Wkurzające newsy z rana

FatBantha

sprzedawca niszowych etosów
Członek Załogi
8 902
25 737
...

MF: 25 lat więzienia nie tylko za oszustwa podatkowe
60 minut temu Aktualizacja: 42 minuty temu
Zaproponowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości zwiększenie kar za oszustwa w podatku VAT, mogą mieć zastosowanie także dla przedsiębiorców nie działających w celu dokonania wyłudzenia podatku. Maksymalna kara ma wynieść 25 lat więzienia!!!


Celem rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy - Kodeks karny oraz niektórych innych ustaw jest doprowadzenie do sytuacji, w której przestępcze działania obywateli, zmierzające do nielegalnego uzyskania środków finansowych staną się nieopłacalne, a wyjątkowo surowa sankcja karna stanowić będzie walor odstraszający potencjalnych sprawców. Projektowane zmiany są uzupełnieniem szeregu działań podejmowanych przez administrację rządową, służących uszczelnieniu systemu poboru podatków, przeciwdziałaniu wyłudzeniom podatku od towarów i usług i zapewnieniu uczciwej konkurencji wszystkim uczestnikom obrotu gospodarczego.

Rada Podatkowa Konfederacji Lewiatan, rozumie cel autora projektu, zwracamy jednak uwagę na istotne wady projektowanych przepisów.

Zgodnie z projektowanym art. 271 a "Kto wystawia fakturę lub faktury, dotyczące towarów lub usług, których wartość lub łączna wartość jest znaczna, podając w niej nieprawdę co do okoliczności mogących mieć znaczenie dla określenia wysokości należności publicznoprawnej lub takiej faktury używa podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8".

Jeżeli wartość lub łączna wartość należności publicznoprawnej przekroczy pięciokrotność kwoty określającej mienie wielkiej wartości (5 mln zł), podlegać będzie karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze 25 lat pozbawienia wolności!!! (art. 277a)

Zdaniem Przemysława Pruszyńskiego, doradcy podatkowego, sekretarza Rady Podatkowej, sformułowanie "podając w niej nieprawdę co do okoliczności mogących mieć znaczenie dla określenia wysokości publicznoprawnej" obejmie swoim zakresem również zwykłe błędy lub spory podatników z organami podatkowymi, np. co do wysokości stawki podatku.

Przykładem takim jest niedawno zakończony spór o ubezpieczenia w branży leasingowej - stosowanie zwolnienia zamiast 23% stawki podatku. W kontekście projektowanych przepisów mogłoby to oznaczać ryzyko min. 5 lat więzienia jeśli podatnik kontynuował korzystanie ze zwolnienia do czasu wyjaśnienia interpretacji.

Percepcja aparatu skarbowego byłaby jasna - podatnik podawał nieprawdę w fakturze, ponieważ w sposób świadomy wskazywał na zwolnienie (działanie umyślne).

Warto zwrócić uwagę, że kwota 5 mln zł jest wielka w kontekście oszustw i wyłudzeń, jednak w przypadku dużych podmiotów gospodarczych, których obroty liczone są w miliardach złotych stanowi wartość realnie dokonywanych transakcji - dodaje Pruszyński.

Rada Podatkowa zauważa, że uwzględniając sankcyjny charakter przepisów prawa karnego, konieczne jest zdefiniowanie okoliczności i przesłanek nałożenia kary, a także powiązania wysokości kary z wysokością uszczuplenia podatkowego oraz przyczynieniem się do powstania uszczuplenia. Projektowane przepisy (art. 270a, 271a oraz 277a) nie spełniają tych kryteriów, przez co istnieje ryzyko, że będą stosowane w przypadkach, gdy nie wystąpi uszczuplenie podatkowe, bądź będzie ono nieproporcjonalnie małe w stosunku do wymiaru sankcji.

Jako kryterium zaostrzenia kary przyjęto wyłącznie wartość faktury, przy czym nie jest ona wyznacznikiem szkodliwości czynu! Zupełnie pominięto okoliczności czynu oraz wartość szkody. W najgorszym przypadku można sobie wyobrazić nałożenie nadzwyczajnie wysokiej kary za wątpliwą nieprawidłowość (niejasne kryteria oceny) nie mającą wpływu na zobowiązanie podatkowe.

Zastrzeżenie budzi także przyjęcie, że osobą odpowiedzialną będzie osoba wystawiająca fakturę.

Z doświadczenia wiadomo, że taka osoba wykonuje najczęściej proces stricte techniczny nie mając całego obrazu transakcji. W przypadku osób prawnych istnieje odrębność podmiotowa między podatnikiem (osobą prawną), a osobą podlegającą karze. Może zatem zaistnieć sytuacja, w której osoba wystawiająca fakturę lub otrzymująca (dokonująca czynności związanych z rozliczeniem faktury) nie ma wiedzy o oszustwie, lub też której rola nie ma związku z "nieprawdą", a zgodnie z projektowanym przepisem będzie podlegała karze, której wysokość będzie zależała tylko i wyłącznie od wartości towarów i usług, a więc zupełnie bez związku z wysokością uszczuplenia i stopniem w jakim ta osoba przyczyniła się do podania nieprawdy!

Konfederacja Lewiatan

Ministerstwo Finansów spodziewa się, że Jednolity Plik Kontrolny pomoże ujawnić oszustwa VAT-owskie. Od 1 lipca duże firmy mają obowiązek przekazywania sprawozdań finansowych w formie jednolitego pliku, który ułatwi pracę kontrolerom skarbowym. Jednak wysyłanie informacji dopiero się rozpoczyna, bo termin dostarczenia danych za lipiec minie 25 sierpnia.

Robert Kietliński z Ministerstwa Finansów wyjaśnia, że uzyskane informacje, po przeanalizowaniu, pomogą wskazać firmy, które należy skontrolować. Dodaje, że w ten sposób będzie można znaleźć nieuczciwych przedsiębiorców, którzy specjalizują się na przykład w wyłudzaniu VAT-u.

Firmy przesyłają pliki do baz danych zlokalizowanych w tak zwanej "chmurze", skąd będą pobierane przez fiskus. Robert Kietliński zapewnia, że przesłane przez przedsiębiorców informacje są bezpieczne.Na razie, obowiązek przekazywania informacji w formie Jednolitego Pliku Kontrolnego dotyczy jedynie największych przedsiębiorców. Od stycznia przyszłego roku obejmie on średnie i małe firmy, a od początku 2018 roku - także mikroprzedsiębiorców.

IAR
IAR/INTERIA.PL
 

alfacentauri

Well-Known Member
1 164
2 172
A jak napiszę, że powinniśmy otworzyć nasze własne, polskie obozy śmierci nieoparte na zagranicznym kapitale, to też mnie będą chcieli karać, podciągając pod tę ustawę?
Tego pewnie nie brali pod uwagę - za wąskie horyzonty.


Tak jeszcze z rozkmin nad intencjami ustawodawców, to mam inne spostrzeżenie. Państwo polskie przejęło po wojnie tzw. ziemie odzyskane, na których pewnie Niemcy założyli ileś miast. Jak nawet ich nie założyli to wybudowali tam pełno domów, kościołów itd. Nie tylko na tych ziemiach coś tworzyli bo ileś tam wybudowali w zaborze pruskim, w samej Polsce i w czasie okupacji hitlerowskiej też stworzyli jakąś infrastrukturę, której częścią były obozy koncentracyjne. Zastanawia mnie dlaczego te środowiska, które z takim uporem walczą o to, żeby obozy nazywać niemieckimi, nie mają takiego zapału by konsekwentnie walczyć o podkreślenie tego, że pewne domy, fabryki, kościoły, teatry są również niemieckie. Jakby ktoś podkreślił niemieckość zachodu Polski to pewnie wielu z tych bojowników by się na niego oburzyło. Obozy nie dość, że nie mają być polskie to nie mogą być też nazistowskie, mają być niemieckie. W Polsce często utożsamia się Krzyżaków z Niemcami. Czy zatem zamiast mówić o zamku krzyżackim w Malborku nie powinno się walczyć o zamek niemiecki w Malborku? Chciało by się rzec, że państwo polskie przejęło to z dobrodziejstwem inwentarza. A tu wydaje mi się, że jest inaczej. Ja wiem, że oni nie chcą by ktoś źle to zrozumiał i myślał, że to Polacy zabijali w obozach ludzi. Ale podobnie ktoś może błędnie myśleć, że jeśli jakieś piękne zabytki znajdują się w Polsce to są one z tego powodu dziełem Polaków, podczas gdy faktycznie są dziełem Niemców. Jeśli tak bardzo im zależy, żeby te obozy nie były kojarzone z Polską to ich pozostałości mogli by rozebrać i odesłać Niemcom albo jeszcze lepiej walczyć o to by tereny na których się one znajdowały wydzielić z terytorium Polski i przyłączyć je do Niemiec.
 

Madmar318

Well-Known Member
303
1 081
Paragony tylko w sieci. Zmiany od 2017 r.
Papierowe wydruki już niedługo mogą zniknąć z naszego życia. Z końcem 2017 r. biznes czeka wielka wymiana kas fiskalnych na takie, które będą rejestrowały sprzedaż elektronicznie.
Łatwiej ma być klientom i handlowcom, którzy latami muszą przechowywać paragony, ale celem jest też ukrócenie szarej strefy poprzez popularyzację obrotu bezgotówkowego. Ministerstwo Rozwoju szacuje ostrożnie, że dzięki elektronicznym paragonom wpływy z VAT wzrosną o 2–3 mld zł rocznie.

Resort, w którym zrodził się pomysł, chce, by docelowo nowe kasy były zintegrowane z terminalami do płatności kartami. Na początku czerwca wysłał do prezesa Głównego Urzędu Miar prośbę o zaprzestanie homologacji kas dwurolkowych, które obsługują tylko transakcje gotówkowe i tworzą jedynie papierowe kopie paragonów. – We wrześniu znowelizujemy rozporządzenie w sprawie kryteriów i warunków technicznych, którym muszą odpowiadać kasy rejestrujące. Będzie ono miało odpowiednio długie vacatio legis, by handel mógł się do tego przygotować, minimum sześciomiesięczne, być może roczne – mówi Tadeusz Kościński, wiceminister rozwoju.

Długi termin na wymianę kas ma pomóc handlowcom w rozłożeniu kosztów w czasie. Największe poniesie mały handel, bo to on wciąż korzysta z kas dwurolkowych, które będą musiały zostać wycofane z rynku. Jak szacuje resort rozwoju po rozmowach z przedstawicielami organizacji handlowych, na rynku kasy dwurolkowe stanowią połowę urządzeń będących w obrocie, czyli ok. 600 tys. Koszt wymiany to wydatek 1–1,5 tys. zł, co oznacza, że handlowcy będą musieli wydać ok. 700 mln zł na nowy sprzęt.

Wprowadzenie nowych kas mogłoby być punktem wyjścia do stworzenia centralnego rejestru paragonów. Miałby on działać na podobnej zasadzie jak przygotowywany przez Ministerstwo Finansów centralny rejestr faktur. Prowadzić go ma specjalna spółka powołana właśnie przez MF. Baza paragonów miałaby być narzędziem analitycznym dla kontroli skarbowej. Wychwytywane byłyby wszelkie anomalie, np. skokowy wzrost lub spadek sprzedaży, co mogłoby być podstawą do wszczęcia kontroli. Ministerstwo Finansów odnosi się do pomysłu resortu rozwoju z dystansem. Nieoficjalnie usłyszeliśmy, że taka rewolucyjna zmiana będzie trudna do przeprowadzenia.

Ministerstwo Rozwoju we wrześniu chce znowelizować rozporządzenie w sprawie kryteriów i warunków technicznych, którym muszą odpowiadać kasy rejestrujące obrót w sklepach i punktach usługowych. Nowe kasy mają rejestrować sprzedaż tylko elektronicznie. Docelowo handlowcy mieliby zaprzestać wydawania papierowych paragonów i zastąpić je elektronicznymi.

Tadeusz Kościński, wiceminister rozwoju, mówi, że resort zdaje sobie sprawę z kosztów całej operacji. Dlatego nowe przepisy mają mieć odpowiednio długie vacatio legis – nawet rok – a handlowcy będą mogli liczyć na jakąś formę finansowego wsparcia. – Staramy się wypracować rozwiązanie, które pomoże obniżyć te wydatki. Rozmowy w tej sprawie są prowadzone nie tylko z producentami kas, ale także z resortem finansów – komentuje wiceszef MR. Jego zdaniem w grę wchodzi zarówno dofinansowanie podobne do obowiązującego teraz – można odliczyć 700 zł od podatku przy zakupie nowej kasy – jak i pomoc w postaci wzięcia urządzenia na raty czy w leasing.

Po co ta rewolucja? Nowe kasy mają być zintegrowane z terminalami płatniczymi, po to by elektroniczne paragony mogły od razu trafiać za zgodą klienta na przykład do bankowych systemów. To m.in. dzięki temu klienci mieliby do nich dostęp. Wiceminister Kościński przekonuje, że kupujący będą mieli z tego rozwiązania same korzyści. Przede wszystkim paragon będzie na trwałym nośniku (papierowy łatwo zgubić), dzięki czemu prościej będzie dochodzić swoich praw w drodze reklamacji. Banki będą mogły oferować im usługę zarządzania paragonami, co ułatwi kontrolę nad domowym budżetem. Będą mogły również skroić dodatkowe usługi pod konkretnego klienta, widząc na podstawie tych danych, jakie są jego potrzeby. Z kolei handlowcom łatwiej będzie oferować klientom programy lojalnościowe. Celem tego wszystkiego ma być promocja obrotu bezgotówkowego, który – co do zasady – jest jednym z bardziej skutecznych narzędzi w ograniczaniu szarej strefy.

– Im więcej będzie obrotu bezgotówkowego, tym lepszy efekt skali, który pomoże w negocjowaniu stawek z operatorami kart. Cały ten proces jest skorelowany z pracami nad krajową kartą płatniczą. Ale oczywiście nikt nie mówi, że będzie to działać z pominięciem innych operatorów. Chcemy, by proces odbywał się na partnerskich zasadach – twierdzi wiceminister Kościński. – Obecnie rozmawiamy nad technicznym rozwiązaniem tej kwestii ze Związkiem Banków Polskich oraz z Fundacją Rozwoju Obrotu Bezgotówkowego (FROB) – dodaje.

Jego zdaniem zyskają też sprzedawcy, którzy będą mogli dowód transakcji przechowywać w wersji elektronicznej. W przypadku przedsiębiorców, poza oszczędnością miejsca na składowanie rolek z paragonami, wiąże się to też z mniejszymi wydatkami na prowadzenie działalności. Odejdą im bowiem koszty zakupu rolek paragonów czy konserwacji sprzętu.

Ci klienci, którzy nie mają zwyczaju korzystać z kart płatniczych, też mają szansę wejść do nowego systemu. Jako że nowe kasy mają mieć dostęp do internetu, wystarczy, że klient płacąc gotówką, korzysta z programu lojalnościowego albo po prostu poda swój adres e-mail lub numer telefonu, a sprzedawca (a właściwie jego kasa) prześle mu elektroniczny paragon. W założeniach jest oczywiście opcja, że przez jakiś czas można będzie odbierać wydrukowany dowód sprzedaży.

Bankowcy pomysłowi są przychylni. Jerzy Bańka, wiceprezes Związku Banków Polskich, mówi, że mogłoby się to przyczynić do popularyzacji obrotu bezgotówkowego. A to oznacza spadek kosztów w gospodarce (używanie gotówki kosztuje, choćby jej przeliczanie, sortowanie czy magazynowanie i transport) oraz ograniczenie szarej strefy (obrót bezgotówkowy z zasady jest rejestrowany). – Banki zawsze będą wspierały tego typu przedsięwzięcia – podkreśla wiceprezes.

Mieszane uczucia mają natomiast handlowcy. Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu, zwraca uwagę na koszty. – To spore wydatki, jeśli chodzi o mały handel. Zwłaszcza że w ostatnich latach na skutek zmieniających się przepisów musieliśmy już wymieniać urządzenia. Teraz czeka nas kolejna rewolucja. A przypomnę, że średnia rentowność w handlu nie przekracza 1 proc. Każde dodatkowe nieprzewidziane wydatki to zatem spore obciążenie dla sprzedawców – komentuje Ptaszyński.
Duży handel w większości używa już kas z elektroniczną ewidencją, więc sama wymiana go nie martwi. Ale też ma swoje uwagi. Chciałby na przykład dopracowania już na tym etapie sposobu przesyłania danych. – Zależy nam, by dane z naszej strony spływały do systemu na koniec dnia, a nie byśmy byli zobligowani do ich wysyłania po każdej zawartej transakcji. Niestety problemy z siecią nie należą do rzadkości. Przeciążenia są częste, gdy klientów jest dużo – dodaje Karol Stec, szef departamentu prawnego Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.

Nowy system może mieć jeszcze jedną zaletę: poprawi fiskalizację online. Stosunkowo łatwo kasę można będzie skontrolować zdalnie. Teoretycznie też kasy mogłyby przesyłać dane na temat paragonów do jednej centralnej bazy w jednym ustalonym formacie. Taki centralny rejestr paragonów prowadziłoby Ministerstwo Finansów, a dokładnie jego specjalna spółka, która już pracuje nad centralnym rejestrem faktur. Oba systemy działałyby na podobnej zasadzie, czyli wyłapywałyby wszystkie anomalie. Może być nią np. skokowy wzrost lub spadek sprzedaży w sieci sklepów lub nawet w konkretnym sklepie, który byłby powodem do wszczęcia kontroli przez fiskusa.

Tyle że sceptyczne wobec tych założeń jest samo Ministerstwo Finansów. Ze względu na koszty całej operacji i konieczność technicznego dostosowania przedstawiciele MF wątpią, by udało się szybko wprowadzić system elektronicznych paragonów z ich centralną bazą.


Resort ma także zastrzeżenia do dużej roli, jaką w całym projekcie miałyby odegrać banki. – Nie chcemy, aby ten udział był nadmierny. To budzi nasz największy opór. Byłoby źle, gdyby bank stał się Wielkim Bratem, dysponując zbyt dużą ilością danych na temat zachowań klientów – powiedział DGP przedstawiciel MF.


Celem całej operacji jest promocja obrotu bezgotówkowego

Źródło:
http://biznes.gazetaprawna.pl/artykuly/955606,e-paragon-tylko-w-sieci.html
 
Ostatnia edycja:

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 407
Poseł Stanisław Tyszka (Kukiz'15), wicemarszałek i szef Zespołu ds. Pomocy Socjalnej w Sejmie, kwestionował przejrzystość w przyznawaniu i rozliczaniu 4 mln zł z funduszu socjalnego dla byłych i obecnych posłów. Przeciw niemu stanęły wszystkie partie. W piątek Marek Kuchciński, marszałek Sejmu (PiS), odwołał go ze stanowiska i przejął stery.

100 tys. zł na dresy
Tyszka szefował zespołowi od listopada ubiegłego roku. – Pierwszy wniosek, jaki wpłynął, dotyczył wydatków na cele sportowe, a dokładnie zakupu strojów sportowych i wynajmu boisk dla posłów. Opiewał na 100 tys. zł. Zdębiałem. Okazało się, że to norma w parlamencie – fundusz w każdej kadencji finansuje aktywność posłom. Byłem i jestem zdania, że karnety sportowe i stroje posłowie powinni opłacać z własnej kieszeni – mówi poseł Tyszka.

W Sejmie funkcjonuje wiele zespołów, np. Parlamentarny Zespół ds. Promocji Badmintona, Promocji Żużla, ds. Tenisa Ziemnego i Sportowy. – To delikatny populizm średnio zainteresowanego w temacie – tak opinię wicemarszałka Tyszki ocenia Ireneusz Raś, poseł PO grający w piłkę nożną. – Jako posłowie RP gramy z kolegami z Rosji, Turcji, Włoch. Bierzemy udział w meczach charytatywnych, jak chociażby w tych słynnych, które organizuje TVN przy 25-tysięcznej publiczności – tłumaczy poseł Raś. Jak dodaje, posłowie także sami się składają, by mieć fundusz sportowy. – W takich meczach musimy wyglądać jednolicie, dlatego występujemy o pieniądze z funduszu. No i gdzieś musimy ćwiczyć, co też kosztuje – mówi Raś.

Bez weryfikacji
Fundusz przyznaje też zapomogi dla byłych posłów w trudnej sytuacji. – Problem w tym, że zespół w żaden sposób nie weryfikuje informacji, nawet symbolicznie. Po prostu z automatu rozpoznaje wniosek pozytywnie – tłumaczy poseł Tyszka. W ubiegłej kadencji Sejmu przyznano 686 zapomóg głównie byłym posłom lub członkom ich rodzin za ponad 1,5 mln zł. Roczna zapomoga to 2,2 tys. zł, ale w wyjątkowych sytuacjach fundusz może przyznać 7 tys. zł zasiłku. O pomoc mogą starać się osoby, które „nie mogą zaspokoić podstawowych potrzeb życiowych" albo zostały dotknięte wypadkiem losowym, takim jak choroba, zgon w rodzinie i utrata mienia. Z roku na rok liczba posłów występujących o zapomogi rośnie.

Atrakcyjne pożyczki
Kolejną awanturę Tyszka wywołał, nie wyrażając zgody na obniżkę oprocentowania pożyczek na cele mieszkaniowe dla posłów (z 3 proc. do 1 proc. w wypadku spłaty w ciągu roku i z 4 proc. do 2 proc., jeśli spłata nastąpi w ciągu dwóch lat). – To bardzo popularna pożyczka wśród posłów, ale również nie ma żadnej kontroli nad tym, czy faktycznie poseł wydał ją na remont domu, czy też poleciał za nią na wakacje – tłumaczy Tyszka. Został jednak przegłosowany.

Członkami zespołu są Barbara Bartuś (PiS), Henryka Krzywonos (PO), Marek Jakubiak (Kukiz'15), Kornelia Wróblewska (Nowoczesna) oraz Marek Sawicki (PSL). Przeciw Tyszce stanęli wszyscy. Bartuś, Krzywonos i Sawicki napisali pismo do marszałka Kuchcińskiego, by wyznaczył innego przewodniczącego zespołu, zarzucając mu, że kwestionuje zasadność udzielania jakiejkolwiek pomocy socjalnej posłom. Nie udało nam się skontaktować z autorami listu.

Tyszka to potwierdza. – Jestem za likwidacją funduszu socjalnego. Sejm to nie jest dla posła zakład pracy, gdzie istnieje fundusz socjalny. To służba – mówi.

O traktowaniu funduszu socjalnego jak kasy pożyczkowej, także wśród najbogatszych posłów, pisała kilka lat temu „Rzeczpospolita". Na przykład w szóstej kadencji Sejmu wzięło pożyczki w sejmowej kasie – na prawie 600 tys. zł – aż 68 posłów, m.in. Bronisław Komorowski i Ryszard Kalisz, a nawet jeden z najbogatszych posłów Stanisław Gawłowski, poseł PO z Koszalina (późniejszy wiceminister środowiska), który mimo miliona oszczędności, zaciągnął sejmowy kredyt na 20 tys. zł (wykazał to w oświadczeniu majątkowym).

Zgodnie z regulaminem każdy poseł, bez względu na stan majątkowy i posiadane oszczędności, może wystąpić o pożyczkę z funduszu świadczeń socjalnych na cele mieszkaniowe. Na zakup domu lub mieszkania albo na dopłatę do wkładu mieszkaniowego (lub wykup na własność mieszkania lokatorskiego) poseł może jednorazowo otrzymać 30 tys. zł. Na „pozostałe cele mieszkaniowe", a więc wyposażenie, remont i modernizację – do 15 tys. zł. Pożyczkę można rozpisać na dwa lata, ale jeśli poseł wpadnie w kłopoty finansowe, może poprosić o półroczne zawieszenie spłaty. Czy pieniądze zostały wydane zgodnie z celem? – tego nikt już nie sprawdza.

http://www.rp.pl/Polityka/308159936-Stanislaw-Tyszka-chce-likwidacji-funduszu-socjalnego.html#ap-1
 

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
Ciekawe czy islamskim obywatelom Jugemdamty tak chętnie "pomagają"...
Niemiecki urząd, który odebrał Polce noworodka: Interweniujemy, gdy zagrożone jest dobro dziecka
"Jugendamt interweniuje zawsze, gdy zagrożone jest dobro dziecka" - powiedział rzecznik urzędu powiatowego Esslingen, Peter Keck, pytany o przyczyny odebrania Polce trzydniowego noworodka. Rodzice krytykują działania urzędu jako bezprawne. O podjęciu sprawy zdecydował Rzecznik Praw Obywatelskich. Wcześniej zainteresował się nią także resort sprawiedliwości.

0005TLCAK0DVATAX-C431.jpg

Zdj. ilustracyjne/Photoshot/Retna /PAP/EPA


W ostatnich tygodniach w jednym z niemieckich szpitali przedstawiciele Jugendamtu odebrali Polce trzydniowe dziecko. Podkreślam z całą mocą, że w tym przypadku chodzi wyłącznie o dobro noworodka, a nie o narodowość czy obywatelstwo. Jugendamt jest zobowiązany do oceny ryzyka zagrożenia w przypadku, gdy dostrzeże niebezpieczeństwo dla dobra dziecka, i do podjęcia kroków w celu jego ochrony bądź w celu udzielenia mu pomocy -powiedział Keck dziennikarzowi PAP.

Rzecznik urzędu Esslingen zastrzegł, że ze względu na przepisy o ochronie danych nie może ujawnić szczegółów dotyczących tej konkretnej decyzji o otoczeniu noworodka opieką. Jak zaznaczył, sprawą zajmowało się stale dwóch urzędników, aby "zminimalizować groźbę popełnienia błędu".

Rzecznik zauważył, że Jugendamt stara się o utrzymanie kontaktu między rodzicami a odebranym dzieckiem. Pragnące zachować anonimowość źródło poinformowało PAP, że biologiczna matka dziewczynki zobaczyła w czwartek, po raz pierwszy od dwóch i pół tygodnia, dziecko przebywające u matki zastępczej. Mąż Polki żalił się wcześniej, że kobieta od dwóch tygodni nie widziała córki.

Keck wyjaśnił, że w związku ze sprzeciwem rodziców wobec decyzji Jugendamtu o dalszych losach noworodka rozstrzygnie sąd rodzinny. Rozprawa wyznaczona jest na 24 sierpnia.


O dalszych losach noworodka rozstrzygnie sąd rodzinny
Dyrektor zespołu prawa konstytucyjnego i międzynarodowego w Biurze RPO Mirosław Wróblewski poinformował PAP, że rzecznik z urzędu zajmie się sprawą. Przygotowujemy wystąpienie do konsula Rzeczypospolitej w Niemczech, który ma nie tylko możliwość, ale i obowiązek obrony praw polskich obywateli - dodał Wróblewski. Wskazał, że konsul ma np. możliwość udziału w sprawach sądowych oraz uzyskiwania informacji w organach administracji niemieckiej.

Postępowanie w całej sprawie wszczęto w Ministerstwie Sprawiedliwości na polecenie szefa resortu Zbigniewa Ziobry. Będzie je nadzorować wiceminister Michał Wójcik - informował rzecznik MS Sebastian Kaleta. Według niego w piątek Wójcik zwrócił się do Ministerstwa Sprawiedliwości Niemiec o podanie podstawy prawnej odebrania obywatelce polskiej dziecka po porodzie.

Rodzice przesłali stacji Polsat News oświadczenie poniższej treści: W dwa tygodnie po bezprawnym zabraniu naszego dziecka ze szpitala, niemieccy urzędnicy powiadomili nas o narzuceniu dziecku niemieckiego obywatelstwa wbrew naszej woli, mimo że jesteśmy wyłącznie polskimi obywatelami. Nie mając nadziei na uczciwość po stronie niemieckich urzędników, w głębokiej obawie o rozwój naszego dziecka, prosimy obecnie polski rząd kierowany przez panią premier Beatę Szydło o niezwłoczną ochronę praw naszego dziecka do życia rodzinnego i tożsamości narodowej.

Według rodziców większość zarzutów, stawianych im przez niemieckich urzędników, to "pogłoski z drugiej lub trzeciej ręki, po części już zaprzeczone przez osoby, którym je przypisano". Remont mieszkania dokonywany, by dostosować go do potrzeb matki z małym dzieckiem, wykorzystano jako pretekst do zarzucenia matce nieporządku w mieszkaniu - napisali w oświadczeniu.

Zarzutem miało być także to, że "w czasie ciąży matka nie dopatrzyła konsultacji lekarskiej".

Odebrano ponad 40 tys. dzieci
W ubiegłym roku Jugendamty podjęły decyzję o odebraniu rodzicom ponad 40 tys. dzieci, najczęściej ze względu na problemy wychowawcze. Większość interwencji dotyczyła rodzin niemieckich. Oprócz tego urzędy opiekowały się blisko 40 tys. dzieci i nastolatków, którzy przyjechali do Niemiec jako uchodźcy bez rodziców bądź opiekunów.

Działalność niemieckich urzędów jest krytykowana przez część polityków w Polsce oraz polskie media ze względu na kontrowersyjne przypadki odbierania dzieci małżeństwom polsko-niemieckim lub polskim.

Komisja petycji Parlamentu Europejskiego przyjęła kilka lat temu krytyczny raport w sprawie Jugendamtów. Komisja badała skargi rodziców z różnych państw UE, którzy zarzucali Jugendamtom utrudnianie lub wręcz uniemożliwianie im kontaktu z dzieckiem w przypadkach, gdy sąd orzekł dostęp rodzicielski pod nadzorem.

W Polsce głośne były sprawy rozwiedzionych Polaków mieszkających w Niemczech, którzy skarżyli się, że niemieckie instytucje uniemożliwiały im posługiwanie się językiem polskim w czasie nadzorowanych spotkań z dziećmi. Podobne problemy zgłaszali też rodzice z Francji i Włoch.

Jugendamty czyli urzędy do spraw dzieci i młodzieży, powstały w latach 20. XX wieku jako instytucja opiekująca się trudną młodzieżą, zdeprawowaną w wyniku wojny. Po dojściu do władzy w 1933 roku naziści włączyli sieć tych placówek do swojego systemu wychowawczego.

Obecnie działalność urzędów do spraw młodzieży znajduje się w gestii niemieckich krajów związkowych (landów). W przypadkach zaniedbania dzieci przez opiekunów lub znęcania się nad nimi, co nierzadko kończy się śmiercią nieletnich, Jugendamty krytykowane są za opieszałość i brak zdecydowania; z drugiej strony zarzuca się im ingerowanie w życie rodzin i naruszanie prywatności.

A powód?

Na początku sierpnia, trzy dni po porodzie, przedstawiciele Jugendamtu w Esslingen odebrali Polce córeczkę. Noworodka zabrali prosto ze szpitala - informuje Polsat News. Jaki był powód? Matka usłyszała, że dziecko "wyschnie" pod jej opieką, bo nie będzie potrafiła go wykarmić. Przez 2 i pół tygodnia kobieta nie mogła również zobaczyć córeczki. Dziecku nadano także niemieckie obywatelstwo, chociaż rodzice są polskimi obywatelami. Na polecenie Zbigniewa Ziobry ministerstwo sprawiedliwości zwróciło się do swojego odpowiednika niemieckiego o podanie podstawy prawnej takich działań urzędu.

Dlaczego urzędnicy zabrali dziecko?

Niemiecki urząd zarzuca matce, że nie będzie potrafiła wykarmić dziecka, ma nieporządek w mieszkaniu oraz nie była na jednej konsultacji lekarskiej w trakcie ciąży - informuje dziennik "Fakt". Zdaniem rodziców to plotki, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Powodem nieporządku był remont mieszkania, które dostosowywali do potrzeb niemowlęcia. Matka broni się, że ciąża przebiegała wzorowo, nie odczuwała żadnych dolegliwości, a dziecko urodziło się zdrowe.

Źródło: http://www.msn.com/pl-pl/wiadomosci...-dniową-córeczkę-powód-bo-wyschnie/ar-BBvLIDf
 
Ostatnia edycja:

pawlis

Samotny wilk
2 420
10 187
Bo Jugendamty działają także w Austrii i tam również zdarzały podobne przypadki. I ciekawi mnie, czy to taki sam poziom patologii jak u górnego sąsiada.
 

GAZDA

EL GAZDA
7 687
11 143
w każdym państwie jest taki sam poziom, jesli chodzi o dzieci... patrz kraje skandynawskie, w polsce też przecie nieroz odbierali ludziom dzieci bo coś tam coś tam...
każde państwo uwarza ludzi za swoją własność, i dlatego pilnuje by dzieci były wzorowymi lemingami a jak coś nei pasi to zabierają...
 
U

ultimate

Guest
Nowy projekt resortu sprawiedliwości.

Kontrowersyjny projekt ustawy przygotowało Ministerstwo Sprawiedliwości. Michał Magdziak, ekspert FOR, zwraca uwagę, że projekt wprowadza zagrożenie karami dla uczciwych przedsiębiorców, jeżeli okaże się, że przestępstwo popełni ich pracownik.

Projekt ustawy wprowadza jednak także odpowiedzialność karną dla tych, którzy nie prowadzą firmy, ale w trakcie dochodzenia okaże się, że utrzymują "stały kontakt" z osobą, której postawione zostaną inne zarzuty.
http://msp.money.pl/wiadomosci/praw...6.html?utm_source=taboola&utm_medium=referral
 

Finis

Anarcho-individual
439
1 922
Nowy projekt resortu sprawiedliwości.

Kontrowersyjny projekt ustawy przygotowało Ministerstwo Sprawiedliwości. Michał Magdziak, ekspert FOR, zwraca uwagę, że projekt wprowadza zagrożenie karami dla uczciwych przedsiębiorców, jeżeli okaże się, że przestępstwo popełni ich pracownik.

Projekt ustawy wprowadza jednak także odpowiedzialność karną dla tych, którzy nie prowadzą firmy, ale w trakcie dochodzenia okaże się, że utrzymują "stały kontakt" z osobą, której postawione zostaną inne zarzuty.
http://msp.money.pl/wiadomosci/praw...6.html?utm_source=taboola&utm_medium=referral
Tutaj projekt został w miarę przystępnie omówiony oraz wyjaśniony:
http://bialekolnierzyki.com.pl/konfiskata-rozszerzona/

Szczególnie groźnie brzmi poniższy fragment:
Do Kodeksu karnego skarbowego ma zostać dodany art. 31a w brzmieniu:

Art. 31a

§ 1. W razie skazania za przestępstwo skarbowe, powodujące uszczuplenie należności publicznoprawnej dużej wartości, sąd może orzec przepadek składników i praw majątkowych przedsiębiorstwa, które służyło lub było przeznaczone do popełnienia tego przestępstwa, chociażby nie stanowiło własności sprawcy, jeżeli jego właściciel lub inna osoba uprawniona na skutek niezachowania ostrożności wymaganej w danych okolicznościach przewidywała albo mogła przewidzieć, że może ono służyć lub być przeznaczone do popełnienia przestępstwa.
Jeżeli jestem szefem firmy, a mój podwładny dokona jakiegoś "wałka", który został przede mną doskonale zakamuflowany, to dlaczego zakłada się, że ja nie zachowałem ostrożności lub nie mogłem tego przewidzieć? Pachnie mi to odpowiedzialnością zbiorową.
 

kr2y510

konfederata targowicki
12 770
24 703
Pachnie mi to odpowiedzialnością zbiorową.
Dokładniej to jest przerzucanie odpowiedzialności, czyli pewna forma odpowiedzialności zbiorowej. To potwierdza jedynie bezsilność tych kurwozjebów.
Przerzucanie odpowiedzialności skarbowej ma także miejsce w innych częściach świata, nawet w USA. Taka moda. Przy czym należy pamiętać, że PiS tego nie wymyślił, on jedynie kontynuuje politykę SLD i PO, które to również podobne praktyki wprowadzały, choć na mniejszą skalę.
 
D

Deleted member 427

Guest

rawpra

Well-Known Member
2 741
5 407
The Anarchists/Communists now have a 100M warchest.

For all its talk of being a street uprising, Black Lives Matter is increasingly awash in cash, raking in pledges of more than $100 million from liberal foundations and others eager to contribute to what has become the grant-making cause du jour.

The Ford Foundation and Borealis Philanthropy recently announced the formation of the Black-Led Movement Fund [BLMF], a six-year pooled donor campaign aimed at raising $100 million for the Movement for Black Lives coalition.

That funding comes in addition to more than $33 million in grants to the Black Lives Matter movement from top Democratic Party donor George Soros through his Open Society Foundations, as well as grant-making from the Center for American Progress.

“The BLMF provides grants, movement building resources, and technical assistance to organizations working advance the leadership and vision of young, Black, queer, feminists and immigrant leaders who are shaping and leading a national conversation about criminalization, policing and race in America,” said the Borealis announcement.

In doing so, however, the foundations have aligned themselves with the staunch left-wing platform of the Movement for Black Lives, which unveiled a policy agenda shortly after the fund was announced accusing Israel of being an “apartheid state” guilty of “genocide.”

Released Aug. 1, the platform also calls for defunding police departments, race-based reparations, breaking (?), voting rights for illegal immigrants, fossil-fuel divestment, an end to private education and charter schools, a “universal basic income,” and free college for blacks.

As far as critics are concerned, the grab-bag platform combined with the staggering underwriting commitment offer more evidence that Black Lives Matter is being used as a conduit for left-wing politics as usual.

“It’s about time people woke up to the fact that big money is using people as pawns to stoke racial hatred and further their global agenda,” said the Federalist Papers Project’s C.E. Dyer.

Bill Johnson, executive director of the National Association of Police Organizations, said corporations and others may want to think twice about partnering with the Ford Foundation, the fifth-largest U.S. philanthropy with $12.4 billion in assets.

“The Ford Foundation has traditionally been leftist, at least since the 1970s, on law-enforcement matters. So it’s not a huge surprise, but it’s certainly disappointing,” said Mr. Johnson. “I guess potential donors may want to look at the [Black Lives Matter] movement and see the damage, destruction and murders that they’ve left in their wake.”

For Black Lives Matter, the grant-making partnership isn’t risk free, lending legitimacy to the movement but also credence to those who say it has strayed from the concerns of black Americans calling for equal treatment at the hands of police.

“I think whoever’s in charge of vetting a grant like that didn’t do their homework,” said Mr. Johnson. “Or maybe this was already in the works before they realized what exactly they were dealing with before this platform came out—before it became more apparent that it’s become today’s Velcro for what the leftist-fringe movement desires.”

And that’s a shame, he said, “because instead of having a serious movement that might have been a basis for dialogue and improving relations in communities, especially communities of color, it’s kind of become in some ways a very violent movement, in some ways a very, very far-left [movement] with an almost statist agenda.”

Borealis and Ford did not return requests Wednesday asking for comment, but one of the newly launched fund’s partners, the Movement Strategy Center in Oakland, California, praised the foundations for bringing resources to “this transformative movement.”

“Ensuring that all Black Lives Matter, in this land and around the world, will require an infusion of assets into Black communities,” said the center in an Aug. 8 statement.

In their July 19 announcement, Ford Foundation program officers Brook Kelly-Green and Luna Yasui said that, “Now is the time to call for an end to state violence directed at communities of color.”

“And now is the time to advocate for investment in public services—including but not limited to police reform—together with education, health, and employment in communities for people that have historically had less opportunity and access to all those things,” they said. “These are the reasons we support the Movement for Black Lives.”

Ford and Borealis are hardly alone: They said the fund will “complement the important work” of charities including the Hill-Snowden Foundation, Solidaire, the NoVo Foundation, the Association of Black Foundation Executives, the Neighborhood Funders Group, anonymous donors, and others.

In addition to raising $100 million for the Movement for Black Lives, the Black-Led Movement Fund will collaborate with Benedict Consulting on “the organizational capacity building needs of a rapidly growing movement.”

Ford has locked horns over Israel before: In 2003, the foundation announced after years of criticism that it would not renew its funding for leftist causes through the New Israel Fund, according to Forward.

The Black Lives Matter movement exploded in August 2014 after an officer shot dead unarmed 18-year-old Michael Brown in Ferguson, Missouri. Since then, police shootings of black men have prompted rioting and protests in dozens of U.S. cities, as well as the deaths of eight officers in separate incidents this year at demonstrations in Baton Rouge and Dallas.

Mr. Johnson confirmed that his organization, an advocacy group for police, has no grant-making alliance with Ford.

“We don’t receive any funding from Ford. But yeah, thanks very much,” he said with a laugh.

Not that he wouldn’t take it. “Of course it would come in handy — look at what’s going on across this country with the attacks on police,” Mr. Johnson said. “We’re not looking for a handout from Ford, but it would be nice to see groups like that or George Soros try to give some nuts-and-bolts help for people who are hurting, instead of throwing money around on grand schemes.”

http://www.washingtontimes.com/news/2016/aug/16/black-lives-matter-cashes-100-million-liberal-foun/
 
Do góry Bottom