Wolnościowi/kapitalistyczni księża

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 932
A te prazałożenia?

- No właśnie, że pieniądze są złe.

No i co ksiądz wyczytał?

- Jezus mówi, żebyśmy uważali na niegodziwą mamonę.

Czyli, że pieniądze są złe!

- Niegodziwe. A to jest różnica.

One są po prostu takim fajnym testerem, z którego ja zresztą też korzystam.

Testerem?

- Poprzez pieniądze możesz sprawdzić, czy jesteś skuteczny. Bo jak umiesz zarabiać, to znaczy, że jesteś. Poza tym one testują nas jako ludzi. Czy jesteśmy fajni? Bogacz mijał Łazarza, któremu rany lizały psy, ale on go nie zauważał. A to dlatego, że się zmienił. Nie myślał już o potrzebach innych, tylko o sobie. Pieniądze nie są więc złe same z siebie. Nie ma w ogóle w Ewangelii potępienia dla pieniędzy. Wręcz przeciwnie. Natomiast one mają moc pokusy. Mogą sprawić, że się zatracimy.

Czasami na przykład widzę, że ktoś jest dyrektorem, mijają lata, już powinien iść na emeryturę, ale on tego nie robi - no bo kim on wtedy będzie? Tak samo jest z pieniędzmi. Znam kilka osób, które ich miały dużo, a potem nagle je straciły, i wtedy zaczynały brać kredyty, zadłużały się, bo nie wyobrażały sobie siebie bez pieniędzy, bez prestiżu, który one dają.

Ale pieniądze dają też poczucie bezpieczeństwa.

- W tamtych przypadkach to jednak chodziło o pewien prestiż i komfort, do którego te osoby były przyzwyczajone. I to jest właśnie ta niegodziwość mamony. Że ona nas próbuje: kim ty jesteś?

Dla zrozumienia roli pieniądza w Ewangelii bardzo ważna jest przypowieść o talentach, którą my w Polsce rozumiemy, ze względu na tłumaczenie księdza Wujka, zupełnie nie tak jak trzeba.

A jak w ogóle idzie ta historia?

- Gospodarz, w domyśle Bóg, wziął swoje sługi, jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden. I w Polsce ta przypowieść jest rozumiana w taki sposób, że tu chodzi o talenty typu gra na skrzypcach albo pisanie wierszy. Śmieszy mnie tego takie rozumienie, bo to jest opowieść jak najbardziej o kasie.

Talent to jest jednostka monetarna - jeden równa się 34 kg złota.

No więc ten gospodarz dał im te talenty, a potem wyjechał, wrócił i słudzy mu mówią, jak im poszło. Pierwszy, ten co dostał pięć talentów, czyli 170 kg złota, informuje, że pomnożył je w stu procentach. Zwrot z takiego kapitału na poziomie stu procent to jest naprawdę świetny wynik. No i w rezultacie słyszy: "Sługo dobry i wierny. W drobnej rzeczy byłeś wierny, nad wielkimi cię postawię". Czyli ten gospodarz zobaczył w tym zarządcy dwie rzeczy. Po pierwsze, to, że jest sprawczy, a po drugie, że nie uległ pokusie, no bo przecież oddał mu tę kasę.

Sprawczość i nieuleganie pokusie to jest to, co nas czyni fajnymi w oczach Boga. I to zostanie nagrodzone.

No dobra, a jak dalej idzie ta opowieść o talentach?

- Drugi sługa, ten, co dostał dwa talenty, też osiągnął stuprocentowy zysk. I też usłyszał: "Sługo dobry i wierny ". Natomiast trzeci, ten, co dostał pod opiekę jeden talent, nic nie zyskał, bo go zakopał w ziemi. I ten usłyszał: "Sługo zły i gnuśny!". I tylko za to, że nie pomnożył kapitału, został skazany na wieczne potępienie.

A dlaczego ludzie interpretują tę przypowieść w ten sposób, że nie myślą o kasie, tylko o talentach?

- Bo to im pozwala uciec od odpowiedzialności za swoje czyny. Nie sztuka przecież nie mieć nic, jak się nie umie zarabiać, prawda?

U nas jest takie zidentyfikowanie ubóstwa i biedy. Ktoś jest niesprawczy, ma więc mało, no to on jest tym ubogim w duchu, którego Ewangelia podnosi do góry. Nieprawda! On jest po prostu niesprawczy. Bo ubogi w Ewangelii to jest ten, co mało potrzebuje.

Biednym trzeba pomagać?

- Kiedyś miałem taką determinację, żeby koniecznie zmieniać ich los, a dziś uważam, że jak ktoś ma ochotę mieć proste życie, nie chce zarabiać więcej, to jego wybór. Co nie zmienia faktu, że jeżeliby chciał, to jestem gotowy go uczyć przedsiębiorczości.

Czyli nie dawać pieniędzy, tylko...

- Jest na przykład taka instytucja jak stypendia, które umożliwiają, żeby ktoś w siebie zainwestował, a w rezultacie lepiej sobie radził w życiu.

Generalnie to jest tak, że żeby komuś pomóc, to trzeba z tym kimś się zaprzyjaźnić. Dowiedzieć się, co jest powodem, że on się znalazł w takiej, a nie innej sytuacji. Nie ma przecież jednego standardu biedy. Tymczasem u nas z reguły jest tak, że jak ktoś wygląda na biednego, to nam się uruchamiają mechanizmy współczucia - chore dziecko, żebrak na ulicy, dziecko w domu dziecka, i jak to się pojawia, to reagujemy, chcemy być pomocni. To jest taki polski stereotyp współczucia.

A jak ktoś na ulicy prosi o pieniądze?

- To nie daję. Nigdy!


Idzie ksiądz kupić bułkę?

- Nie, bo to się nie różni niczym od dawania pieniędzy. Ja przecież nawet nie wiem, czy ten człowiek jest głodny.

Ale jak on mówi, że jest głodny?

- Ale Polska jest na tyle zaawansowanym krajem, że są kuchnie dla biednych ludzi, więc to nie jest tak, że jak ktoś jest głodny, to nie ma się gdzie posilić.

Pamiętam spotkanie z pewną kobietą, która pracowała w ten sposób, że żebrała. Dzwoniła po wszystkich domofonach na plebanii, akurat ja wyszedłem, i ona mówi, że potrzebuje pieniędzy. Bo jest głodna, i ona, i dzieci. A ja mówię, że nie daję.

"Jak to?".

"Po prostu".

"Ale ty przecież jesteś księdzem!".

"No właśnie dlatego, że jestem księdzem, to nie daję. Bo wiem, jak to działa. Dlaczego ja mam panią utrzymywać?

Pani jest młoda, powinna iść do pracy i pracować. Ja mam pracować, żeby pani nie musiała pracować? Dlaczego pani mnie szantażuje?".


Czyli po co nam pieniądze?

- Po wszystko.

Przede wszystkim musimy jakoś żyć. Jeść, mieszkać, w coś się ubrać. Równocześnie pieniądze nas testują. No i powinny też służyć budowaniu więzi.

Wielu ludzi, dorobkiewiczów, nie rozumie, że kiedy obrażają innych, to zmniejszają sobie możliwość rozwoju. Bo rynek to przecież ludzie.

To jest w ogóle takie wielkie odkrycie w naszym kraju, że nie należy poniżać ludzi, jak się ma przejściowo jakieś stanowisko, władzę, bo potem oni nam nie pomogą, albo będą specjalnie nam szkodzili, ograniczali nasze możliwości.

A jak już się ktoś dorobi, to co się powinno dziać?

- Na pewno nie powinno być tak, że się rzuca w wir konsumpcji. Bogacz, o którym mówi Ewangelia, a który buduje spichlerze, żeby już tylko jeść, pić, używać, nagle słyszy: "Głupcze, jeszcze tej nocy przyjdą po ciebie".

Kiedy zarządzam Szlachetną Paczką, a to jest ogromny projekt, 800 tysięcy ludzi, 600 lokalizacji, 10 tysięcy rekrutacji rocznie, tysiąc szkoleń w weekend, 41 milionów złotych w paczkach, i to wszystko mi się udaje, to potem czuję, że jestem fajniejszym człowiekiem. Że się rozwinąłem. I ja rozumiem, że idea stawiania sobie wyzwań i rozwijania się nigdy nie mija.

Oczywiście jak się już dorobię, to mogę potem iść wieloma drogami. Na przykład dalej rozwijać biznes. No, ale można też ten biznes odłożyć na bok i znaleźć inną formę samorealizacji.

A po co w ogóle zarabiać więcej, jak się już ma te sto milionów?

- Myślę, że właśnie takie pytanie powinien sobie zadać ten, kto zarobił sto milionów.

No ale czy ksiądz w ogóle potrafi sobie wyobrazić sens tego, by zarabiać więcej?

- To są takie jakby dwa światy.

Jeden polega na tym, ile na co dzień potrzebuję. Dwa tysiące kalorii, ubranie, pokój, samochód, łóżko.

A druga perspektywa jest taka - co ja mam ze sobą zrobić? I tu to, że ktoś rozwija biznes, może być czymś bardzo pozytywnym, no bo ma wzrost kapitału, daje więcej pracy - nie chciałbym tego zresztą jakoś bardziej umoralniać, bo mi się zdaje, że to ma wartość samą w sobie.

No ale czy to nie powinno być jakoś tak, że jak ktoś się już dorobił, ma wszystko, jest bezpieczny, to zaczyna się dzielić całą tą nadwyżką?

- Nie chciałbym nikomu tak mówić. Bo co to w ogóle znaczy dzielić się?

Czy najlepszym sposobem na pomaganie jest dawanie komuś? A może włączanie go w bieg życia społecznego? Danie mu pracy? Zaktywizowanie go?

Dla mnie to wcale nie jest takie oczywiste, że dawanie, rozdawanie, jest najlepszym sposobem na zagospodarowanie nadwyżki. No bo kiedy nasz świat jest lepszy? Wtedy, kiedy wszyscy mają tyle samo, czy też kiedy wszyscy są zaradni?

Uważam, że nasz kraj byłby dużo lepszy, gdyby wszyscy byli zaradni i potrafili zarabiać. To jest dla mnie idea lepszego świata.

Ale większa równość, mniejsze rozwarstwienie to chyba jednak jest jakaś wartość?

- Nie mam problemu z tym, że jeden ma mniej, a drugi więcej. Również dlatego, że z pieniędzmi trzeba umieć postępować.

Jakby ktoś wygrał milion, tobym mu doradził, żeby najpierw wszystko przekazał na konto, wyodrębnił sobie tyle, ile zarabiał miesięcznie, a potem oswoił się z tą myślą, że ma w ogóle takie pieniądze.

Mnie chodzi o to, że są prezesi, którzy zarabiają bardzo dużo, podczas kiedy ich pracownicy zarabiają bardzo mało. I nie bardzo rozumiem, dlaczego tak to jest. A już w ogóle nie rozumiem, dlaczego jak firma wypracowuje jakąś nadwyżkę, to ten prezes dostaje dodatkowy bonus, a ten pracownik nie. Przecież obaj przyczynili się do tej nadwyżki.

- Jeżeli obaj rzeczywiście pracują tak samo dużo i tak samo dobrze, to pojawia się pytanie: dlaczego ten, co jest na dole, nie został prezesem? I jeśli mu nie odpowiada praca w tej firmie, to dlaczego sobie nie zrobi swojej, w której zwielokrotni swoje przychody?

Ale to przecież nie jest takie proste.

- Dla tego, który dzisiaj jest prezesem, to też z pewnością kiedyś nie było proste. Ale ludzie często o tym zapominają.


Gdy słyszę, jak ludzie mówią o prezesach czy też właścicielach firm, to tam się często pojawia założenie, że im to spadło z nieba. A przecież to nieprawda.
 
Ostatnia edycja:

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 932
No ale czemu prezes nie dzieli się z pracownikami tą wspólnie wypracowywaną nadwyżką?

- Nie mam pojęcia, dlaczego dzielenie się miałoby być właściwe. Przecież każdy podpisuje umowę o pracę i w tym momencie ustala warunki wynagrodzenia. A jak mu to nie odpowiada, to zawsze może odejść.

Ja naprawdę nie mam przekonania socjalistycznego, że umowa o pracę jest jak małżeństwo. Umowa o pracę jest umową o pracę.

Ksiądz, mam wrażenie, abstrahuje od świata, w którym żyjemy. No bo gdzie on ma odejść, jak on mieszka w miasteczku, w którym tej pracy w zasadzie nie ma?

- Ale może w sąsiednim jest?

A może nawet w tym, tylko trzeba się dokształcić, żeby tę pracę zdobyć?

A może trzeba wyjechać za granicę?

Jak pan widzi, wiele jest możliwości.

A jak on/ona ma jakąś partnerkę/partnera, dzieci, które chodzą do szkoły, i wszyscy oni mieszkają w jakimś mieszkaniu...

- Każdy z nas ma masę uwarunkowań i one oczywiście mogą nam podpowiadać, że nic się nie da zrobić - ale czy tak jest rzeczywiście?

Jeżeli ktoś uważa, że uwarunkowania są najważniejsze, to sam się skazuje na to, że gdziekolwiek będzie, cokolwiek będzie robił, będzie nieszczęśliwy.

Co nie zmienia faktu, że prezes mógłby się podzielić zyskiem ze swoimi pracownikami.

- Firma działa po to, by realizować jakieś cele. Do tego zatrudnia prezesa i pracowników. Firma to nie jest organizacja charytatywna.

Nie wiem, co jeszcze mam powiedzieć.

No ale przecież często jest tak, że celem działania firmy czy, jak ksiądz woli, organizacji jest nic innego, tylko zysk.

- Tak, ale to chyba nie jest nic złego. Ludzie generalnie pracują po to, żeby mieć zysk.

No ale powstaje pytanie: do kogo on należy? I moja odpowiedź jest taka: do pracowników. A co za tym idzie, on powinien być wśród nich rozprowadzony.

- Ale dlaczego?

Dlatego, że oni go wypracowali.

- No tak, ale oni przychodzą do pracy i jakoś umawiają się na tę pracę. A w związku z tym mają ściśle ustalone warunki wynagrodzenia.

A mają te warunki dlatego, że strona, która decyduje o ich zatrudnieniu, jest silniejsza. Czyli mówi: albo zgadzasz się na to, że ja będę zarabiał tysiąckrotnie więcej, albo nie zawracaj mi głowy, bo na twoje miejsce czeka tysiąc innych osób.

- To jest nauczanie marksistowskie. I im dłużej pan będzie myślał w ten sposób, tym bardziej pan będzie się w nim utwierdzał.

Mam wrażenie, że ksiądz po prostu sympatyzuje z bogaczami. Patrzy na świat ich oczami.

- A ja nie mam takiego wrażenia, bo ja rozumiem też punkt widzenia pracownika.

Ja po prostu widzę, jak świat jest skonstruowany, a nie ideologicznie go przeinterpretowuję.

No to jak on jest skonstruowany?

- Tak, że jedni mają w sobie inicjatywę, z różnych powodów, i tworzą biznesy, pracują na zyski, ale też ryzykują. Natomiast inni się do nich dołączają. I z tego powodu, że się dołączają, mają mniejsze profity. No i już!

Ach, ci leniwi, gnuśni, pełni pretensji ludzie!

- To pan tak mówi. Natomiast ja uważam, że oni są po prostu inni. Nie każdy przecież chce być szefem. Nie każdy ma też możliwość, żeby nim zostać.

No, ale bez tych drugich, którzy też zresztą ryzykują, bo wchodzą do jakiejś organizacji, oddają jej swój czas, swoją wiedzę, ci pierwsi niewiele mogliby zdziałać.

- Bardzo pana przepraszam, ale to są jakieś szkolne rzeczy, zupełnie podstawowe.

Teraz w Polsce jest rynek pracodawców. Czyli jest wielu bezrobotnych, warunki pracy dyktują pracodawcy. Ale już niebawem to się zmieni. Tak przynajmniej twierdzi minister pracy, pan Kosiniak-Kamysz, mówiąc, że w Polsce właśnie zaczyna się rynek pracowników. Czyli teraz to firmy będę musiały zabiegać o pracowników, oferować im możliwie najlepsze warunki pracy.

Ja jestem po prostu zwolennikiem takiego patrzenia na wolny rynek, że nikt mnie nie programuje, nikt mi nie daje foremki, do której muszę się dostosować. Jak mi coś nie odpowiada, to sobie to zmieniam. Zresztą nieustająco sobie różne rzeczy zmieniam.

Są tacy, którzy tak nie potrafią!

- Przeciętny okres przygotowania do pracy zawodowej w Polsce to jest sześć lat podstawówki, trzy lata gimnazjum, trzy lata szkoły średniej. To jest to minimum. A jeszcze połowa Polaków i Polek pięć lat studiuje.

Jest więc mnóstwo czasu na to, żeby się nauczyć przeróżnych rzeczy.

Ja w każdym razie, nim skończyłem studia, to oprócz tego, że jeździłem na wakacje, pracowałem na roli, w ogrodzie, naprawiałem samochód, tynkowałem. I co więcej, do dziś to umiem robić.

Ale sytuacja jest nierówna na wyjściu, bo jak ktoś ma sto milionów...

- Zawsze jest sytuacja nierówna na wyjściu. Dwudziestolatek ma więcej energii, pięćdziesięciolatek ma więcej wiedzy. Nie jesteśmy równi. Po prostu. My nawet nie mamy takich samych żołądków (śmiech).

Jezus był bogaty?

- Na pewno nie był biedny. Choćby dlatego, że był cieślą, a to był wtedy dobrze płatny zawód.

No ale dlaczego nie chciał być bogaty?

- Są jeszcze bardziej dramatyczne pytania.

Wiemy na przykład, że Jezus rozmnażał chleb, jest bieda na świecie, mógłby więc stać się taką wielką piekarnią, żyć w nieskończoność, nieustająco ten chleb rozmnażać, nie byłoby wtedy głodnych. A jednak zrobił to tylko dwa razy.

Wiemy też, że uzdrawiał, mógł więc stać się takim polskim NFZ. A jednak tylko trzy lata prowadził taką działalność.

Jest wiele różnych rzeczy, którymi Jezus się nie zajmował.

No ale w sumie czemu nie stał się piekarnią czy NFZ?

- Ponieważ z perspektywy Ewangelii to, czy jesteśmy zdrowi, czy też nie, nie jest ważnym parametrem.

Są chorzy, którzy są szczęśliwi, i zdrowi, którzy są nieszczęśliwi, bo tak zarządzają swoim życiem. A Ewangelia mówi o zarządzaniu swoim życiem, a nie o przypisanych nam z zewnątrz uwarunkowaniach.

A co jest dziś w głowach Polaków i Polek jeśli chodzi o pieniądze?

- Frustracja.

Myślę, że Polak i Polka są generalnie głodni pieniędzy. Chcieliby je mieć. Problem w tym, że nie wiedzą, jak to zrobić, bo wiedza na temat pieniędzy nie jest upowszechniona.

Czego nie wiemy?
 
Ostatnia edycja:

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 932
- Niczego!

Jak słyszę, że umowy śmieciowe są złe, że oni powinni nam więcej płacić, to od razu w głowie mam pytanie: a kto to są ci oni? Co to są za tajemnicze Święte Mikołaje, które mają dać ludziom więcej kasy? Przecież to też są jacyś ludzie, którzy się zdecydowali na przedsiębiorczość, która, jak widać, jest dużo trudniejsza od pracy na etat, skoro ci, co są na etacie, na umowach śmieciowych, godzą się na takie rozwiązania i nie otwierają swojego biznesu.

Zdecydowana większość polskiego społeczeństwa ma postawę taką, że jak już znajdzie jedną pracę, to jest zadowolona. A jak im w tej pracy źle, to już nie widzą innej możliwości, bo nie wiedzą, że mogą zarządzać swoim życiem.

Albo inna sprawa: nie wiem, czy pan wie, ale teraz dramat polega na tym, że są promowane kredyty, tak zwane chwilówki, które mają niesamowicie destrukcyjny wpływ na życie społeczne. Ponieważ ktoś, kto ma mało, bierze dodatkowo tysiąc złotych kredytu, i te procenty narastają szybciej, niż on jest w stanie odkładać ze swojej pensji. A to oznacza, że on ma na chwilę lepiej i gorzej na lata. Wielu ludzi tego ciągle nie wie w naszym kraju.

U nas najprostsze rzeczy finansowe są wciąż czymś niezrozumiałym.

Rozumiem, że księdzu chodzi o to, że trzeba umieć się powstrzymywać?

- Albo uczyć się, jak zarabiać więcej.

Jest taka prosta metoda na to, jak to zrobić. Trzeba popatrzeć, gdzie na wolnym rynku są duże pieniądze, a potem nauczyć się tego, co trzeba, żeby tam być i na tym zarobić.

Ksiądz miał kiedyś kłopoty z kasą?

- A żeby pan wiedział.

Jestem takim przypadkiem księdza, że przez pierwsze parę lat mama mi pomagała. Bo sam bym się nie utrzymał. Na miesiąc dostawałem mniej więcej 600 złotych, z tego miałem opłacić samochód, dofinansować duszpasterstwo akademickie, kupić jakieś ubrania. To chyba nie jest dużo, prawda?

Mówiłem biskupowi, że mam fajną pracę, ale nie mam z czego żyć, a on na to: "Mam takich jak ty więcej". I dlatego musiałem się nauczyć dużo różnych rzeczy. Umiem prowadzić wykłady, szkolenia, jestem coachem, trenerem, piszę książki, artykuły, jestem dyrektorem zarządzającym, kreatywnym, kurde, ja mam naprawdę dużo różnych kwalifikacji i mogę zarabiać mnóstwo kasy. Ale wolę prowadzić stowarzyszenie Wiosna.

Wie pan, ja kiedyś wpadłem na pomysł, że fajnie jest być księdzem i mówić ludziom, jak mają żyć, ale prawda jest też taka, że łatwo tak innym mówić, jak się żyje w ciepełku parafii. Zakładając Wiosnę, wszedłem na wolny rynek. Czyli mam organizację, budżet, księgowość, pracowników. I ja te wszystkie obciążenia na siebie wziąłem, bo chciałem zobaczyć, czy moja duchowość przetrwa taką próbę. I przetrwała. A nawet z czasem się wzmocniła.

Chrześcijaństwo zdaje się mówić: świat jest co prawda niesprawiedliwy, pełen cierpienia, krzywdy, ale nie martw się, bo po śmierci za to wszystko zostaniesz nagrodzony.

- I to jest właśnie taka aberracja w interpretacji chrześcijaństwa. Krzyż nie powinien być interpretowany na zasadzie takiego cierpiętnictwa.

Mam chorobę, i to jest ten krzyż, który Bóg na mnie zsyła. Nieprawda! W Ewangelii krzyż ma tylko jedno znaczenie. On oznacza, że Jezus się konfrontuje z grzesznikiem, ze złym człowiekiem i mówi: "możesz mnie uderzyć, a ja nadstawię drugi policzek, ale nie dlatego, że jestem cierpiętnikiem, ale dlatego, że wierzę, że w tobie jest dobro". Krzyż nie oznacza więc cierpiętnictwa, tworzenia sobie atmosfery chwały wokół tego, że mam problemy, tylko odwagą konfrontacji ze złym człowiekiem, z którego wydobywam dobro.

No dobra, a jak to teraz przełożyć na kasę?

- Mam przyjaciela, który uwielbia walczyć o jak najlepszą relację z ludźmi. I była sobie kiedyś pewna urzędniczka z bardzo ważną pieczątką, która w związku z tym, że miała tę pieczątkę, była wyjątkowo wredna i nieprzyjemna dla petentów. No ale on postanowił ją pokochać. Przynosił jej więc pączki. Pytał, czy jej dzieci mają kolki. Krótko mówiąc, uwierzył, że w niej jest dobro. No i w efekcie był jedynym, którego ona polubiła, na którego się otworzyła. I tak samo jest w biznesie. Jeśli w kogoś tak zainwestuję, że wydobędę z niego to, co on ma w sobie najpiękniejszego, to jego powiązanie ze mną będzie dużo większe.

Anna Dymna miała bardzo duże wzrosty finansowe dlatego, że pomogła pewnemu choremu człowiekowi, a ten z wdzięczności stał się jej najlepszym foundraiserem. Takim czołowym, topowym w Polsce.

A jaki jest dzisiaj przekaz Kościoła jeśli chodzi o pieniądze?

- Ja bym powiedział, że nijaki albo socjalizujący.

W PRL-u wierchuszka partyjna była daleko od robotników, natomiast Kościół był z nimi blisko. I te takie nurty obrony robotników są wciąż silne wśród księży.

Ja też pomagam biednym, w tym robotnikom, i właśnie dlatego napisałem książkę o pieniądzach, bo dzięki niej każdy, kto zarabia mało, ma szansę się dowiedzieć, jak to zmienić. Natomiast są takie formuły funkcjonowania robotników, które prowadzą donikąd. Mam na myśli to strajkowanie, że my chcemy więcej, nam się należy.

Jeżeli firma działa na wolnym rynku i nie jest w stanie pokryć swoich kosztów z przychodów, i jeszcze do tego jest stagnacja na rynku, a pracownicy chcą zarabiać więcej, bo chcą, to wiadomo, że to kładzie biznes.

A gdyby ksiądz z ambony miał coś powiedzieć ludziom na temat pieniądza, to co by to było?

- Żeby zarabiali tak, jak potrafią. A potem bym dodał, bo tak to właśnie robię, że każdy z was, jak tutaj stoi, powinien zostać albo milionerem, albo prezydentem, albo profesorem.

No ale jak to zrobić, żeby zostać milionerem?

- No to cierpliwie edukuję ludzi. Na przykład w ten sposób, że organizuję ekstremalną drogę krzyżową. Wie pan, o co chodzi?

Nie.

- Ludzie idą z Krakowa do Kalwarii Zebrzydowskiej, 44 kilometry, w nocy. No i ja z tymi chłopakami, którzy to organizują, miałem taką rozmowę: "Słuchajcie, to świetny pomysł, dużo ludzi chce chodzić w nocy, potraktujmy to jako wyzwanie, jak taki start-up". Czyli mamy pomysł i teraz starajmy się go upowszechnić, zmultiplikować. I pracowałem z nimi nad tym, tak jak nad start-upem, a w rezultacie mamy wzrost sto procent. To znaczy w tamtym roku udział w tym przedsięwzięciu wzięło 6 tysięcy ludzi, a teraz 12.
 
Ostatnia edycja:

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 932
Jeszcze jeden wywiad w temacie:
http://www.money.pl/gospodarka/wiad...a;prosic;nawet;o;dywidende,205,0,1818573.html
2015-06-04 06:00
Modlitwa o zysk to nie grzech. Boga można prosić nawet o dywidendę
Autor: Łukasz Pałka

- O zysk zawsze należy się modlić. Przyszłości nie znamy, a skoro ktoś zainwestował zarobione pieniądze w jakąś firmę, to powinna ona rosnąć. Za zarobione w ten sposób pieniądze może realizować swoje marzenia i cele - mówi w rozmowie z Money.pl ksiądz Jacek Gniadek, polski misjonarz mieszkający w Zambii, który swoją pracę poświęcił również poszukiwaniu ekonomicznych wątków w Biblii. Radzi też, do kogo najlepiej modlić się o pieniądze i powodzenie w biznesie.

Łukasz Pałka, Money.pl: Czy Mario Draghi, szef Europejskiego Banku Centralnego, jest grzesznikiem?

Ks. Jacek Gniadek, misjonarz werbista mieszkający w Zambii: Pewnie tak, jak każdy z nas.

Pytam, bo w książce "Ekonomia boża i ludzka" sugeruje ksiądz, że efektem działania diabła jest to, iż współcześni ekonomiści uwierzyli w korzystne skutki "sztucznego wzrostu podaży pieniądza". Słowem, "drukowanie pieniędzy" jest grzechem.

Bo to prawda. Według mnie bankierzy, ekonomiści - być może nieświadomie - popełniają grzech, bo sama idea takiego "odpersonalizowanego" pieniądza jest formą oszukiwania ludzi. Nie można drukować pieniędzy na potęgę i wmawiać społeczeństwu, że naprawia się gospodarkę.

Pieniądze powinny się brać z pracy i oszczędności, a nie z tego, że dany bank centralny zdecyduje tak lub inaczej. Za pomocą pieniądza mamy określać wartość wymiany konkretnych towarów i usług. Tak jak w słynnym pytaniu Arystotelesa, który zapytał, czy więcej jest warta woda czy diament. Bo przecież na pustyni woda będzie cenniejsza nawet od diamentu.

Chciałby ksiądz wrócić do czasów wymiany barterowej?

Bez przesady. Mówię o tym, że grupa polityków i bankierów dała się zwieść i teraz - świadomie lub nie - wyrządzają krzywdę społeczeństwu. Ratują nie prawdziwą gospodarkę wolnorynkową, a teorię, w którą wierzą, a która się nie sprawdziła. Wmawiają, że najpierw jest pieniądz, a potem gospodarka. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Klasyczną ekonomię rozumieją nawet ludzie w Zambii, gdzie mieszkam. Tę samą, w której Zachód się kompletnie pogubił.

Czyli?

Czyli, że dobrobyt można powiększać tylko ciężką pracą i oszczędzaniem. Że trzeba szanować wolność i własność prywatną. Że nie da się oddzielić "człowieka ekonomicznego" od "człowieka religijnego". Bo to przecież jedna i ta sama osoba, bardzo skomplikowana, ze swoimi planami, marzeniami, celami i dostępnymi do tego środkami.

Weźmy jako przykład Boże Ciało. Przecież uniwersalna symbolika tego święta też ma odniesienie do ekonomii. Chleb i wino to wytwory ludzkiej pracy. Powstają we wspólnocie, jaką jest Kościół. Czyli mowa tu o kapitalizmie.

- Ważne, by człowiek, który decyduje o swoim życiu, był wolny- podkreśla ksiądz Jacek Gniadek.

Odważna analogia, prawdę mówiąc.

Dla mnie kapitalizm to wspólnota ludzi połączonych wspólnym celem. Owocem ich pracy jest w tym przypadku chleb i wino. Ich produkcja wymaga jednak nie tylko tego, by - jak mówi prawo kanoniczne - chleb był przaśny, a wino z winogron. Ważne jest również to, by były stworzone przez ludzi wolnych i kreatywnych.

Tak rozumiem kapitalizm, że jako człowiek mogę samodzielnie dobrać środki do osiągnięcia celu. Nie potrzebuję do tego polityków, banków centralnych, ani państwa opiekuńczego, które moją wolność będzie ograniczać.

A tym celem jest coraz większy dobrobyt?

Zysk.

Pieniądze?

To duże uproszczenie. Jezus wielokrotnie podkreśla, że pieniądze nie są złe. Warunek jest jeden: powinny być w życiu środkiem, a nie celem. Cel jest zdecydowanie ważniejszy, a wielu ludzi o tym zapomina.

Poza tym, kto powiedział, że zysk, o którym mówimy, musi odpowiadać dobrom materialnym? Pragnienie bycia bogatym nie jest mniej lub bardziej racjonalne niż pragnienie bycia ubogim mnichem. Ważne, by człowiek, który decyduje o swoim życiu, był wolny. Człowiek religijny przez całe życie inwestuje, będąc dobrym po to, by śmierć była dla niego realizacją zysków.

Czyli pomnażanie pieniędzy nie jest grzechem?

Oczywiście, że nie. Jedna z moich ulubionych biblijnych opowieści to przypowieść o talentach. Człowiek jest powołany, by odkrywać je na wielu płaszczyznach. Nie ma znaczenia, ile ma tych talentów. Może być dziesięć, może być jeden. Istotne jest jednak to, że ma je rozwijać przez całe życie.

A przecież jednym z talentów jest przedsiębiorczość, którą rozumiem jako tworzenie czegoś z niczego. Ktoś nie potrafi robić mebli, ale potrafi tak wszystko zorganizować, że zatrudni stolarzy i będzie tworzył potrzebne rzeczy. Będzie miał pieniądze, inwestował i tworzył miejsca pracy. To przecież tworzenie dobra.

Pod warunkiem, że będzie uczciwy.

To oczywiste. Pomnażanie pieniędzy może być jednym z talentów pod warunkiem, że robimy to uczciwie i potrafimy się dzielić. Bo wolny rynek nie jest doskonały. Są ludzie, którzy potrzebują pomocy, albo nawet tacy, którzy oszukiwali i poszli do więzienia. Ich też nie wolno potępiać, chociaż oczywiście muszą odpokutować za swoje grzechy i ponieść karę.

- Dobrobyt można powiększać tylko ciężką pracą i oszczędzaniem - uważa ks. Jacek Gniadek.

Są wreszcie ludzie niepełnosprawni. Tu w Afryce zajmujemy się też osobami niepełnosprawnymi intelektualnie. To ludzie, którzy też przecież mają swoje talenty, tylko trzeba im pomóc je wydobyć. A wierzę, że człowiek pomagając innym, pomaga też sobie, torując drogę do nieba.

Miewa ksiądz pokusy finansowe?

Pewnie.

Na przykład taką, żeby grać na giełdzie i zarobić sporo pieniędzy?

Panie Łukaszu, ja w buszu mieszkam, tu nie ma giełdy (śmiech).

Wolę je nazywać marzeniami. A że marzeń jest zwykle więcej niż środków, to trzeba sobie jakoś radzić. I tak na przykład moim marzeniem cztery lata temu było to, żeby w Lindzie na przedmieściach Lusaki zbudować przedszkole. Szukałem pieniędzy i się udało. Potem marzyłem o tym, żeby postawić budynek, w którym będzie można uczyć przedsiębiorczości, a także do którego będą przychodzić lokalni przedsiębiorcy, by się pomodlić, a przy okazji załatwić interesy, czy spotkać się towarzysko.

Skąd wziął ksiądz na to środki?

Z pieniędzy prywatnych. Znajduję ludzi, którzy z własnych oszczędności chcą finansować te projekty, bo widzą w tym sens i dobro. Przyjeżdżają do mnie wolontariusze, bo też chcą zrobić coś dobrego. Często nie są wielkimi fanami Kościoła, ale chcą być dobrymi ludźmi.
 

pawel-l

Ⓐ hultaj
1 915
7 932
I to wystarcza?

Oczywiście miałem pokusę, żeby sięgnąć po pieniądze z rządowych grantów albo od organizacji pomocowych.

Skoro używa ksiądz słowa "pokusa", to rozumiem, że ksiądz tego nie zrobił. Nie rozumiem tylko dlaczego.

Bo rządowe pieniądze pochodzą z podatków płaconych przez ludzi pod przymusem. A skąd ja wiem, że oni by chcieli, żeby z ich pieniędzy stawiać szkołę? Nie będę im zabierał wolności wyboru, wystarczy, że rząd to robi. Podobnie jest z organizacjami pomocowymi, które są na usługach rządów. Po latach doszedłem do przekonania, że nie chodzi w nich o pomoc, ale wielkie pieniądze, wpływy i politykę.

Ja się w to nie mieszam, bo wierzę, że jedynym ratunkiem dla Afryki jest promowanie tu przedsiębiorczości. Dowodem na to jest to, czego do tej pory dokonaliśmy, wspólnymi siłami, jako ludzie wolni. To właśnie efekt pracy, ten chleb i wino, które ofiarujemy Bogu.

Kiedyś, podczas kazania, mówię ludziom, że znam sposób, jak zostać bogatym. Słuchają z zaciekawieniem, a ja na to, że trzeba ciężko pracować i oszczędzać. To przecież proste. Trochę się zawiedli (śmiech).

Modli się ksiądz o pieniądze?

Ależ oczywiście. Nie ma w tym nic złego. W każdą pierwszą sobotę miesiąca odprawiam Mszę Świętą za darczyńców naszej misji, tych obecnych i tych przyszłych. Modlę się o ludzi, o pieniądze, o to, by ci, którzy chcą zrobić coś dobrego na zasadach wolnej przedsiębiorczości, dołączyli do mnie.

A inwestorowi giełdowemu wypada się modlić o wysoką dywidendę ze spółki, której akcje posiada?

A dlaczego nie? O zysk zawsze należy się modlić. Przyszłości nie znamy, a skoro ktoś zainwestował zarobione pieniądze w jakąś firmę, to powinna ona rosnąć. To również modlitwa o dobro. Sama nazwa „dobra rynkowe” pochodzi przecież od słowa „dobro”. Jeżeli te dobra rynkowe powstają, to znaczy, że ktoś chce je kupować. A skoro znajdują nabywców, to ludzie mają miejsca pracy. Za zarobione w ten sposób pieniądze mogą realizować swoje marzenia i cele. Czy nie na tym polega ludzka godność? O tym wszystkim nauczał Jezus.

Do jakiego patrona można się o to wszystko modlić?

Do świętego Homobona z Cremony.

Przyznam się, że nigdy o nim nie słyszałem.

Włoski kupiec z dwunastego wieku. Bogaty, potrafił pomnażać pieniądze, ale również się nimi dzielić. Pomagał ubogim. Zresztą proszę zwrócić uwagę, że samo imię "Homobonus" znaczy tyle co po prostu "dobry człowiek".

Rzeczywiście, nie jest on zbyt popularny, ale jest on patronem naszego przedsięwzięcia, czyli klubu przedsiębiorców przy naszej misji. Często o nim opowiadam, by pokazać, że można być handlowcem, biznesmenem, inwestorem i zostać świętym.

Dla wielu musi to być zaskoczeniem.

Nawet w Kościele przedsiębiorca przecież nie zawsze jest mile widziany, bo w potocznym rozumieniu musiał coś ukraść. Ja się z takim podejściem absolutnie nie zgadzam. Oczywiście jest garstka oszustów, ale zdecydowana większość uczciwie pracuje i daje innym pracę. Dlatego takie postawy trzeba promować.

Jest tu w Lindzie pewien sklepikarz. Kiedyś miał jeden sklep, teraz już trzy. Było dla niego niepojęte, jak dowiedział się, że może zostać świętym, bo przecież zajmuje się tylko biznesem, a niektórzy patrzą na niego jak na oszusta.

Jak już wspomniałem, przedsiębiorca, to ktoś kto robi coś z niczego. Zresztą moja misja też przecież opiera się o przedsiębiorczość. Gdy przyjechałem tu cztery lata temu, stanąłem na środku pustego placu i już wiedziałem, że tu musi powstać szkoła, tu studnia itd.

I nie ma ksiądz czasami takiego poczucia, że ratuje Afrykę na skalę "przelewania oceanu łyżeczką"?

Cóż, takie jest moje powołanie. Zdaję sobie sprawę, że całego świata nie zbawię. Ale mam grupę ludzi, z którymi pracuję, którzy wierzą w ideę wolnego rynku, przedsiębiorczości. Nasze spotkania zaczynaliśmy pod drzewem, a teraz proszę - mamy budynek. Jest narzędzie, które zachęci ludzi do działania.

To musi się rozwinąć na większą skalę. Marzę o tym, by przy parafiach były kluby przedsiębiorczości, by zachęcać ludzi do tego, by coś robili, a nie pozwalali się psuć przez socjalizm proponowany im przez rząd i organizacje pomocowe.

Socjalizm?

Opiekuńczość, rozleniwianie ludzi, płacenie im za sam fakt, że przyjdą na spotkanie, bo organizacja musi mieć podpis, by wyciągnąć pieniądze z Unii Europejskiej. To do niczego dobrego nie prowadzi.

Miałem kiedyś plan, żeby pociągnąć rury od studni do domów. Chciałem pokazać ludziom, że skoro każdego z osobna nie stać na to, by wykopać studnię, to wspólnymi siłami mogą sobie zorganizować wodę. Znalazłem sponsorów, podłączyliśmy dwadzieścia domów. Chciałem więcej, więc poszedłem do urzędu. No i tu zaczęły się problemy. Bo okazało się, że monopol na wodociągi ma państwowa firma, że nikt poza nią nie ma licencji, że ktoś rozpisał już projekt i właśnie jest on dyskutowany. Mówię na to, że co w tym trudnego, skoro sam przez kilka tygodni dwadzieścia domów podłączyłem, mamy przecież XXI wiek.

Czy Polska powinna przyjąć imigrantów z Afryki?

Milton Friedman powiedział: "Albo państwo opiekuńcze, albo otwarte granice. Tych dwóch spraw nie da się pogodzić".

Jak to się ma do mojego pytania?

Bo sprawa, o którą pan pyta, jest bardzo złożona. Nie ma na to prostej odpowiedzi. W pewnym sensie każdy z nas jest migrantem. W sensie ziemskim, bo szukamy lepszego życia. W ujęciu głębszym - bo ziemia jest dla nas przystankiem w drodze do Boga.

Ale wracając bezpośrednio do pytania, generalnie cały problem istnieje dlatego, że istnieją granice. Dlatego powinny one być otwarte, ale jednocześnie rząd nie powinien pomagać imigrantom i dawać im poczucia, że jesteśmy państwem socjalnym. Jeżeli gdzieś przyjeżdżają, muszą się sami utrzymać. Nie powinno być pomocy od państwa.

Dlaczego?

Bo prześladowania to jedno, a dążenie wielu osób do życia na koszt innego państwa to druga sprawa. Wielu imigrantów po prostu kalkuluje, że jak zapłacą przemytnikom tyle, to potem im się to zwróci w takim czasie i będą mieli lepsze życie. Normalna wymiana rynkowa.

Jeżeli osoby prywatne chcą pomagać imigrantom lub komukolwiek, kto jest w potrzebie, to świadczy o ich dobru. Rząd jednak powinien być w takich decyzjach bardzo ostrożny, bo wydaje pieniądze podatników. A oni nie muszą się na to zgadzać.

Sondaże pokazują, że większość Polaków nie chce imigrantów u siebie.

Bo się boją, np. o miejsca pracy. To rzecz jasna argument charakterystyczny dla państwa opiekuńczego, socjalnego, w którym nie ma zasad wolnego rynku. Z drugiej strony część społeczeństwa często zapomina o tym, że sami dostaliśmy pomoc, sami byliśmy migrantami i uciekaliśmy przed przemocą i reżimem komunizmu.

Pamiętam moje spotkanie sprzed lat w Warszawie z senatorami w werbistowskim ośrodku dla imigrantów. Gdy dowiedzieli się, że większość przebywających tam osób jest w Polsce nielegalnie, nie chcieli się w nic mieszać. Został jeden - dowiedziałem się od niego, że kiedyś sam uciekł do Kanady i mieszkał w podobnym ośrodku.

Migrowanie czasami jest konieczne i ryzykowne. Ale takie jest przecież życie. Przecież uciekając przed królem Herodem, święty Józef zabrał Maryję i Jezusa w daleką, ryzykowną i kosztowną podróż do Egiptu. Ale nawet do głowy mu nie przyszło, by zwracać się o pomoc do władcy sąsiedniego państwa.

Ksiądz Jacek Gniadek SVD
Misjonarz, werbista, teolog. Od 2010 roku pracuje w Zambii, wcześniej w Kongo, Botswanie i Liberii. Zajmuje się również tematami ekonomicznymi. Napisał książkę o Ludwigu von Missesie, twórcy austriackiej szkoły ekonomii. Autor książek: „Dwaj ludzie z Galicji. Koncepcja osoby ludzkiej według Ludwiga von Missesa i Karola Wojtyły”, „Ekonomia boska i ludzka. Kazania wolnorynkowe”. Prowadzi bloga pod adresem www.jacekgniadek.com.
 
OP
OP
Imperator

Imperator

Generalissimus
1 569
3 556
http://natemat.pl/144653,skarga-do-...-stryczka-ws-umow-smieciowych#comments-144653
Ksiądz przyznał, że "śmieciówki" nie są złe, więc donieśli na niego do inspekcji pracy i Watykanu

2054615f6e789b7315ca732b053ed18f,640,0,0,0.jpg

Stowarzyszenie Polska Społeczna napisało do papieża, by zwrócić jego uwagę na słowa ks. Jacka Stryczka •Fot. Przemek Wierzchowski / Agencja Gazeta
Wśród listów, jakie trafią niebawem do papieża Franciszka, znajdzie się pismo Stowarzyszenia Polska Społeczna. Poskarżono się w nim na słowa ks. Jacka Stryczka, który przyznał „Gazecie Wyborczej”, że nie wszyscy pracownicy jego Stowarzyszenia Wiosna są zatrudnieni na podstawie umowy o pracę.

W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” ks. Stryczek, pomysłodawca inicjatywy Szlachetna Paczka, przyznał, że część pracowników Stowarzyszenia Wiosna pracuje „na innych zasadach”.

– Bezpieczeństwo nie jest najważniejszym warunkiem pracy. Ponieważ jak ktoś zatrudnia pracownika, to nie po to, żeby on się czuł bezpieczny, tylko żeby realizował cele organizacji, do której został przyjęty. I ile razy ta zasada zostaje przekroczona, tyle razy są problemy – powiedział duchowny, dodając, że „nie ma żadnego problemu” z umowami śmieciowymi.

Słowa kapłana poruszyły Macieja Łapskiego, przewodniczącegoStowarzyszenia Polska Społeczna, który powiadomił o nich zarówno papieża Franciszka, jak i Okręgowy Inspektorat Pracy w Krakowie.

List do papieża

Pisząc do Ojca Świętego, Łapski podkreślił, że reprezentowane przez niego stowarzyszenie, zupełnie jak papież, nie godzi się na wyzysk.

– W działaniach i słowach Waszej Świątobliwości wielokrotnie widoczne było odrzucenie kultu pieniądza, tymczasem ks. Jacek Stryczek czyni z niego bożka, jednocześnie godząc się na krzywdę swoich bliźnich. Nie chcielibyśmy, aby twarz polskiego Kościoła była twarzą księdza, który źle czyni – napisał Łapski, który ma nadzieję na „stosowną interwencję”Franciszka w tej sprawie.

List do inspektoratu pracy
Okręgowy Inspektorat Pracy w Krakowie został zaś poproszony o zbadanie warunków, jakie panują w Stowarzyszeniu Wiosna.
cytat_icon.png
STOWARZYSZENIE POLSKA SPOŁECZNA

Słowa ks. Jacka Stryczka, prezesa Stowarzyszenia Wiosna, dają podstawę do wysunięcia podejrzenia o nielegalne zastępowanie umów o pracę umowami cywilnoprawnym przez pracodawcę Stowarzyszenie Wiosna. Z tego też powodu wnoszę o zbadanie sprawy pod tym kątem i stwierdzenie, czy i w przypadku ilu osób pracodawca stosuje „umowy śmieciowe”, oraz w przypadku stwierdzenia naruszenia prawa, wysunięcie powództw o udowodnienie istnienia stosunku pracy i ukaranie pracodawcy.

Sprawa leży w interesie publicznym, ponieważ nie wyobrażam sobie sytuacji,
 w której ktokolwiek, a tym bardziej osoba wykonująca zawód zaufania publicznego, łamie prawa pracownicze, chwali się tym i promuje pozbawianie pracowników należnych im praw.
STOWARZYSZENIE POLSKA SPOŁECZNA- trzeba zapamiętać tych gnojków bez RiGCZu.
 
U

ultimate

Guest
JA poza tym dobrze wiemy, że kościół, czy to modernistyczny, czy tradycjonalistyczny nie był i nie jest wolnościowy i optuje za zakazywaniem rzeczy, które uważa za grzech mimo, że nie stanowią one agresji.

Ile kobiet boi się grzechu?Ile razy słyszymy, że kobiety chciałyby zgrzeszyć z księdzem bo on taki wrażliwy,uduchowiony,tajemniczy. Marzą o romansie z księdzem.Kościół wiele zakazuje ale nie potrafi wyciągać konsekwencji wobec łamiących te zakazy kapłanów. Żona mojego kolegi miała romans z księdzem. Ma z nim dziecko. Kuria nie zrobiła nic,żeby uratować małżeństwo. Podobno były na kapłana nakładane zakazy kanoniczne ale on nadal spotykał się z jego żoną. Doszło oczywiście do rozpadu małżeństwa. Po co im te śluby czystości, przysięga? Ilu jest księży trwających wiernie w celibacie? Chyba najwyższy czas, żeby po dziewięciu wiekach Kościół zniósł przymus celibatu.Dzięki temu być może zmniejszyłaby się też liczba przestępstw na tle seksualnym wśród kapłanów.
Moim zdaniem jedynym mądrym kapłanem jest ks.Boniecki. To Ostatni Mohikanin. Po nim już nic. Niestety nie może korzystać z wolności słowa bo ma zakaz wypowiadania się.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
OP
OP
Imperator

Imperator

Generalissimus
1 569
3 556
Fakt, księża (albo cała organizacja kościelna) dzięki brakowi kobiet-kapłanów są bardziej tajemniczy a przez to bardziej atrakcyjni dla kobiet.
Dlatego trzeba zniszczyć koedukację w szkołach.
 

kowaI

Well-Known Member
422
561
..
Po co im te śluby czystości, przysięga? Ilu jest księży trwających wiernie w celibacie? Chyba najwyższy czas, żeby po dziewięciu wiekach Kościół zniósł przymus celibatu.Dzięki temu być może zmniejszyłaby się też liczba przestępstw na tle seksualnym wśród kapłanów.
Moim zdaniem jedynym mądrym kapłanem jest ks.Boniecki. To Ostatni Mohikanin. Po nim już nic. Niestety nie może korzystać z wolności słowa bo ma zakaz wypowiadania się.

gdyby znieść im celibat to natychmiast przestają być księżmi.
Walka z pociągiem wobec kobiet jest ich krzyżem, który decydują się nieść i to świadomie, więc się nad nimi nie lituj..
Druga sprawa -jak wyobrażasz sobie rozwód takiej pary i sprawę podziału majątku?
Ona zabiera chór+ organy?
 
U

ultimate

Guest
Aha.
gdyby znieść im celibat to natychmiast przestają być księżmi.
Jak podaje arcybiskup Jean-Claude Perisset, watykański dyplomata, o czym donosi dziennikpolski24.pl - w Stolicy Apostolskiej szykuje się debata na temat celibatu księży. Celibat nie jest dogmatem, ale tradycją Kościoła katolickiego – oświadczył arcybiskup. Zanim dojdzie do spotkania ekspertów i szerszej debaty, najpierw powstanie dokument, w którym - po "dogłębnej analizie" – mają być przedstawione "zalety i wady celibatu na całym świecie Polscy hierarchowie twierdzą stanowczo i tradycyjnie, że "Kościół ma większe problemy niż bezżeństwo księży". Celibat – ich zdaniem - to problem marginalny.
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/ksieza_chca_miec_zony_i_dzieci_watykan_szykuje_debate_266757.ht

Bezżenność to także wygoda, brak dojrzałości emocjonalnej do uczuć wyższych w tym do życia w rodzinie a czasami wygodna przykrywka do złych skłonności i zboczeń.Warto przypomnieć, że celibat (jako tradycja ?) został wprowadzony w 1074 roku przez papieża Grzegorza VII jako dekret ( a więc nie alternatywna tradycja) , który wówczas żonatym księżom nakazywał porzucenie swoich małżonek uznając je za nałożnice Ten art. jest z 2013 roku .Dwa lata mija i cisza Wydaj mi się, że jeżeli szykuje się jakakolwiek debata w tej kwestii, to w kontekście zabezpieczenia majątku kościelnego przed podziałem i roszczeniami - sprawami, które spowodowały wprowadzenie celibatu.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 728
Dwa lata mija i cisza
Bo watykańskie młyny mielą powoli.

Celibat nie jest dogmatem, ale tradycją Kościoła katolickiego – oświadczył arcybiskup. Zanim dojdzie do spotkania ekspertów i szerszej debaty, najpierw powstanie dokument, w którym - po "dogłębnej analizie" – mają być przedstawione "zalety i wady celibatu na całym świecie
Czyli wiemy co się szykuje. Jutro małżeństwa dla księży, pojutrze małżeństwa jednopłciowe dla Jezuitów.
Oj, ta przepowiednia, że Franciszek jest ostatnim papieżem, chyba się spełni.
 

tomky

Well-Known Member
790
2 039
Ksiądz Stryczek trolluje system. Idealne nazwisko na wiadomy dzień.

..."Chciałbym, żeby wszystkim było dobrze. I ty pewnie też chciałbyś… Dlatego apeluję do Ciebie, drogi, polski przedsiębiorco… Pewnie myślałeś, że jesteś dobry. To nie prawda. Jesteś zły. I to zły na wiele sposobów. Być może zatrudniasz ludzi i to na legalne, ale „śmieciowe” umowy. Być może nie dzielisz się z pracownikami swoim wynagrodzeniem, a na dodatek - o zgrozo - być może jesteś albo grozi ci, że będziesz bogaty! Dlatego apeluję do Twojego sumienia: zamknij firmę, jeśli ją masz. Zamknij. Stań się bezrobotnym i oddaj się pod opiekę państwa. Dopiero wtedy masz szansę znowu stać się dobrym człowiekiem. "
...
"Wydawało mi się, że firma musi wytwarzać coś, za co inni będą chcieli zapłacić i z tego będzie płaciła pracownikom i tak powstaną miejsca pracy. To nieprawda. Miejsca pracy powstają dzięki pomocy bezrobotnym.

Wydawało mi się, że trzeba ciężko pracować, również nad sobą, by się dorobić. To nieprawda. Można i należy się dorabiać nie ciężką pracą. Można przecież dostać dopłatę, dotację. Można i należy to załatwić inaczej.

Wydawało mi się wreszcie, że przezwyciężeniem biedy i podziałów społecznych w naszym kraju jest etos przedsiębiorczości i pracowitości. Że wszyscy powinni sobie radzić w życiu, a pomagać należy tylko tym, którzy przejściowo niedomagają. To nieprawda. Ci radzący sobie w życiu, przedsiębiorczy i pracowici są podejrzani. Bo w sumie: dlaczego im się chce? Dlaczego mają lepiej?"

http://www.pb.pl/4194465,2923,ksiadz-stryczek-namawia-do-zamykania-firm
 

mikioli

Well-Known Member
2 770
5 382
No ale wierni mówią, że kapłan, który posiada dar celibatu lepiej wypełnia swoją posługę wobec Boga ,Kościoła i Bożego Ludu.
Racja... zresztą przeca istnieje konkurencja, która celibatu nie ma, a nawet prawosławny system mieszany... wolny rynek idei dziffki
 
Do góry Bottom