chłodu, albo rozszarpią je bezpańskie psy?
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 502
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Dodałem jeszcze przykładowe zaludnienie obozu na drodze skupu niemowląt - tak zasilany obóz mógłby być całkiem maxi. Czy milion niewolników wyhodowanych w taki sposób i żyjących gorzej niż najgorszym totalitaryzmie jest jak najbardziej ok z punktu widzenia propertarianina?
 

tosiabunio

Grand Master Architect
Członek Załogi
6 980
15 141
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

@Madlok

A niby jak dziecko ma kontrakt podpisać? Dyskutujmy o realnych sprawach.

W jakim sensie należeć? Jak przedmiot? Co z ojcem? Kiedy przestaje należeć?
 
A

Anonymous

Guest
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Maciej Dudek napisał:
Dodałem jeszcze przykładowe zaludnienie obozu na drodze skupu niemowląt - tak zasilany obóz mógłby być całkiem maxi. Czy milion niewolników wyhodowanych w taki sposób i żyjących gorzej niż najgorszym totalitaryzmie jest jak najbardziej ok z punktu widzenia propertarianina?

Wydaje mi się, że tak. No bo jeżeli jestem czegoś właścicielem, to mogę tym dowolnie rozporządzać.

Wolność absolutna, to także wolność dla tych złych.
 

Rattlesnake

Don't tread on me
Członek Załogi
3 591
1 502
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Premislaus napisał:
Wydaje mi się, że tak. No bo jeżeli jestem czegoś właścicielem, to mogę tym dowolnie rozporządzać.

Wolność absolutna, to także wolność dla tych złych.

Innymi słowy nawet cały świat, który urządzony będzie 10 razy gorzej niż Korea Północna, może być ok z punktu widzenia propertarianina. Byle by to wszystko poprzedzone było należytymi przewłaszczeniami :)

Tzn. ja sobie nie ironizuję, ostatnie Twoje zdanie jest całkiem do rzeczy. Tylko, że propertarianizm nie proponuje wolności absolutnej, bo zakazuje strzelić Fritzlowi w łeb.
 
A

Anonymous

Guest
RE: Zasada nieagresji a ryzyko

Maciej Dudek napisał:
Premislaus napisał:
Wydaje mi się, że tak. No bo jeżeli jestem czegoś właścicielem, to mogę tym dowolnie rozporządzać.

Wolność absolutna, to także wolność dla tych złych.

Innymi słowy nawet cały świat, który urządzony będzie 10 razy gorzej niż Korea Północna, może być ok z punktu widzenia propertarianina. Byle by to wszystko poprzedzone było należytymi przewłaszczeniami :)

Tzn. ja sobie nie ironizuję, ostatnie Twoje zdanie jest całkiem do rzeczy. Tylko, że propertarianizm nie proponuje wolności absolutnej, bo zakazuje strzelić Fritzlowi w łeb.

Masz wolność absolutną na swojej własności, w ten sposób realizuje się anarchistyczny postulat, moja wolność jest ograniczona twoją wolnością.

Na taką skalę nie da się tego przeprowadzić chyba, że będzie wszystko od początku rejestrowane. Na Ziemi nie da się tego zrobić, musiałbyś próbować od zera na innej planecie. Dokładnie i należycie, inaczej zawsze można wszystko podważyć i bunt jest możliwy. Legalnie, że tak powiem :).

Możesz Fritzlowi cały czas odjebać łeb, nikt Ci nie broni, ale jeżeli chcesz to zrobić legalnie, czy po propertariańsku :), to musisz skurwiela zwabić tam gdzie obowiązuje twoje prawo, lub takie które pozwala kogoś takiego zabić, no i jeszcze sprowokować do zrobienia czegoś, za co jest kula w łeb :).
 
Status
Zamknięty.
Do góry Bottom