- Moderator
- #2 381
- 8 902
- 25 790
A jak napiszę, że powinniśmy otworzyć nasze własne, polskie obozy śmierci nieoparte na zagranicznym kapitale, to też mnie będą chcieli karać, podciągając pod tę ustawę?
Tego pewnie nie brali pod uwagę - za wąskie horyzonty.A jak napiszę, że powinniśmy otworzyć nasze własne, polskie obozy śmierci nieoparte na zagranicznym kapitale, to też mnie będą chcieli karać, podciągając pod tę ustawę?
Papierowe wydruki już niedługo mogą zniknąć z naszego życia. Z końcem 2017 r. biznes czeka wielka wymiana kas fiskalnych na takie, które będą rejestrowały sprzedaż elektronicznie.
Łatwiej ma być klientom i handlowcom, którzy latami muszą przechowywać paragony, ale celem jest też ukrócenie szarej strefy poprzez popularyzację obrotu bezgotówkowego. Ministerstwo Rozwoju szacuje ostrożnie, że dzięki elektronicznym paragonom wpływy z VAT wzrosną o 2–3 mld zł rocznie.
Resort, w którym zrodził się pomysł, chce, by docelowo nowe kasy były zintegrowane z terminalami do płatności kartami. Na początku czerwca wysłał do prezesa Głównego Urzędu Miar prośbę o zaprzestanie homologacji kas dwurolkowych, które obsługują tylko transakcje gotówkowe i tworzą jedynie papierowe kopie paragonów. – We wrześniu znowelizujemy rozporządzenie w sprawie kryteriów i warunków technicznych, którym muszą odpowiadać kasy rejestrujące. Będzie ono miało odpowiednio długie vacatio legis, by handel mógł się do tego przygotować, minimum sześciomiesięczne, być może roczne – mówi Tadeusz Kościński, wiceminister rozwoju.
Długi termin na wymianę kas ma pomóc handlowcom w rozłożeniu kosztów w czasie. Największe poniesie mały handel, bo to on wciąż korzysta z kas dwurolkowych, które będą musiały zostać wycofane z rynku. Jak szacuje resort rozwoju po rozmowach z przedstawicielami organizacji handlowych, na rynku kasy dwurolkowe stanowią połowę urządzeń będących w obrocie, czyli ok. 600 tys. Koszt wymiany to wydatek 1–1,5 tys. zł, co oznacza, że handlowcy będą musieli wydać ok. 700 mln zł na nowy sprzęt.
Wprowadzenie nowych kas mogłoby być punktem wyjścia do stworzenia centralnego rejestru paragonów. Miałby on działać na podobnej zasadzie jak przygotowywany przez Ministerstwo Finansów centralny rejestr faktur. Prowadzić go ma specjalna spółka powołana właśnie przez MF. Baza paragonów miałaby być narzędziem analitycznym dla kontroli skarbowej. Wychwytywane byłyby wszelkie anomalie, np. skokowy wzrost lub spadek sprzedaży, co mogłoby być podstawą do wszczęcia kontroli. Ministerstwo Finansów odnosi się do pomysłu resortu rozwoju z dystansem. Nieoficjalnie usłyszeliśmy, że taka rewolucyjna zmiana będzie trudna do przeprowadzenia.
Ministerstwo Rozwoju we wrześniu chce znowelizować rozporządzenie w sprawie kryteriów i warunków technicznych, którym muszą odpowiadać kasy rejestrujące obrót w sklepach i punktach usługowych. Nowe kasy mają rejestrować sprzedaż tylko elektronicznie. Docelowo handlowcy mieliby zaprzestać wydawania papierowych paragonów i zastąpić je elektronicznymi.
Tadeusz Kościński, wiceminister rozwoju, mówi, że resort zdaje sobie sprawę z kosztów całej operacji. Dlatego nowe przepisy mają mieć odpowiednio długie vacatio legis – nawet rok – a handlowcy będą mogli liczyć na jakąś formę finansowego wsparcia. – Staramy się wypracować rozwiązanie, które pomoże obniżyć te wydatki. Rozmowy w tej sprawie są prowadzone nie tylko z producentami kas, ale także z resortem finansów – komentuje wiceszef MR. Jego zdaniem w grę wchodzi zarówno dofinansowanie podobne do obowiązującego teraz – można odliczyć 700 zł od podatku przy zakupie nowej kasy – jak i pomoc w postaci wzięcia urządzenia na raty czy w leasing.
Po co ta rewolucja? Nowe kasy mają być zintegrowane z terminalami płatniczymi, po to by elektroniczne paragony mogły od razu trafiać za zgodą klienta na przykład do bankowych systemów. To m.in. dzięki temu klienci mieliby do nich dostęp. Wiceminister Kościński przekonuje, że kupujący będą mieli z tego rozwiązania same korzyści. Przede wszystkim paragon będzie na trwałym nośniku (papierowy łatwo zgubić), dzięki czemu prościej będzie dochodzić swoich praw w drodze reklamacji. Banki będą mogły oferować im usługę zarządzania paragonami, co ułatwi kontrolę nad domowym budżetem. Będą mogły również skroić dodatkowe usługi pod konkretnego klienta, widząc na podstawie tych danych, jakie są jego potrzeby. Z kolei handlowcom łatwiej będzie oferować klientom programy lojalnościowe. Celem tego wszystkiego ma być promocja obrotu bezgotówkowego, który – co do zasady – jest jednym z bardziej skutecznych narzędzi w ograniczaniu szarej strefy.
– Im więcej będzie obrotu bezgotówkowego, tym lepszy efekt skali, który pomoże w negocjowaniu stawek z operatorami kart. Cały ten proces jest skorelowany z pracami nad krajową kartą płatniczą. Ale oczywiście nikt nie mówi, że będzie to działać z pominięciem innych operatorów. Chcemy, by proces odbywał się na partnerskich zasadach – twierdzi wiceminister Kościński. – Obecnie rozmawiamy nad technicznym rozwiązaniem tej kwestii ze Związkiem Banków Polskich oraz z Fundacją Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego (FROB) – dodaje.
Jego zdaniem zyskają też sprzedawcy, którzy będą mogli dowód transakcji przechowywać w wersji elektronicznej. W przypadku przedsiębiorców, poza oszczędnością miejsca na składowanie rolek z paragonami, wiąże się to też z mniejszymi wydatkami na prowadzenie działalności. Odejdą im bowiem koszty zakupu rolek paragonów czy konserwacji sprzętu.
Ci klienci, którzy nie mają zwyczaju korzystać z kart płatniczych, też mają szansę wejść do nowego systemu. Jako że nowe kasy mają mieć dostęp do internetu, wystarczy, że klient płacąc gotówką, korzysta z programu lojalnościowego albo po prostu poda swój adres e-mail lub numer telefonu, a sprzedawca (a właściwie jego kasa) prześle mu elektroniczny paragon. W założeniach jest oczywiście opcja, że przez jakiś czas można będzie odbierać wydrukowany dowód sprzedaży.
Bankowcy pomysłowi są przychylni. Jerzy Bańka, wiceprezes Związku Banków Polskich, mówi, że mogłoby się to przyczynić do popularyzacji obrotu bezgotówkowego. A to oznacza spadek kosztów w gospodarce (używanie gotówki kosztuje, choćby jej przeliczanie, sortowanie czy magazynowanie i transport) oraz ograniczenie szarej strefy (obrót bezgotówkowy z zasady jest rejestrowany). – Banki zawsze będą wspierały tego typu przedsięwzięcia – podkreśla wiceprezes.
Mieszane uczucia mają natomiast handlowcy. Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu, zwraca uwagę na koszty. – To spore wydatki, jeśli chodzi o mały handel. Zwłaszcza że w ostatnich latach na skutek zmieniających się przepisów musieliśmy już wymieniać urządzenia. Teraz czeka nas kolejna rewolucja. A przypomnę, że średnia rentowność w handlu nie przekracza 1 proc. Każde dodatkowe nieprzewidziane wydatki to zatem spore obciążenie dla sprzedawców – komentuje Ptaszyński.
Duży handel w większości używa już kas z elektroniczną ewidencją, więc sama wymiana go nie martwi. Ale też ma swoje uwagi. Chciałby na przykład dopracowania już na tym etapie sposobu przesyłania danych. – Zależy nam, by dane z naszej strony spływały do systemu na koniec dnia, a nie byśmy byli zobligowani do ich wysyłania po każdej zawartej transakcji. Niestety problemy z siecią nie należą do rzadkości. Przeciążenia są częste, gdy klientów jest dużo – dodaje Karol Stec, szef departamentu prawnego Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
Nowy system może mieć jeszcze jedną zaletę: poprawi fiskalizację online. Stosunkowo łatwo kasę można będzie skontrolować zdalnie. Teoretycznie też kasy mogłyby przesyłać dane na temat paragonów do jednej centralnej bazy w jednym ustalonym formacie. Taki centralny rejestr paragonów prowadziłoby Ministerstwo Finansów, a dokładnie jego specjalna spółka, która już pracuje nad centralnym rejestrem faktur. Oba systemy działałyby na podobnej zasadzie, czyli wyłapywałyby wszystkie anomalie. Może być nią np. skokowy wzrost lub spadek sprzedaży w sieci sklepów lub nawet w konkretnym sklepie, który byłby powodem do wszczęcia kontroli przez fiskusa.
Tyle że sceptyczne wobec tych założeń jest samo Ministerstwo Finansów. Ze względu na koszty całej operacji i konieczność technicznego dostosowania przedstawiciele MF wątpią, by udało się szybko wprowadzić system elektronicznych paragonów z ich centralną bazą.
Resort ma także zastrzeżenia do dużej roli, jaką w całym projekcie miałyby odegrać banki. – Nie chcemy, aby ten udział był nadmierny. To budzi nasz największy opór. Byłoby źle, gdyby bank stał się Wielkim Bratem, dysponując zbyt dużą ilością danych na temat zachowań klientów – powiedział DGP przedstawiciel MF.
Celem całej operacji jest promocja obrotu bezgotówkowego
Paragony tylko w sieci. Zmiany od 2017 r.
Źródło:
http://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/955606,e-paragon-tylko-w-sieci.html
"Jugendamt interweniuje zawsze, gdy zagrożone jest dobro dziecka" - powiedział rzecznik urzędu powiatowego Esslingen, Peter Keck, pytany o przyczyny odebrania Polce trzydniowego noworodka. Rodzice krytykują działania urzędu jako bezprawne. O podjęciu sprawy zdecydował Rzecznik Praw Obywatelskich. Wcześniej zainteresował się nią także resort sprawiedliwości.
Zdj. ilustracyjne/Photoshot/Retna /PAP/EPA
W ostatnich tygodniach w jednym z niemieckich szpitali przedstawiciele Jugendamtu odebrali Polce trzydniowe dziecko. Podkreślam z całą mocą, że w tym przypadku chodzi wyłącznie o dobro noworodka, a nie o narodowość czy obywatelstwo. Jugendamt jest zobowiązany do oceny ryzyka zagrożenia w przypadku, gdy dostrzeże niebezpieczeństwo dla dobra dziecka, i do podjęcia kroków w celu jego ochrony bądź w celu udzielenia mu pomocy -powiedział Keck dziennikarzowi PAP.
Rzecznik urzędu Esslingen zastrzegł, że ze względu na przepisy o ochronie danych nie może ujawnić szczegółów dotyczących tej konkretnej decyzji o otoczeniu noworodka opieką. Jak zaznaczył, sprawą zajmowało się stale dwóch urzędników, aby "zminimalizować groźbę popełnienia błędu".
Rzecznik zauważył, że Jugendamt stara się o utrzymanie kontaktu między rodzicami a odebranym dzieckiem. Pragnące zachować anonimowość źródło poinformowało PAP, że biologiczna matka dziewczynki zobaczyła w czwartek, po raz pierwszy od dwóch i pół tygodnia, dziecko przebywające u matki zastępczej. Mąż Polki żalił się wcześniej, że kobieta od dwóch tygodni nie widziała córki.
Keck wyjaśnił, że w związku ze sprzeciwem rodziców wobec decyzji Jugendamtu o dalszych losach noworodka rozstrzygnie sąd rodzinny. Rozprawa wyznaczona jest na 24 sierpnia.
O dalszych losach noworodka rozstrzygnie sąd rodzinny
Dyrektor zespołu prawa konstytucyjnego i międzynarodowego w Biurze RPO Mirosław Wróblewski poinformował PAP, że rzecznik z urzędu zajmie się sprawą. Przygotowujemy wystąpienie do konsula Rzeczypospolitej w Niemczech, który ma nie tylko możliwość, ale i obowiązek obrony praw polskich obywateli - dodał Wróblewski. Wskazał, że konsul ma np. możliwość udziału w sprawach sądowych oraz uzyskiwania informacji w organach administracji niemieckiej.
Postępowanie w całej sprawie wszczęto w Ministerstwie Sprawiedliwości na polecenie szefa resortu Zbigniewa Ziobry. Będzie je nadzorować wiceminister Michał Wójcik - informował rzecznik MS Sebastian Kaleta. Według niego w piątek Wójcik zwrócił się do Ministerstwa Sprawiedliwości Niemiec o podanie podstawy prawnej odebrania obywatelce polskiej dziecka po porodzie.
Rodzice przesłali stacji Polsat News oświadczenie poniższej treści: W dwa tygodnie po bezprawnym zabraniu naszego dziecka ze szpitala, niemieccy urzędnicy powiadomili nas o narzuceniu dziecku niemieckiego obywatelstwa wbrew naszej woli, mimo że jesteśmy wyłącznie polskimi obywatelami. Nie mając nadziei na uczciwość po stronie niemieckich urzędników, w głębokiej obawie o rozwój naszego dziecka, prosimy obecnie polski rząd kierowany przez panią premier Beatę Szydło o niezwłoczną ochronę praw naszego dziecka do życia rodzinnego i tożsamości narodowej.
Według rodziców większość zarzutów, stawianych im przez niemieckich urzędników, to "pogłoski z drugiej lub trzeciej ręki, po części już zaprzeczone przez osoby, którym je przypisano". Remont mieszkania dokonywany, by dostosować go do potrzeb matki z małym dzieckiem, wykorzystano jako pretekst do zarzucenia matce nieporządku w mieszkaniu - napisali w oświadczeniu.
Zarzutem miało być także to, że "w czasie ciąży matka nie dopatrzyła konsultacji lekarskiej".
Odebrano ponad 40 tys. dzieci
W ubiegłym roku Jugendamty podjęły decyzję o odebraniu rodzicom ponad 40 tys. dzieci, najczęściej ze względu na problemy wychowawcze. Większość interwencji dotyczyła rodzin niemieckich. Oprócz tego urzędy opiekowały się blisko 40 tys. dzieci i nastolatków, którzy przyjechali do Niemiec jako uchodźcy bez rodziców bądź opiekunów.
Działalność niemieckich urzędów jest krytykowana przez część polityków w Polsce oraz polskie media ze względu na kontrowersyjne przypadki odbierania dzieci małżeństwom polsko-niemieckim lub polskim.
Komisja petycji Parlamentu Europejskiego przyjęła kilka lat temu krytyczny raport w sprawie Jugendamtów. Komisja badała skargi rodziców z różnych państw UE, którzy zarzucali Jugendamtom utrudnianie lub wręcz uniemożliwianie im kontaktu z dzieckiem w przypadkach, gdy sąd orzekł dostęp rodzicielski pod nadzorem.
W Polsce głośne były sprawy rozwiedzionych Polaków mieszkających w Niemczech, którzy skarżyli się, że niemieckie instytucje uniemożliwiały im posługiwanie się językiem polskim w czasie nadzorowanych spotkań z dziećmi. Podobne problemy zgłaszali też rodzice z Francji i Włoch.
Jugendamty czyli urzędy do spraw dzieci i młodzieży, powstały w latach 20. XX wieku jako instytucja opiekująca się trudną młodzieżą, zdeprawowaną w wyniku wojny. Po dojściu do władzy w 1933 roku naziści włączyli sieć tych placówek do swojego systemu wychowawczego.
Obecnie działalność urzędów do spraw młodzieży znajduje się w gestii niemieckich krajów związkowych (landów). W przypadkach zaniedbania dzieci przez opiekunów lub znęcania się nad nimi, co nierzadko kończy się śmiercią nieletnich, Jugendamty krytykowane są za opieszałość i brak zdecydowania; z drugiej strony zarzuca się im ingerowanie w życie rodzin i naruszanie prywatności.
Na początku sierpnia, trzy dni po porodzie, przedstawiciele Jugendamtu w Esslingen odebrali Polce córeczkę. Noworodka zabrali prosto ze szpitala - informuje Polsat News. Jaki był powód? Matka usłyszała, że dziecko "wyschnie" pod jej opieką, bo nie będzie potrafiła go wykarmić. Przez 2 i pół tygodnia kobieta nie mogła również zobaczyć córeczki. Dziecku nadano także niemieckie obywatelstwo, chociaż rodzice są polskimi obywatelami. Na polecenie Zbigniewa Ziobry ministerstwo sprawiedliwości zwróciło się do swojego odpowiednika niemieckiego o podanie podstawy prawnej takich działań urzędu.
Dlaczego urzędnicy zabrali dziecko?
Niemiecki urząd zarzuca matce, że nie będzie potrafiła wykarmić dziecka, ma nieporządek w mieszkaniu oraz nie była na jednej konsultacji lekarskiej w trakcie ciąży - informuje dziennik "Fakt". Zdaniem rodziców to plotki, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Powodem nieporządku był remont mieszkania, które dostosowywali do potrzeb niemowlęcia. Matka broni się, że ciąża przebiegała wzorowo, nie odczuwała żadnych dolegliwości, a dziecko urodziło się zdrowe.
jugendamty stały sie tak potężne że nwet już urzędasy i politycy na nich narzekają a ruszyć ich nie mogą...Ciekawe czy islamskim obywatelom Jugemdamty tak chętnie "pomagają"...
Tutaj projekt został w miarę przystępnie omówiony oraz wyjaśniony:Nowy projekt resortu sprawiedliwości.
Kontrowersyjny projekt ustawy przygotowało Ministerstwo Sprawiedliwości. Michał Magdziak, ekspert FOR, zwraca uwagę, że projekt wprowadza zagrożenie karami dla uczciwych przedsiębiorców, jeżeli okaże się, że przestępstwo popełni ich pracownik.
Projekt ustawy wprowadza jednak także odpowiedzialność karną dla tych, którzy nie prowadzą firmy, ale w trakcie dochodzenia okaże się, że utrzymują "stały kontakt" z osobą, której postawione zostaną inne zarzuty.
http://msp.money.pl/wiadomosci/praw...6.html?utm_source=taboola&utm_medium=referral
Jeżeli jestem szefem firmy, a mój podwładny dokona jakiegoś "wałka", który został przede mną doskonale zakamuflowany, to dlaczego zakłada się, że ja nie zachowałem ostrożności lub nie mogłem tego przewidzieć? Pachnie mi to odpowiedzialnością zbiorową.Do Kodeksu karnego skarbowego ma zostać dodany art. 31a w brzmieniu:
Art. 31a
§ 1. W razie skazania za przestępstwo skarbowe, powodujące uszczuplenie należności publicznoprawnej dużej wartości, sąd może orzec przepadek składników i praw majątkowych przedsiębiorstwa, które służyło lub było przeznaczone do popełnienia tego przestępstwa, chociażby nie stanowiło własności sprawcy, jeżeli jego właściciel lub inna osoba uprawniona na skutek niezachowania ostrożności wymaganej w danych okolicznościach przewidywała albo mogła przewidzieć, że może ono służyć lub być przeznaczone do popełnienia przestępstwa.
Dokładniej to jest przerzucanie odpowiedzialności, czyli pewna forma odpowiedzialności zbiorowej. To potwierdza jedynie bezsilność tych kurwozjebów.Pachnie mi to odpowiedzialnością zbiorową.
Raczej nie, bo dziś organizacji zajmujących się ujawnianiem wycieków jest więcej.Właśnie czytam spekulacje, że podobno ma to związek z wyciekiem maili Clintonów,